Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2021, 15:16   #36
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Pod sceną
(Pisane przez wyszystkich graczy obecnych w sesji)

- Baronessie musiało bardzo zależeć na tej dzikusce - skomentował zaintrygowany Bertrand do stojącego obok Rivery, zastanawiając się jaka gra toczy się pomiędzy nimi dwojga, czyżby nie porozumieli się?

- Nie mam pojęcia co tu się dzieje. Ani kto za nią stoi. Tego Baszira znam chociaż ze słyszenia. Ale ona? Jest nowa w mieście. Przyznam, że mnie zaskoczyła. Nie spodziewałem się, że dysponuje aż takimi środkami. - de Rivera wydawał się naprawdę mocno zaskoczony gdy aukcja zakończyła się zwycięstwem przysłowiowego czarnego konia. Widocznie nie przewidział takiego obrotu sprawy i teraz zastanawiał się co z tym wszystkim począć. Na razie Tramiel wyprowadził zwyciężczyni ze sceny a po chwili strażnik wyprowadził też i Amazonkę więc została dość pusta scena nie licząc paru widocznych strażników. Ale tłum wciąż na głos komentował taki finał aukcji i może liczył na jakieś końcowe ogłoszenia czy co.

- Spotkałem się z baronową przedwczoraj i mówiła że planuje dołączyć do twojej wyprawy… to ona w dużej mierze namówiła Isabellę na udział. - zmarszczył brwi szlachcic rozglądając się dookoła. Co tu robiły uzbrojone elfy?

Friedrich dołączył do de Rivery udając, że nie słyszał ostatnich słów.

- Panowie wybaczą, ale czy wiadomo coś więcej o tej kobiecie?

- Tak. Wielka niespodzianka. Chyba większa niż ta Amazonka. - de Rivera zasępił się wpatrzony w pustą już scenę.

- Zachowajmy trzeźwy umysł kapitanie. - poradził łagodnie ludzki mag - Wszystkiego się niedługo dowiemy. Nikt nie wydaje takich pieniędzy na błahostkę.

Friedrich się cicho zaśmiał.

- Proszę mi wybaczyć, ale obawiam się że ta kobieta raczej nie jest… powiedzmy, że to nietypowe zachowanie.

- Nietypowe? - Bertrand przeniósł spojrzenie na Friedricha - Nie powiedziałbym, żeby szlachcianka która wydaje dużą sumą na zabawkę była czymś nietypowym… - spojrzał się nieco ironicznie w stronę siostry.

- Baronessa jest niezależną kobietą która lubi odwiedzać egzotyczne rejony i odrzuciła już wielu adoratorów, natomiast myślę że wydając aż taką sumę na tę dzikuskę raczej nie kierowała się tylko jej urodą…. może uważa że będzie ona przydatna w podróży przez dżunglę? - Bretończyk wzruszył ramionami.

Magister pokiwał głową i powiedział spokojnie.

- W istocie Panie de Truville, jednak… jest to duży i nie rozsądny wydatek. Lepszy zysk by uzyskała wchodząc jako inwestorka wyprawy wspomagając tym nasz wysiłek jeśli jej na tym zależy by się udać w dżunglę. Ten zabieg, zakup jest nielogiczny i po dwakroć ryzykowny. Amazonka może uciec i monety idą w błoto, oraz właśnie w tym momencie zrobiła sobie wroga w arabie... Wątpię by był to człowiek który będzie tolerował przegraną. Jedyne co bym przyjął za usprawiedliwienie to przeforsowanie swojego nazwiska jako posiadaczki… ale to dość… cóż, powiedzmy, że jest to dla mnie nierozsądne w tej sytuacji.

Cesar dotarł na targ, gdy zamieszaniu związane z licytacją dobiegało już swojego końca, ale ludzie rozchodzili się po bazarach bardzo powoli jakby nadal w nadziei na ciąg dalszy. Sam podest aukcyjny jednak opustoszał, choć dookoła nadal kłębił się liczny tłum ludzi i nieludzi komentujących przebieg tego najwyraźniej wielce emocjonującego widowiska. Dostrzegł kapitana Riverę z wianuszkiem sług, oraz komando elfów brudnych jakby świeżo z walki tu przybyło. Obok podestu zaś stała świta baronessy w pobliżu niewielkiego budyneczku. Rozpoznał dowódcę ochrony i podszedł do niego. Po krótkiej rozmowie wiedział, już wszystko. Zaraz jednak z budynku wyszedł pisarczyk ze sprawą do Joao. Rozmawiali krótko, a potem zbrojny i Cesar dołączyli do biura.

Młody mag spojrzał na kapitana de Rivera przepraszająco.

- Wybacz kapitanie, naprawdę liczyłem, że wygramy tą batalię. Miałem uczciwą i wielce obopólnie korzystną propozycję. Lukratywną. Jednak teraz wygląda, że będę musiał negocjować z istotą którą już spotkałem jako bezimienną i prawdę mówiąc nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Zależy czy jest coś w stanie zaoferować ona lub jej sponsor co by mnie zainteresowało. Niestety, ale będę musiał poprosić o moją sakiewkę.. . mimo wszystko jestem pozytywnie nastawiony do oddania się pod waszą komendę na wyprawie. Nie wie pan jak bardzo żałuję, że to nie Panu przypadła własność.

- Oczywiście moi drodzy. Bardzo wam dziękuję za pomoc i wsparcie. Będę miał to w pamięci. - zamyślony dotąd kapitan jakby drgnął gdy blond młodzieniec go zagaił. I bez oporów podziękował im obu za to wsparcie oddając z powrotem pożyczone w takim pośpiechu sakiewki.

Zimmer klasnął w dłonie i z czarującym uśmiechem i niegasnącym optymizmem oznajmił.

- Proponuję coś na rozgrzanie. Droga Pani de Truville, Dobra Pani... - ukłonił się lekko Isabelli i Lady Elaine a następnie zwrócił do dwóch mężczyzn - Kapitanie, Panie de Truville. Zapraszam do Przystani Żeglarza na kielich czy dwa czegoś na ukojenie i uspokojenie myśli. Na mój koszt. Drugiej takiej okazji nie będzie!

Po tych słowach Friedrich zerknął przelotnie na elfy zachodząc w głowie skąd w najpewniej dowódcy wzięła się przemożna chęć pomocy finansowej całkowicie obcej kobiecie. Podrzędnej i brudnej, niestabilnej i podatnej na chaos rasy w zakupie niewolnicy… i to jeszcze bez żadnego rozeznania w sytuacji bieżącej z tak odważną deklaracją? Chyba, że… Zdecydowanie… elfy… miały nierówno pod sufitem. Choć może to był tylko ten elf? W końcu do Lustri nie trafiają istoty normalne. Każdy ma ukryty cel. Port Wyrzutków to było miejsce, gdzie najlepsza dzielnica nie równała się dzielnicy perfumiarzy i garbarzy w dużym mieście! Ludzkim! Może go wygnali z Ulthuanu? Magicznego, majestatycznego i luksusowego Królestwa Dziesięciu Wysp? Meh. Zdecydowanie nie jego zmartwienie. Hmm… jakby nie patrzeć… w sumie ta elfka wyglądała całkiem nieźle…

- Dziękuje za propozycję, Panie Friedrichu, choć myślę że nie ma potrzeby byśmy pili na Pana.. koszt - Bertrand poczuł się nieco dotknięty sugestią, że ma skorzystać z okazji picia na koszt młodego czarodzieja.

- Carlosie?

Elfy zaś, równie niewzruszone jak w momencie swojego gwałtownego pojawienia się, zaczęły się zbierać. Wojownicy z powrotem załadowali na swoje włócznie swój łup z łowieckiej wyprawy, a dowódca, po krótkiej rozmowie z czarnookim, ciemnowłosym elfem i barczystym rudzielcem poprowadził oddział gdzieś w stronę portu, przedzierając się, już nie tak gwałtownie przez rzednący tłum. Barczysty stał jednak dalej, obserwując scenę, jakby na coś czekając, a czarnowłosy, i owa “nieźle” dla Friedricha wyglądająca elfka skupiły swoją uwagę na czarodzieju z kolegium jadeitu. Czarnooki elf, kiedy tylko Friedrich złapał swoim wzrokiem elfy, dał mu ręką znak, by człowiek podszedł do nich. Czarnooki elf najprawdopodobniej chciał dokończyć konwersację przerwaną przez swojego dowódcę.

Skoro spektakl dobiegł końca a tłum nieco się rozluźnił. Gerchart ruszył w kierunku zaskoczonego kapitana i bliżej nie znanej kapłanowi gromady.

- Niech Sigmar będzie pochwalony. - przywitał się mówiąc do ogółu - Kapitanie. - tym razem już personalnie odniósł się do osoby samego da Rivery - Widzę, że nie tylko ja nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Kim jest ta kobieta? Wiadomo coś o jej intencjach? Ona również ma zamiar dołączyć do wyprawy w której jak mniemam wszyscy tu zgromadzeni mamy zamiar uczestniczyć. - liczył na choć kilka słów sprostowania wprowadzających go w zaistniałą sytuację.

Bertrand przyjrzał się odzianemu w pancerz kapłanowi. Czarodziej i kapłan Sigmara mają wziąć udział w wyprawie? Robiło się to coraz bardziej interesujące.

- Witaj wielebny, chyba nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać, jestem Bertrand de Truville.

Friedrich skinął głową elfowi i wrócił do sprawy na dłoni którą chciał doprowadzić do końca nim podejmie się kolejnych działań. Nasłuchiwał, przyglądał się z lekkim zaciekawieniem..

- Dziękuję za propozycję panowie. Ale ja tu jeszcze nieco poczekam aż ogłoszą ostateczne wyniki. Zwykle coś mówią jeszcze na koniec. A może się nie dogadają? - Carlos podziękował za te zaproszenie ale na razie chyba wolał poczekać aby się przekonać jaki będzie finał tej zaskakującej aukcji.

- Ta kobieta to baronessa Iolanda de Azuara. A ten brodacz jaki poszedł na scenę to Cezar Arrarte. Ale przyznam, że nie mogę rozgryźć w jaką grę oni grają. Ale trzeba wziąć pod uwagę, że nie w tą samą co my. - kapitanowi wyraźnie trudno było przełknąć gorycz porażki i wyglądał jakby ze straceńczą nadzieją czekał aż Tramiel wróci na scenę i ogłosi definitywny koniec aukcji.

- No a właśnie wybaczcie mi panowie maniery czy raczej ich brak. Strasznie mnie zaabsorbowała ta aukcja. - Estalijczyk westchnął jakby się otrząsnął z tych niezbyt wesołych myśli i wreszcie jakoś przytomniej spojrzał na trójkę mężczyzn i jedną kobietę jacy od końcówki aukcji zgromadzili się wokół niego.

- Chyba pierwszy raz spotykamy się w takim gronie. Niemniej państwo Bertrand i Isabella de Truville, wielebny Gerhart Uber i magister Friedrich Zimmer. Wszyscy wyraziliście chęć dołączenia do wyprawy organizowanej przez moją wspaniałomyślną i szczodrą patronkę. Mam nadzieję, że spotkamy się wspólnie na jednym pokładzie tej wyprawy. - szlachcic z pewnym opóźnieniem ale dopełnił roli gospodarza przedstawiając sobie całą czwórkę.

Friedrich uśmiechnął się pogodnie.

- Panie de Rivera, pewien bardzo mądry człowiek powiedział mi niedawno, że uczucia mącą umysł i są złem zbytecznym w interesach. Jak pan zauważył, interes jest jeszcze otwarty do ogłoszenia wyników. Pozwoli pan że zostanę z panem służąc swoją sakiewką, gdyby jednak finalizacja umowy nie dobiegła do skutku. Jednak… nadal jesteśmy 600 monet w plecy by przejąć Własność nad Amazonkę jeśli Pan de Truville pragnie z nami pozostać.

Skinął głową Bertrandowi i spojrzał na Gerharta.

- Wielebny wybaczy, czy Świątynia Sigmara mogłaby nas wspomóc tą kwotą jeśli jednak nadarzyłaby się okazja przejąć własność? Nie wiemy, że braonessie będą odpowiadać warunki sprzedaży i jej kruczki. Każda kwota poniżej, obawiam się mogłaby zostać podbita przez naszego jawnie zainteresowanego sprzecznie z wyprawą arabskiego kupca.

Młody czarodziej ujął to delikatnie… nie chciał mówić przecież przy pięknych paniach, że Bashir by zajechał Amazonkę na śmierć patrząc po tych spojrzeniach, mniej czy bardziej dyskretnych, które jej posyłał. Cóż za pogardliwa kreatura w ludzkim ciele ten spasły i obleśny handlarz… kobiety powinno się traktować z odpowiednim szacunkiem.

- Starszy prałat Gerchart Uber. - zrewanżował się wyraźnie wyróżniającemu się ubiorem i manierami młodemu mężczyźnie, któremu asystowała nieco podobna do niego młoda dama. Ubiór i akcent wskazywał iż nie przybyli tu z Imperium a raczej z południowych krain starego lądu. Maniery zaś pozwalały twierdzić, że reprezentują oni raczej wyższe sfery. Nie znał ich jednak. Wyznawali zapewne w innych bogów przez co nie przynależeli do parafii starszego kapłana i nie uczestniczyli w nabożeństwach.

- Obawiam się, że świątynia ma inne potrzeby. - odparł w kierunku młodego czarodzieja - Odwiedziłem ją tuż przed tym całym wydarzeniami aby sprawdzić czy czasem nie hołduje mrocznym siła. Okazała się jednak być czysta. W każdym razie pod tym względem. Skoro zaś nie posiada ona znamion skazy jej sprawa przestaje być sprawą naszego kościoła. - streścił stanowisko zakonu Sigmara - Z resztą wielebny Leorin nie wyraził zainteresowania jej osobą a to on jest moim przełożonym i bez jego wiedzy nie wolno mi podejmować takich decyzji. - sprostował, wyjaśniając poniekąd to jak wygląda kwestia hierarchii w ich świątyni.

Friedrich pokiwał głową chłonąc każde słowo sigmaryty z pełną uwagą, by powiedzieć spokojnie i z głębokim namysłem.

- Rozumiem, że świątynia Sigmara ma palące potrzeby, jednak… Czy jeśli kapitan de Rivera zobowiązałby się na piśmie sporządzić umowę inwestorską na mocy uiścił by zwrot inwestycji z nawiązką. Wszak to kluczowy wysiłek finansowy, a zwrot byłby na rzecz inwestora do rąk własnych, lub jeśliby nie dotrwał żywy powrotu w cywilizowane strony do rąk wskazanej osoby, lub osób, czy organizacji. Zapewniam wielebnego, że z posiadaniem odpowiedniego przewodnika po tych nie gościnnych terenach szanse naszej wyprawy wzrosną w przetrwaniu i szczęśliwego okraszonego zyskiem powrotu. Co więcej, oczywiście, byłaby to umowa inwestorska, a to znaczy, że nadal przysługiwałaby wielebnemu działka za samo uczestnictwo. Podjęcie inwestycji w tym momencie i uczestnictwo osobiste praktycznie przyniosłoby podwójne źródło dochodu, oraz słuszną stopę zysku pewnego zysku na wypadek nieszczęśliwej śmierci uczestnika. W takim przypadku, czy Świątynia Sigmara byłaby zainteresowana poczynieniem stosownych kroków w inwestycji mając stosowne zapewnienie pisemne o pewności zwrotu poniesionych kosztów nawet na wypadek wyprawy niepowodzenia w określonym w umowie terminie? Mam kilka pomysłów na osłodzenie oferty waszemu przełożonemu wielebny jeśli sam czysty i pewny zysk nie był możliwy. Oczywiście najmniejszym, ale bardzo prestiżowym i dochodowym dla Świątyni kosztem ze strony Pana de Rivery. Myślę, że weksel na sześćset monet by osiągnąć aktualną cenę Amazonki z powiedzmy… najwcześniejszą datą jego realizacji za dwa, trzy dni poświadczony waszym podpisem by spokojnie wystarczył i zapewnił czas na zapewnienie prestiżowej pozycji Świątyni Sigmara jako kluczowych Inwestorów ekspedycji jej miłości Wicehrabiny… Nie możemy przecież pozwolić, by Kolegia Magii spiły zdrową część śmietanki zaszczytów i podziwu mieszkańców Portu… to byłoby nie do pomyślenia.

Młody magister nie zwlekał i spojrzał na kapitana Carlosa.

- Czy ta propozycja zabezpieczenia własności Amazonki na wypadek niedoszłego do skutku nabycia przez Iolandę, a co za tym idzie zapewnienie wysokiej szansy bezpiecznego i wysoce owocnego przebiegu wyprawy, a będąca przy tym otwarta na negocjacje indywidualne z Inwestorami jest przez Pana akceptowalna? Obawiam się, że jeśli nie podejmiemy stanowczych kroków Amazonkę zabierze nam sprzed nosa ten spasiony i lubieżny barbarzyńca, a wtedy wszelkie szanse spełzną na niczym.

Friedrich podśmiewywał się w duchu, choć na zewnątrz miał pogodnie biznesową twarz i pewny siebie głos. Zaprawdę, miał głowę do interesów… i nie ważne już było czy baronessa nabędzie, czy nie dzikę kobietę o jakże ponętnych kształtach. Oferta szansy przejęcia Amazonki na wypadek nadarzającej się okazji była obiecująca, bo nic nie narzucała. Oczywiście, jeśli Amazonka zostanie w rękach Iolandy to kapitan całkowicie nic nie tracił. No i wszystko było do ugadania indywidualnie! Przede wszystkim jednak, Zimmer brał byka za rogi pokazując swój dar, trzeźwość myślenia i zachowania zimnej krwi, które to zawiodły podupadłego na duchu i zawiedzionego Carlosa. Sonnenblume dawał mu nadzieję, dawał mu cel, dawał mu poczucie, że jeszcze jest szansa na wygraną i sprawa nie była stracona, bo nie było jeszcze wyników. Zdecydowanie… wychodził daleko przed szereg starając się zmobilizować środki zapewniające pełen sukces jeśli sytuacja okaże się korzystna. Optymistyczna, ale jednocześnie realistycznie nastawiona na realny, osiągalny sukces i osadzona twardo na ziemi postać młodego maga z Kolegium które słynęło z braku zainteresowania sprawami materialnymi patrzył pytająco z cichą nadzieją to na przewodniczącego wyprawie, to na Wielebnego.

Bertrand z coraz większą ciekawością obserwował młodego magistra.

- Jesteś Magistrze widzę biegły nie tylko w sztukach mistycznych ale i też dyplomacji, interesujący pomysł, jeśli nasz wielebny się zgodzi. Miło mi słyszeć, że Świątynia Sigmara Młotodzierżcy jest zainteresowana powodzeniem tej wyprawy, czyżbyś wielebny chciał głosić słowo boże pośród dzikusów?

- Wybacz mi szanowny magistrze, jak jeno szlachcic ubogi i żywota ciężkie, żywot marynarza w chama mnie przerobiły i mi umysłu nie staje by objąć mądrość płynącą z ust twoich. - kapitan przez chwilę zmierzył blond młodzieńca uważnym spojrzeniem od góry do dołu i z powrotem nim się odezwał. A gdy się odezwał to jakby cytował fragment jakiejś sztuki czy poematu do tego skłonił się dworsko przed autorytetem wiedzy i mądrości jaką zdradził się młodzieniec.

- Czekam na koniec aukcji. - powiedział już zwyczajniej i wrócił spojrzeniem do podwyższenia na jakim była scena aukcyjna. Dość opustoszała w tej chwili.

Gercharta od tego gdakania Friedricha powoli zaczynała już boleć głowa. Trzepotał tym językiem niczym przekupka na targu. Tramiel zdawał się nawet ustępować mu miejsca w tej sztuce.

- Kapitanie. - spojrzał na de Rivere, który dopiero co wyprostował się po tym aktorskim ukłonie - Nie wiedziałam, że zaciągnąłeś do załogi adwokata. - mówił z poważną miną a mimo to jego głos aż kipiał od sarkazmu.

- A ty Friedrichu nie myślałaś o zmianie profesji. - spojrzał na młodzieńca - Marnujesz się. Rośliny wszak ci nie odpowiedzą. - nie zmienił tonu choć jego twarz przybrała nieco bardziej srogiego wyrazu.

- Nie dziękuję, Wielebny. Prędzej zajmę się handlem owoców matki ziemi. - odpowiedział spokojnie młody mag - I nie jestem adwokatem i nie chcę być. Nie znam się na przepisach i całkowicie mnie nie interesują, ale pokładam wiarę w uczciwość Handricha i miałem do czynienia z jego wiernymi. Człowiek uczy się podstawowych słówek, ich znaczenia i konsekwencji. Nie znaczy to jednak, że byłbym w stanie spisać umowę. Nie interesuje mnie to.

- To może więc dobrze by było abyś pomyślał nad pójściem tą ścieżką? - zaproponował ni to z ironią ni to na poważnie - Póki co jednak na wyprawie bardziej przyda się nam mag. Nie zmienia to, że wierze w twoje dobre intencje. - mówił znacznie spokojniej aniżeli czynił to blondyn - Jednak tak jak mówiłem. Nie ja podejmuję takie decyzje. Choć mogę zauważyć jedno. Świątynia to nie instytucja finansowa. Sprawa tej dzikuski leży poza zasięgiem naszej jurysdykcji. Nie nosi śladów wskazujących na babranie się z odwiecznym wrogiem. Co więcej w mojej ocenie zdaje się nie być w żaden sposób powiązana z żadnym konkretnym wiatrem. Od to dzikuska z dżungli. - wskazał na zakres obowiązków należących do kapłanów - Zrobiłem więc wszystko co w mojej mocy. Reszta pozostaje w rękach Sigmara.

Friedrich spojrzał na kapłana z niedowierzaniem, by po chwili uśmiechnąć się nad słowami Sigmaryty radykalnie innego niż wszyscy. Chłopak nie miał już wątpliwości. Uber był Heretykiem i Rewolucjonistą i go zesłali za karę… choć równie dobrze mogli go spalić na stosie. Musiał mieć plecy.

- Zaiste Wielebny… wyczerpałeś wszelkie możliwości. - czarodziej mówił z nutami smutku i rozczarowania - Niestety Świątynia Sigmara nie jest instytucją finansową i nie posiadając Amazonki w składzie naszej wyprawy nie dowiemy się gdzie one mieszkają. W końcu ta co tu jest mogła być tylko zwiadem. Co jeśli jej plugawe, oddające cześć Mrocznym Bóstwom siostry czekają by nas zaatakować? Cóż… nieszczęśliwie Świątynia Sigmara nie jest instytucją finansową jak sam Wielebny zauważył.

Odwrócił się bokiem do zgromadzonych gotowy odejść mówiąc z udawaną radością.

- Jeśli państwo nie mają do mnie sprawy idę popić ten gorzki smak rozczarowania, goryczy i rozpaczy nad utratą jedynej naszej nadziei na sukces wyprawy, nawiązania kontaktów dyplomatycznych z Amazonkami, poznania zasad życia i funkcjonowania w dżungli i potencjalnych lokacji kolejnych piramid. Wszystko stracone…

Nie dokończył i udał się w swoją stronę. Miał zamiar się szczerze napić.

- Chcecie Wielebny dołączyć? - spytał się zainteresowany kapłanem Betrand.

- Nie odmówię. - odparł - Msze prowadzę dopiero wieczorem.

Elfy, widząc, że Friedrich albo nie ma ochoty na rozmowę, albo być może nie ma dla nich czasu przez chwilę rozmówiły się ze sobą aby po chwili odejść w tłum, kierując się w stronę wieży magistra Ambrosia. Na placu został jednak rudowłosy, ogromnej postury elf, wyprężony jak struna, wciąż trzymając pod pachą swój hełm. Czujnemu uchu elfa nie uszło jednak, o czym rozprawiają mężczyźni, którzy pozostali przed sceną i przez jego twarz nie raz i nie dwa przebiegł grymas obrzydzenia.

Rozważania zebranych przerwało pojawienie się Iolandy na scenie. Baronessa i signor Arrarte zeszli z podwyższenia pogrążeni w rozmowie.
Zaraz też pojawił się koło nich elf a cała trójka oddaliła się pogrążona w rozmowie.

Pojawienie się głównej zwyciężczyni aukcji na scenie wywołało niemałe poruszenie. Zaraz za nią wrócił Tramiel jako obwieszczacz. Dał znać by zniecierpliwiona i podekscytowana widownia się uciszyła.

- Paaniee i panowie! - krzyknął do zebranego poniżej sceny tłumu. - Aukcja została zawieszona! Tak, jest została zawieszona do dzisiejszego wieczora! Jeśli negocjacje z milady de Azuara nie zostaną zakończone wznowione do wieczornych fajerwerków aukcja zostanie wznowiona! Więc mili państwo! To jeszcze nie koniec tej gorącej akcji! Wróćcie to wieczorem na wielki finał! Przynieście swoje zaskórniaki! Przynieście złoto i biżuterie! A kto wie!? Może jeszcze los się do was uśmiechnie!? A na razie to tyle na to gorące południe! Rozejdźcie się dobrzy obywatele ale wróćcie wieczorem! Wieczorem wielki finał! - chyba wszyscy się spodziewali, że Tramiel jak wyjdzie to ogłosi koniec aukcji. A jednak ogłosił coś innego. Chociaż po szeptach i pomrukach widowni dało się wyczuć zdziwienie dlaczego zwycięska milady wraca bez swojej Amazonki. Teraz słowa ogłaszacza wyjaśniły tą wątpliwość. A przez widownię przeszła nowa fala komentarzy, okrzyków i poruszenia.

- Aukcja jednak nie jest zakończona, czyżby baronessa nie miała dość środków? - Bertrand uśmiechnął się przebiegle i skomentował do stojących obok niego de Rivery i kapłana Sigmara. Może powinien posłać siostrę by wybadała intencje baronessy? Zastanawiał się czy na pewno powinien w tej sytuacji poprzeć Riverę…

- Któż to wie? - odparł estalijski oficer szybko oceniając co się dzieje na scenie i sylwetki oddalających się ludzi i elfów. - Wybaczcie mi panowie i piękna pani ale obowiązki mnie wzywają. - Carlos uchylił trójgraniastego kapelusza jaki właściwie już człowiek dbający o modę powinien wymienić na nowy i skłonił się lekko rozmówcom a nawet szarmancko ucałował dłoń Isabelli sprawiając jej niemałą przyjemność. Po czym szybko oddalił się na chwilę w kierunku czekającej lady Elianie. Z nią zamienił słowo czy dwa ale kontynuował marsz przez podekscytowany tłum kierując się tam gdzie odchodził orszak baronessy.

Bertrand odprowadził zirytowanym wzrokiem oddalającego się Riverę, nie podobało mu się jak tamten ich zostawił i poszedł najwyraźniej sam dopiąć sprawę z aukcją… a przecież dostał od niego pieniądze. No, ale nie będzie się prosić, może w takim razie sam spróbuje pogadać z baronessą przed finałem aukcji…

-To jak wielebny, przyjmujesz zaproszenie Magistra na drinka? Może po takich emocjach warto się napić?

- Nie wypada odmówić tak znamienitej postaci.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline