Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2021, 10:01   #105
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Thumbs up Być człowiekiem. Część II

Ponownie siedział w fotelu w mieszkaniu Gosi. Od kiedy tutaj był ostatnim razem upłynęło trochę czasu. Biszkopty zostały zjedzone, a Gosia przygotowała nowe herbaty. Teraz trzy filiżanki znajdowały się na stole. Kobieta krzątała się w kuchni, a na sofie obok Wiesława siedział piegowaty, rudy chłopiec z bystrymi, zielonymi oczami. Po drugiej stronie stołu znajdował się natomiast dwudziestokilkuletni mężczyzna ze szramą zaczynającą się przy kąciku jego ust, a biegnącej przez policzek, a potem do tyłu jego głowy. Z uwagi na bardzo krótkie włosy szrama była tym bardziej widoczna. Obaj byli uzbrojeni w noże, pistolety i karabiny. Dwaj przybysze niemal jednocześnie powiedzieli z silnym wschodnio-galicyjskim akcentem:
- Dzień dobry Panie Prokuratorze. - a starszy dodał - Dawno, żeśmy nie rozmawiali. Właściwie odwiedza pan tylko Panią Potulicką. - spojrzał w kierunku Gosi, a w jego oczach można było dostrzec pożądanie. Przynajmniej jakby ktoś przypatrywał się. Wiesław odpowiedział im:
- Dobry wieczór.
- Rozmawialiśmy z „Dzierżyńskim” i właściwie to ten jego plan nie jest zły.
- powiedział starszy. Gosia w tym momencie przyniosła ciasteczka, którymi zajął się mały żołnierz i nie włączał się do dyskusji. Dzieciak swoje przeżył i można było polegać na nim w warunkach bojowych. Nie był głupi, ale jego doświadczenia zupełnie wyrzuciły go poza nawias społeczeństwa czasów pokoju. Niestety nie przyszło mu dożyć pełnoletniości, a skończył niczym zwierzę w obławie przeprowadzonej przez potwory większe niż on. Żydowski dowódca oddziału radzieckich potworów kazał wywiesić jego zwłoki do góry nogami niczym na ilustracji na jednej z kart tarota. Tarot - pewnie fakt posługiwania się nim przez jedną z bliźniaczek obudził wspomnienia o tym chłopcu.
- To nie był żaden plan. Nie wiem nawet, gdzie jest fizyczna manifestacja Bramy. Ani jak wygląda. Może w tym lesie, o którym Niemra mówiła, ale równie dobrze może być gdziekolwiek.
- No niestety Panie Prokuratorze. Czemu Pan nie zrobił żadnych przygotowań? Czemu nie ma Pan broni palnej? O nie tego nauczyła nas Polska na szlaku bojowym.
- Myślisz, że magię można pokonać bronią palną?
- Nie, ale psychicznie chorych licealistów już tak.
- odpowiedział prędko niemalże po rosyjsku i stuknął w podłogę kolbą swojego karabinu trzymanego teraz za lufę. Wiesław nic na to nie odpowiedział. Rzeczywiście przygotował się tylko do misji inwigilacyjnej i ucieczki po jej zakończeniu, ale nie pomyślał, że to wszystko tak szybko i tak bezczelnie zamieni się w pełnowymiarową misję bojową. Trup Sebastian, trup Mateusz i dwaj kolejni kandydaci na trupy: Adrian i Alan. Jak trup ścieli się gęsto to lepiej mieć ze sobą broń palną nawet jeżeli tylko dla pocieszenia samego siebie. Powinien zabrać chociaż pistolet, ale bał się, że to wszystko popsuje jeżeli to będzie tylko inwigilacja, a on byłby złapany z pistoletem. Niby jakby to wytłumaczył?
- No nie mam. - tylko stwierdził patrząc w oczy Krzysiowi. Kryminalista miał sporo racji w swoich stwierdzeniach, ale niewypowiedziane wytłumaczenia Wiesława również miało sens. Gosia chcąc trochę rozładować sytuację zapytała:
- Co to za tekst? Czemu wepchnąłeś pod pociąg Amandę i resztę dzieciaków? Czemu nie wskazałeś wprost Julii i Bereniki? - to pytanie rzeczywiście wpłynęło pozytywnie na atmosferę. Krzysiowi i małemu Tymkowi wyraźnie podobały się te działania i nie potrzebowali żadnego wytłumaczenia.
- Strategia chaosu. Siejesz jak najwięcej chaosu w szeregach wrogów, żeby powystrzelali się nawzajem. Informacja o Julii i Berenice jeszcze przyda się, tu nie chodziło o przekazanie wrogowi wiadomości. W tym przypadku Amanda oczywiście współpracuje z bliźniaczkami. Pewnie wzięła je na „piękne” oczy albo one ją (swoją drogą jest zepsuta i brzydka jak i one). Mniejsza. Może jest zahipnotyzowana. Nieważne. Tak czy inaczej stoi po ich stronie, więc mamy sytuację: ja i Aaliyah kontra bliźniaczki i Amanda. Trzech na dwóch. I powiedzmy, że teraz bliźniaczki zareagują nerwowo i zabiją Amandę. Będzie dwóch na dwóch. Idealnie byłoby jakby jedna z nich wystawiła się jeszcze i bym ją zabił. Wtedy będzie dwóch na jednego z przewagą po naszej stronie. Prosta strategia.
- Ale czy zadziała?
- No liczę na krwiożerczość bliźniaczek. W walkach z UPA działało. A te dwie nie wyglądają na aniołki. W każdym razie najwyżej zrażę tym Amandę, ale ona i tak nie jest po naszej stronie, więc będzie po prostu nadal trzech na dwóch. Dużo do zyskania, nic do stracenia.
- Panie Prokuratorze. A ta Arabka, którą Pan sobie przygruchał to przypadkiem nie jest przyjaciółka tej Amandy?
- Nie, w szkole mówiły sobie tylko „cześć” i nie rozmawiały. Było między nimi jakieś dziwne napięcie, ale moje obserwacje nie przyniosły żadnych odpowiedzi o co z tym chodziło. W każdym razie to żadne przyjaciółki.
- Ale samo to, że są dziecia...
- Krzysiu na moment zamilkł i po chwili kontynuował - ... koleżankami z jednej klasy nie sprawi, że Arabka zacznie ją bronić?
- Nie. No przecież jej mówiłem, że każdy może mieć pomieszane w głowie jak na przykład Marta Perenc - jej najbliższa przyjaciółka. Skoro nie zaufa najbliższej przyjaciółce to chyba nie będzie ryzykowała życia dla jakiejś przypadkowej dziewczyny z klasy?
- wszyscy zebrani wzruszyli ramionami, a mały Tymek odezwał się mając wciąż w ustach sporą część ciasteczka:
- Nie, Alajla chce popisać się przed Panem, że nie popełni żadnego błędu. - Gosia natychmiast podała dziecku serwetkę.
- To jednak może źle się skończyć. - stwierdził Wiesław
- Kara nie będzie zadowolona jak będzie tutaj też ta Arabka. - stwierdził Krzysiu i spojrzał na Gosię. Pamiętał jak Kara wściekała się, gdy Gosia pojawiła się w... no tam gdzie przebywali i czymkolwiek byli. Wiesław nic na to nie odpowiedział, a zamiast tego zadał pytanie:
- Czy wy przypadkiem nie macie jakiegoś związku z El Driahomy? - wszyscy z minami niewiniątek pokiwali przecząco głowami - A Kara? - spojrzeli tylko po sobie, ale nijak nie odpowiedzieli. W końcu ciszę przerwała Gosia:
- Nie wiem, ale to możliwe.
- Wszystko jest możliwe.
- stwierdził Krzysiu, a mały Tymek dopowiedział jedno słowo:
- Bardzo. - Wiesław przypatrzył im się. Właściwie to zaczął przebywać w takich wspomnieniach mniej więcej od czasu poznania Krzysia i Tymka. Wówczas we wspomnieniach była tylko Kara, ale jej w jego życiu nie było od przeszło dekady. Wróciła w najcięższych chwilach, a niedługo później spotkał Krzysia i Tymka (w sensie na żywo spotkał w czasie wojny, a nie w tych wspomnieniach; miał z Krzysiem do czynienia wcześniej, ale to inna historia). Teoretycznie to było możliwe, że to wszystko to kolejny efekt magii El Driahomy. Był inteligentny i w swoim normalnym życiu, ale nie miał tej możliwości myślenia poza czasem... nie miał tej możliwości odpoczywania w bezpiecznym miejscu.
- Mam nadzieję, że El Driahomy lubią chaos, bo zamierzam posiać go jeszcze trochę i zobaczyć co stanie się.
- Ja i Tymek jesteśmy za.
- stwierdził Krzysiu i spojrzał na Gosię. Było oczywiste, że podkochiwał się w niej, ale to były za wysokie progi dla niego. Nawet jakby byli w tym samym wieku i byli zwykłymi sąsiadami.
- A ja nie jestem przekonana, czy to dobry pomysł. - stwierdziła kobieta „przegłosowana”, choć oczywiście nie było tutaj żadnego głosowania, bo to nie demokracja.
- Liczę, że El Driahomy zapewnią mi tarczę przed magią tarocistek. - powiedział dodatkowo mając jakąś nadzieję, że te słowa dotrą do tych istot.
- Panie Prokuratorze. Jest Pan gotów na śmierć? - zapytał Krzysiu
- Bardziej niż kiedykolwiek.
- Na serio ta... młoda dziewczyna tak wpłynęła na ciebie?
- zapytała Gosia, a Wiesław wzruszył ramionami:
- Być może. Czuję, że mógłbym oddać swoje życie, aby ona wiodła szczęśliwe życie.
- Poważne.
- podsumowała kobieta. I posmutniała. Był taki moment, że Wiesław bardzo ją kochał, a i ona darzyła go uczuciem, ale... bała się reakcji środowiska i bliskich. Co prawda wówczas Wiesław posługiwał się dokumentami wskazującymi jego wiek na trzydzieści parę lat, ale to i tak za mało, a jego wygląd... Nie było go na jej imprezie urodzinowej, choć nawet w jej trakcie żałowała, że nie ma go przy niej. Wyśmiewała zauroczenie Wiesława w młodej Aaliyi, a sama bała się wyśmiania jej związku z mężczyzną wyglądającym na dużo młodszego.
Tymczasem Wiesław powtórzył w swoich myślach „Mógłbym oddać życie, aby ona wiodła szczęśliwe życie.” i znów stał przy Aaliyi. Wziął dziewczynę za rękę i powiedział jej cicho:
- Spokojnie. Jesteś silniejsza niż ta złość i oni wszyscy. Pamiętaj o wolności i o mnie. Nie odchodź. - i kontynuując swoją strategię chaosu dodał głośniej nie odwracając się od Nadii:
- Amanda! Co zrobiliście Halmann po tym jak bezceremonialnie rzuciliście zwłoki Sebastiana przed nią, a my uciekliśmy stamtąd?

Strategia wydawała się działać. Na twarzy Nadii wymalowało się zdumienie. Swój wzrok przeniosła na Amandę, która właśnie zbliżała się do Wiesława i Aaliyi. Przymrużyła oczy i zmarszczyła brwi. Oczekiwała na odpowiedź. Niestety Amanda nie potrafiła i nie chciała udzielić odpowiedzi na proste pytanie, ale to półbiedy, bo te odpowiedzi Wiesław miał gdzieś. Gorzej, że cholerna Nadia nie złapała haczyka i nie zaatakowała Amandy. Dziewczyna podbiegła do pary i jakby nigdy nic zagadała
- Ali, jak dobrze że nic ci nie jest. - i rzuciła się na Arabkę obejmując ją krótko. Wiesław miał nadzieję, że właśnie nie przekazywała jakiegoś zaklęcia na Aaliyę. Hipnoza tak nie działała, ale kto wie na jakiej zasadzie działają czary bliźniaczek? W sumie kwintesencją magii była jej nieprzewidywalność. O czym Wiesław doskonale wiedział. Nie zareagował jednak w tamtym momencie i to miało mieć dramatyczne skutki. Trzeba było trzymać Amandę na dystans, a nie pozwalać na bratanie się z nimi. Niestety w tym momencie Wiesław nic takiego nie zrobił. Zamiast tego oczekiwał razem z Nadią na odpowiedź od Amandy (w rzeczywistości oczekiwał na atak Nadii na Amandę). Po chwili Amanda oderwała się i spojrzała w oczy Aaliyi. Niestety z uwagi na czary jakie użyto na niej nawet nie skomentowała połowicznie opętanego stanu Aaliyi, jej czarnych oczu i zbierającej się energii. Amanda najwyraźniej postanowiła dosypać do pieca obrzydliwie przymilając się do dziewczyny, którą ignorowała przez czas szkoły.
- Marta na pewno by chciała abyśmy o siebie dbały teraz, gdy jej nie ma obok… - zaczęła przemawiać, a mowa ta była niczym kłamstwa węża w Raju. Niestety zadziałały na zmagającą się w swoim wnętrzu Aaliyę. Po chwili Arabka wyszeptała:
- M-marta... - Ali szepnęła w odpowiedzi. Zbytnio była zajęta walką z energią, która pochłaniała go, żeby jeszcze martwić się jakimiś przymileniami dziewczyny, którą ledwo znała. Mimo wszystko imię Marty zrobiło na niej wrażenie. Tak duże, że aż z oczu popłynęły jej łzy. Skóra dziewczyna zdawała się tak ciepła, jak gdyby rozpalały ją promienie pustynnego słońca. Amanda musiała ustawić się bokiem, gdyż piasek zaczął zacinać w jej twarz. Na szczęście żadne ziarenka nie wpadły do oczu. To było dziwne. Co prawda znajdowali się nad morzem, ale plaża była daleko. Nie mogło wiać z jej strony...
- Hej, skarbie… - Amanda kontynuowała. - Spójrz na mnie, nie bój się. Wszystko będzie ok, jakoś temu zaradzimy, trzeba tylko myśleć, co się mówi dobrze? Ja ci pomogę teraz, spokojnie. Spokojnie Ali, musimy jeszcze znaleźć Martę, nerwy nam nie pomogą, musimy… Musimy być silne, dobrze? Proszę… - to ostatnie właściwie to podobało się Wiesławowi. Może jej słowa rzeczywiście pomogą Aaliyi w walce z opanowującą ją magią. Ale nagle twarz Amandy wykrzywiła się jakby dopiero dotarły do niej pytania. Nadia zachowywała się nadwyraz kulturalnie jeszcze nie wyzywając dziewczyny od kurew i nie domagając się odpowiedzi. Ogólnie cała atmosfera zaczęła robić się dziwna jakby magiczne energie Nadii i Aaliyi zaczęły wykrzywiać rzeczywistość i prawa fizyki. Wiesław odczuwał to i nienawidził tego. Część jego jestestwa przygotowała się już do fali uderzeniowej. Był już pewien, że to wszystko zakończy się bardzo źle - reakcja łańcuchowa rozpoczęła się i nie dało się jej przerwać. Wiesław stracił kontrolę nad rzeczywistością, bo i ta zaczęła się wokół niego rozpadać. Nadia nie zaatakowała Amandy, Amanda nie odpowiedziała na proste pytanie, a Wiesław wdał się w pyskówkę z głupią gówniarą nieustannie starając się przypominać jej o cholernym pytaniu, które zadał wcześniej. Niestety Amanda była w amoku jakiejś histerii. Przynajmniej wszyscy mogli zobaczyć jak bardzo udawała „przyjaciółkę” praktycznie nieznanej sobie Aaliyi i teraz odsłoniła swoją prawdziwą twarz wściekłego buldoga. Wiesław nigdy nie widział w niej nic pięknego, a fakt, że była dziewczyną psychopaty Mateusza jedynie utwierdzało go w przekonaniu jak bardzo brzydka była Amanda.
Pyskówka trwała już jakiś czas. Nadia tylko przyglądała się z zaciekawieniem, a Aaliyah załkała. Opadła na kolana i przyłożyła dłonie do uszu. Nienawidziła tego. Przypominały jej się kłótnie rodziców, po których matka zawsze dostawała od ojca. Po głośnym harmidrze zapadała cisza, a Al-Hosam dusiła się w tej ciszy. Równoległy wrzask Wiesława i Amandy przywoływał najgorsze wspomnienia. Znów czuła się jak mała, zagubiona dziewczynka, która nie ma na nic wpływu. Co gorsza, budziła się w niej dziwna, obca siła. Smakowała niczym palące języki słońca. Niczym szkarłat krwi i płomieni. Słyszała rytmiczny zaśpiew Imamów w swoim umyśle. Pochyliła głowę.
- Fadżr. Zuhr. Asr. Magrib. Isza.
Cichutko nuciła te słowa pod nosem, ale Wiesław i Amanda nawet tego nie zauważyli. Tak bardzo byli zaabsorbowani sobą, że nie dostrzegli stanu, w jakim znajdowała się dziewczyna… którą mieli się opiekować.

Z Adrianem również zaczęło się coś dziać. Jego ciałem targały torsje. Mięśnie brzucha wyginały się, jak gdyby chłopakowi zbierało się na wymioty. Oczy Fujinawy zaczęły łzawić. Próbował powstrzymać nudności, ale ciężko było.
- Proszę, nie. - szepnął - Nie chcę upaść. Nie chcę spadać. Boję się otchłani... - jęknął.
Zdawało się, że to nie Nadia wywoływała dziwny stan Azjaty, gdyż zdziwiona spoglądała to na niego, to na trójkę uczniów. Jeszcze nie odzywała się. Głównie dlatego, bo miała nadzieję, że w awanturze między Sabatowską i Czartoryskim wypłynie, kto naprawdę zabił jej brata Sebastiana. Trzymała jednak karty w pogotowiu. Nie była tylko pewna tego, w którym momencie powinna ich zacząć używać...
Nagle amok Amandy przeistoczył się w ten prawdziwy amok, ten jedyny w swoim rodzaju morderczy szał rodem z Azji. Rzuciła się na Wiesława, a w jej oczach płonęła nienawiść. Wiesław w pełni zdawał sobie sprawę, że dziewczyna atakuje by zabić. Nie całkiem spełniało to jego oczekiwania, ale w sumie cel będzie w ten sposób osiągnięty. Jednego przeciwnika mniej, a Aaliyi łatwo będzie wytłumaczyć, że nie było wyjścia. Że przecież normalni ludzie nie chcą zabić drugiej osobie tylko z uwagi na drobną kłótnię.
Niestety wówczas energia magiczna osiągnęła masę krytyczną i podstawowe prawa rzeczywistości zostały zawieszone. Wiesław poczuł to jakby ktoś robił mu zdjęcie i flesz go na chwilę oślepił... albo jakby błysk wybuchu atomowego.
Po chwili Wiesław ze zdziwieniem zobaczył, że jego nóż był wbity w klatkę piersiową Aaliyi, a Amanda stała kilka metrów dalej. Ostrze przedziurawiło płuco Arabki, a oczy zalśniły czerwienią. Wiesław natychmiast wyjął z niej nóż.

Znajdował się na starej stacji kolejowej. Była noc, a światła stacji pozostawały wyłączone. Nie było jednak całkiem ciemno - działały starodawne lampy uliczne. Słychać było przejeżdżające po ulicy dorożki. Wydawało się, że znajdował się tam sam, ale w pewnym momencie usłyszał śmiech Kary. Zanosiła się ze śmiechu.
- To nie jest śmieszne. - stwierdził poważnie Wiesław, ale Kara jedynie na moment przerwała śmiech, żeby powiedzieć:
- Medal za ochronę! Zatrudnij się w Biurze Ochrony Rządu!

Jej śmiech nie ustał, gdy na peronie pojawił się zwierz podobny do wilka.
- Ktoś tu się zdenerwował! Ohoho. Hahaha! Ostatni pocałunek! Druga randka! - kontynuowała szydzić z kolejnych słów i gestów jakie skierowali jeszcze kilkanaście minut temu wobec siebie Wiesław i Aaliyah. I z beznadziejnego wykonania celu ochrony dziewczyny. Kara już taka była. Jakby jej pseudonim miał rzeczywiście oznaczać karę, a nie być skrótem jej imienia. Tymczasem oczy wilka zaczęły świecić na czerwono. Krwawą czerwienią taką jaka wystąpiła na oczach Aaliyi. Kochanej, pięknej Aaliyi. Oczy Wiesława też zmieniły się na czerwone. Dźwięki nocnej ulicy zniknęły zamienione na rytmiczne uderzanie bębnów. W końcu i śmiech Kary zniknął. Pozostał Wiesław, wilk i prehistoryczna melodia bojowa. Peron spłynął krwią.
- Krew woła o krew. - wypowiedział przez zaciśnięte zęby.


Aaliyah uśmiechnęła się smutno, a Wiesław odwzajemnił jej uśmiech. Myślał o wolności. Wolności, o której marzyła dziewczyna, a którą Wiesław za chwilę uwolni na świat. Prawdziwą, pierwotną wolność. Jego dusza była dzika i w swoim życiu spotkał tylko jedną osobę, która miała podobną. Ale tak jak on zdołał ucywilizować swoją naturę po części dzięki ojcu, tak Kara nie miała takiego wzoru w życiu. Przynajmniej dopóki nie spotkała Wiesława, ale kto dla kogo wówczas był wzorem? O mało nie stracił wszystkiego przez tą znajomość. Aaliyah była inna. Jej koncepcja wolności z pewnością była cywilizowana. Naiwna.
Nóż wyjęty już wcześniej z ciała dziewczyny nagle rozgrzał się do czerwoności. Cholerna magia dawała o sobie znać. Wiesław gotował się we wnętrzu. Wypuścił nóż z ręki. Aaliyah umierała w jego ramionach, a on myślał już niemalże wyłącznie o sprawiedliwości. O nie. Nie o sprawiedliwości. O zemście. Tak. Nienawiść gotowała go do tego stopnia, że część „wspomnień” pochowała się, a reszta grzała się w tym cieple. Na przedzie tych drugich stała Kara.
Tymczasem Aaliyah pogłaskała po policzku stojącą teraz obok Amandę. Dopóki Aaliyah jeszcze oddychała to Wiesław hamował się. Ale był już w takim stanie jak oczekujący sportowcy na start w najważniejszych zawodach w ich życiu. Wymieniła imiona Amandy i Wiesława jakby to było pożegnanie. Wiesław jeszcze ją spotka, ale to w zupełnie innych okolicznościach. W to nie wątpił. Pogłaskała Wiesława po policzku i wygięła się, jakby chcąc go pocałować, ale nie miała już na to siły. Dotknęli się jedynie ustami, a ona rozkaszlała się krwią. Wiesławowi to nie przeszkadzało. I tak już krzyk krwi zagłuszał wszystkie dźwięki inne niż słowa Aaliyi. Zabije ich wszystkich. Da im taką, kurwa, magię, której nie zapomną do końca swojego życia, czyli przez, kurwa, kilka kolejnych chwil.
W dużych oczach Aaliyi Czartoryski dostrzegł odbicie ich wspólnej przyszłości. Tej, o której Al-Hosam marzyła i która miała nigdy nie nadejść. Wiesław ujrzał, jak przechadzają się po molo, trzymając się za rękę. Jak stoją w kościele tuż przed księdzem i wymieniają się obrączkami. Jak przytulają się w szpitalu, a ich pierwsze wspólne dziecko zaczyna rozkosznie kwilić pomiędzy ich ciepłymi ciałami.
Nie uspokoiło to Wiesława, choć zapamiętał wszystko. Ta wizja rozproszyła się, kiedy Aaliyah nie miała już dłużej siły trzymać się w pionie. Wiesław przytrzymał ją i wyszeptał jej jego jedyną myśl nie związaną z bojowymi bębnami, które już słyszał i tutaj:
- Kocham cię.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi na słowa Wiesława. Zanim ponownie rozkaszlała się krwią to wyraźnie powiedziała mu:
- Kocham cię. - z trudem natomiast wydusiła kolejne słowa. Sylabizowała pomiędzy coraz gorszymi odkaszlnięciami. Chciała, żeby jej poświęcenie nie poszło na marne (Poświęcenie? Czemu poświęciła się dla Amandy?! Co to za czary?!) i żeby byli dla siebie dobrzy. Wiesław odebrał to tak jakby Aaliyah prosiła go o nie zabijanie Amandy. To była bardzo ciężka prośba do spełnienia, ale możliwa.


W tle Nadia przypatrywała się całej scenie z ciekawością. Właściwie to była zaszokowana tym co widziała. Ale to jeszcze nie ten szok, który czekał ją jak tylko Aaliyah umrze. Odliczanie się rozpoczęło, a Wiesław zamierzał rozszarpać Nadię na kawałki.

Aaliyah zamknęła oczy i zastygła. Śmierć zaczęła wdzierać się w jej ciało, wyduszała z niej wszelkie ciepło. Niczym wrogi najeźdźca opanowała wszelkie układy po kolei. Zagarnęła Aaliyę Al-Hosam w swoją kościstą, bezlitosną garść. Umarły również ostatnie hamulce Wiesława. Schylił się po swój nóż, ale Amanda była szybsza i odkopała go gdzieś w trawę. Wiesław nie potrzebował noża. Pierwotnym myśliwym wystarczyły gołe ręce i kamienie, a on przecież miał w swojej kieszeni telefon komórkowy Marty Perenc. Wysoka technologia warta była tyle co kamienie. Jakby chciał skorzystać z innych funkcji telefonu to zobaczyłby rozpaczliwe prośby o pomoc wysłane z telefonu Feliksa. Ale w tym momencie nie było już cywilizacji. Człowiek nic się nie zmienił od setek tysięcy lat i Wiesław miał zamiar zaprezentować dowody na tą tezę.

Krew wołała o krew. W tle Amanda coś krzyczała, ale i tak nie mogła zagłuszyć kakofonii krwi. Jedynie krew mogła uspokoić sytuację. Aaliyah prosiła, żeby to nie była Amanda. Adriana nie miał zamiaru skrzywdzić nawet w takim stanie. Pozostawała jedna osoba. Głupia, wulgarna kurwa, przez którą w ogóle tutaj przyszedł z Aaliyą.

Skończyły się słowa. Skończyły się emocje. Gdzieś w jego wnętrzu Kara tańczyła na krwi rozlanej na peronie przystanku kolejowego starej Warszawy. Nadal śmiała się, ale to już nie był szyderczy śmiech. Była uradowana. Patrzyła w niebo, gdzie rozgrywał się spektakl dzikości jaki świat mógł oglądać jedynie w czasie najbardziej krwawych konfliktów. Na dachu dworca siedział „Dzierżyński” i zajadając się kradzioną kiełbasą wpatrywał się w sceny nad nim. Inni patrzyli w niebo z okien mieszkań. Niektórzy cieszyli się, a inni bali. Wszelkie zasady cywilizacji pękały w obliczu pierwotnej wściekłości. Kara zaczęła wyć do księżyca w krwawej pełni współdzielącego niebo z czerwonym obrazem nadawanym wprost z oczu Wiesława:
- El Driahomy! Pomóżcie mu!

Nadia oczywiście widziała zbliżającego się Wiesława. I widziała jego wyraz twarzy. Nie widziała nigdy w życiu czegoś takiego. Oczywiście wiedziała co to zło, ale... ale dotąd widziała cywilizowaną wersję zła. Nieokiełznane i dzikie zło to coś... coś czego bała się i dopiero to sobie uświadomiła. Osoba zbliżająca się do niej to nie był szaleniec, czy psychopata jakich można spotkać w cywilizowanych szpitalach psychiatrycznych, a rzadko na wolności. O nie. To było o wiele więcej. Jej przeciwnik jedyne co miał wspólnego z cywilizacją to ubranie teraz tak bardzo niepasujące do jego dzikiego jestestwa. To była dzikość nieznająca sprzeciwu, czy strachu, a jedynie wściekłość i dominację. Pierwotne zło, które podkręcało nienawiść na maksymalne obroty. Groza wynikała nie z tego, że Wiesław stał się potworem, ale z faktu, że właśnie pokazywał co to znaczy być człowiekiem. Nadia wiedziała, że to co na nią biegło nie miało nawet prawa wiedzieć co to jest litość. Jej karty tarota zdawały się być śmiesznymi zabawkami cywilizacji w obliczu zbliżającej się wszechogarniającej natury. Oczywiście spróbuje użyć swoich kart, ale Wiesław liczył na tarczę ze strony El Driahomy i własną siłę woli... siłę pierwotnej natury ludzkiej. Zresztą nic go nie zatrzyma. Nawet śmierć... nawet Aaliyah, czy ktokolwiek inny. Krew wołała o krew i jedynie krew mogła uciszyć to wołanie. A najbliżej była Nadia, bo z różnych przyczyn Adrian i Amanda aktualnie nie mogli być celami. Nic więcej nie liczyło się, a tylko dopaść Nadię, rozłupać jej twarz telefonem komórkowym, a potem rozszarpać rękami i zębami jej krtań i ogólnie szyję. Ostatecznie jakby miał czas i Katia nie przybyłaby (żeby tak samo skończyć, z pewnością taka sama głupia kurwa jak jej jebana siostra) to Wiesław złoży karty tarota w rurki i wepchnie do oczodołów Nadii, a potem urwie jej głowę i rozerwie klatkę piersiową. Właściwie w stylu rzymskim mógłby jeszcze znęcać się nad jej zwłokami trzy dni zanim wyrzuciłby ścierwo do morza, ale czas gonił.

Jakby nie był w takim stanie to może zastanawiałby się jak to się spodoba El Driahomie. Ale to już troszeczkę za późno na to. Wiedzieli kogo rekrutują, a przynajmniej powinni wiedzieć. Cokolwiek wydarzy się po śmierci Aaliyi to Wiesław i tak będzie robił wszystko, żeby w bestialski sposób zamordować Nadię. Nie miał zamiaru jedynie jej zabić - to miała być wiadomość dla każdego skurwysyna w okolicy, że żarty cywilizacji w tym miejscu zdechły tak samo jak i oni niedługo zdechną. Jakby ktoś ubiegł Wiesława w zabijaniu Nadii to po prostu dopadnie jej zwłok i zacznie skakać po jej głowie, aż poczuje, że czaszka zapadnie się pod jego butami.

Na koniec opluje zwłoki Nadii.

To były jego zamiary. Żył długo, a jak El Driahomy będą chcieli to przywrócą go do życia, ale prosić się nie będzie. W zaświatach czekało na niego już bardzo dużo osób. Jakby miał mieć ostatnie zdanie to krzyknie:

"DEUS VULT skurwysyny!"
Pytanie tylko który Deus.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 23-01-2021 o 13:10.
Anonim jest offline