Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2021, 19:59   #82
JohnyTRS
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Łukasz & Feliks (MG) - Brygada RR

Odpływał, coraz mniej wiedział co się dzieje. Za późno, za późno…

Karetka zawróciła niemal w miejscu, wciskając chłopaka w karoserię. Próbował złapać kolejny oddech, ale to nic nie dawało, czuł jak pojazd przyspiesza, rzuciło go w drugą stronę. Kolejny pusty oddech, serce waliło jak oszalałe, próbując pompować nieistniejący tlen.

Wjechali, pierwszy haust w Rowach był niemalże euforyczny,wdech, wdech, wdech, wydech, wdech…
-O kurwa, o kurwa – powili wracała zdolność myślenia. Po chwili już klęczał przy Marcie, oddychała, żyła, ale nadal było z nią źle. Majaczyła, powtarzała tylko coś o Oldze. Łukasz nie wiedział o co chodzi. Schował jej kartę do jej kieszeni, a swoją obracał w palcach. To było chore, znaleźli w jakiejś swojskiej podróbce „Piły”, czy co? Karta wyglądała na starą, i za bardzo nie wiedział, co ten papież ma symbolizować. Marta była bardzo religijna, Łukasz… no.. nigdy nie był głęboko wierzący, ale teraz na pewno musiało się to zmienić. Boskiej ręki w tym nie widział, tylko prędzej piekielną, ktoś się nimi musiał świetnie bawić.
Wyciągnął zapalniczkę, chciał coś sprawdzić. Przesunął kartę nad płomieniem, najpierw w oddali, potem coraz bardziej zbliżał kartę do zapalniczki. Poczuł ciepło. Nie na ręce, w środku, coś rozpalało jego wnętrzności albo i Duszę. Zgasił płomień, a kartę schował do kieszeni, jak się pogniecie, to trudno.

Było źle.

Ledwo co przeżył wyjazd z Rowów, to teraz ledwo co przeżył kolejny wypadek samochodowy. Siedział przy grodzi, siła uderzenia wcisnęła go w ściankę za pasażerem. Potem szarpnięcie i Łukasz już leciał na środek, wprost na leżącą na noszach, czy jak się to tam nazywa, Martę. Udało się, boleśnie wsparł się na rękach, robiąc mostek nad leżącą dziewczyną. Jak teraz wstać? Chwytając się siedziska i uchwytów jakoś się wyprostował, dziewczynie tym razem nic się nie stało.
- Żyjecie? - Rzucił w przestrzeń. Wyjrzał do przodu, przednia szyba była popękana aż miło, widział też pogniecioną maskę i coś tam z przodu. Czyli jednak wypadek. Miał chyba deja vu, bo ponownie w tym chaosie szedł żeby coś zrobić, szarpnął klamkę i otworzył tylne drzwi.
- O ja cię - powiedział sam do siebie.
- Ratunku! Pomóżcie - już po pierwszym słowie zorientował się, że to Ozzy. I to w kościele, który przypadkiem znalazł się obok nich.
- Feliks! Feliks, żyjesz? - obrócił się do kolegi, dopiero teraz zauważając leżącą panią Królik z dziwnie wykrzywioną nogą. Krwawiła z szyi
- Zajmijcie się - rzucone ogólnie w przestrzeń, mając na myśli Majkę i Adama. Co do amerykańca nie był pewny, ale Maja to ogarnie. - Piotrek i pewnie ktoś jeszcze ma problemy. Idę z Feliksem.

Tutaj wszystko chce nas zabić. Ale tego już nie powiedział na głos.

Trzebiński zerknął na Łukasza. Przez chwilę jego wzrok był mętny, ale wreszcie odzyskał ostrość. Rozglądał się po otoczeniu. Chyba powoli wychodził z szoku.
- Czy każdy samochód, do jakiego wejdziemy, musi się roztrzaskać? - posłał pytanie ogólnie w eter.
Następnie jego wzrok spoczął ponownie na Zielińskim.
- Wiem, że to kościół... ale weźmy coś z sobą tak dla ochrony - powiedział i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu ewentualnym orężu. - Nie pomożemy mu, jeśli wparujemy tam tak po prostu... Chyba... chyba mu się dzieje krzywda, Łukasz... - dodał szeptem. Bał się, choć próbował tego nie okazywać.
Nie było czasu na długie rozmowy. Musieli działać szybko.

- Też tak myślę, ale coś złego w kościele, to tutaj naprawdę coś jest nie teges. - odpowiedział Łukasz, rozglądając się za czymś, co mogłoby się nadać na broń. Ale co do jej użycia to nie był przekonany, to nie było GTA. - skombinuj coś, ja już mam. Wyjął z kieszeni scyzoryk. - Tutaj wszystko chce nas zabić - teraz powiedział to na głos. Wciąż nie mógł to uwierzyć. Próbował się zorientować z którego dokładnie miejsca krzyczał Piotrek, czy gdzieś nie było zapalone światło. Uciekającego kolesia na razie pominął, Piotrek jest ważniejszy. Tylko co on robi w kościele?
- Zupełnie jak w Australii - odpowiedział Feliks. - Tak właściwie dużo gorzej niż w Australii.
Niestety w karetce właśnie nie było dobrej broni. Zdawało się, że również skalpelów tutaj brakowało. Łukasz miał więcej szczęścia na ulicy. Znalazł w koszu na śmieci rozbitą butelkę. Miała ostre końce, a jednocześnie dało się ją chwycić. Nawet nie ociekała zepsutym alkoholem, co było dodatkowo zachęcające. Feliks natomiast wyszedł z pojazdu z nożyczkami.

Łukasz spostrzegł, że paliło się w plebani na parterze. Drobne światełko, jak gdyby pochodzące ze świec. Budynek był ogrodzony i przed nim znajdowała się furtka. Jeszcze ciężko było określić, czy otwarta, czy zamknięta. Na szczęście siatka nie była zbyt wysoka.
- Nie! - rozległ się ponowny wrzask Piotra, ale wnet został uciszony, jak gdyby ktoś go zakneblował.
Łukasz zerwał się biegiem w stronę plebani.

Zieliński przywarł twarzą do ściany i powoli przesunął się w stronę okna. Do włamywacza albo kogoś z Faktu wiele mu brakowało, ale liczył że uda mu się coś zobaczyć, nie będąc zauważonym. Musiał działać ale był wystarczająco opanowany, żeby nie liczyć na otwarte drzwi. Zabrany Marcie różaniec wisiał mu na szyi pod koszulką, sprawdził dla pewności.
- Sprawdź drzwi - rzucił do Feliksa. - Ale ich jeszcze nie otwieraj.
Sam za bardzo nie wiedział, co chce zrobić, butelka to jest broń ostateczna. Rozejrzał się za jakimś kamieniem. Znalazł wiele różnych kamieni w ogródku.
- Otwarte - szepnął Feliks, który jednak te drzwi delikatnie otworzył, po czym znowu je zamknął. - Obiegnę plebanię dookoła - dodał i zniknął.
Tymczasem Łukasz spoglądał przez okno. Niestety widział jedynie przedsionek, natomiast akcja działa się w jakimś pomieszczeniu zlokalizowanym w głąb. Przesuwał się do następnego okna, ale to również niewiele mu dało. Następnie przeszedł dalej... po czym zdusił krzyk. Wpadł na kogoś.
- Kurwa - mruknął Feliks, który zdążył obiec całą plebanię. Nadciągnął na niego z drugiej strony. - Ale mnie wystraszyłeś. Z tyłu są jeszcze jedne drzwi, również otwarte. Którymi wejdziemy? Przednimi, czy tylnymi?
- Spróbujmy tylnymi, w razie czego wiemy gdzie są te główne. Prowadź. - Łukasz pochylony ruszył za Feliksem, chwycił jeszcze za większy kamień (wielkości pięści). Działał szybko, dalsze kroki układał ad hoc. Kamieniem można kogoś rzucić, jak piłką tenisową, a butelka to jest raczej do zastraszenia a nie do walki, miał nadzieję, że wystarczająco dobrze zagra praskiego kiziora.

Zanim weszli do środka, Łukasz zajrzał przez okno po tamtej stronie budynku.
Ujrzał jedynie świecące się światełko na korytarzu. Feliks nie był taki ostrożny. Piotr mógł umrzeć już kilka razy od tego czasu. Wskoczył do środka i pobiegł bez większego wahania. Trzymał w dłoniach nożyczki w pełnym uścisku. Bał się, ale to może strach dodawał mu siły.
Łukasz po rozejrzeniu się doszedł do wniosku, że to była... zwykła plebania. Nie spostrzegł w zasięgu wzroku niczego, co by go zastanowiło. Wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Gdzieś tam jest Ozzy i muszą go uratować, Łukasz znał go na tyle dobrze, że na pewno to nie był głupi kawał. Ruszyli dalej, w głąb budynku. Teraz dopiero zajarzył, że ktoś tam siedział przy świecach.

Spostrzegł salon. Ujrzał pomieszczenie wykonane z drewna. Boazeria ozdabiała ściany, szerokie ciemne deski ułożono na podłodze. Ale Zieliński nie podziwiał wystroju wnętrz. Trzy staruchy znajdowały się nad związanym i zakneblowany Piotrem. Jedna z nich trzymała kopertę. Właśnie taką, jaką każdy z nich dostał w autobusie. Wąchała ją.
- Otwórz ją, otwórz! - krzyknęła jedna z nich.
- Za wcześnie, niedojrzała! - odparła na to druga.
- A nie możemy go po prostu zabić? Jak to działają te czary? - zastanawiała się trzecia.
Był tu jeszcze proboszcz stojący z tyłu. Sprawiał wrażenie bardziej naukowca i badacza, niż osobę zaangażowaną s zdarzenie. Wnikliwie obserwował wszystko, co się działo.
Tymczasem z góry schodów wynurzył się... nikt inny tylko Olga! Zbiegała na dół, chcąc bez wątpienia zaatakować zebranych.

Wzrok Feliksa spoczął na Łukaszu.
„Co robimy?”, zapytał bezgłośnie.
Co to robi Olga? - Łukasz przestał się zastanawiać.
- Ko-per-ta – zrobił jeszcze odpowiedni gest dłońmi. Była jeszcze nieotwarta, czyli Piotrek nie wiedział co tam jest. I nie wiedział, że musi ją chronić. Poprawka: MUSZĄ ją chronić. - I osłaniamy Olgę, idź z lewej, ja z prawej. Nie hamuj się. Naprzód!

Przeżyli dwa wypadki samochodowe plus próbę uduszenia. Teraz doszły do tego jakieś staruchy, którym z kościołem jest na bakier. Zieliński był wkurzony, i żadne słowiańskie złe Mzimu go nie powstrzyma. Choć ręce mu się lekko trzęsły. Jak ten ksiądz będzie próbował ich powstrzymać, to po prostu da mu w mordę. Liczył też na to, że zewnętrzne podobieństwa Feliksa i Łukasza wprowadzi zamieszanie.

Stan wyższej konieczności – tak sobie tłumaczył Łukasz, choć naprawdę chciałby tego uniknąć. W salonie znaleźli się zaraz za Olgą. Tyle co zrozumiał Martę, musiał chronić Olgę.

Idziemy razem
Nas nie pokona nikt
Przed wilczym stadem
Już opór wszelki znikł

Hejże wilki, hejże hola
Litości niechaj nie zna brat
Tu silne szczęki, silna wola
I zdobędziemy cały świat.
Idziemy stadem
Na świat nasz pada cień,
Wilczą gromadę dziś czeka wielki dzień


MUZYKA

 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline