Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2021, 22:51   #31
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Post powstał przy współpracy wszystkich osób biorących udział w rozgrywce. Dziękuję b

Dalsza część wizyty Isabelli

- Zastanów się, droga Isabelo, co Ty chcesz tymi mariażami ugrać. - Iolanda kontynuowała swój wywód. - Co one mogą tobie i rodowi przynieść. I między bajki włóż "i żyli długo i szczęśliwie".

-A to nie można się dobrze ożenić lub wyjść za mąż i być przy tym szczęśliwym? - Izabela poprawiła w zamyśleniu niesforny włos.

Och, dziecino, pomyślała sobie baronessa. Przez chwilę widziała siebie w tym wieku. Wtedy też tak mocno wierzyła w te różne opowieści, którymi przepełnione były książki dla dobrze urodzonch panien.
- Masz na myśli gromadka dzieci, mąż i przepiękny pałac, w którym siedzicie sobie przy kominku w sielankowej atmosferze ciesząc się swoim towarzystwem? - W głosie de Azuary nie było kpiny czy wyrzutu. Mówiła tak jakby i ona wierzyła w te słowa.

-O dzieciach na razie nie myślałam, chciałabym najpierw zobaczyć trochę świata skoro trafiła mi się okazję z podróżą do Lustrii, ale może kiedyś… - Isabella zmrużyła oczy, zamyślona.

- Doskonały pomysł. Ale i bez męża możesz zobaczyć trochę świata. Do tego jednak trzeba mieć trochę wolnej gotówki.

-Tutaj zdana jestem na mojego kochanego brata, ale on się o mnie troszczy. Dzisiaj byliśmy w Domu Łowców i kupił mi jednego z tych gadających kolorowych ptaków. Podobno też powinnam kupić spodnie do podróży po dżungli, wyobrażasz sobie? - Zarumieniła się nieco..

- To wyobraź sobie, że raz po raz jakiś konar zaczepia się o skraj sukni. Po jakim czasie musiałabyś ją zmienić?

Kolacja trwała w najlepsze. Milcząca służka, o której obecności możnaby zapomnieć co jakiś czas napełniała kielich obu dam i zmieniała im zastawę. Dbała też by nie zabrakło niczego.
Poustawina na stole różnorodne potrawy cieszyły tak oko jak i podniebienie.

-Ale tobie baronesso nie spieszno do ożenku, chcesz pozostać wolną i niezależną kobietą? - Isabella zdecydowała się teraz dla odmiany sama wypytać o rozmówczynię.

- Och myślę o tym cały czas - zapewniła solennie zapytała. - Ciężko jest być swatką w swojej własnej sprawie - westchnęła. - Tutaj ty masz nade mną przewagę. Masz brata, który może ci pomóc.

-Ale przynajmniej sama możesz snuć plany i o sobie decydować. - Isabella widziała tę sytuację nieco od innej strony.

- Wygląda na to, że obie nie mamy tego czego pragniemy - powiedziała pół żartem pół serio de Azuara. - Ot irona losu.
-W Lustrii jest ciekawiej niż w domu, mam nadzieję że tobie też się podoba?
- Och, bardzo - w głosie Iolanday dał się wyczuć entuzjazm. - Ten Nowy Świat ma wiele do zaoferowania. Nawet jeżeli tonie w błocie - zaśmiała się przy tym lekko. - Cała sztuka polega na tym, by w nie wpaść - uniosła kielich ku górze by wznieść toast. - Za ten Nowy Świat Isabello. Miejsce nowych możliwości. Miejsce pełne niespodzianek.

--No, nie mogę się już doczekać żeby zobaczyć dżunglę. Te wszystkie kolorowe ptaki na wolności i wielkie drzewa! - rozmarzyła się Isabella.

- Powiedz mi, moja droga, jak długo zamierzacie tu zostać? - Zapytała Iolanda.

-Mam nadzieję, że jeszcze trochę, to zależy od sytuacji w domu…. dziewczyna nieco się zawahała.

- Ja również mam nadzieję, że jeszcze trochę - baronessa uśmiechnęła się ciepło zupełnie niezauważając wahania w głosie dziewczyny. - To wielka przyjemność móc się spotkać z przedstawicielami tak zacnego rodu. Tuszę, że będziemy mieli więcej okazji do spotkań. Same lub z twoim bratem - ostatnie zdanie wypowiedziane zostało nieco innym tonem zdradzającym zainteresowanie osobą Bertranda de Truville.

-No, jeśli wyruszymy razem na wyprawę z Carlosem, to na pewno będziemy dużo się widywać! - Uśmiechnęła się Isabella.

- Myślałam bardziej o spotkaniach towarzyskich, bankiety, teatr. A wyprawa… ?- zamyśliła się Iolanda. - Więc jednak jedziesz? Cieszę się twoim szczęściem, jeżeli tego pragnęłaś - dodała, w jej słowach dało się wyczuć te co powiedziała.

-A myślisz że nie powinnam jechać, że to dla mnie zbyt niebezpieczne? - spytała się nieco prowokująco dziewczyna.

- To twoja decyzja. Musisz liczyć się z jej konsekwencjami - odpowiedział baronessa.

-Chciałabym być o boku mojego brata gdy bierze udział w takiej przygodzie - odpowiedziała ściskając mocniej kieliszek.

- Dobrze powiedziane panno de Truville - w trochę patetycznym tonie dało się wyczuć uznanie dla słów jakie padły z ust młodej arystokratki.

***
Targ
Dzień targowy był wyjątkowym dniem w życiu każdej społeczności. Nawet tej tutaj. Od wczesnych godzin rannych dało się wyczuć tę specyficzną atmosferę. Udzielała się ona każdemu. A wraz z wędrówką słońca po firnamecie potegowała się. Oczywiście i Iolandzie ona się udzielała.
Czarnowłosa kobieta nie mogła zatem odmówić sobie tej przyjemność i nie udać się tam. Zwłaszcza, że miała się tam odbyć aukcja. I to nie byle jaka.

Baronessa przechadzała się między straganami w towarzystwie Pilar, Joao i kilku zbrojnych. Bo choć targ to coś wyjątkowego, to jest to również okazja by stracić złoto jeżeli było się nieważnym. A tego nikt nie lubi.

Nic konkretnego de Azuara nie planowała nabyć. Ot oglądała czym to miasto i jego rzemieślnicy mogą się pochwalić.


***
Friedrich i Iolanda

Młody i uroczy mag, choć ubrany w płaszcz z głębokim kapturem zainteresował się w końcu inną częścią targu baczenie mając na swoje ukryte sakiewki. Szukał ludzi. na szczęście niektórych dało się poznać na dwa sposoby. Albo ubiór, albo styl bycia. Obydwa z nich krzyczały praktycznie w niebogłosy niekoniecznie z kim miało się do czynienia, ale z tym czy ta osoba miała kasę.

Iolanda w asyście kilku zbrojnych i służącej o egzotycznej urodzie przechadzała się po targu. Tu przystanęła by obejrzeć jakiś mniej czy bardziej egzotyczny towar. Tam rzuciła okiem na wyłożone owoce pracy rzemieślniczych rąk. Nic konkretnego jednak jeszcze nie nabywała.

Friedrich zdecydował się podejść z boku, aby być jawnie widocznym. Ręce na widoku tak by było widać, że nie ma broni… przynajmniej w rękach. Płaszcz jawnie kolegialny, choć w stylu wojskowym nie dość, że skrywał twarz to i sylwetkę i to co pod nim. Udał zainteresowanie rękodziełem, choć posłał spojrzenie wysoko urodzonej… i drugie jej służce..

- To naprawdę dobry wyrób jaśnie pani. - powiedział ciepło - Jednak mam wrażenie, że dla tak urodziwej, szlachetnej kobiety bretoński perfum, lub wyroby z najdelikatniejszej averlandzkiej wełny, czy kitajskiego jedwabiu byłyby stosowniejsze.

Baronessa obrzuciła mężczyznę badawczym spojrzeniem, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Zachwalasz panie te wyroby jakby to twoje własne były. Choć nie jesteś rzemieślnikiem - lekkim ruchem głowy wskazała płaszcz.
Druga z kobiet pozostała niewzruszona. A towarzyszący obu zbrojni również zaczęli bacznie obserwować młodego mężczyznę.

- Zaiste jaśnie pani. Friedrich “Sonnenblume” Zimmer z Kolegium Jadeitu. - odpowiedział uprzejmie ściągając kaptur by zabłysnąć swoją urodą i czarującym, pogodnym uśmiechem na gładkim licu. Skrzywił się tylko przez chwilę posyłając słońcu oskarżające spojrzenie.
- Nie mnie znać się wybitnie na wyrobach rąk ludzkich. - mówił łagodnie - Moje prawdziwe talenty leżą w tym co żyje i od życia pochodzi. Martwa natura z założenia winna pozostawać poza kręgiem moich zainteresowań.

- A tak, znam - powiedziała Iolanda kiwając głową. - Znam zacne Kolegium Jadeitu. W czym mogę panu pomóc, Panie Zimmer?

- Jeno ciekawość ugasić jeśli Jaśnie Pani by była skora. Serce moje radością by się pokryło i byłoby mi znacznie szczęśliwie i miło. Czyż atrakcje co w południe zacząć się mają do duszy i serca miłego Szlachetnej Pani przemawiają? - powiedział wierszem mag kłaniając się przy tym z lekka.

- Język jak lico gładki i słowa słodkie niczym nektar w uszy damy sączy. Zdać by się mogło, że to poeta jaki na dworze daje popis swych umiejętności - rzekła dźwięcznie i wdzięcznie baronessa. - Tu na tej ziemi, co błoto jeno oferuje, to dość nieoczekiwane i nie pasujące do tego brutalnego świata, który za największą atrakcję licytację Amazonki ma. A jednak gawiedź na nią czeka. A i dostojne matrona i zacni kawalerowie tam się udają by oczy swe nacieszyć tak niecodzienny widokiem.

- Zaiste, niecodzienny i niespotykany ponad miarę. Niecodzienny, lecz wszak dochodowy wielce względem wyprawy co się szykuje. Kupiec jeden, a nawet i dwóch pewnymi są. Nie ukrywam, iż na Kapitana liczę, gdyż z nim w koalicję ku zyskowi wszystkich wejść najpewniej… gdy warunki są godziwe po obu stronach. Pod Handrichem i w zgodzie z Vereną, Rhya udzieli zgody, a gdzie zgoda i wzajemne zrozumienie tam zysk stabilny i pewny.

- Ktokolwiek z tutejszych ją nabędzie, nie wróżę jej łatwego życia. - powiedziała baronessa, której nawet powieka na wspomnienie de Rivery nie drgnęła. - Ot dola niewolnika.

Mag pokiwał powoli głową.

- Być może Szlachetna Pani, być może… jednak wątpię by była posłuszną niewolnicą…

- Z początku pewnie nie. Ale to już problem nabywcy. - rzekła Iolanda.

- Oczywiście, Jaśnie Pani ma całkowitą rację.. Uniżenie proszę raczyć mi wybaczyć jednak obowiązki nieszczęśliwie mnie wzywają. Jeśli mógłbym jakoś pomóc...? - odpowiedział magister.

- Będę to mieć na uwadze. - kobieta uśmiechnęła się dobrodusznie.

Mag ukłonił się z lekka i zakładając kaptur ruszył w swoją stronę.
Iolanda wzrokiem odprowadziła ekscentrycznego osobnika, który ją zaczepił. I wróciła do swoich zajęć.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 22-01-2021 o 22:58.
Efcia jest offline