Osada nad jeziorem, gdzieś w górach
Odległe krzyki zelektryzowały Świrka, szybko zerwał się i obejrzał się na kryjówkę ich "zwiadowców" jednak nie widział tam ruchu na szczęście.
- Kto to? - zapytał Magika jednak i on nie mógł widzieć co się tam dzieje.
Jednak głos był kobiecy, to było jasne. Dodatkowo był to krzyk cierpienia, ten rodzaj był uniwersalny, a zamknięte korytarze Enklawy pozwalały poznać go dość dobrze. Gdzieś tam była cierpiąca osoba i chłopak nie miał wielkiej nadziei, że jest to jeden z oprawców.
-... tam ktoś jest... potrzebuje pomocy... a my siedzimy tutaj bezczynnie... - wymamrotał Świrek, bardziej do siebie niż do Magika.
Strach w nim mieszał się z adrenaliną i złością. Gdzie tam ktoś cierpiał, a on siedział i nic nie robił, trzęsąc się jak zwykle. Jego ręka powędrowała do jego kieszeni, lecz drugą brutalnie ją powstrzymał puszczając krzyż rozgrzeszenia, który cichym tąpnięciem zanurzył się w piach. Spojrzał na niego ze wstydem. Przybył tutaj by ochronić Enklawę pred potworami. Tam, w wiosce, był potwory. Teraz nie był wystraszonym dzieckiem. Idąc tutaj stał się narzędziem Boga, który ochroni Enklawę.
- Idę tam. - sapnął z determinacją w stronę Magika.
Zamocował Krzyż na plecak i zaczął czołgać się stronę ich "zwiadowców". Czuł na sobie ciężar swojego obowiązku, ale też wiedział, że towarzyszą mu wszyscy w Enklawie, dodając mu sił.