Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2007, 10:17   #163
Bortasz
 
Reputacja: 1 Bortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputację
Jedynie trzask ognia przerywał ciszę, Jedynie cienie rzucane przez płomienie tańczyły wokół nich. Iustus przyglądał się wszystkim a ci nawet nie drgnęli. Nie poruszyła ich ani przemowa ani spojrzenie, jakie im posyłał. W gniewie już chciał krzyknąć na nich by się zbudziliby coś powiedzieli i w tedy spojrzał na swe dłonie. Emocje same uniosły je by uderzyć nimi o stół, przed którym stał widział jak się unoszą... wolno, zbyt wolno. Jak powolutku się zatrzymują i zaczynają swą wędrówkę w dół. Z przestrachem spojrzał na pozostałych. Ujrzał jak usta Radochny zaczęły się otwierać by coś powiedzieć, wolno, nieskończenie wolno. Ujrzał jak ręka Xana powolutku nie skończenie wolno zmierza w stronę sakwy, jaką nosił przy pasie.
Wszędzie gdzie się obrócił widział wszystko poruszające się tak wolno, tak przeraźliwie wolno.
Trzask. Spojrzał w stronę jedynego dźwięku, jaki słyszał i ujrzał tańczące płomienie. Żywo skaczące wokół siebie. Jedyne, które nie zwalniały ani na chwile. I w tedy uderzyła go myśl niczym stalowy obuch w tył głowy prawie zwalając z nóg. Mistrzowie. To ich sprawka, dowiedzieli się i postanowili działać. Iskierka nadziei zaświtała w jego sercu. Ruszał się, co raz szybciej. Wracał do normy. Obrócił się w stronę swych towarzyszy chcąc ich ostrzec i zamarł. Nie było nikogo. Cały pokuj świecił pustkami. Nawet stół i krzesła znikneły. Stał przez chwilę nie rozumiejąc w absolutnej ciszy. Ciszy!?! Strach zmroził jego serce znów spojrzał na Palenisko w kominku i ujrzał pustkę. Nawet ślady popiołu nie wskazywały, iż kiedykolwiek igrał tu żywy płomień. Został całkiem sam. I mrok go ogarnął. Ciemności skryła przed nim cały pokuj tak, iż nawet koniuszka swego nosa nie był wstanie dostrzec.
W tej ciemności ujrzał krwistą czerwień, jaka tuż przed nim się ukazała. Fale ciepła, gorąca, zalały go wpierw przynosząc ulgę, lecz żar rósł z każdym uderzeniem serca. Płomienie wystrzeliły w jego stronę.

Żar palił go żywym ogniem przechodząc przez całe ciało na wylot. Ból rósł wraz z żarem. Łzy, które powinny spływać po policzkach wyparowywały ze skóry wzmagając jedynie torturę.
Głos brzmiący jak syk ognia jak trzask płomienia, pełen kpiny i drwiny rozbrzmiał w uszach Iustusa i jego umyślę.

Sam, zostałeś sam. Znikąd ratunku, znikąd pomocy. Samemu wyruszysz. Samemu będziesz szukał. Samemu znajdziesz. Samemu uratujesz. Samemu. Ambitnyś chłopczyku. Tak wiele rzeczy dokonasz Samemu. Nikogo o pomoc nie poprosisz. Nikogo nie potrzebujesz. Prawda?

Płomienie znikły. Ciepło odeszło. Padł na kolana w przypływie ulgi, jaka go zalała, gdy ból zniknął. Lecz po czasie zbyt krótkim by móc się nacieszyć chwilą wytchnienia. Zadrżał. Lodowaty podmuch zaczął smagać ciało, które jeszcze przed chwilą płonęło żywym ogniem. Mróz szczypał policzki tak niemiłosiernie, iż łzy osadzały się na rzęsach jako kryształki lodu. Zimno przeszyła go do szpiku kości. A wiatr szeptał jedno słowo.

Sam.

Iustus w odrętwieniu, w jakie chłód go rzucił poczuł dotyk. Silna dłoni spoczęła na jego ramieniu. Spojrzał a emocja ścisnęły mu gardło. Twarz. należała do człowieka, który wierzył w niego. Dłoni to ta sama, która podał mu zabierając z traktu wiejskiego chłopca by uczynić go magiem. Głos, który rozbrzmiał mu w uszach, spokojny łagodny troskliwy, nie raz służył mu rada i oparciem.

- Iustusie. Mój uczniu.

Arcymistrz Abadon klęczał na wprost niego cały i zdrowy. Oczy patrzyły na niego z czułością i troską.

- Nikt nie zawojuje świata samemu młody Magu. Trzeba czasem poprosić o pomoc.

Uśmiechnął się do niego a łzy, które już nie raniły, lecz przynosiły ulgę rozmazały wizerunek Nauczyciela. Mrugnął i westchnął. Arcymistrz zniknął. Rozejrzał się przestraszony. Ogień palił się w kominku. Łobuziaki klęczeli lub stali wokół niego. Na wszystkich twarzach malowała się troska. Radochna z przestrachem na twarzy podała mu kubek, ten wdzięczny pił łapczywie a gorąca czekolada jeszcze nigdy nie smakowała mu tak jak teraz. Ponownie westchnął znużony całym zajściem, którego nie potrafił zrozumieć. Zamknął oczy starając się dojść do ładu z swymi uczuciami i wspomnieniami. Przez chwilę trzask ognia, bicie własnego serca i oddech jego jak i reszty uczniów koił jego zmysły.

- Iustusie.

Głos Radochny sprawił, iż otworzył oczy i skupił swój wzrok na niej. I w pierwszej chwili nie mógł jej poznać. Wydała mu się piękniejsza niż do tej pory przypuszczał. Jej Blond loki lśniły blaskiem w oczach dojrzał mądrości i spokój zmieszane z najszczerszą radością. Pozostali jakby także nabrali blasku. Spoglądał to na jednego to na drugiego jakby widząc ich po raz pierwszy.

- Iustusie.

Inny głos domagał się uwagi. Spojrzał w oczy Anny i zadrżał. Smutek tych oczu był nie do opisania. Sama świadomości, iż ktoś może tak cierpieć z żalu i tęsknoty rozrywał serce. Iustus wiedział po prostu „WIEDZIAŁ” iż ten smutek i żal ma te same źródło co ten mieszkający w jego sercu. To ich łączyło. Strach, smutek żal. To ich łączyło. Nie wiedział skąd wie... po prostu wiedział. Zniknięcie Abadona łączyło ich. Anna uśmiechneła się do niego a on wiedział, że to, co się wydarzyło z jakiegoś powodu przyniosło jej ulgę. Że z jakiegoś powodu sprawił jej radości w chwili, gdy smutek silnie trzymał ja w swych ramionach. Słyszał to w głosie. Widział w oczach. I Dopiero po chwili dotarły do niego jej kolejne słowa, w których owa radości wręcz biła swym blaskiem.


- W końcu się Obudziłeś.
 
Bortasz jest offline