Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2021, 22:20   #94
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Amanda, Alan, Katia - wspólny doc, część 2

Gniew, rozpacz, strach w jednej chwili ustąpiły przerażającym spazmom bólu, które przeszyły jego ciało. Zagryzł zęby, wydając z siebie stłumiony wrzask, łzy pociekły mu po policzkach. Widząc jak Amanda czołga się w jego kierunku odwrócił głowę, nie chcąc by zobaczyła jak płacze. Bliski omdlenia usłyszał jej głos, próbował odpowiedzieć, ale przez chwilę nie mógł złapać tchu, więc tylko przytaknął, tłumiąc szloch. Gdy Amanda mówiła do szalonej suki, Wiaderny przegryzał wargi do krwi, walcząc by nie zemdleć. Nawet gdyby chciał coś powiedzieć, obawiał się, że wyglądałoby to jak żałosny skowyt. Pustym wzrokiem patrzył na ciało przyjaciela, którego przez własną głupotę skazał na śmierć. Alana złamano tej nocy już dwa razy, noga jednak nie bolała tak bardzo jak rozrywana przez wyrzuty sumienia dusza. Przypomniał sobie o tabletkach, które dostał od Bereniki. Marzył tylko o tym by zasnąć, niech to się skończy, niech ona już stąd idzie i da im spokój. To, że jeszcze oddychał, było zasługą Amandy. Nie zdawał sobie sprawy, że w ludziach może być tyle dobra i empatii. Nawet, teraz, w takim momencie, troszczyła się o niego. Choć został rozerwany na strzępy, zamordowano mu przyjaciela a on nie mógł nic z tym zrobić, nie zamierzał prosić morderczyni o przysługę, to była ostatnia granica, której nie przekroczy. W milczeniu słuchał więc wyjaśnień Katii Ceyn.

Katia wyciągnęła papierosa z paczki, która znajdowała się w kieszeni jej żakietu. Przesunęła jego końcówką po karcie Słońca, wyjętej z potasowanej talii. Wnet tytoń zapalił się, jak gdyby potraktowany ogniem zapalniczki. Dziewczyna zaciągnęła się dymem. Przetrzymała go w płucach, aż wreszcie wypuściła obłok. W ten sposób wyjaśniła się tajemnica spalenizny, którą Alan i Amanda wyczuli, idąc do kantorka.
- Nie jestem najlepsza w leczeniu. Od tego jest bardziej moja siostra Nadia, ale teraz zajmuje się innymi rzeczami. Mogę jednak spróbować. Tyle że coś może pójść nie tak - powiedziała. - Jeżeli chcesz doprowadzić mnie do zabójcy Sebastiana, to chyba jednak musisz w ogóle chodzić. Dlatego jestem gotowa spróbować. Ale jak powiedziałam, może coś pójść nie tak. Dlatego to twoja decyzja, czy zostaniesz w swoim obecnym stanie, czy też postanowisz mi zaufać.
Następnie Katia zerknęła na Amandę.
- Jeśli Sebastian cię lubił, to może powinnaś przeżyć. Ale jesteś słaba. Choć ładna. Jednak dla wielu ludzi tutaj atrakcyjność w ogóle się nie liczy. Możemy wykonać rytuał na tym oto dzielnym chłopie - poklepała Mateusza po ramieniu, który wnet zwalił się bezwładnie na ziemię. - Ożywimy go. Może nie będzie pisał wierszy… ani w ogóle pisał… ani mówił… lub też myślał… Ale z drugiej strony facet nie musi robić żadnej z tych rzeczy. Ważne, aby miał dobre ciało, a ten raczej ma. Aż szkoda, żeby się zmarnowało. Abyś mogła go kontrolować, będę musiała nawiązać między wami więź psychiczną, co może mieć swoje skutki uboczne. Dlatego zastanów się nad tym. Nie połącze go z sobą, bo wtedy nie będę mogła korzystać z żadnej innej magii Tarota.
Ceyn wypaliła do końca papierosa i zgasiła go na szyi Mateusza.
- Trochę się zdenerwowałam, może nie powinnam była go zabijać. Założyłam jednak, że jest mordercą, który szuka kolejnych narzędzi zbrodni. Spójrzcie na ten ryj - wskazała twarz Wiśniaka. - No ok, wypaliłam mu go. Ale wcześniej wyglądał naprawdę tępo. Typowy oprych. Was też bym zabiła, ale chyba rzeczywiście nic bym na tym nie zyskała. Wolę sprzymierzeńców, którzy mieliby wiedzę na temat uczestników obozu.
Nagle zgięła się wpół i przystawiła dłoń do brzucha, jakby ją nagle rozbolał. Starała się jednak tego nie okazywać. Powoli wyprostowała się, a na jej twarzy pojawiła się nowa, dziwna emocja. Dezorientacja.
- Wasza decyzja? - zapytała. - Zawsze też możecie po prostu wyjść, jak gdyby nigdy nic. Ha - to chyba był żart na temat nogi Alana. - Nie zabiję was za odmowę.

Szumna… ten potwór chce zapolować na Berenikę, pomyślał ze zgrozą Alan wyrwany nagle z letargu i rozpaczy. Wciąż nie wierzył, że koleżanka z klasy mogła by umyślnie skrzywdzić Ceyna, ale nie miał też stuprocentowej pewności. W domku porządnie ich wszystkich nastraszył, wprost wskazał historyka jako winnego całej sytuacji, gdyby zamknął wtedy mordę, brat psychopatki wciąż by pewnie żył. Nastolatek z trwogą słuchał dalszych wywodów sataniski, nie wierząc w to co słyszy. Czy ona zamierzała ożywić jego kumpla? Nazwałby ją popierdolona wariatką, ale przecież widział co potrafi, co zrobiła z ich ciałami. Katia Ceyn przerażała go do głębi, odbierała wolę walki, sprawiła, że poczuł się słaby i upokorzony. Ale oni krwawią tak, samo jak my. Ta myśl była iskierką, która płonęła gdzieś tam z tyłu głowy słabym blaskiem. Zdał sobie też sprawę, że dziewczyna nie jest wszechwiedząca, zabiła Mateusza, bo wzięła go za zabójcę brata. Nie wiedziała kogo szuka.
- Sorry, nie wierzę w medycynę niekonwencjonalną – odpowiedział zbierając się w sobie – Zwłaszcza gdy wynik jest niepewny. - na te słowa Amanda zwiesiła nos na kwintę. Co prawda nie dziwiła mu się, ale wolałaby aby sprawy potoczyły się lepiej. A już teraz takie nie były.
Nie miał zamiaru iść z tym potworem, w żadne układy, zostać przewodnikiem i wspólnikiem przyszłych zbrodni. Sama myśl, że mógłby kogoś sprzedać, skazać na śmierć napawała wstrętem. Jego ojciec, teraz by gniewnie kiwał palcem, wyzywał od idiotów, ale Alan wyrósł w kulturze hip hopu. Nazywano go czasem pozerem, ale brzydził się konfidencją. Od braci, dla braci, od dobrych dla dobrych, diabelskiej kurwie zawsze chuj do mordy, wyrecytował w myślach dodając sobie odwagi.
- Twoja ciotka wspominała, że macie dobrze wyposażone ambulatorium. Jest tam ktoś, kto mógłby mnie poskładać? Jeśli tak, pójdę tam, może Amanda mnie odprowadzi. Jak się dowiem, kto zabił twojego brata, skontaktuję się z tobą i ci go wystawię, o ile nam pomożesz przeżyć. Masz telefon?

- Niestety nie. Telefony zabijają w człowieku chęć percepcji otoczenia. Po co rozmawiać z ludźmi znajdującymi się daleko, skoro tych wokół już jest i tak stanowczo zbyt dużo? - Katia mruknęła, po czym kopnęła zwłoki Mateusza w bok. Chyba nie pałała wielką miłością do ludzi. - Jak nie wiesz jeszcze, kto zabił, to jesteś bezużyteczny. Idę szukać kolejnych waszych przyjaciół. Jak ich postraszę tak, że się zesrają… to w końcu pisną, o kogo chodzi.

Sabotowska bardzo długo milczała. Wystarczająco, aby Alan mógł nawiązać kontakt z Katią, a nawet i dłużej. Samo to przedstawienie Mateusza jako jej potencjalnego “zombie-boy’a”, poklepanie go po ramieniu, wskazywanie i bagatelizowanie krzywdy, jaką mu zrobiła, było dla Amandy naprawdę bolesne. W pewnym momencie nawet wręcz obrzydliwe. W tak krótkim czasie nikt nie był w stanie przygotować się na to wszystko, informacje płynęły zbyt gwałtownie, zdarzenia nie czekały, aż ktoś zrozumie poprzednie, aby dać nowe. Było tego za dużo, a jeszcze Alan wolał chodzić ze złamaną nogą, niż móc sprawnie funkcjonować. Co miała zrobić? Nie wiedziała.
- Jak go chcesz ożywić? Jak jakiegoś zombiaka? I co wtedy, zawsze będzie za mną łaził i nawet nikt się nie dowie, że ktoś go zamordował? Sprawca jest bezkarny, a rodzina nie będzie mogła go nawet pochować, bo zawsze będzie żywym trupem? - Amanda ledwo wydusiła z siebie słowa, nie mogąc przestać szlochać. Bolała ją już krtań, tak strasznie ściskało ją w gardle przez to wszystko, że tymczasowo lekko ochrypła. - I o jakich konsekwencjach mowa, jeśli bym się zgodziła? - dodała po chwili, przecierając wierzchem dłoni mokre od łez, rumiane policzki. Alan widząc łzy dziewczyny poczuł się jak skończony idiota. Użalał się nad sobą, podczas gdy Amanda przeżywała swój własny dramat. Objął ją więc mocno ramieniem. Choć tyle mógł dla niej zrobić.

Katia wzruszyła ramionami.
- Mateusz będzie połączony z tobą, dzięki czemu będzie wydawał się bardziej żywy. Ty natomiast zostaniesz złączona z nim, więc zaczniesz sprawiać wrażenie bardziej martwej… w jakiś sposób. Może psychicznie, może fizycznie, może emocjonalnie. Więź nie będzie trwała wiecznie, bo prędzej czy później zwłoki i tak się rozłożą. Nie spowolnię tego procesu - powiedziała Katia. - Zastanawiaj się szybko, bo skoro nie wiecie, kto zabił, to jesteście bezużyteczny. Z jakiegoś powodu wam wierzę, że to nie wy.

- Bycie martwą minie jeśli on zniknie? Nie wydaje się to być mądre, ale jakie mamy szanse przeżycia. Kto chce nas zabić i dlaczego? Z czym walczył Bastian? Na pewno wiesz - Amanda była już zmęczona. Wszystkim. Bliskość Alana, mimo iż wcześniej nie przepadali za sobą, jakoś jej pomagała. Odruchowo ścisnęła jego dłoń. W ten sposób chyba czuła się bardziej odważna.

Wiaderny słuchał z trwogą wynurzeń psychopatki. Gdy pomyślał o zbezczeszczonych, rozkładających się zwłokach przyjaciela, aż go zemdliło. Suka chciała zafundować Amandzie psychiczną torturę, po której dziewczyna się nie pozbiera do końca swoich dni.
- Mówiłaś coś o jakichś kurwach. Trzech kurwach – przypomniał sobie chłopak słysząc pytanie zadane przez koleżankę – To z nimi macie kosę?

Katia splunęła gdzieś w bok.
- Tak, szczerze mówiąc to nie nazwałabym ich do końca szczególnie winnymi. Jakieś zamierzchłe opowiastki sprzed dwóch wieków… kto by na to zwracał uwagę. Ale z wiekiem ludzie robią się znudzeni i ambitni. Nie jestem dumna z planów ciotki, ale muszę się im podporządkować - wzruszyła ramionami. - Byłam ‚za’ tylko dlatego, bo chciałam totalnej rozwałki. Ale nie wtedy, kiedy Bastian z powodu tego wszystkiego umarł. I to nawet nie dumnie w walce jak wojownik. Na terenie obozu na pewno nie ma nikogo z zewnątrz. Wiedziałabym o tym. Prawdopodobnie jedno z was było od początku poplecznikiem Trzech Kurw i teraz biega, chcąc wszystkich zadźgać. Ale ja na to nie pozwolę - fuknęła. Spojrzała na Amandę. - Gdybym wiedziała, z kim walczył mój brat i kto chce nas zabić, to bym o to was nie pytała. Więź z nim nie powinna cię zabić nawet jak już rozłoży się. Jednak jeśli chcesz, żebym to zrobiła, to mamy problem logistyczny. Chyba że Alan zdoła sam dotrzeć do tego jebanego, bezwartościowego punktu pomocy. Nawet jak ci coś poradzą, to powinieneś leżeć kilka tygodni. Jeśli sądzisz, ze zaczniesz nagle skakać jak młoda kózka, to pomyśl jeszcze raz.

Amanda nawet nie wiedziała, dlaczego wciąż się zastanawia nad tą obrzydliwą propozycją. Nie należała widocznie do ludzi zbyt odważnych i Katia miała rację, była po prostu zbyt słaba. Nie powinna w ogóle myśleć o tym, aby ożywiać kogoś, w dodatku to przecież był Mateusz, to była osoba żywa, śmiał się, cieszył życiem, nawet starał się dla niej być milszy w stosunku do innych osób… A teraz co? Miała tak po prostu zadecydować o tym, aby człapał za nią w stanie rozkładu i jak jakiś pokemon słuchał jej rozkazów? Było to obrzydliwe, bez względu na to, jak bardzo pomocne mogłoby się okazać, to jednak… Nie mogła. Nie potrafiła.
- Alan, może powinieneś spróbować aby ci to wyleczyła? Może… Będzie lepiej. Nie wiem czy może być gorzej, twoja noga jest kompletnie strzaskana… - nastolatka spojrzała na kolegę czekając na jego reakcję.

Alan przegryzł wargę. Nie sądził by ci psychopaci wypuścili ich stąd żywych. Potrzebowali ich do czegoś a gdy przestaną być potrzebni zrobią to samo co z Mateuszem. Jako kaleka nie był w stanie obronić się przed tymi potworami. Nie był w stanie też bronić Amandy, właściwie stawał się dla niej i kolegów ciężarem. Miał potworne przeczucie, że układając się z diabłem zapłaci za to straszną cenę. Nie lubił wysrywów Mickiewicza, ale czytał Pani Twardowską, znał też streszczenie Fausta. Pomyślał, że zanim zdążą zabrać mu duszę, zrobić z nim coś strasznego, odpłaci im za Mateusza. Iskra nie przestawała się tlić, Wiaderny tylko czekał aż zamieni się w płomień.
Wyciągnął z kieszeni owinięty gumką recepturką brązowy notes, w którym znajdowały się jego hip hopowe teksty i parę wierszy. Podał go Amandzie.
- Gdyby coś poszło nie tak…mogłabyś to oddać mojemu tacie? – poprosił i uśmiechnął smutno po czym zwrócił do Katii – Spróbujmy.

Blondynka kiwnęła twierdząco głową, odbierając zawiniątko. Westchnęła z trudem i pociągnęła nosem, schowała darowaną jej rzecz tymczasowo do kieszeni.
- Oddam ci pewnie za kilka minut - uśmiechnęła się słabo do kolegi.
Przeniosła wzrok na Katię.
- Martwych zostawmy tam, gdzie ich miejsce… Wystarczająco wiele już złego się stało. Pomożesz mu z nogą? Jeśli wszystko będzie ok, możemy cię zaprowadzić do osoby, która była najbliższa sercu twojego brata - dodała patrząc na czarownicę smutnymi, niebieskimi oczami. Ścisnęła dłoń Wiadernego w swoje obie, drobne rączki aby dodać mu wsparcia i zapewnić, że wszystko będzie dobrze.

Katia zastanowiła się.
- W porządku - powiedziała.
Otworzyła szafkę, do której próbował się dostać Mateusz. W środku znajdowały się najróżniejsze rzeczy, które nawet nie zdawały się tak złowróżbne na pierwszy rzut oka. Świeczki, kadzidełka, jakieś drewniane plansze. Ceyn zaczęła zbierać te najpotrzebniejsze. Zdawało się, żę nie lubiła tego robić. Wolała działać szybko i bez zastanowienia. Miała ogień w sercu. Dłuższe rytuały, i na dodatek leczące, nie leżały w jej naturze.
- Gotowi? - mruknęła.

Alan odwzajemnił uścisk dłoni Amandy i odpowiedział skinieniem na pytanie wiedźmy.
- Zaczynaj.
 

Ostatnio edytowane przez Arthur Fleck : 14-01-2021 o 22:24. Powód: dodano tytuł
Arthur Fleck jest offline