Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2021, 22:56   #36
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Post wspólny by Mart & Efcia

Nie podobało mu się to wrażenie. Jakby historia zatoczyła koło i znów siedział u Cepy z tym samym celem. A to wszystko co zdarzyło się w Przeklętym Wąwozie pozostało bez echa w dzisiejszym dniu. I nic się nie zmieniło. Bębnił więc palcami po kuflu próbując sobie to ułożyć w głowie gdy jego spojrzenie zatrzymało się na chwilę na schodach wiodących z piętra do sali jadalnej. Na ich szczycie ku dostrzegł nóżki, a zaraz za nimi pojawiła się kibić. Niby widok ten żadną dziwotą nie mógł być. Ba. Znał nawet właścicielkę tych dóbr. Ale w tym momencie gdy syn klanu Rogacza próbował odnaleźć się w postawionym mu przez Czarodzieja miejscu, widok ten sprawił, że zapomniał o czym myślał, ani co go trapiło. Co zapewne dało się poznać po jego licu gdy ich spojrzenia z Eiliandis skrzyżowały się. Zaraz więc odwrócił wzrok i spochmurniał zmarszczywszy brwi. A Gondoryjkę przywitał skinieniem głowy. Nim też zdążyła się odezwać sam narzucił temat.
- Ciekaw jestem jakie wrażenie zrobiła na tobie wieża Czarodzieja. I on sam.
Podczas podróży powrotnej do Edoras wiele nie rozmawiali. Po części przez pogodę jaką zrychtował ostry zimny wiatr od zachodu. Po części, że przypadło im towarzystwo wozu kupieckiego z Isengardu.

Eiliandis cieszyła się z powrotu. Nie to żeby domena Białego Czarodzieja nie podobała jej się. Wręcz przeciwnie. Tak samego Sarumana jak i samego Isengardu. Ta biblioteka. Ona sama w sobie… uzdrowicielce brakowało słów by wyrazić podziw. I nawet chłodne powitanie jakiego doświadczyła ze strony gospodarza jak i fakt, że goście zamykani byli na noc w swych komnatach nie zranił jej.

- Jak znajduję Czarodzieja i jego dom? - Powtórzyła pytanie. Zamyśliła się na dłuższą chwilę. - Sama Wieża kryje wiele tajemnic - w jej oku coś błysnęło. Zachwyt. Tęsknota. - Tam możnaby i kilka miesięcy pozostać, żeby poznać choć część z nich. Ludzie, którymi Saruman się otacza zgodnie pracują na jego chwałę. Znać dobrą rękę gospodarza. A choć sam Czarodziej niewiele czasu miał dla mnie, co zrozumiałym jest, to muszę przyznać, że rozumiem dlaczego mieszkańcy Isengardu tak wiernie służą mu.

Cadoc słuchał jej nie obserwując jednak jej osoby. Jakby celowo patrząc zupełnie w innych kierunkach. Zaprzęgając wzrok na przykład w kierunku młodej kelnerki Cepy. Rohirrimki, która roznosiła piwa i szła właśnie w ich kierunku z dwoma miskami na których parą dymiły kawałki gotowanej kiełbasy i świeże placki pszenne.
- Mnie… - zastanowił się jak dokończyć myśl - jawił się podobnie. Choć nie od razu. Wpierw ujrzałem w nim po prostu starego próżniaka.

- Starego próżniaka? - Eiliandis z ledwością powstrzymała śmiech, a właściwie parsknięcie. Nie wypadało wszak w tym tłumie tak głośno wybuchnąć. Ale rozbawieniem, choć z ust starte dla zachowania powagi, z oczu nie znikło i tak beztrosko w nich igrało. - Dość oryginalny epitet - i owo rozbawienie znów na ustach pojawiło się czego już uzdrowicielka powstrzymać nie mogła, albo nie chciała. - Panie Rogaczu o Czarodzieju - dodała w owym szczerym, ale nie tak głośnym śmiechu.

Cadoc też się uśmiechnął. Choć jakoś wymuszenie. A gdy postawiona na stole kolacja w końcu wypełniła nozdrza obojga, a młoda karczemna służka ulotniła się w kierunku zaplecza, Rogacz opowiedział.
- Nikt tak w mieście królów o namiestniku nie sądzi?
- Masz rację - odpowiedziała mu nadal tym wesołym tonem.
Przyniesione danie tak smakowicie pachniało, że uzdrowicielka powstrzymać się nie moga by go nie skosztować. A gdy już jeden kęs znalazł się w jej ustach, następny powędrował za tym pierwszym. Z pełnymi ustami nie wypadało mówić toteż ich rozmowa musiała poczekać do końca kolacji.
- Co zamierzasz teraz począć w sercu Rohanu? - Zapytała z pełnym zainteresowaniem.
Jej apetyt i entuzjazm podziałały na niego uspokajająco i zachęcająco. A wspólny posiłek w milczeniu okazał się przyjemnością. Otarłszy usta odsunął miskę.
- Czarodziej jest ciekaw nowego króla. A ja być może będę tu mógł się przydać w jakiejś jeszcze sprawie.

- Cieszę się, że tu wróciliśmy, wróciłam - szybko się poprawiła. - To odpowiedni miejsce dla mnie. A i ja mogę być odpowiednią osobą dla tego miejsca.
Przez chwilę Gondoryjka wyglądała jakby gdzieś błądziła myślami.
Cadoc spojrzał na nią jakby spodziewając się kontynuacji myśli, po czym upiwszy z kufla, odchrząknął.
- Jesteś - przytaknął - Ale gdy już zostaniesz królewskim gościem… mogłabyś zajrzeć czasem tutaj. Radbym temu był.
Na licu Eiliandis delikatny pąs się pojawił, bo słowa Cadoca olbrzymią przyjemność jej sprawiły. Acz ze skromność nie wypadało się nimi tak cieszyć.
- Dobry uzdrowiciel nie czyni różnicy między królem a sługą - wypowiedziała formułkę, którą ciotka Jaylynn tak często powtarzała. - Dwór utrudnia przyjmowanie potrzebujących i spotkania z tymi, na którym nam zależy - dodała już od siebie.
Rogaczowe zęby błysnęły na moment w zadowoleniu, którego nie umiał ukryć. Zaraz jednak ich rozmowę przerwało nagłe zamieszanie przy stole rohirrimskich graczy. Starcie dwóch słomianych łbów zakończyło się niezadowalająco dla jednego z nich i całą sala zamilkła gdy złość uszła z przegranego hardym walnięciem w stół i rozsypaniem figur. Ciekawie przyglądnął się krewkiemu Rohimirrowi. Pamiętając by mieć na niego i na przyszłość baczenie gdyż tacy pierwsi byli do wrażania dunlandzkim psom noża w żebra.

- Karczmarz ma tu poważanie - mruknął do Eiliandis gdy pod wzrokiem potężnego mężczyzny niesnaski zdławiały się same w swojej bezsilności. Kątem oka uchwycił jeszcze chwilę później opuszczającego izbę nieznajomego, który mimo jasnych włosów na Rohirrima mu nie wyglądał. A po odjeździe ludzi Sikorki i wyruszenia elfki na ziemię klanów, zostali w Edoras bodaj jedynymi obcymi - Ktoś nowy? - Skinieniem głowy wskazał w jego kierunku.
- Na to wygląda - powiedziała Eiliandis dyskretnie spoglądając we wskazanym kierunku. - Wszak sporo ludzi tu przybywa i winni króla o pozwolenie na pobyt prosić. Jako i my uczyniliśmy.

- Dobry to zwyczaj. Znany i w Dolinie. Nie tak jak obcych do stołu gospodarskiego zapraszanie. Już od woźnego wszak król o nas wie. I wysłuchał co się w Przeklętym Wąwozie wydarzyło - kontynuując sycenie pragnienia milczał chwilę - Mówi się, że skazańcom ostatni posiłek przysługuje suty…
Spojrzał bystro w kierunku Gondoryjki.
- Ale to tyczy się tylko szlachetnie urodzonych i tylko rodowitych mieszkańców - dodała udając poważną. - Także nie masz się co martwić.
Pokręcił głową nad nieudanym fortelem i wzniósł kufel do riposty.
- Tak czy owak… Nie wiem co o tym myśleć..
- A co pomyślałeś przyjmując kilka tygodni temu królewską monetę? - Uzdrowicielka nie za bardzo rozumiała obawy swego towarzysza. Nie chciała wyjść jednak na nietaktowną bagatelizując je czy w nieudolny sposób próbując rozwiać.
- Wtedy? Że królowi brakuje rąk do królewskiej pracy. - odparł szybko, nie wydając się jednak zaniepokojnym. Raczej zaciekawionym - Teraz? Nie wiem… Po prostu myślę, że król i królowa mają z kim biesiadować.
- Albo mają taki kaprys. Co by to nie było o tak tam pójdziemy. Zobaczymy co Ich Wysokości mają nam do zakomunikowania - powiedziała Eiliandis popijając ze swojego kufla.
- Kaprys - Rogacz pokiwał głową - To pasuje. Ale i ja mam kaprys. Może byśmy się przeszli po mieście?
- Takim kaprysom nie będę mówić nie - Eiliandis uśmiechnęła się delikatnie do Cadoca.

Przechadzce po podgrodziu jak i wcześniej towarzyszyły spojrzenia Edorasczyków. Tym razem nie były już podejrzliwe i nieufne jak wcześniej gdy Rogacz samotnie przemierzał dróżki między obejściami. I nie było tajemnicą, że sprawczynią tego była Eiliandis. Gondoryjka miała w sobie coś co onieśmielało tutejszy lud. Tak jak zresztą i Cadoca, co starał się w swoim wnętrzu rozpracować. Nawykły do czucia się wilkiem między owcami. A nie… baranem u boku pasterki.

Minęli królewskie stajnie i siodlarnie a także warsztaty rymarskie, z których Edoras mogło zaiste być dumne. Do tych ostatnich nawet zajrzeli, gdyż Cadocowi nadal została jedna ze skór na sprzedaż. Nie targował się nadto. Wziął tylko trochę więcej ile dostałby w Dolinie. Później poszli jeszcze do palisady i strażnic, z których step było widać na wiele staj. Miasto Rohirrimów może nie miało walorów obronnych. Ale miało dość czasu na ucieczkę w razie najazdu wroga. Dość rzec, że widok był imponujący.
Wracając natknęli się na zgromadzenie wokół lokalnej pieśniarki. Jej głos dał się słyszeć już znacznie wcześniej, a publiczność schodziła się licznie. I trudno było się dziwić. Głos bardki zwabił wszak i ich. Odeszli jednak gdy pieśń zamilkła i posypały się brawa.

Czekał ich jutro królewski obiad.

 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem