Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2021, 17:11   #150
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
noc; kamienica Grubsonów; włam: Versana, Brena i Łasica


- Wygląda spokojnie. - Łasica po raz kolejny rzuciła spojrzenie w kierunku zaśnieżonej kamienicy. Pozornie niewiele się wyrożniającej od rzędu innych z jakimi stała na tej ulicy. Marsz z portu przez ciche i ponure miasto pełne śniegu pozwolił przestawić się z wesolutkiej i nieskrępowanej zabawy we czwórkę na numer jaki miały wyciąć we dwie. Z cichym kibicowaniem Breny jaka była najmniej wtajemniczona w całą sprawę. Burza w międzyczasie się skończyła gdy bawiły w “Żaglowcu” a teraz było ciemno i cicho. Nocne niebo dalej przykrywały chmury jakby w każdej chwili coś mogło z nich zacząć sypać. Wiatr jednak prawie ustał ograniczając się do lekkiego powiewu wyczuwalnego na twarzy. Więc było cicho i nieruchomo. Z powodu śniegu nie do końca tak ciemno jak to by było gdy świat nie przykrywała zimowa pierzyna. Dalej jednak panował siarczysty mróz.

- To mówisz, że nie mają psów? No to środek nocy to powinni spać. - włamywaczka zbierała się mentalnie do tego włamu. Poprawiła rękawiczki, podskoczyła parę razy, zabiła ramiona i zrobiła kilka przysiadów. Na razie nic nie zdradzało jakiejś nieprzewidzianej aktywności domowników. Cały dom jak i ulica wydawał się cichy, ciemny i pogrążony we śnie. Tak stały przy narożniku kilka domów dalej obserwując go z cienia. Wedle tego co mówiła łotrzyca to ona miała się wspiąć po ścianie do tego okna na piętrze gdzie był gabinet Grubsona. Okno było zamknięte okiennicami ale ulicznica twierdziła, że ma na to sposób. Na podstawie co mówiła jej przyjaciółka uznała, że raczej powinna sobie z tym poradzić. A potem jak dostanie się do środka to spuści na dół linę by ta mogła do niej dołączyć.

- To jak będę na górze to filuj na resztę. Bo ja będę zajęta oknem i resztą to mogę coś przegapić. - powiedziała do Versany gdy w końcu uznała, że jest gotowa do tej próby.

Dostrzegajac nieco zaskoczoną i zdezorientowaną minę swojej uczennicy. Ver zdecydowała się wprowadzić ją w meandry aktualnego przedsięwzięcia.

- Widzisz kochanie. - zaczęła łagodnie - Czasami jest tak że nie wszystko idzie po naszej myśli. Nie należy jednak wtedy się poddawać. - uśmiechała się szepcząc do zapatrzonej w okiennice Breny - Niekiedy trzeba po prostu dopomóc szczęściu. - puściła oczko drugiej z sióstr - Potraktuj to jako przygodę. Jako kolejny etap na twojej drodze ku sławie i prestiżu. - Ver wiedziała, że takie słowa trafiają do jej młodszej koleżanki. Sama zaś autorka z czasem kiedy ów mowy motywacyjne stawały się niemal codziennością czuła się coraz swobodniej w ich wygłaszaniu. Mówiła czule ale i pewnie nie dając swojej podopiecznej nawet na chwile poczucia iż nie wie co robi.

- Plan jest prosty. - przeszła do konkretów- Przy odrobinie szczęścia Nadia i ja wejdziemy do środka aby się trochę rozejrzeć. Ty zaś pozostaniesz na dole i będziesz naszymi oczami i uszami. - wskazała na okoliczne uliczki i alejki - Wiesz tak na wypadek nie przewidywanego patrolu strażników, którzy zbytnio zainteresowaliby się tym co my będziemy robić. - zaczeęa wyjaśniać szczegóły - Wtedy zamachaj im kuperkiem, zatrzepocz rzęsami i udaj biedną i zagubioną niewiastę. Wiem że potrafisz. - uśmiechnęła się kładąc rękę na ramieniu pilnie słuchającej pokojówki - Jeżeli zaś u nas coś by się działo. Wiesz. tam na górze. To narób na dole rabanu. Krzycz czy bij w drzwi w pięściami i zwiewaj ile sił w nogach. Pamiętaj jednak, że pozostawiać będziesz po sobie ślady na świeżo nasypanym śniegu więc zadbaj o to by nie uciekać od razu do domu. Tylko zmylić ewentualny pościg. - delikatnie dwoma palcami dotykając jej brody zwróciła twarzyczkę młodej piegowatej dziewczyny ku sobie - Pojełaś? Jesteś sprytna więc wierzę, że w razie jakiś nie przewidywanych komplikacji wymyślisz coś na szybko tak aby miało ręce i nogi.

Brena w milczeniu kiwała tylko rudą czuprynką na znak że przyjęła do wiadomości wydane jej rozporządzenia. Twarz zdradzała jednak niepewność tak jakby starała się ułożyć sobie to wszystko w głowie nie będąc pewną czy podoła. Mimo iż dla niej było to pierwsze takie "wystąpienie" Versana wierzyła w nią. Dbała o wykształcenie swojej podopiecznej i bacznie obserwowała jej rozwój. Wiedziała na co ją stać. To zaś był kolejny etap jej rozkwitu.

- A i jak brzmi zasada numer jeden? - zapytała nagle zmieniając temat.

- Dyskrecja. - odpowiedziała bez zastanowienia.

W tych nocnych ciemnościach twarz jawiła się jako blady owal więc trudno było zorientować się w mimice. Najbardziej czytelny wydawał się głos i mowa ciała. Brena mimo wszystko wydawała się mieć spore wątpliwości co tutaj właściwie robi i ona i jej siostry. Ale koniec końców zgodziła się jednak im pomóc. We trzy wyszły z cienia i przeszły te kilka domów jakie dzieliły ich od kamienicy Grubsonów aż znalazły się pod właściwym oknem. Wszystkie trzy zadarły głowy do góry aby z bliska przyjrzeć się zamkniętej okiennicy. Ale wyglądała dość zwyczajnie. Tak samo jak wszystkie inne w tym domu i tych obok. A przynajmniej po nocy nie było właściwie widać zbyt wiele. Ot ciemny prostokąt nad ich głowami.

- Jak nam się uda to mam nadzieję na gorący numerek we trójkę. - Nadja uściskała jedną i drugą siostrę tak na szczęście i na rozluźnienie dość napiętej atmosfery po czym odwróciła się do nich plecami i podeszła do ściany budynku.

Z bliska nie wydawała się taka gładka jak z daleka. Ale czy było w nich wystarczająco punktów zaczepienia dla palców rąk i butów to trzeba było sprawdzić osobiście. I za to się zabrała kobieta w czarnych, skórzanych spodniach. Wspinała się dość powoli. Przed każdym ruchem w górę po omacku sprawdzała gdzie można się czegoś chwycić. Ale szczęście albo umiejętności jej sprzyjały bo stopniowo niczym czarny pająk, pełzła do góry. W tych ciemnościach obie z Breną nie widziały detali tej ściany to trochę wyglądało jakby ich koleżanka wspinała się po płaskiej ścianie.

W końcu włamywaczka dotarła do okna gabinetu. Tutaj złapała się zawiasu framugi i nastąpił bardzo długi moment gdy podpierała się tylko na butach i jednym ręku a swoją prawicą sięgnęła po coś do kieszeni i majstrowała przy środku tej framugi. Z dołu nie było widać co ona tam właściwie robi. Ale było słychać jak ciężko oddycha z wysiłku. Ze dwa razy musiała odpocząć zawisając obiema dłońmi na parapecie nim znów spróbowała swoich sil. Ale wreszcie jej się udało. Coś cicho pykło i poły okiennic odchyliły się. Łasica schyliła się by je po cichu otworzyć na oścież i już nawet z dołu dało się zobaczyć okno.

~ Zamkniętę! Będę musiała wybić okno! Uważajcie! ~ z gory usłyszały cichy syk koleżanki gdy odkryła zamknięte okno. W końcu minęła ponad doba od wizyty Versany w tym gabinecie to ktoś widocznie musiał zamknąć to okno. Teraz włamywaczka musiała wybić szybę aby dostać się do środka. Wspięła się więc na parapet, przykucnęła jak jakiś czarny gagrulec i łokciem trzasnęłą tą szybę po czym zamarła. Odgłos pękanej szyby wydawał się strasznie głośny w tej nocnej ciszy. Brena nerwowo rozejrzała się w obie strony ulicy obawiając się reakcji. Czekały.

Łasica chyba uznała, że nikogo nie wybudził ten dźwięk bo zmieniła pozycję i coś tam zaczęła robić. Po chwili okno było otwarte a ona sama zniknęła wewnątrz znikając też swoim koleżankom z widoku. Znów czekały. Z otwartego okna nie dochodził żaden dźwięk, światło ani nie było nikogo widać. Owal twarzy rudowłosej pokojówki skierował się na jej panią jakby ta mogła wyjaśnić jej co tam się dzieje. Ale wreszcie na górze pokazała się znajoma sylwetka w czerni. Uniosła kciuk do góry po czym zrzuciła na dół linę.

Pierwsza próba okazała się beznadziejna. Versana ani nie mogła znaleźć żadnych punktów oparcia ani wspiąć się po linie. Kompletnie nie miała doświadczenia w takich zabawach! Wspięła się może na metr ponad poziom zaśnieżonej ulicy gdy spadła na nią z powrotem. Z góry jednak Łasica a z dołu Brena zachęcały ją gestami by spróbowła jeszcze raz. Lina okazała się jednak bardzo pomocna. Jak się trzymała jej dłońmi to wystarczyło znaleźć jakieś oparcie do butów i szło dużo łatwiej gdy już załapała mniej więcej o co chodzi. Nawet chyba poszło jej trochę szybciej niż koleżance. Ta na końcówce wyciągnęła ku niej rękę i pomogła jej wejść przez parapet do środka.

~ No! Jesteś wreszcie! Już się bałam, że cię będę musiała tu wciągać! ~ na górze Łasica krótko pocałowała zasapaną koleżankę szepcząc do niej z ulgą i nieco żartobliwym tonem. ~ No to jesteśmy. Tam są drzwi. Nic nie słyszę więc chyba dalej śpią. ~ wskazała na kierunek naprzeciwko okna. Jak wdowa wiedziała z wcześniejszej wizyty to tam rzeczywiście były drzwi na korytarz. Ale po ciemku, nawet z paru kroków kompletnie ich nie było widać. Właściwie w ogóle niewiele było widać. Ot, zarys fotela i biurka bo stały w pobliżu okna. Jak coś miały tu znaleźć trzeba było zapalić światło.

Versana spodziewała się iż zadanie może nie należeć do najłatwiejszych. Nie myślała jednak, że będzie to tak męcząca i wymagające aż tyle siły czynność. W prawdzie sypialniane figle też były męczące. Były jednak również przyjemniejsze. Na szczęście całus Łasicy pozwolił szybko zapomnieć o wycieńczeniu.

W środku powtórzyła się natomiast sytuacja ze sklepowego biura grubasa. Ciemno jak w dupie. Wdowa wiedziała jednak co należy robić.

- To ty zastaw drzwi aby w razie czego nikt tu nam nie wtargnął. - szepnęła na ucho kochance - A ja zwinę linę i rozejrzę się za jakiś źródłem światła.

~ Nie. Jakieś szuranie mogą usłyszeć. Znajdźmy świecę czy coś takiego. Musieliby wstać i wyjść na korytarz by zobaczyć światło w szczelinie pod drzwiami. A powinnyśmy usłyszeć otwieranie drzwi i kroki to zdążymy zgasić świecę. ~ doświadczenie złodziejki podpowiedziało jej inne rozwiązanie. Nie protestowała jednak przeciwko zwinięciu liny. Po chwili buszowania po ciemku znalazły na biurku lampę. Po paru kolejnych chwilach jej światło rozjaśniło gabinet gospodarza.

~ Dalej to chyba twoja działka. Ja to mogę złoto i biżuterię zgarnąć. ~ gdy się rozejrzały w tym świetle Versana rozpoznała wnętrze w jakim rozmawiała i podpisywała umowę przedwczoraj z gospodarzem. Łasica musiała sobie zdawać sprawę, że teraz raczej ona powinna grać główne skrzypce bo sama była tu pierwszy raz a i na słowie pisanym nie znała się kompletnie.

Ver więc rozejrzała się raz jeszcze po pokoju. Jeżeli ów dziennik był jakimś hakiem na Czarnego to Grubson nie trzymałby na wierzchu. Za pierwszy cel obrała więc biurko.

- Też możesz rzucić okiem tu i ówdzie. - szepnęła do koleżanki - Może coś uda ci się znaleźć. Z resztą złotem i kosztownościami również nie pogardzę.

Obie zaczęły buszować po gabinecie gospodarza. Versana zajęła się biurkiem a Łasica resztą. W przeciwieństwie do wspinaczki po linie operowanie tymi wytrychami przyniesionymi dzisiaj przez jej przyjaciółkę poszło wdowie wyjątkowo dobrze. Otworzyła lewą część biurka i zamek okazał się prostszy niż te co były zamontowane w magazynku Grubsona. Widocznie tutaj się chyba aż tak nie obawiał włamywaczy. Więc dość szybko jedna połowa biurka stanęła przed nią otworem.

Były tam szuflady a w nich różne bruliony, listy, papiery, puste kartki no i jak na oko przerzucała kartki to pewnie istotne do prowadzenia działalności handlowej przez Grubsona. Ale chociaż nie miała czasu tego czytać nie mówiąc aby chociaż porządnie przekartkować to wszystko to wydawało się dość służbowe. Coś podobnego miała ona sama w swoim biurku. Jakoś nic z tego nie wydawało się odbiegać od innych przeglądanych papierów ani interesować herszta Czarnych. Za to w jednej szuflad znalazła sakiewkę jaka brzęczała obiecująco.

~ Ver! Zobacz! Bierzemy? ~ Łasica coś znalazła w przeszukiwanej szafie. Podeszła do biurka aby w świetle jedynej lampy lepiej się przyjrzeć. Wyglądała jak szkatułka wielkości dwóch, no może trzech rozłożonych dłoni. Ale jeszcze dało się ją wziąć pod pachę. Jednak była zamknięta a Łasica chyba nie chciała tracić czasu na grzebanie przy jej zamku. Grzechotało coś cicho w środku jak lekko nią potrząsnęła. Trochę jednak trudno ją było zabrać jak do schodzenia po linie trzeba było mieć dwie wolne ręce.

Versana zaś przyklękła przy drugiej części biurka. Tam znów użyła swojego nowego zestawu wytrychów i znów z dobrym skutkiem. Zamek poddał się dość prędko i poła biurka stanęła otworem. Tu wśród szuflad znalazła znów papiery i notesy. Ale jak otworzyła jeden z nich co wydawał się odłożony nieco na bok wydawało się, że to jakiś osobisty notatnik Grubsona. Pisany jego własną ręką i z jakimiś przemyśleniami. I znalazła jeszcze niewielką, szkatułkę w której były listy zaczynające się od “Najdroższy… “.

Miały więc dwie szkatułki do otwarcie. Można było z nimi jednak powalczyć później. W dogodniejszym miejscu i czasie zaś świeża i dość gruba warstwa śniegu powinna nieco zamortyzować upadek, na wypadek gdyby chciały je lub chociaż jedna, ta cięższą zrzucić przez otwarte okno.

- Tzeentch nam sprzyja. - rzuciła cichutko do koleżanki - Rozejrzyjmy się raz jeszcze i spadamy. Wolę być pewna, że nic nie pominęłyśmy.

---

Mecha 37

Łasica; wspinaczka (KRZ + Wspinaczka) 40; rzut: Kostnica 30 > 40-30=10 > remis > z trudem ale się wspięła

Łasica; otwieranie okiennicy (ZRĘ + Otwieranie) 40+10+10-20=40; rzut: Kostnica 21 > 40-21=19 > ma.suk = otwarte, standardowa ilość czasu

Versana; wspinaczka (KRZ + Wspinaczka) (35) 18+20=38; rzut: Kostnica 72 > 38-72=-34 > śr.por > nie wspięła się

Versana; wspinaczka (KRZ + Wspinaczka) (35) 18+20=38; rzut: Kostnica 14 > 38-14=24 > ma.suk > wspięła się standardowo

Versana; otwieranie biurka 1 (ZRĘ + Otwieranie) 50+10+10-10=60; rzut: Kostnica 1 > 60-1=59 > du.suk = otwarte; bez rys; 50% szybciej

Versana; otwieranie biurka 2 (ZRĘ + Otwieranie) 50+10+10-10=60; rzut: Kostnica 3 > 60-1=57 > du.suk = otwarte; bez rys; 50% szybciej
 
Pieczar jest offline