| De Gillern wzruszyła ramionami.
-Spróbuje bez, najwyższej zaboli - nie wyglądała jakby to robiło na niej wrażenie, bardziej czuła rezygnację. Nic nowego, nic niezwykłego. Wszystko szło przeżyć.
- Wezmę oliwkę, zawsze może zdjąć gumę - to też wypowiedziała zmęczonym, pustym tonem.
- Tylko mi tu nie zgiń z ekscytacji - mruknęła pod nosem Aoife.
Wstała powoli.
- Poradze sobie z kąpielą i... dziękuję - dodała cicho - Naprawdę nie mogę się doczekać, z drugiej strony próbuje na nic nie nastawiać. - wzruszyła ramionami - Lepiej się przygotować na najgorsze. Wtedy ewentualnie mile się rozczaruję i jutro rano będę ci dukać urywanymi zdaniami co mi robił i jak. Zostawię ci tu na razie Charona, dobrze? Przywiąże do ławki to ci nie ucieknie... dziękuję. - podniosła wzrok na oczy kobiety - Mam wrażenie, że dziś śnię piękny sen… a nie miewam dobrych snów. Jeżeli wydaję się zagubiona wybacz. - wbiła ręce w kieszeń kurtki - Próbuję nie przykuwać uwagi, żeby nie kusić losu. Nie chcę się budzić. - wzruszyła nerwowo ramionami.
- Oj, ale się obudzisz - powiedziała Aoife. - Bo takie jest życie. Ale jeszcze nie teraz. Teraz jeszcze masz swoje miłe chwile. Potem będą te złe. Następnie znów spotka cię coś złego. Aż do uprzykrzenia - mruknęła pod nosem, ale też uśmiechnęła się lekko. - To nie jest świat dla wrażliwych, delikatnych ludzi. Kluczem jest mieć na wszystko wyjebane - mruknęła.
Pogłaskała Charona od niechcenia za uchem. To był ładny pies, który potrafił przekonać do siebie wszystkich. Nawet jeśli wcale nie przepadali za czworonogami.
- Jeśli zamknęłaś bramkę, to możesz go wypuścić. Niech sobie pobiega. Płot jest szczelny, nigdzie nie ucieknie. W ogóle jeśli chcesz, to możesz go tu zostawić. Nie musisz go z sobą brać - mruknęła. - Pamiętam, jak raz przyszedł do mnie facet z psem. Na początku pomyślałam, że dziwne. A potem, że słodkie, bo tak fajnie biegał. Ale wkurwiłam się, kiedy mnie rżnął, a to psisko nadleciało i zaczęło mi walić jęzorem po pysku. Niefajne.
Abigail podrapała się po głowie.
- Nie zostawię go - stwierdziła tylko, kucając aby odpiąć smycz od obroży. Potarmosiła miękkie futro i nagle pochyliła się, całując psa w środek czoła.
- Nigdy cię nie zostawię - dodała szeptem zanim wstała - Będzie tam Cezar, dostaną smakołyki i się nimi zajmą. Dla każdego jego przysmak. Zresztą Logan chciał żeby Charon przyszedł na kontrol po szczepieniu.
- Ach, to w porządku. No tak, to była ta wymówka - Aoife uśmiechnęła się. - Ciekawe, czy w ogóle zauważyłby, że Charona nie ma - mruknęła.
Zjadła jednego żalka i skończyła majstrować przy komórce.
- O, już powinno działać. Pod szybkim wybieraniem ustawiłam ci na 1 mnie, a pod 2 policję. Spróbuj już teraz. Komórka nie ma kodu do odblokowania, usunęłam go dla ciebie - dodała.
Podniosła rękę z telefonem w stronę dziewczyny. Czekała, aż go weźmie.
- A swoją drogą, to tutaj nie ma żadnego piekła - powiedziała. - Na serio jakby co, to mogłabyś go zostawić. Nawet jeśli nie dzisiaj. To nie tak, że jak zgłodnieję i nic nie będzie w lodówce, to go zjem - mruknęła pod nosem. - Luz, siostro.
- Zostawić kogo? - de Gillern nie zrozumiała, więc zmrużyła trochę oczy. Wyciągnęła dłoń w stronę telefonu i już miała go dotknąć, gdy ten nagle ożył na ręku Aoife. Wyświetlacz błysnął bielą, standardowy dzwonek Samsunga zaczął świergotać cicho, a cały aparat drgał lekko od wibracji.
Dziewczyna zacisnęła usta w wąska kreskę, patrząc na zieloną słuchawkę świecącą z niewielkiego monitorka. Numer nie wyświetlał się żaden.
- Nigdy nie dacie spokoju, prawda? - mruknęła tonem równie pustym i ciepłym co kosmiczna próżnia. Wzięła telefon i odebrała połączenie.
W eter popłynęły trzaski, połączenie trwało parę sekund i zakończył je głośny wizg. A później nastała cisza.
-To… pod jedynką jesteś ty, tak?
Aoife mrugała powoli oczami. Potem jednak zagryzła dolną wargę.
- To pewnie sieć się kalibruje. Może operator automatycznie kalibruje kartę SIM, w sensie sprawdza, czy już jest aktywna. To stąd - powiedziała. - A ty pewnie już uznałaś od razu, że to duchy.
Starała się korzystać z pewnego tonu, ale głos jej niezauważalnie zadrżał na końcu. Chyba chciała przekonać samą Abby, że wszystko było w porządku, aby ta się nie martwiła. Nie zdarzyło się nic nienormalnego.
- Aparat w telefonie jest dobry, więc zrób mu kilka zdjęć dla mnie - uśmiechnęła się na koniec. - A zostawić to miałaś na myśli Charona. Trochę zareagowałaś tak, jakby było u mnie niebezpiecznie. A nie jest. W porządku.
- To nie tak - młodsza kobieta pokręciła głową patrząc na psa. Część o kalibracji sieci zmilczała, bo po co psuć nastrój? Wystarczyło, że czuła chłód w całym ramieniu trzymającym telefon. Schowała go do kieszeni.
- Jego poprzedni właściciel zostawił go przy szosie, przywiązanego do drzewa kawałkiem sznura. Bez jedzenia i wody. Kiedy go znalazłam był już dwoma łapami po tamtej stronie. Zaniosłam go do Logana - popatrzyła na rudzielca - Nigdy go nie zostawię, teraz jest pod moją opieką. Póki… - zacięła się. Jeszcze rano najbardziej na świecie chciała po prostu umrzeć obrócić w nicość. Plany się zmieniły, ale co znaczyły w rzeczywistości dopiero miało się okazać.
- Nie ma co go denerwować - podsumowała - Lepiej mu kiedy mnie widzi. Też się dziwię, ale tak jest. Na razie za wcześnie... jeszcze pomyśli że i ja go opuściłam...i chyba - chrząknęła - Pójdę się umyć. Ogolić nogi…
Aoife uśmiechnęła się lekko i pokiwała głową.
- Znajdziesz w pierwszej szufladzie pod zlewem jednorazówki. Powinni zostać trzy - mruknęła.
Potem jednak spoważniała.
- Powiesiłabym za jaja takiego chuja, który psa w ten sposób zostawił w lesie. Nie dziwię się, że jesteś przywiązana do tego biedaka. I że on do ciebie. Może to jednak dobrze, że istnieją duchy. Jeśli naprawdę istnieją. Jeśli tak, to niech zadręczą poprzedniego właściciela psiaka. A potem niech sam się w takiego zamieni i niech cierpi wiecznie - powiedziała. - To nie jest niezamierzona wtopa, ale akt czystej złości i okrucieństwa - dodała. - Za to naprawdę należy się kara śmierci i nie uroniłabym ani jednej łzy za takim człowiekiem, nawet gdybym była jego matką.
Odpowiedziała jej grobowa mina, a w oczach anorektyczki coś drgnęło. Przez krótką chwilę wypełniły je lód i mrok, kotłujące się wewnątrz źrenic.
- Masz rację, powinien cierpieć - dziewczyna szepnęła tonem równie ciepłym co jej spojrzenie, a potem drgnęła i potrząsnęła głową - Ale to jutro. Dziś jest już inny plan, prawda?
- Nie do końca. Dzisiaj też ma cierpieć, tyle że twój odbyt - odpowiedziała Aoife.
Zaśmiała się lekko. Przymrużyła oczy i nachyliła się nieco w stronę de Gillern.
- Jeśli chcesz wiedzieć, czego się spodziewać, to mogę zaprezentować ci wersję demo - mruknęła.
Zaśmiała się pod nosem. Zjadła przedostatniego żelka, po czym wyciągnęła rękę z ostatnim w stronę Abigail.
- Jak na filmach dla dorosłych? - ta podziękowała ruchem ręki i przez jej twarz przetoczył się blady rumieniec - Kiedyś parę widziałam, jak ukrywałam się w Seattle, w sex shopie na święta. Sklep był zamknięty, mnie się nudziło, a wybór filmów mieli… mocno ograniczony - uciekła wzrokiem gdzieś w bok. - Chyba wiem czego się spodziewać...w razie czego. Chyba. O ile to naprawdę nie będzie tylko pizza - dodała burkliwie, cofając się do tyłu. - Umyję się szybko, jeśli zdążymy to... makijaż? Ta kreska o której mówiłaś.
- Tak, zmykaj szybko do łazienki, umyj się, ogol i przebierz. Ja ci znajdę jakąś torbę i zapakujesz do niej swój dobytek oraz ubrania, które upierzesz u niego. Jesteś głodna? Wyglądasz jakbyś zawsze była, głupie pytanie. Mogę ci zrobić kanapkę. O, mam połowę tortilli z kimchi, ale uprzedzam, że jest nadgryziona przeze mnie. W środku są takie pyszne, pieczone korzenne warzywa oraz sos umami, który nadaje wszystkiemu mięsny smak.
Aoife wyglądała tak, jakby sama zaczęła sobie robić ochotę na tę tortillę.
- W sensie może powinnaś zjeść choć dwa gryzy, bo jak nawpierdolisz się tam na dzień dobry kilka kawałków pizzy, to zaczniesz wymiotować - powiedziała. - Twój organizm nie jest przyzwyczajony nawet do postnej owsianki, a co dopiero do najtłustszego dania, jakie istnieje na świecie.
Abigail zagryzła wargę.
- Jadłam...ciastka. Wczoraj. Nie jestem głodna - mruknęła speszona - Jak zjem teraz cokolwiek, potem nie dam rady więcej, a nie chcę mu robić przykrości. Ma być mu miło, tak? Ma się dobrze poczuć... wezmę parę gryzów pizzy, aby nie miał wrażenia, że ta cała kolacja jest o kant dupy potłuc. Dzięki Aoife, zjedz sama. Brzmi dobrze, szkoda żeby się marnowało. Zaraz wrócę, to nie potrwa długo - wykrzywiła kąciki ust ku górze co prawie przypominało uśmiech i zawinęła się do domu.
Rzeczywiście łazienka znajdowała się tam, gdzie wskazała ją Aoife. W budynku unosił się dziwny zapach. Bardzo charakterystyczny. Niby nie był nieprzyjemny, ale kojarzył się ze starymi ludźmi. Trochę stęchlizny przeciętej różanymi kadzidełkami, które sączyły dym w przedpokoju. Kilka zapachowych świeczek również tliło się na szafce. Wciąż był dzień, ale światło nie docierało do korytarza w zbyt dużych ilościach. Panował tu półmrok nawet pomimo światła. Ruszyła w stronę łazienki, w której paliło się światło. Już miała wejść do środka… kiedy poczuła zaciśniętą dłoń na łopatce. Ktoś musiał znajdować się za drzwiami i czekać, aż pojawi się w zasięgu wzroku… Palce boleśnie wpiły się w jej skórę, naciągając mięśnie i zatrzymując się dopiero na kościach.
De Gillern krzyknęła krótko, z zaskoczenia, a cierpienie momentalnie wyssało kolory z spektrum postrzegania. Wrócił arktyczny mróz, ścinający mięśnie o krew w czerwone bryły lodu. Ostatkiem sił, niczym karaluch zagnany pod ścianę, spróbowała rzucić się do przodu, byle wyrwać ramię z obcego uścisku. |