Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2021, 08:25   #63
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Krzyk Semena zadziałał mobilizująco na wszystkich. Wnet Hohenstein rzucił się do swoich sakw by po chwili wyciągnąć omszałą flaszę. W tym czasie dwóch zbrojnych w czarnych tunikach z symbolem gwiazdy Sigmara na piersi, porwali leżącą na uboczu belkę i docisnęli ją w uchwyt w miejsce topora, który kozak wyszarpnął bokiem. Trochę się przy tym namordowali wspólnie, bo napór na oba skrzydła był straszny. Z niepokojem nasłuchiwali jak dębowe skrzydła trzeszczą, ale mikstura Bombastusa okazała się mieć zbawienny wręcz wpływ na wciskające się w każdą szczelinę pnącza. Polewane nimi, skwierczały i syczały topiąc się w zielonkawą maź, pulpę która jak kałuża zalegała wkrótce nadproże. Siwym dymem znacząc tylko swą obecność.

- Tatko… my nie kcieli. - głos Guntera przywrócił Svena do równowagi. Jak oszalały jeszcze przed chwilą szukał drogi ucieczki i rozważał na kim mógłby oprzeć swoje plany, jednak coś w głosie młodszego przywróciło mu uwagę na rzeczach bliskich a przez to najważniejszych.

- Zamilcz mazgaju! To tajemnica! - starszy wściekle doskoczył do brata, chwytając go za rękę, jakby chcąc tym gestem zmusić do uległości. Thomas zawsze był popędliwy. Sven po ojcowsku zacisnął mu dłoń na ramieniu odciągając od pochlipującego brata. - Czego żeście nie kcieli? - zapytał bojąc się tego, co może usłyszeć.

- No bo to miały być takie niby magiczne tańce, jak elfy! Tak jak elfy mielim w loszku pod klasztorem odtańczyć i… - Gunter znów zawiesił głos a z jego oczu popłynął potok łez. - Ja nie wiedziałem, że bez to matulę, Anikę i tą znajdę Hildę w kajdany wezmą. Nikt z nas nie wiedział, że my co złego, jak ten pan mówił! My przecie żadne czarowniki! Tato! Czemu oni kcą ich spalić!?

Nim Sven zdążył odpowiedzieć za dębowymi drzwiami huknęło coś straszliwie, aż zatrzęsły się ściany klasztoru a okna zadrżały. Okna.

Bombastus pierwszy dostrzegł cienie wijących się pnączy, które widoczne przez witraże szukały miejsca do pokonania napotkanej przeszkody. Na witrażu Sigmar młotem roztrzaskiwał miłosiernie na polu bitwy czaszki powalonych uprzednio wrogów. W rogu każdego, maleńkiego nawet, szkiełka znaczył się dziwny okrągły znaczek. Taki … podobny do tego w którym ta dwójka odprawiająca na wirydarzu jakiś rytuał stała. Taki, jaki gdzieś już Bombastus widział. Gdzieś tu w klasztorze. Gdzieś…

Za radą Semena porwali pochodnie i jęli obserwować w napięciu szczeliny pod drzwiami i okna, gotowi płomieniem karcić dziwaczną, monstrualną roślinę. Dopiero teraz dostrzegli, że posadzkę kapitularza znaczą brązowe ślady krwi a ławy są poprzewracane.

- Widzieliście co działo się z murami? Pradawna magia przebudziła się. Biblioteka to najstarszy element całej konstrukcji, a więc tam powinno być najbezpieczniej. - słowa Svena rozbrzmiały echem w wielkiej zakonnej sali. Jakby wieśniak chciał swoimi słowy zmienić temat od wyznania jego dziatwy. W myślach obiecywał sobie, że jak się to wszystko skończy porozmawia sobie z nimi. Oj pasa nie będzie żałował. Oj nie będzie! Byle tylko miał taką szansę.

- Wy jesteście jednymi z nich! Z tych, którzy zaprzedali swe dusze odwracając się od Sigmara! Rzeźnik mówił, że każdego trzeba pokarać! Mielim pilnować, coby rytuał oczyszczenia zrobili na dziedzińcu a później wyście wszystko przerwali! I rozpętali to piekło!! Wypuście nas! To Rzeźnik zabrał do Ballenhof wszystkich waszych! Spali ich na stosie! SŁyszycie! Zamęczy a potem spali! - zbrojny, który to krzyczał, wyraźnie wpadł w jakiś szał krzycząc z całych sił, czerwieniejąc na twarzy i roztrząsając wkoło swą plwocinę. Drugi dopadł go i wyciął w pysk! Krótko, ale wystarczająco. - Uspokój się Rajmund! Oni są z nami! Też przed tym uciekali! I mają jakieś bezpieczne schronienie!

Rajmund daleki był od uspokojenia się, ale zawarł pysk, przez co w kapitularzu zapadł względny spokój burzony jedynie przez ciche łkania Guntera. Spokojniejszy ze zbrojnych uniósł wyżej pochodnię, by oświetlić wszystkich zgromadzonych, po czym zwrócił się do Svena - Prowadź do tej kryjówki! Tylko nie zdziwcie się po drodze, klasztor nie poddał się od razu. Trochę się podgolone łby cukały…

Ruszyli.

Pierwsze ciało „cukacza” znaleźli zaraz przy drzwiach prowadzących na korytarz a dalej były następne. Z rozrąbanymi głowami, rozprutymi piersiami, poderżniętymi gardłami i roztrzaskanymi czaszkami. Jeden z mnichów, widać nie dorżnięty od razu, próbował wycofać się do jakiejś sali wlokąc za sobą wypatroszone ciosem trzewia, które walały się teraz na przestrzeni kilkunastu kroków. Thomas zwymiotował na widok jelit po których już łaziły muchy, ale Sven parł do przodu, idąc z determinacją godną chłopa. Zobojętniały na wszystko, skupiony na celu. Za oknami mury klasztoru porastał coraz bardziej pradawny las. Dziki i odpychający, wyciągający swe kolczaste pnącza po kolejną ścianę, wspinając się na ściany wież, próbujący wedrzeć się do okien. Jednak oni potykając się o leżące ciała, parli do przodu. Drogą znaną i Bombastusowi.

Do biblioteki dotarli w chwili, kiedy do ich uszu doszedł niosący się po pustych korytarzach trzask pękającego drewna. Rozwarli jej ciężkie drzwi i weszli spiesznie. Sven szarpnięciem niemal wrzucił do środka obu synów myśląc nad karą, jaką na nich nałoży. Jak tylko wydobędą się z tarapatów. Jak tylko…

- To tu… - Bombastus skontatował, że wielka posadzka biblioteki sama układa swe kamienne płyty w symbol. Wielki okrąg o bokach i cięciwach z czarnego kamienia na tle szarej, granitowej posadzki. Podskoczył do jednej z drabin i wspiął się na nią w czasie gdy zbrojni wspólnie z Semenem i Svenem zastawiali belką i podpierali ławami zamknięte już od środka wrota biblioteki. Potężne drewniane regały zawalone zakurzonymi woluminami zastawiały większość posadzki, ale stojący na drabinie Hohenstein nie miał wątpliwości, na ziemi był ułożony z płyt ten sam symbol, który ci dwa zakapturzeni usypali na dziedzińcu wirydarza.

Semen odetchnął dopiero, kiedy wrota do biblioteki zostały zatrzaśnięte i zawalone. Dopiero wtedy, kiedy obszedł ją dookoła szukając i nie znajdując żadnych innych wejść. I kiedy upewnił się, że w pomieszczeniu nie ma żadnych okien. Siadając zaś w końcu spojrzał na łydkę, tam gdzie pnącze oplotło jego nogę, którą uwolnił ciosem topora. Bolała. Dostrzegł przeciętą skórę wojskowego buciora i wystrzępioną, przesiąkniętą krwią, onucę. Ze zdziwieniem skonstatował, że nie czuł wcześniej by został ranny. Zresztą w zasadzie i teraz nie czuł nic. Noga go zwyczajnie bolała, jakby wlazła w nią jaka zadra…

.

***

5K100, jak zwykle.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline