Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2021, 01:03   #33
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Rozmowy z Gerchart Uber
{{Podziękowania dla Pieczar za scenkę}}

Czas akcji: 2525.XII.01 mkt; przedpołudnie
Miejsce akcji: Port Wyrzutków, Plac Targowy, targ
Warunki: jasno, gwar i tumult, zachmurzenie, umi.wiatr, gorąco

Sonnenblume przechadzał się po targu orientując jeszcze raz w cenach towarów i usług. Słuchając plotek i podobnych rzeczy. Wiedza była władzą. Kto jak kto to rozumiał jak nie on? Oczywiście Kolegium Życia nie miało potrzeb finansowych, ale… byli w Lustrii, a Lustria rządziła się swoimi prawami. Tu nie obowiązywała Darowizna Karla Franka!

W ten dostrzegł Wielebnego pośród tłumu. Jego łysa, naznaczona blizną czach i dość specyficzne szaty krzyczące jego obecność wyróżniały się na tle zebranej tłuszczy. Szczęśliwy, że jego monety były bezpieczne ruszył w jego kierunku.

- Niech siła jego ramienia i potęga jego młota prowadzi wasze ścieżki Wielebny - przywitał się ze znajomym Ambrosio.

- Chwała mu na wieki. - odpowiedział raczej nie zdziwiony widokiem młodego druida. Szczególnie po tym co widział dzień wcześniej w karczmie gdzie towarzyszył Friedrichowi nieznany Gerchartowi Nors.

- Co tu porabiasz chłopcze? - zapytał wciąż ciekaw motywów jakimi kierował się młody uczeń Ambrosia - Czyżbyś zamierzał wziąć udział w tej dość nietypowej aukcji i gdzie podział się twój znajomy, w którego towarzystwie widziałam cię wczoraj?

- Zaledwie jako obserwator Wielebny. - odpowiedział uprzejmie choć z dystansem Friedrich - Mój przyjaciel był bardzo miły by pokazać mi to… jakże interesujące miejsce. Przyznam, że wasz widok również mnie wczoraj zaskoczył. Naprawdę, jesteście otwarci na wiernych, Wielebny, i wielce to “cenię” w tym bezbożnym miejscu.

- Ja po prostu spełniam swoje obowiązki. - odparł spokojnie - Podejrzewam jednak, że przypadek tej dzikuski interesuje nas z dwóch zupełnie innych powodów dziecko. - przenikliwie spojrzał na dużo od siebie młodszego mężczyznę - Moich intencji można się domyślać. Z resztą nie są one żadną tajemnicą. - wzniósł na chwilę oczy ku niebu - Co zaś tobą kieruje? Daruj tylko prosze sobie te formalności, że nauka i chęć poznania, bo to oczywiste. Nie mydl mi też mego jedynego oka i obu mych pomarszczonych uszu. Może jestem stary. Nie jestem jednak głupi. Choć i tężyzną zawstydziłbym pewnie niejednego młodziaka. - ani mimika ani ton głosu nie zdradzały choćby na chwilę nawet odrobiny dowcipu - Z tego co zauważyłem to zdecydowanie bardziej interesuje cię świat flory aniżeli fauny.

Mag pokiwał głową i uśmiechnął się czarująco.

- Rzeczywiście, możemy odpuścić formalności. Proszę mi mówić Friedrich, Wielebny. W końcu, co czyni “chłopca”, “chłopcem”? - zapytał kładąc nacisk na ostatnie słowa. Lekki, ale wyraźny. Następnie zachęcił kapłana gestem do przechadzki - Przyznam, że lepiej mi wyrażać myśli w ruchu, nie sądzisz?.

Stary kapłan przytaknął krótkim ruchem swojej łysej glacy. Zakładając ręce za sobą ruszył powolnym krokiem.

- Nim coś powiesz spytam cię o coś jeszcze. - podjął ponownie rozmowę nim to zrobił blondyn - Przy okazji ostatniego spotkania odniosłem wrażenie iż wielce bogobojny z ciebie chłopak. - zauważył - Wczoraj zaś dostrzegłem cię w towarzystwie bliżej nie znanego mi Norska. Zdajesz sobie chyba sprawę z tego jak nieokrzesany to naród i jak często ich ścieżki prowadzą w niewłaściwą stronę? - patrzył pytająco dumając nad tą sprzecznością zachowań i zdarzeń. - Co więc taki jak ty? Robił z takim jak tamten?***

Młodzik się uśmiechnął tajemniczo i odpowiedział prosto z uśmiechem w głosie.

- Oczywiście, z chęcią udzielę odpowiedzi na trapiące duszę niepewności jednak nim to uczynię chciałbym zamknąć pewną sprawę i odpowiedzieć kompleksowo.

Co ciekawe, magister zaczął prowadzić kapłana poza największe skupiska ludzi na targu. Na obrzeża, gdzie niewiele się działo.

- Jakie są dokładnie wasze zamiary Wielebny wobec reprezentantki lokalnego, rdzennego plemienia ludzi? - zapytał łagodnie.

- A cóż to za zwyczaje aby na pytanie odpowiadać pytaniem? - z nieco pochmurną miną odparł wierny sługa Młotodzierżcy. Choć uczeń Ambrosia po raz kolejny wystawiał cierpliwość kapłana na próbę, ten starał się zachować pełen spokój.

- Zaoszczędzimy na czasie, Wielebny. Drastycznie. - odpowiedział nader poważnie młody adept - Jakby nie patrzeć to najcenniejsza z walut.

- Masz całkowitą rację chłopcze. - kapłana wciąż dziwiła ta postawa dużo młodszego od siebie adepta. Gerchart miał wrażenie, że chłopak po raz kolejny zapomniał z kim rozmawia. Nie byli kolegami. Póki co łączyły ich postacie magistra Ambrosia i ów Amazonki. Tyle. Mimo to jednooki duchowny wciąż pozostawał niewzruszony i spokojny niczym morze w bezwietrzny dzień.

- Odpowiedz wpierw więc na postawione przeze mnie pytania. - sprawa była dość prosta. Prócz dzielącego ich wieku różniła ich również pozycja jaką obaj zajmowali w hierarchii społecznej. Kapłan nie zamierzał ustępować młodzianemu druidowi. Spokojnie szedł z założonymi za plecami rękoma.

- Czas… - dodał - To niezwykle ważny aspekt naszego życia. W tym zaś momencie nie mamy go zbyt dużo.

- W istocie. - odpowiedział z lekkim uśmiechem młodzieniec o uprzejmym głosie [/i]- Choć prosiłbym o nie nazywanie mnie chłopcem. Bardzo bym to docenił. Mam swoje powody.[/i]

- Czy mogę mówić otwarcie i szczerze, bez groźby reperkusji? - zapytał z nadzieją przechodząc w swych słowach do języka klasycznego, by dodać już bardziej formalnie.

- Albowiem, zgrzeszyłem Wielebny. Myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem…

Sakrament spowiedzi i jego... tajemnica.

Byli już blisko obrzeży i populacja ludzka zmniejszyła się drastycznie. Mimo to, młody mag nadal prowadził duchownego.

- Skoro aż tak zawadza to twojej osobie. - odparł nie widząc w tym nic trudnego. Dziwiło go jednak co tak wadziło młodszym od niego mężczyzną w tym grzecznościowym zwrocie.

~ Kompleksy? Uraz z dzieciństwa? ~ nieco zastanawiał nie miał jednak póki co ani czasu ani ochoty zgłębiać tego tematu.

- Obawiam się, że powinniśmy już wracać. - stwierdził widząc jak bardzo oddalili się od placu, na którym miało dojść do aukcji - Swoją drogą. Obrzeża to niezbyt stosowne miejsce na spowiedź. Nie uważasz? - stanął i patrząc się na młodego druida odwrócił się bokiem zachęcając do drogi powrotnej.

- Oczywiście. - odpowiedział w klasycznym Friedrich - Zawsze możemy omówić sprawy w innym terminie. Rozumiem, że jesteście zajęci Wielebny. Moja sprawa jest nieistotna. Jeszcze będzie czas, choć na ten moment w waszym towarzystwie, tym miejscu i czasie nic nam tu nie grozi.

- Nie wątpię. - odparł w pełni spokojny o swój los jak - Powiedz jednak. Czy twojemu życiu grozi niebezpieczeństwo i skoro zamierzasz wyznać grzechy pokornemu słudze Sigmara czemu nigdy wcześniej nie widziałem cię na nabożeństwach? - zapytał nieco jednak zatroskany o los blondyna - Sądziłem, że magowie życia oddają cześć innym bóstwom. Starszym i bardziej pierwotnym. Skąd więc u ciebie taka postawa?

Friedrich uśmiechnął się lekko spoglądając na kapłana badawczo.

- W istocie. Jednak czym różni się Sigmar od Ulryka? Randal od Handricha? Shallya od panienki Rhyi. Jej i Tala kult od wierzeń Starej Wiary? Gdzie jest różnica i czym ona jest i skąd się bierze, a przede i nade wszystko jakie są punkty wspólne we wszystkim? Jakby nie było mówimy tylko o naszym ukochanym Imperium… Bogów jest więcej poza jego granicami.

Z każdą chwilą okazywało się, że nie tylko wiek i profesja różni obu obywateli Imperium. Gerchart był starszym, poukładanym mężczyzna, który ponad wszystko cenił sobie ład, odpowiedzialność i wojskową dyscyplinę. Nie lubił rozpoczynać kolejnych spraw czy tematów nie zamykając uprzednio wcześniejszych. Friedrich natomiast w tej sferze zdawał się być lustrzanym odbiciem spokojnego na ogół kapłana. Wrzała w nim młodzieńcza krew. Był mocno ekspresyjny i czasami zbyt wiele mówił. Zdawać się mogło, że czasami nie do końca ważąc słowa. Skakał on z tematu na temat niczym konik polny pośród gęstwiny stepów Kislevu. Jego raczej ekstrawertyczne usposobienie w konfrontacji z raczej odludna pracą pomiędzy sadzonkami i pędami przeróżnych bliżej nieznanych Gerchartowi roślin tworzyły mieszankę wybuchową. Pokłady energii musiały kumulować się w nim w trakcie badań które prowadził zapewne w odosobnieniu. Znajdowały zaś one upust w momencie interakcji z innymi przedstawicielami jego gatunku. Tak różnił się on od Zachariasza, który o dziwo w tej sferze przypominał Gercharta. Obaj zakonnicy raczej milczeli i nim otworzyli swoje usta po trzykroć rozmyślali nad sensem wypowiadanych przez siebie słów. Tak z resztą miała większość łysych piewców słowa Sigmara. Friedrich natomiast był druidem, czarodziejem tradycji życia. Wielbił, korzystał i szanował on egzystencje w zupełnie inny sposób niż czynił to jednooki weteran. Co jednak ucieszyło Gercharta. Wyrażał on raczej pozytywne emocje związane z Imperium i jego dziejami.

- Widzisz. - odparł na dywagacje ucznia Ambrosia, które zaś wynikały z jego niepełnej wiedzy. Nie dziwił się mu jednak. Pochłaniała go nauka i chęć poznania. Nie bywał więc zapewne na katechezach w trakcie, których większość z jego zagwostek zostawała wyjaśniana.

- Jak bywał byś na liturgiach i uważnie słucha czytań. Łatwiej byłoby ci dostrzec te nieraz subtelne różnice. - zauważył mówiąc raczej mentorskim tonem. - Tak jak jednak wcześniej mówiłem. To nie miejsce i pora na dyskusję teologiczne. Jeżeli naprawde tak interesuje cię duchowa strona naszego życia to zaprosić cię mogę na prywatna audiencję w świątyni najwyższego Sigmara bądź na msze w trakcie, których mam nadzieję, że odnajdziesz odpowiedzi na swoje pytania. Pytanie tylko czy wtedy choć na chwilę zamiast dużo mówić będziesz umieć uważnie słuchać. - spojrzał pytająco na chłopaka. Tak jak zazwyczaj robili to nauczyciele nakierowujący swojego ucznia na rozwiązanie łamigłówki nie podając mu na tacy gotowego schematu działań.

- Jedna jest jednak rzecz, która te wszystkie a na pewno większość wierzeń łączy. - zrobił chwilę przerwy by dać możliwość młodzieńcowi na połączenie wszystkich punktów - Jest to mianowicie wrogość względem spaczenia, względem tego co tak ostatnio tobą wstrząsnęło. To zaś chyba jest najważniejsze. - zauważył - Świat, który znamy powstał zaś w wyniku wielu starć z tym często niewidocznym wrogiem. Największy jednak bój stoczył wielki Sigmar wypędzając z ziem zamieszkałych przez przynależne mu plemiona pomioty wszelakiej maści. To zaś dało podwaliny do stworzenia ukochanego nam Imperium. Gdyby nie ono dziele ludzkości bez względu na rasę, pochodzenie i wyznanie wyglądałyby zupełnie inaczej. Nie będę jednak teraz wdawał się w szczegóły. - powstrzymał się gdyż czuł iż znów zaczyna monolog - Tak jak mówiłem. Świątynia stoi dla ciebie otworem. Wrócimy jednak do tego o czym zaczęliśmy mówić wcześniej. Mów proszę. Zamieniam się w słuch. - otwarta dłonią wykonał gest w kierunku Friedricha ustępując mu niejako miejsca. Łysa głowa zaś nieco nachyliła się nad sylwetką młodego czarodziena tak jakby ten naprawde miał się zaraz zacząć spowiadać.

Młody magister pochylił głowę i uśmiechnął się kącikiem ust od strony targu przez krótką chwilę. Mówił w języku uczonych cicho.

- Zgrzeszyłem myślą, iż nie ma różnicy między nami z Imperium, czy innych ludów. Myślą, że w każdym z nas jest dobro i tylko otoczenie budzi nas zło. Tym, że żyjemy w świecie nierówności i konfliktów, ludzi u władzy, świeckiej i duchowej którzy patrzą zaślepieni we własną korzyść i przyjemność pławiąc się we władzy do której nie mają prawa, ani tym bardziej umiejętności. Władzy którą zdobyli przelewając krew niewinnych i pławiąc się w niej gotowi są zdradzić i niszczyć byleby utrzymać władzę. Wszak objawem wszelkiego życia i temperamentu człowieka są wiatry magii które obmywają świat, a wiatry podążają za myślą. Skupiają się w miejscach i wokoło ludzi pragnących, a nawet nadają rzeczom świadomość.

- Zgrzeszyłem myśląc, że wszelkie zło bierze się z ułomności żywych wywołanej samolubnością innych. Samolubności która w nich budzi samolubność. Te mroczne myśli i pragnienia które nie w nas są, lecz są nam narzucane przez niegodziwości innych przekonanych w swojej ułomności o własnej wyższości. Pycha, chciwość, manipulację, własny zysk kosztem innych, kłamstwa i pożądliwości. Wszak nors nie różni się od araba, a arab od imperialczyka. Tędy wierzę z nadzieję iż Amazonki jako lud nie są złe, lecz mają to wrodzone dobro wynikłe z braku kontaktu ze spacznią naszego zepsutego społeczeństwa. Tędy w swej naiwności zgrzeszyłem myśląc, że nawet jeśli uległy Arcywrogowi, to tylko w najwyższych kręgach władzy, albowiem ryba się psuje od głowy, a samolubna część wypaczenia naturalnych zasad moralnych rozwijająca się z wychowania i doświadczeń nie lubi się dzielić. Tędy pysznie pokładałem nadzieję, że jest szansa i nadzieja by porozumiewając się z wystawionej na sprzedaż Amazonki nawiązać kontakt z jej ludem i ich poznać, oraz ostatecznie zasymilować. Nauczyć się dziczy od nich i uczyć od siebie wzajemnie życia w tym miejscu dla dobra wszystkich i Starego kontynentu. W swojej głupocie co jest grzechem przeciw Verenie, żywiłem cichą nadzieję, że nawet jeśliby część ich społeczności była wyznawczyniami, to uda nam się poznać wroga na tych ziemiach odciętych od nas i operującego inaczej, by lepiej go identyfikować i zwalczać. W końcu to co znamy najpewniej nie ma tu zastosowania przez brak kontaktu.

- Zgrzeszyłem sprawiedliwą wzgardą dla świeckich i duchownych specjalistów od zwalczania zagrożeń magicznych, którzy w swoim fanatyzmie, upojeniu władzą i bogactwem, oraz pławieniu się w śmierci ludzi mogących wielce przysłużyć się społeczeństwu z przekonań religijnych czy materialnych. Mordujących niewinnych bazując przy tym na zaślepieniu będącym wynikiem ich trawiących od środka grzechów jakże miłym Mrocznej Czwórce. W swoim zwątpieniu dostrzegłem, że to to właśnie wychowanie, środowisko i otoczenie, oraz dążenia grup społecznych co mają władzę by gnębić i grabić innych są powodem tego, że ci którzy co nie mają chcą więcej i nie pozwala im się mieć, nawet najmniejsze cokolwiek, to zakusy Wroga sięgają do ich serc i dusz zwabieni ich cierpieniem. Zatem, ci wybitni panowie w kapeluszach i długich płaszczach, wyrządzają wilczą przysługę nam wszystkim działając w krwawym i władczym zacietrzewieniu tępiąc i strasząc, zamiast edukować i podawać dłoń, a chroniąc tych którzy są źródłem zła i cierpienia, które rodzi mroczne żądze. Chronią tych którzy będąc w niewoli choćby nieświadomej z łańcuchami na szyi, rękach i u nóg pogrążają naszych bezbronnych rodaków w odmęty czeluści. Chronią ich, bo to się opłaca, bo płacą potężne datki i to samo w sobie pokazuje kogo są sługami i gdzie ich prawdziwa lojalność leży i nie, nie jest to po stronie dobrych bogów i naszej rasy.

- Zgrzeszyłem młodzieńczą nadzieją i myślą, że nie droga przemocy, lecz wzajemnej pomocy i zrozumienia, bycia stróżem i opiekunem jest drogą do pokonania Arcywroga. Do pokonania poprzez pozbawienie źródeł pokus i grzesznych potrzeb. Poprzez pokazanie i utrzymanie naturalnego porządku rzeczy. Gdzie nie urodzenie, kasta, czy samozwańczo nadane przywileje i władza, czy wzajemne grzeszne koneksje ku samolubnym potrzebom rozpusty i zbytku, lecz prawdziwe predyspozycje, a za nimi zdolności, umiejętności i wiedza determinują status w społeczeństwie.

Gerchart słuchał w milczeniu kiwając delikatnie głową. Słowa Friedricha niosły ze sobą wielki pokład emocji. Emocji, które w przypadku tak młodych ludzi jak uczeń Ambrosia często brały górę nad rozwagą i logiką.

Młody miał pretensje. Do siebie, do ludzi, do świata i rządzących nim reguł. One zaś wynikały z niezrozumienia przez niego wielu kwestii z pogranicza spraw społecznych, duchowych jak i ekonomicznych. Nie zmieniało to jednak faktu, że chciał na swój sposób dobrze.

- Hmmm… - nieco zadumał chcąc odpowiednio dobrać słowa - Wiele rozterek trapi twoje serce i umysł. - zauważył - Mówisz, że chcesz wyznać swoje winy, że zgrzeszyłeś. Oczekujesz jednak ich przebaczenia młodzieńcze? - patrzył na chłopaka z nieco zagadkową miną - Mianowicie wiesz na czym polega prawdziwa spowiedź? - zapytał nie oczekując jednak odpowiedź. W każdym razie nie tu i teraz. Wolał dać Friedrichowi czas na ochłonięcie i przemyślenie wszystkiego raz jeszcze.

- Na obietnicy i chęci poprawy. - odparł wskazując na najbardziej istotny element tego sakramentu -[i] Jak zaś jest z tobą? Szczerze żałujesz tego co zrobiłeś? - palce u dłoni miał splecione, wzrok łagodny a ton mentorski - Gdyż ja odniosłem wrażenie iż raczej błądzisz jak dziecko we mgle szukając odpowiedzi aniżeli naprawdę uważasz takowe postępowanie za coś niegodnego. - wyznał co dostrzegł - Nie ma w tym nic złego. Sensem życia jest wszak szukanie tej najwłaściwszej ścieżki, którą zamierzamy kroczyć. Trzeba jednak pamiętać iż zło czaić się może wszędzie. W każdym nawet najbardziej trywialnym aspekcie życia. - wzniósł głowę ku niebu chcąc zorientować się jak niewiele czasu dzieli go od spotkania z Amazonką - W każdym razie te wszystkie pytania to bardzo ciekawy temat do rozmowy. Jednak nie tu i nie teraz. Wszak czeka mnie jeszcze spotkanie z tą dzikuską. - zrobił delikatną pauzę chcąc dostrzec ewentualną reakcję młodego adepta sztuki magicznej - [i]Jeżeli zaś nieco cię to uspokoi to zamierzam nawiązać z nią kontakt. Nie omieszkam jednak sprawdzić czy serce jej nie jest przepełnione spaczeniem. Wszak do moich zadań należy dbanie o moje stado. - przyznał zgodnie z prawdą - W każdym razie bez względu na wynik mojego dochodzenia. Chciałbym by pokazała nam gdzie można znaleźć jej wioskę. Poza tym ona jest tutejsza. Jej wiedza i doświadczenie mogły by nam bardzo pomóc. O ile rzecz jasna uda się nam z nią porozumieć. - dodał - Choć ponoć kapitan de Rivera ma ma to jakiś plan. - raz jeszcze spojrzał na nieboskłon - Teraz jednak wracajmy i tak jak mówiłem. Jeżeli wciąż interesować cię będzie rozmowa i chęć poznania meandrów wiary to zapraszam do świątyni.

Młody czarodziej spojrzał na starszego wiekiem kapłana.

- Byłbym niesamowicie wdzięczny za waszą mądrość i doświadczenie Wielebny. - powiedział pokornie.

W myślach natomiast czarodziej zastanawiał się nad tym jak niesamowicie gładko i łagodnie to przeszło. Czyżby Uber był bliższym znajomym Ambrosio niż myślał? Zdecydowanie to był ciekawy prospekt… jak i ustalenie jak daleko sięgała jego herezja… chyba, że jak niemalże każdy wyznawał podwójne standardy. Tak czy inaczej, mógł się przysporzyć sprawie Kolegiów… i choć kusiło go udanie się z nim na targ zobaczyć Amazonkę to wiedział, że i tak to nic nie zmieni w tym momencie, więc po co?
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline