Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2020, 20:28   #148
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 37 - 2519.I.23; agt (7/8); wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; zaśnieżone ulice
Czas: 2519.I.23; Agnestag (7/8); wczesny wieczór
Warunki: jasno, ciepło, gwar rozmów na zewnątrz zmrok, burza, umi.wiatr, siarczysty mróz


Versana



Wydawało się, z początku, że nastrój kobiety w skórzanych spodniach jest równie burzowy jak ten wieczór. Zaczęło sypać marznącym śniegiem co gdy trafiał w odkryte ciało to kuł nieprzyjemnie zimnymi igłami. Do tego burza zdążyła się rozszaleć na całego co sprawiało, że ulice jakimi szły dwie kobiety, mimo wczesnej, wieczornej pory były dość puste.

- Słyszałaś go?! Słyszałaś? Co za bydlak! Cham! Wredna małpa! - z początku mówiła głównie Łasica. Jak to miała w zwyczaju bardzo gorączkowo przeżywała jakieś zdarzenie czy spotkanie. Teraz głównie wściekała się na Silnego, jego docniki i złośliwości. Wcześniej się chamowała dopiero teraz gdy wracały obie mogła dać w pełni upust swojej złości i frustracji.

- I jeszcze chce nam sprowadzić jakiegoś nowego gbura. Pewnie obaj są siebie warci. Najgorzej, że będzie ich wtedy dwóch. - łotrzyca martwiła się tym mocno. Co będzie jak Silny dzięki wprowadzeniu do zboru swojego człowieka umocni swoje wpływy.

- Zobaczysz, że pójdę do tej bramy! I dam dupy każdemu kto tam będzie! Specjalnie to zrobię mu na złość! A jemu nie! Za cholerę! - szła i złorzeczyła Silnemu i jego przytykom. Wydawało się, że raczej po to by wyrzucić z siebie tą złość ale musiała mieć jej sporo do kolegi co preferował konfliktowe rozwiązania. Alternatywą wydawało jej się dołączenie kogoś od nich ale żadna z kobiet z jakimi ostatnio się zadawały nie wydawała się gotowa by jakoś w miarę szybko można było zaryzykować aby ją dołączyć do zboru.

- Ciekawe czy Starszemu wystarczy nasza opinia o którejś z nich czy poprosi jeszcze kogoś o weryfikację takiej osoby. Pewnie tego Gerharta... Grega... czy jak mu tam. Tego mięśniaka od Silnego. Pewnie też da komuś do sprawdzenia. Raczej nie mnie bo na pewno by nie przeszedł mojej weryfikacji. Ale jak byśmy chciały zwerbować choćby naszą Wiewióreczkę to nie wiem czy nasza opinia mu wystarczy. Też może kogoś z chłopaków poprosić. - dumała na głos zerkając często pod swoim kapturem na idącą obok partnerkę. W końcu jednak jak wyrzuciła z siebie to wiadro złośliwości uspokoiła się na tyle by dało się z nią porozmawiać o czymś innym.

- A tobie coś się śniło w nocy? Bo ja miałam bardzo piękny sen… Taki z tobą i Froyą… I jak wam obu usługiwałam… Na kolankach i u stóp… A wy byłyście takie zdecydowane i władcze... To było takie piękne… Tak bym chciała aby to pewnego dnia stało się prawdą… - nawet sama zapytała o sen jaki miała przyjaciółka. I tutaj wyraźnie się rozpromieniła a sen wspominała ciepło, z czułością i rozmarzeniem. Gdy rozmawiały o tym śnie rozpogodziła się. A nawet zdradzała oznaki podekscytowania i radości. Wydawało się, że podobnie wspomina swój sen jak Versana. Z tym całym ogrodem, śniegiem co nie był wcale zimny i łóżkiem. No i jak jako uległa i posłuszna pokojówka musiała usługiwać dwóm cudownym paniom od stóp do ust. Co chyba podobało jej się w tym śnie najbardziej. Wreszcie Versana zyskała sposobność.

- Naprawdę!? Starszy zaproponował ci własny zbór! O rany! Ale rewelacja! O! To wtedy byś mogła być legalnie moją panią i szefową! A mogłabym zostać twoją osobistą nałożnicą? Przecież nie byłabym zazdrosna o te wszystkie nasze ślicznotki jakie by były w takiej nowej grupie. Przynajmniej póki byś mnie wykorzystywała w mocno nieprzyzwoity sposób tak jak we śnie albo dzisiaj u ciebie. Przecież nic więcej mi do szczęścia nie trzeba. - Łasica tak samo jak Versana kompletnie się nie spodziewała tej propozycji z jaką wyszedł dzisiaj ich mistrz. Ale po pierwszym zaskoczeniu i niedowierzaniu była zachwycona pomysłem. Zaczęła paplać wesoło jak trajkotka nawijając raz za razem o kolejnym pomyśle. Snuła plany jakie to ślicznotki by można wcielić do takiej nowej grupy. No już prawie na pewno Brenę. Froya no oby, oby… Jakby była taka jak we śnie to kto wie? Może się uda? O Kamili zbyt wiele nie wiedziała to się nie wypowiadała. Z Normą jeszcze nie wiadomo jak by wyszło. No i może jeszcze Rose. Też wydawała się bardzo obiecująca i otwarta na takie zabawy.

- Aha no tak, to trzeba by mieć jakąś kryjówkę na te orgie i spotkania… - jak tak snuła te swoje radosne i trochę chaotyczne plany dotarła do punktu o jaki przyjaciółka już zdążyła ją zapytać ale w gorącej wodzie kompana miłośniczka Węża niczym prawdziwy wąż wiła się pomiędzy tematami aż wróciła i do tego punktu.

- Tak, to by musiało coś być co nie było by dziwne, że tam się kręcą jakieś ślicznotki… I jeszcze jakiś pretekst takich spotkań trzeba by wymyślić… - tym razem nieco spoważniała gdy zastanawiała się nad taką lokacją. Właściwie pustostanów było sporo więc nie było trudno jakiś zająć i używać to dych mocno nieprzyzwoitych celów.

- To chyba z tym teatrem chyba najlepiej. Jakieś spotkania na zapleczu albo w piwnicy. I nie byłoby dziwne, że tam chodzimy. - doszła do wniosku podobnego jak Versana, że ten nowy teatr to chyba najlepsza przykrywka dla takich spotkań różnych osób z różnych warstw. Gdy tak półgłosem analizowała mapę miasta wymieniając różne adresy i miejsca w końcu udało jej się coś doprecyzować.

- Jest taka jedna gospoda. Kiedyś tam trochę kitrałam się jak miałam kłopoty. Całkiem nieźle zachowana chociaż trzeba by pewnie odmalować i posprzątać. No i sprawdzić jak to wygląda obecnie. Ale ma główną salę jak to gospoda, piwniczkę, zaplecze, pokoje na piętrze. Chyba powinno się nadać prawda? - nie ukrywała, że dawno tam nie była. I chociaż dla niej jednej jako kryjówka sprawdziła się nieźle to chyba lepiej by Versana też rzuciła okiem czy się to miejsce nadaje. Sama gospoda była położona niby w centrum miasta ale takim rejonie raczej słabo zaludnionym i opuszczonym.

Albo stary młyn. Kilka poziomów, z górnych pięter niezłe widoki na miasto, dół całkiem spory, można by tam scenę urządzić dla gości. W piwnicy jakieś magazyny czy co. A na piętrach miejsce na garderoby i spotkania bardzo bliskiego stopnia i zażyłości. Młyn stał w całkiem ludnej okolicy ale jak stał pusty to jakoś wszyscy się przyzwyczaili i go zwyczajnie mijali.

I było jeszcze schronisko. Albo miał tam być dom marynarza - weterana czy coś takiego. Przy zachodnich krańcach miasta. Mieli tam budować kolejne domy i ulice ale to już wówczas wszystko się sypało z tą budową miasta i to schronisko było jednym z niewielu w miarę ukończonych budynków. Nigdy nie było użytkowane. Moża poza dzikimi lokatorami. Ale to był spory, solidny budynek już prawie za miastem. Pomieszczeń małych i dużych było tam sporo no ale właśnie na piechotę z centrum to byłoby trochę do pokonania. I trochę zarosło lasem czy to może jakiś park zdziczał to sprawiało dość ponure, wręcz nawiedzone miejsce. Łasica tam miała kiedyś jakieś lewe interesy do załatwienia to była raz czy dwa ale jakoś potem ani okazji ani ochoty ani potrzeby nie miała aby tam chodzić.

- A z Normą to żaden problem. Pójdziemy do nich albo jak chcesz to ja sama pójdę i ich przeproszę. Jak trzeba to na kolankach i w łóżku. Oczywiście najchętniej bym zaliczyła naszą Wilczycę no ale na pohybel Silnemu z weglarzami też mogę się zabawić. A jak da się ją przed lub po wyciągnąć do karczmy albo burdelu jeśli lubi to ja się piszę na taki układ. Może jak Wiewióreczka się dzisiaj sprawdzi to ją też zabierzemy? W końcu jakoś musimy naszą najmłodszą żmijkę wdrażać w nasze interesy prawda? - sprawa z Normą wydawała się jej prosta do załatwienia. I wyraziła swoją wszelką gotowość do współpracy w tej sprawie. Tylko wieczorami oczywiście no bo wcześniej trudno ją było złapać gdy pełniła rolę służącej van Hansenów. A jakby się okazało, że toporniczka potrzebuje kelnerki, służącej, pokojówki, łaziebnej czy dziewczynki na noc to chyba byłoby to spełnieniem marzeń Łasicy jakie miała pod jej względem.

- A z Grubsonem… - zastanowiła się gdy już zbliżali się do domu van Drasenów pomimo tej sypiącej śniegiem burzy. - Nie wiem jak wyjdzie nam z Rosą. Mam nadzieję, że tak jak ostatnim razem. Ale potem no nie wiem w jakim będę stanie. Jak nie będę zbyt wstawiona i nakręcona to możemy spróbować. Nawet jak to okno nie będzie otwarte to nie stanowi większej przeszkody. A ta burza i zawierucha mogłaby nawet pomóc. Zagłuszu nas. Oby tylko żadne z nich nie wstało aby sprawdzić co tak huknęło. - gdy włamywczaka usłyszała relację koleżanki o planowanym włamaniu wydawała się raczej dobrej myśli. Wcześniej rozpoznała teren z zewnątrz no a teraz Versana powiedziała jej jak było wewnątrz. Gdyby były razem to z Łasicy spadał ten ciężar rozpoznania co jest co w tym słowie pisanym bo na tym nie znała się kompletnie.

- A powiedz Ver jak już wszystko by poszło zgodnie z planem po wizycie u tego grubasa to co byśmy robiły dalej? Dwie takie młode, piękne i zdolne kobiety w środku zimnej nocy? Co by piękna i dobra pani powiedziała jakby Brena nocowała swoją koleżankę w pokoju? Przecież to by chyba czci tej pani nie naruszało prawda? A jakby zażyczyła sobie sprawdzić co za hałasy dochodzą z sypialni jej służki to chyba nawet by to było zrozumiałe jakby tam została na inspekcję, nawet osobistą, nawet zwłaszcza osobistą by dopilnować czy te dwie ladacznice zachowują się jak należy. Co? Albo po prostu nocujmy w karczmie. Znam jedną niedaleko domu Grubsona. - gdy już podchodziły do kamienicy w jakiej rezydowała młoda wdowa jej koleżanka ze zboru pozwoliła sobie na luźne rozważania na temat nadchodzącej nocy. Wydawała się chętna spędzić ją właśnie z nią. Ale też okazywała zrozumienie gdyby dla zachowania pozorów nie było to możliwe dało się jednak wyczuć, że wolałaby tą pierwszą wersję.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.I.23; Agnestag (7/8); wieczór
Warunki: jasno, ciepło, gwar rozmów na zewnątrz noc, gęsty śnieg, umi.wiatr, bardzo lodowato


Versana



Wydawało się, że w “Żaglowcu” jest gwarno i wesoło jak zwykle. Ani nie była to tania mordownia ani lokal dla szlachty i oficerów. Tak coś pośrodku. A jednak dawało się wyczuć tu tą nieuchwytną iskrę jaka sprawiała, że każdy czuł się tu dobrze i swobodnie. Zwłaszcza jak dominuwała to wszędobylska, marynarska mieszanka typów z całego świata wymieszania ze sobą po różnych stołach i pokojach. To ciemnowłosa kobieta - kapitan w spodniach wydawała się tu pasować jak najbardziej. Znów nie była sama chociaż tym razem jej eskorta sprowadzała się do dwóch ludzi. I dało się wyczuć, że to ona jest ich reprezentantem i głównym gościem. Chociaż trochę się zdziwiła gdy drużyna gości przyszła w trzy a nie dwie osoby.

- Co? - Estalijka zmrużyła oczy gdy już przy pierwszych kuflach i po pierwszych przywitaniach mogły zacząć spokojniej i swobodniej rozmawiać. Wydawała sie w świetnym humorze i cieszyć się z tego spotkania. Ale Łasica walnęła coś takiego co ją nieco skonfundowało.

- No to taki układ. Deal. Trochę jak z tym zakładem co przegrałam i musiałam go ostatnio odsłużyć. - Łasica wyjaśniła z uśmiechem wskazując niewyraźnym ruchem dłoni gdzieś w bok jakby tam była scena z tym ostatnim spotkaniem we trójkę jeszcze w kapitańskiej kajucie “Morskiej Tygrysicy”. Kapitan skinęła głową, że pamięta i zna temat ale jakoś widocznie nie widzi jeszcze związku z obecną sytuacją.

- No i właśnie tym razem wyszło coś takiego, że ja muszę służyć i dbać o wszelkie potrzeby Ver i Breny. Moja pani mi tak przykazała. Dlatego dzisiaj muszę wykonywać ich polecenia. - łotrzyca znów przybrała ten słodki, kuszący ton ślicznej i uległej służacej wskazując na siedzące obok wdowę i jej pokojówkę o jakie czuła się zobowiązana zadbać.

- Dobrze, rozumiem. A ja? - Rosie pokiwała głową, że to akurat do niej dotarło. No ale przecież siedziały i rozmawiały tu we cztery a nie trzy.

- Pani kapitan, tak samo jak poprzednio, nie śmiałabym odmówić czegokolwiek by sobie zażyczyła. Po prostu muszę też spełniać życzenia moich sióstr. - właścicielka skórzanych spodni opiekuńczo położyła dłoń na dłoni pani kapitan by dać znać o swojej pełnej gotowości do wszelkiej współpracy.

- Ah tak? - Rosie spojrzała na nią, na tą dłoń co przykryła jej własną dłoń i uśmiechnęła się wesoło. - Chcesz służyć dzisiaj nam trzem? Nie przeceniasz się i swoich możliwości? - zapytała mając właśnie takie wątpliwości albo zwyczajnie drocząc i flirtując z nią.

- No nie jestem pewna. Trzy tak piękne i żywiołowe kobiety… Ale postaram się dać z siebie wszystko! Jeśli któraś z was nie będzie usatysfakcjonowana moimi usługami postaram się to zrekompensować przy następnym spotkaniu. Czy to razem czy już indywidualnie. - Łasica przyłożyła dłoń do własnej piersi aby zapewnić o swoich szczerych intencjach. I po kolei spojrzała na siedzącą naprzeciwko panią kapitan i na siedzące obok Versanę i Brenę. Ta ostatnia jak zwykle była najbardziej małomówna i raczej nie pytana nie zabierała głosu. Wciąż wydawała się niepewna czego właściwie powinna się spodziewać ale obecność obu sióstr a zwłaszcza wdowy wydawała się dodawać jej otuchy. Dlatego siedziała tuż obok nie a z drugi bok pani van Drasen zajmowała jej najlepsza koleżanka ze zboru.

- To coś czuję, że chyba nie będę usatysfakcjonowana. - kapitan dostrzegła tą lukę w propozycji nowej znajomej i bezczelnie się uśmiechnęła rozbawiona takim przebiegiem tych wstępnych flirtów i konwersacji.

- No weź! Nie rób tak! Weź mnie nie skreślaj tak już ze startu! - Łasica popatrzyła na nią z wyrzutem i nieco zabawnie sparodiowanym oburzeniem. Jakby ktoś tutaj nie doceniał jej starań i talentów. Wyglądało to tak zabawnie, że chyba wszyscy przy stole się roześmiali.

- No dobrze, jak pójdziemy na pięterko to dam ci szansę. Chcę to zobaczyć jak jedna obsługuje trzy inne. - zapowiedziała niejako zaproszenie całej trójki gości na górę ale też prowokowała czy zwyczajnie nie dowierzała w zapewnienia Łasicy. Ta usatysfakcjonowana taką odpowiedzią upiła łyk grzańca i dała się teraz wygadać innym. A okazało się, że i pani kapitan ma do nich jakąś sprawę.

- Wy jesteście stąd co? Z miasta? - zagaiła patrząc na trójkę kobiet siedzącą po drugiej stronie stołu. Widząc i słysząc niepewne potwierdzenia pociągnęła temat. Szukała przewodnika. Kogoś kto przeprowadzi konwój sań do Salzburga, stolicy Nordlandu. Wie, że jest zima to może być z tym ciężko no ale płaci konkretną gotówką więc ma nadzieję, że ktoś się znajdzie. Niestety nie była stąd to aż tak nie znała miasta by iść pod właściwy adres i człowieka.

- Popytam. W lecie to najłatwiej popłynąć w górę rzeki. Ale teraz to nie wiem jak. Wszędzie pełno śniegu a co chwila sypie nowy albo jakaś zamieć. A to musi być teraz? Nie chcesz poczekać do wiosny? Jak lód na rzece puści to najłatwiej rzeką. - Łasica odezwała się pierwsza. Ale musiała przyznać, że tak od ręki to nie zna nikogo takiego. Jednak miała wielu znajomych to może któryś z nich się nada i zgodzi albo zna kogoś takiego.

- Wolę teraz. Na wiosnę chcę podnieść kotwicę i wypłynąć na szerokie wody. - Estalijka pokręciła głową na znak, że dziś czy jutro to wcale nie musi wyjeżdżać do tej stolicy prowincji. Ale jednak nie chce też czekać z tym aż się zima skończy.

- A co z tą obiecaną wizytą na Wyspie Przemytników? - Łasica przypomniała o tym co tak bardzo interesowało jej czarnowłosą siostrę w wierze.

- W Aubentag mogę was zabrać. O świcie tak jak się na połów wypływa i mgła jeszcze jest. Zazwyczaj jest dzień przed dniem handlowym. W inne dni też coś się zdarza ale najwięcej jest właśnie wtedy. Poza tym to wyspa jest właściwie pusta. - Rose widocznie poważnie traktowała swoje słowo i wydawała się chętna zabrać nowe koleżanki na tą wycieczkę krajoznawczą sporego ryzyka. I to w ciągu paru nadchodzących dni.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica kwiatowa; kryjówka Sebastiana
Czas: 2519.I.23; Agnestag (7/8); wieczór
Warunki: jasno, ciepło, gwar rozmów na zewnątrz noc, gęsty śnieg, umi.wiatr, bardzo lodowato


Sebastian



W końcu wrócił do siebie. Burza zdążyła się skończyć tak samo jak zbór na starej kodze. Za to zaczęło sypać gęstym śniegiem więc iść przez miasto znów nie było ani łatwo ani przyjemnie. Burza i sypiący śnieg wymiotły ulice z przechodniów więc przechodniów i pojazdów było niewiele. Już gdy wracał z portu życie wydawało się tętnić tylko w złoconych światłem oknach wewnątrz ogrzanych wnętrz domów, tawern i karczm. Sklepy już były pozamykane albo właśnie je zamykano. No i było bardzo lodowato. Dobrze, że wiatr nie był zbyt silny to przynajmniej z tego luźnego śniegu nie było zadymki.

Wracając przez to wieczorne miasto do domu jaki sobie zajął bez niczyjego pozwolenia mógł sobie przemyśleć to i owo. Ze Strupasem na przykład. Trudno coś było powiedzieć. Niby nie powiedział, że nie pomoże ale zaznaczył, że Starszy zlecił mu ważne zadanie. I pewnie znów będzie musiał wyjechać z miasta. No a polecenie ich mistrza to jednak miało dla niego większy priorytet. Więc Sebastian w końcu nie wiedział jak to by wyszło z tą współpracą z garbusem w tym jakże szczytnie brudnym celu jaki od tygodnia się gotował w zalakowanym garncu. Trzeba się było liczyć z tym, że jak Strupas wyjedzie z miasta to nawet na kilka dni albo i większość tygodnia. Pogoda nie rozpieszczała i były takie dni gdy trudno było myśleć po podróży przez dzicz.

No ale jakby dla równowagi już po zakończeniu zboru zagaiła go Versana i okazało się, że mogą mieć jakiś wspólny interes do załatwienia. To jeszcze chwilę porozmawiali nim dziewczyny poszły w miasto swoją drogą.

Gdy wracał przez ten napadany i padający śnieg to wizytę w kapitanacie mógł sobie zostawić na jutro. Z tego co mówił Karlik powinno dać się dowiedzieć gdzie jest zacumowany “Biały Delfin” na jakim pływał Erikson. Czy sam kapitan akurat byłby na statku to już nie było wiadomo. Nie byłoby dziwne jakby nie. Zwykle załogi co zostawały na te kilka zimowych miesięcy w porcie znajdowały sobie kwatery na mieście. No ale to już jak złapać języka i ślad to należało do młodego cyrulika. Jakiś trop na początek dostał.

Sprawa z tłumaczeniem księgi też nie zapowiadała się prosto. To była księga. Gruba. Pewnie samo czytanie jej by zajęło z tydzień. Może więcej. A co dopiero przetłumaczyć czyli właściwie trzeba by ją przepisać. To mogło zająć sporo czasu. Zwłaszcza jakby miał się tym zajmować ktoś taki jak Aaron co bardziej interesował się wypijanymi trunkami niż czym innym. Takie przynajmniej można było odnieść wrażenie.

Wizytę u Adele też właściwie mógł sobie darować tego wieczoru. Zanim by do niej doszedł to już by trochę późno było. Poza tym powoli jej stan się poprawiał i jakby nie było jakiejś zapaści to powinna dotrwać do porannej wizyty. A jakby dostała zapaści to o ile nie miałby niesamowitego farta to i tak by nie zdążył jej pomóc. Jutro z rana był dobry czas by wymienić stare na nowe opatrunki i sprawdzić jej stan.

No i w końcu wrócił do siebie. Znów przez jego nieobecność dom się mocno wyziębił. Więc musiał zacząć od ponownego rozpalenia w piecu. Zdążył spocząć i poczuć jak w izba powoli napełnia się przyjemnym ciepłem jakim zaczynał emanować piec. Wtedy usłyszał stukanie do drzwi wejściowych.

- Sebastianie?! Sebastianie otwórz! Potrzebna twoja pomoc! - z zewnątrz dochodził jakiś ponaglający, kobiecy głos jakby rzeczywiście pośpiech był wskazany.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline