Wątek: Lost Station
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2021, 19:15   #138
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Czas: Dzień 18; 18:10
Miejsce: “Aurora”; przedział załogi; robowarsztat
Skład: Vicente, Dragos


- Cześć. Mam coś dla ciebie. Chociaż nie wiem po cholerę ci to. Robisz coś z tym? Bo jak chcesz się bawić w kolekcjonera małych kuleczek to mnie w to więcej nie mieszaj. - Dragos wszedł do środka i postawił małą buteleczkę po tabletkach na blacie. Widać było po nim, że szukanie kulek po ogrodzie niezbyt go bawi a i sensu w tym wielkiego nie widział.

Sanchez wzruszył ramionami. Właściwie sam nie wiedział po co je zbiera. Po prostu czuł, że to ma jakieś znaczenie. Jedną z pierwszych anomalii jaką zauważyli po wyjściu z krio był ogród a w ogrodzie te pieprzowe kulki. One i skrzynia ze skarbami, o której chyba już wszyscy zapomnieli. Anomalia. Błąd w kodzie. Musiał go zrozumieć. Naprawić. Wykorzystać by program był znowu przydatny.

- To musi mieć jakieś znaczenie - wydukał tylko bełkotliwie wiedząc, że tłumaczenie tego wszystkiego operatorowi jest bezcelowe.

Negru odwrócił się w stronę wyjścia, ale zanim zniknął o czymś sobie przypomniał.

- A! Tam w tym papierku to są dwa co mi dał Jericho. Znalazł je w tym kombinezonie Alice. W podeszwach. I zrób coś ze sobą Vicente. Chujowo wyglądasz szczerze mówiąc. Prześpij się czy coś - rzucił na odchodne znikając w korytarzu.

Wyglądał chujowo? Skoro tak twierdził Dragos, to pewnie tak było. Ciągły stres, praca bez przerwy. Taak. Czul zmęczenie. Czuł presję i ciężar odpowiedzialności. Pomimo, że nikt oficjalnie nic od niego nie wymagał - on sam wymagał od siebie wiele. Czuł, że tylko dzięki jego umiejętnościom posuwają się na przód i tylko dzięki jego umiejętnościom mogą zobaczyć światełko na końcu tej okrężnicy. Na razie jednak ciągle byli głęboko w dupie a jemu brakowało czasu na zrobienie tego wszystkiego co miał zamiar zrobić. A jak przyszło mu kogoś prosić o pomoc to mógł liczyć, że ten ktoś to koncertowo spierdoli (jak Seth analizę kulek) lub będzie strzelał focha (jak Dragos w tej chwili). Najlepiej byłoby więc zrobić wszystko samemu. Gdyby tylko miał więcej czasu.

Wysypał ziarna na blat. Odwinął papierowy zawiniątek. Te ze skafandra wyglądały podobnie do tych z ogrodu, chociaż pewności nie miał, bo czym bardziej starał się skupić wzrok, tym bardziej rozjeżdżała mu się wizja.

- Kurwa!

Przedarł kartkę na pół. Każde ze skafandrowych kulek zawinął dokładnie w papier. Jedną wrzucił z powrotem do fiolki po lekach, dorzucił luzem drugie z ogrodu. Całą resztę zgarnął w dłoń i wcisnął do kieszeni, gdzie ciągle trzymał poprzednio znalezione. Musiał się przespać, ale jeszcze nie teraz.

Czas: Dzień 18; 18:15
Miejsce: “Aurora”; mostek
Skład: Vicente, Dragos, Agnes


Wszedł na mostek wolnym krokiem. Energia, którą zwykle tryskał go opuściła. Widać było na nim piętno ciężkiej pracy ostatnich dni.

- Dragos - zwrócił się do operatora, - połącz mnie z Black Hawkiem.

Zmęczenie wzięło górę nad irytacją i temperamentem Hiszpana, bo zamiast wybuchnąć, rzucić mięsistą kurwą, wyzwać od tępych chujów, tłumaczył trzy razy z rzędu: rozkaz brzmi zabić wszystkich ludzi. Co trzeba mieć w głowie, żeby nie rozumieć prostych konsekwencji tego imperatywu i wniosków z niego płynących?

Nie miał na to siły.

- Agnes - zwrócił się do dziewczyny gdy przerwali połączenie z Black Hawkiem, - chciałbym, żebyś dla mnie to sprawdziła.

Wyciągnął z kieszeni pudełko po lekach.

- Dwie "kulki pieprzu" - wyjaśnił. - Ta luzem znaleziona przez Dragosa u nas w ogrodzie. Ta zawinięta w papierek z kombinezonu z Archimedesa. Sprawdzisz dla mnie czy czymś się różnią? Ja muszę się położyć i odpocząć.

- Czysto teoretycznie mogę sprawdzić, ale główne cechy widać już na pierwszy rzut oka, ewentualnie pod mikroskopem. Jeśli wydają ci się identyczne, to pewnie są. - stwierdziła nawigatorka odbierając pudełko. - Odpoczywaj, należy ci się. Żadnych nowych rewolucyjnych wieści?

Wzruszenie ramionami wydawało się zbyt trudne. Burknął więc tylko coś niezrozumiale i ruszył w kierunku wyjścia. Korytarz kołysał się lekko. Usypiająco. W ostatnim momencie zdecydował się minąć swoją kajutę i skierował się do innej. Ominięcie blokady zajęło mu chwilę.
Nora Zeevy była ponura mimo bladego światła rzucanego przez panele świetlne. Szturmowiec nie należała do osób, które przykładają większą uwagę do porządków. Brudne szkło, zgniecione puszki, butelki wypełniały wolną przestrzeń blatów i pułek. Vicente nie przyszedł tutaj jednak by podziwiać widoki. W lodówce znalazł to czego szukał. Usiadł na skraju niezaścielonej pryczy, wstrzymał oddech, pociągnął z gwinta i przełknął. Mimo, że był przygotowany na efekt, zabrało mu dech. Berbelucha smakowała równie paskudnie jak za pierwszym razem. Płynny ogień wyżerał wnętrzności. Rozmiękczał ciało. Wyciskał łzy. Gdy złapał oddech łyknął po raz kolejny. Po chwili było mu już wszystko jedno. Opadł na poduszkę. Butelka wyślizgnęła mu się z ręki. Zapadł w głęboki sen.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline