(Oathday, nazwa jednego z dni tygodnia)
Tak, tak, nie ma w tym ni krztyny łgarstwa. Zowiemy się „Pustynne Skorpiony” i lepiej dobrze to sobie zapamiętajcie. Może kiedyś przyda się wam ta informacja, jak zechcecie zasięgnąć porady od PRAWDZIWYCH profesjonalistów. Dziękuję uprzejmie za uwagę — ukłoniła się po dworsku i zasiadła z powrotem na krześle.
„Phi, powiadają, że nie wiem, kiedy przestać. Tak jakby to była słabość...” pomyślała, uśmiechając się sama do siebie.
Kiedy kobieta w fiolecie opuściła karczmę, szmaragdowooka zagadnęła
diabelstwo.
—
Tabacie, mógłbyś poszukać w księgach czegoś o tym „Oku Erudytów”? Ta Velriana wydaje się najbardziej rozgarnięta z tej całej pstrokatej i nieokrzesanej hałastry. Jeśli ona tego szuka, to nas również powinno interesować. Niewykluczone, że kryje się za tym mianem coś istotnego, na przykład artefakt o wprost niezwykłej mocy albo znacznej wartości. Zatem warto byłoby w pierwszej kolejności położyć na nim ręce, nie sądzisz? — zakończyła z podstępnym uśmieszkiem.
Kiedy
Bahadur poszedł się uganiać za jakąś lafiryndą, półelfka prychnęła szyderczo.
— Ładnie to tak zostawiać towarzyszy, by skakać wokół jakiejś głupiej panienki? — pomarudziła pod nosem.
Ale zaraz potem coś diabolicznego przyszło jej do głowy i kwaśną minę szybko zastąpił szyderczy uśmieszek.
Kielich za kielichem łotrzyca stawała się coraz bardziej podchmielona. Naturalny hedonizm i żywiej krążąca krew sprawiały, że z wolna odzywała się w niej bardziej pierwotna, fizyczna potrzeba. Zaczęła więc drapieżnym, acz nieco zamglonym wzrokiem, lustrować wnętrze przybytku wąsatego Faarhana. Szukała jakiegoś przystojnego męża, który mógłby jej umilić resztę nocy. A nie było to łatwe zadanie. Nawet w stanie upojenia miała swoje, nader wysokie standardy. Ale jak to się mawia, najciemniej pod latarnią. Przypadkowo, czy nie, jej wzrok zawisł ostatecznie na siedzącym obok
zaklinaczu. Dopiero pod wpływem alkoholu pomyślała o swoim towarzyszu w tym kontekście. Chociaż od początku zachowywał się wobec niej w uprzejmy, pozbawiony zarzutu sposób, to raczej nie rozpatrywała go jako kompana do alkowy. Przynajmniej do teraz, takoż alkohol luzuje obyczaje. Zmanierowana i wstawiona Lavena z początku zachowywała się nieco głupkowato, zaczepiając
Jasara niewinnie i niezdarnie. Szybko jednak właściwie po kolejnym kielichu nalanym przez
wspomnianego osobnika, zagrała w dość otwarte karty i w ostatnim momencie udało jej się zaciągnąć go do swojego luksusowego, prywatnego apartamentu.
Rano jak zwykle dotarła na śniadanie najpóźniej. Nie było to jedynie winą upojnej nocy spędzonej z
Muktharem. A trzeba wspomnieć, że
obdarzony smoczą krwią całkiem wprawnie i przez kawał nocy rozpalał jej pierwotny ogień. W zasadzie tego typu „aktywność” raczej ładowała ją, więc może i była niewyspana, ale wewnątrz czuła się przepełniona wigorem. Jednak była też rozpieszczoną księżniczką, więc mimo wszystko nader opornie wygrzebała się ze skołtunionego, niezwykle wygodnego łoża. Potem nie odmowila sobie długiej toalety i nałożenia makijażu. Na koniec zaś przywdziała
to samo ubranie, w którym udała się dzień wcześniej do Miasta na Barkach. Schludne, ale mało wystawne, choć nie pozbawione pewnych akcentów, które mogły przyciągać oko.
Jedzenie podane przez szynkarza już prawie ostygło gdy pannica raczyła zjawić się na dole. Szczerze zdzwiło ją, że nie było jeszcze
Linn, w końcu to półelfka miała zwyczaj zjawiać się ostatnia. Nawet najbliższy towarzysz,
Tabat, nie miał pojęcia, co się działo z
wodnicą.
„Szkoda, bo oprócz mnie miała najwięcej klasy z tej drużyny” skonstatowała w głowie łotrzyca po myśli, że ich towarzyszka zrezygnowała z dalszej eksploracji grobowców.
„Niestety, ale przynajmniej teraz jest mniej osób do podziału łupów”. I tu spotkał ją kolejny zawód. Jakby idąc w sukurs jej chciwym myślom
Al-Jabbar przedstawił wszystkim swoją kuzynkę, proponując ją na zastępstwo za
bardkę. Lavena wysłuchała powitania nieznajomej, przyglądając się jej badawczo. Słyszała, że krasnoludzkie kobiety nie grzeszą urodą, ale żeby zaraz odziewać je szczelnie w worek? Bo chyba nie chodziło o jakieś pokręcone względy kulturowe?
„Cóż, może to i dobrze, jeśli naprawdę jest niespotykanie paskudna, to chwała Shelyn, że nie muszę jej oglądać”. Z tego niezwykle błyskotliwego zamyślenia wyrwało ją częściowo skierowane do niej przedstawienie się
Bahadura.
— Postrach, chciał powiedzieć kobiecy postrach — poprawiła po zadowolonym z siebie
ifrycie. — Proszę, wybacz mu niefrasobliwość.
— Ja z kolei jestem Lavena Da'naei — wyrecytowała wielokrotnie przećwiczone podanie swej godności, czyniąc kurtuazyjny ukłon głową. — najwybitniejsza iluzjonistka, eksploratorka podziemi i specjalistka od zabezpieczeń. Zapewne
Grimm już ci opowiadał o mnie w samych superlatywach. I wiedz, że nie omylił się nawet o jotę! Wybacz, nie chcę wydać się arogancka, ale jestem naprawdę dobra... we wszystkim!
W końcu wszyscy opuścili przybytek i po pokonaniu kawałka miasta, oraz irytującej przeszkody w postaci strażników przy bramie nekropolii, dotarli do czegoś w rodzaju zrujnowanej, dwupiętrowej posiadłości. Wiśniowowłosa spojrzała zuchwale na odnaleziony cel podróży.
— Ach, obdaruje to miejsce moim przywilejem i podbije je!
Następnie ostrożnie wkroczyła przez wyłamane, podniszczone wrota z brązu. Na dziedzińcu budynku rozejrzała się dookoła, sprawdzając okolice i rejestrując ilość wyjść i wejść. W międzyczasie padły pierwsze propozycje, w którą stronę się udać.
— Pomyślałam o tym samym
Jasarze. Ale możemy także iść w prawo. Mnie to obojętne. Byle zostawić głowny budynek na koniec.
Pomiędzy zwietrzałymi ścianami panowała wręcz nienaturalna cisza i spokój,
Aabidah,
Tabat i
Bahadur jednak zgłosili, że ktoś obserwuje drużynę.
— A niech patrzą. Wiem, że ludzie mnie obserwują. Jakżeby inaczej! I lepiej, żeby byli dobrze przygotowani na moje przybycie! Ech, niektórzy są tacy uroczy kiedy myślą, że mają szanse!
W międzyczasie
krasnolud uczynił uwagę odnośnie wytrzymałości ich potencjalnych oponentów, nieumarłych.
— Spokojnie
Jabbarze, ja i
książę pustyni jesteśmy biegli w sztukach magicznych. Żar jego zaklęć dorównać może jedynie niemożliwemu do ugaszenia ogniowi jego lędźwi! — rzuciła beztrosko Lavena.
Rzucenie zaklęcia
Zbroja Maga
Test
Stealth:
28 - półelfka skrada się, by nie zwracać uwagi przeciwników, gdyby grupa na jakichś trafiła