Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-01-2021, 18:26   #91
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Wściekła buntownicza muzyka, którą śpiewał Łukasz, nieco otrzeźwiła Adama przyszedł mu do głowy kolejny pomysł.
- Skoro masz taką moc, po co jej używasz na zemstę? Uszczknij trochę energii życiowej od Piotra i wsadź ją w swoją siostrę! Przecież minęła chwila procesy życiowe jeszcze nie ustały! Zatkaj im rany w szyjach magią! Na zewnątrz są ratownicy w karetce! Mają defiblyratory i nitroglicerynę w strzykawkach opatrunki! Naszej nauczycielce też zatkali ranę w szyi zamiast bawić się lalkami i mordować, użyj tej swojej mocy za życiem! - nie wiedział czy Pani Ania żyje. Nie miał zaufania do ratowników. W filmach negocjatorzy zawsze próbowali zagadać terrorystów i kupić czas. Właśnie coś takiego próbował zrobić może wiedźma się rozproszy i paraliż osłabnie?
Spróbował wysłać kolejnego SMSa “Ssszybko Ozzz się wykrwawia”.

Olga zawisła porwana zaklęciem i się nie bała, wcale. Cała była wściekła i jednocześnie spełniona, nawet gdy wiedźma wyrwała jej kolejne zęby i połknęła na jej oczach.
W ogóle jej to nie ruszyło… No może trochę...
- Pieprzona wróżka zębuszka! - dziewczyna zachichotała upiornie, Jej krzyk był nieco niewyraźny z powodu obluzowanej żuchwy i ubytkach w zębach.
Po chwili kontynuowała sepleniąc.
- Ja Olga, niosąca krzyż, dałam Ci szansę wiedźmo. Nie skorzystałeś! Naruszyłeś świętą instytucję kościoła i przyszła kara! Po mnie przyjdą następni i podzielisz los swych sióstr! Co się zaczęło się nie zatrzyma! Mnie teraz czeka chwała i zbawienie, a po Ciebie kurwo przypełznął jadowite węże! - Zaśmiała się ponownie teraz jeszcze głośniej, szaleńczo jak tylko prawdziwy psychopata potrafi. Ale spojrzała jeszcze na uwięzionych chłopaków. Zrobiło jej się ich szkoda. Złe dla nich miejsce i zły czas. Przeniosła wzrok na wiedźmę.
- Tak mnie zabij ale niewinnych tych co nie rozlali tu niczyjej krwi wypuść. Może wtedy Pan spojrzy na ciebie łaskawie jak w końcu ktoś rzuci cię pod jego oblicze! I pamięta! Zobaczysz u jego boku mnie. Ja będę stała po jego prawicy! Osądze cię - powiedziała i sprężyła wszystkie siły żeby złapać wiszący na szyi krzyż i wyrwać się spod wpływu czaru.
Może, może jeszcze wypali tej starej kurwie krzyż na czole i zarżnie ją jak jej siostry.

Proboszcz spoglądał na Adama.
- Jak śmiesz mówić w ten sposób do pani Zdunkowej. Szalona pizda? Co to za słownictwo. Czy szaleństwem jest chęć zemsty na tych, którzy wybili ci całe rodzeństwo? Te kobiety nic wam nie zrobiły. To miłe znachorki z wioski. Kiedy zauważyłem, że ten bezdomny chłopak włóczył się w nocy po korytarzu mojej plebanii… pomogły mi spętać złodziejaszka. Akurat zaprosiłem je do siebie na kieliszek porto, jak dobrze zrobiłem! Są dotknięte przez Boga, a ich czyny są bez wątpienia testamentem jego siły na ziemi. Widziałem jak leczą nawet najbardziej chorych. To wzmocniło moją wiarę w chwili największego kryzysu. Paskudni złodzieje z was, młodzi mordercy! Co te babcie zrobiły wam, że pozbawiliście je życia?! Brak człowieczeństwa, a to wszystko jeszcze w domu bożym. Pójdziecie do piekła, grzesznicy przebrzydli! Nawet teraz, kiedy Bóg trzyma was w swojej garści, miotacie przekleństwami i groźbami. Zero strachu! Zero skruchy! Zasługujecie na los prosto z kart Starego Testamentu. A na najgorszy ty, bluźnierczyni, która udajesz dewotkę z gołymi piersiami. Jak śmiesz nazwać ich niewinnymi, kiedy zabili uroczą panią Dziadumiłę! I to jeszcze z taką brutalnością! Wszyscy traficie do piekła! Wszyscy po kolei!
Następnie proboszcz opadł na kolana i zaczął się modlić. Głośno i zapalczywie. Z jego punktu widzenia wrócił do domu na kieliszek wina z kilkoma staruszkami, które zostały zabite przez bandę nieznajomych złodziejaszków.
Wyszeniega spojrzała na Adama.
- Jak śmiesz mówić mi, co mam robić i kogo ratować. Nie wiesz nic o Trzygłowie. Nie tylko przez to wszyscy zginiecie.
Podniosła dłonie do góry. Marta Perenc skoczyła w jej stronę i upadła na kolana w dużym ukłonie.
- Nie zabijaj ich babuniu, nie bądź taka jak oni. Wzięli dwa życia, ty jedno. Oferuję moje drugie, choć nawet to nie uczyni wymiany równej. Pani Dziadumiła i Niedomira były warte więcej niż miliony takich jak ja. Proszę cię jednak, pamiętaj o wojnie z najeźdźcami. Być może przydadzą się w pertraktacjach. Poza tym… karty… energia… za wcześnie… nie minęła doba… jeszcze nie…
Czy Wyszeniega w ogóle słyszała, co do niej mówiła Marta? Twarz staruszki ociekała łzami, a twarz zastygła w złości. Uczniowie znajdowali się bez wątpienia w złej sytuacji i dodatkowo ją pogorszyli zarzutami, roszczeniami i wyzwiskami. Nie zdołali się wyrwać z jej silnej magii, ani też wystraszyć staruszki w jej szoku i szale.
Czyżby przyszła ostateczna godzina?
Czas na śmierć? Godzina krwi?
Wszystko wskazywało na to, że koniec był rychły.
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 14-01-2021 o 18:30.
Rot jest offline  
Stary 14-01-2021, 19:20   #92
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
- Czy zemsta jest chrześcijańska? Czy nie rozumiesz, że nie powinieneś się odwoływać do Starego Testamentu, bo jesteś księdzem katolickim a nie żydowskim rabinem? Czyż Jezus nie wybaczył, swoim oprawcom? Nie skrzyczał, apostoła za ucięcie ucha strażnikowi, który, prowadził go na kaźń? Skoro według, ciebie te kobiety są święte, czemu, ta wiedźma czerpie moc z zabójstwa? Co chrześcijańskiego, jest w czerpaniu energii z cudzej śmierci? Co wstydliwego, jest w nagiej piersi? Nagie ciało jest wstydliwe dla was księże, dlatego że macie grzeszne myśli i chuci! W ogrodzie Eden, nikt nie wstydził, się nagości... - Adam właściwie nie wiedział, czemu, w chwili śmierci wdawał się w teologiczną dyskusje z księdzem, ale jeżeli miał umrzeć chciał żeby jego ostatnie słowa coś znaczyły!

- Proszę mi wyjaśnić, jakim cudem te kobiety mają być świętymi skoro same mówią, że czerpią moc z pogańskiego bóstwa?! Magia Trzygłowie! Toż, to parki z greckie albo Światowid starosłowiański czy mity celtyckie! Czemu, nie mówi, o mocy Trójcy Świętej?! Zaprzedał się ksiądz szatanowi, pije wino z jego służkami! I tak, jestem wulgarny, bo właśnie na moich oczach kogoś zabito! Jak się złapie złodzieja, to się woła policje, a nie straszy dzieciaka, tak, że szcza pod siebie, a potem morduje się go w rytuale magicznym?! Prawdziwy ksiądz ugościłby złodzieja jak w "Nędznikach"! "Kupił jego dusze dla Boga" pomagając w rozwiązaniu problemu! - Był coraz bardziej wściekły, jeżeli ma zginąć to z prawdą na ustach.

- Co to w ogóle jest, żeby ateista wychowany w duchu protestanckim, musiał tłumaczyć księdzu katolickiemu, na czym, polega jego własna wiara?! Czego oni cię tam, uczyli w tym seminarium duchownym?! Chyba jebali, cię w dupę, zamiast uczyć teologii i przez sito przeszedłeś na ładne oczy skoro kobiece piersi, oraz cholerne przekleństwa, są dla ciebie większym problem niż magia krwi, czerpiąca siłę z morderstwa i cudzej śmierci! Ale czego mam oczekiwać po księdzu, który odwołuje się do kar Starego Testamentu i najwyraźniej zapomniał, że według dogmatów kościoła katolickiego Jezus Chrystus jest idealnym wypełnieniem Przymierza Narodu Wybranego z Bogiem i jest Nowym Przymierzem z całą ludzkością opartym na idealnej miłości oraz wybaczeniu wszelkich grzechów! Nie jesteś katolikiem jesteś zaściankowym idiotą uczonym w prawie Faryzeuszem, wiejskim kapłanem, któremu powinno się cofnąć święcenia! Będzie się smażył w piekle a ja nawet, jako niewierzący według twoich dogmatów powinienem zostać męczennikiem, bo poległem w walce ze złem, które łamię prawo Boskie używając magii! - Była jeszcze tylko jedna rzecz, którą potrzebował powiedzieć zanim umrze:

- Feliks Kocham cię! Przepraszam, że cię skrzywdziłem i wykorzystałem jesteś jedyną osobą, którą kochałem. A zanim się odezwiesz klecho starotestamentowe potępienie homoseksualizmu występowało ze względu na chęć oddzielenia się kulturowo ludu semickiego od innych narodowości jak Mezopotamia gdzie uprawiano nierząd sakralny. Podobnie w listach św. Pawła jest to potępienie sakralnego seksu oraz oddzielenie kulturowe wczesnego chrześcijaństwa od Rzymskiego politeizmu! Proszę bardzo księże możesz mnie zamordować! Zabij prawdę tylko, dlatego że przybyła w niewygodnym dla ciebie opakowaniu! Ale może zamiast zasłaniać się wiedźmą szatańską a rzekomą świętą sam weź w dłoń nóż i wbij mi go w serce?! Nie bądź tchórzem skoro łamiesz już przykazania Boże to z modlitwą na ustach złam przykazanie nie zabijaj! Idź na całość zabij tak jak zabito Chrystusa w imię nie zrozumienia Boskiego Prawa! - Jeżeli miał umrzeć był na to gotów przynajmniej miał badassową przemowę i pokazał ostatniego fucka tej cholernej Polskiej zaściankowości!

 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 25-01-2021 o 23:05. Powód: Poprawione z pomocą worda 2007
Brilchan jest teraz online  
Stary 14-01-2021, 21:30   #93
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Amanda, Alan, Katia - wspólny doc, część 1

Wiaderny nigdy nie odczuwał tylu emocji na raz, rozsadzały go od środka, odbierały oddech, wnętrzności zamieniły w lód choć w żyłach płonął ogień. Widok martwego przyjaciela go zszokował a gdy pojawiła się jego morderczyni poczuł dojmującą złość i nienawiść. Potem przyszedł strach, przerażenie i niedowierzanie, gdy nagle stracił kontrolę nad swoim ciałem, wydawało mu się, że unosi się w powietrzu i mieni dziwną fluorescencją. To nie były narkotyczne zwidy, już wcześniej widział jak Ceyn budzi ludzi dotykiem. Rozpaczliwie szukał logicznego wyjaśnienia tego jak pozbawiono przytomności uczniów i nauczycieli, nie chciał dopuścić do siebie myśli, że są rzeczy, które przekraczają ludzkie pojmowanie rzeczywistości. A jednak ta blada suka, ta pierdolona zabójczyni zrobiła z nimi coś co nie mieściło się w wyobraźni. Do tej pory świat Alana był prosty i nieskomplikowany. Kochał rap, pisał teksty do szuflady i robił bity na frooty loopsie, w szkole się lansował i dawał wycisk frajerom. Czasem chodził na żyletę drąc mordę i zdzierając gardło, pił i ćpał z dzieciakami lekarzy, biznesmenów i prawników. Kasa i pozycja starego była dupochronem, ani żaden pies, żaden nauczyciel nie mógł mu nic zrobić. Do tej nocy chłopak był nietykalny. W jednej chwili wszystko jednak straciło znaczenie. Miał złamaną nogę, został spętany mocą, a nazwisko Wiaderny nie otwierało już żadnych drzwi. Mógł liczyć tylko na siebie. Próbował wziąć Amandę za rękę, gestem, spojrzeniem, uspokoić, powiedzieć, że wszystko dobrze się skończy, ale nie mógł przestać gapić się na przerażającą nastolatkę, która zamordowała jego przyjaciela. Emocje rozsadzały go od środka, ale tym, który zatruł jego umysł był nieokiełzany, dziki, pierwotny gniew.
- Nie biję kobiet, ale dla ciebie zrobię wyjątek! – wykrzyknął z nienawiścią Wiaderny – Dlaczego go kurwa zabiłaś!? Co my ci zrobiliśmy!? To wy nas tu zwabiliście, to wy nas porwaliście! Ani ja ani Amanda nie mamy ze śmiercią twojego brata nic wspólnego! Miałem z nim umowę, a umowa to rzecz święta, tak mi powtarza mój stary! Jeśli twój brat nie żyje, teraz to ty powinnaś spłacić jego dług i wypełnić jego ostatnią wolę!

Sabotowska niemal krzyknęła na widok zwłok. W ostatniej niemal chwili zasłoniła usta dłońmi, dusząc w sobie wydobywający się dźwięk przerażenia. Była w szoku, który na początku nie pozwolił jej oderwać wzroku od tej makabry. Nie wiedziała, czemu nie zemdlała tym razem, ale wydawało jej się, że po prostu z każdą godziną robi się coraz silniejsza i mniej rzeczy jest w stanie wywołać w niej niekontrolowane reakcje. Była to błyskawiczna lekcja przetrwania, której nigdy nie zapomni; o ile przeżyje.

Do tej pory Amanda myślała, że Sebastian jednak przeżył. Kiedy opuszczali zebranie, Jacek go ratował, była przy nim też Julia i Berenika. Słowa dziewczyny zszokowały ją na pewno mniej niż widok martwego Mateusza. Wierzyła w niego i widziała, że w przyszłości mógłby być kimś lepszym. Teraz nie będzie już nikim więcej, jak napisem na nagrobku - o ile w ogóle te nienaturalne istoty pozwolą ich rodzicom na odnalezienie ich martwych ciał. Amanda zaczęła już myśleć w liczbie mnogiej. Miała nieodparte wrażenie, że podzieli los Mateusza, tak samo jak Alan i reszta osób, których winą za śmierć Sebastiana obarczyła Katia.

- Przestań! - uniosła się Amanda w miarę swoich sił. W jej tonie głosu wyczuwalna była rozpacz. I w rzeczy samej, nastolatka płakała. Zduszone łzy znalazły łatwe ujście i nie była w stanie ich powstrzymywać. - Alan, przestań - dodała, przez co jej wcześniejsza prośba nabrała innego znaczenia, bowiem zdawało się, jakby kierowała słowa do dziewczyny, tymczasem chciała uspokoić Alana. Kolejne słowa jednak już skierowała do Ceyn, co było już wyraźniej widać.

- Twój brat był kimś bliskim dla mojej przyjaciółki. Nigdy w życiu bym go nie skrzywdziła, ponieważ to dobry człowiek. Myślałam, że on przeżył, że nasi koledzy go uratowali, bo próbowali i widziałam to. Próbowali ocalić mu życie. Nie wiem kto mu to zrobił i z jakiego powodu, ale przysięgam ci, że to nie my. Pan Sebastian był cudowną osobą, bardzo ciepły, pomocny i inteligentny. Pomagał mi zawsze, gdy potrzebowałam wsparcia i nie zostawiał nikogo w potrzebie. Okropne jest to, co się stało, wszystko co tutaj się dzieje jest okropne, karzesz nas za błędy, których nie popełniliśmy, zamiast spróbować po prostu odnaleźć winnego całej tej sytuacji… Zabiłaś kogoś, kto był mi bliski, a ja nie zrobiłam nic, co zniszczyłoby twoje życie. Naprawdę chcesz, żebyśmy uwierzyli teraz, że jesteś złą istotą? I że twój brat też był zły? Zawsze myślałam o nim pozytywnie, dla mnie był osobą o złotym sercu… Swoimi czynami każesz mi teraz myśleć inaczej… Proszę cię, puść nas.

Alan, słysząc głos Amandy, nieco się uspokoił, choć wściekłość i nienawiść wciąż pożerały go od środka. Na usta cisnęły mu się najgorsze przekleństwa, śmierć przyjaciela wstrząsnęła nim do głębi, zrozumiał jednak, że nie jest tu sam, że jeśli sprowokuje szaloną sukę zginą oboje.
- Amanda mówi prawdę. Przed śmiercią, chwilę przed tym jak przyjechaliśmy do obozu poprosił mnie, żebym chronił naszą koleżankę. Wyglądało jakby mu na niej zależało. Nie wiem jakim człowiekiem był naprawdę, ale jeśli potrafił się w kimś zakochać, jeśli mu na kimś zależało, chciał się o tą osobę troszczyć musiało być w nim dobro. Ja mam zupełnie inne doświadczenia z twoim bratem, nigdy go nie lubiłem, pewnie z wzajemnością, ale z jakimś powodów chciał, żebym się dziewczyną zaopiekował. Chwilę wcześniej złamałem nogę, więc tym bardziej jest to dla mnie dziwne i niezrozumiałe. Tak jak mówiłem, przed przyjazdem tutaj zawarliśmy umowę. Ja coś obiecałem jemu, on coś obiecał mi. Powiedział, że w obozie będziemy bezpieczniejsi. Jedną dziewczyn polazła za jakąś staruchą, druga uciekła do kościoła, reszta pojechała do szpitala. Ale kogo mogłem, przekonałem, tak jak prosił. Ledwo jednak tu przyjechaliśmy a ty nas chcesz wszystkim wymordować. Nie znałem dobrze twego brata, ale potrafię poznać kłamcę i on na pewno nim nie był.

Katia milczała, obrzucając ich nienawistnym słowem. Dużo mówili. Nie zabiła ich tylko dlatego, bo korzystali z lepszych słów od ich poprzednika.
- Macie gadane - mruknęła. - Wasz kolega nazwał mnie pizdą i chyba nawet próbował uderzyć. Ha…! - warknęła.
Przymrużyła oczy. Biła się z myślami. Jej moc nie słabła, ale pewność siebie chyba tak. Na pewno Amanda do niej trafiła. Kiedy mówiła o tym, że Sebastian był dobrym człowiekiem, łzy spłynęły po policzkach Ceyn. Oddychała głęboko przez usta, czuła się raczej słabo, choć starała się tego nie okazywać.
- Jeśli mój brat był taki cudowny, to powiedz, jak to się objawiało? - zapytała Amandę głosem pełnym szydery. - Po prostu walczysz o swoje życie. Jakie faktyczne wspomnienia masz w związku z nim?
To był chyba jakiś test. Potem zerknęła na Alana.
- Dziewczyna? Jaka dziewczyna? Czemu wybrał akurat ciebie, abyś się nią zaopiekował? - zapytała. - Nie jesteś w stylu Sebastiana. Ma dużo lepszy gust - mruknęła. Chyba nie spodobał się jej wstęp Alana, nawet jeśli ostatnie jego słowa były lepsze.

- Nawet nie wiem czy zrozumiesz - żachnęła się Amanda, z trudem wypowiadając każde kolejne słowa. Nie potrafiła powstrzymać ani łez, ani bólu, który tak silnie ściskał jej gardło. Czuła, jakby zawiodła - Nie mam pojęcia czym jesteś tak naprawdę, zachowujesz się tak podle… Jemu mówiłam, bo on mnie rozumiał. Chciał mnie zrozumieć. Moje wspomnienia mogą dla ciebie nic nie znaczyć, moje życie, moje problemy, tak błahe w tym momencie… - nastolatka usilnie starała się nie patrzeć w stronę ciała zamordowanego - ...dla niego jednak znaczyły. Większość w szkole sądziła, że mamy romans, a on po prostu się o mnie troszczył. Być może zepsułam mu opinię tym, jaka beznadziejna byłam, bo nie umiałam sama sobie radzić. Nie przejmował się tym jednak. Nie wiem dlaczego, ale starał się zwalczyć we mnie to, co ciążyło mi na sercu, a z czym nikt wokół nie potrafił mi pomóc. Popełniłam w życiu błąd, za który wiele bliskich mi osób odwróciło się ode mnie, on jednak wyciągnął do mnie rękę. Jeśli był ci naprawdę bliski, to pewnie sama wiesz jak potrafił leczyć słowem i ile dobra w nim było. I na pewno wiesz, że teraz nawet o ciebie by się martwił… O to, co próbujesz zrobić innym, chcąc doznać tego leczenia zbolałej duszy, ale dobrze wiesz… - blondynka ciągnęła z ledwością przełamując kolejne słowa przez rozpacz łez -... dobrze wiesz, że to co robisz wcale cię nie uleczy. Proszę cię, puść nas. Jeśli Bastian naprawdę uważał, że będziemy tu bezpieczniejsi i nas tu sprowadził, to wiesz czemu. Wiesz, co tu się dzieje, możemy być razem. Możemy razem sobie pomóc i zwalczyć to, co sprawiło, że stała się tu tak ogromna tragedia… Być może on nawet chciał, abyśmy razem temu przeciwdziałali.

Alan zauważył, że Amanda trafiła w czułą stronę, suka się prawie poryczała, czuł jednak, że przełamać tą zawziętość będzie trudno. Właściwie nie łudził się, że satanistka w takich emocjach nie puści ich żywych, nie po tym jak potraktowała Mateusza. Miała wygląd osoby, której przyjemność sprawia zadawanie bólu, była niebezpieczna i popierdolona. Sprawiała wrażenie niepokonanej. W duchu zaśmiał się rozpaczliwie przypominając sobie po co wysłał przyjaciela do składziku. Jak się bronić przed taką kreaturą?
- Powiedziałaś przed chwilą, że chcesz nas wszystkich pozabijać, mam podać jej imię, by ułatwić ci zadanie? Twój brat nie żyje, ale wypełnię swoją część umowy, nawet jeśli miałbym chronić tą dziewczynę, przed jego własną siostrą. Jednego tylko nie rozumiem, Zadaliście sobie tyle trudu by wybudować to wszystko, ściągnąć nas tu podstępem, przekonać, że to wakacyjny obóz, a teraz nas tak po prostu wymordujesz? Domyślam się, że nie taki był plan, że przygotowaliście dla nas coś innego. Co się stanie jak już się zemścisz? Znajdziecie nowe dzieciaki? Jak szybko to nastąpi? Macie plan B? Znałaś brata lepiej niż ja, czy on by się na to wszystko zgodził? Podobno się dla waszej sprawy poświęcił, ale co z tego poświęcenia, skoro to wszystko zaraz zaprzepaścisz? Powiedziałaś, że zamordowaliśmy Sebastiana, że to nasza wina, więc jeśli już koniecznie chcesz się na kimś wyżyć, niech to będę ja. Gdybym go nie posłuchał i nas tu nie sprowadził, nic by się nie stało.

Zdawało się, że połączona charyzma dwóch nastolatków trafiała do Katii. Z ich słów nie wynikało, że zabili Sebastiana. Nie zdawali się aż takimi mistrzami manipulacji, aby móc tak dobrze i wiarygodnie odegrać te wszystkie emocje. Dziewczyna osłabła i spuściła wzrok. Jej dłoń z kartami powędrowałą w dół, a oko przestało świecić. Alan i Amanda opadli na ziemię. Nie było to łagodne lądowanie. Wiaderny ujrzał wszystkie gwiazdy przed oczami, bo częściowo impakt przyjęła jego złamana noga. Sabotowska miała więcej szczęścia i udało jej się wylądować na czterech kończynach. Jakby była kotem. Tymczasem Katia założyła o siebie dłonie i oparła się o biurko, przy którym chyba przeprowadzano jakieś naprawy. Na blacie położono mnóstwo metalowego i plastikowego złomu. Ktoś chyba przy nim grzebał w wolnym czasie.
- Najchętniej wybiłabym wszystkich - powiedziała Katia. - Ale chyba macie rację, wyrządziłabym tym szkodę również mojej rodzinie. Jeszcze za wcześnie na to… - mruknęła pod nosem.
Przykucnęła i chwyciła kopertę wystającą z kieszeni Mateusza. Ta spłonęła w jej dłoniach, odsłaniając pojedynczą kartę Tarota.


Cytat:
CESARZ. Karta Cesarza jest związana z instytucją władzy, zarówno politycznej, jak i w charakterze psychologicznego oddziaływania na innych. Karta dotyczy także pracy zawodowej i stanowisk kierowniczych. Położenie proste karty oznacza sprawiedliwe rządy, posiadanie dobrej opinii i autorytetu, a także sukces zawodowy. Z kolei położenie odwrócone kojarzy się z nieudolnością i utratą kontroli nad podwładnymi, albo przeciwnie - autorytaryzmem. Władzą w tym kontekście jest też instytucja ojca rodziny, tak więc tego również dotyczy karta Cesarza.
- Kapitan piłki nożnej, czyż nie? - Katia powąchała kartę. - Jeszcze nienaładowana. Może trochę. Ech.
Milczała przez chwilę, po czym z powrotem spojrzała na Alana i Amandę.
- Będziemy współpracować? - rzuciła lekkim tonem, jak gdyby przed chwilą wcale nie próbowała ich zabić. Nawet lekko uśmiechnęła się. Miała uroczy uśmiech. Gdyby w tej chwili zrobić jej zdjęcie, mało kto uwierzyłby, jak szalona i niebezpieczna była Katia. Być może była jedną z tych osób, które na co dzień zachowywały się w miarę przyzwoicie, ale doprowadzone na skraj… zamieniały się w potwory.

Kiedy Katia skupiła się na Mateuszu i jego karcie, Amanda podczołgała się błyskawicznie do Alana. Zmartwiła się głównie z powodu jego nogi. Sama poczuła w stawach, że upadek nie był lekki, to co musiał przeżyć chłopak, którego kość była pogruchotana, a spadł na nią z wysokości? Nawet nie umiała sobie wyobrazić bólu, jaki na siebie przyjął.

- Alan, wszystko w porządku?
- zapytała odruchowo, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, jak głupie słowa to były. Usiadła przy chłopaku na zgiętych nogach, sadzając pośladki na własnych piętach i pochyliła się nad Wiadernym. Nawet nie chciała patrzeć w stronę zwłok Mateusza. Nie mogła też dalej powstrzymać łez, nawet już nie wiedziała czy płacze bo ktoś umarł, czy ze wzruszenia, że sama przeżyła. Adrenalina mocno w nią uderzyła, od mocnych uderzeń serca zrobiło jej się gorąco, zawirowało w głowie. Starała się trzymać. Motywować siebie tak, jak zawsze motywowała zawodników na boisku. Wydawało jej się też, że jest teraz odpowiedzialna za czyjeś życie, że tym razem nie pozwoli, aby przez jej bierność ktoś umarł na jej oczach.

Amanda wzrok przeniosła na Katię, która zaczęła mówić już całkiem inaczej. Nastolatka nawet nie była pewna, czy się jej boi czy może po prostu martwi ją to ile osób mogłaby jeszcze skrzywdzić.
- Co to znaczy, że karta jest nienaładowana? - zapytała, przypominając sobie o swojej kopercie. Odruchowo po nią sięgnęła. Nie wiedziała, czy może otworzyć, ale zbłądziła na chwilę spojrzeniem, które jednak szybko powróciło do kobiety.

Ceyn tylko uśmiechnęła się lekko.
- Nie słyszeliście nigdy wcześniej o Tarocie? Jak chcesz zostać wróżką, to musisz dzień wcześniej chodzić wszędzie ze swoją nową talią kart, a nawet z nią spać, aby naładować ją swoją energią. To akurat jest prawda - mruknęła. - Choć w żadnym wypadku te karty nie są używane do wróżenia. To znaczy niekiedy mogą być. Jeśli wprowadzisz się w wyższy stan skupienia odpowiednią kombinacją. Ale to bardzo rzadka i w rzeczywistości niszowa funkcja. Podczas gdy popkultura wszystko przeinaczyła. Ale zadałam wcześniej pytanie… - zawiesiła głos.

- Możemy. - odpowiedziała na możliwość współpracy - Jeśli chciałaś nas chronić jak, zdaje się, twój brat lub zależy ci żeby po prostu coś powstrzymać, to możemy. Jeśli od tego ma zależeć życie moich znajomych, to wręcz powinniśmy. - blondynka na chwilę spauzowała. Zastanowiło ją coś. Początkowo zacisnęła zęby spoglądając na Wiadernego, na którego twarzy malowało się cierpienie. Być może chciał je ukryć, ale ona nie potrafiła tego nie zauważyć.

- Potrafiłabyś wyleczyć jego nogę? - spojrzała ze spokojem na Katię, choć jej oczy wciąż zasnute były łzami, a z mimiki wylewała się rozpacz, smutek i beznadziejność obecnej sytuacji. - Uniosłaś nas w górze, może potrafisz też leczyć? - ton głosy Amandy był słodki, miły i… bolesny. Dziewczyna jednak nie odgrywała żadnej roli, nie udawała, nie była sztuczna. Wyraźnie była po prostu załamana wszystkim, co do tej pory się stało. A najgorsze było to, że problemy i niejasności jedynie się nawarstwiły.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 14-01-2021 o 22:45.
Nami jest offline  
Stary 14-01-2021, 22:20   #94
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Amanda, Alan, Katia - wspólny doc, część 2

Gniew, rozpacz, strach w jednej chwili ustąpiły przerażającym spazmom bólu, które przeszyły jego ciało. Zagryzł zęby, wydając z siebie stłumiony wrzask, łzy pociekły mu po policzkach. Widząc jak Amanda czołga się w jego kierunku odwrócił głowę, nie chcąc by zobaczyła jak płacze. Bliski omdlenia usłyszał jej głos, próbował odpowiedzieć, ale przez chwilę nie mógł złapać tchu, więc tylko przytaknął, tłumiąc szloch. Gdy Amanda mówiła do szalonej suki, Wiaderny przegryzał wargi do krwi, walcząc by nie zemdleć. Nawet gdyby chciał coś powiedzieć, obawiał się, że wyglądałoby to jak żałosny skowyt. Pustym wzrokiem patrzył na ciało przyjaciela, którego przez własną głupotę skazał na śmierć. Alana złamano tej nocy już dwa razy, noga jednak nie bolała tak bardzo jak rozrywana przez wyrzuty sumienia dusza. Przypomniał sobie o tabletkach, które dostał od Bereniki. Marzył tylko o tym by zasnąć, niech to się skończy, niech ona już stąd idzie i da im spokój. To, że jeszcze oddychał, było zasługą Amandy. Nie zdawał sobie sprawy, że w ludziach może być tyle dobra i empatii. Nawet, teraz, w takim momencie, troszczyła się o niego. Choć został rozerwany na strzępy, zamordowano mu przyjaciela a on nie mógł nic z tym zrobić, nie zamierzał prosić morderczyni o przysługę, to była ostatnia granica, której nie przekroczy. W milczeniu słuchał więc wyjaśnień Katii Ceyn.

Katia wyciągnęła papierosa z paczki, która znajdowała się w kieszeni jej żakietu. Przesunęła jego końcówką po karcie Słońca, wyjętej z potasowanej talii. Wnet tytoń zapalił się, jak gdyby potraktowany ogniem zapalniczki. Dziewczyna zaciągnęła się dymem. Przetrzymała go w płucach, aż wreszcie wypuściła obłok. W ten sposób wyjaśniła się tajemnica spalenizny, którą Alan i Amanda wyczuli, idąc do kantorka.
- Nie jestem najlepsza w leczeniu. Od tego jest bardziej moja siostra Nadia, ale teraz zajmuje się innymi rzeczami. Mogę jednak spróbować. Tyle że coś może pójść nie tak - powiedziała. - Jeżeli chcesz doprowadzić mnie do zabójcy Sebastiana, to chyba jednak musisz w ogóle chodzić. Dlatego jestem gotowa spróbować. Ale jak powiedziałam, może coś pójść nie tak. Dlatego to twoja decyzja, czy zostaniesz w swoim obecnym stanie, czy też postanowisz mi zaufać.
Następnie Katia zerknęła na Amandę.
- Jeśli Sebastian cię lubił, to może powinnaś przeżyć. Ale jesteś słaba. Choć ładna. Jednak dla wielu ludzi tutaj atrakcyjność w ogóle się nie liczy. Możemy wykonać rytuał na tym oto dzielnym chłopie - poklepała Mateusza po ramieniu, który wnet zwalił się bezwładnie na ziemię. - Ożywimy go. Może nie będzie pisał wierszy… ani w ogóle pisał… ani mówił… lub też myślał… Ale z drugiej strony facet nie musi robić żadnej z tych rzeczy. Ważne, aby miał dobre ciało, a ten raczej ma. Aż szkoda, żeby się zmarnowało. Abyś mogła go kontrolować, będę musiała nawiązać między wami więź psychiczną, co może mieć swoje skutki uboczne. Dlatego zastanów się nad tym. Nie połącze go z sobą, bo wtedy nie będę mogła korzystać z żadnej innej magii Tarota.
Ceyn wypaliła do końca papierosa i zgasiła go na szyi Mateusza.
- Trochę się zdenerwowałam, może nie powinnam była go zabijać. Założyłam jednak, że jest mordercą, który szuka kolejnych narzędzi zbrodni. Spójrzcie na ten ryj - wskazała twarz Wiśniaka. - No ok, wypaliłam mu go. Ale wcześniej wyglądał naprawdę tępo. Typowy oprych. Was też bym zabiła, ale chyba rzeczywiście nic bym na tym nie zyskała. Wolę sprzymierzeńców, którzy mieliby wiedzę na temat uczestników obozu.
Nagle zgięła się wpół i przystawiła dłoń do brzucha, jakby ją nagle rozbolał. Starała się jednak tego nie okazywać. Powoli wyprostowała się, a na jej twarzy pojawiła się nowa, dziwna emocja. Dezorientacja.
- Wasza decyzja? - zapytała. - Zawsze też możecie po prostu wyjść, jak gdyby nigdy nic. Ha - to chyba był żart na temat nogi Alana. - Nie zabiję was za odmowę.

Szumna… ten potwór chce zapolować na Berenikę, pomyślał ze zgrozą Alan wyrwany nagle z letargu i rozpaczy. Wciąż nie wierzył, że koleżanka z klasy mogła by umyślnie skrzywdzić Ceyna, ale nie miał też stuprocentowej pewności. W domku porządnie ich wszystkich nastraszył, wprost wskazał historyka jako winnego całej sytuacji, gdyby zamknął wtedy mordę, brat psychopatki wciąż by pewnie żył. Nastolatek z trwogą słuchał dalszych wywodów sataniski, nie wierząc w to co słyszy. Czy ona zamierzała ożywić jego kumpla? Nazwałby ją popierdolona wariatką, ale przecież widział co potrafi, co zrobiła z ich ciałami. Katia Ceyn przerażała go do głębi, odbierała wolę walki, sprawiła, że poczuł się słaby i upokorzony. Ale oni krwawią tak, samo jak my. Ta myśl była iskierką, która płonęła gdzieś tam z tyłu głowy słabym blaskiem. Zdał sobie też sprawę, że dziewczyna nie jest wszechwiedząca, zabiła Mateusza, bo wzięła go za zabójcę brata. Nie wiedziała kogo szuka.
- Sorry, nie wierzę w medycynę niekonwencjonalną – odpowiedział zbierając się w sobie – Zwłaszcza gdy wynik jest niepewny. - na te słowa Amanda zwiesiła nos na kwintę. Co prawda nie dziwiła mu się, ale wolałaby aby sprawy potoczyły się lepiej. A już teraz takie nie były.
Nie miał zamiaru iść z tym potworem, w żadne układy, zostać przewodnikiem i wspólnikiem przyszłych zbrodni. Sama myśl, że mógłby kogoś sprzedać, skazać na śmierć napawała wstrętem. Jego ojciec, teraz by gniewnie kiwał palcem, wyzywał od idiotów, ale Alan wyrósł w kulturze hip hopu. Nazywano go czasem pozerem, ale brzydził się konfidencją. Od braci, dla braci, od dobrych dla dobrych, diabelskiej kurwie zawsze chuj do mordy, wyrecytował w myślach dodając sobie odwagi.
- Twoja ciotka wspominała, że macie dobrze wyposażone ambulatorium. Jest tam ktoś, kto mógłby mnie poskładać? Jeśli tak, pójdę tam, może Amanda mnie odprowadzi. Jak się dowiem, kto zabił twojego brata, skontaktuję się z tobą i ci go wystawię, o ile nam pomożesz przeżyć. Masz telefon?

- Niestety nie. Telefony zabijają w człowieku chęć percepcji otoczenia. Po co rozmawiać z ludźmi znajdującymi się daleko, skoro tych wokół już jest i tak stanowczo zbyt dużo? - Katia mruknęła, po czym kopnęła zwłoki Mateusza w bok. Chyba nie pałała wielką miłością do ludzi. - Jak nie wiesz jeszcze, kto zabił, to jesteś bezużyteczny. Idę szukać kolejnych waszych przyjaciół. Jak ich postraszę tak, że się zesrają… to w końcu pisną, o kogo chodzi.

Sabotowska bardzo długo milczała. Wystarczająco, aby Alan mógł nawiązać kontakt z Katią, a nawet i dłużej. Samo to przedstawienie Mateusza jako jej potencjalnego “zombie-boy’a”, poklepanie go po ramieniu, wskazywanie i bagatelizowanie krzywdy, jaką mu zrobiła, było dla Amandy naprawdę bolesne. W pewnym momencie nawet wręcz obrzydliwe. W tak krótkim czasie nikt nie był w stanie przygotować się na to wszystko, informacje płynęły zbyt gwałtownie, zdarzenia nie czekały, aż ktoś zrozumie poprzednie, aby dać nowe. Było tego za dużo, a jeszcze Alan wolał chodzić ze złamaną nogą, niż móc sprawnie funkcjonować. Co miała zrobić? Nie wiedziała.
- Jak go chcesz ożywić? Jak jakiegoś zombiaka? I co wtedy, zawsze będzie za mną łaził i nawet nikt się nie dowie, że ktoś go zamordował? Sprawca jest bezkarny, a rodzina nie będzie mogła go nawet pochować, bo zawsze będzie żywym trupem? - Amanda ledwo wydusiła z siebie słowa, nie mogąc przestać szlochać. Bolała ją już krtań, tak strasznie ściskało ją w gardle przez to wszystko, że tymczasowo lekko ochrypła. - I o jakich konsekwencjach mowa, jeśli bym się zgodziła? - dodała po chwili, przecierając wierzchem dłoni mokre od łez, rumiane policzki. Alan widząc łzy dziewczyny poczuł się jak skończony idiota. Użalał się nad sobą, podczas gdy Amanda przeżywała swój własny dramat. Objął ją więc mocno ramieniem. Choć tyle mógł dla niej zrobić.

Katia wzruszyła ramionami.
- Mateusz będzie połączony z tobą, dzięki czemu będzie wydawał się bardziej żywy. Ty natomiast zostaniesz złączona z nim, więc zaczniesz sprawiać wrażenie bardziej martwej… w jakiś sposób. Może psychicznie, może fizycznie, może emocjonalnie. Więź nie będzie trwała wiecznie, bo prędzej czy później zwłoki i tak się rozłożą. Nie spowolnię tego procesu - powiedziała Katia. - Zastanawiaj się szybko, bo skoro nie wiecie, kto zabił, to jesteście bezużyteczny. Z jakiegoś powodu wam wierzę, że to nie wy.

- Bycie martwą minie jeśli on zniknie? Nie wydaje się to być mądre, ale jakie mamy szanse przeżycia. Kto chce nas zabić i dlaczego? Z czym walczył Bastian? Na pewno wiesz - Amanda była już zmęczona. Wszystkim. Bliskość Alana, mimo iż wcześniej nie przepadali za sobą, jakoś jej pomagała. Odruchowo ścisnęła jego dłoń. W ten sposób chyba czuła się bardziej odważna.

Wiaderny słuchał z trwogą wynurzeń psychopatki. Gdy pomyślał o zbezczeszczonych, rozkładających się zwłokach przyjaciela, aż go zemdliło. Suka chciała zafundować Amandzie psychiczną torturę, po której dziewczyna się nie pozbiera do końca swoich dni.
- Mówiłaś coś o jakichś kurwach. Trzech kurwach – przypomniał sobie chłopak słysząc pytanie zadane przez koleżankę – To z nimi macie kosę?

Katia splunęła gdzieś w bok.
- Tak, szczerze mówiąc to nie nazwałabym ich do końca szczególnie winnymi. Jakieś zamierzchłe opowiastki sprzed dwóch wieków… kto by na to zwracał uwagę. Ale z wiekiem ludzie robią się znudzeni i ambitni. Nie jestem dumna z planów ciotki, ale muszę się im podporządkować - wzruszyła ramionami. - Byłam ‚za’ tylko dlatego, bo chciałam totalnej rozwałki. Ale nie wtedy, kiedy Bastian z powodu tego wszystkiego umarł. I to nawet nie dumnie w walce jak wojownik. Na terenie obozu na pewno nie ma nikogo z zewnątrz. Wiedziałabym o tym. Prawdopodobnie jedno z was było od początku poplecznikiem Trzech Kurw i teraz biega, chcąc wszystkich zadźgać. Ale ja na to nie pozwolę - fuknęła. Spojrzała na Amandę. - Gdybym wiedziała, z kim walczył mój brat i kto chce nas zabić, to bym o to was nie pytała. Więź z nim nie powinna cię zabić nawet jak już rozłoży się. Jednak jeśli chcesz, żebym to zrobiła, to mamy problem logistyczny. Chyba że Alan zdoła sam dotrzeć do tego jebanego, bezwartościowego punktu pomocy. Nawet jak ci coś poradzą, to powinieneś leżeć kilka tygodni. Jeśli sądzisz, ze zaczniesz nagle skakać jak młoda kózka, to pomyśl jeszcze raz.

Amanda nawet nie wiedziała, dlaczego wciąż się zastanawia nad tą obrzydliwą propozycją. Nie należała widocznie do ludzi zbyt odważnych i Katia miała rację, była po prostu zbyt słaba. Nie powinna w ogóle myśleć o tym, aby ożywiać kogoś, w dodatku to przecież był Mateusz, to była osoba żywa, śmiał się, cieszył życiem, nawet starał się dla niej być milszy w stosunku do innych osób… A teraz co? Miała tak po prostu zadecydować o tym, aby człapał za nią w stanie rozkładu i jak jakiś pokemon słuchał jej rozkazów? Było to obrzydliwe, bez względu na to, jak bardzo pomocne mogłoby się okazać, to jednak… Nie mogła. Nie potrafiła.
- Alan, może powinieneś spróbować aby ci to wyleczyła? Może… Będzie lepiej. Nie wiem czy może być gorzej, twoja noga jest kompletnie strzaskana… - nastolatka spojrzała na kolegę czekając na jego reakcję.

Alan przegryzł wargę. Nie sądził by ci psychopaci wypuścili ich stąd żywych. Potrzebowali ich do czegoś a gdy przestaną być potrzebni zrobią to samo co z Mateuszem. Jako kaleka nie był w stanie obronić się przed tymi potworami. Nie był w stanie też bronić Amandy, właściwie stawał się dla niej i kolegów ciężarem. Miał potworne przeczucie, że układając się z diabłem zapłaci za to straszną cenę. Nie lubił wysrywów Mickiewicza, ale czytał Pani Twardowską, znał też streszczenie Fausta. Pomyślał, że zanim zdążą zabrać mu duszę, zrobić z nim coś strasznego, odpłaci im za Mateusza. Iskra nie przestawała się tlić, Wiaderny tylko czekał aż zamieni się w płomień.
Wyciągnął z kieszeni owinięty gumką recepturką brązowy notes, w którym znajdowały się jego hip hopowe teksty i parę wierszy. Podał go Amandzie.
- Gdyby coś poszło nie tak…mogłabyś to oddać mojemu tacie? – poprosił i uśmiechnął smutno po czym zwrócił do Katii – Spróbujmy.

Blondynka kiwnęła twierdząco głową, odbierając zawiniątko. Westchnęła z trudem i pociągnęła nosem, schowała darowaną jej rzecz tymczasowo do kieszeni.
- Oddam ci pewnie za kilka minut - uśmiechnęła się słabo do kolegi.
Przeniosła wzrok na Katię.
- Martwych zostawmy tam, gdzie ich miejsce… Wystarczająco wiele już złego się stało. Pomożesz mu z nogą? Jeśli wszystko będzie ok, możemy cię zaprowadzić do osoby, która była najbliższa sercu twojego brata - dodała patrząc na czarownicę smutnymi, niebieskimi oczami. Ścisnęła dłoń Wiadernego w swoje obie, drobne rączki aby dodać mu wsparcia i zapewnić, że wszystko będzie dobrze.

Katia zastanowiła się.
- W porządku - powiedziała.
Otworzyła szafkę, do której próbował się dostać Mateusz. W środku znajdowały się najróżniejsze rzeczy, które nawet nie zdawały się tak złowróżbne na pierwszy rzut oka. Świeczki, kadzidełka, jakieś drewniane plansze. Ceyn zaczęła zbierać te najpotrzebniejsze. Zdawało się, żę nie lubiła tego robić. Wolała działać szybko i bez zastanowienia. Miała ogień w sercu. Dłuższe rytuały, i na dodatek leczące, nie leżały w jej naturze.
- Gotowi? - mruknęła.

Alan odwzajemnił uścisk dłoni Amandy i odpowiedział skinieniem na pytanie wiedźmy.
- Zaczynaj.
 

Ostatnio edytowane przez Arthur Fleck : 14-01-2021 o 22:24. Powód: dodano tytuł
Arthur Fleck jest offline  
Stary 15-01-2021, 20:43   #95
 
Sepia's Avatar
 
Reputacja: 1 Sepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputację
Jacek, Julia i Nika w małej piwnic... w starciu ze zjawą cz. 1

Za ateizmem przemawia wiele argumentów, więcej niż za religią. Dla Bereniki, w gruncie rzeczy było logiczne, żeby być ateistką. Tak jak logiczne i rozumne było to, żeby się nie zakochać... ale przecież ludzie nie byli, niestety, logiczni. Ona zaś wciąż wliczała się do gatunku ludzkiego, wraz ze wszelkimi jego przywarami, takimi jak choćby strach z którym walczyła każdego dnia, lecz ten jaki opanował ją w chwili zapadnięcia ciemności nie dał się porównać z niczym wcześniej doświadczonym. W logicznym, poukładanym w szufladach nauki świecie próżno było szukać miejsc dla widm, upiorów albo duchów, chociaż świat tonął w dziesiątkach tysięcy historii o paranormalnych bzdurach, to wciąż pozostawały one… bzdurami, mistyfikacjami, bądź opowieściami szaleńców tańczących tango z demonami własnego umysłu pośrodku parkietu z paranoi. Schizofrenia ponoć zaliczała się do potężnej zmory współczesności, niemającej nic wspólnego z szeroko pojętym okultyzmem. Skąd więc w Dżumie zrodziło się owo niewytłumaczalne poczucie zagrożenia?
Czemu patrząc na dziwną kobietę wszystkie włosy na jej ciele zjeżyły się, mimo panującego ciepła po zakrytych rękawami czarnej koszuli ramionach przeszedł dreszcz? Niepokojąca była też suchość w ustach i paraliż mięśni… a potem utkana z mroku i światła kobieta odezwała się prosto w głowie blondynki, włączając alarm bijący stroboskopowym światłem prosto w środku mózgu. Nakazywał natychmiastowy odwrót i ucieczkę jak najdalej. Mechanizmy samozachowawcze tak miały.
- Witaj… kim jesteś? - w uszach dziewczyny jej głos zabrzmiał obco, sztucznie. Jakby nie należał do niej, a wydostając się z gardła sprawiał prawie fizyczny ból. Chrząknęła krótko, starając się zachować pozory spokoju i kupić czas, aby znów przejąć w pełni kontrolę nad swoim ciałem.

Duch poruszył się delikatnie. Połacie materiału wokół jego ciała przypominały falujące w wodzie płachty. Rozciągały się, tworząc wzorzyste dzieła sztuki. Jednak nie napawały
zachwytem, a bardziej przerażeniem. Kształty zdawały się zbyt idealne, zbyt perfekcyjne. Nie istniały farby, które mogłyby w ten sposób zafarbować satynę. To zresztą nawet nie była satyna. Ani jedwab. Choć bez wątpienia tkanina zdawała się najdroższą, najbardziej luksusową zachcianką.

Jam jest Ortysza. Ta, która przeszła Próbę Wody, a i tak zginęła. Ta, którą zatłuczono wiosłami i która była samądzona. A potem spętana. Ale już jestem wolna. A wy kim jesteście, słodkie dzieci?

Berenika, Julia i Jacek poczuli dziwny ucisk w płucach. Jakby ich miąższ zaczął się zagęszczać, wypełniając zimną wodą. Mogli oddychać, jednak zrobiło im się trochę duszno. Zdawało się, że to nie był atak wiedźmy, a bardziej aura, którą roztaczała. Jednak ta aura mogła być równie dobrze śmiertelna.

Julii wydawało się, że pogłos wewnątrz głowy ocknął ją z koszmarnego snu tylko po to, aby mogła zobaczyć równie koszmarną rzeczywistość. Mrok który nastąpił po wybuchu żarówek uniemożliwiał patrzenie na prostą linię wykresu defibrylatora, skrył też łaskawie widok nieruchomego ciała Ceyna, do którego brunetka podpełzła gdy otworzył na moment oczy. W jej umyśle jego ostatnie słowa mieszały się ze słowami dziwnej istoty na którą nie była w stanie spoglądać. Zdawało się jej, że szczupła postać mieści w swym wnętrzu ohydne i straszne obrazy wszystkich grzechów, wszystkich żądz, ich następstw i kar od upadku pierwszego człowieka aż do końca świata. Trzymając ciągle ciepłą dłoń trupa w swoich sztywnych dłoniach trzęsła się cała, ograniczając ruch do mrugania co jakiś czas i kręcenia głową przecząco. Balansowała na krawędzi koszmaru i pamięci, niezdolna rozstrzygnąć, co jest czym.
- T...tak nie… n-nie powinno byc’ - wyszeptała, unikając patrzenia na czarnowłosą kobietę. - Jes… jesteś aniołem?

Niestety nie dane mi było osiągnąć niebios. Sądzili mnie za rzucenie uroku za ukochanego, niechodzenie do kościoła oraz czarne wrony siedzące na moim kominie. Zabawne. Nie wiedzieli nic o niemowlętach, które wykradałam dla mojego Pana. Ani o tym, jak parzyłam się z Nim, mknąc po niebiosach na kościstym rumaku. Pominęli również wiele innych rzeczy. Zabili mnie. Chcieli utopić, nie wiedząc, że to woda była moją najlepszą przyjaciółką. Byłam panią Księżyca, morza, jezior i rzek. Tak jak wiosła przecinają ich tafle każdego dnia, tak i wiosła przecięły moje gardło. A czerwona krew otuliła moje ciało, zmieniając się w Suknię, którą teraz widzicie.

Uczucie duszności wzmagało się. Julia poczuła nudności. Wnet zwymiotowała… słoną wodą. Pływała w niej drobna, złota rybka. Ulyanova odniosła jednak wrażenie, że nie spełni żadnych jej życzeń.

Jacek klęczał jeszcze przez chwilę nad martwym Sebastianem. Miał sporo do przeprocesowania… W ciągu jednej minuty dowiedział się, że Julia naprawdę sypiała z nauczycielem historii, jest z nim w ciąży, magia i opętania istnieją naprawdę, a także poznał jak przy użyciu jednego, prostego triku stać się silniejszym. Umysł nastolatka został jeszcze dodatkowo przygnieciony śmiercią. Nigdy wcześniej nie miał do czynienia z martwym człowiekiem. A już na pewno nie z kimś kogo znał. I próbował reanimować.
- Co tu się… - wymamrotał Gołąbek, rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu. Źrenice chłopaka rozszerzyły się jeszcze bardziej, gdy dostrzegł nieprzyjazną zjawę. Wtedy go olśniło.
- PRYSKAMY! - krzyknął głośno i nad wyraz dobitnie. Zaraz potem podbiegł do Julii i Bereniki, chwytając je za nadgarstki i ciągnąc w stronę wyjścia. - PRYSKAMY!
Sam nie wiedział skąd wzięła mu się ta jasność umysłu. Może dobrze znosił adrenalinę? Może skupienie się na poleceniach wydawanych przez defibrylator pomogło mu naostrzyć koncentrację? Nie wiedział. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że przestał się jąkać. Wyglądało na to, że jego klątwa przeszła na Julię.

Servatis a periculum
Servatis a maleficum


[media]http://www.youtube.com/watch?v=Qt298P1kL8E[/media]

Kiedy sytuacja naprawdę tego wymagała, Jacek był w stanie zmienić się w bohatera. Nie tylko Julia mu się poddała, ale również Berenika. Obie dziewczyny zdawały się równie zahipnotyzowane wirującą tkaniną oraz intensywnym spojrzeniem Ortyszy. Gołąbek zdołał wyrwać je z kompletnego otępienia. Wiedziały, że należy uciekać. Tylko to się w tej chwili liczyło. Przetrwanie.

Szumna poczuła, że musi na chwilę przystanąć. Otworzyła usta. Poczuła odruch wymiotny. Nie mogła jednak wydobyć z siebie tego, co zalegało jej w przełyku. Wepchnęła do niego palce. Wnet poczuła jakiś oślizgły kształt. Zaczęła wyciągać kolejne nitki na zewnątrz. To były wodorosty. Czarne, śliskie, częściowo zgnite. Ich paskudny smak oszałamiał. Zaczęła je wyciągać na zewnątrz, ale im więcej ich wyciągała, tym więcej pojawiało się nowych wokół gardła.

Jacek tymczasem otworzył drzwi… szło mu zbyt łatwo… bo ktoś je popchnął z drugiej strony. Gołąbek dostałby w twarz, gdyby nie uskoczył w porę na bok. W przejściu stała… Agata Woś. Była bardzo zdenerwowana.
- No ja nie wierzę! - krzyknęła. - Na początku mieliście sekretne spotkanie beze mnie i Mateusza, najważniejszych ludzi na świecie. A potem rozpoczęła się ta lamerska rozmowa z Halmann, a wy nawet nie raczyliście na mnie poczekać. Spóźniłam się tylko godzinę - fuknęła. - Przebierałam się. Czy wy w ogóle wiecie, kim jestem?
Rzeczywiście, dziewczyna miała na sobie inny strój. Czarne połączenie T-shirtu i spódniczki od Givenchy. Dodatkowo zmieniła makijaż na dużo mocniejszy, wręcz rockowy. Chyba to miała być ekspresja bycia niezadowoloną.
- Mnie się nie wyklucza - powiedziała Woś. - To ja wykluczam.

Nowobogacki pokurw spadł im prosto z nieba, choć na szczęście w jego przypadku zmiana wizerunku nie zwiastowała pogorszenia sytuacji, wręcz odwrotnie. Szumna nigdy nie cieszyła się tak na niczyj widok. Z mokrymi dłońmi, naznaczonymi czarnymi kleksami zgniłych liści wodorostów, wyrwała się spod kurateli Jacka, wyciągając obie łapy ku Woś. Rozcapierzone palce zaciśnieły się na jej ramionach, wciągając do środka bez zbędnych czułości. Dla Dżumy sprawa była prosta: stała im na drodze, gdy musieli uciekać w trybie natychmiastowym. Mokre wodorosty zatykały usta, nie szło się odezwać, ani zwymiotować. Z szaleństwem w szarych oczach dziewczyna szarpnęła, słysząc w głowie chór głosów powtarzających wciąż tę samą frazę.
"Mięso armatnie".
Żywa tarcza między nimi, a koszmarem. Która, być może, kupi im czas na ucieczkę.
Potrzebowali tego.
 
__________________
Nine o nine souls - don't do this
Nine o - no more pain now
Nine o nine souls - it's easy
I'm gonna take on all your battles
Sepia jest offline  
Stary 15-01-2021, 21:19   #96
 
Sorat's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputację
Jacek, Julia i Nika w małej piwnic... w starciu ze zjawą cz. 2

Uciekać, musieli uciekać. Inaczej się nie dało. Jedyna droga aby przeżyć i nie zwariować wiodła jak najdalej od zdarzeń dziejących się daleko poza granicami rozumienia Ulyanovej. Jak niby połknęła złotą rybkę, co to miało być?!
Trzymając mocno Jacka za rękę patrzyła na niego z wdzięcznością, zgadzając się z tym co mówi.
- Spasiba… dziękuję - wyszeptała gdy dobiegali do drzwi. Jeden zachował zimną krew… ich bohater.
- Uciekamy - widząc co zamierza Szumna przywarła do pleców chłopaka, czekając w napięciu aż droga się zwolni. Akurat los Agaty mało ją obchodził, ale musiała stąd wyjść, aby ostrzec Amandę. Kucuś przecież o niczym nie wiedziała! Alan i Adam tak samo!

Agata sprawiła, że Jacek na moment się zawahał. Potrafił szybko zbierać myśli, kiedy atakowały ich istoty z innego wymiaru, ale najwyraźniej nie radził sobie z popularnymi, bogatymi dziewczynami o pretensjonalnym tonie. Na całe szczęście Berenika wiedziała co zrobić! Rozwiązanie wydało się chłopakowi dość brutalne, choć nie mógł odmówić mu skuteczności. Musieli się spieszyć, jednak gryzło go, że niejako rzucają Agatę na pożarcie…
- Yyy… - wydukał nieco skonsternowany, nim ruszyli w dalszą drogę. Wdzięczność ładnej dziewczyny chowającej się za jego plecami, dodawała jąkale skrzydeł. Przez moment czuł się jak bohater kina akcji i było mu z tym dobrze. Ta wycieczka rzeczywiście była niezwykła - piękni, bogaci koledzy zaczynali go zauważać! Było to bardziej magiczne, niż wszystkie zdarzenia paranormalne razem wzięte.
Jacek sprawdził czy scyzoryk nadal znajduje się w “pasie prawilności”. Wolał mieć go na podorędziu. Na szczęście tam był. Gołąbek zamierzał najkrótszą drogą wyprowadzić dziewczyny z budynku. Byle dalej od… Tego czegoś.

W tle zjawa poruszyła się. Z każdą sekundą zwiększałą swoją objętość. Dyrektor Halmann cicho jęknęła i spojrzała na Ortyszę. Podniosła w jej stronę dłoń, jak gdyby chcąc ją do siebie z powrotem przywołać. Jednak nie mogła. Zło już zostało wypuszczone na wolność.

Wydawało mi się, że najbardziej nie znoszę moich wrogów. Tych, którzy chcą wyrządzić krzywdę mi i moim bliskim. Teraz zrozumiałam, że najbardziej nie cierpię braku dobrych manier. Jak śmiecie odwracać się do mnie plecami...

Barwna suknia jeszcze przez chwilę wirowała wokół ciała czarownicy… po czym ta nagle się nachyliła. Zgięła w pół. To był niespodziewany widok, gdyż do tej pory Ortysza zdawała się statyczną postacią. Teraz jej głowa znajdował się dużo niżej, wykręcona pod nienaturalnym kątem. Jej szyja wydłużyła się, a płachty materiału rozszerzyły się, po czym nagle złączyły. Poszybowała do przodu niczym meduza. Jej piękna twarz nadal pozostawała neutralnie uśmiechnięta. Ten sam dziwny, nienaturalny uśmiech, jak gdyby namalowany na twarzy lalki. Ortysza nie zmieniła się w żaden paskudny obraz z koszmarów, co na swój sposób jeszcze bardziej niepokoiło.
 
Sorat jest offline  
Stary 15-01-2021, 23:03   #97
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Jacek, Julia i Nika w małej piwnic... w starciu ze zjawą cz. 3

Agata kompletnie nie spodziewała się ataku Bereniki. Ortysza bez wątpienia chciała zabić właśnie Szumną. Kierowała się wprost na odsłonięte plecy Dżumy. Wtem jednak ta obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Zjawa uderzyła prosto w wychudzone, patykowate ciało Woś. Ta nie zdołała wypowiedzieć nawet słowa. Zgięła się wpół, kiedy wnikała w nią całość czarownicy.
Dziewczyna opadła na kolana. Jej włosy zaczęły powoli szarzeć od końcówek na obwód. Spoglądała w dół na stopy Bereniki. Nie z jakiegoś szczególnego powodu, po prostu były najbliżej.

- Davai, davai! - Rosjanka ni to pchała, nie ciągnęła Gołąbka. Nie widziała za dobrze co się działo za ich plecami i nie obchodziło jej to. Miała swoje priorytety: wydostać się, przeżyć. Znaleźć jakąś Katię, albo Nadię. Ostatnie słowa Bastiana dźwięczały jej w uszach, wepchnięta w stanik talia kart paliła skórę na dekolcie… ale to nic.
- Amanda, my muszą ją znaleźć. - mówiła prosząco do chłopaka - Musimy ją znaleźć, ochronić. Ty silny, taki silny i dzielny. Pomożesz, prawda. Pomóż Jacek...bez ciebie ja rady nie da.

Jacek zrobił minę, jakby był nieco zakłopotany komplementami. Skinął jednak szybko głową.
- Da - odparł po rosyjsku, gdyż przy jednej sylabie i dwóch literach miał większe szanse na uniknięcie jąkania.

Dżuma zamrugała, widząc rzecz wymykająca się logice i zdrowemu rozsądkowi.
- O kurwa diabeł - mruknęła, a dźwięk jej głosu jakoś ją otrzeźwił. Obróciła się na pięcie, rzucając pędem za pozostałą dwójką uczniaków, w ruchu wyciągając dłoń po klamkę drzwi. Liche drewno nie stanowiło mocnej zapory przeciw paranormalym odpałom...ale było. Trzaśnięcie drzwiami, gdy znajdą się po drugiej stronie chociaż symbolicznie pomoże się poczuć lepiej, a to już coś.

Agata poruszyła się… chociaż to już nie była Agata.
- Nie uciekajcie ode mnie, przyjaciele! - powiedziała. - Przecież jestem waszą… koleżanką…
Zaśmiała się nagle. Wysokim, przeszywającym tonem. Ruszyła naprzód, ale teraz znajdowała się w cielesnej formie. Wnet rozpłaszczyła się na drzwiach zamkniętych przez nastolatków. Wnet rozległo się głośne dobijanie.
- Wypuście mnie! Nie będę znowu zamknięta! - Agata wrzeszczała okropnym, nieswoim głosem. Zazwyczaj była irytująca, ale teraz po raz pierwszy zdawała się… przerażająca.

Na szczęście byli wolni… Znajdowali się na korytarzu. Tyle że ktoś musiał przetrzymywać drzwi… Aby reszta mogła uciec… Obecnie równie mocno trzymali je Berenika i Jacek, Julia tylko oparła się.

Głowa Rosjanki chodziła na boki, oczy w szaleńczym tempie skakały po okolicy. Szukała czegoś do zastawienia drzwi, albo siekiery. Czegokolwiek sensownego, aż parę metrów dalej dostrzegła krzesło. Odskoczyła od drzwi, biegnąc w jego stronę, podniosła i szybko wróciła do pozostałych.
-Zaprzyjcie je i wiejemy - wyszeptała - Na długo nie starczy, ale...blyat, może wytrzyma wystarczająco długo.

Jacek tymczasem napierał na drzwi z całych sił, starając się zatrzymać opętaną Agatę po drugiej stronie.
- Szyb...ciej… - wystękał z trudem, czekając aż Julia zarygluje drzwi w prowizoryczny sposób. Może to niewiele, ale kupi im wystarczająco czasu, aby biec dalej.

- Nie wiejemy - Szumna sapnęła, wbijając pięty w podłogę, a paznokcie w drewno drzwi - Wykonujemy taktyczny odwrót. Jak kurwa najszybciej. Do domku po najważniejsze rzeczy i przez płot do lasu. Ta kurew się utopiła, oddalmy się od jebanej wody asap.

Jacek kiwnął głową na znak zrozumienia. Po zaryglowaniu drzwi, czym prędzej pobiegli korytarzem, zamierzając opuścić budynek. Gołąbek cały czas odtwarzał w głowie ostatnie słowa Sebastiana Ceyna. Budka przy Łupawie... pęcherz czerwia... Nieprawdopodobna siła... I Julia. Tę ostatnią miał chronić pod groźbą nawiedzania. Po tym co zobaczył dzisiaj, Jacek nie sądził, że historyk użył figury retorycznej. Groźbę należało traktować dosłownie!
Wyglądało na to, że nikomu nie mogli zaufać. Nauczyciele ich opuścili, magia istniała, ich koledzy i koleżanki zostawali opętani przez demony czy też stwory z innego wymiaru. Krzepki jąkała czuł, że scyzoryk w garści nie wystarczy. Uciekał, ale przy okazji rozglądał się za dodatkowym asortymentem. Jeśli dostrzeże gdzieś siekierę, młotek lub chociażby stół z którego będzie mógł wyrwać nogę, z pewnością skorzysta z takiej możliwości.
 
Bardiel jest offline  
Stary 17-01-2021, 12:23   #98
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Wypadek drogowy to wystarczająco wstrząsające wydarzenie, aby wytrącić człowieka z równowagi na przynajmniej kilka dni. A tu nie dość, że podwójna dawka, to jeszcze te inne dziwne wypadki. A przecież nie chodzili do liceum blake holsey.
Dla Mai było zdecydowanie za dużo tego wszystkiego. Za dużo się działo na raz i za szybko to wszystko. Z drugiej strony może to lepiej, jeśli umysł nie zarejestrował wszystkiego. Łatwiej będzie o tym wszystkim zapomnieć.
Póki co, Maja musiała się jednak skupić na chwili obecnej.
- Panowie ratownicy! Tam chłopiec zranił się nożem! - powiedziała głośno, wskazując przy tym odpowiedni kierunek.
Osobiście uważała, że jeden z ratowników powinien wziąć jakieś zaopatrzenie i zająć się chłopcem, bo w cokolwiek wraz z tą dziewczynką się bawili, nie było to bezpieczne. Drugi ratownik powinien zabrać ich do ośrodka, a potem tu wrócić. W ten sposób każdy dostanie opiekę medyczną, której potrzebuje, no i butle z tlenem nie zostaną pozostawione same sobie.
Gotowa była przedstawić ratownikom swoje zdanie, gdyby nie mieli lepszego pomysłu.
Osobiście, w tym zamieszaniu nie zwróciła uwagi, na to gdzie podziała się reszta uczniów, ale ona sama miała zamiar zostać z Panią Anią. Jak na belfra była bardzo w porządku, a wyglądało na to, że Maja została jako ostatnia.
 
Mekow jest offline  
Stary 17-01-2021, 17:33   #99
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację

Maja, Marta Wiśniak, pani Ania

Ratownicy słuchali się Mai, jak gdyby miała autorytet większy od nawet najbardziej szanowanego dyspozytora. Jeden z nich od razu wyskoczył w stronę nieznajomego chłopaka i małej dziewczynki.
- Jesteś dobrą dziewczyną, Maju - powiedziała pani Ania, nieznacznie otwierając oczy. - Cieszę się, że jesteś przy mnie - mruknęła.
Znów zamknęła oczy. Starła strużkę potu spływającą po skroni i przynajmniej chwilowo była to ostatnia rzecz jaką zrobiła. Na zmianę odzyskiwała i traciła przytomność. Choć ciężko było stwierdzić, czy naprawdę opuszczała ją świadomość, czy też może po prostu bardzo słabła.

Krawiec podeszła do drugiego ratownika i rozmawiała z nim. Mieli odjechać do ośrodka Słowianie. Trwało to kilka minut, bo mężczyzna nagle uzmysłowił sobie, że to nie jest taksówka. I nie może tak sobie po prostu jeździć karetką, bo może być potrzebna w przypadku kolejnych medycznych stanów podwyższonej gotowości. Krawiec jednak posiadała pewną charyzmę, którą ciężko było nie mieć... mając tylu chłopaków jednocześnie. Mężczyzna wreszcie uległ.
- No dobra - westchnął. - Jedziemy. Ale nawet nie wiem, co tu się dzieje. I będę musiał się na pewno z tego tłumaczyć. Choć nie mam pojęcia, co takiego powiem - pokręcił głową.

Kiedy Maja odwróciła się... ujrzała dwie zaskakujące rzeczy.
Po pierwsze, Marta Wiśniak zniknęła. Rozpłynęła się w powietrzu w momencie, kiedy Krawiec rozmawiała z kierowcą.
Po drugie... na jej miejscu pojawiła się dziewczynka. Ładna, uśmiechnięta. Miała na sobie białą koszulkę, a na włosach widniała niebieska chustka. Uśmiechała się rozkosznie. Maja prędko ją rozpoznała. To było to dziecko, które jeszcze przed chwilą tańczyło wokół podejrzanego chłopaka.


- Mam króliczka - powiedziała dziewczynka. - Chciała byś go pogłaskać, Maju? - zapytała. - Mam na imię Dobrawa. A to jest Gniewko. Gniewko, poznaj Maję. Maju, poznaj Gniewka. To dobry króliczek. Nigdy nie sprawia kłopotów. Pogłaskaj go - uśmiechnęła się szerzej.

Karetka wystartowała z piskiem opon, mknąć prosto w stronę Ośrodka Słowianie.


Ratsław, Marta Wiśniak

- Mateusz - załkała Marta Wiśniak. - Czemu? Tylko... tylko nie ty...

Karetka wnet opuściła teren wokół plebanii. W ostatniej chwili wyskoczyła z niej dziewczyna. Słaniała się na ugiętych nogach, ale w jej oczach tkwiła dziwna determinacja. Jej blond włosy powiewały na wietrze, smagając ją w policzki. Po części wydawała się duchem, a po części prawdziwą osobą. Jej usta były lekko rozwarte, jakby w walce o każdy kolejny oddech.

Robiła powolne, pokraczne kroki do przodu. W kierunku kościoła. W kierunku plebanii.
- Ave Maria - szepnęła. - Gratia plena.
Ratsław zerknął na nią. Z jego oczu ciekły łzy. Zabili kolejną babcię. Chciał się zemścić. Dlaczego więc krwiste ślady wokół niego nagle wypłowiały? Na chwilę zajarzyły się jasnym światłem, po czym zniknęły. Poczuł, jak opuszczała go moc, którą od pewnego czasu przyzywał. Jego krew nie była już taka gęsta. Trzygłów zdawał się znacznie dalej, niż jeszcze przed chwilą.
- Dominus tecum - kontynuowała Marta. Podniosła dłoń, jakby chcąc dotknąć jego głowy.
Ratsław jednak wstał i odskoczył.
- To jeszcze nie koniec - szepnął. - Jesteście na naszym terytorium. Być może przegrywamy. Ale bez obaw. To my się zaśmiejemy ostatni. Bo to nasza ziemia. Z dawien dawna. Z dziada pradziada. Z babki prababki.

Oczy Wiśniak zaświeciły się krótko złotym blaskiem. Zdawała się zahipnotyzowana, choć przez co dokładnie? Ciężko było stwierdzić.
- Benedicta tu in mulieribus - zaśpiewała niewzruszenie, a Ratsław wygiął się, jakby dostał w twarz.
Coś zaczęło syczeć. Zaczął uciekać.

- To jeszcze nie koniec! - wrzasnął, aż zniknął pośród cieni.

Marta Wiśniak spojrzała w bok na ratownika, który wyskoczył przed nią. Kałuża moczu wokół jego butów powiększała się.
- Argh... - dziewczyna jęknęła, po czym ruszyła w stronę plebanii.


Łukasz, Adam, Olga, Piotr, Feliks, Marta Wiśniak

- Co chrześcijańskiego, jest w czerpaniu energii z cudzej śmierci? - w międzyczasie krzyknął Adam.
- Idioto, całe chrześcijaństwo jest zbudowane na śmierci Chrystusa! - odkrzyknął proboszcz. - Na jego ofierze. Otwórz oczy! Szatan nie byłby w stanie wejść na teren kościelny!
Adam dalej krzyczał.
- Czemu nie mówi o mocy Trójcy Świętej?!
- A Trzygłów to nie jest jej metafora? - proboszcz zdawał się chyba faktycznie zdziwiony.
Potem Wakfield rozkręcił się jeszcze bardziej, jeśli do tej pory nie był już mocno uaktywniony. Proboszcz chyba stracił chęć kłótni w momencie, kiedy padło głośne wyznanie miłości względem Feliksa. To go ostatecznie zdziwiło. Trzebińskiego chyba też, bo tylko pokiwał głową.

Wyszeniega miała serdecznie dość. Przysłuchiwała się tym wszystkim słowom. Nie reagowała tylko dlatego, bo gromadziła moc. Z każdą kolejną sekundą Piotr tracił więcej krwi. Aż w końcu umarł. I na ten moment Wyszeniega czekała. Poczuła, jak owionęła ją silna, pierwotna moc. Rozpoczęła ostateczny, wysoki zaśpiew.

- O nie - szepnęła Marta Perenc. - Babuszka się zdenerwowała.
Nawet nie zauważyła, że ziemniak wypadł jej z dłoni. To o czymś znaczyło.
- Przykro mi, że nie byłam w stanie was uratować - skłoniła głowę w stronę kolegów z klasy. Następnie zaczęła uciekać. Jak na tak otyłą dziewczynę potrafiła biegać całkiem szybko, kiedy chciała.

Wyszeniega podniosła dłonie i wnet wszyscy w pomieszczeniu zawiśli w powietrzu. Tu już nie było czasu na wrzaski. Powietrze uciekało z płuc zebranych. Nawet proboszcza. Wiedźma nie rozróżniała już przyjaciół od wrogów. Wszyscy zlewali się w jedną, nieokreśloną masę ludzi, których musiała zabić. Spojrzała w prawo na zwłoki Niedomiry. Potem w lewo na truchło Dziadumiły. Jeszcze obie były ciepłe. Dekady wspólnego życia w Rowach mignęły Wyszeniedze przed oczami. Wszystkie dobre i złe chwile. Wszystkie kłótnie i radosne zaśpiewy. W obliczu śmierci to wszystko znikało.

Pozostawał jedynie ból.
- Koniec - szepnęła Wyszeniega.

Łukasz, Feliks, Olga, Adam i proboszcz poczuli, jak życie wycieka z ich ciała. Niebieska energia opuszczała ich usta i wsiąkała w lewitujące laleczki.
To był koniec.
Ostateczny koniec.

O quam sancta
Quam serena
Quam benigma
Quam amoena
O castitatis lilium


[media]http://www.youtube.com/watch?v=MPVq30bPq6I&t[/media]

Nagle wszystko zajaśniało. Wpierw zdawało się, że to jakaś kolejna sztuczka Wyszeniegi. Ściany pokryły się złotem. Białe pióra znikąd zaczęły prószyć po pomieszczeniu. Kiedy tylko stykały się z jakąkolwiek powierzchnią, momentalnie topniały. Niczym roztopione płatki śniegu. Zebrani jednak zrozumieli, że nie mieli do czynienia ze słowiańską magią w momencie, gdy zaczęli śpiewać aniołowie. Ich wysokie, piękne głosy harmonizowały w niewiarygodnym unisono. Niewidzialny chór otulił ich zewsząd, a pojedyncze duchy zaczęły tańczyć pomiędzy lewitującą piątką.

Wyciekały z Niebiańskiej Bramy, która właśnie pojawiła się w pomieszczeniu.

Marta Wiśniak ociekała złotem. Każdy centymetr jej skóry jaśniał i skrzył się bardziej od jakiegokolwiek brokatu. Przynosiła z sobą spokój oraz anielską harmonię. Jedynie jej oczy płonęły jasno. Niczym krzewy gorejące na Synaju.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=6CnQDDT2ryc[/media]

Cała rzeczywistość wokoło zaczęła się wypaczać, kiedy w Martę wstąpił prawdziwy Serafim.
Podniósł do góry dłonie i strugi bieli oraz złota zalały pomieszczenie. Wnet cała plebanią rozbłysła. To nie było grzeczne chrześcijaństwo rozwodnione po dwóch tysiącach lat złych przekazów. Tak wyglądało to najbardziej pierwotne. I Marta najwyraźniej była jego pełną wykładnią.

I zrzucony został ogromny smok, wąż starodawny, zwany diabłem i szatanem, który zwodzi cały świat; zrzucony został na ziemię, zrzuceni też zostali z nim jego aniołowie.

Nagle zebrani opadli na ziemię, a niebieska, życiowa energia wniknęła z powrotem w ich płuca.

I zdumiewali się wszyscy, tak iż pytali się nawzajem: Co to jest? Nowa nauka głoszona z mocą! Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są mu posłuszne.

Wyszeniega zaczęła się krztusić. Z jej kieszeni wypadły wszelkie laleczki, kamyki, strzępki sznurków oraz słomy. Zaczęły palić się w świetle Serafima. Sama wiedźma załkała i wygięła się w bólu. Krzyknęła głośno w cierpieniu, kiedy kolejne niebiańskie duchy zaczęły z niej wyciekać.

Gdyż bój toczymy nie z krwią i z ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich.

Wyszeniega spaliła się. Jak gdyby była po prostu węgielkiem. Cała szczerniała. Wnet niebiańskie światło stało się tak oślepiające, że wszyscy zebrani w środku ludzie musieli zasłonić oczy, aby nie oślepnąć. Wnet skulili się w pozycji embrionalnej, chroniąc głowę w głębi swoich ciał. To nie było radosne chrześcijaństwo z komunijnych obrazków dla dzieci. To prawdziwe zdawało się równie przerażające, co nawet najbardziej wyuzdany Satanizm. Czysta, bezkresna moc płynęła z Serafima.

Nie będziesz bezcześciła Świątyni Boga.


Puch białych piór otulił ciało Marty.
Wydobył się z jej pleców i ruszył do przodu w stronę całej obcej, pogańskiej energii. Rozpraszając ją. Jak gdyby była niczym. W starciu nie obie siły nie miały najmniejszych szans. Może gdyby Trzygłów pojawił się tu we własnej postaci. Ale zamiast niego pozostawała jedynie jego umierająca kapłanka, Wyszeniega.

Wnet wszystko zgasło.

Nagle i niespodziewanie. Zrobiło się cicho. Nocne niebo zaglądało do pomieszczenia. Cała plebania była zmieciona jak po wybuchu wojny. Jedynie ten jeden pokój pozostał, a nawet i on nie miał sufitu. Wyszeniega zmieniła się w czarny węgiel. Podobnie jak... Marta Wiśniak. Nikt nie mógł być naczyniem dla tak potężnej mocy i przetrwać. Łukasz, Adam, Feliks, Olga i proboszcz zaczęli wymiotować. Również wszystkie nieczystości opuściły ich ciało - zarówno w postaci moczu, jak i biegunki. Ale i tak byli cholernie szczęśliwi, że przeżyli.
I nie oślepli. Ani nie zginęli.
Nie zamienili się w węgiel.


Ratsław

Chłopak biegł, uciekając z plebanii. Wnet potknął się i uderzył boleśnie w chodnik lewym bokiem.
- Wyszeniega... nie - jęknął. - Babciu...
Z jego oczu ciekły łzy tak gęste, że aż zaczęły krystalizować się w czarną substancję przypominającą karmel.
- Wszystkie trzy nie żyją... - szepnął. - Zostałem tylko ja. Ja i Dobrawa. Trzygłowie, nie opuść nas. Jesteśmy tylko my. Zaklinam cię! Nie opuść nas w godzinę próby!

Ratsław zaczął turlać się po chodniku. Bolało go po prostu... wszystko. Miał ochotę przedrzeć tętnice swoimi ostrymi paznokciami. Już nic nie zostało. Zero ratunku. Zero nadziei.

Ale wtem Trzygłów do niego przemówił.

A potem Ratsław już tylko się śmiał.


Julia, Jacek, Berenika

Should I stay or should I go now?
If I go, there will be trouble
And if I stay it will be double.
So come on and let me know.


[media]http://www.youtube.com/watch?v=BN1WwnEDWAM[/media]

Całej trójce udało się uciec. Wybiegli na zewnątrz z budynku. Ortysza chwilowo nie stanowiła zagrożenia. Może to był jej błąd, że wniknęła w ciało Agaty. Musiała mieć jakiś ku temu powód. Ale osłabiło ją to przynajmniej w ten sposób, że nie mogła przenikać przez ściany. Ani zignorować krzesła podstawionego przez Julię. Wybieg z filmów sensacyjnych okazał idealnie przydatny. Wnet znaleźli się na świeżym powietrzu.

Niebo było czarne, a gwiazdy wirowały na nieboskłonie wraz z księżycem. Cała trójka mogła przysiąc, że ciała niebieskie spoglądały w ich stronę. Zdawały się zainteresowane wydarzeniami mającymi miejsce w Rowach. Ciężko je było o to winić. Jacek przez chwilę walczył z hipnotyzującym spojrzeniem gwiazd, po czym ujrzał pniak z kantorkiem. Cała sterta drewien tkwiła poskładana w rogu. Ale co ważniejsze, znajdowała się ta również siekiera. Była wbita w drewno. Gołąbek chwycił ją niczym rycerz z legend arturiańskich. Udało mu się pozyskać tego Excalibura.

Cała trójka nawet nie miała pojęcia, że tuż za ścianą Amanda, Alan i pewna Satanistka przeżywają swoje własne, prywatne dramaty.
Po prostu pobiegli dalej.

Zgodnie z planem dotarli do domku. Wydawało się to wręcz... dziwne... że wszystko szło im aż tak łatwo. Biegli w stronę swoich kwater, kiedy wnet przetoczyła się dziwna fala. Prawie jakby miało miejsce trzęsienie ziemie. Zerknęli w dal - wszyscy w tym samym kierunku - i nagle zmrużyli oczy. Gdzieś na horyzoncie miał miejsce wyjątkowo intensywny rozbłysk jasnego światła. Żadne reflektory nie mogłyby go wydobyć.

Bez wątpienia w Rowach coś się działo.
Co dokładnie? Najpewniej lepiej było nie wiedzieć.

Plan Bereniki zakładał ucieczkę do lasu, jak najdalej od morza, które było pod władaniem Ortyszy. Wnet cała trójka dotarła do furtki prowadzącej na wschód. Właśnie od tego kierunku Elżbieta Halmann tak bardzo chciała ich odgrodzić. Ale właśnie tutaj się znaleźli. Kłódka blokowała zamek, ale Jacek mógł ją odstrzelić siekierą. Był niezwykle silny i czuł, że naprawdę jest w stanie to uczynić. Być może jako jedyna osoba w obozie.

Ciemny las wydawał się dość niepokojący. Drzewa poruszały się lekko zgodnie z zachciankami wiatru. Ciężko było stwierdzić, co kryło się w gęstwinie. Jednak bez wątpienia pośród tego wszystkiego wyraźny był głos.
- Słodki Jezu! - to musiał być wrzask pani Bernadetty. - Pomóżcie! Jeśli ktoś słyszy... pomóżcie!
Olbrzymki nikt nie widział od czasu kraksy autobusu.

Tymczasem z jednego domku wynurzyli się pan Piotr i pan Sylwester.
- O, tu jesteście! - krzyknął ten pierwszy. - Teraz pójdziemy do punktu medycznego. Wpierw poszliśmy po naszą własną apteczkę.
- W grupie raźniej! - wrzasnął Sylwester.
Belfrowie czekali, aż uczniowie do nich dołączą.

Tymczasem echo okropnego, kobiecego wrzasku niosło się lasem. I chyba nie docierało w pełni do pozostałych nauczycieli.
- Ratujcie! - Dąb-Słonicka wrzeszczała przeciągle.


Alan, Amanda, Wiesław, Aaliyah

And you know.
Once I start I cannot stop myself

I need your discipline


[media]http://www.youtube.com/watch?v=4R_I2G_mWsc[/media]

Katia wyciągnęła z szafki drewnianą planszę, po czym znalazła również kilka kred oraz świeczek.
- Wszystko będzie w porządku - powiedziała tonem kogoś, kto totalnie chciał w pierwszej chwili uspokoić samą siebie.
Podłożyła drewno pod kończynę Alana. Tam, gdzie znajdowało się złamanie. Następnie chwyciła kredę zaczęła kreślić linie. Tutaj okręgi. Tam pentagramy.
- Patrz, co robię - rzuciła w stronę Amandy. - Musisz się uczyć. Chyba śnisz, jeśli sądzisz, że przeżyjesz to wszystko, pozostając słodką, ładną pizdą. W naszym świecie liczy się tylko siła. Ta dużo bardziej potężna od zwykłej, fizycznej. Obserwuj. Pokazuję to tylko dlatego, bo sama potrzebuję sprzymierzeńców. Jestem zajebista, ale jestem tylko jedna.

Następnie Katia położyła kilka kolorowych świeczek i je zaświeciła zapalniczką, którą zwykle zapalała papierosy. Następnie znów zerknęła na Amandę.
- W tym świecie nie ma dobra i zła - powiedziała. - Żadna z mocy nie jest w gruncie rzeczy dobra lub zła. Są jedynie pokłóceni ludzie. Próbuję naprawić szkodę wyrządzoną przez Trzygłowa. Czy to znaczy od razu, że Szatan jest dobry, a słowiańscy bogowie źli? - zapytała. - Nie. To znaczy tylko tyle, że wszyscy musimy zrobić cokolwiek w naszej mocy, aby przeżyć.

Dłonie Ceyn rozświetliły się. Położyła je na ranie Alana. Ten wnet poczuł się śpiący i zasnął.


W tym samym czasie Wiesław i Aaliyah pojawili się przy budynku administracyjnym. Dziewczyna ciężko oddychała.
- Wiesiek... nie podoba mi się to - mruknęła. - Czujesz to, co ja? Wszystko wokół tętni energią. Często widzę duchy. I mam wrażenie, że to jest coś dużo bardziej intensywnego. Boję się. A z drugiej strony... czuję złość. Ta złość rozpala mnie. Babka wstydziłaby się, spoglądając na mnie w tej chwili. Uczyła mnie rzeczy, o których miałam nigdy nie mówić. Ale Allah potrafi się bronić przed złem. A ja mam go w swoim sercu.

Odetchnęła głęboko.
- Czujesz to samo, co ja? - szepnęła.

Wiesław rozejrzał się. Widział dwie bardzo wyraźnie zarysowane sceny, którymi mógł się zająć. I na które mógł przekierować uwagę Al-Hosam.

Adrian znajdował się za zachodnią ścianą budynku administracyjnego. Wyglądał okropnie. Spoglądał w górę. Na pierwsze piętro, w którym tkwiła wielka wyrwa. Jak gdyby jakaś wielka bomba w nim wybuchła, a nikt tego nawet nie zauważył. Właśnie tam stała dziewczyna.


Nagle zeskoczyła w dół. To było kilka solidnych metrów, ale zdawało się, że nie stanowiły dla niej żadnej przeszkody. Stanęła tuż nad Adrianem. Zdawało się jasne, że to ona doprowadziła do wybuchu na piętrze. I że nie za bardzo lubiła Fujinawę... co chyba było niedopowiedzeniem. Chciała go wykończyć.

Ale po drugiej stronie znajdowało się kolejne zagrożenie.
Drzwi do kantorka stały otworem. W środku znajdował się nieprzytomny Alan. Pochylała się nad nim druga prześliczna dziewczyna, która bardzo przypomina tę, która chciała zabić Adriana. Jej dłonie lśniły, kiedy pochylała się nad jego ciałem. Wszystko wskazywało na to, że i ona pragnęła go zabić. Amanda stała w tle. Cała blada i przestraszona. Wiesław ujrzał również zwłoki Mateusza, które leżały bezwładnie na podłodze. Bez wątpienia niepokojąca dziewczyna zabiła Wiśniaka i teraz pragnęła pozbawić tchnienia również Wiadernego.

Końcówki włosów Aaliji zaczęły tańczyć na powietrzu. Jej oczy pokryły się czernią.
- Nie mogę na to pozwolić - szepnęła. - Allah na to nigdy nie pozwoli.
Nie była tylko pewna, czy ruszyć w stronę Alana, czy Adriana. Zdawało się, że potrzebowała dorady.

A w pobliżu był tylko Wiesław.


Alan

Alan spadał. Coraz szybciej i szybciej. Spoglądał w lśniące oko Katii. Kompletnie hipnotyzowało, sprowadzało go w stronę zupełnie innych wymiarów. Poczuł, jak dziwna siła wydziera jego duszę z ciała. Wiaderny znalazł się w dziwnym tunelu. Mknął w nim bez końca. Gdzie znajdzie się docelowo? Nie miał pojęcia. I to go przerażało.

W pewnym momencie mrugnął... i odkrył, że znalazł się w miejscu docelowym. Tonęło we wszystkich kolorach oka Katii. Czeriwń, róż, fiolet, błękit, zieleń... te wszystkie barwy owijały Wiadernego. Czuł się w samym ich środku.


Wnet spostrzegł niewyraźną postać. Nie był w stanie zogniskować na niej wzroku. Zdawała się zbyt potężna. Wysokie, skręcone, koźle rogi zdobiły jego czoło. Racice zamiast kończyn dolnych chyba były już gotowe do skoku. Twarz była zarazem najprzystojniejsza i najpiękniejsza na świecie. Alan czuł, że mógł się w niej zakochać każdy człowiek. Bez względu na płeć i orientację.

Ave Satanas

Istota wstała w tym przedziwnym Pandemonium.
Ruszyła w stronę Wiadernego.

Jesteś dobrym, słodkim dzieckiem. Całe swoje życie czekałeś na ten właśnie moment. Moja córka, Katia, zaprowadziła cię w macierz mroku. Bo to twoje miejsce. Przyjmij mnie, synu. Przyjmij, a postaram się, abyś tego nie żałował.

Szatan uśmiechnął się do niego. Alan wciąż nie był w stanie wprost na niego spoglądać. To była istota o nieskończonej nocy. Czuł się przy nim malutki i nic nieznaczący. To, że w ogóle diabeł spoglądał w jego stronę zdawało się największym w świecie odznaczeniem.

Amanda była słaba. Nie była w stanie przyjąć pomocy Katii, żeby chronić siebie i wszystkich ludzi, których kocha. Ale ty jesteś kimś innym, Alanie. Możesz być moim czempionem. Tylko chwyć moją rękę. Podpiszmy umowę w naszej krwi. A wreszcie dowiesz się, dlaczego się urodziłeś. Dla mnie. Dla siebie. Dla nas. Dla tej chwili.

Szatan pogłaskał go po policzku i to było słodsze od pocałunku tysiąca dziewic.

Bądź przy mnie, ukochany. Ave Satanas, Alanie.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 17-01-2021 o 17:36.
Ombrose jest offline  
Stary 21-01-2021, 15:26   #100
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Jacek, Julia i Nika pod płotem cz. 1

Jacek poczuł wyraźną ulgę, kiedy udało im się zgubić pościg. Był moment, kiedy serce podchodziło mu do gardła i obawiał się, że już po nich. Cokolwiek uwolniło się z ciała Halmannowej, było diabelnie niebezpieczne. Jeszcze nigdy powiew świeżego powietrza nie smakował tak dobrze.
Nie mogli tracić jednak czasu i biegli dalej. Dziewczyny chciały zajrzeć do domków, a Jacek uważał, że nie zawadzi. W torbie zostawił apteczkę, która dzisiejszej nocy mogła komuś się przydać - być może nawet jemu samemu! Był bardzo zadowolony ze zdobycznej siekiery. Może i nieporęczna broń, ale z solidną siłą rażenia. Nawet jeśli obuch osadzony na trzonku zapewniał tylko iluzję bezpieczeństwa przy szalejącej magii, to jednak podnosił pewność siebie Gołąbka. A tego chyba wszyscy potrzebowali dzisiejszej nocy. Kiedy pospiesznie upychał apteczkę w pasie prawilności, zerknął na okładkę leżącego w torbie “Ostatniego Życzenia”. Wyglądało na to, że nie będzie miał czasu na czytanie o przygodach Geralta z Rivii podczas pobytu w ośrodku. Przyznał jednak w duchu, że w Rowach przydałby się wiedźmin...
Jąkała zawahał się, kiedy znaleźli się przed zamkniętą bramą do lasu. Czuł, że spokojnie da radę rozwalić kłódkę… Ale nie wiedział czy chce to zrobić. Plan Bereniki nie do końca mu się spodobał. Halmann wyraźnie ostrzegała ich przed tym miejscem i ktoś postarał się o zabezpieczenie przejścia. Wątpił, aby powodem był niedźwiedzie, ale nadal nie podobała mu się ta sprawa. Cokolwiek wydostało się w auli, dyrektorka ośrodka starała się to powstrzymać. Umierający Ceyn chyba również nie chciał ich zguby. Być może warto było ich posłuchać?
- Sły… Słyszycie? - szepnął Jacek, kiedy do jego uszu dotarło wołanie Dąb-Słonickiej. Jeśli ktoś pokroju Bernatki wołał rozpaczliwie o pomoc, to było co najmniej fatalnie. W tym momencie wyłonili się ich nauczyciele. Gołąbek oparł siekierę o bark i nie ruszył się na krok. Nie ufał im. Porzucili ich wcześniej w najgorszym momencie. Jacek nie miał najmniejszego zamiaru do nich dołączać. Wahał się jednak co zrobić w sprawie Dąb-Słonickiej…

- Na nikh gadila sobaka! - Ulyanova warknęła krótko, nieprzychylnym wzrokiem spoglądając na dwójkę nauczycieli. Może dlatego słowa Jacka dotarły do niej dopiero po chwili. Pokiwała mu głową na znak, że też słyszy i odruchowo stanęła bliżej, jakby szukając choćby symbolicznej ochrony w cieniu większej, masywniejszej i do tego uzbrojonej sylwetki. Poprawiła przewieszoną przez pierś torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami, a wzrok jej uciekł ku leśnej ciemności. Dobrze, że się przebrała… w spodniach i kurtce czuła się może nie pewniej, ale z pewnością mniej bezbronna niż w samej sukience.
- Srał ich pies, zostawili nas tam. Pozwolili Bas… Bastionowi umrzeć - głos jej się załamał, potrzebowała paru oddechów żeby się uspokoić. Tylko zaciśnięte w pięści dłonie wciąż drżały. - My dalej uciekają? Ale… może my pójdziemy do drogi? Jak coś tam Słonicę dopadło to co my poradzimy? - popatrzyła niepewnie na towarzyszy, choć na Szumną krócej i lękliwie, pociągając nosem.

- Słyszymy - sucha odpowiedź Szumnej dobiegła trochę niewyraźna, zaraz też dołączył do niej metaliczny klik odpalanej zapalniczki. Blondynka zaciągnęła się porządnie, wstrzymując dym w płucach z wyraźną przyjemnością. Ostatni papieros skazańca…
Dało się odnieść wrażenie, że gdy Bóg rozdawał szczęście, ona nic nie dostała - zamiast tego otrzymała całą stertę czyjegoś pecha i to z kosmiczną nawiązką. Przy zbieraniu maneli próbowała zagadać do Rosjanki, lecz nawet nie miała pojęcia co powiedzieć. Że jej przykro? Może trochę. Że żałuje? Nie do końca… to był wypadek, cholerny, skurwiały wypadek. Pech nie spał. Nigdy nie śpi. Pech cierpi na bezsenność oraz pracoholizm. Czekał tylko na odpowiedni moment, by wkroczyć do akcji. Czekał cierpliwie i w pełnej gotowości, aby uderzyć wtedy kiedy najmniej się go otoczenie spodziewa.
- W Rowach też mają przejebane - dodała cicho, wciąż stojąc zwrócona twarzą w kierunku miasta. Biały błysk nie był naturalny, tak samo jak duchy topielic, rzyganie wodorostami i cała reszta nadprzyrodzonego gówna.
- Dobrze że wrzeszczy - dodała, wypuszczając dym do góry. - Jeżeli coś tam jest hałasy to zwabią, jeżeli to pułapka wróg czai się przy źródle hałasu. Odbijemy w bok, przy płocie, w przeciwną do Słonickiej. Halmannowie po coś nas tu ściagnęli, jeżeli zamknęli bramę jest szansa że nie celem zabezpieczenia nas, ale abyśmy nie węszyli gdzie nie trzeba - zarzuciła kaptur na głowę - Tamta dwójka starych chujów się przyda. Niech sprawdzą co się tam dzieje. Trzy worki mięsa lepiej odwrócą uwagę.

Jacek rzucił Berenice podejrzliwe spojrzenie. Nie przepadał za Dąb-Słonicką, a pozostali nauczyciele go zawiedli. Nie podobało mu się jednak to, jak łatwo szafuje życiem innych i z jaką łatwością poświęca ludzi. Niczym pionki w szachach. Podejrzewał, że jego poświęciłaby tak samo, bez mrugnięcia okiem.
- To mo… mo… może być pu… pu… pu...łapka - wyjąkał Gołąbek. - Le… le… lepiej iść wzdłuż pło… pło… płota na po… po.. południe. Jeśli coś nam za… za… zagrozi to może...my prze… prze… przeskoczyć na drugą stro… stronę.
Chłopak spojrzał w kierunku lasu z niepokojem. Ewidentnie bił się z myślami. Wahał się czy iść pomóc wuefistce czy po prostu pilnować swojego tyłka oraz dziewczyn z klasy…

Pozornie nic się nie działo. Przynajmniej w tej chwili. A jednak cała trójka czuła upływające sekundy. Jak gdyby gdzieś w podświadomości włączyły im się stopery. Rytmicznie odmierzały kolejne odłamki czasu. A może to nie był stoper tylko timer? Jeśli tak, to co kryło się na końcu odliczania? Chyba nikt chciał się przekonać.
- Otrzymałem SMSa od pani Ani! - krzyknął pan Piotr. - Był karambol, ale już jedzie z Mają do ośrodka. Ale reszta uczniów się zgubiła…!
- Czy wiecie może, gdzie mogli pójść?! - wrzasnął pan Sylwester, po czym zaniósł się kaszlem. Zdawało się, że chorował nie tylko na dławicę, ale również na POCHP. - Zadzwoniliśmy na policję, żeby zaczęli ich szukać! - krzyknął.
- Ania mówiła, że zatrzymali się w okolicy kościoła! - dodał Turlecki. - To znaczy pani Ania…

Bez wątpienia belfrowie uparli się, żeby prowadzić rozmowy z Jackiem, Julią i Beroniką na temat sytuacji w Rowach. Zbliżali się do nich powoli, ale nieubłaganie.
- I pomyśleć, że tyle tragedii ma miejsce w ten przeklęty dzień, a ludzie i tak puszczają fajerwerki! - Turlecki pokręcił głową i westchnął ciężko.
Bez wątpienia on również widział w oddali rozbłysk światła. I zinterpretował go tak źle, jak tylko mógł. Co na tym etapie chyba nikogo nie dziwiło.

Tymczasem w lesie rozległ się głośny szelest. Wnet gałęzie jednego z drzew poruszyły się nagle i pojedyncza sowa wyfrunęła spomiędzy gęstwiny. Wzleciała nad trójką uczniów. Niczym omen. Choć czego mogła być znakiem? Na pewno nie mądrości nauczycieli. Może tego, iż niedaleko kryło się prawdziwe zagrożenie.

A nocni drapieżnicy zaczęli wychodzić na żer.

Pytanie brzmiało… który teren łowiecki zdawał się bardziej niebezpieczny? Obóz czy las? Gdzie mieli większe szanse przeżycia? Leśny, ciemnozielony masyw napierał na nich z jednej strony niczym młot. A dużo bardziej uporządkowane drewniane domki i równiutka murawa obozu przypominały kowadło.

A Jacek, Julia i Berenika znaleźli się pośrodku.
Musieli wybierać. W razie różnicy zdań zawsze też mogli się rozdzielić…
 
Bardiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172