Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2021, 19:36   #88
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
- Nie. - stwierdził Wiesław. Przez moment ponownie był wilkiem, który władczym tonem wypowiedział w autobusie rozkazy do Marty, Adriana i Łukasza. Aaliyah tego wtedy nie słyszała, choć dzięki ich poprzedniej rozmowie mogła spodziewać się tego. Ten ułamek sekundy upłynął i na twarzy Wiesława wymalował się smutek. Dziewczyna drgnęła. Nie spodziewała się takiego tonu po Czartoryskim i nie była pewna, czy go lubiła. Zastygła w bezruchu. Uspokoiła się wtedy, kiedy i on szybko zmienił nastawienie. Wciąż jednak wydawała się spięta.
- Zostań jeszcze... proszę zamknij drzwi i usiądź. Zadałaś wiele pytań, na które chciałbym odpowiedzieć. - Wiesław poczekał, aż dziewczyna zamknęła drzwi na klucz i usiadła. Następnie kontynuował:
- Interesowałaś mnie wcześniej, ale jako ciekawa osoba. Przykro mi było słyszeć o twojej tragedii rodzinnej, ale nawet wtedy nie zbliżyłem się. Tym bardziej w takiej chwili nie chciałem cię okłamywać, a przecież musiałbym... oprócz ciebie w klasie interesowały mnie jeszcze dwie osoby: Adrian i Feliks i o waszej trójce plus Marcie Perenc myślałem, gdy planowałem swoje ruchy w tym miejscu. - spojrzał na nią bez cienia skruchy, bo i nie miał za co przepraszać i mówił dalej:
- Taki stan rzeczy był rano. Jak zobaczyłem co pisałaś na swoim komputerze to postanowiłem zagadać. Zaczepić ciebie i Feliksa. Nie wiem, czy Feliks coś ci mówił, ale on od dawna boi się mnie, choć nic mu nigdy nie zrobiłem - może widzi więcej podobnie, jak i ty? - Wiesław pokiwał głową jakby coś sobie przypomniał. Aaliyah splotła dłonie na udach. Spoglądała w bok. Rozmowa była intensywna oraz wymagająca, przy czym ona sama ją zaczęła. Wiedziała, że skoro sama wypowiedziała tyle słów, to chłopak również miał do tego prawo. Nie chciała okazać mu braku szacunku ucieczką. Na razie milczała, słuchając. Zamierzała odezwać się dopiero wtedy, kiedy Czartoryski wypowie wszystkie słowa do końca.
- Przed chwilą powiedziałaś, że w tej wycieczce każdy niesie zadrę, każdy krwawi. Pewnie masz rację, choć z mojego punktu widzenia Marta Perenc nie zrobiła nikomu nic złego. Jest niewinna i lubię ją, choć jest dziwakiem z tymi swoimi karteczkami. Wmawiałem sobie, że to nic złego wykorzystać waszą czwórkę, bo przecież przy okazji zwiększycie swoje szanse przeżycia tego wszystkiego. Jak jednak nadszedł czas próby to nie tylko nie zaryzykowałem swojego życia dla Marty, ale i nie pozwoliłem zaryzykować życia Adriana. - Wiesław westchnął - Teraz Marta jest w rękach tych, których nazwaliśmy w czasie naszej rozmowy Strażnikami, a Adrian pewnie w rękach ludzi Halmann. No, do tego ostatniego to mam taką nadzieję, bo Adrian... - Wiesław zamilkł. Spojrzał na Aaliyę. Nie chciał jej stracić.
- Przy autobusie powiedziałaś mi, że chcesz wiedzieć wszystko i że mnie nie opuścisz do końca pobytu w Rowach. Powiem ci kim jest Adrian, ale tylko gdy zdecydujesz, że mimo wszystko pozostaniesz ze mną. Wówczas będziesz wiedzieć wszystko co ja wiem. Mogę dotrzeć do Adriana, mogę mu pomóc, choć popełniłem błąd ufając Alanowi i Berenice, że nie chcą zguby Adriana. Ale jeszcze nie decyduj, bo jeszcze nie skończyłem. - Wiesław zwiesił wzrok i mówił dalej, był gadułą, zresztą miał taką osobowość "Dyskutant".
- Mój plan zmienił się w czasie naszej rozmowy w autobusie. Nasze przypadkowe zbliżenie sprawiło, że serce zabiło mi mocniej. Błędnie uznałem, że wiesz dokąd tak naprawdę jedziemy. Żałuję, bardzo żałuję, że wtedy nie usunąłem cię jakoś z wycieczki, żebyś tu nie dotarła… w każdym razie nie wiem, czy wtedy byłem tego świadomym, ale mój plan rozpadł się. Wtedy naprawdę chciałem iść z tobą i Martą do cukierni i miło pospędzać czas... wtedy miałem nadzieję, że atak nie nastąpi tak szybko jak to miało miejsce i będziemy mieli choć kilka dni normalności. Irracjonalną nadzieję, bo powinienem wiedzieć lepiej. - Wiesław spojrzał dziewczynie w oczy - Wszystko zmieniło się, gdy miałaś swój atak. Twoje oczy zmieniły się na czarne, a ja myślałem tylko o tym, że nie chcę cię stracić. Próbowałem użyć wiedzy z książek, żeby cię wyciągnąć z... gdziekolwiek byłaś, ale przede wszystkim błagałem los, żebyś wróciła. - westchnął
- Aaliyah. Nie chcę cię w tym niebezpiecznym miejscu. Ale jesteś. Częściowo z mojej winy, bo za późno zrozumiałem jak bardzo mi zależy na tobie. W autobusie powiedziałem ci, że jeżeli mi pozwolisz to cię obronię i potem pokazałem, że nie rzuciłem słów na wiatr. Być może ciężko ci w to uwierzyć, ale nie jesteś już sama. - zastanowił się przez chwilę - Powiedziałaś, że mnie kochasz, a przecież też nie znasz odpowiedzi na pytania o mnie jakie zadałaś, żeby wykazać, że cię nie znam. Znamy się wystarczająco, żeby odbyć tą szczerą rozmowę. Znamy się wystarczająco, żeby zaufać sobie nawzajem. I taka jest różnica między nami, a Sebastianem. Nie wiem, czy był twardszym zawodnikiem niż my, ale był jeden i znalazł się pomiędzy miłością Julii, a nienawiścią Bereniki - no, przynajmniej tak sobie to wyobrażam z tymi informacjami jakie posiadamy.

Aaliyah zastanowiła się. Po szkole krążyły niepotwierdzone plotki, że Berenika już raz kogoś zabiła i rzeczywiście wyglądała na winną. Romans historyka z Julią również nie był tajemnicą, widziała, jak się do siebie kleili w autobusie. Może było tak, że we dwójkę flirtowali ze sobą, a wtedy Szumna zrobiła mu krzywdę. Al-Hosam nie zdziwiłoby, gdyby motywem była zazdrość. Dżuma zawsze sprawiała wrażenie raczej lesbijki. To wszystko było jednak niepotwierdzonymi przypuszczeniami.
- Chciałabym móc je jeszcze raz zobaczyć, aby na spokojnie zapytać, jak do tego doszło. - mruknęła pod nosem. - Choć nie sądzę, czy "na spokojnie" będzie w ogóle jeszcze możliwe. Ewentualnie jak znajdziemy zwłoki Sebastiana, to mogę również zapytać go, co tak właściwie się stało.
- Albo: co on wie o tym wszystkim.
- Ale Adrian jest wyżej na liście priorytetów, bo być może wciąż żyje. Tak właściwie jeszcze nie mamy faktycznych dowodów na to, że w obozie dzieje się coś złego. Choć całe moje ciało wibruje z niepokoju. Na razie jedynie potencjalnie Nika zabiła Sebastiana, Halmann odwaliło… co prawda otrzymaliśmy te dziwne SMSy, ale chcę wierzyć, że to głupi żart chłopaków. Zauważ, że wszyscy są w jednym domku: Alan, Mateusz i Adrian. Być może wymyślili taki chory żart, aby nas bardziej wystraszyć po tamtym autobusie. Ale nie wierzę w to. Mam na myśli tylko tyle, że jest wiele rzeczy, które musimy odkryć lub potwierdzić. Na razie żyjemy jedynie w niepotwierdzonych założeniach, a nie możemy opierać się tylko na nich.
- Jak już mówiłem Adrian jest dla mnie ważny. No i nie sądzę, żeby uczestniczył w zmowie z Alanem i Mateuszem dla konstrukcji żartu. Po prostu liczę na to, że nic mu nie zrobią i wiedzą jak jest cenny… pozwól mi jednak dokończyć.


Aaliyah skinęła głową. Wolała chociaż na chwilę uciec w stronę analizy wydarzeń lub planowania. Męczyła się przy tym dużo mniej niż przy poprzednim temacie. Słuchała dalej.
- W każdym razie patrząc na ciebie nie widzę słabej, czy desperatki, ale widzę nad wyraz dojrzałą i może nawet bardziej inteligentną kobietę. Nie wiem, czy to przeżyję. Nie wiem, czy nie popełnię jakiegoś błędu będąc otoczonym przez wrogów, bo wbrew podejrzeniom jakie wyjawiłaś ja nie jestem tutaj z nikim w zmowie. I nawet nie jestem pewien, czy to nie pułapka - ta misja, o której ci mówiłem. Kolejne kłamstwo drapieżnego kosmosu podobne do tego, w które uwierzył mój ojciec i które doprowadziło do jego zguby. - spojrzał na nią sprawdzając, czy jeszcze go słucha. Zdawał sobie sprawę jak długo mówił, właściwie tak długo jak ona wcześniej, a może jeszcze nie? Miał jej jednak więcej do powiedzenia tak jak ona miała sporo do powiedzenia wcześniej:
- Jak widzisz lubię monologi. W szczególności jak składają się na wymianę zdań. Nie zatruwają mi życia i mam nadzieję, że moja odpowiedź nie zatruwa twojego. Mówiłaś jeszcze o tym, że nie wiesz czy jestem dobrym czy złym człowiekiem. Staram się być dobrym człowiekiem, ale życie składa się z dobrych i złych uczynków. Ważne to wyznaczyć sobie granicę. Złe uczynki może popełnić każdy, ale prawdziwe zło nie zna żadnych granic. - Wiesław lekko uniósł koszulkę pokazując cztery blizny, okrągłe i w równej linii w dolnej części brzucha - Poprosiłem o kawałek chleba osobę, którą znałem wcześniej i nie miałem z nią konfliktu. Kazał mi czekać na ganku po czym wrócił i dźgnął mnie widłami.
Aaliyah nieoczekiwanie parsknęła śmiechem. Szybko jednak spoważniała.
- Przepraszam, zabrzmiało to po prostu abstrakcyjnie. Przykro mi, że to cię spotkało. Ludzie to zwierzęta.
Wiesław uśmiechnął się i powiedział tylko "W porządku." Na szczęście nie zapytała co było w tamtej scenie dalej. Kontynuował:
- Wiem dużo o samotności. I o nieufności wobec ludzi. Wiem jak to jest widzieć jak znajomi, przyjaciele są porywani na śmierć albo zabijani na miejscu. Wiem jak to jest spędzać całe dnie samotnie w ciasnych i ciemnych pomieszczeniach, żeby wychodzić na dwór tylko w nocy, gdzie może nikt cię nie zobaczy. Jak każdy nietypowy dźwięk może oznaczać zbliżającego się człowieka, a każdy człowiek może być śmiertelnym zagrożeniem. Wiem jak to jest izolować się od wszystkich przez całe lata ze strachu, że ktoś z dawnych znajomych to zdrajca. - nastrój Wiesława bardzo opadł, gdy zamyślił się nad tymi wydarzeniami - Wiem jak to jest stracić rodzinę. Zarówno przodków jak i ukochaną, jak i... dziecko. Stracić wszystkich. Ból i cierpienie… - powiedział i wbił wzrok w podłogę
- Do czasu wypadku ojca moje życie było normalne jak na tamte okoliczności. Nic szczególnego. Chodziłem do szkoły, interesowałem się polityką, angażowałem się w realizację marzeń o Polsce. Niemal nic z tego nie interesowało mojego ojca. Później… jak później o tym myślałem to wydaje mi się, że po jego zniknięciu żyłem w nieustającym horrorze z przerwami na zmiany scenerii i potworów. W tych przerwach miałem szczęśliwe chwile, a czasem i dłuższe okresy czasu, ale… to ile zła widziałem… to jest niewyobrażalne. Czasem zdawało mi się, że to nie mój ojciec zniknął, a ja zostałem złożony w ofierze i żyję w Piekle, a przynajmniej w Czyśćcu. Oczywiście świat jaki jest każdy widzi. Dziś bardziej niż kiedykolwiek. I mam silne podejrzenia, że będzie gorzej. A mimo tego chce się żyć. Chciało się żyć, gdy potwory w ludzkich skórach pokazały swoją prawdziwą twarz i masowo mordowały sąsiadów i chce się żyć i teraz... ale mam nadzieję, że nie zanudziłem cię tym monologiem. - wtedy wstał i podszedł do niej. Wziął ją za dłonie, aby ona wstała. Spojrzał jej w oczy:
- Nadal mnie kochasz po tym co ode mnie usłyszałaś?

Aaliyah przez chwilę zastanawiała się. Wcześniej wypowiedziała te słowa, ale wcisnęła je między wiele innych zdań, dlatego nie miały tak wielkiego impaktu. Jednak w tym momencie brzmiały jak deklaracja.
- Myślę, że to duże, poważne słowo. - powiedziała - Które może ranić, użyte w złym czasie i miejscu. Nie chcę, żebyś rozpamiętywał je, jeśli zaraz zginę. Wolałabym sama tego nie robić, jeśli nie daj Boże coś stanie się tobie. Jednak lubię cię i chciałabym się z tobą spotykać. Wydostańmy się stąd i zacznijmy chodzić na… randki. - wypowiedziała to słowo i nieco się zmieszała - Po pewnym czasie będę miała pewność, że wiem, co czuję. Staram się nie rzucać słów na wiatr. - dodała - A w tym momencie nie wiem, czy to chwilowa fascynacja, czy coś prawdziwego. Ale jestem zafascynowana. - mruknęła - I wciąż chcę, żebyś mnie pocałował.

Bez wątpienia czuła zarówno psychiczny, jak i fizyczny pociąg do Czartoryskiego. Walczyły z tymi siłami samokontrola, wrodzona niepewność, niepokój oraz ostrożność.
Wiesław uśmiechnął się do niej i wyszeptał do niej:
- Tylko jeżeli to nie będzie pocałunek na pożegnanie.
- A jeśli?
- zapytała. - Wtedy mnie już nie pocałujesz? - uśmiechnęła się zaczepnie, lekko mrużąc oczy. - Nie chciałabym cię zmuszać… - zawiesiła głos. Zdawała się nieco odważniejsza.
Zbliżył swoje usta do jej, ale jeszcze nie pocałował jej. Zamiast tego powiedział:
- To przecież dopiero nasza pierwsza randka. Powinne być kolejne.
- Musimy zawalczyć o to, aby były nam dane.


Czuł ciepło jej ciała. Widział lepiej jej wielkie, niebieskie oczy. Nadawały dziewczynie bardzo łagodnego, niewinnego charakteru. A zarazem zdawało się, że gdzieś w tle tęczówek miały miejsce odblaski wybuchów napalmu i erupcji wulkanów. Jej usta znajdowały się tak blisko, że wyczuwał swoimi wargami ich ciepło, choć jeszcze się nie styknęły. Aaliyah podniosła dłoń i odciągnęła kosmyk włosów za ucho. Było lekko zaczerwienione niczym dowód kłębiących się w niej emocji.
- Razem. - wyszeptał i pocałował ją. Ponownie był to namiętny pocałunek jak gdyby byli stworzeni dla siebie. Po tym pocałunku jeszcze przytulał ją, aż w końcu zaczął rozmowę:
- Chcesz, żebym powiedział ci wszystko co wiem o Adrianie? Ale wówczas… wówczas nie będziemy mogli się rozdzielać dopóki tu będziemy.

Aaliyah przez chwilę jeszcze tkwiła w słodkim szoku po pocałunku, ale wnet wytrzeźwiała.
- Nie chcę. - powiedziała - Jeśli ta informacja ma mnie kontrolować, to wolę jej nie słyszeć. Chciałabym jeszcze jedno powiedzieć. Wiem, że jesteś ode mnie starszy… ale nie myśl o mnie jak o dziecku, albo kruchej perełce, którą trzeba zamknąć w szkatułce i włożyć do kieszeni. Rozumiem, że przeżyłeś wiele złego… mówiłeś o stracie dziewczyny… dziecka… to zmienia nastawienie. Nie chcesz, abym podzieliła ich los. Ale dla mnie i tak najważniejsza jest wolność. Żyłam w dość tradycyjnej, arabskiej rodzinie, gdzie mama była mocno uciskana przez tatę, a ja cały czas czułam, że odbiera jej tym godność. Widziałam dookoła, że można inaczej. Przynajmniej w teorii. Nie chcę podzielić jej losu. - rzekła - Nie sądzisz, że to trochę szantaż? Nie powiem ci ważnej informacji, jeśli mnie nie opuścisz? - skrzywiła się nieco.
- Trochę jakby jest. Nieładnie. - uśmiechnął się do niej - Rzeczywiście źle to zabrzmiało, trochę inaczej niż o tym myślałem… po pierwsze lubię niezależne kobiety, no przynajmniej na tyle na ile można być niezależnym w zdrowym związku. Perełka… - uśmiechnął się raz jeszcze - Nie chcę zamknąć cię w szkatułce. Podobasz mi się taka jaka jesteś, no i na wolności. Po drugie… wracając do kwestii z Adrianem... - przez moment milczał. Targały nim sprzeczne uczucia i myśli. Dziewczyna sporo mówiła o samotności i wolności, a on z kolei próbował przebić to emocjonalne "pole siłowe", które roztoczyła wokół siebie, ale nie ona jedna otaczała się czymś takim. Wiesław roześmiał się. Bardziej sam do siebie niż do dziewczyny.

Aaliyah uśmiechnęła się lekko. Wiesław czasami rzucał jakimś niepotrzebnym tekstem, ale po zwróceniu uwagi potrafił wypowiedzieć wszystkie właściwe słowa. To brzmiało obiecująco. Znała wielu ludzi, którzy nie posiadali żadnej samoświadomości i szliby w zaparte, a po jej słowach śmiertelnie obrazili. Dobrze, że Czartoryski taki nie był. Jak to przeczuwała. Czuła kiełkującą w niej nadzieję.
- Uwielbiam cię. - powiedział i ponownie ją przytulił.
Al-Hosam uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Nadzieja zaczęła kiełkować mocniej. Czuła się dobrze. Zamierzała jednak potem i tak bacznie obserwować działania Wiesława, aby określić, czy jego słowa były wypowiedziane szczerze. Zależało jej zarówno na wolności, jak i na chłopaku. Nie chciała utracić ani jednego, ani drugiego.

Gdy Wiesław ją puścił to dodał:
- No dobrze, dość tajemnic. Dość warunków. Przeżyjmy to. Trochę egoistycznie, ale jednak mam nadzieję na drugą randkę. - zażartował - Po wydarzeniach w Rowach przyjmę nową tożsamość i chciałbym, żebyś mi towarzyszyła. Jeśli nie to trudno, a w dowód mojego zaufania podaruję ci to. - sięgnął do swojej torby i wyciągnął polski paszport - Mam takie dwa, ale jakbyśmy się przypadkowo rozstali to znajdziesz mnie. Oczywiście jakby coś źle poszło to mogę mieć duże problemy przez to. Myślałem również nad przejściem na drugą stronę - tak jak mój ojciec, ale… no, wolę mieć jednak nadzieję na tą drugą randkę. Co do Adriana to jest on bardzo ważny dla En'Driahoma istot przyjaznych dla mojego ojca - a przynajmniej tak mnie poinformowano - i Adrian ma z nimi kontakt i stąd to jego “szaleństwo”. Teraz jesteś drugą żywą osobą, która może powiedzieć Adrianowi, że nie oszalał. Z tego co wiem on jest kluczem do Bramy - tej samej Bramy, którą chcą kontrolować ludzie Halmann i stąd moje przypuszczenie, że przynajmniej na razie nic mu nie zrobią… ale pod twoim wpływem uznałem jednak, że powinniśmy iść go poszukać. Ogólnie masz na mnie spory wpływ.

Aaliyah przejrzała paszport i schowała go w bezpieczne miejsce. Czuła się trochę, jakby otrzymała właśnie od Wiesława pierścionek zaręczynowy, a perspektywa przyjęcia nowej tożsamości brzmiała jak miesiąc miodowy. To było zarazem ekscytujące, jak i nieco przytłaczające. Na razie nie chciała dzielić skóry na niedźwiedziu. Cieszyła się jednak, że Wiesław chciał podarować jej jakiś testament zaufania względem niej. Czuła, że powinna podzielić się tym samym. Potem jednak przypomniała sobie o Adrianie. Westchnęła.
- Oni potencjalnie mogą nie wiedzieć o tym, że Adrian ma jakieś znaczenie. - powiedziała. Wiesław nie dał tego po sobie poznać, ale właściwie to miała rację. Niestety miał to do siebie, że zdarzało mu się przeceniać ludzi. Przeceniać ich zdolności intelektualne i wiedzę. Skoro on to widział to i inni powinni, a przynajmniej powinni chociaż spróbować. Adrian rzeczywiście mógł być w dużym niebezpieczeństwie, bo on przyjął za pewnik wiedzę przeciwników, której ci przecież mogli nie posiadać. - Na razie nie wiemy tak naprawdę nic. Nie powinniśmy rozdzielać się z Fujinawą. Najprawdopodobniej jak będziemy przy nim, to prędzej czy później informacje będę napływać do nas. Skoro różnych ludzi będzie go poszukiwać. Musimy jednak myśleć nie tylko o zbieraniu informacji, ale również o swoim bezpieczeństwie. - rzekła - Swoją drogą… pewnie uznasz mnie za psychopatkę, ale w pewien sposób mnie to wszystko ekscytuje. Chcę dowiedzieć się tak wielu rzeczy! Jak mam umrzeć, to lepiej tutaj niż ze starości. I lepiej z tobą niż w samotności - uśmiechnęła się do chłopaka, a ten odwzajemnił uśmiech. Przez chwilę wahała się, po czym pocałowała go krótko w policzek. - Myślisz, że możemy tak po prostu wrócić tam i udać się po schodach do sekretariatu? Z tego co kojarzę, to ostatnie miejsce, gdzie widziano Adriana. Choć “widziano” to niekoniecznie odpowiednie słowo. Musimy ustalić plan.
- Tak, możemy spróbować w sekretariacie. Od czegoś trzeba zacząć, a nie bardzo są inne punkty zaczepienia. Podejrzewam, że ten “niedźwiedź” w lesie to miejsce rytuału, więc jakbyśmy nic nie znaleźli w sekretariacie to możemy sprawdzić, czy furtka jest zamknięta (i od której strony jest kłódka)...
- Wiesław przyjrzał się Aaliyi. Miała na sobie buty sportowe, dżinsy i ładną, fioletową, zwiewną koszulkę, a także kilka bransolet. Właściwie to wyglądała całkiem sexy, ale wyglądanie sexy na misji zwiadowczo-śledczej nie było zbyt dobre (no, choć były wyjątki) - Pięknie wyglądasz, ale nie chciałbym, żebyś zmarzła, a poza tym czerń jest mniej widoczna w nocy niż fiolet. - wyciągnął ze swojej torby kurtkę i koszulę z długim rękawem. Obie czarne. - Wolisz kurtkę, czy koszulę?
- Koszulę, może być za ciepło na kurtkę. Choć ten wiatr… masz może sweter? - zapytała. Potem zamilkła, zastanawiając się przez moment. - Dobrze też, gdybyśmy zaopatrzyli się w jakiś oręż.

Poszła do części kuchennej domka. Były wypasione, miały zarówno łazienkę, jak i takie skromne miejsca do sporządzania posiłków. Wyciągnęła z szuflady tępy nóż. Spojrzała na niego z niezadowoleniem, ale zaakceptowała go.
- Pewnie masz jakieś scyzoryki? - zapytała. - Nie jesteśmy komandosami, przynajmniej ja nie jestem. Ale jeśli Berenika nas zaatakuje, to przynajmniej będziemy jakoś zaopatrzeni. - zażartowała, a potem pomyślała, że to wcale nie tak surrealistyczna wizja - Mam nadzieję, że nie wykrakałam tej walki.
- Nie… no, też mam taką nadzieję. - powiedział z uśmiechem po czym pogrzebał trochę w swojej torbie. Wyciągnął na łóżko porządny nóż i wysłużony śrubokręt z lat 80. Z kieszeni wyjął scyzoryk. - Wezmę nóż. Też nie jestem komandosem, ale byłem w wojsku. Weź mój scyzoryk i jeśli chcesz śrubokręt, trochę inny rodzaj broni niż tępy nóż. Ogólnie mam nadzieję, że nie będziemy musieli tego użyć przeciwko komukolwiek.

Wiesław następnie przyjrzał się wcześniej wyciągniętym: kurtce i koszuli. Obie powinny chronić przed zimnym wiatrem, choć kurtka wyglądała na cieplejszą.
- Niestety nie mam swetra, ale myślę, że koszula z długim rękawem będzie wystarczyła. Jakby było ci zimno to możemy zamienić się. Ważniejsze, że może choć trochę mniej będziemy rzucać się w oczy. - następnie wziął kartę bankową i włożył sobie do kieszeni spodni, a kompas do kieszeni kurtki - Jestem ciekaw jak zareaguje kompas przy Bramie i czy w ogóle.

Aaliyah pokiwała głową.
- Tak, mamy wiele do sprawdzenia. I wiesz co ci powiem? Cieszę się, że nie będę sama - powiedziała i uśmiechnęli się do siebie. Wyglądali jak para szczęśliwych ze sobą nastolatków - Może jestem naiwna, ale naprawdę wierzę, że może nam się udać. Choć pewnie nie powinnam była tego mówić - zaśmiała się pod nosem. - Nie chcę kusić losu.

Ubrała się w czarną koszulę Wiesława. Włożyła je do jeansów. Wyglądała w niej jeszcze lepiej niż Czartoryski. Zbyt duże ubranie dodało jej nieco stylu. Choć rzecz jasna chodziło bardziej o kamuflaż. Wyjęła z kieszeni gumkę do włosów i spięła je tak, żeby nie pchały jej się do oczu. Do lewej kieszeni włożyła scyzoryk i nóż. W prawej miała komórkę.
- Próbowałeś do niego dzwonić? - zapytała go. - Mam na myśli po tym wszystkim. Może siedzi sobie gdzieś bezpieczny i nie ma sensu szukać go w tamtym budynku.
- Nie dzwoniłem. Z jednej strony upadł mu telefon i było słychać kogoś w tle, a potem on nie oddzwonił… z drugiej strony może rzeczywiście zabrał go ze sobą. Mała szansa… hmm…
- wyjął telefon Marty Perenc i wystukał numer do Adriana. Przez moment wahał się, czy nacisnąć zieloną słuchawkę, czy nie. Ostatecznie wcisnął i przełączył na głośnomówiący.
Aaliyah zastygła w bezruchu, czekając na nawiązanie połączenia. Spojrzała wyczekująco na Wiesława, choć rzecz jasna nie mógł skrócić tego czasu niepewności. Wnet jednak telefon został odebrany. O dziwo. Usłyszeli głos Adriana.
- Marta? Kim jest Marta? - pytał Fujinawa. - Jesteś moją przyjaciółką? Możesz mi powiedzieć coś na mój temat…?

Brwi Al-Hosam powędrowały błyskawicznie do góry. Jeżeli po drugiej stronie odpowiadał im demon, to jego umiejętności zdawały się cholernie beznadziejne.
- Marta pożyczyła mi telefon. Marta jest twoją przyjaciółką. A ja przyjacielem. Nazywam się Wiesław. Twoi rodzice to Japończyk i Polka, a wcześniej chciałeś ze mną porozmawiać. Gdzie jesteś? - powiedział Wiesław jakby w ogóle go nie zdziwiły pytania Adriana. Dzień jak co dzień w pieprzonej Strefie Mroku.
Fujinawa przez chwilę się zastanawiał.
- Nie wiem, na jakiejś trawie, a przede mną jest budynek. - odpowiedział. - I część pierwszego piętra wygląda, jakby coś w niej wybuchło. Bolą mnie plecy. Naprawdę jesteście moimi przyjaciółmi? Mam wrażenie, że coś… ktoś… chce mnie skrzywdzić, Wiesławie…
Nastąpiła chwila ciszy.
- A twoi rodzice są z jakiego kraju? - zapytał po chwili. - Daleko jest Japonia i Polska?

Aaliyah zaczęła obchodzić pomieszczenie dookoła. Spoglądała przez zasłonięte żaluzje niczym rasowy szpieg. Chyba chciała upewnić się, że nikt nie zbliżał się w ich kierunku.
- Moi rodzice są z Polski. Japonia jest daleko od Polski, ale twój tata zdołał do niej dotrzeć. Może kiedyś razem odwiedzimy Japonię i Polskę. A może na tym budynku są jakieś napisy? W pobliżu jest oświetlenie? Widzisz więcej budynków? - zapytał próbując uzyskać jakieś dodatkowe szczegóły zanim pójdą szukać go na obozie.
- Widzę ogrodzenie i w pobliżu jest furtka. Wygląda na otwartą - powiedział Adrian. - A z drugiej strony jest ten budynek, o którym mówiłem. Po lewej stronie widzę taki szeroki, parterowy budynek, kojarzy mi się z lodowiskiem… albo może halą sportową… Nie wiem. Po prawej stronie widzę taką budkę z dużym, zielonym plusem. Nie wiem co to jest. Ale boję się - powiedział. - Śnił mi się naprawdę okropny sen. Obce palce wsuwały się prosto w moją duszę i rozszerzały ją. Próbowały przebić się przez nią i wyjść. Elektryczny prąd kąsał mnie co chwilę i wydawało mi się, że spadam. W powietrzu unosił się zapach spalonych tostów oraz moczu. Wydaje mi się, że to nie wydarzyło się naprawdę. Ale pamiętam… dźwięk. Taki, który chyba wybrzmiał naprawdę w tym świecie. Przypominał kobiecy krzyk. Ja… ja boję się, że coś jej zrobiłem… - zawiesił głos. Czuć było wstyd. Bał się, że Wiesław oceni go negatywnie za zranienie przedstawicielki płci pięknej.
- Nie bój się. Jestem twoim przyjacielem. Zaraz po ciebie przyjdę, ale nie rozłączaj się. Jakby ktoś szedł w twoim kierunku to powiedz mi. - następnie pokazał na ulotce zawierającej plan obozu, gdzie mniej więcej jest Adrian (o ile to był on). Zapytał ją niemo “Idziemy?” i czekał na odpowiedź, a tymczasem sprawdził, czy przed drzwiami do jego domku nie czyhało niebezpieczeństwo. Aaliyah skinieniem dała pozytywny sygnał. Następnie wyciągnęła scyzoryk i chwyciła go w prawą rękę. Nawiązała kontakt wzrokowy z Wiesławem, kładąc lewą rękę na klamce. Chyba bardzo brała do siebie całą sytuację. Chciała być profesjonalna i nie dopuścić do błędu, jaki popełniła niegdyś w domu swoich rodziców, skazując ich na śmierć.
- Na trzy - powiedziała.

Wnet okazało się, że na zewnątrz wcale nie było wrogów. Nikt na nich nie czyhał.
- Czyli mówisz, żebym został na miejscu? - zapytał Adrian. - Bardzo bolą mnie plecy. Chyba sobie niczego nie złamałem, ale każdy ruch sprawia, że igły wbijają mi się w mięśnie. Takie niewidzialne.
- Zostań. Zaraz do ciebie przyjdę i pomogę ci.
- powiedział Wiesław, zamknął drzwi domku na klucz i razem z Aaliyą skierowali się ku furtce prowadzącej do miasta. Ewidentnie Adrian znajdował się jakoś pomiędzy halą sportową i punktem medycznym, choć opis budynku administracyjnego brzmiał dziwnie. Poza tym nie słyszeli żadnego wybuchu. W każdym razie ostrożnie, acz pewnym krokiem poruszali się tam poszukując wzrokiem Adriana i kogokolwiek innego.
- Dobra, zostanę tutaj - powiedział Adrian. - Mam nadzieję, że naprawdę jesteś moim przyjacielem - mruknął. - Z drugiej strony nie mam wielu innych kandydatów - westchnął. - Jestem na ciebie zdany. - Ali uśmiechnęła się do Czartoryskiego.
- Przynajmniej żyje - powiedziała. - A przynajmniej wszystko na to wskazuje. Może wyłącz teraz głośnomówiący... - zrobił to dokładnie w tym samym momencie jak dziewczyna wypowiadała te słowa. Lubił takie momenty "umysłu roju", bo w tej samej chwili o tym samym pomyśleli - ... i chodźmy do niego. Boję się jednak, co się z nim stało. Zdaje się, że niewiele pamięta. A jak niewiele pamięta, to niewiele nam powie. Ale i tak może dostarczyć nam wielu informacji.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 12-01-2021 o 09:31. Powód: Dodałem nazwę En'Driahoma.
Anonim jest offline