Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2021, 08:18   #103
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Amanda zmartwiła się, kiedy Alan nagle stracił przytomność. W dodatku Katia od początku była dla niej opryskliwa, podkreślając jej beznadziejność i bezużyteczność. Nastolatka starała się to ignorować, choć faktycznie, zaczęła zwracać uwagę na nauki Katii. Być może gdzieś w głębi siebie miała potrzebę bycia lepszą. Przydatną.
- Na pewno jest ok? On odpłynął. - dopytała niepewnie, niemal pod nosem, nie chcąc też rozpraszać dziewczyny.
Katia robiła dobrą minę do złej gry.
- Ale oddycha - powiedziała. - Myślę, że gdyby stało się coś złego, to byśmy już wiedziały. Jak dla mnie to regenerująca drzemka.
Przesuwała świecącymi dłońmi tuż nad złamaną nogą chłopaka. Wnet zachrzęściło i chyba rzeczywiście kość zaczęła się nastawiać.
- Widzisz?! To działa! - Ceyn uśmiechnęła się szeroko do Amandy. Ale went uspokoiła się. - No pewnie, że działa. Oczywiście, że działa.

Amanda uśmiechnęła się słabo. Dosłownie kilka minut temu pomyślałaby, że Katia jest pewna swych zdolności, zarozumiała, wyniosła, egocentryczna. Na ułamek sekundy dostrzegła w niej człowieka. Gdyby nie brutalnie zamordowany Mateusz, pewnie starałaby się zrozumieć dziewczynę. Aktualnie jednak starała się przeżyć i nie chciała mieć tak silnego wroga. “Wybacz Mati…”, westchnęła w myślach. Uwadze blondynki nie umknęli przemykający w tle Wiesław i Ali. Nastolatka zamachała do nich krótko ręką.
- Ali, nic ci nie jest?! Dziewczyno, uważaj na siebie, nie powinnaś być sama teraz! Chodź tu do nas, razem sobie poradzimy! - zwróciła się nieco głośniej w kierunku arabki, ale szybko ściszyła głos aby dodać do Katii - To koleżanka, jest po naszej stronie. Wolałabym, żebyśmy trzymali się jakoś razem, przyjechało nas tu więcej… - wyjaśniła krótko - Czego dokładnie mnie chcesz nauczyć? I czemu?
Katia spojrzała niechętnie na Al-Hosam i Wiesława. Bez wątpienia wydawała się mocno uprzedzona.
- Obydwoje śmierdzą - mruknęła pod nosem, na co Amanda zareagowała zdziwieniem. Zmarszczyła czoło kontynuując - Obydwoje w inny sposób. Nie czujesz tego? - Kucyk jedynie pokręciła przecząco głową, choć nie była pewna, czy nie zrobiła tego odruchowo. Akurat Wiesław jej śmierdział i to wręcz nieziemsko obrzydliwie. Nie przyznała tego jednak, wolała milczeć. Katia jeszcze przed chwilą chciała ich zabić, wcześniej pozbawiając życia Mateusza. Nie była godna zaufania. Nie powinna. Ceyn mówiła dalej, gdyż z ust jej towarzyszki nie wydobyło się nawet westchnięcie.
- Sama nie wiem, czego dokładnie chcę cię nauczyć, ale powinnaś chociaż być w stanie dostrzegać takie rzeczy. A czemu? Bo sama przez całe życie byłam taka jak ty. Czołgałam się po tym świecie niczym gąsienica i zdawało mi się, że jestem motylem - mruknęła Katia. - Widzę w tobie odbicie siebie - dodała, po czym spuściła na chwilę wzrok. - Poza tym sama mówiłaś, że Sebastian ci pomagał. Jeśli on to robił, to pewnie miał jakiś powód. Mam nadzieję, że dostrzegł w tobie coś prócz tego, że jesteś po prostu ładna. Ale uwierzę jak zobaczę.

W tym czasie Czartoryski krzyknął przed siebie, całkowicie ignorując Amandę i idąc w stronę, w którą krzyczał spokojnym tonem.
- Adrian przyjacielu, to ja Wiesław. Przyszedłem z przyjaciółką Aaliyą, a widzę, że ty poznałeś kogoś nowego. Dobry wieczór, nazywam się Wiesław Czartoryski, a pani godność?

Amanda była szczerze zaskoczona. Nie spodziewała się, że jest tutaj ktoś jeszcze, do kogo on gadał? Blondyneczka wstała na równe nogi, wyprostowała się, zaczęła rozglądać ostrożnie. Jej ciało drgnęło pod wpływem głosu Katii, która spojrzała na nią.

- Wyprowadź stąd tych dwóch zjebów - powiedziała. - Daleko. Bo zepsują mi leczenie Alana - mruknęła. - Czuję, jak jej energia rośnie… spójrz na nią. To… to coś, czego do tej pory nie widziałam. Muszę dokończyć spokojnie leczenie twojego chłopaka, inaczej nie wiem, jakie będą tego konsekwencje. Z jakiegoś powodu twoja przyjaciółka chce mi spuścić wpierdol. I nie, żebym jej się dziwiła, mam wielu wrogów. Ale to nie jest na to odpowiedni moment. Wypłosz ich, kurwa! - mruknęła. “To nie jest mój chłopak”, przemknęło krótko przez myśli Amandy, ale bardzo szybko o tym zapomniała. Ceyn już i tak zdekoncentrowała się przez moment, a wtedy Wiaderny jęknął przeciągle. Bardzo niepokojąco. Zdawało się, że Katia nie żartowała.
- I jeszcze jedno… uważaj również na niego. Jeśli już mam się kogoś bać, to arabskiej kurwy. Ale i z nim jest coś bardzo nie w porządku - najwyraźniej Ceyn podzielała to samo zdanie, co wszyscy inni znajomi Amandy. A przynajmniej zdecydowana większość. Blondynka pokiwała głową na znak, że zrozumiała

Amanda nie stała i nie przyglądała się tępo, kiedy Katia uniosła na nią głos. Nie chciała co prawda jej służyć, ale doświadczyła mocy, jaką włada i nie chciałaby jej się drugi raz narażać. Poza tym, dziewczyna robiła coś pomocnego, więc warto było to wykorzystać.
Nastolatka odbiegła truchtem, nie widząc innego wyjścia, jak zaufać Katii. Zaufać komuś, kto zabił Mateusza i chciał zabić ich; no ale jakoś przeżyli, prawda? Dlatego zerwała się do krótkiego truchtu w stronę Arabki.


* * *


- Nadia - odpowiedziała Wieśkowi tajemnicza dziewczyna. - Nadia Ceyn.
- Wycofaj swoją kurwę!
- krzyknęła błyskawicznie. - Bo go zabiję!

- Nie wiem, czy Alan zlecił dziewczynom zabójstwo Sebastiana Ceyna, czy nie, ale Adrian, ja i Aaliyah nie mieliśmy z tym nic wspólnego. Do tego wystawili Adriana, bo mieli go chronić, a nie chronili i sam tu wylądował działając z polecenia tamtego typa, Alana, na którym właśnie twoja bliźniaczka odprawia jakieś rytuały.


Po tych słowach Amanda poczuła ukłucie w okolicy mostka. Ścisnęło ją w gardle. “Co za pierdolony gad”, pomyślała. Skupiła się jednak na Ali. Po pierwsze, naprawdę się o nią martwiła, a po drugie szczerze pragnęła, aby noga Alana została uleczona.


* * *


- Ali, jak dobrze że nic ci nie jest - Amanda rzuciła się na Arabkę obejmując ją krótko. Gdy się oderwała i spojrzała jej w oczy, widać było zapłakaną i smutną twarz dziewczyny - Marta na pewno by chciała abyśmy o siebie dbały teraz, gdy jej nie ma obok… - przerwała na chwilę widząc nietypowe zachowanie u koleżanki. Rozmawiały w tym samym czasie, gdy Wiesław mówił. I, co gorsza, nie przestawał.
- M-marta - Ali szepnęła w odpowiedzi. Zdawała się nie do końca kontaktować ze światem. Z jej oczu płynęły łzy. Skóra dziewczyna zdawała się tak ciepła, jak gdyby rozpalały ją promienie pustynnego słońca. Amanda musiała ustawić się bokiem, gdyż piasek zaczął zacinać w jej twarz. Na szczęście żadne ziarenka nie wpadły do oczu. To było dziwne. Co prawda znajdowali się nad morzem, ale plaża była daleko. Nie mogło wiać z jej strony...
- Hej, skarbie… - Amanda kontynuowała. - Spójrz na mnie, nie bój się. Wszystko będzie ok, jakoś temu zaradzimy, trzeba tylko myśleć, co się mówi dobrze? Ja ci pomogę teraz, spokojnie. Spokojnie Ali, musimy jeszcze znaleźć Martę, nerwy nam nie pomogą, musimy… Musimy być silne, dobrze? Proszę… - Amanda odwróciła się przodem do Nadii i Adriana. Zasłoniła Ali swoim ciałem. Niestety, Czartoryski próbował dogadać się z Nadią w sposób bardzo niewłaściwy. Wręcz obrzydliwy.

- Amanda! Co zrobiliście Halmann po tym jak bezceremonialnie rzuciliście zwłoki Sebastiana przed nią, a my uciekliśmy stamtąd?

Nadia bez wątpienia nie spodziewała się takich pytań. Przeniosła wzrok na piękną Sabotowską. Zmarszczyła brwi, czekając na jej odpowiedź…

***

Wiesław dobrze wiedział, że Amanda i Alan nie mogli mieć nic wspólnego ze śmiercią Sebastiana. Byli wtedy wszyscy razem na tym samym zebraniu, na którym był on. Tak samo jak Jacek. W dodatku, po wniesieniu ciała, Amanda od razu zemdlała, czego świadkiem Wiesław również był. Dlatego też, tak szczerze, nigdy nie widziała czegoś głupszego. Jego słowa świadczyły o nim i to źle. Chciał zrzucić na kogoś winę, skazać ich na śmierć… Tak po prostu. Nie dbał o nikogo, tylko o swoją dupę. Był obrzydliwym, obślizgłym gadem. Jak można być takim idiotą?

Wnet rozpoczęła się ostra wymiana zdań. Mówiła głównie Sabotowska, ale Czartoryski wchodził jej w słowo, próbując odpowiedzieć na bieżąco. Piękna dziewczyna jednak nie zatrzymywała się i mówiła dalej. To był harmider. Nadia stała w dali, oglądając spektakl dwóch aktorów. Oraz cierpiącej pośrodku Aaliji.
- Co ty pieprzysz typie?! Czy ty masz mentalne problemy? - uniosła się Amanda w złości.
- Odpowiedz lepiej na pytanie co zrobiliście z Halmann - stwierdził spokojnie Wiesław. Amanda chyba dawno nikt jej nie zadziałał na nerwy tak, jak Czartoryski.
- Najpierw omotałeś Ali, osaczając ją jak jakiś totalny psychol, a teraz jeszcze oskarżasz wszystkich swoich kolegów z klasy o morderstwo, aby wyślizgnąć się żywo jak jakaś parszywa glizda?! Czym ty do kurwy nędzy jesteś, posrańcu?
- Wszystkich nie. Świat nie kręci się wokół waszego gangu.
- powiedział Wiesław, ale jej nie przekrzykiwał, bo nie było po co. Dziewczyna nie przerwała:
- Od początku wiesz wszystko o wszystkim, wiesz co tu się dzieje, wiesz jakie zadawać pytania, na co uważać, na co zwracać uwagę jak unikać zagrożenia, o którym nawet nie mieliśmy wcześniej pojęcia!
- Nie wiedziałem, że ktoś chciał zabić Sebastiana Ceyna, ale to zrobił
- dodał Wiesław spokojnie, ale tak, żeby Nadia go słyszała. Poza tym pilnował, żeby Aaliyah nie wybuchła energią Allaha. Agresja Amandy pogarszała sytuację. Dziewczyna kontynuowała:
- Wiedziałeś nawet, że Alan rozmawiał z Sebastianem mimo iż nie było cię przy tym!!
- Bo myślę? Poza tym Alan przyznał się do tego jak go zapytałem.
- Wiesława rozbawiły nerwy Amandy. Niczego nie rozumiała i była praktycznie oderwana od rzeczywistości. Mogła być przydatna jako agent chaosu, ale w tym momencie trzeba było jakoś ją przehandlować za życie Adriana. To uczciwa cena. Ale Amanda nie przestawała mówić:
- Wiesz ciągle wszystko i wykorzystujesz innych dla własnych korzyści, z kim jesteś w zmowie?! Po której stoisz stronie, posrańcu?! - Amanda nie trzymała już nerwów po tym wszystkim, co Wiesiek wygadywał. Było to dla niej chore, nie mieściło się w głowie, a jej reakcja na to wszystko była szczera.
- Z pewnością nie po stronie morderców Sebastiana Ceyna. - odpowiedział jej.

To wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej. W umyśle Amandy ta scena wyglądała lepiej i kończyła się lepiej. Mogła zrobić to lepiej i naprawdę szczerze chciała. Jednak to, co robił Czartoryski wyprowadziło ją z równowagi.


W jej głowie wszystko wyglądało inaczej

- Nadiu, tak? - zwróciła się w końcu do stojącej dalej dziewczyny, wciąż osłaniając Ali swoim ciałem i głaszcząc ją wyciszająco po dłoni - Tutaj jest twoja siostra, Katia. Pomaga mi, tak jak swego czasu pomagał mi twój brat. Zróbmy tak, że my teraz podejdziemy do Adriana i przysięgam ci, że on nic złego nie zrobił, nawet nie jest świadomy co się stało. A ty podejdziesz do swojej siostry. Po tym, ja zaprowadzę was do osoby, która była bardzo bliska sercu waszego brata i razem znajdziemy winnego tego zamieszania. Dobrze? - Amanda starała się uspokoić, choć stojący obok Wiesław sprawiał, że miała ochotę kogoś zamordować. Kucyk wyciągnęła telefon i odczytała wiadomość od Julii. - Ali, zamknij oczy i oddychaj głęboko. Wdech i spokojny wydech, ok? I powtarzaj tak, spokojnie skarbie. Uratujemy wszystkich i znajdziemy Martę. Mi też jej brakuje, uwierz mi. Nie jesteś sama Ali, nie jesteś, nie byłaś i nigdy nie będziesz. To była tylko szkoła, nie myśl o tym jak wszystko odbierałaś wtedy, pomyśl o tym, że trzymam cię za rękę i niedługo Marta chwyci cię za drugą. Przepraszam, że krzyczałam przed chwilą, ale nie mogę słuchać, jak ktoś tak bezczelnie próbuje ratować swoją skórę poprzez skazanie na śmierć mnie, Alana i każdego innego w naszej szkole. Rozumiesz Ali? Każdego mogą zabić jego słowa, jego słowa. Przez niego… Mogliśmy umrzeć. Jeśli Nadia mi nie uwierzy, a Katia teraz zwątpi, to zginiemy. I nie będzie to twoja wina. Tylko jego.



* * *

Aaliyah załkała. Opadła na kolana i przyłożyła dłonie do uszu. Nienawidziła tego. Przypominały jej się kłótnie rodziców, po których matka zawsze dostawała od ojca. Po głośnym harmidrze zapadała cisza, a Al-Hosam dusiła się w tej ciszy. Równoległy wrzask Wiesława i Amandy przywoływał najgorsze wspomnienia. Znów czuła się jak mała, zagubiona dziewczynka, która nie ma na nic wpływu. Co gorsza, budziła się w niej dziwna, obca siła. Smakowała niczym palące języki słońca. Niczym szkarłat krwi i płomieni. Słyszała rytmiczny zaśpiew Imamów w swoim umyśle. Pochyliła głowę.
- Fadżr. Zuhr. Asr. Magrib. Isza.
Cichutko nuciła te słowa pod nosem, ale Wiesław i Amanda nawet tego nie zauważyli. Tak bardzo byli zaabsorbowani sobą, że nie dostrzegli stanu, w jakim znajdowała się dziewczyna… którą mieli się opiekować.

Z Adrianem również zaczęło się coś dziać. Jego ciałem targały torsje. Mięśnie brzucha wyginały się, jak gdyby chłopakowi zbierało się na wymioty. Oczy Fujinawy zaczęły łzawić. Próbował powstrzymać nudności, ale ciężko było.
- Proszę, nie - szepnął. - Nie chcę upaść. Nie chcę spadać. Boję się otchłani - jęknął.
Zdawało się, że to nie Nadia wywoływała dziwny stan Azjaty, gdyż zdziwiona spoglądała to na niego, to na trójkę uczniów. Jeszcze nie odzywała się. Głównie dlatego, bo miała nadzieję, że w awanturze między Sabatowską i Czartoryskim wypłynie, kto naprawdę zabił jej brata Sebastiana. Trzymała jednak karty w pogotowiu. Nie była tylko pewna tego, w którym momencie powinna ich zacząć używać…

* * *

Amanda miała dość słuchania tego, jak ten wieśniak wpierdala się między każde jej słowo, mimo iż nie zrobiła ani chwili przerwy, w trakcie gdy mówiła, ten dalej sobie brzęczał. Brzęczał pod nosem jak mały, obślizgły gad. Napierdalał jęzorem tak, że miała ochotę mu go wyrwać. Jeśli Katia nie sprowadziła Amandy na złą stronę i nie zdołała przekonać jej, aby użyła zwłok Mateusza jak swojego sługusa, to Wiesław swoim zachowaniem sprawił, że miała ochotę już na wszystko, co złe. Nie panowała nad sobą. Nie potrafiła po tym, co on robił. Sprawiał zagrożenie każdemu wokół, przede wszystkim swoim pierdoleniem. Bo pierdolił i to jeszcze w sposób, który im wszystkim zagrażał. I był na tyle zdebilały, że nie zdawał sobie z tego sprawy.

Tak, Amanda była na granicy. Nie wytrzymała. Ruszyła naprzód. Pragnęła chwycić Czartoryskiego śmiecia za chabety i rzucić się na niego, powalając na ziemię. Chciała usiąść na nim okrakiem, blokując ruchy. Zacząć trząść nim jak ścierą bez opamiętania, to w górę, to w dół, żeby każdy gwałtowny ruch powodował uderzenie potylicą o twardą glebę.
- Zamknij… kurwo… ten… swój… tępy… ryj. Ty podła gnido i kurwo zeszmaciała, psychopato! - wrzeszczała. Pragnęła wziąć ręką grudę ziemi i wepchnąć chłopakowi do ust, aby go uciszyć.

Wiesław całe życie był przygotowany na atak… ale czy miał refleks, który mógłby pozwolić mu zareagować dostatecznie szybko? Jego taktyka była prosta: nadziać Amandę na nóż, który trzymał w kieszeni kurtki. Potem “przytulić ją” jednym ramieniem, dociskając do trzymanego ostrza. Ból szybko wpłynąłby na jej stan umysłu. Na pewno chciałaby wygrać ten w mniemaniu Wiesława nierówny pojedynek z uzbrojonym przeciwnikiem z większym doświadczeniem bojowym niż lata jej życia.
- Jak przejęliście kontrolę nad Amandą?! - zdążył jeszcze retorycznie wrzasnąć. Wiesław był zaskoczony nagłym atakiem dziewczyny. Pewnie od początku była kontrolowana przez magiczne bliźniaczki. Jego wzrok przeskoczył z Adriana, poprzez Nadię na Aaliyę…

[media]http://www.youtube.com/watch?v=4Js-XbNj6Tk[/media]

Dziewczyna ostatkiem sił zdążyła doczołgać się do nich. Chyba już od jakiegoś czasu próbowała to uczynić.
- Nie! - krzyknęła.
Jej głos był zachrypły, jak gdyby krzyczała od zbyt długiego czasu. To było dla niej za dużo. Wspomnienia toksycznej relacji w domu między rodzicami. Które nałożyły się na chwilę obecną oraz tragiczną awanturę między dwójką ludzi, których uwielbiała. Całe życie tkwiła w środku pomiędzy dwiema ścierającymi się potęgami.
Na dodatek była rozdzierana od środka przez istotę, której nie rozumiała. Dziwna, obca świadomość budziła się w niej, a ona mogła jedynie to obserwować. Nie szło na to zaradzić. Z kolei z zewnątrz napierała na nią silna, czarna, gęsta energia płynąca z Nadii. Drugie jej źródło znajdowało się w kantorku.
To była ogromna presja. Największa w życiu dziewczyny.
Dlatego nawet nie zastanawiała się i rzuciła się naprzód między Wiesława i Amandę.

Dostała w twarz grudą ziemi w pięści Amandy. Okropnie ją wykrzywiło. Ale w tej samej chwili nadziała się na nóż Wiesława, który wydobywał z kieszeni. Nawet nie krzyknęła. Wrzask nie powstał w jej krtani. Ostrze zagłębiało się między jej żebra, dziurawiąc płuco. Oczy zalśniły czerwienią. Podobnie jak jej fioletowa koszulka. Plama na niej powiększała się z każdą sekundą. Czartoryski trzymał rękojeść, którego ostrze dygotało. Było coraz gorętsze, coraz czerwieńsze. Rozpalało się.

Tymczasem Aaliyah pomimo całej sytuacji uśmiechnęła się smutno. Cieszyła się, że zdołała nie dopuścić do tragedii. Nic nie zdarzyło się Wiesławowi ani Amandzie. Tylko to się liczyło. Jej własne życie nie miało dla niej wartości od dłuższego czasu. Była w stanie oddać je dla ludzi, którzy mieli dla niej tak wielkie znaczenie.

Dotknęła lewą dłonią przyjaciółkę. Pogłaskała ją po policzku.
- Amanda - szepnęła. To słowo, to imię… zabrzmiało niczym pożegnanie. Blondynka na chwilę zamarła. Jej reakcja jednak nie była tak emocjonalna, jak zapewne byłaby jeszcze parę godzin temu. Czuła jak… Przestaje czuć.
Sabotowska przypomniała sobie o tym, jak niegdyś pośrednio doprowadziła do zadźgania nożem sprzedawczyni w sklepie. Jeszcze niedawno ten koszmar zadręczał ją w autobusie. Historia zatoczyła koło i trafiła do tego samego punktu. W śnie wybrała nóż, nie otyłość. Tyle że koniec końców okazało się, że ten nóż nie był przeznaczony dla niej. Był przeznaczony dla Aaliji…
Wywołało to w blondynce rzekę przemyśleń. Nie były one jednak tym, czego spodziewaliby się po niej przyjaciele. Wewnątrz Amanda przestała już czuć. Nie potrafiła odczuwać samej siebie. Czy w ogóle istniała? Derealizacja i depersonalizacja; tak określiłby jej aktualny stan jej psychiatra. Niestety nie mogła teraz liczyć na jego pomoc.

Następnie Al-Hosam obróciła się w stronę Wiesława. Jego również pogłaskała po policzku. Wygięła się, jakby chcąc go pocałować, ale nie miała już na to siły. Rozkaszlała się. Krew spływała między jej wargami.
- Wiesław - szepnęła. To słowo, to imię… zabrzmiało niczym pożegnanie.
W dużych oczach Aaliji Czartoryski dostrzegł odbicie ich wspólnej przyszłości. Tej, o której Al-Hosam marzyła i która miała nigdy nie nadejść. Wiesław ujrzał, jak przechadzają się po molo, trzymając się za rękę. Jak stoją w kościele tuż przed księdzem i wymieniają się obrączkami. Jak przytulają się w szpitalu, a ich pierwsze wspólne dziecko zaczyna rozkosznie kwilić pomiędzy ich ciepłymi ciałami.

Ta wizja rozproszyła się, kiedy Aaliyah nie miała już dłużej siły trzymać się w pionie i zwaliła się do przodu. Wiesław wciąż trzymał mocno rękojeść, więc ostrze wysunęło się z ciała Al-Hosam. Strugi krwi zaczęły wypływać z podziurawionej Arabki. Dopiero wtedy Czartoryski puścił nóż. Palił go zarówno dosłownie, jak i metaforycznie.

Nadia poruszyła się lekko.
- Nawet nie muszę nic robić - szepnęła. - Wy sami się nawzajem zabijacie…
Jej oczy były szeroko rozwarte. Adrian zwalił się obok i łkał.

- P-pro… szę… - tymczasem Aaliyah wyharczała.
Nie mogła mówić, bo zarówno krew zalewała jej gardło, jak i czuła narastającą duszność.
- O-oby to nie p-poszło na m-mar… - zakaszlała. - B-bądź… c-cie… d-dla sie… bie…
Zaczerpnęła oddech po raz ostatni w życiu.
- ...dobrzy - przy tym ostatnim słowie akurat się nie zająknęła.
Następnie zamknęła oczy i zastygła. Śmierć zaczęła wdzierać się w jej ciało, wyduszała z niej wszelkie ciepło. Niczym wrogi najeźdźca opanowała wszelkie układy po kolei. Zagarnęła Aaliję Al-Hosam w swoją kościstą, bezlitosną garść.

Amanda odkopała nóż poza zasięg Wiesława. Co prawda Wiesław pomyślał o tym, żeby go przechwycić, ale Amanda była szybsza ze swoim kopniakiem. Blondynka zrobiła to odruchowo, nienawidziała noży. Każdy kto nosił przy sobie nóż całkiem “ot tak”, musiał być zły i mieć w głowie naprawdę potworne myśli.
Śmierć Ali była poruszająca, ale nie tak jak śmierć innych wokół. Nie dlatego, że była mniej ważna, tylko przez to, jak teraz Amanda się czuła. Nawet ciężko było konkretnie stwierdzić “co” czuła, bo chyba była to zwykła pustka. Wielka, czarna dziura, w której nie odnajdywała samej siebie, nie rozumiała i nie uważała już tego za rzeczywistość. W koszmarze wybrała nóż i teraz ten sam nóż pojawił się w dłoniach tego świra. Więc czy to była kontynuacja?

- Ty… Ty ją zabiłeś! - wydarła się Amanda i zrobiła krok w tył. Potem kolejny. - Zabiłeś… Tak samo jak wtedy w sklepie, to nie ja miałam broń, to nie ja przelałam krew. ZNOWU CHCECIE MNIE W COŚ WROBIĆ! - szalony krzyk blondynki uniósł się po całym ośrodku. Chciała pomóc, próbowała zrobić coś dobrze, prawidłowo i słusznie… Ale czy na pewno się obudziła? - Chcecie… To nie jestem ja. To nie ja… ODEJDŹ STĄD I WYJDŹ Z MOJEJ GŁOWY MORDERCO! - coraz głośniejsze wrzaski blondynki rozdzierały bębenki uszne. W jej głowie mieszała się rzeczywistość z marą, nie była do końca pewna, czy to co się stało w ogóle miało miejsce. Czy było prawdziwe. Potrzebowała potwierdzenia, kogoś komu ufała, a otaczał ją jedynie psychopata i dwie wariatki. A może sama była wariatką? Czy Ali… Naprawdę nie żyła?

Sabotowska po tych krzykach, chwilę stała oniemiała. Potem padła na kolana obok ciała Arabki. Niezdarnie próbowała zatamować krwawienie, potem zrobić masaż serca, potem sprawdzała puls, miała wrażenie, że czuje oddech, że ten piasek co przed chwilą przeleciał jej obok twarzy i wplątał się w długie włosy, wciąż łaskocze jej skórę. Wszystko to było mylne. Ona naprawdę nie żyła.
Jeszcze przed chwilą pragnęła znaleźć Martę i do tego czasu pomóc Ali. Potem byłoby łatwiej. Nieważne jednak jak bardzo się starała, nic jej się nie udawało. Wszystko zrobiła źle. Chwyciła dłoń Al-Hosam i zastygła w bezruchu, a jej martwe spojrzenie utkwiło w ślepym punkcie. Tym razem nie płakała. Nie było to zależne od tego, kto umarł, ale od tego ile już tych śmierci widziała. W tak krótkim czasie spadło na nią tyle okropieństw. Czuła, że… Już nic nie czuje. Pustka była jedynym uczuciem i choć dało się to sklasyfikować jako “uczucie” ciężko było stwierdzić, że je wyraża. Pustka była bowiem kompletnie niczym. Emocje blondynki wyparowały choć na moment. Nie czuła siebie, nie czuła otoczenia. Ułożyła dłoń Aaliji na jej sercu, zamknęła powieki. Wstała na równe nogi. Nie zauważyła gdzie zniknął Wiesław, w uszach jedynie słyszała szum, była zamroczona. Z zakrwawionymi rękami wróciła do Katii i Alana. Uklęknęła przy chłopaku w milczeniu. Kiwnęła Ceyn głową, martwe spojrzenie przeniosła na Wiadernego. Chwyciła jego zimną dłoń w swoje ciepłe, zakrwawione ręce. Czekała aż obudzi się zdrowy.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline