Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-01-2021, 10:54   #131
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Miejsce: “Aurora”, korytarz
Skład: Alice, Tony

- Tony, do kurwy nędzy, co to było? – wściekła Alice obejrzała sobie kapitana dokładnie. Wyglądało na to, zę nic mu nie jest. - Czemu łazisz tam, gdzie nie powinieneś, a przede wszystkim - czemu zasilanie na tej pieprzonej stacji ciągle działa?! Chcemy, żeby nas te cyborgi rozpieprzyły w drobny mak? Za płytko w tym gównie tkwimy?
- Chodzę tam, gdzie powinienem
- odparł Tony. Alice pomyślała, że brakuje mu tylko powiewającej w tle flagi. - Chyba nie sądzisz, że będę wysyłać kogokolwiek do jakiejś roboty, być może niebezpiecznej, a sam będę grzał zadek na Aurorze? Tak nie będzie. No i nie chodziłem tam sam. Byli tam też Zeeva i Ryan.
- A co do zasilania... Ty jesteś inżynierem, powinnaś wiedzieć lepiej ode mnie, jak sprawić, by na całym Archimedesie zgasło światło. W centrum przecież zasilanie zostało wyłączone, prawda? -
Upewnił się.
- W centrum tak… ale gdzie jeszcze włączaliście, to nie wiem, Ostatnio miałam mało czasu na sprawdzanie. Ty – stuknęła go w pierś. – powinieneś wiedzieć takie rzeczy. Ale wyraźnie wolisz się bawić w odkrywcę, niż koordynować działania załogi…

- Niektóre rzeczy muszę robić sam, a nie tylko zwalać robotę na innych
- odparł. - A zasilanie w dwunastce, jeśli mnie pamięć nie myli, osobiście włączyłaś. I tylko w dwunastce trzeba je wyłączyć - dodał.

Touché. Zatrzymała się w swoich oskarżeniach. Miał, kurwa, rację. Nie znosiła tego. Nie znosiła nie mieć racji. I choć była pewna, że po prostu stwierdził fakt, bez intencji oskarżania jej, to tak się właśnie poczuła. Jakby była odpowiedzialna za to, że cyborgi łażą i atakują załogę. Nie znosiła nie mieć racji. Ale z drugiej strony – nie urodziła się wczoraj.
- To był błąd - przyznała. - Który naprawię. Jak tylko opancerzymy dropshipa. Czy w międzyczasie przesłać ci plik z uprawnieniami i obowiązkami kapitana? Poczytasz sobie do poduszki...
- Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że to błąd
- odparł Tony. - A obowiązki kapitana znam. Na pamięć, można by rzec - dodał. - Opancerzenie dropshipa to też byłby błąd. W tej chwili najważniejsze jest wyłączenie dwunastki. A potem spokojnie przygotujemy się do pozbycia się droidów.
- Tony
- zajrzała mężczyźnie w twarz. - Ja mówię poważnie. I nie chodzi mi tylko o to, że jesteś zajebisty w łóżku. Nie ma nikogo, kto ogarnia całość. Nie możesz się narażać.

Mogła sobie tak gadać. Tony miał swój pogląd na sprawę. Bezsilności też nie znosiła. Potrzebowała czuć, ze ma wpływ na sytuację. A ostatnio było z tym słabo…
- Kiedy mogę tam lecieć? - dopytała więc.

Tony uśmiechnął się lekko. Ledwo dostrzegalnie.
- Nie usiłuję nikomu udowodnić, że jestem wielki macho, który niczego się nie boi - powiedział. - W normalnej sytuacji miałabyś rację, ale ta sytuacja jest nienormalna. - Spoważniał. - W tym momencie ważniejsza ode mnie jest Agnes, która może skierować statek na odpowiedni kurs. Vicente, który może rozgryźć system sterowania Archomedesem i 'dogadać się' z tamtejszą SI. I ty, bo bez dobrego inżyniera Archimedes nie poleci. Taka jest prawda. W zasadzie nie powinnaś wcale lecieć na stację, bo, zapewne, udałoby się wyłączyć dwunastkę bez twego udziału.

Przewróciła oczami, choć nie odezwała się już. Znów realizował wytyczne z kursu dowodzenia: pokaż każdemu, że jest wartościowym członkiem zespołu. Doceń. Zmotywuj do zgodnej pracy dla realizacji wspólnego celu.
I znów miał rację, choć nawet nie zdawał siebie z tego sprawy. Nie powinna lecieć na stację. Bała się. Ale z drugiej strony - jak sobie poradzić ze strachem inaczej, niż poprzez konfrontację?
- A na dwunastkę lecimy jak tylko Chris podreperuje Black Hawka - dodał.

- Świetnie – powiedziała. – Będę gotowa.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 17-01-2021, 13:28   #132
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 26 - Dzień 18 10:30

Czas: Dzień 18; 10:30
Miejsce: “Aurora”; hangar; dropship
Skład: Tony, Alice, Ryan, Chris


- To chyba by było. - Chris w swoim kombinezonie roboczym symbolicznie otrzepała dłonie na znak, że koniec roboty. Stała kawałek od zmodyfikowanego dropshipa przy jakim pracowali od wczoraj. Latadeło zmieniło kolor na biały bo takiego koloru była osłona ablacyjna. No i nawet na pierwszy rzut oka widać było, że ktoś tu ręcznie modyfikował kadłub i nie jest to model fabryczny. Ale był. I wydawało się, że jest tak dobry jak może być.

Wczoraj podzielili się robotą. Skoro także Tony i Ryan zgłosili się do pomocy to Chris zaproponowała by Alice jako najbardziej techniczna z całej czwórki zajęła się cięciem i dobieraniem osłony ablacyjnej pod dany fragment poszycia. Tony został jej pomocnymi rękami tak samo jak Ryan dla Chris. Ta druga dwójka zajęła się wymianą owiewek. Trzeba było wymontować te dwie przestrzelone, wziąć a raczej przywieźć wózkiem z magazynu dwie nowe, zamontować, uszczelnić, sprawdzić. Chris przywiązywała do tego dużą wagę bo w końcu chodziło między innymi o zachowanie hermetyczności kabiny pilotów albo ochronę przed wysoką temperaturą przy wchodzeniu w jakąś atmosferę. Wymiana tej owiewki zajęła im czas do wczorajszej kolacji. Do tego czasu Alice i Tony pocięli i zamontowali osłony na jakieś pół kadłuba latadełka nim się skończył dzień roboczy i zmęczenie oraz żołądki wzięły górę.

Dziś jak wrócili do hangaru czekała ich miła niespodzianka. Bo blondynka jaka nie potrzebowała snu a jedynie podładowania baterii przez noc zmontowała kolejną ćwiartkę osłon. Więc została jeszcze ostatnia. Z tą na cztery pary rąk uporali się dość szybko. I teraz mogli tak wreszcie stanąć nieco z boku i spojrzeć na swoje dzieło jak to teraz wygląda w całości.

- To co? Chcecie się przelecieć na rundkę testową wokół statku? - pilot zaproponowała wesoło patrząc na pozostałą trójkę. Jak ten improwizowany pancerz anty laserowy się sprawdzi nie było do końca wiadomo. Obliczenia i symulacje przeprowadzone wczoraj pokazywały, że jest wiele zmiennych. Trzeba się było liczyć z tym, że trafienie z karabinka laserowego jednak przebije taki pancerz. Ilość przebić była zbyt duża by nie liczyć się z takim wariantem. Ale te same obliczenia wskazywały, że są też spore szanse, że promień lasera ześlizgnie się po pancerzu i pójdzie rykoszetem albo osłona pochłonie i rozproszy chociaż część siły uderzenia. No a bez tych osłon to co by nie trafiło w kadłub to by weszło. A tak była chociaż realna szansa, że uda się uniknąć chociaż niektórych trafień.



Tony



Tony miał wczoraj po kolacji rozmowę z Jericho. Właściwie już wracał do siebie gdy droniarz go dogonił prosząc by zaczekał.

- O, jesteś. Słuchaj Tony bo mamy lecieć do tej 12-ki nie? - zagaił go brunet gdy się zrównali ze sobą idąc korytarzem w stronę sektora z prywatnymi kajutami.

- Zbadałem ten skafander co Alice w nim wróciła z tego genratora. - zaczął mówić i wskazał ręką gdzieś w bok jakby ten artefakt z “Archimedesa” leżał gdzieś na tej ścianie. Ale oczywiście był gdzie indziej.

- Jest genialny! W życiu takiego nie widziałem! Musiałem go nieco rozpracować no ale miałem dzisiaj nieco czasu to wziąłem go na warsztat. - droniarz nie ukrywał ekscytacji nad tym cudem techniki.

- Te nasze skafandry to sam wiesz, zakładasz, uszczelniasz i robisz swoje. - streścił dość lapidarnie ale trafnie to co każdy astronauta po ukończeniu akademii kosmicznej wiedział.

- Ten ze stacji właściwie też. Ale on ma bardzo sprytne rozwiązania. Myślę, że można go uznać za egzoszkielet. Ma świetny obraz, kamery z tyłu, tylko trzeba uruchomić, to było odłączone ale to naprawiłem. No i jest mocniejszy niż te nasze. Generalnie Tony te skafandry są lepsze od naszych. Więc jak mamy iść na wojnę z robotami a porządnych pancerzy wojskowych nie mamy to lepiej iść w tych zdobycznych niż tych naszych. Ale teraz mamy tylko ten jeden co Alice w nim wróciła więc no rozumiesz, nie chciałem mówić przy innych. - tak jakoś to wczoraj mówił Jericho gdy sobie rozmawiali wracając korytarzami po kolacji do swoich kabin. Wyglądało na to, że w porównaniu do standardowych skafandrów ten przypadkowo zdobyty jest lepszy. Może nie aż tak jak te wojskowe modele co mieli Ryan i Zeeva no ale pozostała część załogi nie miała takich wynalazków. W opinii droniarza te skafandry z “Archimedesa” było o generacje lepsze. Do tej pory dopiero słyszał o takich rozwiązaniach w fazie rozważań teoretycznych albo prób prototypów. A tutaj mieli do czynienia gotowy model, nic tylko brać i używać. No ale jeden. I to zdobyty przypadkiem i w dość dramatycznych okolicznościach. A do misji wyłączenia 12-ki była przewidziana cała grupa.


Ryan



Wczoraj znalazł chwilę by sobie w spokoju obejrzeć ten karabinek zabrany rozwalonemu droidowi. Na pierwszy rzut oka broń wyglądała bardzo nowocześnie. Miała nieco zadrapań i wgnieceń ale to były drobiazgi nie wpływające na funkcjonowanie samej broni.





https://i.pinimg.com/originals/de/0a...912868fa9b.jpg


Karabinek był zgrabny, funkcjonalny, dobrze leżał w dłoniach więc widocznie nie był projektowany tylko z myślą o mechanicznych użytkownikach. A może właśnie dlatego te droidy zaprojektowano tak aby mogły używać kompatybilnego sprzętu z ludźmi.

Ciekawa była też amunicja. Sam magazynek na skumulowaną energię jaka produkowała impuls laserowy na pierwszy rzut oka wydawał się podobny do setek modeli innych broni jakie znał Ryan. Tutaj nie było jakichś większych rewlacji. Ale jeśli oznaczenia mocy były prawdziwe to zasobnik podobnej wielkości mógł przenosić więcej enrgii. Co sprawiało, że mógł wystarczyć na więcej strzałów podobnej mocy. Samych magazynków było jednak tylko kilka. Tak w sam raz by myśleć o stoczeniu tą bronią jakiejś potyczki no ale nie było w zapasie nowych magazynków. Trzeba by było je zdobyć na “Archimedesie”.

Jak się okazało broń miała też pewien myk niewidoczny na pierwszy rzut oka. Czip jaki identyfikował właściciela i blokował spust gdy broń dostała się w niepowołane ręcę. Co prawda jak zaniósł ten karabinek Sanchezowi to ten zdjął to zabezpieczenie w parę minut więc teraz każdy mógł jej swobodnie używać. Ale jeśli inne karabinki też miały takie czipy to raczej nie dało się ich używać ot, tak od ręki. Dopiero jak się zdjęło te zabezpieczenia.



Alice



- Alice masz chwilę? - wczoraj jak już dzień roboczy się skończył i można było dać sobie na luz Chris podeszła do inżynier.

- Słyszałaś co powiedziała Zeeva? - zagaiła do tego co marine mówiła w mesie przy kolacji.

- No jak mamy lecieć na tą wojnę to… Może wyskoczymy gdzieś razem? Znaczy jak nie masz innych planów oczywiście. - pilot pytała jakby przejęła się tym co mówiła siostra Seth bo trzeba było przyznać, że nie brzmiało to jakoś optymistycznie. I ten ostatni wieczór przed akcją pilot proponowała spędzić razem.



Zeeva



- Ale z tą 12-ką to wiecie, że lecimy na wojnę nie? - Zeeva wypaliła wczoraj przy kolacji tak bez ostrzeżenia, że w pierwszej chwili znów nie bardzo było wiadomo o czym ona mówi czy może znów ma jakąś swoją wewnętrzną zajawkę.

- Wojnę? - Jericho zmrużył oczy dając znać, że nie bardzo wie do czego O’Riley pije i lepiej by rozwinęła swoją wypowiedź.

- No tak. Wojnę. Lasery, wybuchy, krew, trupy, ogień, dym. - marine mądrze pokiwała głową na znak co rozumie przez hasło “wojna”. Tak skrótowo oczywiście.

- Wiem co to wojna. Ale co to ma wspólnego z tą 12-ką? - Jericho prychnął zirytowany na takie lakoniczne wyjaśnienie które niewiele mu mówiło.

- Teraz wszystko jest włączone. SI ma podładowane baterie, uruchomione komputery i kamery. Jak tylko zadokujemy będzie o nas wiedzieć. I ma roboty z lasgunami. Chyba nie myślicie, że pozwoli nam sobie przyjść do siebie i się wyłączyć? Będzie wojna jak nic. Będzie zajebiście! - marine wyjaśniła bez ogródek co ma na myśli i czego się spodziewa w tej 12-ce. Na koniec roześmiała się beztrosko jakby bardzo podobał jej się taki właśnie scenariusz.



Czas: Dzień 18; 10:30
Miejsce: “Aurora”; przedział załogi; robowarsztat
Skład: Vicente


Jak przyszedł dziś rano do warsztatu to odkrył, że automaty zrobiły swoje. I w pudełku czekały na niego gotowe do użycia metaliczne pojemniki. Granaty i miny zmajstrowane w nocy przez automaty a zaprojektowane wczoraj przez niego. Wyglądały dość niepozornie. No ale obliczenia i symulacje wskazywały, że powinny generować silny, lokalny impuls EMP. Taki na kilka, może kilkanaście kroków. Impuls powinien przejść przez powłokę droida, komputera, cyberwszczepu czy noktowizora jak przez papier. I wypalić oprogramowanie. Przy małych detalach oznaczało to ich uszkodzenie lub zniszczenie. Większe jak droidy powinno spowolnić, nadkruszyć czy dobić. Tak czy siak powinno zadziałać. Hipotetycznie. Na testy praktycznie jeszcze nie było czasu. Trzeba było jednak uważać z użytkowaniem tych obszarówek bo chociaż EMP praktycznie nie działało na żywe tkanki to jednak raziło wszystko i wszystkich bez względu na to czy to swój czy wróg. To już było jednak też część praktyczna i do użytkowników takiej broni.

Wczoraj właściwie cały dzień zeszło mu na tym projekcie. Zasada działania była taka sama jak przy tym korytarzu EMP przy mostku jaki zamontowali z Alice. Ale tam nie było problemy z rozmiarami i zasilaniem. Po prostu montowali druty i przewody, do tego odpowiedni impulsator no i podpiąć to pod sieć statku. Monotonna ale technicznie dość prosta robota. Natomiast w przypadku takich małych cacek jakie dzisiaj go przywitały gotowe w pudełku to zaczynały się schody. Po pierwsze miniaturyzacja. Coś co w korytarzu zajmowało całe metry tutaj powinno zmieścić się w dłoni a najlepiej by wyglądało podobnie jak standardowy granat. Po drugie zasilanie. Na korytarzu podpięli wtyczkę do sieci więc ten problem właściwie nie istniał póki energia była w sieci. Teraz zaś w czymś wielkości jabłka trzeba było zamontować ogniwo jakie będzie w stanie wygenerować impuls wystarczającej mocy.

I jak te sprzeczności techniki połączyć w funkcjonalny przedmiot to głowił się cały wczorajszy dzień. Właściwie odkąd skończyło się to spotkanie na mostku. Trzecim problemem wynikającym z dwóch poprzednich była dostępność materiałów. Niewiele tego mieli na pokładzie czegoś co spełniało takie wymagania. W końcu wcześniej nikt nie planował montować tu przenośnej broni EMP. Ale jak już zbliżała się pora kolacji to te wszystkie obliczenia, badania i symulacje wreszcie przyniosły efekt. No i mógł wgrać przygotowany program aby automatyka warsztatu zajęła się resztą. Wynik tej wspólnej pracy czekał na niego w pudełku jak tylko dzisiaj wszedł do warsztatu.

Mógł więc się z czystym sumieniem zabrać za badanie tego droida. Miał wreszcie całe cielsko a nie samą głowę jak ostatnio. Głowa była taka sama a przynajmniej tego samego modelu. Co dawało nadzieję, że jeśli wszystkie droidy są tego samego modelu to będą zbudowane jak ten do jakiego się właśnie zabierał. Akurat tego modelu nie znał. Komputer nie miał też takich w pamięci. Aczkolwiek dopatrzył się pewnych podobieństw do typu Achilles 3. Na oko robotyka jak widział te schematy Achillesa no rzeczywiście dało się zauważyć pewne podobieństwo.

Droid był humanoidalnego kształtu i wielkości też ludzkiej. Dłonie miał na tyle ludzkie, że bez problemu powinien móc używać sprzętu dostosowanego dla ludzi. Był brudny i zakurzony. Co po tak długim bezruchu na bezludnej stacji nie było dziwne. Na poszyciu widać było zacieki i zadrapania. W zgięciach i szczelinach była zbrylona czarna masa pewnie jakiegoś smaru, hydrauliki i to co tam się przykleiło zanim to wszystko zamarzło w jeden konglomerat. Nawet teraz nie wróciło do płynnej konsystencji.

Kiedyś musiał oberwać w płytę piersiową bo miał tam ze trzy wypalone laserem trafienia. Te co oberwał wczoraj od załogi “Black Hawka” były świeże. Aż jaśniały wypalonymi laserem przestrzelinami które zakończyły mechaniczny żywot. Oby. W końcu miał tu na stole model bojowy. A te miały często zdublowane systemy, obwody awaryjne czy rezerwowe zasilanie. Było jednak prawdopodobieństwo, że jeśli droid leżał przez całą noc i rano też to może nadal tak będzie leżał i na pewno nie rzuci się na robotyka gdy ten będzie przy nim majstrował. Takie rzeczy przecież zdarzały się tylko w tandetnych holofilmach. Prawda?

Wczoraj na chwilę wpadł Ryan z karabinem tego droida. Broń miała blokadę spustu chroniącą by nie dostała się w niepowołane ręce. Żadna nowość. Wystarczyło ją wziąć na warsztat, podpiąć dekoder, zneutralizować i potem można było jeszcze wymontować ten czip by mieć z nim spokój lub wgrać w niego klucz nowego właściciela. To wszystko robotyk ogarną w przysłowiowej przerwie na papierosa. Chociaż w polowych warunkach to mógłby mieć z tym problem a bez tego właściwie nie dało się używać tej zdobycznej broni.




Czas: Dzień 18; 10:30
Miejsce: “Aurora”; przedział załogi; biolab
Skład: Agnes


“Szkliwo wulkanicznego pochodzenia”. Agnes nie była pewna po raz który wpatrywała się w komunikat widoczny na ekranie. Tak właściwości chemiczne i fizyczne zidentyfikował komputer. Włożyła próbkę jaką sonda przywiozła z “ziemniaka” i pozwoliła by skany zrobiły swoje. I te dość szybko wypluły odpowiedni wynik. No właśnie, że to szkliwo z jakiegoś wulkanu. Zwykła, stopiona skała jaka rozstopiła się pod wpływem wysokiej temperatury a potem się znów ochłodziła by wrócić do ciała stałego. Właściwie na tym by można skończyć badanie. Ale w tej okolicy Antaresa trudno było o szkliwo i wulkany. Do tego potrzebna była jakaś skała a te zwykle były na planetach skalistych. Tymczasem Antares 9 był gazowym olbrzymem a jego satelita wokół której orbitował “ziemniak” był zbudowany raczej z różnych rodzajów lodu. Też trudno tu było o skały i wulkany.

A to by wskazywało, że ten obiekt na antypodach orbity raczej nie pochodzi stąd. Ale dało się to jeszcze dość prosto wytłumaczyć. Ot, ten kosmiczny obiekt przelatując po sąsiedzku wpadł w zasięg przyciągania księżyca i tu został. Chociaż umiejscowienie drugiego obiektu na zbliżonej orbicie z “Archimedesem” było już zaskakującym zbiegiem okoliczności. Ale nie niemożliwym w astronomicznej skali.

Natomiast badania pod mikroskopem przyniosły więcej pytań niż odpowiedzi. Gołym okiem to ta substancja rzeczywiście przypominała jakiś czarny popiół z wulkanu. Czasem się zbrylała w większe grudki więc te przypominały czarny żwir. Właściwie nic ciekawego tak do samego oglądania. Cuda natomiast widać było pod mikroskopem.

Gdyby to coś bazowało na węglu i miało struktury DNA lub RNA można by to uznać za komórki żywe. Albo chociaż za wirusy. Ale nie miało takich detali więc właściwie nie kwalifikowało się wedle standardowych pojęć biologii czy nawet xenobiologii na organizmy żywe. Poza tym życie to ruch. Każda, nawet najmniejsza i najprymitywniejsza komórka coś robi. Odżywia się, porusza, przetwarza pokarm i stara się wytworzyć kolejne pokolenie. A to coś nic nie robiło. Było w całkowitym bezruchu. Właśnie jak kawałki żwiru czy soli oglądane pod mikroskopem. A jednak.

A jednak pod mikroskopem widać było zaskakująco regularną budowę. Dla biologa czy nawet licealisty skojarzenie z komórką żywą było wręcz intuicyjne. Dało się dostrzec coś co mogło być jądrem komórkowym, ściankami tej komórki, cytoplazmą. Przynajmniej stosując się do standardów biologii.

Agnes nie spotkała się wcześniej z takim konglomeratem cech żywej i martwej materii. Komputer podał szacowany wynik, że taki zestaw cech jest zbliżony do hipotetycznych form sztucznego życia opartego na nanotechnologii. Aczkolwiek do tej pory to było w sferze teorii, hipotez i domysłów. Poza symulacjami na komputerze nie słyszała by gdzieś, komuś udało się stworzyć coś takiego. No i czy to coś pod mikroskopem to właśnie to co komputer znalazł podobieństwo nie była pewna. W końcu komputer miał dane tylko z tych symulacji i obliczeń. A pod mikroskopem było coś namacalnego.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 20-01-2021, 09:17   #133
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czas: Dzień 18; 10:30
Miejsce: “Aurora”; przedział załogi; robowarsztat
Skład: Vicente, Tony


"Tony?" - w komunikatorze odezwał się Vicente. - "Mam coś, co cię zainteresuje. Przyjdź jak znajdziesz chwilę."
"Zaraz będę"
- odparł Tony. - "Jesteś u siebie?" - upewnił się, po czym poszedł dowiedzieć się, co ciekawego odkrył informatyk.

***


- Granat - Sanchez pokazał Westowi najeżoną kolcami kulę. - W chwili wybuchu emituje mocny impuls elektromagnetyczny. Powinien unieszkodliwić droida, ale - uniósł palec - również elektronikę. Wszczepy… Zeeva musi z tym uważać.
Informatyk odłożył kulę i podniósł masywniejszy, kanciasty przedmiot.
- Podobna sprawa. Mina - wyjaśnił. - Można zamontować z potykaczem. Zrobiłem próbną serię. Mogę wyprodukować więcej.
Tony z uznaniem pokiwał głową.
- Świetne... - powiedział. - Może warto by poszperać w komputerach i znaleźć jakąś wyrzutnię do tych granatów? A minami zabezpieczymy podejście... Przynajmniej nie zaskoczy nas żaden droid. Ile tego masz?
- Na razie tylko to co widać.
- Informatyk wskazał na stolik. - Mogę wyprodukować więcej, w ramach dostępnych materiałów. Pytanie, co bardziej nam się przyda?
- Moim zdaniem granaty
- po chwili namysłu odpowiedział Tony. - Możemy nie mieć szansy, by zastawić pułapkę na droida. Co prawda jeśli wiemy, teoretycznie, skąd mogą nadejść droidy, to parę pułapek możemy zastawić. Nie mamy jednak gwarancji, że jakiś droid wpadnie na minę. A granatem możemy rzucić zza węgła i może to być dość skuteczne.

- Chciałem z tobą pogadać o czymś jeszcze.
- Vicente sięgnął do kieszeni. Na jego dłoni pojawiła się garść ziaren, przypominających ziarna pieprzu. - Znalazłem kolejne w ogrodzie. Niby mogłem je przegapić za pierwszym razem... ale myślę, że one tam się po prostu pojawiają. Nie mam pewności, ale myślę że to może mieć coś wspólnego z podróżnikiem w czasie i pyłem na asteroidzie, i tym znalezionym w dwunastce.
- Sądzę, że ten pył, na jaki natknęłiśmy się w Archimedesie
- powiedział Tony - to po prostu efekt działania emiterów floty. Przypuszczam, że jakiś rodzaj promieniowania zamienia każdą organiczną materię w pył. A te niby-nasionka...
Przez moment się zastanawiał.
- Nie bardzo rozumiem, w jakim celu ktoś miałyby nam to podrzucać. Jeśli ma dobre zamiary, to i instrukcję obsługi mógłby załatwić - powiedział z ironią. - Czy możesz skombinować jakiś detektor, który wykrywałby tylko i wyłącznie te nasiona?
Informatyk wzruszył ramionami.
- Na razie bym proponował pozamykać wszystkie w jakiejś szczelnej puszce - kontynuował kapitan - i na jakiś czas o nich zapomnieć. Rozwiążemy sprawę zasilania dwunastki i, ewentualnie, dropshipów z Archimedesa, to pomyślimy o nasionkach. Chociaż nie ukrywam, że na razie nie mam pomysłu, co z nimi można by zrobić. Naświetlać? Ogrzewać? Podlewać?
- A o pyłowej asteroidzie to musimy porozmawiać z Agnes
- dodał. - Nie wiem, co ciekawego odkryła.
- Ehmmm…
- przytaknął (?) Sanchez. - Chciałbym być przy tej rozmowie.
- Chodźmy więc ją poszukać.
- Tony skinął głową.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-01-2021, 16:36   #134
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Alice + Chris; wieczór, kajuta Alice

- Pewnie -mruknęła Alice, właściwie to planowała spędzić noc ze swoimi roślinkami, ale rozumiała, ze kontakty społeczna są ważne. Dla syntków też. Chyba. – Zapraszam do mnie.

Kiedy dotarły do kajuty Alice, ta najpierw sprawdziła stan swoich roślinek
– Jak tam, moje maleństwa, radziłyście sobie bez mamci? - A potem wyciągnęła piwo z lodówki. Po namyśle wzmocniła je czymś przezroczystym, co miała zakitrane w butelce w szafie.
- Pijesz? – zapytała Chris.

- Tak. - blondynka skinęła głową na znak zgody. Spojrzała z zaciekawieniem na doniczki z sadzonkami. - Co to? - zapytała wskazując gestem na improwizowany zakątek ogrodniczy.

Alice uniosła brwi, zdziwiona.
- Serio? – zapytała. – Piwo? Czy coś mocniejszego?
Puściła roślinkom wiatraczek.
- Zioło – powiedziała. – Na razie jeszcze malutkie ziółka, ale urosną. Naturalny środek uspokajający i relaksujący. Pozwala złapać dystans. A raczej ustalić właściwy.

- Aha.
- gość pokiwała głową przyjmując te wyjaśnienia i jeszcze chwilę wpatrywała się w doniczki gdzie głównie widać było czarną ziemię. - Może być piwo. Z czymś mocniejszym. A co masz? - spojrzała na gospodynię ciekawa jaki ma wybór.

- Hmm, do końca nie wiem. Dostałam od znajomego, na szczególne okazje, jak podkreślił. Też ekologiczny wyrób. Z ziemniaków.
Nalała Chris do szklanki piwa zmieszanego z bimbrem.
- Na zdrowie – powiedziała i pociągnęła spory łyk.
Skończyła krztusić się dopiero po paru minutach.
- Dość mocne – ostrzegła Chris, kiedy już udało się jej złapać oddech. – Znajomy uprzedzał, ale sądziłam, że przesadza…


- Oj rzeczywiście… Szczypie w język… I w gardle… I w ogóle… - blondynce twarz wykrzywiło od tych promili i zamrugała oczami jakby jakiś dym gryzł ją w oczy.
- Ale chyba dobre. Co to jest? Nie piłam jeszcze czegoś takiego. - zapytała oglądając podaną szklankę. Trochę się rozejrzała jakby szukała miejsca gdzie można spocząć.

- Ekologiczny alkohol - wyjaśniła Alice. - Naturalny. Z naturalnych roślin. Bulw. Agnes ci wyjaśni. Proces fermentacji zachodzi i stąd.. – zatoczyła dłonią koło po kajucie – Siadaj. Potem się go przesącza. Trochę mocniejszy niż piwo… Dwa razy… dwadzieścia? znajomy tłumaczył. Ale nic się nie martw, czysta natura. – walnęła się na kanapę. Upiła znów łyk, tym razem wolniej. – Jak pijesz wolniej, to lepiej wchodzi – poinformowała Chris. – Nie sądziłam, że masz sensory smaku. Chyba nie widziałam, żebyś piła ta kawę, co donosisz, choć w sumie nic dziwnego, dość paskudna jest. Tak zaproponowałam, dla towarzystwa.

- Dziękuję. - pilot skinęła głową i usiadła obok gospodyni na kanapie. - Mam wiele różnych sensorów. Nie muszę jeść tego co wy. Ale dziwnie by wyglądało jakby ktoś nigdy nic nie jadł. Wspólne posiłki bardzo sprzyjają integracji. Więc mogę jeść i pić tak jak wy. Ale nie przyswajam tego posiłku jako energii tak jak wy. Tylko tak dla towarzystwa. Ale… Pewnie to wszystko wiesz. - uśmiechnęła się i nieco machnęła dłonią jakby nie było potrzeby się rozdrabniać nad tym detalem. - To może toast? Za co pijemy? - zapytała machając nieco trzymaną szklanką.

- Nie przyswajasz? - Powtórzyła Alice, modulując głos tak, aby brzmiał jak uprzejmy głos Chris. - W takim razie picie z Tobą to trochę marnowanie bimbru mojego znajomego, nie obraź się - zamachnęła się i walnęła koleżankę przyjacielsko w ramię, aż zadudniło. - Ale z drugiej strony - jak nie przyswajasz, to nie będziesz mieć kaca. - zachichotała. - W sumie i tak nie będziesz, po naturalnych produktach kaca nie ma, tak kumpel mówił. No, ale nie zdążyliśmy sprawdzić… Dz.. Dziś sprawdzę. I! - podniosła palec dla podkreślenia wagi swoich słów - nie chcę słyszeć co z nim robisz, zamiast przyswajania!

Dolała sobie kolejną porcję.

- A co do toastów i picia "za coś " moja droga Chris - powiedziała mentorskim tonem. - To tak nie działa. Działa.. - Przez chwilę szukała słów aby w końcu dodać, wyraźnie zadowolona z głębi swoich przemyśleń : - inaczej.

- Naprawdę? A jak?
- Chris zdradzała delikatny uśmiech zainteresowania. Skoro Alice weszła w rolę mentorki to ona w rolę ciekawej wiedzy uczennicy. Roześmiała się gdy dłoń koleżanki walnęła ją w ramię i pokiwała głową na znak zgody, że mogą sobie pominąć te różnice w funkcjonowaniu jej ciała.

- Co jak? - Alice spojrzała zdezorientowana. bo początek myśli a raczej pytania Chris, gdzieś jej umknął. Nie martwiła się tym długo: - Więc powiedz mi, moja droga Chris, co robisz dla rozrywki? Poza obserwacja ludzi, oczywiście.

- Na przepustkach?
- blondynka zaśmiała się cicho i wesoło. - Zazwyczaj baluję. Poznaję nowych ludzi, tańczę z nimi, piję, rozmawiam no a jak jest fajnie to nie na samych rozmowach się kończy. - powiedziała radośnie i zmiana tematu chyba jej odpowiadała. - Korzystam ile mogę bo na służbie to głównie robię swoje obowiązki to rozrywek jest dużo mniej. Lubię rozrywki i integrację ale nie lubię się narzucać. Niektórych to odstrasza albo po prostu mają inne zainteresowania. - przyznała wskazując palcem drobny tatuaż na dłoni oznaczający, że ma się do czynienia z SP. Podobny miały wszystkie SP, na obu dłoniach i twarzy zdradzając z kim ma się do czynienia.
- A ty Alice? Co porabiasz w wolnym czasie? Poza hodowlą zioła oczywiście. - Chris odbiła pytanie i spojrzała z przyjaznym uśmiechem na siedzącą obok czarnulkę.

- Masz prosty algorytm, wiesz? – Alice wyciągnęła się na kanapie. Piwo się skończyło, ale nic chciało się jej wstawać po nowe, więc piła sam bimber. – Odzwierciedlenie, pytanie, wzajemność. Całkiem prosty. Puls dużo ciekawości i uprzejmego zdziwienia. Nauczyłaś się tego, czy tak cię zaprogramowali… w sumie nieważne. – mruknęła. Kajuta lekko się bujała, to było całkiem przyjemne. – Czujesz? Unosimy się na falach.. uwielbiam wodę. – podniosła się, ustawiła na podłokietniku i zaczęła balansować ciałem, jakby była na desce surfingowej. – Super, nie? Teraz będzie epicko! – uprzedziła Chris a potem, chichocząc, zwaliła się na powrót na kanapę.

Usiadła po chwili, już poważna.
- Coś ci powiem, ale to wielka tajemnica. Wielka. Obiecaj, że nikomu nie powtórzysz. Obiecaj.

- Bo ze mnie jest prosta dziewczyna. - odparła z uśmiechem na tą uwagę gospodyni na temat swoich wypowiedzi. Potraktowała to jednak z humorem i wzięła za dobrą monetę.
- Dobrze. - gdy Alice walnęła się ponownie na łóżko i zagaiła do gościa to Chris nachyliła się ku niej i czekała z zapartym tchem co takiego koleżanka jej zdradzi w tej tajemnicy. Ale dała się ponieść zabawie. Wsadziła swoją szklankę między uda by zwolnić ręce do klaskania do wtóru wygibasów Alice ale teraz znów ją wzięła w dłonie gdy nachyliła się ku niej.

Alice usiadła. Rozbawienie zniknęło z jej twarzy, zastąpił je głęboki smutek.
- Myślę, że Tony mnie nie kocha. – powiedziała w końcu.

- Oh… - sądząc po reakcji blondynki tego się chyba nie spodziewała. - Ojej Alice… - powiedziała współczująco po czym podniosła się i na kolanach doczłapała się do wytatuowanej gospodyni siadając obok niej i obejmując ramionami. - A dlaczego tak uważasz? A ty coś do niego czujesz? - zapytała cicho z pewnym wahaniem w głosie.

- Czy coś do niego czuję?! Kurwa, Chris – Alice poderwała się na równe nogi, zatoczyła i wpadła na ścianę. Ustabilizowała się, łapiąc za brzeg biurka – Odjebało ci zupełnie? – wrzasnęła. – Przepraszam – podniosła ręce, zatrzepotała nimi w powietrzu, - Przepraszam, przepraszam.
- Co ja w ogóle robię? To chyba mi odjebało
– mówiła sama do siebie, jakby zapomniała o obecności Chris. – Nie da się rozmawiać o emocjach z automatycznym pilotem… Co za popieprzone…
- Idź już Chris
– złapała SP za ramię i potykając się o własne nogi, dociągnęła ją do drzwi - Musisz już iść. To był miły wieczór. Dziękują za towarzystwo.

Czarnowłosej załogantce znów udało się zaskoczyć tą z jasnymi włosami. Nie spodziewała się chyba tak gwałtownej reakcji. Spoglądała niepewnie na koleżankę jaka zerwała się tak niespodziewanie z łóżka. W końcu też wstała i podeszła do niej.

- Przepraszam Alice. Nie chciałam cię urazić ani zdenerwować. Wciąż głupia jestem w te emocje i resztę. - powiedziała łapiąc ją za ręce. Milczała chwilę jakby szukała dalszych słów i kroków. - Myślałam, że… - otworzyła usta jakby wreszcie uzbierała swoje myśli do kupy ale chyba jednak się rozmyślił. Pokręciła głową, machnęła dłonią i puściła dłoń gospodyni. - Uważaj na siebie Alice. Nie chciałabym stracić nikogo z was ale zwłaszcza ciebie. - powiedziała na koniec, odwróciła się i wyszła z kabiny.

- Pierdzielenie – warknęła Alice, choć tamta nie mogła już słyszeć. Zatrzasnęła by z chęcią drzwi , gdyby nie to że zamykały się same.
Kajuta ciągle się chwiała, ale Alice nie miała już chęci na windsurfing. Przeszła – na szeroko rozstawionych nogach, żeby utrzymać równowagę - do kanapy. Wściekła i smutna opadła na mebel. Przez chwile rozważała różne opcje dokończenia wieczoru, ale w końcu – przypomniawszy sobie, ze jutro ma lecieć wyłączać zasilanie na stacji – zrezygnowała z nich.
Pomyślała, że warto by było przejść do łóżka, ale kanapa nie dość że całkiem wygodna, to jeszcze ciągle się kołysała. To było przyjemne uczucie. Więc Alice tam została.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 21-01-2021 o 19:18.
kanna jest offline  
Stary 22-01-2021, 23:03   #135
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Za niedługo mieli ponownie ruszyć na Archimedesa, ale tym razem nie była to już wyprawa eksploracyjno-badawcza, zapowiadało się na operację wojskową w strzeżonych przez wybudzone drony korytarzach stacji. A skoro mieli iść w bój, należało się przygotować, zgrać, przeprowadzić symulacje bojowe na treningu. Zeeva znała rzemiosło, ale trzeba było się zsynchronizować. Szczególnie, że mieli iść we czwórkę. A czasu było niewiele…
- Jeden trening. Szyk w ciasnym i szerokim korytarzu, pokonywanie skrzyżowań, oderwanie się od przeciwnika, ubezpieczanie wycofania się z osobą ranną. Podstawy, żadnych niuansów technicznych nie doszlifujemy, ale wszyscy będą znali swoje miejsce w szyku i będą wiedzieli jakie sektory mają trzymać - zaczął Ryan kiedy na strzelnicy zebrali się chętni do zaprawy przed wylotem na Archimedesa. Trzeba było zobaczyć jak “na sucho” będą zachowywali się załoganci na co dzień nieobeznani z wojaczką i wdrożyć ich w militarne procedury. Co nie zrobi z nich zawodowców, ale znacznie zmniejszy szanse na przypadkowe postrzelenie sojusznika.

Po treningu ochroniarz przypomniał sobie wielokrotnie studiowany układ korytarzy i pomieszczeń, jaki występował na stacji kosmicznej. Miały swoją regularność, tak specyficzną dla dużych jednostek zbudowanych na kształt obręczy. Ryan przeanalizował teren pod kątem możliwego zagrożenia ze strony robotów, szukając najlepszych miejsc do zorganizowania zasadzki. W końcu bojowa AI z jaką mieli się mierzyć była bardzo zaawansowana. Niełatwo było ją przechytrzyć, ale można było się przygotować na niespodzianki.

Pancerz, broń, magazynki, pakiet pierwszej pomocy - Ryan sprawdzał ekwipunek. Nie było tu miejsca na na niedziałający komlink, poluzowane płyty balistyczne czy luźne sprzączki kamizelki oporządzeniowej. Wszystko miało zagrać perfekcyjnie podczas ewentualnej potyczki. A ta była bardziej niż pewna.
Ochroniarz zdecydował się pomóc operatorce broni ciężkiej w noszeniu taśm amunicyjnych. Sporo ważyły a CKM był dość amunicjożerny, choć diablo skuteczny. W końcu mógł rozwiązać do tysiąca problemów na minutę.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 23-01-2021, 01:16   #136
BG
 
BG's Avatar
 
Reputacja: 1 BG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputację
Czas: Dzień 18; 10:50 Miejsce: “Aurora”; Laboratorium


Agnes siedziała w rogu laboratorium, wyraźnie zamyślona. Kiwnęła głową ludziom, którzy przyszli i wskazała ręką wyniki badań. Większość z nich mogła wydawać się niezrozumiała na pierwszy rzut oka, lecz dało się zrozumieć ogół sytuacji.
- Nie mam zielonego pojęcia, co to jest. - stwierdziła tylko i wzruszyła ramionami. - Może w końcu nasi kosmici?

- Ehmmm...? - spytał Vicente.
- Chcesz nam dać do zrozumienia - powiedział z namysłem Tony - że to coś wygląda jak żywe komórki, tyle że sztuczne? Że przy odpowiedniej wiedzy można by stworzyć coś w stylu sztucznego życia?

- Jak to się ma do “ziarenek pieprzu” znalezionych w ogrodzie? - dopytał informatyk łypiąc na Seth. - I do pyłu znalezionego w dwunastce? Jakaś analogia?

- Z “pieprzem” nie ma nic wspólnego. Ale to prawdopodobnie to samo co w próbkach pobranych z 12-ki. - odpowiedź Seth była nacechowana niechęcią i wyraźnie unikała integracji z gośćmi jacy zawitali do laboratorium.

- A czy nie było tak, że ten... pył... z dwunastki to były resztki organiczne? Resztki ludzkich, zapewne, tkanek? - spytał Tony.

- To zależy w jakiej próbce. Pobraliście głównie te podejrzane coś co okazało się resztkami organicznymi. Ale jak tak długo tam leżało, na wolnym powietrzu, że tak powiem, no to i inne substancje miały aż za wiele okazji by się tam znaleźć. Jedną z nich to właśnie coś takiego. - Seth odpowiedział na koniec wskazując na to coś co Agnes miała widoczne na jednym z monitorów.

- Nanotechnologia? - Tony wyraził kolejne przypuszczenie. - Może tym zarazili się mieszkańcy stacji?

- Ale coś czymś można się zarazić chyba nie latałoby sobie po kosmosie udając asteroidę? A zresztą nie wiadomo. Może i lata. Nic mnie nie zdziwi. - Agnes pokręciła głową.- Są dwie opcje… Nie. Sądzę, że jedna. Tą skałę też musiało skądś przenieść, pewnie razem ze stacją. Sam budulec wygląda na w miarę naturalny. Hmm…

- Powiedziałbym dokładnie to samo, co powiedziałem o tych "pieprzowych kuleczkach" - stwierdził Tony, niezbyt zadowolonym tonem. - Zamknijmy to w jakimś szczelnym pojemniku, a potem w sejfie. I zapomnijmy o tym czymś dopóki nie dowiemy się czegoś więcej. Może by uaktywnić te nanokomórki potrzebny jest jakiś impuls, który możemy bezwiednie wysłać. Laser, temperatura czy co tam mogli wymyślić nasi potomkowie. Komórki ożyją i narobią nam kłopotów... To oczywiście czysta fantazja, ale podróże w czasie są jeszcze bardziej fantastyczne.

- Hmmm… - mruknął Vicente. Kapitan mógł mieć rację. Mógł jej jednocześnie nie mieć. - Agnes może być blisko prawdy. Asteroida z nanoświństwem mogła być przyczyną skoku.w czasie i przestrzeni. Nie bez powodu porusza się po tej samej orbicie co Archimedes. Co do kulek zaś - skrzyżował wzrok z lekarzem i zrobił wymowną pauzę, - ich chowane uważam za mało skuteczne. Kolejne regularnie pojawiają się w ogrodzie. Może Agnes będzie w stanie stwierdzić dlaczego tam się… rodzą? Podobnie z resztą z tym nanośmieciem. Możemy schować próbki w sejfie, jestem jednak przekonany, że wnieśliśmy część materiału do “Aurory” a całkiem spora ilość tego jest choćby w tym laboratorium i za cholerę się tego nie pozbędziemy. Cała asteroida składa się z tego? Czy to pokrywa tylko jej powierzchnię?

- Ten “pieprz” nie ma nic wspólnego z rodzeniem i materią organiczną. Ani nanotechnologią. Powiedziałbym, że po prostu jest w ogrodzie. A każde przeszukanie tego ogrodu przynosi po prostu odkrycia tego co się nie udało odkryć poprzednim razem. Jak ze szrapnelami na pobojowisku. Setkę razy można je przeszukiwać i za 101 razem też coś się jeszcze znajdzie. - długowłosa głowa Seth pokręciła się na znak, że akurat ten detal uwag informatyka uważa za całkowicie chybiony.

- Może tak… - odburknął Sanchez. - Może nie… Skąd się tam zatem wziął? A co z tą asteroidą? Cała składa się z tych nanofarfocli? - zwrócił się do Agnes przeskakując na kolejny temat. - Czy te tylko pokrywają jej powierzchnię?

- Tylko nie rozkopywać mi ogródka. - burknęła cicho Agnes. Udało jej się zasadzić kilka roślin i miała nadzieję, że nie zniszczy ich żaden przechodzień. - Nie wiem, czy to się pojawia, czy cały czas tam jest. Musielibyśmy założyć jakiś monitoring, żeby stwierdzić na sto procent. A co do asteroidy to nie wiadomo. Ja sądzę, że cała może być z tego zbudowana. Gdybyśmy chcieli sprawdzić, musielibyśmy skonstruować coś, co by się tam wwierciło, a nie bardzo wiem, czy jest sens. Mamy skany z sond odnośnie budowy.

- Co mówią skany? - dopytał informatyk. - Pokażesz?

- Jak chcesz, możesz zobaczyć na mostku. Zapisałam wyniki, gdyby się jeszcze przydały. Generalnie nic szczególnego. Dowiedzieliśmy się, że da skała jest dość dziurawa, chociaż nie na tyle, żeby wcisnąć tam jakąś bazę wrogiego dowodzenia. - uśmiechnęła się. - Żadnych nadzwyczajnych reakcji sondy nie wykryły.

- Skany nie są w stanie stwierdzić czy cała asteroida jest pokryta tym czymś - dopytał informatyk, - czy tylko jej powierzchnia? Sonda zbierając próbki, chyba jednak na czymś "usiadła"? Czy nie? Gdyby cała asteroida była tylko chmurą tego nanopyłu, sonda przeleciałaby przez nią jak przez dym.

- Pobrane próbki pochodzą z gruntu, pył pewnie też się tam dostał, ale nie jest to główny składnik. Gdybyśmy chcieli sprawdzić, czy nie ma tam innych materiałów, musielibyśmy się przewiercić, pewnie dość głęboko. Skany nie wykazują anomalii, nie podejrzewam, aby było tam coś innego. - wzruszyła ramionami Agnes.
 
BG jest offline  
Stary 23-01-2021, 06:10   #137
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 27 - Dzień 18 18:10

Czas: Dzień 18; 18:10
Miejsce: okolice “Archimedesa”; Sektor 12; dropship
Skład: Tony, Alice, Ryan, Zeeva, Jericho, Seth, Chris


- Wygląda czysto. - cała załoga w słuchawkach usłyszała spokojny głos blondynki jaka siedziała za sterami dropshipa. Poza kapitanem pozostała piątka siedziała w przedziale desantowym. Od razu było widać, że jest inaczej niż przy poprzednich wizytach na stacji. Wówczas tylko Ryan i Zeeva mieli broń na widoku. Pozostali nawet jak mieli pistolety to w kaburach albo i to nie. Broń wówczas nie wydawała się potrzebna. Tylko zawalała miejsce i przeszkadzała w ruchach. Wtedy. Teraz chyba nie przeszkadzała nikomu. Tak samo jak zapasowe magi, granaty i miny.

- To od czego zaczynamy? - zapytała pilot gdy już z kilkanaście minut krążyli wokół stacji. Chris trzymała się mgławicy śmieci i kosmicznego gruzu jaki lewitował wokół rozstrzelanej stacji. Pilot miała nadzieję, że jak 12-ka sama w sobie jako segment mieszkalny nie ma zaawansowanych skanów no to w ten sposób mogli mieć szansę, że lokalna SI ich nie wykryje. Ale tego nie umiała ocenić więc równie dobrze SI już dawno mogła ich wyryć i śledzić. Tego nie dało się stwierdzić. Jedynie to, że na razie na powierzchni stacji panował spokój dawał nadzieję, że wciąż mogą mieć efekt zaskoczenia.

Pytanie było jak najbardziej na miejscu. Zazwyczaj jak właz stacji był w porządku to Chris kierowała latacza do tego włazu i tam cumowała. Potem można było dostać się do środka czy wrócić na zewnątrz. Ale można było też wyskoczyć z włazu w przestrzeń. I dalej dzięki silniczkom manewrowym opaść na stację i skorzystać z włazu albo jakiejś szczeliny. Można było nawet wejść do środka przez któryś z sąsiednich segmentów. No i można było wysadzić anteny 12-ki. Dlatego SP załadowała na pokład pakunki C6. Gdyby wysadzić maszt antenowy powinno to zmniejszyć zasięg łączności między droidami a SI. Chociaż na sytuację w samej 12-ce to by raczej nie wpłynęło a gdyby jednak komputery sterujące 12-ką jednak nie wiedziały o ich obecności to taka akcja mogłaby je ostrzec. Dlatego pilot wcale się przy tej opcji nie upierała. Ot wyjaśniła co robią pakunki plastiku w ładowni i po co je zabrała.

Niespodziewanym pasażerem dropshipa był Seth. Tego chyba nikt się nie spodziewał. Gdy zjawił się w hangarze ubrany w swój skafander, ogon i plecak paramedyka chyba najbardziej zdziwiła się jego siostra.

- Seth? Co tu robisz? - zapytała nie bardzo mogąc pojąć dlaczego na ten lot co wydawał się niebezpieczniejszy niż wszystkie poprzednie brat zdecydował się do nich dołączyć.

- Widziałem was jak was trafiły te droidy. Ciebie i Alice. Następnym razem możemy nie mieć tyle szczęścia. A najważniejsza jest pierwsza godzina od otrzymania rany. W porywach szczęścia ten gruchot przez godzinę wraca na frachtowiec. - Seth streścił powody swojej decyzji i władował się na pokład zajmując jedno z krzesełek mocowanych do burty.

- O. Widzę, że chociaż ktoś pomyślał o zabezpieczeniu medycznym. - głowa paramedyka pokiwała się z aprobatą gdy w zasobnikach Ryana dostrzegł pakiet medyczny. Uniósł wtedy kciuk do góry w geście aprobaty.

Sam Ryan mógł mieć powody do obaw jeśli chodzi o poziom przeszkolenia bojowego swojej załogi. No cóż. To był statek cywilny z cywilną załogą. Szkolenie bojowe i to CQB nigdy nie było priorytetem. Tak naprawdę tylko z Zeevą mógł działać jak równy z równym. I niespodziewanie z Chris.

- Wymieniłam sobie oprogramowanie. Wgrałam sobie podstawowy program rekrucki. Specjalista od kriogeniki chyba nie będzie na razie potrzebny. - wyjaśniła na przedpołudniowym treningu. Właściwie to Jericho okazał się całkiem dobrym strzelcem a Tony niewiele mu ustępował. Alice zdecydowanie zaniżała tą średnią. Ale to był zespół indywidualności nie przeszkolonych w wojskowym drygu, nie znających wojskowych komend, no po prostu cywilbanda. Krótki trening przed obiadem nie mógł tego zmienić. Czy ktoś z nich w ogniu i chaosie walki będzie pamiętał to co im próbował pokazać i nauczyć profesjonalny kontraktor tego nie wiedział nikt.




Czas: Dzień 18; 18:10
Miejsce: “Aurora”; przedział załogi; robowarsztat
Skład: Vicente


No to chyba skończone. Na stole leżało rozbebeszone cielsko z plaststali, siłowników i okablowania. Cały stół wyglądał jak stół do przeprowadzania sekcji. I właściwie taką pełnił teraz funkcję. Tylko krojący ciało nie był lekarzem ani koronerem a ciało nie miało tkankowej budowy. Ale cel i efekt był podobny. Zdobyć informacje i poznać przeciwnika. No i poznał. Ale teraz za to płacił. Za dużo energetyków. A może za mało? Ciągły stres, projekty, natłok zajęć. Nawet nie pamiętał kiedy ostatni raz korzystał z bieżni. Nie miał czasu. I teraz to czuł. Jak szumi mu w skroniach, pieką zaczerwienione oczy i w ogóle potrzebuje odpoczynku. Ale mógł sobie też pogratulować. Rozgryzł w końcu tego blaszanego drwala.

Całkiem ciekawa konstrukcja. Mieszanina standardowych i bardzo nowoczesnych rozwiązań oraz materiałów. Niektóre schematy się powtarzały. Widział je już w dziesiątkach modeli robotów jakie przewinęły się przez jego ręcę. Ale ten był wykonany z mocniejszych stopów i miał bardziej zaawansowane procesory. To zapewne nie był szczyt technologii zgromadzonych na “Archimedesie”. Ot odwieczny kompromis pomiędzy potrzebami a możliwościami, operacyjnością a kosztami.

Droid mógł znieść wiele obrażeń. Upadków, postrzałów, eksplozji. Na pewno więcej niż człowiek. Jak był w pełni sprawny. A ten nie był. Chociaż niejako przywrócono go do życia ponownie po nie wiadomo jak długim czasie to długotrwałe wystawienie na mróz, wilgoć i brak energii zrobiło swoje. Droid nie odzyskał w pełni operacyjności. Ot postawiono go na nogi tyle o ile i posłano w bój.

Odkrył przekaźniki w blaszanym łbie. Dzięki nim się komunikował ze światem zewnętrznym. Jeśli był w zasięgu łączności na żywo ze sztabem czy to ludzkim czy komputerów to był niczym dron dla droniarza. Tak jak Agnes sterowała sondami a Dragos czy Alice botami serwisowymi tak ktoś z zewnątrz mógł sterować tym droidem. Miałby wówczas pełną świadomość sytuacyjną czyli obserwował świat sensorami blaszanego drwala. Wiedział gdzie jest, z kim walczy, kto do niego strzela i, że właśnie go rozwalił. Więc rozsądek nakazywał anulowanie wszystkich kodów i identyfikatorów takiego droida. Na wypadek gdyby wpadł we wrogie ręce. Zwłaszcza w ręce wrogich robotyków i hakerów. Więc bezpieczniej było anulować kody takiego elementu. Jedynym okienkiem wydawało się załatwić drona gdy nie miał połączenia ze sztabem w czasie rzeczywistym. Wówczas informacja o jego zniszczeniu musiałaby być przekazana przez inne droidy albo automatycznie zostawał uznany za zniszczonego po upływie jakiegoś czasu. Na zdewastowanej stacji, poza 12-ką, powinno być sporo miejsc bez łączności. Cudów nie było i nadajniki ludzi i maszyn miały te same ograniczenia. Więc większość wraku powinna sprawiać trudność łącznosci niezależnie od tego kto z kim powinien się połączyć. Zwłaszcza jak nie miało się skanów dropshipa na wsparcie.

Droid miał też całkiem mocny pancerz. Przynajmniej porównywalny z wojskowymi modelami. Znalazł przestrzeliny od laserów jakimi załoganci przepalili się przez ten pancerz. Wytopione i osmolone dziury. Okrągłe tam gdzie trafiły prostopadle i bardziej elipsodalne gdy walnęły pod kątem. Ale znalazł też z liczne trafienia jakie poszły rykoszetem albo zaabsorbował pancerz. Kompter podawał skuteczność przebić na ok 60%. Mniej więcej 1 na 3 strzały pochłonął lub rozproszył pancerz. Ale nie był ekspertem od balistyki by szacować czy to kwestia trafień, kątów pod jakim padały czy to sprawa samego pancerza. Tak czy inaczej ten zdezelowany robot w tej walce zostałby wyłączony wcześniej gdyby nie ta pancerna powłoka jaką był obudowany.

Odkrył też specyfikę wielu robotów bojowych. Nowoczesne sensory i komputer balistyczny. Co w nie-bojowych robotach takich nie było potrzeby budować. Na szczęście dla załogi “Aurory” elektronika najsłabiej zniosła mróz i wilgoć i nosiła liczne ślady korozji. Nie mogła być więc tak wydajna jak wtedy gdy była spod igły.

Przy tym całkiem zaawansowanym ciele sam CPU był zaskakująco prosty. Poza rozbudowanym komputerem bojowym, sensorami wizyjnymi, termo, nokto, wykrywaczami ruchu, czujnikami swój - obcy to właściwie niewiele miał do zaoferowania. W ogóle nie znalazł w nim funkcji pamięci wyższej. To musiał więc być prawie dosłownie dron. Zdolny do autonomicznego działania a w walce musiał być całkiem groźnym przeciwnikiem, zwłaszcza gdy był w pełni sił a nie taki jak teraz. Ale poza walką właściwie do niczego sensownego się nie nadawał. To było całkiem zrozumiałe jeśli się wzięło pod uwagę, że miał służyć na stacji kosmicznej. Sztab mógł dowolnie nim sterować jak własnym dronem czy po prostu wydawać ogólne rozkazy gdzie i co ma zabić droid i jemu zostawiał wykonanie detali.

W CPU droidy miały bardzo prosty rozkaz. “Zabij każdego napotkanego człowieka”. Rozkaz ekstremalnie prosty i skuteczny. Do tego bez żadnych ograniczeń. Zwykle programowano jakieś ograniczenia choćby po to aby uniknąć friendly fire na polu walki. Tutaj nie było żadnych ograniczeń. Roboty miały zabić każdego napotkanego człowieka. Tak po prostu.

Z przywróceniem droida na nogi aby mógł wesprzeć załogę “Aurorę” był pewien zasadniczy problem. Był rozwalony. Ryan z Zeevą wykonali dobrą robotę i zezłomowali swoimi laserami tego blaszaka. Lasery wypaliły powłokę ochronną i stopiły to co pod spodem. To nie był problem dla robotyka z robowarsztatem co znał odpowiednie procedury. Te wymagały rozbebeszenie droida mniej więcej do takiej postaci jak obecnie, wymontowanie zniszczonych elementów na nowe, zamknięcie powłok zewnętrznych i jazda! Robot mógł wracać na pole walki. Tyle, że nie miał tych modułów na wymianę. Pewnie w jakimś magazynie robocich części na “Archimedesie” były. Powinny. Ale tutaj nie miał żadnej. Leżał przed nim roboci trup z wypalonym laserem wnętrzem. Od biedy tak samo jak Alice męczyła się z budową nowego próbnika dla sondy i on mógłby od nowa zbudować te wypalone trzewia. Ale ile czasu by to zajęło i czy efekt końcowy byłby opłacalny to jego zmęczony umysł w tej chwili miał kłopot by to oszacować. Może się nie dało? A może dało. Trudno powiedzieć. Tak mu się już mieniło w oczach, że wydawało mu się, że z lampy unosi się dym. Chociaż nie mógł bo przecież włączyłby się czujnik przeciwpożarowy, zacząłby się drzeć i w ogóle. A nic się nie działo. Przerwało mu otwarcie drzwi.

- Cześć. Mam coś dla ciebie. Chociaż nie wiem po cholerę ci to. Robisz coś z tym? Bo jak chcesz się bawić w kolekcjonera małych kuleczek to mnie w to więcej nie mieszaj. - Dragos wszedł do środka i postawił małą buteleczkę jak po jakichś tabletkach na blacie. Widać było po nim, że grzebanie po ogrodzie za jakimiś kawałkami pieprzu niezbyt go bawi a i sensu w tym wielkiego nie widział. Ale jak kolega koledze postanowił spełnić prośbę informatyka. Dalej nawet nie wchodził tylko wrócił na korytarz. Ale zanim zniknął o czymś sobie przypomniał.

- A! Tam w tym papierku to są dwa co mi dał Jericho. Znalazł je w tym kombinezonie Alice. W podeszwach. I zrób coś ze sobą Vicente. Chujowo wyglądasz szczerze mówiąc. Prześpij się czy coś. - powiedział tak jakoś przy okazji nim ostatecznie odszedł korytarzem. W buteleczce niżej niż palec dorosłego rzeczywiście widać było jakieś małe kulki odruchowo kojarzące się z pieprzem. Ale na górze było jakieś papierowe zawiniątku. Pewnie to o tym mówił Rumun. Ale z tym zmęczeniem może miał rację? Z drugiej lampy pod sufitem też jakby coś dymiło. A alarm dalej się żaden nie włączał.




Czas: Dzień 18; 18:10
Miejsce: “Aurora”; przedział załogi; mostek
Skład: Agnes


Znów siedziała sama na mostku. Pełniła rolę dyżurnego. Łącznika między tymi co polecieli dropshipem a tymi co zostali na frachtowcu. Właściwie to większość poleciała. Nawet Seth. Co chyba zaskoczyło wszystkich. Została tylko ona, Vicente w swoim warsztacie i Dragos. Z czego Rumun sporo czasu spędził w ogrodzie. Nie omieszkał powiedzieć jej dlaczego.

- Agnes ty nie wiesz po grzyba Vicente te cholerne kulki? Zbiera je i zbiera i co? Plantacje chce założyć? - zapytał jej jakiś czas temu gdy połączył się z nią z ogrodu. Pytał niby żartobliwie ale dało się wyczuć irytację w głosie. Właściwie to Anubis dotrzymywał jej towarzystwa. Zajął jeden z wolnych foteli i ćwiczył kolejny level kociej drzemki. Chyba, że naszła go ochota na mizianie. Wówczas się przeciągał i zaczynał się łasić do jej nóg, nawet wskakiwał na kolana i mruczał.

Więc właściwie miała całkiem sporo czasu i okazji by poczytać co komputer ma w swoich przepastnych trzewiach o tej nanotchenologii. Miał całkiem sporo. To była wielka nadzieja ludzkości. Taki uniwersalny wytrych który dawał nadzieję pójść na skróty i otworzyć drzwi jakie do tej pory były zamknięte. A wydawało się mieć nieskończoną liczbę zastosowań. Technologia natryskiwana na panele słoneczne która sama się regenerowała. Albo pozwalała hodować zaprojektowane organy czy wytworzyć nawet mikroorganizmy. Ale jak każde narzędzie można było jej użyć nie tylko w szlachetnych celach ale i jak najbardziej morderczych. Choćby jako broń biologiczną czy chemiczną. Zależności od definicji. Bo nanotechnologia łączyłą w sobie cechy materii ożywionej i nieożywionej.

Z tego całego czytania można było wywnioskować, że to coś albo nie jest opisywanymi modelami nanotechnologii albo jest bierne. Nie ruszało się, nie przejawiało żadnej aktywności, nie toczyły się tam żadne procesy. A to było podstawa dla każdej definicja życia. Nawet sztucznego. Nawet założenia nanotechnologii zakładały pobieranie energii i przekształcania jej na wytworzenie kolejnych kopii. A to pod mikroskopem nie wytwarzało niczego. Nie zdradzało żadnej aktywności. Robiło nic. Wyglądało jak martwe. Albo przynajmniej bierne. Z drugiej strony przetrwalniki mikrobów potrafiły przetrwać bardzo długo w skrajnie niesprzyjających warunkach ale gdy pojawiły się te sprzyjające ich życiu to przynajmniej niektóre z nich zaczynały się budzić, poruszać, odżywiać i produkować kolejne pokolenia.

- Cześć. Jak chcesz to cię zastąpię. - Dragos przerwał jej te czytanie i rozmyślania gdy wszedł na mostek. Bez specjalnego szacunku złapał za kota i zwolnił okupowany przez niego fotel za co został obdarowany pełnym kociej wyższości spojrzeniem podkreślonej majtnięciem ogona. Rumun sobie jednak nic z tego nie robił tylko zajął miejsce, przypiął się i popatrzył na monitory. Tam widać było krążący wokół stacji dropship. Wydawał się malutki przy ogromnym obwarzanku zdewastowanej stacji.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 26-01-2021, 19:15   #138
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Czas: Dzień 18; 18:10
Miejsce: “Aurora”; przedział załogi; robowarsztat
Skład: Vicente, Dragos


- Cześć. Mam coś dla ciebie. Chociaż nie wiem po cholerę ci to. Robisz coś z tym? Bo jak chcesz się bawić w kolekcjonera małych kuleczek to mnie w to więcej nie mieszaj. - Dragos wszedł do środka i postawił małą buteleczkę po tabletkach na blacie. Widać było po nim, że szukanie kulek po ogrodzie niezbyt go bawi a i sensu w tym wielkiego nie widział.

Sanchez wzruszył ramionami. Właściwie sam nie wiedział po co je zbiera. Po prostu czuł, że to ma jakieś znaczenie. Jedną z pierwszych anomalii jaką zauważyli po wyjściu z krio był ogród a w ogrodzie te pieprzowe kulki. One i skrzynia ze skarbami, o której chyba już wszyscy zapomnieli. Anomalia. Błąd w kodzie. Musiał go zrozumieć. Naprawić. Wykorzystać by program był znowu przydatny.

- To musi mieć jakieś znaczenie - wydukał tylko bełkotliwie wiedząc, że tłumaczenie tego wszystkiego operatorowi jest bezcelowe.

Negru odwrócił się w stronę wyjścia, ale zanim zniknął o czymś sobie przypomniał.

- A! Tam w tym papierku to są dwa co mi dał Jericho. Znalazł je w tym kombinezonie Alice. W podeszwach. I zrób coś ze sobą Vicente. Chujowo wyglądasz szczerze mówiąc. Prześpij się czy coś - rzucił na odchodne znikając w korytarzu.

Wyglądał chujowo? Skoro tak twierdził Dragos, to pewnie tak było. Ciągły stres, praca bez przerwy. Taak. Czul zmęczenie. Czuł presję i ciężar odpowiedzialności. Pomimo, że nikt oficjalnie nic od niego nie wymagał - on sam wymagał od siebie wiele. Czuł, że tylko dzięki jego umiejętnościom posuwają się na przód i tylko dzięki jego umiejętnościom mogą zobaczyć światełko na końcu tej okrężnicy. Na razie jednak ciągle byli głęboko w dupie a jemu brakowało czasu na zrobienie tego wszystkiego co miał zamiar zrobić. A jak przyszło mu kogoś prosić o pomoc to mógł liczyć, że ten ktoś to koncertowo spierdoli (jak Seth analizę kulek) lub będzie strzelał focha (jak Dragos w tej chwili). Najlepiej byłoby więc zrobić wszystko samemu. Gdyby tylko miał więcej czasu.

Wysypał ziarna na blat. Odwinął papierowy zawiniątek. Te ze skafandra wyglądały podobnie do tych z ogrodu, chociaż pewności nie miał, bo czym bardziej starał się skupić wzrok, tym bardziej rozjeżdżała mu się wizja.

- Kurwa!

Przedarł kartkę na pół. Każde ze skafandrowych kulek zawinął dokładnie w papier. Jedną wrzucił z powrotem do fiolki po lekach, dorzucił luzem drugie z ogrodu. Całą resztę zgarnął w dłoń i wcisnął do kieszeni, gdzie ciągle trzymał poprzednio znalezione. Musiał się przespać, ale jeszcze nie teraz.

Czas: Dzień 18; 18:15
Miejsce: “Aurora”; mostek
Skład: Vicente, Dragos, Agnes


Wszedł na mostek wolnym krokiem. Energia, którą zwykle tryskał go opuściła. Widać było na nim piętno ciężkiej pracy ostatnich dni.

- Dragos - zwrócił się do operatora, - połącz mnie z Black Hawkiem.

Zmęczenie wzięło górę nad irytacją i temperamentem Hiszpana, bo zamiast wybuchnąć, rzucić mięsistą kurwą, wyzwać od tępych chujów, tłumaczył trzy razy z rzędu: rozkaz brzmi zabić wszystkich ludzi. Co trzeba mieć w głowie, żeby nie rozumieć prostych konsekwencji tego imperatywu i wniosków z niego płynących?

Nie miał na to siły.

- Agnes - zwrócił się do dziewczyny gdy przerwali połączenie z Black Hawkiem, - chciałbym, żebyś dla mnie to sprawdziła.

Wyciągnął z kieszeni pudełko po lekach.

- Dwie "kulki pieprzu" - wyjaśnił. - Ta luzem znaleziona przez Dragosa u nas w ogrodzie. Ta zawinięta w papierek z kombinezonu z Archimedesa. Sprawdzisz dla mnie czy czymś się różnią? Ja muszę się położyć i odpocząć.

- Czysto teoretycznie mogę sprawdzić, ale główne cechy widać już na pierwszy rzut oka, ewentualnie pod mikroskopem. Jeśli wydają ci się identyczne, to pewnie są. - stwierdziła nawigatorka odbierając pudełko. - Odpoczywaj, należy ci się. Żadnych nowych rewolucyjnych wieści?

Wzruszenie ramionami wydawało się zbyt trudne. Burknął więc tylko coś niezrozumiale i ruszył w kierunku wyjścia. Korytarz kołysał się lekko. Usypiająco. W ostatnim momencie zdecydował się minąć swoją kajutę i skierował się do innej. Ominięcie blokady zajęło mu chwilę.
Nora Zeevy była ponura mimo bladego światła rzucanego przez panele świetlne. Szturmowiec nie należała do osób, które przykładają większą uwagę do porządków. Brudne szkło, zgniecione puszki, butelki wypełniały wolną przestrzeń blatów i pułek. Vicente nie przyszedł tutaj jednak by podziwiać widoki. W lodówce znalazł to czego szukał. Usiadł na skraju niezaścielonej pryczy, wstrzymał oddech, pociągnął z gwinta i przełknął. Mimo, że był przygotowany na efekt, zabrało mu dech. Berbelucha smakowała równie paskudnie jak za pierwszym razem. Płynny ogień wyżerał wnętrzności. Rozmiękczał ciało. Wyciskał łzy. Gdy złapał oddech łyknął po raz kolejny. Po chwili było mu już wszystko jedno. Opadł na poduszkę. Butelka wyślizgnęła mu się z ręki. Zapadł w głęboki sen.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 29-01-2021, 23:03   #139
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Post wspólny, MG i gracze.

Miejsce: Mostek (Sanchez)
Black Hawk (Zeeva, Alice, Tony, Jericho, Ryan, Chris, Seth)

- Tony? - głos Sancheza był wyraźnie zmęczony. - Skończyłem grzebać przy tym droidzie. Podsyłam wam schematy. Ta zabawka jest naprawdę żywotna i ma za cel zabić wszystkich ludzi. Heh… Jeśli miałbym coś zasugerować. Wyślijcie Chris, żeby wyłączyła zasilanie. Dyrektywa nie mówi nic o SP.

Alice pokręciła głową przecząco. patrząc na Tony’ego.
- Tylko Chris pilotuje dropshipa.

- Na autopilocie daleko nie zalecimy - dodał Tony.

- Może powinniście rozważyć powrót po Agnes - stwierdził informatyk. - W każdym bądź razie droid miał wgrany rozkaz "zabić każdego człowieka" - powtórzył. - KAŻDEGO CZŁOWIEKA. Chris nie jest człowiekiem. Pewności nie mam ale zakładam, że ten rozkaz może mieć każdy droid na Archimedesie.

- A czy droidy nie będą odróżnić swoich od obcych? - zapytał Tony. - To by było zbyt proste, posłać robota by wyłączył wszystko.

Sanchez wzruszył ramionami ale tego nikt na dropshipie nie miał szans odnotować.
- Rozkaz jest prosty. Zabić wszystkich ludzi - powtórzył, choć nie było to w jego zwyczaju. - Nic więcej, nic mniej. Reszta to tylko interpretacja SI maszyny.

Alice potarła policzek. Chciała, bo nadziała się na szybkę hełmu.
- W tej sytuacji powinniśmy wrócić na statek - powiedziała. - I stamtąd posłać samą Chris.

- Nie - odparł Tony - bo moglibyśmy stracić nie tylko Chris, ale i dropshipa.
Zastanowiła się chwilę.
- W razie sytuacji kryzysowej.. Myślę, że można zaprogramować dropshipa, żeby wrócił sam na autopilocie.
Chris zostawi go pod stacją, jeśli po określonym czasie nie wróci, wahadełko wróci samo.

Tony zastanawiał się przez moment.
- Cumujemy, wypuszczamy drony. A potem idzie Chris. Jeśli uda się jej wyłączyć dwunastkę, to dobrze. Jeśli nie... wtedy przyda się opcja z odesłaniem dropshipa. Bo wtedy my będziemy musieli wyłączyć zasilanie w dwunastce.

- Jak chcecie mogę teraz was wysłać na “Aurorę” i wysiąść tutaj. - odezwała się Chris przysłuchująca się całej dyskusji. - Automatyczny pilot bez problemu sobie poradzi z lądowaniem w hangarze albo startem. Jak chcecie mogę mu wgrać jakiś kurs który odpali się o określonej godzinie. Tylko powiedzcie jaki. Ale Agnes też powinna sobie z tym poradzić. - dorzuciła swoją ofertę pomocy w sprawie lotów na automacie.

- To rozsądne - skinęła głową Alice. - My wrócimy, a potem odeślemy dropshipa po Ciebie.

- Automatyczne start z Archimedesa za cztery godziny - powiedział Tony - i lot na Aurorę. Z możliwością natychmiastowego startu na polecenie kogoś, kto znajduje się na pokładzie.

- Brzmi rozsądnie - poparł sugestię Ryan. - Chris, zanim wyjdziesz - test łączności i kamery. Zawsze będziemy mogli coś podpowiedzieć, gdyby sytuacja tego wymagała. I daj kamery “Black Hawka” na dwunastkę, trzeba będzie obserwować co się dzieje na poszyciu. Zajmę się tym - zgłosił gotowość ochroniarz.

- Dobrze. Ustawię odlot za 4 godziny. Na 22:30. Jeszcze coś mam ustawić? - blondynka w fotelu głównego pilota zgłosiła to ustawienie parametrów lotu na wypadek gdyby ktoś miał jeszcze jakieś inne pomysły i propozycje.

Potem zaczęła test łączności ale wyszedł w porządku. Uprzedziła, że jeśli jej nadajnik znajdzie się za jakąś gęstą zasłoną może być zbyt słaby by wysłać wiadomość. To samo gdy dropship odleci zbyt daleko. Przekierowała obraz do sytemu wizualnego w ładowni zdając sobie sprawę, że w kabinie mogą swobodnie przebywać tylko dwie osoby. A dzięki temu przekaźnikowi wszyscy w ładowni mogli oglądać tak samo jakby siedzieli w kabinie.

- Jeszcze coś? - zapytała czekając czy ktoś ma jeszcze coś do powiedzenia nim wyjdzie na zewnątrz.

- Wieża komunikacyjna. Jeżeli faktycznie jej zniszczenie miałoby zakłócić wymianę informacji między robotami, to warto ją wysadzić. Dysponujemy materiałami wybuchowymi. A jak u ciebie Chris z umiejętnością ich podkładania? Czy wgrany pakiet rekruta daje ci takie możliwości? Uważam, że możemy tu sporo ugrać - zasugerował Ryan, zanim Chris opuściła dropship.

- Tak, mogę je podłożyć i uruchomić timer. No ale nie mam przeszkolenia sapera albo inżyniera. Ale podłożyć mogę. - blondynka skinęła głową twierdząco na taki pomysł kolegi. Do wysadzania czegoś najlepszy byłby spec od wysadzania czegoś czyli saper. Ale kimś takim załoga “Aurory” nie dysponowała. Niemniej na oko Ryana tyle ładunków plastiku ile Chris załadowała do ładowni powinno móc wysadzić albo chociaż uszkodzić wieżę a na pewno by jej w niczym nie pomogło.

- I drony – powiedziała Alice. – przeszła na tył ładowni i zdjęła zamocowany z boku panel, odsłaniając wnękę. Ze środka wyciągnęła dwa niewielkie urządzenia, stanowiące standardowe wyposażenie każdego dropshipa.
Sprawdziła ona, ale po krótkim namyśle odłożyła jedno do wnęki.
W drugim uruchomiła kamerę, z której widok przekierowała na monitor.
- Chris, połącz się z jego kamerą. Będziesz wiedziała, co jest przed tobą. My tez będziemy cię mogli ostrzec, jeśli cos zauważymy. Moim zdaniem wystarczy, jeśli wyruszysz minutę po nim.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 30-01-2021 o 22:01. Powód: Robin out
Azrael1022 jest offline  
Stary 31-01-2021, 19:58   #140
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 28 - Dzień 18 21:30

Czas: Dzień 18; 21:30
Miejsce: okolice “Archimedesa”; Sektor 12; dropship
Skład: Tony, Alice, Ryan, Zeeva, Jericho, Seth


- Została godzina do odlotu. - Seth spojrzał na czas widoczny czytnik na ekranie. Właściwie wszyscy go widzieli i wiedzieli o tym. Zgodnie z programem jaki Chris przed wyskoczeniem z dropshipa wgrała w komputer pokładowy to o 22:30 miał on zacząć lot powrotny na statek macierzysty. Więc została jakaś godzina.

- Masz coś od niej? - Zeeva spojrzała na droniarza. Ten w naturalny sposób przejął kontrolę nad wysłanym dronem jaki miał pomagać Chris w pokonywaniu kolejnych sal i korytarzy “Archimedesa”. Na a przy okazji wziął na siebie sterowanie tą całą łącznością z pilotem wysłanym na stację.

- Nie. Wyłączyła się. Namierzają ją przez ten nadajnik. Więc włącza go na krótko. - Jericho pokręcił głową. To też właściwie wiedzieli wszyscy na pokładzie. Sama Chris o tym mówiła gdy się domyśliła dlaczego droidy i system tak łatwo ją namierza. Chciała więc wyeliminować chociaż jeden z tych elementów jaki zdradzał jej pozycję systemowi. Na pozostałe nie bardzo miała wpływ.

Z początku nie wyglądało to źle. Wszyscy się przypięli do siedzeń, pilot otworzyła boczny właz, nastąpił moment dehermatyzacji ładowni jaki wywiał ją na zewnątrz. Właz zamknął się i wszystko się uspokoiło. Klimatyzacja wpompowała świeże powietrze do ładowni mimo, że i tak cała załoga była w skafandrach próżniowych i miała swój własny zapas tlenu. Teraz jeszcze na jakieś 8,5 godziny i 12 h w zapasowych butlach leżących w ładowni latadełka. Ale jakieś 3 godziny wcześniej mogli obserwować na monitorach albo i przez okienko w bocznym włazie jak humanoidalna sylwetka mknie przez pustą przestrzeń z kropką towarzyszącego jej drona. Potem osiada na poszyciu stacji i idzie ku kratownicy na jakiej zamontowano anteny lokalnego systemu łączności. Dokładniej było widać na kamerze z wnętrza hełmu Chris. Jedna pokazywała jej twarz a druga mniej wiecej to co widać z hełmu. No a krążący dookoła dron pokazywał całą sylwetkę.

- No to jestem przy wieży. Zaczynam podkładać ładunki. - zameldowała pilot i trochę czasu jej zeszło. Szkolenie rekruckie pozwoliło jej zamocować ładunki przy dźwigarach kratownicy i je uzbroić. Najwięcej kłopotów miała gdzie je powinna umieścić. Wszystkie w jednym miejscu czy raczej pod każdy dźwigar jeden? Bo same ładunki były jak granaty, dość idiotoodporne. Przynajmniej w takim prostym uzbrajaniu. Ale już gdzie je umieścić było mniej oczywiste. Wysadzenie jednego wspornika nie gwarantowało, że wieża się zawali a jakby rozłożyć pod każdą nie gwarantowało, że je ruszy. W końcu nie mając innych pomysłów pilot podłożyła po jednym na każdy wspornik i uruchomiła timer. Pytała jednak na ile ma go ustawić.

- Ładunki podłożone i uzbrojone. Timer uruchomiony. Lecę do włazu. - zameldowała na koniec gdy już uporała się z zaminowaniem wieży łączności. Jeszcze parę chwil było ją widać bezpośrednio z dropshipa ale gdy zniknęła w śluzie byli już zdani tylko na zdalną łączność przez jej komunikator i drona. Właściwie od początku wszystko szło jak krew z nosa.

Albo te drony nie umiały rozpoznać, że mają do czynienia z SP albo miały jeszcze jakieś inne priorytety. Synthetic Person miały wiele przewag nad ludzkimi ciałami. Trochę silniejsze, znacznie wytrzymalsze, ignorowały ból, nie były tak wrażliwe na utratę płynów ustrojowych, nie musiały spać, jeść, oddychać aż tak im nie przeszkadzała ciemność, toksyczna atmosfera czy próżnia. Tak, miały wiele przewag nad ludzkimi ciałami. Ale tym razem Chris miała się zmierzyć nie z ludźmi tylko z droidami. Z bojowym androidami które też miały wiele tych przewag. Do tego z oprogramowaniem, opancerzeniem i uzbrojeniem szturmowców. Było ich wiele i na ich korzyść działał cały kompleks zarządzany przez SI. Szybko więc spacer przekształcił się w skradanki a te w umykanie przez zorganizowaną obławą. Gdyby zamiast Chris był żywy człowiek realne było zwykłe złapanie zadyszki przy takim tempie. Ale tutaj martwe ścierało się z martwym.

Pilot dropshipa non stop była w ruchu. Z początku próbowała przedostać się w pobliże generatora ale system szybko jej to uniemożliwił. I linia obławy stopniowo zaczęła ją spychać w coraz głębsze rejony 12-ki. To był zintegrowany system kierowany przez sztuczne HQ które dzięki kamerom i czujnikom miało bardzo dobrą świadomość sytuacyjną. Tak samo ja ma mostku “Aurory” można było mieć monitoring całego frachtowca tak samo było i w 12-tce. SI jak tylko mogła blokowała intruza. Zamykała drzwi, grodzie, włączała alarmy a do odciętego rejonu wysyłała droidy. Chris radziła sobie jak mogła, otwierała drzwi ręcznym sterowaniem awaryjnym, chowała się w kajutach, właziła przez kratki wentylacyjne albo rwała sprintem do przodu by zdążyć przed atakiem droidów.

Ale to przypominało bieganie w poprzek strzelnicy podczas strzelania. Nawet przy najlepszych umiejętnościach i bardzo kiepskich strzelcach coś w końcu musi cię trafić. Tak samo w końcu zaczęła obrywać Chris. Była pół kroku za wolna, o moment zbyt długo otwierały się drzwi albo działo się coś podobnego. Nie było pewne czy droidy chcą ją pochwycić czy zabić, czy widzą w niej SP czy homo sapiens, grunt, że wciąż parły z robocim uporem do dopadnięcia intruza. A intruz z równym uporem nie miał zamiaru dać się dopaść. I tak te polowanie trwało kolejną godzinę. Chyba. Bo od dwóch godzin gdy Chris wyłączyła komunikator a dron został zniszczony załoganci “Aurory” nie wiedzieli co tam się dzieje. Wiadomo było, że generator wciąż działa bo widać było zapalone światła w całym sektorze.

- Mówiła, że będzie się zgłaszać co 15 minut. - głos Seth zabrzmiał głucho gdy mijało właśnie te 15 minut od ostatniego kontaktu a nowego nie było.

- Może jej rozwaliło komunikator. Czy coś. - mruknęła Zeeva próbując znaleźć jakieś wyjaśnienie tego opóźnienia.

- Musiałaby dostać w głowę. Chociaż jak tak skacze i biega mógł jej wypaść. - Jericho wzruszył ramionami o postukał się w bok hełmu gdzie wpięte w ucho wszyscy mieli swoje komunikatory. Raczej bez postrzału w głowę trudno byłoby trafić tak drobny cel. No chyba, że wypadł albo doznał jakiejś awarii.

- To ile czekamy nim uznamy ją za MIA? - marine spojrzała na pozostałych i zatrzymała spojrzenie na kapitanie. Zwykle w takich niejasnych okolicznościach czekało się jakiś czas nim uznano kogoś za zaginionego w akcji. Bo właśnie mogło chodzić o jakąś awarię sprzętu czy inne dość standardowe wyjaśnienie takiego opóźnienia. A margines czasu był dość wąski. Zgodnie z programem jaki pilot na polecenie kapitana wgrała w komputer pokładowy, “Black Hawk” za godzinę zaczynał powrót na “Aurorę”. Z ciężkiej decyzji wyratował kapitana błysk ekranu na jakim pojawił się obraz jakiegoś korytarza. Trząsł się w rytm kroków szybko idącej osoby. Słychać było przyśpieszony oddech. Obraz odwrócił się gwałtownie jakby Chris odwróciła się za siebie by sprawdzić co tam się dzieje. Ale nic się nie działo. Widać było pusty korytarz stacji. Kamera pewnie była mała, z komunikatora wpiętego w ucho więc pokazywała obraz mniej więcej z wysokości głowy załogantki “Aurory”.

- Nie mogę ich zgubić. Polują na mnie. Namierzają mój sygnał. - głos pilot był pospieszny i urwany. Zatrzymała się przy jakimś narożniku i jak Ryan rozpoznał zaczęła kroić tort. Czyli ostrożnie ze dwa kroki od narożnika zaczęła wyglądać co tam jest za narożnikiem trzymając wycelowany pistolet przed sobą. Tym razem nic nie było więc ruszyła tym korytarzem.

- Ale jest jeszcze coś. Widzicie? - pilot uniosła ramię do góry co pewnie było trochę dziwne dla szybko idącej osoby. Ale w ten sposób mogła pokazać to ramię do kamery. Trochę się to wszystko trzęsło jak była w ruchu a wraz z nią kamera ale było widać wystarczająco wiele. Na ramieniu widać było coś co na pewno nie było oryginalnym ciałem ich SP. Jakieś kolce, wypustki, narośla… Coś takiego wystającego. Nawet na pierwszy rzut oka widać było, że to coś dodatkowego.

- Tu coś jest w powietrzu. Co reaguje z tkanką żywą. Tak myślę. Ja mam mało tkanki żywej na sobie ale wy… Myślę, że tu dla was jest zbyt niebezpiecznie. Każda utrata hermetyczności skafandra grozi czymś takim. - Chris pokręciła głową na znak, że nie uważa przebywanie tutaj żywej, biologicznej załogi za dobry pomysł.

- Chcę wiedzieć jakie mam rozkazy. - powiedziała szybko syntek i nagle zatrzymała się jak wryta wpatrzona w drzwi do jakich do tej pory szła. Po czym szybko doskoczyła do jakichś bocznych, otworzyła je i znalazła się w jakimś mieszkaniu. Zamknęła drzwi za sobą.

- Już tu są. Zaraz będę musiała kończyć. - powiedziała szeptem. Wraz z przywróconą łącznością komunikator przesłał też aktualne dane o stanie fizycznym załoganta. Stan Chris nie był dobry. Suche procenty oceniały jej stan na 40% mocy i możliwości. W przypadku dronów, droidów czy SP to nie do końca było to samo co u ludzi ale jednak wyraźnie pokazywało, że sztuczny organizm został solidnie nadwyrężony.



Czas: Dzień 18; 21:30
Miejsce: “Aurora”; przedział załogi; kajuta Zeevy
Skład: Vicente


Poczuł, że ktoś potrząsa go za ramię. Jak podniósł głowę ujrzał nad łóżkiem twarz Chris. Była w tym swoim kombinezonie roboczym w którym zwykle chodziła. Ale patrzyła na niego poważnym wzrokiem.

- To było naprawdę irytujące Vicente. Dlaczego to zrobiłeś? “Mam stosunki z załogą”? I co jeszcze? Może od razu powiedz, że puszczam się z całą załogą. Po co się szczypać w detale, od razu trzeba było polecieć hurtowo. - pilot wyraźnie miała mu to za złe. Stała przy łóżku naburmuszona ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami co tylko podkreślało całą pozą jak bardzo jest na niego zirytowana, wkurzona, zła i takie tam. A te finezyjne bikini z różnymi sznureczkami jakie miała na sobie ładnie podkreślało jej zgrabną figurę.

- Masz stosunki z załogą? Masz rację foczko, choć załatwimy to hurtem. - skądś wyszła Zeeva i bez ceregieli klapnęła w tyłek Chris i zgarnęła ją ze sobą na pomost jaki prowadził na rajską wyspę na jakiejś słonecznej plaży. Chris zachichotała i jak na wdzięczną foczkę przystało dała się zaprowadzić koleżance. Zeeva wyglądała też dość turystycznie. Miała żywe nogi i ramiona, dłuższe włosy. Pewnie ten rodzaj wszczepów dla jakich priorytetem jest zbliżenie się do ludzkiego ciała tak bardzo jak to możliwe. Podobnie biopowłoka syntków tak zaawansowanych jak Chris też była projektowana w ten sposób. No a Zeeva jak na marine to była ubrana dość turystycznie. Jakieś dziśnowe szorty i luźna podkoszulka.

- No i widzisz jak to jest wszystko zrobione. Robisz co możesz a wszystko przesypuje ci się między palcami. Jak piasek. - dziewczyny nie wyglądały na przejęte widząc cybertrupa o szkieletowej budowie tylko siedziały przy nim przy plażowym stoliku. A major Johnson popatrzył swoimi martwymi cyberoczami na nie i na Vicente który właśnie też siadał do stołu. Z tego wszystkiego nalał mu drinka i przyjaznym gestem przesunął w jego stronę. A sam przesypał piasek między swoimi stalowymi palcami by zademonstrować miałkość ludzkich zamierzeń w stosunku do krytycznej sytuacji.

- O. Strzelamy do rzutków? - Zeeva wzięła rewolwer i wycelowała w wynurzającego się z morza droida. Ten parł do przodu ukazując głowę, tors, biodra, w końcu kolana. Wtedy padł strzał który trafił gdzieś w obojczyk. Droidem zachwiało ale parł dalej. Wyszedł już z wody i z niej ociekał.

- To dobry żołnierz. Wykonuje rozkazy. Jak my wszyscy. Nie jest zły ani dobry. Po prostu jest. Jak narzędzie. To my używamy narzędzi. - major spojrzał na widok na plaży. W międzyczasie któryś tam z kolei strzał Zeevy powalił wreszcie i zatrzymał marsz tego droida. Upadł w piach a marine z satysfalckją zdmuchnęła dym z lufy.

- No to chyba rozwaliłam twoje narzędzie. - mruknęła z zadowoleniem i spojrzała zadziornie na siedzącego majora. Ten pokiwał głową i wzruszył swoimi kościstymi majorami.

- Chwilowo je wyłączyłaś. Mam następne. Zrozum, nie tędy droga. Poza tym mylisz skutek z przyczyną. - major Johnson pokręcił ze smutkiem głową jakby mu się trafiła jakaś krnąbrna i oporna na wiedzę uczennica.

- Twoje roboty do nas strzelają. - przypomniała mu marine. Ale spojrzała na plażę bo tam z wody widać było kolejnego wynurzającego się robota.

- Oczywiście. Przecież taki mają program i rozkazy. Muszą do was strzelać. - major bynajmniej nie oponował a nawet zgodził się bez zastrzeżeń z takim zarzutem.

- Ale do mnie też strzelają. - zauważyła Chris nie wiedząc czy bardziej powinna obserwować majora czy nadchodzące droidy. Kolejne wynurzały się z wody i z niemym uporem zbliżały się w stronę ich stolika. Trochę nierealistycznie wyglądały tak takie bojowe roboty szturmowe na tej rajskiej plaży.

- Nie miej im tego za złe. Spójrz jak wyglądasz. - w głosie majora dał się słyszeć coś co sugerowało, że na to nie ma rady. Chris spojrzała na swój dół a i Zeeva też nie omieszkała.

- No tak… - pilot przyznała gdy zdała sobie sprawę, jak bardzo trudno ją odróżnić od człowieka tak na pierwszy rzut oka. I to jak była w bardzo śmiałym bikini a co dopiero jak w bezosobowym skafandrze próżniowym.

- Jeszcze raz wam mówię, nie tędy droga. W gruncie rzeczy walczymy z tym samym wrogiem. - major westchnął rozżalony widząc jak marne znów zaczęła strzelać do nadchodzących robotów. Kolejne padały ale też kolejne wychodziły z morza. Można było powiedzieć, że panuje stan względnej równowagi. Trochę nawet dziwne było, że droidy nie strzelają z tych swoich karabinów. Tylko tak po prostu idą.

- A nie możesz im powiedzieć żeby przestały? Wróciły do koszar czy co wy tam macie? - pilot popatrzyła pytająco na siedzącego obok majora.

- Nie mogę. Wypadłem z obiegu, że tak powiem. Zapytajcie kolegi. - wskazał kościstym palcem na siedzącego obok informatyka. Koleżanki spojrzały w tą samą stronę i przez chwilę Vicente czuł jak cała trójka się mu przypatruje.

- To co my mamy teraz robić? - zapytała blondynka w ciemnym bikini zwracając się właściwie nie wiadomo do kogo.

- A to nie jest pytanie do mnie proszę pani. Ja mam swoje poletko do ogranięcia. Miałem. - łapy cyborga podniosły się na znak, że zły adres z takimi pytaniami.

- Trochę ci rozpierdzieliło te poletko majorze. - zauważyła Zeeva wracając do plażowego strzelania do blaszanych rzutków.

- To prawda. Tak to bywa gdy mierzymy się z czymś potężniejszym od nas. Z czymś nowym i niezrozumiałym. Z czymś na co nie ma przepisów, procedur i regulaminów. Ale czy u was nie jest tak samo? - major Johnson przyjął filozoficzny ton gdy mówił o tych tajemniczych i niezrozumiałych siłach.

- Jak to? - pilot wydawała się zdziwiona tym porównaniem. Trochę się skrzywiła bo rewolwer koleżanki huczał jej tuż przy uchu.

- Nie powiecie mi chyba, że u was skok o 300 lat świetlnych w ile? 50? 100 lat? To norma. Chociaż przyznam, że skok mojego poletka też trudno nazwać rutynowym lotem. - chociaż major nie miał ust ani w ogóle twarzy wydawało się, że się uśmiechnął. Takim nostalgicznym uśmiechem.

- No nie. To nie jest żaden jebany standard. Nie wiem jak statek to wytrzymał. Że go nie rozpyliło od takich prędkości… Cholera czy te roboty się kiedyś skończą? - Zeeva zaczynała słuchać jednym uchem. Rzeczywiście droidy wyraźnie skróciły dystans i mimo, że strzelała już na poważnie a nie tak dla jaj i zabawy jak na początu to jakoś te droidy się zbliżały nadal.

- No właśnie. I co z tym robicie? Kręcicie się jak pies za swoim ogonem. Żrecie się między sobą i toczycie swoje małe wojenki. Ten powie tamtemu to albo nie powie tego, ten się nie chce słuchać a tamten boi się wydać rozkaz. A tamten się obrazi, ta walnie focha a tu ktoś udaje, że jego to wszystko nie dotyczy i jest ponad to. Jak to ma działać? Stoicie w obliczu potężnego zagrożenia jakie załatwiło kilkutysięczną stację. I nie umiecie współdziałać nawet z takim nożem na gardle? Kiepsko wam to rokuje moi drodzy. - major pozwolił sobie na dezaprobatę takiego zachowania. Popatrzył uważnie na nich wszystkich.

- Hej! Co to ma być!? - marine zakrzyknęła z oburzenia. Z morza wyłoniła się jakaś inna maszyna. Zatrzymała się przy rozwalonym przez nią droidzie i wysunęła jakieś szczypce, palniki i inne takie.

- Serwis. Jesteś marine. Powinnaś chyba najlepiej wiedzieć jak to działa. Uszkodzenie - naprawienie - powrót do walki. Z tobą było inaczej? Albo ty kolego. Co robicie jak macie jakąś awarię na pokładzie? - major uniósł brwi jakich przecież nie miał. A Zeeva ze złości zerwała się na równe nogi i zaczęła strzelać do tego warsztatowego robota.

- A z tymi kłótniami i brakiem zaufania to chyba prawda. Ja to chyba mam najgorzej bo jestem syntkiem. Zawsze tak jest jak w załodze jest jakiś syntek. No nawet z tym, że to ja miałam jakieś podłe zamiary i chciałam przejąć statek czy co… - blondynka też posmutniała i przestała zwracać uwagę na walkę koleżanki z droidami.

- Naprawdę Vicente? Jestem technikiem kriogeniki. Pakuję was do hiberantorów i ja was wybudzam. Mogłabym tak je ustawić, że każdy z was albo i wszyscy po prostu byście się nie wybudzili z kriosnu. Załatwiłabym was wszystkich bez żadnego latania z nożem czy pistoletem za każdym z was. I to tak, że trudno by było udowodnić, że to moja sprawka. A wy pierwsze co to, że Chris jest winna. Daj spokój Vicente, zawsze to samo. Bo to na pewno syntek maczał w czymś palce. I co? To ja nas przeniosłam tutaj? Jakim cudem? - pilot zmarkotniała do reszty gdy widocznie bolały ją takie zarzuty od kolegów i koleżanek z jakimi w końcu już trochę wszechświata zwiedzili. A przy pierwszej okazji z miejsca zawędrowała na ławę oskarżonych.

- Otóż to, o tym właśnie mówię. Te wasze wojenki. Przez to wiele wam umyka. Macie plan na wojnę? Jak wygrać wojnę? Jaki jest wasz cel? Co chcecie osiągnąć? - Johnson przyznał blondynce rację wskazując na nią palcem albo na jej słowa.

- Chcemy wrócić do domu. Żywi. No a przynajmniej ja bym tak chciała. - odparła po chwili zastanowienia Chris.

- Bardzo dobrze żołnierzu! To jak chcecie to wykonać? - major z miejsca pociągnął dalej tą rozmowę.

- Noo… Chyba powinniśmy zdobyć nowe pręty uranowe. Załadować do reaktora, obrać cel i zacząć lot. - blondynka odparła po kolejnej chwili namysłu.

- Bardzo dobrze! To czemu się za to nie zabieracie? - tym razem oficer zapytał rozmówczynię.

- Bo pręty Alice znalazła w reaktorze “Archimedesa”. Ale chyba, żeby je wydobyć trzeba by uruchomić główny reaktor. Tak myślę. Alice trzeba by zapytać. - pilot odpowiadała jakby nauczyciel ją egzaminował na Akademii Kosmicznej w jakimś hipotetycznej sytuacji.

- Świetnie. To czemu się za to nie zabieracie? - szef ochrony “Archimedesa” popatrzył na blondynkę i na Vicente. Zeeva zajęta strzelaniem do robotów chyba odpadła jako dyskutant.

- Bo teraz polecieliśmy wyłączyć 12-kę. No i Vicente przekonał chyba wszystkich by nic nie włączać. Zwłaszcza głównego reaktora. - Chris wskazała na kolegę więc i major obdarzył go spojrzeniem swoich sztucznych gałek ocznych.

- Tak jak mówiłem. Rozdrabniacie się na drobne. I dlatego ciężko będzie wam zrealizować cel strategiczny. O ile go w ogóle macie. - major rozparł si wygodnie na składanym krzesełku, złożył ramiona na piersi i wyciągnął przed siebie nogi. Obserwował jak idzie walka byłej marine. A jej nie szło. Mimo, wysiłków dronów ubywało zbyt wolno a kolejne były naprawiane zbyt szybko by miało to jakiś stały efekt to jej niszczenie poszczególnych sztuk.

- Jak to? - pilot spojrzała na Vicente, trochę na plecy Zeevy ale w końcu znów zwróciła się do majora.

- Logika. Nie ruszycie do domu z pustym bakiem. Ale nie chcecie go uzupełnić paliwem. Więc nie ruszycie do domu. I te drobiazgi jak to tego nie zmienią. - major skinął brodą na tą coraz bardziej bezowocną walkę Zeevy ze stalowym przypływem.

- Ale taka podróż musiałaby potrwać setki lat. Może i tysiąc. - po chwili dumania Chris zgłosiła jednak, że widzi pewną lukę w tym planie.

- Tak? A podróż tutaj to nie? - major chyba znów się uśmiechnął swoim ironicznym uśmiechem gołej czaszki. Chris otworzyła buzię w niemym “ooo…” i się zagapiła kompletnie. Nie zauważyła jak dwa droidy stanęły za jej plecami, złapały za ramiona i pociągnęły przez plażę w kierunku oceanu.

- Zostawcie ją! Chris! Puszczaj! Sanchez! Zabierają Chris! Pomóż! - Zeeva widząc co się dzieje rzuciła się okładać pięściami i kopniakami droidy. Jednego przewaliła w piach ale drugi wciąż wlókł szarpiącą się blondynkę przez piach. Z tym samym robocim uporem jaki prezentowały do tej pory. Zanim marine zdążyła pomóc koleżance zwarł się z nią kolejny droid a inny zastąpił tego pierwszego dołączając do wleczenia szamoczącej się blonynki przez plażę.

- O tym właśnie mówiłem. - major pokręcił głową jakby nie był zaskoczony takim wynikiem tej sceny.

- Zamknij się! - wrzasnęła na niego wściekła specjalistka od ciężkiej broni. I zamachnęła się mieczem łańcuchowym na kolejnego droida jaki blokował jej drogę do koleżanki. Wizgnął mechanizm miecza i zawył szarpany kompozyt gdy zęby piłomiecza wżerały się w trzewia robota.

- No i zostałeś ty kolego. Nierozumiany geniusz nie umiejący się porozumieć z współplemieńcami. Cóż jest warta informacja albo pomysł która zostaje tylko na papierze? Albo zostanie przekaza za późno lub w niezrozumiałej formie. Nic. Albo niewiele. - cyborg pokręcił smutno głową zwracając się do swojego ostatniego rozmówcy jaki został przy stoliku.

- Masz wiele chytrych planów i sekretów kolego. Toniesz w nich. Oplątały cię jak trujący bluszcz. Przesłaniają ci to co naprawdę istotne. Powiększ zoom. Wyjdź z tych małych, błahych sekrecików i wojenek. Nie jesteś sam. Nikt z was nie jest sam. Załoga to nie jest miejsce dla solistów. W pojedynkę nikt nie da rady. Razem będziecie współpracować. Albo razem zostaniecie tu do końca. Człowieku grozi wam, że tu zostaniecie na zawsze. Im dłużej tu jesteście tym szanse na powrót maleją. No chyba, że trafiliście do raju i właśnie zostać tutaj jest waszym celem strategicznym. Wówczas hulaj dusza piekła nie ma. Widzisz to? - major położył łokcie na stole nieco się nad nim nachylając i pozwolił sobie na dłuższy monolog. Na koniec wskazał na dwie walczące kobiece sylwetki przytłoczone masą droidów.

- Tak to się skończy jak pozwolicie sobie rozmienić na drobne. Droidy, SI, próżnia, kosmiczny wrak, awarie, wypadki wreszcie wy sami. Załatwicie się na własne życzenie. No chyba, że się ogarniecie w porę. Zadajecie niewłaściwe pytania. Koncentrujecie się nie na tym co ważne. Tylko na błahostkach. Chcecie zginąć tutaj na krańcu wszechświata za błahostki? A to was czeka jak czegoś nie zmienicie. Czas nie gra na waszą korzyść kolego. - major pokiwał głową po czym wstał. Dopił swoją szklankę, odstawił ją na stolik po czym założył ciemne okulary, słomkowy kapelusz i niczym rasowy turysta ruszył w stronę słonecznej i piaszczystej plaży o złotym piasku i błękicie nad głowami. A trochę dalej droidy już prawie zawlokły Chris do morza oddzielając od niej skutecznie Zeevę. Marine spojrzała na niego jakby nagle stali tuż obok siebie.

- To ile czasu czekamy aby ją uznać za MIA? - zapytała w swoim skafandrze bojowym, z ckm w łapach i mieczem łańcuchowym u pasa.

- A w ogóle to o co ci chodzi z tym pieprzem? Agnes mówiła, że to nie jest żywe to jak nie jest to przecież nic z tego nie wyrośnie. Chyba. A poza tym przegapiłeś to co najważniejsze z tymi kulkami. Ten blaszak chyba ma rację. Coś nam umyka. - Dragos stał w drzwiach i wskazywał na buteleczkę jaką mu przyniósł z tymi nowymi kulkami. Pokręcił głową jakby sam nie bardzo rozumiał o co w tym wszystkim chodzi.

- Mnie też nikt nie słucha. Przecież mówiłem, że silniki są praktycznie nie ruszane. Ale nikt mnie nie słucha. Pokiwaliście głowami i tyle. - Jericho też dorzucił swoje gdy siedział na ławeczce dropshipa i miał na kolanach konsole sterującą pewnie jakimś dronem.

- Bez paliwa i tak nigdzie nie polecimy. - Zeeva wzruszyła ramionami bawiąc się zamkiem broni. Rozlegał się suchy, denerwujący trzask uzbrajanej i rozbrajanej broni.

- A my tylko wykonujemy swoje obowiązki dla dobra ludzkości. A wy do nas strzelacie. - głos droida był mocno syntetyczny. W końcu miał tylko głośnik do komunikacji głosowej.

- Hola, hola kolego! To wy do nas zaczęliście strzelać pierwsi! - Zeeva zamachała dłonią i groźnie wbiła palec w pierś robota tuż obok wypalonych laserem przestrzelin.

- To są właśnie nasze obowiązki. - droid przyjął te oskrażenie z robocim spokojem i rozłożył ramiona w geście bezradności.

- A ja! A do mnie dlaczego strzelaliście?! - gdzieś tam przez tłumek osób błysnęła blond główka pilot dropshipa z nieskrywaną pretensją.

- Wybacz. Byłaś w skafandrze i wszystko wskazywało, że jesteś człowiekem. - syntetyczny głos z głośniczka dorida przybrał ton zakłopotania i przeprosin.

- No w porządku. Rozumiem. Każdemu może się zdarzyć jakaś pomyłka. - głos Chris złagodniał jakby była skłonna wybaczyć taką pomyłkę. - Ale teraz nie mam skafandra a dalej mnie atakujecie. Dlaczego? Teraz już wiecie, że nie jestem człowiekiem. - pilot dociekała dalej nie mogąc pojąć zachowania droidów.

- No wiesz… Pętasz się po naszej stacji bez zezwolenia, masz broń, nie reagujesz na wezwania do poddania się a do tego trasa sugeruje, że chciałaś się dostać do zastrzeżonego obszaru. No jak nic sabotażystka. Sam powiedz czy tolerowałbyś takiego intruza na swoim statku i pozwoliła mu działać jak chce? - droid wzruszył ramionami znów w tym przepraszającym tonie by dać znać, że nawet mu trochę głupio, że tak wyszło no ale ma swoje procedury i rozkazy jakich musi się trzymać. Na koniec zapytał jednak Vicente a nie pilota.

- No chyba nie… Trochę głupio wyszło… Ale ja też mam swoje rozkazy. - blondynka pokiwała głową nieco zaskoczona i może trochę zażenowana z takiego obrotu wypadków. Ale na koniec tonem usprawiedliwienia dodała co nią kierowało.

- Widzicie? Aż tak się nie różnimy. - droid skrzeknął swoim syntetycznym głosem i chyba się uśmiechnął.



Czas: Dzień 18; 21:30
Miejsce: “Aurora”; przedział załogi; mostek
Skład: Agnes, Dragos


Agnes nadal pełniła dyżur z Dragosem na mostku. Dzięki łączności z dropshipem mniej więcej wiedzieli co tam się działo. Wysłali Chris aby spróbowała sama wyłączyć generatory 12-ki. Ale chyba coś nie bardzo jej to poszło. Tak czy inaczej za godzinę automaty zaczną manewr powrotu i trochę przed północą “Black Hawk” powinien wrócić do rodzimego hangaru.

A na “Aurorze” została ich trójka. No i czarny kot oczywiście. Z czego Vicente wyszedł z mostka to nawigator została sama z Dragosem. Sprawy szły raczej rutynowym tonem gdy niespodziewanie komputer zgłosił alarm o wykrytym skażeniu biologicznym. W robowarsztacie.

- O cholera… Skażenie biologiczne? - Dragos zbladł i spojrzał na koleżankę jakby liczył, że mu się coś przywidziało. No ale nie. Ona też to widziała.

- Sprawdzę systemy. Może to jakaś awaria czujników. - powiedział jakby próbował uspokoić rozsądnym argumentem ich oboje. Chwilę przeprowadzał procedurę autokontroli systemu czujników.

- Wygląda na to, że są w porządku. - przyznał z niechęcią po paru chwilach. Szkoda. Jakby to było coś z czujnikiem to by się go wymieniło jak żarówkę i byłoby po kłopocie.

- Co robimy? Rozumiesz ten bełkot? - kolega spojrzał na koleżankę bo komputer zgodnie z procedurami w chwili alarmu zablokował i odciął skażone pomieszczenie. A także wysłał na mostek dane czynnika jaki wywołał ten alarm. W tym wypadku do nawet laik mógł przeczytać ekspertyzę czujników i komputerów które identyfikowały substancję jako szczurzą krew. To nie było dziwne. Statki i bazy kosmiczne miały swój naturalny biotop tam gdzie działały SPŻ. Te wszystkie szczury, karaluchy, pająki, roztocza i inne takie jakie zdawały się podbijać wszechświat wraz z ekspansją człowieka jako niechciani pasażerowie na gapę. Więc to, że jakiś szczur się skaleczył w swoich szczurzych wędrówkach nie było takie dziwne. Ale samo w sobie nie powinno wywołać tak gwałtownej reakcji systemu obronnego.

Agnes jako biolog mogła zrozumieć więcej z tych wyświetlanych danych. Poza samą hemoglobiną były też liczne uszkodzenia i toksyny. To musiał być poważnie chory szczur, może nawet w stanie terminalnym. A alarm wywołało to, że te same szkodliwe czynniki jakie poczyniły spustoszenie w krwiobiegu szczura mogły również zagrażać zdrowiu człowieka.

- Wzywamy Vicente? Albo kapitana? - Dragoś zaproponował niepewnym tonem kolejne kroki. Czekając na decyzję sprawdził gdzie jest pikaczu informatyka. I trochę się zdziwił jak wykrył go w kabinie Zeevy. Ale można było go powiadomić. Tak samo jak kapitana.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172