| Biorąc pod uwagę dotychczasowe zachowanie względem niego i innych osób nie spodziewał się po Lavenie wiele, gdy została uzdrowiona, ale i tak zdołała go zaskoczyć. Podziękowanie oczywiście było, ale jakieś takie wymuszone i chyba nie do końca szczere. A potem zaczęło się to całe pieprzenie o królu co dowolnie wybiera legowisko i tak dalej. Dla Bahadura to było żenujące. Skoro ona traktowała ucieczkę przed śmiercią jako kolejną szansę, by pokazać, jak jest wspaniała i najlepsza, to ifrytowi to wystarczało do zajęcia stanowiska.
Żył już trochę na tym świecie i zdawał sobie sprawę, że przebywanie w otoczeniu takich osób jak Lavena na dłuższą metę nie zwiastowało nic dobrego. O ile wcześniej całkiem dobrze się bawił, gdy jej dogadywał (z wzajemnością) tak teraz stwierdził, że to nie ma sensu. Szkoda czasu i energii, bo ta kobieta i tak niczego się nie nauczy i nigdy nie zmieni, skoro jej podejścia nie zmieniło nawet otarcie się o śmierć.
Nic ciekawego w komnacie nie znaleźli, więc trzeba było udać się w końcu do wyjścia. Tabat z Grimmem zostali jeszcze na dole, żeby rozmontować rydwan a Bah życzył im z tym powodzenia - sam nigdy nie miał cierpliwości do rzeczy, którym trzeba było poświęcić wystarczającą ilość czasu. Oczywiście tylko do tych nie związanych z jego profesją, bo nieumarłych mógł tropić nawet tygodniami i to go nakręcało. Nekropolię opuścił w milczeniu i nie odzywał się do towarzyszy nie zagadnięty, co jak na niego było dość rzadkie - ot, po prostu zatopił się w swoich myślach. Lavena zaprowadziła ich do miejsca, gdzie mogli pozbyć się rzeczy znalezionych w grobowcu, a to, czego nie udało się sprzedać, zanieśli do kupca, którego znała Linn. Pieniędzy po wszystkim było sporo, więc Bah odebrał swoją część i ruszył w miasto.
Najpierw zaszedł do kramu z ubraniami, gdzie zakupił komplet dobrej jakości ubrań. Był już po pracy, więc warto było zarzucić na grzbiet coś, co nie było przepocone i podziurawione, w końcu na dzisiejszy wieczór miał swoje plany i nie mógł wyglądać jak pierwszy lepszy awanturnik. Potem udał się do łaźni miejskiej, gdzie za dodatkową opłatą wziął dla siebie prywatną kwaterę i wyleżał się godzinę w gorącej, parującej wodzie. Tego było mu trzeba, tak samo jak i chwili spokoju. Od miasta, od towarzyszy, od niebezpieczeństw grobowca. Kwadrans przed wyjściem namydlił się przyjemnie pachnącym mydłem i odział w ledwo co zakupione ciuchy.
Odświeżony i w dobrym nastroju ruszył na lokalne targowisko i tam najpierw sprzedał swój wysłużony długi łuk oraz skórznię, a potem wypatrzył dla siebie dobrze wykonany kaftan kolczy, który oczywiście zakupił. Do tego doszło kilka różnych mikstur i mógł wracać do gospody. Nie szalał z wydatkami, gdyż miał na oku coś, na co obecnie brakowało mu pieniędzy, ale być może po następnym zadaniu uda mu się to zakupić.
W karczmie zaniósł swoje rzeczy do wynajmowanego pokoju, uiścił opłatę za kolejne dwa dni i jeszcze przed kolacją zamówił dla towarzyszy dzbanek wina. Wtedy też ugadał się z Tabatem, że ten wykona dla niego dwie mikstury lecznicze, za co ifryt od razu mu zapłacił. - Widzisz, gdybym wiedział, że będziesz chciał coś takiego zrobić, to bym paru innych nie kupował na mieście - powiedział wesoło do alchemika. - Ale nie zamierzam cię obciążać pracą, bo inni pewnie też będą coś chcieli. Wasze zdrowie, przyjaciele! - Uniósł swój kieliszek i upił kilka łyków. - Za to, co za nami i za to, co przed nami.
Tak, jak i Jasar, co jakiś czas rozglądał się po głównej sali w poszukiwaniu odpowiedniej kobiety na dzisiejszą noc. Lubił niewiasty odpowiednio krągłe tu i tam więc takich wyglądał najbardziej. Chciał się z taką zawinąć na górę dość wcześnie, żeby móc jeszcze jako tako wyspać się przed jutrzejszą wyprawą. |