Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2021, 18:22   #85
Sorat
 
Sorat's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputację
Nika i Julia - wejście trupa

Gdy dowiadujesz się, że ktoś został zamordowany, śmiech zasadniczo nie jest najlepszą reakcja. Prostując się znad ciała Ceyna Nika zacisnęła mocno szczęki, aby nie wypowiedzieć światłej rady na głos. Byłoby to wybitnie nie na miejscu, zresztą na razie nikomu w okolicy nie dopisywała przesadna wesołość. Zamiast niej królował strach, szok i chaos, przyprawiające Szumną o gorącą chęć wycofania się… albo zwykłego otworzenia ognia maszynowego i przeciągnięcia serią po całej sali. Żeby się uspokoić przywołała obraz gabinetu terapeuty, jego spokojnego głosu. Tego jak wygodnie rozpiera się w fotelu, składa czubki palców dłoni, tworząc małą kościelną wieżyczkę, i tłumaczy jej, dlaczego nie może spać, dlaczego nie może jeść, dlaczego nie może czytać i dlaczego wszystko, co inni ludzie robią, wydaje się jej idiotyczne, bo cały czas myśli o tym, że na końcu czeka ich wszystkich nieuchronna śmierć. Historia zatoczyła koło, znów Dżuma stanęła na sztywnych nogach kata i spoglądała na swoją ofiarę… tylko tym razem naprawdę nie chciała zabić.
Mijały miesiące i lata, ale jednego wciąż nie straciła: talentu do destrukcji.
- Był wypadek, z mojej winy. Potrzeba mu ratmeda - pokonując ścisk wokół krtani odezwała się wreszcie, robiąc krok do tyłu, a przez zdenerwowanie przebiła się złość. Wokół rozlegały się krzyki o karetkę, ale nikt nic nie robił. Psychologia tłumu lemingów, kurwa mać. Wyjęła więc z kieszeni własny telefon, wystukując numer 112 i przyłożyła go do ucha.

Pan Sylwester powoli ruszył w stronę Amandy. Pogładził ją po ramieniu i głośno wymówił jej imię. Następnie obejrzał jej głowę. Na szczęście nie dostrzegł rany.
- Biedna dziewczyna! - krzyknął. - I ten młodzieniec! - przesunął wzrok na Sebastiana. - O rety! Ale się porobiło.
Tutaj miał rację, rzeczywiście się porobiło.
- Amando, otwórz oczy! - wrzasnął. - Obyś sobie nic nie zrobiła, dziewczyno!
Tymczasem pan Piotr po prostu stał, tak właściwie sparaliżowany. Kiedy wyobrażał sobie tę wycieczkę, spodziewał się niespodziewanego. To jednak było wielką przesadą. Wręcz komiczną, choć wcale mu nie było do śmiechu. Powoli zerknął na głośnik. Dziwił mu się. Jak mógł nadal wypluwać radosne nuty starego przeboju okresu letniego? Nie miał za grosz taktu lub wyczucia. Potem znów przeniósł wzrok najpierw na Amandę, a potem na Ceyna.

- Tutaj centrum powiadamiania ratunkowego - kobiecy głos przekazał informację Berenice. - W czym mogę pomóc?
Ciężko było usłyszeć dźwięki z drobnemu głośniczkach w uogólnionym rozgardiaszu, który właśnie zapanował.

Tymczasem miała miejsce rzecz niespodziewana. Obraz z rzutnika na chwilę zamigotał, ukazując sylwetkę Sebastiana Ceyna. Rozmytą, niewyraźną, ale bez wątpienia jego. Miało to miejsce jedynie przez ułamek sekundy i zdecydowana większość osób zbagatelizowałaby to jako efekt szoku. Może i słusznie?
- CO ZROBIŁAŚ, PIEKIELNA DZIEWUCHO! - wrzasnęła Elżbieta Halmann.
Wyskoczyła z podestu na deski sali i wyciągnęła palec w stronę dziewczyny. To był przerażający widok. Wiele osób na miejscu Szumnej najpewniej oddałoby w tej chwili mocz. Na twarzy dojrzałej kobiety pojawiły się łzy. Ale główną emocją był gniew.
Zaczęła coś mamrotać pod nosem, wkładając rękę do kieszeni.

Tymczasem Ulyanova klęczała obok nieruchomego ciała, trzymając go za rękę i kiwała się w przód i w tył. Mówiła coś, poruszając niemo wargami, nie mogąc oderwać oczu od zakrwawionej twarzy. Dopiero wrzask starszej kobiety ja otrzeźwił, będąc substytutem siarczystego policzka prosto w zapłakaną twarz.
- Zatknis’... Zamknij się! Zamknij się! - sama zaczęła krzyczeć, wchodząc na wysokie, piskliwe tony - Zamknij się i… zrób coś! Zróbcie coś! Wezwijcie doktora! C… coś zrobicie!

Krzyki Ulyanovej urwały się nagle, równie nagle jakby ktoś uciął je nożem. A wszystko przez to, że Ceyn przestał oddychać. Albo nie oddychał już od dłuższej chwili, co umknęło dziewczynie, lub nie chciała tego widzieć i wierzyć. Widok nieruchomej klatki piersiowej przebił się przez żałość oraz szok.
- Niet… nie nie nie nie… - wyszlochała puszczając ściskaną dotąd dłoń. Pociągając nosem uniosła się na kolana po czym, jak automat, przyłożyła obie ręce do ciała historyka i zaciskając szczęki zaczęła serię ucisków, które miały zakończyć dwa oddechy przed następną serią.

Nie dokończyła jej jednak, kiedy obok przyklęknął jakiś chłopak. Zaczął mówić, dziewczyna podniosła na niego zapłakane oczy. Przyniósł jakieś ustrojstwo, wyglądało na defibrylator. Parę razy widziała takie urządzenia w klubach, ale nigdy nie używała. Słuchała więc Gołąbka który naprawdę wyglądał jak ktoś wiedzący co robi.
- Yatsek... pomogi jemu. Ty yego spasesh', da? - zduszonym głosem mówiła do niespodziewanego ratownika, odsuwając się aby mógł działać.
- Ya zaplachu mnogo... skol'ko ty khochesh' - łkając skakała spojrzeniem od nieruchomego ciała do Jacka i mówiła choć nie po polsku. - Ty spasayesh' yego, da? Yatsek?
 
Sorat jest offline