5-8 marca 2020, z powrotem w Caligine
Wstrząśnięty Hector omal nie opuścił dzierżonej w dłoni broni, tak poraziła go pozorna szczerość dźwięcząca w głosie Tylera.
- Nie róbcie ze mnie idioty! Jaki kurwa trzydziesty szósty?! - sarknął rozzłoszczonym tonem wodząc lufą rewolweru od jednego lokalsa do drugiego i z powrotem - Kłamiecie jak z nut, wcześniej to sobie uzgodniliście, tak?!
Zaciśnięte na rewolwerze palce montera pobielały nieznacznie, tak silnie mężczyzna go ściskał.
- A te Grzyby?! Te pasożyty, które pojawiają się nocą? - Latynos zerknął pospiesznie ponad ramieniem upewniając się, że nikt z pozostałych mieszkańców Caligine nie próbuje go cichaczem podejść - Które kryją się w tej mgle? Przychodzą co wieczór? Czym one tak naprawdę są?! Wiecie, że oni dzisiaj przyjdą?!
Zdenerwowanie Nowojorczyka sięgało zenitu, a jego uzbrojona dłoń drżała coraz silniej.
- Wchodźcie do środka domu! - rozkazał ledwie trzymając nerwy na wodzy - Tam sobie pogadamy, wy kłamliwe skurwysyny! Tylko niczego nie próbujcie, bo zastrzelę jak wściekłe psy!