Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-01-2021, 23:26   #61
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
- Tak właściwie to zwykłe mleko wapienne z paroma dodatkami, efekt nieudanych eksperymentów z lekiem na zgagę. Żrące toto, ale na rośliny rzeczywiście działa. Chwasty znikają. A jak za dużo rozlać, to nic tam już nie urośnie przez rok albo dwa, taki minus - komentował cyrulik w swoim aspekcie aptekarza/chemika amatora. Ale cały czas szukał w plecaku, aż nie znalazł.
- Jest! krzyknął - zabierać ręce! - uprzedził, chlustając silnie higroskopijnym alkaloidem na zielone macki.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 19-01-2021, 19:36   #62
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Sven szczerze wątpił, czy jakiś gówniany specyfik jest w stanie zniszczyć magię, ale nawet zatrzymał się. Tak po prawdzie to te biegi i skoki to go zmęczyły i choć wiedział, że trzeba będzie biec dalej to potrzebował tej chwili na odpoczynek. Miał nadzieję, że ta chwila nie będzie go kosztowała życia, ale z drugiej strony lepsze to niż potknąć się i upaść na głupi ryj. Dzieciaki też potrzebowały chwili, bo przecież dopiero co wisiały.

Jak tylko idiotyczny plan z jakimś specyfikiem nie uda się to Sven pogoni Semena i Bombastyjusza (czy jak mu tam, nadal nie mógł spamiętać tego Bombermana), żeby udali się z nim do biblioteki. Po prawdzie to potrzebował jakiejś ochrony dla siebie i dzieci, a tym dwóm no... nie można powiedzieć, że ufał, ale i nie zawiódł się na nich do tej pory.

- Widzieliście co działo się z murami? Pradawna magia przebudziła się. Biblioteka to najstarszy element całej konstrukcji, a więc tam powinno być najbezpieczniej. - powiedział Sven w tle prób Bombosola dopowiadając sobie w myślach, że pewnie tam właśnie podąża potwór co byłoby bardzo chujowe, ale z drugiej strony - kiedyś potwór nie dostał się do środka to może i teraz nie dostanie się... ale wtedy to pewnie tu była masa wojowników i magów, a nie jeden najemnik, jeden medyk i jeden spekulant (oficjalnie: handlarz gnojem). Ach i było tu jeszcze kilku zbrojnych kanalii, no i na zewnątrz został mag wyglądający na takiego co to sobie tu zaraz wejdzie we własnej osobie (a nie zielonym gównie, a Sven na gównie znał się jak mało kto).
 
Anonim jest offline  
Stary 20-01-2021, 08:25   #63
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Krzyk Semena zadziałał mobilizująco na wszystkich. Wnet Hohenstein rzucił się do swoich sakw by po chwili wyciągnąć omszałą flaszę. W tym czasie dwóch zbrojnych w czarnych tunikach z symbolem gwiazdy Sigmara na piersi, porwali leżącą na uboczu belkę i docisnęli ją w uchwyt w miejsce topora, który kozak wyszarpnął bokiem. Trochę się przy tym namordowali wspólnie, bo napór na oba skrzydła był straszny. Z niepokojem nasłuchiwali jak dębowe skrzydła trzeszczą, ale mikstura Bombastusa okazała się mieć zbawienny wręcz wpływ na wciskające się w każdą szczelinę pnącza. Polewane nimi, skwierczały i syczały topiąc się w zielonkawą maź, pulpę która jak kałuża zalegała wkrótce nadproże. Siwym dymem znacząc tylko swą obecność.

- Tatko… my nie kcieli. - głos Guntera przywrócił Svena do równowagi. Jak oszalały jeszcze przed chwilą szukał drogi ucieczki i rozważał na kim mógłby oprzeć swoje plany, jednak coś w głosie młodszego przywróciło mu uwagę na rzeczach bliskich a przez to najważniejszych.

- Zamilcz mazgaju! To tajemnica! - starszy wściekle doskoczył do brata, chwytając go za rękę, jakby chcąc tym gestem zmusić do uległości. Thomas zawsze był popędliwy. Sven po ojcowsku zacisnął mu dłoń na ramieniu odciągając od pochlipującego brata. - Czego żeście nie kcieli? - zapytał bojąc się tego, co może usłyszeć.

- No bo to miały być takie niby magiczne tańce, jak elfy! Tak jak elfy mielim w loszku pod klasztorem odtańczyć i… - Gunter znów zawiesił głos a z jego oczu popłynął potok łez. - Ja nie wiedziałem, że bez to matulę, Anikę i tą znajdę Hildę w kajdany wezmą. Nikt z nas nie wiedział, że my co złego, jak ten pan mówił! My przecie żadne czarowniki! Tato! Czemu oni kcą ich spalić!?

Nim Sven zdążył odpowiedzieć za dębowymi drzwiami huknęło coś straszliwie, aż zatrzęsły się ściany klasztoru a okna zadrżały. Okna.

Bombastus pierwszy dostrzegł cienie wijących się pnączy, które widoczne przez witraże szukały miejsca do pokonania napotkanej przeszkody. Na witrażu Sigmar młotem roztrzaskiwał miłosiernie na polu bitwy czaszki powalonych uprzednio wrogów. W rogu każdego, maleńkiego nawet, szkiełka znaczył się dziwny okrągły znaczek. Taki … podobny do tego w którym ta dwójka odprawiająca na wirydarzu jakiś rytuał stała. Taki, jaki gdzieś już Bombastus widział. Gdzieś tu w klasztorze. Gdzieś…

Za radą Semena porwali pochodnie i jęli obserwować w napięciu szczeliny pod drzwiami i okna, gotowi płomieniem karcić dziwaczną, monstrualną roślinę. Dopiero teraz dostrzegli, że posadzkę kapitularza znaczą brązowe ślady krwi a ławy są poprzewracane.

- Widzieliście co działo się z murami? Pradawna magia przebudziła się. Biblioteka to najstarszy element całej konstrukcji, a więc tam powinno być najbezpieczniej. - słowa Svena rozbrzmiały echem w wielkiej zakonnej sali. Jakby wieśniak chciał swoimi słowy zmienić temat od wyznania jego dziatwy. W myślach obiecywał sobie, że jak się to wszystko skończy porozmawia sobie z nimi. Oj pasa nie będzie żałował. Oj nie będzie! Byle tylko miał taką szansę.

- Wy jesteście jednymi z nich! Z tych, którzy zaprzedali swe dusze odwracając się od Sigmara! Rzeźnik mówił, że każdego trzeba pokarać! Mielim pilnować, coby rytuał oczyszczenia zrobili na dziedzińcu a później wyście wszystko przerwali! I rozpętali to piekło!! Wypuście nas! To Rzeźnik zabrał do Ballenhof wszystkich waszych! Spali ich na stosie! SŁyszycie! Zamęczy a potem spali! - zbrojny, który to krzyczał, wyraźnie wpadł w jakiś szał krzycząc z całych sił, czerwieniejąc na twarzy i roztrząsając wkoło swą plwocinę. Drugi dopadł go i wyciął w pysk! Krótko, ale wystarczająco. - Uspokój się Rajmund! Oni są z nami! Też przed tym uciekali! I mają jakieś bezpieczne schronienie!

Rajmund daleki był od uspokojenia się, ale zawarł pysk, przez co w kapitularzu zapadł względny spokój burzony jedynie przez ciche łkania Guntera. Spokojniejszy ze zbrojnych uniósł wyżej pochodnię, by oświetlić wszystkich zgromadzonych, po czym zwrócił się do Svena - Prowadź do tej kryjówki! Tylko nie zdziwcie się po drodze, klasztor nie poddał się od razu. Trochę się podgolone łby cukały…

Ruszyli.

Pierwsze ciało „cukacza” znaleźli zaraz przy drzwiach prowadzących na korytarz a dalej były następne. Z rozrąbanymi głowami, rozprutymi piersiami, poderżniętymi gardłami i roztrzaskanymi czaszkami. Jeden z mnichów, widać nie dorżnięty od razu, próbował wycofać się do jakiejś sali wlokąc za sobą wypatroszone ciosem trzewia, które walały się teraz na przestrzeni kilkunastu kroków. Thomas zwymiotował na widok jelit po których już łaziły muchy, ale Sven parł do przodu, idąc z determinacją godną chłopa. Zobojętniały na wszystko, skupiony na celu. Za oknami mury klasztoru porastał coraz bardziej pradawny las. Dziki i odpychający, wyciągający swe kolczaste pnącza po kolejną ścianę, wspinając się na ściany wież, próbujący wedrzeć się do okien. Jednak oni potykając się o leżące ciała, parli do przodu. Drogą znaną i Bombastusowi.

Do biblioteki dotarli w chwili, kiedy do ich uszu doszedł niosący się po pustych korytarzach trzask pękającego drewna. Rozwarli jej ciężkie drzwi i weszli spiesznie. Sven szarpnięciem niemal wrzucił do środka obu synów myśląc nad karą, jaką na nich nałoży. Jak tylko wydobędą się z tarapatów. Jak tylko…

- To tu… - Bombastus skontatował, że wielka posadzka biblioteki sama układa swe kamienne płyty w symbol. Wielki okrąg o bokach i cięciwach z czarnego kamienia na tle szarej, granitowej posadzki. Podskoczył do jednej z drabin i wspiął się na nią w czasie gdy zbrojni wspólnie z Semenem i Svenem zastawiali belką i podpierali ławami zamknięte już od środka wrota biblioteki. Potężne drewniane regały zawalone zakurzonymi woluminami zastawiały większość posadzki, ale stojący na drabinie Hohenstein nie miał wątpliwości, na ziemi był ułożony z płyt ten sam symbol, który ci dwa zakapturzeni usypali na dziedzińcu wirydarza.

Semen odetchnął dopiero, kiedy wrota do biblioteki zostały zatrzaśnięte i zawalone. Dopiero wtedy, kiedy obszedł ją dookoła szukając i nie znajdując żadnych innych wejść. I kiedy upewnił się, że w pomieszczeniu nie ma żadnych okien. Siadając zaś w końcu spojrzał na łydkę, tam gdzie pnącze oplotło jego nogę, którą uwolnił ciosem topora. Bolała. Dostrzegł przeciętą skórę wojskowego buciora i wystrzępioną, przesiąkniętą krwią, onucę. Ze zdziwieniem skonstatował, że nie czuł wcześniej by został ranny. Zresztą w zasadzie i teraz nie czuł nic. Noga go zwyczajnie bolała, jakby wlazła w nią jaka zadra…

.

***

5K100, jak zwykle.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 20-01-2021, 12:54   #64
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Semen nie lekceważył tak błahego zranienia. Z doświadczenia wiedział, że nawet zadra może doprowadzić do gangreny. Odwinął zakrwawiona onucę.
- Hohenstain, przestań skikać po drabinach i przydaj się na coś. Dziabnęło mnie to gówno zza murów, zobacz czy aby nie jadowite to bydle.

Kostnica
 

Ostatnio edytowane przez Mike : 22-01-2021 o 21:04. Powód: dodanie rzutów, bo te rzuty z forum to do dupy jakieś
Mike jest offline  
Stary 22-01-2021, 19:02   #65
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Sven również obszedł dookoła bibliotekę przypominając sobie, gdzie jest przejście do ukrytej komnaty. Pomieszczenie, w którym przebywali dawało pełny poziom ochrony, ale dopiero w ukrytej komnacie będą w pełni bezpiecznie, gdy przybędzie koszmar z lasu. Te wypaczone drzewa to był tylko przedsmak tego co niebawem zaatakuje całą konstrukcję. Jedynie najstarsza magia tego miejsca mogła ich ochronić.

Sven przez moment zastanawiał się nad kwestią ciągu przyczynowo-skutkowego. Czy koszmar w lesie obudził się przez działania "Rzeźnika" (słyszał legendy o tym skurwielu, a jakże), czy to ich wesoła gromadka doprowadziła do... spaczenia... tak, pamiętał z nauk z miasta. Spaczenie. Tak nazywała się substancja tworząca obrzydlistwa rodem z chaosu. To był o coś co niejednego maga gubiło i dlatego tylko najwięksi debile zajmowali się magią (no, przynajmniej większą niż ta najsłabsza, bo to każdy wieśniak mógł się nauczyć i nie wydawało się, aż takie złe, choć Sven trzymał się z dala i ot tego). Tak sobie myślał o magii, że aż splunął na posadzkę i zapytał dwóch zbrojnych:

- Po jakiego chuja zaatakowaliście wioskę? Co wioskowi mieli wspólnego z postępowaniem tych z klasztoru?
 
Anonim jest offline  
Stary 22-01-2021, 21:07   #66
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
~Hohenstein, zrób to, Hohenstein, zrób tamto, Hohenstein...~ Niektórzy nie nauczyli się żeby nigdy nie denerwować osoby, która przynosi ci jedzenie, ani tym bardziej takiej, u której można wylądować na stole, będąc nieprzytomnym. Teraz jednak Bombastus nie czekał na ten stan, pacjent musiał być przytomny i zdolny do poruszania się. Dlatego spełnił prośbę Semena.
Noga okropnie śmierdziała zgnilizną. To mogło znaczyć tylko jedno.
- Pierz czasem te onuce - powiedział, pamiętając, że gangrena, która też czasem może dawać taki smród, wdaje się kilka dni po zranieniu, a nie kilka minut. Niepokojącym było to, że pacjent nie odczuwał bólu. Adrenalina adrenaliną, ale już teraz już powinien coś czuć. A nie bolało go. To niestety niedługo się miało zmienić. Niestety dla pacjenta, ma się rozumieć.
Różne robactwo znieczulało zadawaną ranę by móc w spokoju się posilać. Pasożyty podobnie. Zwykle było trochę czasu by usunąć jaja. Ale medykus pamiętał co chwilę temu widział. Tempo wzrostu tej zieleniny było niepokojące.
- Coś jakby zadra weszła? - upewnił się, czy dobrze zrozumiał.
Otworzył kolejną z fiolek z alkoholem. Wyjął skalpel i szczypce.
- Zaboli - ostrzegł - Na trzy - dodał.
- Raz - powiedział i od razu rozciął skórę tam gdzie zauważył małą dziurkę. W ludzkim ciele jest niewiele różnych kolorów. Głównie czerwony, trochę bieli i żółci. To czerwone zazwyczaj powinno zostać w środku. Ale na pewno nie ma zieleni ani brązu. Dlatego wyrwał szczypcami tę "zadrę" zanim zdążyła zapuścić korzenie i zmienić Semena a potem resztę biblioteki w kopię zewnętrznego szaleństwa. Wrzucił ją do alkoholu i podpalił, żałując że nie ma czasu na badanie jej właściwości przeciwbólowych.
- Niech chwilę pokrwawi, krwotok oczyści rane z resztek jeśli jakieś zostały.

22, 42, 20, 84, 98
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 24-01-2021, 20:53   #67
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Semen się skrzywił i wskazał podpaloną fiolkę.
- Zmyliłeś mnie tym, myślałem, że najpierw sobie golnę. Z takim podejściem do pacjenta to kariery nie zrobisz. Jak żal ci było znieczulenia to trza było powiedzieć. Mam swoje.
 
Mike jest offline  
Stary 25-01-2021, 08:51   #68
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Kolejna operacja zakończyła się sukcesem a Hohenstein miast radości czuł wzbierającą w nim złość. Jechał do opactwa z sakwą wypełnioną różnymi specyfikami a teraz, ledwie wdał się w tę kabałę, sakwa zaczynała ziać pustką i pokazywać dno. Cóż, z drugiej strony z całą pewnością pomógł kilkukrotnie kompanionom. Szczególnie zadowolony był z efektu operacji przy menhirze choć obawiał się, że efektu końcowego nie będzie mu dane nigdy oglądać. Nie mniej jednak w sytuacji beznadziejnej interweniował i pomógł. A to dla medyka, którym przecież był, było najważniejsze. No, przynajmniej to sobie wmawiał wysłuchując marudzenia swoich towarzyszy. Nie był przyzwyczajony do tego, by byle jaki zbir nim pomiatał ale nie była to pora do omawiania pozycji społecznej. Z niesmakiem zakończył operację na kozaku obwijając mu krwawiącą stopę świeżo urwanym z koszuli, czystym kawałkiem płótna. Po oględzinach onuc był niemal pewien, że zwykłe obcinanie zrogowaciałych pazurów mogło by być dlań śmiertelnie ryzykowną eskapadą. Podniesiony głos Svena, jakim zwrócił się do dwóch zbrojnych w służbie Sigmara, oderwał jego myśli nad brakiem higieny wśród pospólstwa oraz brakiem szacunku dla prawdziwej wiedzy i umiejętności.

- Po jakiego chuja zaatakowaliście wioskę? Co wioskowi mieli wspólnego z postępowaniem tych z klasztoru?

Jeżeli którykolwiek ze zbrojnych chciał odpowiedzieć na to pytanie to skrzętnie to ukryli. Jeden i drugi spojrzeli na Guntera, którego młodziutka i umorusana brudem twarz pobrużdżona była teraz strumieniami łez.

- Samiście słyszeli że się dzieciaki wasze niecnie zabawiali, ale czy to przyczyną my nie wiem. Nam kazano ludzi ze wsi łapać, to łapalim. Rozkaz, kurwa, to rozkaz! - ten wyższy stężał nawet, widać nie nawykły do tego by się przed zwykłym kmiotem sprawiać. Drugi jednak miał więcej zimnej krwi. Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu nie zważając na pretensje kmiota, po czym podszedł do zawalonych drzwi i chwilę nasłuchiwał. Dopiero usatysfakcjonowany wyraźnie odwrócił się do reszty komunikując ściszonym głosem - [i] Chyba się uspokoiło. Ale jesteśmy tu w pułapce. Musimy zastanowić się, czy czekamy na odsiecz, czy sami spróbujemy się stąd wydostać.

Myśl, by opuścić bezpieczną przystań zamkniętej biblioteki wydała się Bombastusowi niedorzeczna. Z drugiej jednak strony miał świadomość tego, że trochę dalej idąc tym korytarzem dotarłby do pomieszczeń klasztornych medyków, leprozorium i izbę chorych. Tam zaś…

- Tam coś się rusza, za ścianą… - jeden ze zbrojnych wskazał dłonią na ścianę w pełni osłoniętą regałami z książkami. Sven podszedł bliżej do wskazanej ściany. To tam mieściła się ukryta komnata, bezpieczna przystań w której mieli się skryć i przeczekać to szaleństwo.


***


Ciasne pomieszczenie miało skryć ich tylko na chwilę wystarczającą by brat Decimo sprawdzi o co cały ten raban. Cóż, jeśli sprawdzał, to straszliwie zamarudził. Inna sprawa, że przyprowadził ich do samego sedna sprawy. Tak jak obiecał. „Jest takie miejsce, które tylko ludzie nie bojący się krypt i ciemności mogą zgłębić”. Tak zagadywał ich na trakcie. W oberży w Starych Brodach. Wtedy, kiedy przedstawiał ich zaprzyjaźnionemu krasnoludowi, który teraz razem z nimi siedział na rzeźbionej ławie. Choć w jego przypadku można było rzec, że zachowywał stoicki spokój.

Nad odsłoniętym wejściem do jakichś katakumb siedzieli już drugi dzień. Zdążyli nadwyrężyć swe skromne zapasy i zapaskudzić szafę, która na szczęście pusta, stała w kącie pomieszczenia. Wymyślił to krasnolud, który stał na straży woli Decimo. Gdyby nie on, już dawno weszli by do krypty, do której wiodła droga strzeżona wzmocnioną klapą osadzoną w podłodze. Klapą, którą brat Decimo odsłonił wprowadzając ich sekretnie do sekretnego pomieszczenia. Nadmiar sekretów. I tak teraz, z powodu jakiejś awantury, musieli kryć się we wnętrzu biblioteki. Może ojczulek Decimo nie poinformował współbraci o swojej inicjatywie? No ale to nie tłumaczyło ryków, szczęku oręża i potępieńczego wycia, które jakiś czas temu przebiło się przez sekretną ścianę. Nim nastała ta przygnębiająca cisza.


***

Jorg Schmelzer zastanawiał się nad tym po jaką cholerę pchał się do Opactwa Słusznego Gniewu? Chciał tylko własnymi rękoma zarobić na chleb. Przestać się prosić byle kogo o jałmużnę. Tym bardziej, że fach którym się parał nie spotykał się ze społecznym zrozumieniem. A to był błąd! Był wszak narzędziem postępu! Gdzie byli by wszyscy medycy, bez wiedzy wynikającej z dogłębnego badania materii. Materii, którą on im dostarczał! Tak czy siak, kiedy opuszczał Stirland miał nadzieję na lepsze jutro. Później, gdzieś na trakcie, usłyszał o miejscu, gdzie wolni ludzie, jeśli tylko nie boją się pogrzebać trochę w ziemi, własnymi rękoma wydobywają złoto. Nie był naiwny. Wiedział, że gdyby to było takie proste, pewnie całe południe cesarstwa by się tam udało. A tłumów na szlakach jakoś nie widział. Mimo to opowieść o miejscu wolnym, gdzie człek pracowity nie bojący się pobrudzić może osiągnąć sukces, roztaczała przed nim aurę magii. Z tego też względu znalazł się na trakcie. Z tego też względu dotarł do Wissenlandu, na którego południu mieścić się miała osławiona Jama Richten. A, że po drodze postanowił trochę dorobić? Z czegoś trzeba było żyć a kraść nie zamierzał! Fakt, że stary mnich szuka kogoś do zbadania starych katakumb, nie przestrzegł go przed niebezpieczeństwem. Nie wyczuł zagrożenia. I teraz siedział w pułapce, społem z krasnoludem i jeszcze jednym człekiem, który jak i on, nie bał się badania nekropolii.


***

Hans po raz kolejny trącił ciężkim butem swój łom, który bezużytecznie leżał oparty o ławę. Na tle rzeźbionego oparcia zardzewiały ułomek żelaza wyglądał wręcz groteskowo, ale Weiss ufał mu po stokroć bardziej, niźli wszystkim mnisim wynalazkom. Gdyby „trzymał się łoma” jak nie raz powtarzał mu przekazujący fach ojciec, pewnie nie wdepnął by w to gówno. Pewnie siedział by gdzieś, w jakiejś oberży zapijając okowitą tłustą od skwarków kaszę. Bo przecie nigdy mu nie brakowało na chleb. Ale usłyszał o złocie, które wystarczy wydłubać z ziemi. Którego nikt nie pilnuje! I uwierzył! Fakt, nie od razu. Ale gdy opowieść powtórzył któryś z kolei łachmyta a za stawiane wszystkim piwo zapłacił grudkami złota i jemu udzieliła się gorączka. Ta, która z rodzimego Pfeildorfu, wyrwała go na trakt. Na południe. Na kraj imperium. Do Jamy Richten. Tyle, że żeby tam dotrzeć musiał po drodze zarobić na chleb. I tak zgodził się na propozycję braciszka z Opactwa Słusznego Gniewu. A teraz siedział w ciasnym pomieszczeniu z drugim człekiem, który jak i on przyjął propozycję brata Decimo. I krasnoludem, który nie grzeszył rozmownością, jeno obserwował wszystko spod przymkniętych oczu. Czekający na zbadanie tunel, „Jakiś loch o którym nic nie wiedzieliśmy” jak powiedział zapraszający ich do badań podziemi ojczulek, czekał zamknięty solidną, żelazną klapą. Zablokowaną dodatkowo dwoma sztabami żelaza, które musieli by chyba odwalać we trzech. Ale czekali. Choć to czekanie musiało się w końcu skończyć, bo stara szafa zaczynała przesiąkać…


***


Bigdebin spokojnie oczekiwał na powrót zakonnika. Stara przysięga wiązała go, zmusiła by przybył do klasztoru, oddał swój topór zakapturzonym. Ale teraz był już wolny. Choć w sposób, który daleki z pewnością był od oczekiwań człeczyny. Teraz mógł uczynić to, co podpowiadał mu wewnętrzny głos. Mimo to, czekał wsłuchując się w odgłosy dochodzące zza ścian. Było mu obojętne, czy zbada wydrążone przez ludzi lochy, czy też opuści klasztor. Jednak podświadomie wyczuwał, że w klasztorze „coś” się wydarzyło. Wciąż jednak nie był pewien, czy powinien otworzyć sekretną ścianę zauważoną przez się dźwignią. Czy też raczej powinien jeszcze poczekać. W końcu podjął decyzję i nie pytając ludzi o nic podniósł się z ławy. Uwolnione od jego ciężaru drewno zaskrzypiało jękliwie, ale Bigdebin nie zważając na nic podszedł do ściany i szarpnął jedną z rzeźbionych obramowań zastawionej księgami półki. Ściana zaszemrała cicho, zgrzytnęła, po czym z cichym „klik” uchyliła się na szerokość palca.


***

Semen zdążył właśnie wylać swój żal na medykusa, gdy nagle od ściany wskazanej przez zbrojnego dało się słyszeć ciche „klik”. Po czym ściana ta drgnęła, ukazując szczelinę po otwartym przez kogoś przejściu…



***


Jako, ze to pierwsze wzajemne spotkanie, proszę by obie strony opisały się grzecznie. Tak jak ją druga strona widzi, o ile zostaną otwarte szerzej „sekretne wrota”. No i witamy Nowych
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 25-01-2021, 18:57   #69
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację
Stirland zostawił bez żalu, bo po tym, co wydarzyło się jakiś czas temu w jego życiu najlepiej było zwinąć manatki i się po prostu ulotnić. Jak najdalej i nie oglądać się za siebie. Zresztą, Jorg nieczęsto to robił, bo uważał, że babranie się w przeszłości i tak niczego dobrego nie przyniesie. Ruszył więc przed siebie, przekroczył granice Wissenlandu bez problemu i to wtedy, w jakiejś wiosce usłyszał o Opactwie Słusznego Gniewu i Jamie Richtena, czy jak to tam szło. Pieniądze się kończyły, to trzeba było złapać jakąś robotę, nawet jeśli oznaczało to podróż z jakimś wysuszonym mnichem.

Życie ma jednak to do siebie, że jak masz jakiś konkretny plan, to zwykle nic nie pójdzie tak, jakbyś tego chciał. Niektórzy nazywają to pechem, inni przeznaczeniem. Jorg miał w dupie, co sobie na ten temat myślą inni, on chciał tylko zarobić, bo Karle na drzewach nie rosły. I nieszczęśliwym trafem znalazł się w niewłaściwym czasie i niewłaściwym miejscu, chociaż początek zapowiadał się obiecująco. Braciszek poprowadził ich w odpowiednie miejsce, pokazał zejście do krypty, a potem się posypało. Coś nieciekawego działo się na zewnątrz, a Jorg nie był nigdy wzorem odwagi, dlatego wolał nie sprawdzać, co to za dziwne hałasy.

Pomysł ze schowaniem się w szafie był co najmniej popieprzony, ale jak już wleźli, to tam siedzieli i siedzieli. Schmelzer był szczupłym człowiekiem średniego wzrostu, ubierającym się tak, żeby za bardzo się nie rzucać w oczy - ciemne spodnie i tunika, na to pancerz, a wszystko przykrywał płaszcz koloru ciemnozielonego. Kaptur Jorg zwykle narzucony miał głęboko na głowę, skąd czujnym spojrzeniem obserwował otoczenie. Gęba mężczyzny może nie wzbudzała zbytniego zaufania, ale ci, co sobie zasłużyli, mogli liczyć na Schmelzera w wielu sytuacjach wymagających pomocy. Przy pasie wisiał mu miecz i sztylet, a z ramienia zwisał plecak, które swoje przeszedł.

- Może byśmy się w końcu ruszyli z tej szafy? - szepnął do pozostałych. - Będziemy tu jak szczury siedzieć przez kolejne godziny? Generalnie nie mam z tym problemu, ale nogi mnie już zaczynają trochę boleć a i przydałoby się rozeznać, co się tam dzieje. W końcu do krypty trza nam zejść, nie? - popatrzył po stojących obok, zbyt blisko, jak na jego gust, towarzyszach. Jeszcze by brakowało, żeby ktoś soczystego pierda puścił… Wtedy szybko by z tej szafy wypierdalali.
 
Quantum jest offline  
Stary 26-01-2021, 18:50   #70
 
Leb Harr's Avatar
 
Reputacja: 1 Leb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputację
Bigdebin miał dość siedzenia w sekretnej skrytce mnichów. Tego było już dlań za dużo. Mógł w imieniu rodu przybyć na wezwanie starego opata, mógł oddać do jego dyspozycji swój topór i mógł przyrzec mu, że wyjaśni niepokojące starego człowieka sprawy. To była sprawa honoru. Ale nikt mu nie mówił, że przyjdzie mu siedzieć z dwójką niecierpliwych człeczyn, którzy tylko patrzyli co można zwędzić i gdzie zapaskudzić. A do tego jak on ich wszystkich nienawidził! Za ten ich pośpiech, za nienasycenie, za wieczną łapczywość i żądze. Przebywanie z tą dwójką działało mu na nerwy i z tego też względu postanowił w końcu wyjść. Dla tego ruszył sekretną dźwignię. Człek odezwał się wtedy z tymi swoimi „radami”. Jak wszyscy ludzie - nie w porę.


- Chodźcie ! - powiedział swoim niskim głosem. Naparł na sekretne drzwi prowadzące do biblioteki stając w nich w gotowości z krótkim mieczem i tarczą, którą osłaniał większą część swej sylwetki. Dwuręczny, ciężki topór schował do specjalnej pochwy, którą nosił na plecach i teraz zza jego ramienia wystawało jedynie żelazne, pokryte jakimiś rycinami ostrze. Czujnym wzrokiem rozejrzał się w koło wypatrując zagrożenia. Kiedy zaś miast przeciwników dostrzegł kilkoro ludzi, którzy nie wyglądali na takich którzy by chcieli mu zagrozić, schował miecz do pochwy a tarczę zarzucił na plecy. Zmierzył nieznajomych wzrokiem spod krzaczastych brwi, po czym grzecznie, jak miał w zwyczaju, zagaił - Coście za jedni?
 
Leb Harr jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172