Wątek: Lost Station
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2021, 13:28   #132
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 26 - Dzień 18 10:30

Czas: Dzień 18; 10:30
Miejsce: “Aurora”; hangar; dropship
Skład: Tony, Alice, Ryan, Chris


- To chyba by było. - Chris w swoim kombinezonie roboczym symbolicznie otrzepała dłonie na znak, że koniec roboty. Stała kawałek od zmodyfikowanego dropshipa przy jakim pracowali od wczoraj. Latadeło zmieniło kolor na biały bo takiego koloru była osłona ablacyjna. No i nawet na pierwszy rzut oka widać było, że ktoś tu ręcznie modyfikował kadłub i nie jest to model fabryczny. Ale był. I wydawało się, że jest tak dobry jak może być.

Wczoraj podzielili się robotą. Skoro także Tony i Ryan zgłosili się do pomocy to Chris zaproponowała by Alice jako najbardziej techniczna z całej czwórki zajęła się cięciem i dobieraniem osłony ablacyjnej pod dany fragment poszycia. Tony został jej pomocnymi rękami tak samo jak Ryan dla Chris. Ta druga dwójka zajęła się wymianą owiewek. Trzeba było wymontować te dwie przestrzelone, wziąć a raczej przywieźć wózkiem z magazynu dwie nowe, zamontować, uszczelnić, sprawdzić. Chris przywiązywała do tego dużą wagę bo w końcu chodziło między innymi o zachowanie hermetyczności kabiny pilotów albo ochronę przed wysoką temperaturą przy wchodzeniu w jakąś atmosferę. Wymiana tej owiewki zajęła im czas do wczorajszej kolacji. Do tego czasu Alice i Tony pocięli i zamontowali osłony na jakieś pół kadłuba latadełka nim się skończył dzień roboczy i zmęczenie oraz żołądki wzięły górę.

Dziś jak wrócili do hangaru czekała ich miła niespodzianka. Bo blondynka jaka nie potrzebowała snu a jedynie podładowania baterii przez noc zmontowała kolejną ćwiartkę osłon. Więc została jeszcze ostatnia. Z tą na cztery pary rąk uporali się dość szybko. I teraz mogli tak wreszcie stanąć nieco z boku i spojrzeć na swoje dzieło jak to teraz wygląda w całości.

- To co? Chcecie się przelecieć na rundkę testową wokół statku? - pilot zaproponowała wesoło patrząc na pozostałą trójkę. Jak ten improwizowany pancerz anty laserowy się sprawdzi nie było do końca wiadomo. Obliczenia i symulacje przeprowadzone wczoraj pokazywały, że jest wiele zmiennych. Trzeba się było liczyć z tym, że trafienie z karabinka laserowego jednak przebije taki pancerz. Ilość przebić była zbyt duża by nie liczyć się z takim wariantem. Ale te same obliczenia wskazywały, że są też spore szanse, że promień lasera ześlizgnie się po pancerzu i pójdzie rykoszetem albo osłona pochłonie i rozproszy chociaż część siły uderzenia. No a bez tych osłon to co by nie trafiło w kadłub to by weszło. A tak była chociaż realna szansa, że uda się uniknąć chociaż niektórych trafień.



Tony



Tony miał wczoraj po kolacji rozmowę z Jericho. Właściwie już wracał do siebie gdy droniarz go dogonił prosząc by zaczekał.

- O, jesteś. Słuchaj Tony bo mamy lecieć do tej 12-ki nie? - zagaił go brunet gdy się zrównali ze sobą idąc korytarzem w stronę sektora z prywatnymi kajutami.

- Zbadałem ten skafander co Alice w nim wróciła z tego genratora. - zaczął mówić i wskazał ręką gdzieś w bok jakby ten artefakt z “Archimedesa” leżał gdzieś na tej ścianie. Ale oczywiście był gdzie indziej.

- Jest genialny! W życiu takiego nie widziałem! Musiałem go nieco rozpracować no ale miałem dzisiaj nieco czasu to wziąłem go na warsztat. - droniarz nie ukrywał ekscytacji nad tym cudem techniki.

- Te nasze skafandry to sam wiesz, zakładasz, uszczelniasz i robisz swoje. - streścił dość lapidarnie ale trafnie to co każdy astronauta po ukończeniu akademii kosmicznej wiedział.

- Ten ze stacji właściwie też. Ale on ma bardzo sprytne rozwiązania. Myślę, że można go uznać za egzoszkielet. Ma świetny obraz, kamery z tyłu, tylko trzeba uruchomić, to było odłączone ale to naprawiłem. No i jest mocniejszy niż te nasze. Generalnie Tony te skafandry są lepsze od naszych. Więc jak mamy iść na wojnę z robotami a porządnych pancerzy wojskowych nie mamy to lepiej iść w tych zdobycznych niż tych naszych. Ale teraz mamy tylko ten jeden co Alice w nim wróciła więc no rozumiesz, nie chciałem mówić przy innych. - tak jakoś to wczoraj mówił Jericho gdy sobie rozmawiali wracając korytarzami po kolacji do swoich kabin. Wyglądało na to, że w porównaniu do standardowych skafandrów ten przypadkowo zdobyty jest lepszy. Może nie aż tak jak te wojskowe modele co mieli Ryan i Zeeva no ale pozostała część załogi nie miała takich wynalazków. W opinii droniarza te skafandry z “Archimedesa” było o generacje lepsze. Do tej pory dopiero słyszał o takich rozwiązaniach w fazie rozważań teoretycznych albo prób prototypów. A tutaj mieli do czynienia gotowy model, nic tylko brać i używać. No ale jeden. I to zdobyty przypadkiem i w dość dramatycznych okolicznościach. A do misji wyłączenia 12-ki była przewidziana cała grupa.


Ryan



Wczoraj znalazł chwilę by sobie w spokoju obejrzeć ten karabinek zabrany rozwalonemu droidowi. Na pierwszy rzut oka broń wyglądała bardzo nowocześnie. Miała nieco zadrapań i wgnieceń ale to były drobiazgi nie wpływające na funkcjonowanie samej broni.





https://i.pinimg.com/originals/de/0a...912868fa9b.jpg


Karabinek był zgrabny, funkcjonalny, dobrze leżał w dłoniach więc widocznie nie był projektowany tylko z myślą o mechanicznych użytkownikach. A może właśnie dlatego te droidy zaprojektowano tak aby mogły używać kompatybilnego sprzętu z ludźmi.

Ciekawa była też amunicja. Sam magazynek na skumulowaną energię jaka produkowała impuls laserowy na pierwszy rzut oka wydawał się podobny do setek modeli innych broni jakie znał Ryan. Tutaj nie było jakichś większych rewlacji. Ale jeśli oznaczenia mocy były prawdziwe to zasobnik podobnej wielkości mógł przenosić więcej enrgii. Co sprawiało, że mógł wystarczyć na więcej strzałów podobnej mocy. Samych magazynków było jednak tylko kilka. Tak w sam raz by myśleć o stoczeniu tą bronią jakiejś potyczki no ale nie było w zapasie nowych magazynków. Trzeba by było je zdobyć na “Archimedesie”.

Jak się okazało broń miała też pewien myk niewidoczny na pierwszy rzut oka. Czip jaki identyfikował właściciela i blokował spust gdy broń dostała się w niepowołane ręcę. Co prawda jak zaniósł ten karabinek Sanchezowi to ten zdjął to zabezpieczenie w parę minut więc teraz każdy mógł jej swobodnie używać. Ale jeśli inne karabinki też miały takie czipy to raczej nie dało się ich używać ot, tak od ręki. Dopiero jak się zdjęło te zabezpieczenia.



Alice



- Alice masz chwilę? - wczoraj jak już dzień roboczy się skończył i można było dać sobie na luz Chris podeszła do inżynier.

- Słyszałaś co powiedziała Zeeva? - zagaiła do tego co marine mówiła w mesie przy kolacji.

- No jak mamy lecieć na tą wojnę to… Może wyskoczymy gdzieś razem? Znaczy jak nie masz innych planów oczywiście. - pilot pytała jakby przejęła się tym co mówiła siostra Seth bo trzeba było przyznać, że nie brzmiało to jakoś optymistycznie. I ten ostatni wieczór przed akcją pilot proponowała spędzić razem.



Zeeva



- Ale z tą 12-ką to wiecie, że lecimy na wojnę nie? - Zeeva wypaliła wczoraj przy kolacji tak bez ostrzeżenia, że w pierwszej chwili znów nie bardzo było wiadomo o czym ona mówi czy może znów ma jakąś swoją wewnętrzną zajawkę.

- Wojnę? - Jericho zmrużył oczy dając znać, że nie bardzo wie do czego O’Riley pije i lepiej by rozwinęła swoją wypowiedź.

- No tak. Wojnę. Lasery, wybuchy, krew, trupy, ogień, dym. - marine mądrze pokiwała głową na znak co rozumie przez hasło “wojna”. Tak skrótowo oczywiście.

- Wiem co to wojna. Ale co to ma wspólnego z tą 12-ką? - Jericho prychnął zirytowany na takie lakoniczne wyjaśnienie które niewiele mu mówiło.

- Teraz wszystko jest włączone. SI ma podładowane baterie, uruchomione komputery i kamery. Jak tylko zadokujemy będzie o nas wiedzieć. I ma roboty z lasgunami. Chyba nie myślicie, że pozwoli nam sobie przyjść do siebie i się wyłączyć? Będzie wojna jak nic. Będzie zajebiście! - marine wyjaśniła bez ogródek co ma na myśli i czego się spodziewa w tej 12-ce. Na koniec roześmiała się beztrosko jakby bardzo podobał jej się taki właśnie scenariusz.



Czas: Dzień 18; 10:30
Miejsce: “Aurora”; przedział załogi; robowarsztat
Skład: Vicente


Jak przyszedł dziś rano do warsztatu to odkrył, że automaty zrobiły swoje. I w pudełku czekały na niego gotowe do użycia metaliczne pojemniki. Granaty i miny zmajstrowane w nocy przez automaty a zaprojektowane wczoraj przez niego. Wyglądały dość niepozornie. No ale obliczenia i symulacje wskazywały, że powinny generować silny, lokalny impuls EMP. Taki na kilka, może kilkanaście kroków. Impuls powinien przejść przez powłokę droida, komputera, cyberwszczepu czy noktowizora jak przez papier. I wypalić oprogramowanie. Przy małych detalach oznaczało to ich uszkodzenie lub zniszczenie. Większe jak droidy powinno spowolnić, nadkruszyć czy dobić. Tak czy siak powinno zadziałać. Hipotetycznie. Na testy praktycznie jeszcze nie było czasu. Trzeba było jednak uważać z użytkowaniem tych obszarówek bo chociaż EMP praktycznie nie działało na żywe tkanki to jednak raziło wszystko i wszystkich bez względu na to czy to swój czy wróg. To już było jednak też część praktyczna i do użytkowników takiej broni.

Wczoraj właściwie cały dzień zeszło mu na tym projekcie. Zasada działania była taka sama jak przy tym korytarzu EMP przy mostku jaki zamontowali z Alice. Ale tam nie było problemy z rozmiarami i zasilaniem. Po prostu montowali druty i przewody, do tego odpowiedni impulsator no i podpiąć to pod sieć statku. Monotonna ale technicznie dość prosta robota. Natomiast w przypadku takich małych cacek jakie dzisiaj go przywitały gotowe w pudełku to zaczynały się schody. Po pierwsze miniaturyzacja. Coś co w korytarzu zajmowało całe metry tutaj powinno zmieścić się w dłoni a najlepiej by wyglądało podobnie jak standardowy granat. Po drugie zasilanie. Na korytarzu podpięli wtyczkę do sieci więc ten problem właściwie nie istniał póki energia była w sieci. Teraz zaś w czymś wielkości jabłka trzeba było zamontować ogniwo jakie będzie w stanie wygenerować impuls wystarczającej mocy.

I jak te sprzeczności techniki połączyć w funkcjonalny przedmiot to głowił się cały wczorajszy dzień. Właściwie odkąd skończyło się to spotkanie na mostku. Trzecim problemem wynikającym z dwóch poprzednich była dostępność materiałów. Niewiele tego mieli na pokładzie czegoś co spełniało takie wymagania. W końcu wcześniej nikt nie planował montować tu przenośnej broni EMP. Ale jak już zbliżała się pora kolacji to te wszystkie obliczenia, badania i symulacje wreszcie przyniosły efekt. No i mógł wgrać przygotowany program aby automatyka warsztatu zajęła się resztą. Wynik tej wspólnej pracy czekał na niego w pudełku jak tylko dzisiaj wszedł do warsztatu.

Mógł więc się z czystym sumieniem zabrać za badanie tego droida. Miał wreszcie całe cielsko a nie samą głowę jak ostatnio. Głowa była taka sama a przynajmniej tego samego modelu. Co dawało nadzieję, że jeśli wszystkie droidy są tego samego modelu to będą zbudowane jak ten do jakiego się właśnie zabierał. Akurat tego modelu nie znał. Komputer nie miał też takich w pamięci. Aczkolwiek dopatrzył się pewnych podobieństw do typu Achilles 3. Na oko robotyka jak widział te schematy Achillesa no rzeczywiście dało się zauważyć pewne podobieństwo.

Droid był humanoidalnego kształtu i wielkości też ludzkiej. Dłonie miał na tyle ludzkie, że bez problemu powinien móc używać sprzętu dostosowanego dla ludzi. Był brudny i zakurzony. Co po tak długim bezruchu na bezludnej stacji nie było dziwne. Na poszyciu widać było zacieki i zadrapania. W zgięciach i szczelinach była zbrylona czarna masa pewnie jakiegoś smaru, hydrauliki i to co tam się przykleiło zanim to wszystko zamarzło w jeden konglomerat. Nawet teraz nie wróciło do płynnej konsystencji.

Kiedyś musiał oberwać w płytę piersiową bo miał tam ze trzy wypalone laserem trafienia. Te co oberwał wczoraj od załogi “Black Hawka” były świeże. Aż jaśniały wypalonymi laserem przestrzelinami które zakończyły mechaniczny żywot. Oby. W końcu miał tu na stole model bojowy. A te miały często zdublowane systemy, obwody awaryjne czy rezerwowe zasilanie. Było jednak prawdopodobieństwo, że jeśli droid leżał przez całą noc i rano też to może nadal tak będzie leżał i na pewno nie rzuci się na robotyka gdy ten będzie przy nim majstrował. Takie rzeczy przecież zdarzały się tylko w tandetnych holofilmach. Prawda?

Wczoraj na chwilę wpadł Ryan z karabinem tego droida. Broń miała blokadę spustu chroniącą by nie dostała się w niepowołane ręce. Żadna nowość. Wystarczyło ją wziąć na warsztat, podpiąć dekoder, zneutralizować i potem można było jeszcze wymontować ten czip by mieć z nim spokój lub wgrać w niego klucz nowego właściciela. To wszystko robotyk ogarną w przysłowiowej przerwie na papierosa. Chociaż w polowych warunkach to mógłby mieć z tym problem a bez tego właściwie nie dało się używać tej zdobycznej broni.




Czas: Dzień 18; 10:30
Miejsce: “Aurora”; przedział załogi; biolab
Skład: Agnes


“Szkliwo wulkanicznego pochodzenia”. Agnes nie była pewna po raz który wpatrywała się w komunikat widoczny na ekranie. Tak właściwości chemiczne i fizyczne zidentyfikował komputer. Włożyła próbkę jaką sonda przywiozła z “ziemniaka” i pozwoliła by skany zrobiły swoje. I te dość szybko wypluły odpowiedni wynik. No właśnie, że to szkliwo z jakiegoś wulkanu. Zwykła, stopiona skała jaka rozstopiła się pod wpływem wysokiej temperatury a potem się znów ochłodziła by wrócić do ciała stałego. Właściwie na tym by można skończyć badanie. Ale w tej okolicy Antaresa trudno było o szkliwo i wulkany. Do tego potrzebna była jakaś skała a te zwykle były na planetach skalistych. Tymczasem Antares 9 był gazowym olbrzymem a jego satelita wokół której orbitował “ziemniak” był zbudowany raczej z różnych rodzajów lodu. Też trudno tu było o skały i wulkany.

A to by wskazywało, że ten obiekt na antypodach orbity raczej nie pochodzi stąd. Ale dało się to jeszcze dość prosto wytłumaczyć. Ot, ten kosmiczny obiekt przelatując po sąsiedzku wpadł w zasięg przyciągania księżyca i tu został. Chociaż umiejscowienie drugiego obiektu na zbliżonej orbicie z “Archimedesem” było już zaskakującym zbiegiem okoliczności. Ale nie niemożliwym w astronomicznej skali.

Natomiast badania pod mikroskopem przyniosły więcej pytań niż odpowiedzi. Gołym okiem to ta substancja rzeczywiście przypominała jakiś czarny popiół z wulkanu. Czasem się zbrylała w większe grudki więc te przypominały czarny żwir. Właściwie nic ciekawego tak do samego oglądania. Cuda natomiast widać było pod mikroskopem.

Gdyby to coś bazowało na węglu i miało struktury DNA lub RNA można by to uznać za komórki żywe. Albo chociaż za wirusy. Ale nie miało takich detali więc właściwie nie kwalifikowało się wedle standardowych pojęć biologii czy nawet xenobiologii na organizmy żywe. Poza tym życie to ruch. Każda, nawet najmniejsza i najprymitywniejsza komórka coś robi. Odżywia się, porusza, przetwarza pokarm i stara się wytworzyć kolejne pokolenie. A to coś nic nie robiło. Było w całkowitym bezruchu. Właśnie jak kawałki żwiru czy soli oglądane pod mikroskopem. A jednak.

A jednak pod mikroskopem widać było zaskakująco regularną budowę. Dla biologa czy nawet licealisty skojarzenie z komórką żywą było wręcz intuicyjne. Dało się dostrzec coś co mogło być jądrem komórkowym, ściankami tej komórki, cytoplazmą. Przynajmniej stosując się do standardów biologii.

Agnes nie spotkała się wcześniej z takim konglomeratem cech żywej i martwej materii. Komputer podał szacowany wynik, że taki zestaw cech jest zbliżony do hipotetycznych form sztucznego życia opartego na nanotechnologii. Aczkolwiek do tej pory to było w sferze teorii, hipotez i domysłów. Poza symulacjami na komputerze nie słyszała by gdzieś, komuś udało się stworzyć coś takiego. No i czy to coś pod mikroskopem to właśnie to co komputer znalazł podobieństwo nie była pewna. W końcu komputer miał dane tylko z tych symulacji i obliczeń. A pod mikroskopem było coś namacalnego.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline