Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2021, 17:10   #149
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
wieczór; “Stara Adele”; zbór: Versana, Sebastian

- Sebastianie. Potowarzyszysz mi przy wizycie u Bydlaka? - złapała go przy wyjściu gdy zbór zmierzał już ku końcowi - Mam kilka pytań do ciebie. - uśmiechnęła się serdecznie do wiernego wyznawcy Pana Much.

Wnętrze pomieszczenia w którym przebywał Bydlak było ponure. Na szczęście nie panował w nim mróz. Psina więc miała doskonale warunki do bytowania i nabierania sił. Cieszyło to Versane gdyż w jej sprytnej główce zaczął kreować się sprytny pomysł jak tu wykorzystać potencjał jaki drzemał w jej psim przyjacielu.

- Sebastianie. Mam nadzieję, że pamiętasz jak w trakcie wieczerzy wspominałam o doprawieniu wina dostarczanego do kazamat? - zapytała nagle gdy wolnym krokiem zbliżali się do klatki w która czekał na swoją właścicielkę widocznie ożywiony pies - Potrafiłbyś zmajstrować taki dodatek, który zamieszał by w głowie bądź uśpił by klawiszy a zarazem nie byłby wyczuwalny w smaku? - nie znała się na alchemii mimo posiadaniu kilku nie całkiem legalnych środków.

- Myślę, że tak, ale musiałoby to być ciężkie słodkie wino z ziołami. Najlepiej takie do grzańca. Im delikatniejsze tym ciężej ukryć w nim wszelkie dodatki.

- A powiedz mi jeszcze jedno. - ciągnęła temat wytwarzania magicznych płynów i tym podobnych - Kiedyś czytałam bądź zasłyszałam. Przyznam, że sama dokładnie nie pamiętam. W każdym razie informacja ta mówiła o czymś takim jak serum prawdy. Coś dzięki czemu człowiek po zażyciu takiego specyfiku nie potrafi kłamać. Obiło ci się to o uszy? - zmarszczyła czoło patrząc pytająco na kolegę - To fakt czy mit?*

- O magicznym serum prawdy nie słyszałem. Mało mnie jednak to interesuje, bo pospolite serum prawdy jest tak samo skuteczne. Bazuje na dużych stężeniach alkoholu. Jednak nie na każdego działa. Ktoś o dużej masie ciała, mocnej głowie lub sile woli może przejawiać odporność. Tutaj można byłoby próbować z ziołami powodującymi halucynacje jak te, które do mnie przyniosłaś. Wszystko zależy od tego jak bardzo chce się od kogoś coś wyciągnąć. Czy środek ma być aplikowany w tajemnicy czy na siłę oraz czy ktoś musi przeżyć to przesłuchanie.

- Rozumiem. Najlepiej by było aby ów środek był dyskretny i nie uśmiercał delikwenta. - zadumała na chwilę - Chociaż myślę, że po trochu każdego z wymienionych przez ciebie mógłby się przydać. Oczywiście w zależności od sytuacji. - zachichotała delikatnie - Teraz jednak pytanie z innej beczki. Starszy wspominał iż poszukujesz jakiegoś kapitana bądź statku. - patrzyła pytająco na kolegę - Myślę, że mogłabym ci pomóc. Musiałbyś mnie jednak wdać w szczegóły tych poszukiwań.

- Od razu zaznaczę, że całość moich działań jest zlecona przez Starszego. Póki co jest zadowolony z tego co do tej pory udało mi się dokonać więc nie musisz się obawiać, że źle to wpłynie na ciebie w jego oczach - zaczął Sterben słowami wstępu. - Starszy poszukuje pewnego kryształu, kamienia lub meteorytu. Nie jest to doprecyzowane, ale ma on pewne właściwości magiczne. Z tego względu może być wartościowy i przydatny naszemu patronowi. Do tej pory ustaliłem, że niejaki Ralph Mauer przybył tutaj na Błękitnym Łabędziu. Potwierdził mi to Florian Weber stacjonujący na tym statku. Dzięki niemu wszedłem w posiadanie notatek owego pasażera, z których wynika, że ma sporą wiedzę na temat kamienia jaki interesuje Starszego. Mauer miał kupić jakiś przedmiot od Axela Eriksena, który z kolei jest właścicielem “Białego Delfina”. Liczę, że może to być nasz kamień albo coś co może do niego prowadzić. Zatem wracając do twojego pytania interesuje mnie kontakt z Mauerem lub Eriksenem.

- Zawiłe niczym wąż na ciele ofiary. Myślę jednak iż zapamiętam. - uśmiechnęła się delikatnie żartując - Myślę, że do jutra powinnam już wiedzieć nieco więcej. Umówmy się jednak za dwa dni. - zaproponowała nieśmiało - Gdyby pierwsza z moich źródeł zawiodło zawsze pozostaje drugie. - dodała tajemniczo - Może w czymś jeszcze byłabym w stanie ci pomóc? - mimo różnicy w wyznawanych bóstwa uprzejmość nakazała jej postąpić tak a nie inaczej. Z resztą miała w tym swój interes i to nim się kierowała.

- Oj na pewno mogłabyś - cyrulik uśmiechnął się szelmowsko. - Ale w tej chwili nie jest to nic na tyle poważnego, żeby nadużywać twojej uczynności - jego kącik ust drgnął zdradzając żart. - A co do poprzedniej sprawy to Łasica pomagała mi przy spotkaniu z Weberem tak, że zna go i wie gdzie znajduje się jego statek. To tak na marginesie. Zawsze to krok czy dwa do przodu.

- Jasne. Wszystkie informacje są istotne. Nawet te najdrobniejsze. - przyznała potakująco kiwając głowa - Myślę, że sobie poradzę. To co za trzy dni u ciebie? - zaproponowała luźno.

- Nigdzie się w najbliższym czasie nie wybieram - potwierdził.

- To jesteśmy umówieni. - odparła z uśmiechem na ustach - W czymś jeszcze mogę ci pomóc?

---

wieczór; ulice miasta; powrót ze zboru: Versana, Łasica

Versane zdecydowanie cieszyła zmiana nastroju jej granatowo włosej przyjaciółki oraz entuzjazm jaki ta wykazała na wieść zarówno o utworzeniu oddzielnej komórki jak i otwarciu teatru.

- Ciekawe lokacje. - podsumowała podsunięte jej propozycje co do pustostanów, które można by zaadaptować - Przedstawię te pomysły panienkom z wyższych sfer i zobaczymy co im się spodoba. - uśmiechnęła się gdy mijały kolejną z portowych kamienic - Jeżeli zaś chodzi o twoją propozycję na dzisiejsza noc to brzmi ona naprawdę kusząco. - nagle jednak lekko posmutniała - Jest jednak mały problem. Mianowicie Brena zajmuje jedną izbę wraz ze starą Gretą. Ta zaś nie byłaby raczej zachwycona gdybyśmy buszowały zaraz obok jej posłania. - patrzyła w oczy swojej siostrze - Na szczęście jest jeszcze moje piętro. Ewentualnie jeżeli włam do Grubsona pójdzie zgodnie z planem i bez większych przeszkód w drodze powrotnej możemy zawitać w jednej z karczm. O ile rzecz jasna będziemy miały siłę. - uśmiechnęła się zalotnie - Wszak czeka nas dzisiaj spotkanko z Rosą a ta jak już sama wiesz może wycisnąć z nas siódme poty. - wdowa zdradzała żywe zainteresowanie propozycją figlarnej kultystki - Schodząc jednak na ziemię. Mam nadzieję, że pamiętasz o jutrzejszym spotkaniu z Louisa i Czarnym? - zmieniła temat i ton na nieco poważniejszy?

- Oh jak ja bym mogła zapomnieć o naszej blond lwicy! Odkąd ją poznałam cały tydzień czekam z niecierpliwością aż mi zrobi brutalną rewizję i całą resztę! - Łasica zaśmiała się beztrosko co przyjemnie kontrastowało z tym mrokiem i lodowatym padającym śniegiem.

- Jutro mam wolne to od rana mogę być do twojej całkowitej dyspozycji. - dorzuciła znów skromnie splatając rączki na swoim podołku i przybierając pozę słodkiej pokojówki. - A z Rosą też prawda. Również na nią czekam. Też umie wycisnąć te siódme poty i przycisnąć butem do podłogi. Wspaniała! Mam nadzieję, że się dogadają z Wiewióreczką. Trochę nieśmiała jeszcze ale myślę, że ma dziewczyna talent do takich zabaw. Świetnie ją dzisiaj zmotywowałaś w tej kąpieli i w ogóle. Bardzo mi to pomogło. Jej chyba też. W końcu jesteś jej panią i ona w ciebie jak w obrazek. - łotrzyca jak to miała w zwyczaju dość chaotycznie przeskakiwała z tematu na temat a jej myśli zdawały się być żwawe jak żywe srebro.

- To prawda, zobaczymy jak to wyjdzie na koniec wieczoru. Ale jak dwie takie sprytne dziewczyny by coś chciały sobie wspólnie zorganizować to chyba coś sobie zorganizują prawda? - na razie odpuściła detaliczne planowanie późniejszych etapów wieczoru i nocy zadowalając się ogólną zgodą przyjaciółki na takie wspólne plany. A humor zdawał się dopisywać z tego powodu.

- A z tymi szlachciankami to jak uważasz. A w ogóle to ładne chociaż? - zapytała filuternie przekrzywiając główkę by zerknąć na idącą obok kultystkę. Jak zwykle była zainteresowana atrakcyjnymi osobami, zwłaszcza takimi jakie by dało się zaciągnąć do łóżka.

- Tylko Ver no tam dalej to im powiesz co chcesz. Ale chyba najpierw trzeba by odwiedzić te miejsca. Ja w każdym byłam ale dość dawno temu. A jak tam się zalęgły szczury? Albo bezdomni? To tak chyba nie bardzo pokazywać taką norę szlachciankom co? - pozwoliła sobie na zwrócenie pewnej uwagi na temat tych adresów o jakich dopiero co mówiła.

- A Czarny… - wróciła na sam koniec do tego co i koleżanka mówiła na sam koniec. Przeszła ze dwa kroki skrzypiąc świeżym śniegiem pod butami. - Jak nam się uda dzisiaj zdobyć to co on chce to nie mamy się czego bać. Pójdziemy, oddamy mu te listy i dziennik a on nam da wejściówkę u przemytników. Wiem, że Rose też nam to obiecała. Ale lepiej zrobić dobrze Czarnemu i by nas miło wspominał. On sporo może. Lepiej go mieć po naszej stronie. - o herszcie podziemia Łasica mówiła z mieszaniną wyczwalnej obawy i szacunku. Nie chciała mieć w nim wroga. A chyba uważała, że jak spełnią jego prośbę to będą mieć u niego chody czy coś takiego.

- Gorzej jak się nie uda… - westchnęła poważnym tonem. Cmoknęła z niezadowolenia. - Wtedy też wypada pójść do niego. I powiedzieć, że potrzebujemy więcej czasu. No albo, że jesteśmy za głupie na tą robotę i rezygnujemy. Bo jak nie wrócimy do niego pomyśli, że lecimy z nim w pana. I może być kiepsko. Wyśle swoich chłopaków po nas. Albo byśmy musiały ciągle się ukrywać albo jakoś go przebłagać inną robotą czy co. Więc lepiej by się udało. - przyznała z wahaniem gdy próbowała domyślić się jak mógłby zareagować Czarny Peter na ich niepowodzenie. I takie widoki zdecydowanie były mniej ciekawe niż gdyby wykonały zlecone zadanie.

Szła w milczeniu spoglądając od czasu do czasu na droge czy aby żaden zakapior nie czycha gdzieś w ciemnej brame aby rzucić się na mienie i cześć dwóch ślicznych panienek.

- Czuje w kościach że Tzeentch będzie nam sprzyjać. - uśmiechnęła się lisio - Z resztą tak sobie myślałam, że skoro karta przetargowa Czarnego jest dla nas aktualnie nic nie warta to może warto by było podarować mu wszystko co mi udało się i co zapewne uda się nam znaleźć jako taki powiedzmy… hmm… - zadumała ponownie - ...prezent? Dar na poczet przyszłej współpracy? Planujemy wszak otworzyć własną działalność, którą taki typ jak on zapewne będzie zainteresowany. - spojrzała unosząc lekko prawy kącik ust - Z resztą wiesz co mam na myśli. - zachichotała - A tak może uda się nam coś ugrać a przy odrobinie szczęścia kto wie? Może przejmiemy monopol nad odpłatnym sprawianiem przyjemności w każdej części i sferze miasta. - ponownie spod kaptura rzuciła pytającym spojrzeniem w kierunku zgrabnie maszerującej kochanki.

- Prezent? Dla Czarnego? - Łasica aż odgarnęła ciemny lok z twarzy jakby przeszkadzał jej w słuchaniu czy patrzeniu na koleżankę. Wydawała się być mocno zdziwiona takim pomysłem. Dumała nad nim z kilka kroków w tej padającej śnieżycy.

- Może… Nie wiem. Trudno powiedzieć. Chyba można go zapytać. - wydawała się niepewna przy tak mocno niestandardowych warunkach szacowania reakcji herszta największego gangu w mieście.

- Jej to ty naprawdę myślisz otworzyć jakiś burdel? - zapytała zaciekawiona tym razem uśmiechając się wesoło do swojej przyjaciółki.

- Burdel to chyba zbyt mocne słowo. - zaśmiała się rubasznie - Raczej klub dla koneserów damskich wdzięków. To brzmi zdecydowanie lepiej. - nagle dała klapsa swojej przyjaciółce - Myślę, że Slaanesh i Tzeentch aż się uśmiechają na taki plan.

Śnieg sypał skutecznie utrudniając widoczność do przecznicy przed nimi. Sceneria była jednak naprawdę urocza. Świeżo nasypany puch przyjemnie skrzypiał pod ich stopami a coraz dalszaj odległość od portu sprawiała iż nocna bryza aż tak bardzo nie dokuczała.

Łasica przywitała klapsa tak jak zwykle. Bardzo chętnie i bardzo wdzięcznie. Pisnęła radośnie w udawanym przestrachu i zaraz roześmiała się wesoło z zadowolenia.

- Lubię koneserów damskich wdzięków. Zwłaszcza jak są przystojni. Albo jakieś ślicznotki. Myślisz, że w takim klubie znalazłoby się dla mnie miejsce? - młoda kobieta w skórzanych spodniach popatrzyła filuternie na przyjaciółkę. Temat i cała rozmowa zdawał się jej sprawiać sporo radości i satysfakcji.

- Chciałabym aby znalazło się tam miejsce jak nie dla wszystkich to dla większości członków naszego zboru. - kolejny zakręt i kolejna wąska uliczka. Szły blisko siebie miarowym tempem zbliżając się coraz bardziej do kamienicy Versany.

---

wieczór; ulice miasta; droga do “Pełnych żagli”: Versana, Łasica, Brena


Ponownie znalazły się na tej śnieżycy. Tym razem były jednak we trzy. Trzy tak samo urocze jak i niebezpieczne. Jednak z nich musiała jednak jeszcze w sobie odkryć ta moc i energie.

- Gdzie podążamy? - zapytała niepewnie najmłodsza z nich gdy mijały kolejny zaułek. Od czasu kiedy to Brena zaczęła pobierać nauki u swojej pani jej słownictwo znacznie się zmieniło. Może nie było jeszcze na takim poziomie jakby sobie zażyczyła Versana. Przewyższał jednak i to znacznie swoją elokwencją to co dało się niejednokrotnie słyszeć w kręgach ludzi pokroju samej kultystki.

- To niespodzianka. - odparła czarnowłosa wdowa - Potraktuj to jako nagrodę wszak to Nadia dzisiaj pełni służbę. - spojrzała dwuznacznie na siostrę w wierze - Będzie to jednak zarazem pewnego rodzaju egzamin mający na celu wprowadzić cię jeszcze głębiej w niuanse naszego niepisanego siostrzanego układu. - ponownie zogniskowała swoje spojrzenie na rudej uczennicy - Przez moment w pewnym sensie będziesz mogła się poczuć jak pani a nie jak służka. - nie była to propozycja a raczej zachęta mająca na celu jeszcze bardziej zaostrzyć apetyt rudowłosej małolaty.

- Naprawdę? - Brena zapytała cichutko zerkając jak zwykle najpierw na swoją panią a potem na nową siostrę idącą obok. Wyglądała na trochę przejętą a trochę podekscytowaną. Może nawet trochę zaniepokojoną gdy padła wzmianka o egzaminie.

- Ależ oczywiście siostrzyczko. No przecież jak ja dzisiaj wam usługuję to chociaż dla mnie będziesz panią. I szczerze mówiąc nie miałabym nic przeciwko jakby tak było nie tylko dzisiaj. - Łasica bez wahania wsparła swoją siostrę w wierze w zachęcaniu ich nowej wychowanki do podążania ścieżką u jakiej progu dopiero stała.

- Naprawdę? - rudowłosa pokojówka wyglądała na zafascynowaną ale też nieco może nie dowierzała, że to może być prawda. Pomimo obietnic i słów zachęty ze strony nowej koleżanki. Znów więc spojrzała na swoją panią którą znała lepiej i do jakich widocznie miała większe zaufanie.

- Ależ oczywiście. Ja słów na wiatr nie rzucam Breno. - uśmiechnęła się złowieszczo - Czego to nie robi się dla sióstr. - dodała - Ja zrobię coś dla ciebie a ty dla mnie. To chyba zdrowy układ. Nie uważasz?

- Dobrze proszę pani. Postaram się pani nie zawieść. - Brena uśmiechnęła się z ulgą i przyjemnością. Widocznie Versanie udało jej się wlać nieco otuchy do serca.

---

wieczór; karczma “Pod pełnymi żaglami”; spotkanie z Rose: Versana, Łasica, Brena, Rose


Versana podrapała się po swojej czarnowłosej czuprynce analizując zagwostkę seksownej pani kapitan. Wertowała w myślach kto mógłby się nadać na taką daleką wędrówkę przez pokryty grubą warstwą śniegu teren. Nie musiała jednak szukać daleko.

- Dana! - samowolnie wyrwało się z jej ust imię traperki. Gdy jednak zmiarkowała co przed chwila sie stało. Wpierw zakłopotana nieufnie spojrzała na współbiesiadników a następnie skupiła wzrok na samej pani kapitan.

- Myślę, że znam odpowiednią osobę. - teraz już całkowicie świadomie zwróciła się do Rosy - Myślę też, że nie powinna cię drogo policzyć. - ze zwyczajowym dla siebie uśmiechem kontynuowała podjęty przed chwilą temat - Daj mi dzień czy dwa na rozeznanie się w sytuacji. Muszę popytać w paru miejscach. Jestem jednak pewna iż uda się to załatwić bez szkody dla nas obu. Skoro zaś jesteśmy przy korzyściach i szkodach rownież mam do ciebie pewien romans. - tak to już było. Rzadko kiedy ktokolwiek robił cokolwiek bezinteresownie. Nie zawsze jednak sprawy kręciły się wokół pieniędzy lub nie zawsze były one meritum rozmowy. Czasami za przysługę wypadało się odwdzięczyć przysługą i choć niejednokrotnie takie rozwiązanie dziwiło wielu ludzi to najczęściej przynosiło ono najwięcej korzyści. Zarówno tych niewymiernych jak i tych, których wartość można było dokładnie policzyć. Tak było i tym razem.

- Poszukuje dwóch jegomość. - zaczęła dość bezpośrednio - Pierwszy to niejaki Ralph Mauer. Facet ponoć jakiś czas temu przybył tu na Błękitnym Łabędziu. Drugi zaś to Axel Eriksen. Właściciel “Białego Delfina”. - mówiła rzeczowo chwytając za dopiero co doniesione przez seksowna kelnerke naczynie.

- O tym pierwszym pierwsze słyszę. - Rose pokręciła głową na znak, że z tym Mauerem to raczej im nie będzie mogła pomóc. A wcześniej uśmiechnęła się ucieszona gdy nowa znajoma mogła mieć kogoś na przewodnika.

- A tego “Delfina” spotkaliśmy w Marienburgu. W lecie. Czekaliśmy na redzie w tym samym czasie. Ale na pokładzie nie byłam ani tego Eriksena nie spotkałam osobiście. Tak przez lunetę to taki cywilizowany Nors. - kapitan zmrużyła oczy przy drugim mężczyźnie o jakiego pytała czarnowłosa.

- Widziałam jego “Delfina” tutaj w porcie. Ale jego samego nie spotkałam. Jak jest w mieście to chyba raczej powinno się go dać znaleźć. Możesz zapytać w kapitanacie. Zwykle zostawia się jakiś adres kontaktowy gdyby jakaś sprawa była do kapitana. - poradziła coś od siebie jako jeden z tych kapitanów i marynarskiej braci.

Pokiwała głową przyjmując do wiadomości te raczej skromne informację. Nie tego się spodziewała. Jednak już przywykła do tych małych rozczarowań jakie nie raz, nie dwa natrafiały się na jej drodze.

- Ehhh… No trudno. - wzruszyła ramionami nieco zawiedziona - Myślałam, że to jakiś bardziej rozpoznawalny kapitan. Pozostaje więc kapitanat. Skoro jednak już jesteśmy przy Norsmenach. Wiem, że nawiązywałam do nich przy okazji ostatniego spotkania nie spytałam jednak o jedno. - spojrzała znad kufla upijając grzdyla ciepłego jeszcze grzańca, którego aromat miło łechtał jej nozdrza - Wiesz może co z nimi się stało? Pozamykali ich? Wyrżneli w pień? Dorwał ich ten cały łowca czarownic?

- O tych co nocą przepłynęli przez port? - Rose upewniła się czy mówią o tym samym. Łasica pokiwała twierdząco głową a Brena na razie się nie odzywała wcale.

- Nie mam pojęcia. Nie słyszałam nic o nich poza tym, że gdzieś w górze rzeki się rozbili. A potem pojechała kawaleria i zrobiła nimi porządek. To może oni coś wiedzą? Mnie raczej nie po drodze z lądową kawalerią czy tym bardziej, łowcami czarownic. Swoją drogą niesamowity wyczyn tak w nocy przepłynąć port i wpłynąć na oblodzoną rzekę. Tylko nie wiem po co tam popłynęli. - kapitan pokręciła swoją ciemnowłosą głową, że jej informacje o tych Norsmenach nie przekraczają tych o jakich już chyba wiedziało całe miasto. Mówiła jakby nie bardzo przywiązywała wagę do spraw typowo lądowych. A dla śmiałości norsmeńskich żeglarzy miała wyraźny szacunek.

- Pewnie więc starli ich w pył. - dodała chłodno - To co jakaś partyjka w karty o to kto dziś płaci za pokój? - rzuciła przekornie zmieniając temat ma znacznie przyjemmiejszy.

Czarnowłosa kapitan rozłożyła ręce na znak, że nic nie wie na temat tamtej potyczki między Norsmenami a kawalerią. Za to z chęcią podążyła za nowym wątkiem podjętym przez nową wdowę.

- Pokój już czeka wynajęty na górze. Mam nadzieję, że dacie się tam zaprosić. - Rose uśmiechnęła się wskazując dłonią w stronę schodów jakie wiodły do wynajmowanych pokoi na piętrze.

- Ja na pewno. - Łasica wyczuła tą zmianę tematu i od razu uniosła rączkę na znak, że jest chętna na taką wizytę.

- Karty? Mogą być i karty. Gramy tutaj czy od razu idziemy na górę? Wszystkie cztery? - kapitan zrobiła gest w stronę swojego marynarza a ten grzebał chwilę po kieszeniach wyjmując mocno zużytą talię kart. I jeszcze sprawdzając czy wszystkie mu się wyjęły za pierwszym razem. A Estalijka wskazała wzrokiem na Brenę której nie było przy poprzednim spotkaniu więc teraz chyba nie do końca była pewna jej roli w dzisiejszym spotkaniu.

- Możemy iść na górę. - oznajmiła wskazując wzrokiem na schody prowadzące do prywatnych pokoi i uśmiechając się szeroko - Mam nawet ciekawy pomysł na jakich zasadach mogły byśmy zagrać.

- No to chodźmy! - Rose zaśmiała się wesoło, wzięła talię kart w dłonie i wstała od stołu. - Chłopaki poczekajcie tu na nas. - rzuciła do swojej eskorty a sama ruszyła w stronę schodów prowadząc pozostałą trójkę do wybranego pokoju. Otworzyła go wyjętym kluczem i jeszcze chwilę jak zwykle trwało aby zapalić lampę i ta rozjaśniła ten pokój. Wyglądał raczej standardowo jak pokój do wynajęcia na dwa łóżka. Do tego dwie szafy, stół, krzesła i tyle.

- Przy stole się chyba nie zmieścimy. To chodźmy do łóżka. - Rose wskazała na stół przy jakim były tylko dwa krzesła. I sama pierwsza klapnęła wesoło na pierwsze łóżko. Podwinęła nogi gestem zapraszając pozostałe dziewczyny.

- To jak gramy? O co? - kapitan zaczęła tasować talię i popatrzyła z krnąbrnymi ognikami w oczach na pozostałą trójkę.

- Ja mogę grać na rozkazy. Ale uprzedzam, że słabo gram w karty. - Łasica zgłosiła się pierwsza wracając do tonu grzesznej niewinności. Sama wzięła się za przysuwanie drugiego łóżka tak by powstała większa platforma na te wspólne gry i zabawy po czym klapnęła sobie bez skrępowania obok pani kapitan.

- Nie ukrywam, że myślałam raczej o rozbieranej wersji. - przyznała raczej nie zaskoczona tą śmiałą propozycją siostry - Jednak twój wariant brzmi chyba jeszcze ciekawiej. - zaśmiała się w głos - To co potasuję a ty polej jak przystało na służebną. - wyciągęła rękę w kierunku Rosy by ta podała jej karty. Swoją drogą czy tylko mi tu jest tak gorąco? - rzuciła zadziornie do reszty zgromadzonych - Breno a może ty masz jakieś życzenia które mogłaby spełnić ta oto dziewka? - spojrzała zachęcająco na swoją uczennice - Śmiało nie krępuj się. To dziś twój przywilej. - wyszczerzyła ząbki tym razem do swojej podopiecznej - Możesz zażyczyć sobie na co ci tylko dusza pozwoli.

- Możemy zagrać na rozbierane rozkazy! I inne też! - Łasica gdy zabawa zaczynała iść po jej myśli i to taka jaką chyba najbardziej lubiła, zrobiła się kochana, życzliwa, wesoła i w ogóle do rany przyłóż. Chętnie była przystać na propozycję swojej przyjaciółki. A pani kapitan też chyba to wszystko rozbawiło bo bez wahania oddała talię Versanie. Tylko Brena wciąż była milcząca i wyglądała jak myszka pomiędzy trzema kocicami.

- I oczywiście proszę pani już służę. - gdy łotrzyca już pozwoliła sobie na ten pierwszy wybuch entuzjazmu to chętnie wróciła do roli słodkiej i posłusznej służącej. Aż jej się oczka zaśmiały gdy Versana zaczęła wydawać jej polecenia. Zwinnie zeskoczyła ze złączonego łóżka i wróciła do stołu gdzie zostawiły tacę z kubkami i butelkami. A po drodze zachęcająco poklepała rudzielca po ramieniu by dodać jej otuchy.

- Ja dziękuje. To wino może być. - Brena uśmiechnęła się ostrożnie. Wyglądała trochę jak nowa uczennica w grupie starszych i bardziej doświadczonych w temacie koleżanek. Co z jednej strony cieszyła się, że tu jest i chciałaby być taka jak one ale z drugiej nie chciała się wygłupić i nie wiedziała za bardzo jak się zachować. No i znów wybrała miejsce nieco przy krawędzi łóżka by nie być w centrum a jednocześnie być blisko Versany.

- Oczywiście Breno, już podaję i służę uprzejmie! - Łasica też chyba chciała jej pomóc wejść w tą przygodę jak najłagodniej bo odwróciła się od stołu i trochę zawadiacko a trochę zabawnie przyjęła to zamówienie jak od swojej pani czy kapitana.

- Na moje oko to ona aż przebiera nóżkami aby spełniać nasze polecenia. - Rose nachyliła się nieco do dwóch kobiet z jakimi dzieliła łóżko i szepnęła do nich konspiracyjnie wskazując na plecy Łasicy. Zabrzmiało to dość zabawnie bo ta raczej nie mogła tego nie usłyszeć. A nawet Brena się roześmiała, zresztą Łasica też i w odpowiedzi pokiwała bezczelnie głową i uniosła kciuk do góry.

- Też tak myślę. - przyznała rację rozochoconej kobiecie - wpierw jednak partyjka. - roześmiała się chcąc by tradycji stało się zadość - To jak? Dobierany? A raczej rozbierany? - rzuciła patrząc dwuznacznie na pozostałe.

- No a ja u was z pieniędzmi? Macie na pulę? - Rose popatrzyła pytająco na pozostałe koleżanki.

- Ja jestem biedna jak mysz polna. Ale chętnie mogę płacić i brać wypłatę w naturze. - oświadczyła Łasica jaka wcielała się w ich kelnerkę wracając z tacą i napitkiem. Każdej koleżance wręczyła po kubku wina nim sama spoczęła znów na łóżku.

- No ja też niewiele mam. Same miedziaki. - Brena odezwała się nieśmiało chyba z ulgą, że nie jest jedyną która nie ma pełnej sakiewki.

- No to same widzicie, że na pieniądze nie mamy co grać. To możemy zagrać w rozbieranego. Tylko zamiast pieniędzy wrzucamy do puly ubrania. A kto wygra pulę to wydaje rozkaz tej co pierwsza odpadła. Może być? - kapitan miała gotową odpowiedź jak mogą zagrać skoro na pieniądze to by chyba mogła grać tylko z młodą wdową o białym uśmiechu. Brena niepewnie spojrzała na swoje siostry czekając na ich decyzję.

- Co myślisz Ver? Wchodzimy w to? - Łasica filuternie spojrzała na drugą kultystkę ciekawa jej reakcji na taką propozycję.

- Zawsze mogę co nieco wyłożyć za Brene. - odparła zwięźle - A skoro służka nie ma za co grać niech się rozbiera. - dodała śmiejąc się rubasznie.

- Swoja drogą. - wzrok utkwił w pani kapitan tasując przed chwilą podane jej karty - Co takiego masz zamiar transportować? Pytam bo nie wiem czy potrzebny ci tylko przewodnik. Czy być może również eskorta do tego ładunku?

- Liczę że ja i moje chłopaki damy radę. Muszę im dać coś do roboty by nie zgnuśnieli przez zimę. Poza tym jest okazja do zrobienia interesu. Tylko teren jest dla nas obcy. To by nam się przydał jakiś przewodnik do stolicy. - kapitan odpowiedziała z uśmiechem oglądając pierwsze karty jakie wylądowały w jej dłoniach. W drugiej dzierżyła kubek jakie wszystkim rozdała Łasica. Ale teraz wsadziła go sobie między uda aby swobodniej manewrować kartami.

- A zamierzam pojechać po prawdziwy skarb. - odparła śmiejąc się wesoło więc trochę nie bardzo było wiadomo czy to tak na poważnie z tym skarbem czy tylko sobie żartuje.

- Nie chcesz to nie musisz zdradzać szczegółów tej transakcji. Grajmy więc. - rzuciła podnosząc swoje karty by sprawdzić jaki to los Tzeentch zgotował dla niej.

---

- Ale ja nie wiem co… - przyznała rudzinka z zarumienionymi policzkami. Mogła je mieć zaróżowione od tego wina jakim się raczyła razem ze swoimi kompanami w tej grze. Ale pewnie też swoje zrobiła ta gorąca atmosfera jaka niczym wąż owijała się wokół nagich i półnagich kobiecych ciał. Wydawało się, że ta wspólna gra, emocje, wspózawodnictwo i sprośne żarty bardzo je zbliżyły do siebie i rozluźniły towarzystwo.

- Oj cokolwiek. Przecież Rose to taka swojska, kochana dziewczyna. Na pewno wykona twoje polecenie. Może też zostanie naszą siostrą? To byśmy były we cztery. Rose chciałabyś być naszą siostrą? - Łasica co pierwsza przegrała swoje ubranie więc już z drugie rozdanie siedziała nagusieńka nadal chętnie pełniła rolę służki i kelnerki uzupełniając trunki w kubkach. I bynajmniej nie przejmowała się swoją nagością a nawet jakby sprawiało jej to przyjemność. Teraz próbowała przekonać ich najmłodszą siostrę aby się przełamała do wydania rozkazu tej która w tej partii odpadła pierwsza czyli Rose. Pokojówka Versany wciąż jednak miała naturalne opory aby nawet w zabawie wydawać polecenia komuś kto na zewnątrz był znacznie od niej ważniejszy w hierarchii społecznej. Poprzednio już raz wygrała partię ale wówczas trafiła na Łasicę więc kazała jej wycałować swoje dłonie i stopy co Nadia wykonała z prawdziwą przyjemnością, że aż przyjemnie było popatrzeć. Gdyby je wówczas zostawić same to pewnie na samym całowaniu by się nie skończyło.

- Waszą siostrą? A co robi się jako wasza siostra? - widząc, że Brena zwleka z podjęciem decyzji Rose de la Vega zagaiła o ten temat. Pani kapitan siedziała w samych majtkach bo chociaż nie szło jej tak kiepsko jak Łasicy to jednak rzadko jej się udawało wygrać partię. I tak po kolei zdejmowała z siebie kolejne rzeczy aż została już w tym ostatnim kawałku bielizny. Ale też jakoś nie wyglądała na zmartwioną tymi przegranymi a oczka i usta śmiały jej się całkiem często.

- Zazwyczaj to chodzi o chodzenie do łóżka z jakimiś ślicznotkami i przystojniakami. Ale głównie ze ślicznotkami. No i czasem trzeba wziąć wspólną kąpiel. Dobrze mówię dziewczyny? - Łasica odparła luźno i swobodnie zerkając łobuzersko na dwie pozostałe siostry. Brena zachichotała cichutko rozbawiona tym nawiązaniem do ich wspólnego spotkania w łazience Versany dzisiaj rano.

- Brzmi ciekawie. A jak tam z rozkazem dla mnie słodziutka? Co mogę dla ciebie zrobić? - Rose pokiwała głową, zrobiła usta w podkówkę na znak, że jak chodzi tylko o to to może rozważyć wstąpienie do tego siostrzeństwa. Przynajmniej póki tak sobie teraz przy karcioszkach, winku i w łóżku rozmawiały półnago. Brena spojrzała pytająco na swoją panią na jaką jak zwykle oglądała się gdy tylko mogła szukając inspiracji i podpowiedzi. Siedziała w pończochach, bieliźnie i koszulce. Z początku karty jej niezbyt sprzyjały i wydawało się, że dołączy do nagiej Łasicy w tym pozbywaniu się ubrań. Ale ostatnia i przedostatnia partia zastopowała ten proces a teraz nawet wygrwała całą pulę. Więc patrzyła na tą najbardziej ubraną. Strój młodej wdowy był niewiele ruszony od początku gry. Karty jej sprzyjały więc ze swojego ubioru pozbyła się niewiele. Najczęściej też wygrywała całą pulę więc zdążyła już wydać chociaż raz polecenia każdej z pozostałych partnerek. Między innymi i pani kapitan która wówczas nie miała oporów aby spełnić ten rozkaz. Może i to był powód dla którego Brena niemo prosiła ją o wsparcie i podpowiedź jak powinna zachować się teraz.

- Breno. Nie krępuj się. - starała się dodać otuchy nieco zestresowanej uczennicy - Na pewno jest coś takie co zawsze chciałaś aby, któregoś dnia jedna seksowna pani kapitan dla ciebie zrobiła. - uśmiechnęła się szeroko kładąc jedna dłoń na kolanie rudzinki a druga na Rosy - Coś co ci się marzyło czy śniło. Jesteś wśród sióstr przecież więc śmiało.

- To może… Może pocałunek? - zaproponowała ośmielona tak trójstronnym zachętami Brena. Zerknęła szybko na pozostałe uczestniczki zabawy by sprawdzić czy nie przesadziła. Ale widocznie nie. Bo pani kapitan uśmiechnęła się wesoło, skróciła dystans i złożyła pocałunek na ustach zwyciężczyni tego rozdania przy aplauzie i zachęcających komentarzach swojej drugiej siostry.
 
Pieczar jest offline