Cała sprawa miała polityczne podteksty, co niespecjalnie się podobało Młotowi Amiry, zahaczało to jednak o nekromantów, a to już zmuszało do działania. Zastanawiało go, jakie cele mogli mieć magowie nieśmierci, zwłaszcza przy królewskim ślubie. Czy chodziło o przejęcie wpływów, wywołanie wojny, co dostarczyłoby mnóstwa ciał, czy jeszcze coś innego, bardziej pokrętnego. W zamyśleniu przeczesywał brodę, słuchając na temat ninja i wszystkich perypetii grupy, która jak się zdawało, pracowała dla rodziny królewskiej.
Zanim ruszył wypełnić swoją część zadania, zaszył się w bibliotece, by wyszeptać kilka modlitw wysokiego kalibru. Nie śpieszył się, kiedy zaczął wypowiadać prawdziwe błogosławieństwa niebieskoskórej bogini. Zazwyczaj z ust kapłanów można było usłyszeć proste bóg zapłać, czy niech Amira ma cię w swojej opiece. Teraz jednak krasnolud słowo po słowie przekuwał bożą łaskę w kamyki, które mogły zmienić przyszłość.
Łańcuchy zaklęcia oplatały jego skórę i płonęły w jego oczach, by z wolna zatopić się w jego ciało i spocząć na sercu, otaczając je ściśle, zupełnie niewidoczne dla zwykłego oka. Byłby w stanie zrobić to o wiele szybciej, ale nie musząc się śpieszyć, wolał zawsze wyrazić szacunek strażniczce wiedzy zachowując spokój i dokładność.
Zostawała sprawa logistyczna. Przebrany w podróżne odzienie, oddał Olafa pod opiekę grupy, która miała śledzić ninja i wlał w siebie pół dzbana piwa, nim oddał się w ręce straży, która miała go dostarczyć na właściwe miejsce. -
Opiekujcie się nim. – Rzucił jeszcze na pożegnanie i podrapał muła za uchem.