- Pani Yaraldiel - powiedziała Eiliandis lekko uśmiechając się, gdy wśród przybyłych do królewskiej siedziby zobaczyła znajomą twarz elfki. - Miło Cię znów widzieć.
Elfka odwzajemniła uśmiech, spoglądając łagodnie na znaną jej parę.
- Witajcie, przyjaciele - odparła Yaraldiel. - Was również miło widzieć całych i w zdrowiu. Szkoda tylko, że nie w tak licznym gronie, w jakim przyszło nam wcześniej podróżować.
- Witaj bystrooka wypatrywaczko - zaskoczony widokiem niedawnej towarzyszki Rogacz musiał przyznać, że elfka równie sprawnie i niepostrzeżenie porusza się w dziczy jak i po królewskim domu. - Udało ci się odnaleźć Donośnego?
Yaraldiel skinęła głową.
- Bardzo rad był z otrzymanych kosztowności i prosił, by przekazać serdeczne pozdrowienia, jeśli tylko nasze ścieżki ponownie się skrzyżują. Czy wasza podróż do Doliny Czarodzieja była równie owocna? I czy macie jakieś wieści od pozostałej dwójki?
Rogacz zmarszczył brwi i uśmiechnął się wilczo na to pytanie.
- Duch gór okazał się nam życzliwy. - odparł - A losu Halli i Rhunego nie znamy.
Yaraldiel jakby trochę posmutniała, chociaż ciężko było to wykryć na jej niemalże posągowej twarzy. Zdradzało to jednak spojrzenie jej oczu.
- Cieszy me serce, że przynajmniej was udało mi się spotkać. Żywię ogromną nadzieję, że jeszcze usłyszymy dobre nowiny o Halli Sikorce oraz synu Rhudela. - Oczy elfki znowu pojaśniały, a usta wygięły się w delikatnym łuku.
- Z pewnością - wiara jaką była zawarta w tym stworzeniu była również widoczna na twarzy Gondoryjki. - Cóż cię sprowadza, pani Yaraldiel, ponownie do Rohanu?
- Sprawa prosta, acz wysokiej wagi. Złożyłam obietnicę Imharowi Donośnemu, że przekażę królowi wyrazy wdzięczności. I tak chciałam jeszcze zawitać w te rejony, zanim powrócę do Złotego Lasu. Pisane więc nam było ponowne spotkanie.
- To bardzo szlachetne z twej strony. I wtedy przy podziale łupów, choć to tak grubiańsko brzmi, łupy. I teraz gdy niejako za ambasadora robisz pani - w wypowiedzi uzdrowicielki nie było ani krzty drwiny, a raczej czysty podziw i uznanie.
- Słowo wdzięczności od Donośnego - zaśmiał się bynajmniej złośliwie Cadoc wznosząc głowę ku górze gdzie wśród sklepienia wielkiej sali buszowały jaskółki - Imhar to znaczny człowiek. Klany go poważają. Jego wdzięczność to nielada podarek jaki niesiesz królowi, wypatrywaczko. I radym żeś o tym pomyślała gdy ja zapomniałem zaprzątnięty inszą sprawą. Śmierć koniożernej bestii niesie za sobą iście niespodziewane posłania… - zastrzygł nagle uchem dosłyszawszy nieopodal wzmiankę swojego i obu pań imion. Obok gdzie stał młodzian z karczmy Cepy i pieśniarka znad strumienia.
- A na smutną, zali biesiadną nutę? - zapytał gdy dziewczyna wspomniała o balladzie.