| Jacek, Julia i Nika pod płotem cz. 3 - Złego diabli nie biorą - Berenika dmuchnęła dymem do góry, a pod kapturem zalśniła para szarych, zimnych oczu. Nie był to dobry błysk. Zgoda Gołąbka ją uspokoiła, tak samo jak brak niepotrzebnych pytań przez które czułaby się jak na przesłuchanie, a tego nienawidziła. - Otwórz bramę - wskazała fajkiem kłódkę blokującą przejście do lasu - Zgarnę tych dwóch idiotów i narobimy hałasu - w jej drugiej dłoni pojawił się podłużny, ciemny przedmiot długości dłoni. Kliknął metalicznie zamek i w świetle księżyca błysnęło ostrze noża - Odwrócimy uwagę. Nie spierdolcie tego… i uważajcie. Nie wierzcie we wszystko co mówią. W razie czego najszybciej i najefektywniej uderzyć w skroń - ręka z fajkiem wpierw wskazała siekierę, potem własny bok głowy. Dziewczyna cały czas patrzyła na Jacka poważnie - Nożem przebijasz szczękę od dołu, i pchasz pionowo, najlepiej zaraz obok kości żuchwy, ale uważaj żeby nie połamać ostrza. W razie czego zmiażdżone kolano spowolni balast na tyle aby dać wam czas uciec. Nie baw się w sentymenty, ani delikatność. - zrobiła krótką przerwę na rzucenie peta na ziemię i zgaszenie go butem - Przeżyj. Oboje przeżyjcie. Reszta to detal.
Ulyanova pokiwała krótko głową, a potem westchnęła cicho.
- Ty też uważaj i… - urwała nie wiedząc co więcej powiedzieć. Robiło się jej zimno z każdym kolejnym zdaniem blondynki. Jej porady brzmiały dość przerażająco w zestawieniu ze spokojnym głosem jakby opowiadającym w jaki sposób złożyć meble z Ikei.
- Uważaj Nika - powtórzyła, aby następnie posłać Jackowi blady uśmiech - To się przekradnijmy. Jak na filmach akcji. Albo… nie wiem. My muszą komuś zaufać, czemu nie siostrom Bastiana? To tak jakby… my chyba trochę teraz rodzina - położyła rękę na brzuchu. - A ty jesteś ze mną. Poradzimy sobie.
Jacek przez moment spoglądał na Berenikę jak zahipnotyzowany. Niełatwo przychodziła mu rozmowa o zabijaniu bądź unieszkodliwianiu ludzi. W tym wypadku nazwisko pasowało do właściciela. Ale czy aby na pewno? Na ułamek sekundy chłopakowi mignęły przed oczami wydarzenia ze snu…
- Ja… Zrobię co… co trzeba.
Jąkała kiwnął nabożnie głową. Upewnił się, że nikt nie stoi przy nim zbyt blisko, po czym wziął szeroki zamach. Wiedziona krzepkimi łapami siekiera z trzaskiem rozwaliła kłódkę. Jacek rzucił ostatnie spojrzenie Berenice.
- Graj sprytnie - powiedział nad wyraz płynnie. Zaraz potem zaaferowane spojrzenie powędrowało w stronę Julii. Przy okazji zdał sobie sprawę, że kompletnie ignoruje nauczycieli. To uczucie wydało mu się niesamowicie oczyszczające duchowo…
- Bastian mówił o… o… Czerwiu. Budka. Rzeka. - zaczął mówić pojedynczymi słowami, gdyż było mu łatwiej. - Siostry. Nie wiem. Pułapka?
Rosjanka odruchowo dotknęła piersi na wysokości wewnętrznej kieszeni, gdzie trzymała talię kart. Pogłaskała je przez materiał. - Pułapka… albo ostatnia szansa dla nas. - posmutniała, wbijając wzrok w ziemię i dokończyła szeptem - Chyba chciał… ten ostatni raz… na sam koniec - przełknęła ślinę i sapnęła, prostując dumnie kark oraz plecy - Przekonamy się, co nam zostaje? - puściła Jackowi oko, po czym pokonawszy obrzydzenie zwróciła się do nauczycieli - Tam w lesie coś się dzieje, pani Słonicka krzyczała o pomoc. Nika chce to sprawdzić. Pan ma apteczkę - spojrzała na Turleckiego - Masz apteczkę, pokaż wreszcie że masz jaja i zobacz czy nie trzeba jej tu przynieść bo po ciemku nogę złamała. Od Bastiana uciekłeś jak śmieć i tchórz… tym razem bądź mężczyzną. A pan - popatrzyła na starego belfra - Niech też idzie im pomóc. Tam się kto rozsądny przyda. My z Jackiem wrócimy do punktu medycznego i poczekamy. Po nocy nie będziemy się włóczyć, bo to niebezpieczne. Jeszcze sie kto potknie i nogę złamie albo zgubi. Jak pani Królik i Maja wrócą, to my powiemy co i jak - obiecała siwemu dziadowi.
Szumna zrobiła nieokreślony ruch jakby chciała wyciągnąć rękę, ale w połowie drogi się rozmyśliła i tylko poprawiła kaptur, naciągając go głębiej na łeb. Z kieszeni bluzy wyjęła Ipoda, stuknęła parę razy w ekran, aż wreszcie skierowała ekranik ku ziemi, świecąc nim jak miniaturową latarką. Bez słowa przeszła parę kroków, aż stanęła w bramie. Wtedy też obróciła się przez ramię. - Jacek. Łap - głośniejszy, suchy ton przeciął nocne powietrze. Zaraz za nim w kierunku chłopaka po łagodnym łuku poleciał kawałek metalu.
Jacek chwycił kastet w lewą rękę i skinął głową w podzięce. Nie spodziewał się po Berenice takiej bezinteresowności. Wyglądało na to, że naprawdę zależało jej, aby przeżyli. Miał już scyzoryk, siekierę i kastet… A bał się, że nie wykorzysta dobrze ani jednego z tych przedmiotów. Nie chciał jednak dać tego po sobie poznać.
Nie był przekonany do pomysłu szukania Amandy, sióstr Ceyna i przekradania się do składziku. Wolałby przeczekać całą noc z dala od teatru działań, ewentualnie spokojnie pomaszerować na południe… Jednakże Julia wydawała się bardzo zdeterminowana. A nie tak go matka wychowała, żeby porzucać w środku nocy ciężarną dziewczynę, na terenie opanowanego przez demony ośrodka.
Jacek był gotów iść z Rosjanką, gdziekolwiek zechce.
Pan Turlecki i pan Nowicki wreszcie dotarli do uczniów. Poruszali się powoli, bo Sylwestra dopadła dławica. Cały pobladł na twarzy i musiał co chwilę zatrzymywać się, aby odetchnąć i uspokoić się. Zdawało się, że nie był kandydatem do eksploracji lasu. Przynajmniej nie w tej chwili, musiał trochę odpocząć. Jednocześnie spowalniał pana Piotra, który bał się go zostawić samego. A nuż przewróci się, zasłabnie i zrobi sobie krzywdę.
- Pani Bernadeta? - zapytał, kiedy dotarli do uczniów. - Czy aby na pewno nie zmyślacie? - zapytał. - Co Bernatka miałaby robić w lesie? Poza tym nie podoba mi się twój język, młoda damo - rzekł do Julii chłodno. - Po wszystkim porozmawiamy sobie, oj porozmawiamy - dodał oschle. - Nie takich manier uczymy w Janie Chrzcicielu.
- Cichaj, Piotrusiu, cichaj. Skoro tak mówią, to ja im wierzę - powiedział pan Sylwester. - Na szczęście mamy z sobą latarki, możemy wejść w las - dodał. - Skoro musimy, to musimy.
To były dwa solidne reflektory, które trzymali w dłoniach. Dobrze rozświetlały mrok wiązką skoncentrowanego, jasnego światła. Tymczasem w lesie kolejne gałęzie poruszyły się.
- Kurwa! - wrzasnęła Dąb-Słonicka. Była przestraszona, co kompletnie nie pasowało do jej charakteru. To jej się bali. - Osz kurwa!
Sylwester pobladł.
- Masz swój dowód, Piotrusiu. Nie możemy zwlekać z pomocą…
Jeśli Julia i Jacek chcieli zmykać, to był to dobry moment.
Wykorzystali go więc w pełni. Ulyanova przyłożyła palec do ust i złapała Jacka za rękę, powoli ciągnąc go w tył, aż zniknęli w mroku, chyłkiem przemykając z powrotem w stronę obozu.
- Będzie dobrze - dziewczyna szeptała do chłopaka, mocno ściskając jego dłoń. Cieszyła się, że jest ciemno. Mrok ukrywał łzy płynące po twarzy.
Szumna za to została na miejscu, odwracając frontem do dwóch belfrów i patrzyła na nich spode łba. - Idziemy - rzuciła krótko, choć po chwili przemyśleń wyciągnęła rękę do starszego mężczyzny - Pan da to światło i trzyma się za mną. A pan - tu odwróciła twarz do Turleckiego, ręką z nożem wskazując ciemne wejście do lasu - Wychowawca idzie przodem. Czas zarobić na swoją pensję.
__________________ Nine o nine souls - don't do this
Nine o - no more pain now
Nine o nine souls - it's easy
I'm gonna take on all your battles |