Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2021, 12:34   #70
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 22 2053.IV.19 sb, południe, NYC

Czas: 2053.IV.19 sb, ranek
Miejsce: Nowy Jork, Pd. Manhattan, Dzielnica Gildii (s.biała), Gildia Argos
Warunki: wnętrze kombi, jasno, chłodno, sucho na zewnątrz jasno, ziąb, umi.wiatr, pogodnie


Amanda i Kanmi



- Nie ma co. Ciekawy typek. Pewnie jakiś tajniak. Albo cyngiel. Albo żołnierz. A może glina? - ranek okazał się zaskakująco pogodny jak na to miasto. Chmur prawie nie było i jak rzadko kiedy widać było niebo ponad dachami kamienic i wieżowców. Chociaż dalej panował nieprzyjemny ziąb. A i w kombiaku Seana ogrzewanie prawie nie działało więc w najlepszym razie było chłodno. Lepiej było siedzieć w kurtkach albo chociaż jakichś bluzach.

Mimo wczorajszych intensywnego wieczoru w apartamencie Ayumi, Amandzie wstawało się rano całkiem lekko i przyjemnie. W końcu po wspólnych zabawach mimo wszystko poszły spać dość wcześnie. To i rano nie było zbyt ciężko wstawać. Chociaż przed zaśnięciem przeniosły się z tej gościnnej sofy do sypialni gospodyni. Tam rano wstała Amanda a ledwo podniosła się z łóżka obudziła się też i gospodyni.

- Bardzo ci dziękuję za wczorajszy wieczór. Było wspaniale. Zdecydowanie musimy to powtórzyć. - powiedziała Japonka gdy sama ubierała swoje nagie i wytatuowane ciało w jedwabne, srebrne kimono z czarnymi żurawiami. A ubierała się bo wyszła na korytarz razem ze swoim gościem i podeszła do posterunku ochrony. I tam zażyczyła sobie by kierowca odwiózł Amandę gdzie ta sobie zażyczy. Więc jeszcze chwilę postały na korytarzu nim któryś z ochroniarzy podszedł, skłonił się wyższej stopniem w ich hierarchii i zameldował, że samochód i kierowca są już gotowi. Więc obie mogły się pożegnać a Amanda przynajmniej nie musiała się martwić jak wrócić do domu. Wtedy właśnie powiedziała, że dała wolne Maki do czasu wyjazdu. Przyda sie urlop tej zapracowanej dziewczynie, firmy ten ostatni weekend jednej z dziewczyn z “Fugu” i tak nie zbawi no a one będą miały okazję więcej czasu spędzić ze sobą i przygotować się do wyjazdu.

Kierowca był małomównym Azjatą w garniturze. Przywitał ją jakby była samą Ayumi czy innym ważniakiem w firmie. Otworzył drzwi po czym gdy siadł za kierownicą zapytał dokąd ma jechać. Gdy podała adres skinął głową i wyjechali z podziemnego garażu na ten wstający świt. Ulice były jeszcze puste ale zaskakujące słonecznie. Właściwie to w domu nie miała zbyt wiele czasu dla siebie. Wydawało się, że ledwo weszła do domu a już usłyszała pukanie do drzwi. Kanmi przyjechał by mogli rano zajechać pod dom Kyle. Bo jeśli ten by z rana jechał do pracy to właśnie teraz.

- Gorzej jak w soboty ma wolne. No albo w tą sobotę. Na darmo będziemy sterczeć pod jego domem. - martwił się jeszcze nieco zaspany blondyn gdy już jechali na północ Manhattanu do tej “enklawy z czołgiem” gdzie mieszkał ten gość jakiego śledzili już wczoraj. Jechali trochę w ciemno. Poza luźnym pomysłem i adresem domu właściwie nic nie wiedzieli ani o tym Kyle ani o jego pracy. Więc mogło być tak jak obawiał się blondwłosy kierowca, że facet w spokoju prześpi cały poranek a może nawet jak wstanie to nigdzie nie będzie jeździł ani wychodził. Ale wjechali do tej białej enklawy, Kanmi zaparkował z drugiej strony ulicy niż wczoraj no i czekali. Był już wczesny ranek, trochę po 7 rano i miasto powoli się budziło do kolejnego dnia. Ruch w niedostrzegalny sposób robił się większy, raz czy dwa ktoś wyszedł z tej kamienicy co mieszkał Kyle ale to nie był on. Ale wreszcie wyszedł. Chociaż poznali go po tym jak wsiadł do swojego auta. Bo był całkiem inaczej ubrany niż wczoraj gdy jechał na zakupy.

- No, no… Zobacz jak się wystroił. Kim on jest? Jakimś managerem? - Kanmi wyraźnie się zdziwił widząc ten nowy strój tamtego drugiego. Był w jakimś ciemnym trenczu a na twarzy miał ciemne okulary. Rozejrzał się w obie strony ulicy jak schodził po schodach ulicy a potem podobnie gdy otwierał swój samochód. Faktycznie wyglądał jakoś tak bardziej oficjalnie niż wczoraj w tej znoszonej kurtce i bluzie z kapturem.

A potem jechali kombiakiem za tą niebieską furą. Dojechali do granicy enklawy gdzie była kolejka porannego korka. Chociaż chyba nie aż taka jak w dni robocze. Tu Kanmi martwił się, że go zgubi więc zaryzykował i stanął zaraz za nim, na sąsiednim pasie. W końcu gdyby kontrol ich zatrzymała na zbyt długo mogli tamtego stracić z oczu i na tym by się to śledzenie skończyło. Ale na szczęście byli w błękitnej strefie i wyjeżdżali a nie wjeżdżali. Więc kontrola ograniczała się głównie do sprawdzenia dokumentów kierowcy i pasażerki. Więc jak ruszyli to z impetem bo Kanmi chciał dogonić Kyle’a. Na szczęście tamten wciąż jechał główną drogą więc dość szybko go dogonili i wówczas blondyn zwolnił. Jechali na południe aż zrobiło się ciekawie gdy Kyle wjechał do dzielnicy gdzie dominowały różne gildie i podobne rządowe firmy i ich przedstawicielstwa. A Kanmi na głos próbował zgadnąć kogo właściwie śledzą i kim może być ten cały Kyle.

- No to chyba tu pracuje. Chyba, że tylko przyjechał coś załatwić. - powiedział blondyn nieco zbliżając twarz do szyby jakby chciał dojrzeć górny kraniec wieżowca przed jakim się zatrzymali. A w tym wieżowcu mieściła się główna siedziba Gildii Argos. Potentata obrotu płodami rolnymi i ich przetworami. Właśnie ich magazyn obrobili na Brooklynie razem z grupą Seana dwie noce temu. Tutaj Kyle wjechał na wjazd do podziemnego parkingu więc stracili go z oczu. Nie było pewne czy straże przy wjeździe na ten parking pozwolą wjechać obcemu pojazdowi.



Czas: 2053.IV.19 sb, przedpołudnie
Miejsce: Nowy Jork, Brooklyn, okolice Leaslear (s.czerwona), sklep “Goa”
Warunki: wnętrze sklepu, jasno, ciepło, zapach kadzidełek, sucho na zewnątrz jasno, zimno, łag.wiatr, mgła


- A właściwie… To po co my tu jesteśmy? - Kanmi nie był za bardzo zachwycony, że Amanda chce znów wracać na Brooklyn. Bo to oznaczało ponowną przeprawę przez Hudson River. I to w obie strony. Zwłaszcza, że nowojorska pogda wracała do normy i szybko naprawiła tą słoneczną, poranną pomyłkę w grafiku. Ulice zalała mgła ograniczająca widoczność na może pół setki kroków dookoła, może trochę więcej. A zwłaszcza nad rzeką była bardzo gęsta. Kanmi krakał, że ich prom na pewno wpadnie na inny albo jakąś mieliznę czy co. Może właśnie dlatego dopłynęli na wschodni brzeg rzeki cało i kierowca z ulgą mógł zjechać kombiakiem na brooklyński brzeg.

Potem było już łatwiej bo mniej więcej orientował się gdzie Sean opisał ten sklep z pamiątkami. I zwolnił gdy szukał właściwej ulicy. W końcu nie był pewny czy to ta pierwsza czy druga przy jakiej się zatrzymał. Wjechał w jedną, przejechał do końca i nic nie znalazł. Więc przejechał tą drugą. Ale wynik był taki sam.

- No co jest? Przecież Sean mówił, że to gdzieś tutaj. - mruczał nie bardzo wiedząc co jest grane. A i ta mgła nie pomagała w orientacji w nowym terenie. Zawrócił i jeszcze raz, jeszcze wolniej przejechał przez tą pierwszą alejkę. I w końcu znaleźli. Coś co wyglądało na sklep chociaż szyld był z inną nazwą niż mówił Sean. Ale jak się zatrzymali, weszli do środka to to była “rupeicarnia” jak to cicho określił kierowca. A przy rozmowie ze sprzedawcą w turbanie o jakichś hinduskich rysach twarzy okazało się, że to ten sklep a nazwę faktycznie zmienili ze dwa tygodnie temu. To widocznie Sean pewnie o tym nie wiedział bo wcześniej nazywali się tak jak im podał po akcji.

- Chińska porcelana? Tak chyba mamy coś takiego. - sprzedawca zapytany o konrketną rzecz zastanowił się chwilę. Po czym wskazał na jeden z kredensów pod ścianą. Tam rzeczywiście stały jakieś zastawy i naczynia.




https://cdn.catawiki.net/assets/mark...line_image.jpg


- A to właściwie po co ci? - Kanmi stanął obok i chwilę oglądał. Porcelany rzeczywiście trochę tu było. Talerze, dzbanki, miseczki, wazony, wszystko finezyjnie i precyzyjnie malowane. Jak ktoś miał słabość do dalekowschodniej sztuki to miał tutaj kącik w sam raz dla siebie. No ale jednak i ceny też były jak dla koneserów. Najmniejsze detale zaczynały się po 10 i 20 dolców. Większość mieściła się gdzieś tak do 50 ale niektóre zestawy lub pięknie inkrustowane naczynia dochodziły albo i przekraczały stówkę.



Czas: 2053.IV.19 sb, południe
Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, enklawa Koi (s.niebieska), mieszanie Maki
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, sucho na zewnątrz jasno, ziąb, łag.wiatr, deszcz


- Jak nie urok to sraczka z tą pogodą. - marudził Kanmi gdy zamykał kombiaka i szybko przechodzili do kamienicy w jakiej mieszkały dziewczyny z “Fugu”. Miał trochę racji. Mgła w końcu zrzedła ale zastąpił ją deszcz padający ze znów nisko zawieszonych chmur. Zupełnie jakby ta mgła po prostu uniosła się do góry zmieniając w te ponure chmury a gdy nabrała mocy to spuściła na ziemię tą wilgoć jaką wcześniej nią nasiąknęła. Ale znów jakoś się nie rozbili ani nie potopili na tym promie a potem dość gładko przejechali przez miasto wracając do rodzimej enklawy. Przynajmniej u Maki czekało ich tak dla kontrastu ciepłe i promienne powitanie.

- O już jesteście! Jak miło! - ucieszyła się gospodyni ubrana w dość zwyczajne dżinsy i rozciągniętą bluzę. Amandę otoczyły przyjazne ramiona i krótki całus w usta od swojej blondynki no a Kanmi tak bardziej po przyjacielsku dostał buziaka w policzek i gospodyni na krótko go objęła. No ale oboboje byli miło i ciepło witani przez gospodynię.

- Nie wiedziałam o której dokładnie przyjdziecie. Ale zrobiłam śniadanie. Jesteście głodni? To zaraz wstawię i będzie gotowe. - tłumaczyła blondwłosa Azjatka gdy czekała w korytarzu aż zdejmą buty, ubiorą kapcie i w ogóle się przebiorą i będą mogli się już gościć na całego.

- No ja chętnie. Zjadłbym coś. Głodny jestem. Od rana cały czas gdzieś jeździmy z Amandą. - Kanmi bez wahania i skrępowania przyjął to zaproszenie i ruszył za gospodynią. Ta ich zaprosiła na tą samą sofę i stół przy jakim wcześniej zwykle Amanda zaczynała u niej swoją wizytę.

- Jeździliście? W taką pogodę? To pewnie zmarzliście co? Już zaraz wam coś podam. Chcecie jakiejś herbaty czy coś ciepłego do picia? - Maki mówiła idąc do tej kuchni odgrodzonej zasłoną z koralików i pytając się o potrzeby gości jak na dobrą gospodynię przystało.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline