Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2021, 21:56   #42
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Post wspólny, Marrrt, MG i ja :)

Na zapleczu sceny aulcyjnej


W trakcie gdy skonsternowany kierownik biura aukcyjnego Portu Wyrzutków… (Cesar uśmiechnął się do siebie w duchu na brzmienie tego stanowiska) liczył monety, Novareńczyk przyjrzał się panu Svensonowi. Niezbyt nachalnie, ale dość widocznie taksując go spojrzeniem szarych oczu, czy w istocie sprawiał on wrażenie takiego dzielnego myśliwego, który w pojedynkę porwał Księżniczkę Dżungli. Co kazało zadać pytanie, czemu nie licytował swoich umiejętności i czemu de Rivera nie zaproponował mu umowy.
- Wybaczcie panowie nieporozumienie, widać zwyczaje tu są inne, ale szkoda, że warunków nie podano przed licytacją - odparł Cesar - Finał aukcji w Estalii gdy mowa o wysokich stawkach, kończy się podpisaniem umowy i wpłatą wadium. Reszta, z przyczyn bezpieczeństwa zostaje uiszczona w ciągu tygodnia w uzgodnionym przez obie strony miejscu i porze. Inaczej plac aukcyjny byłby… zbyt dużą dla skupionych w bandy ludzi o słabej woli pokusą by napaść urządzić na licznych licytatorów. Tym bardziej jeśli każdy licytator miałby dysponować swoim całym złotem. Proponujemy przekazanie… - tu spojrzał na baronessę pytająco. Czuł, że rozumie jej gambit, w końcu mieli za sobą już rozmowę o fiasku rozmów z de Riverą i konieczności zdobycia karty przetargowej. Ale w tym delikatnym momencie pewnym być nie mógł jej intencji. Nie planowali bowiem tego zakupu - Tutaj w biurze Signor Anderssona? Jutro w południe? Oczywiście Amazonka pozostaje w tym czasie pod opieką panów.

Iolanda uśmiechnęła się lekko do niego. Powieki, które zdobiły długie, czarne i gęste rzęsy nadające oczom takiego nieuchwytnego uroku opadły powoli, tak jak głowa opada na znak zgody. Niewidoczny dla innych sygnał, ale dla ludzi, którzy już trochę ze sobą przebywają jakże czytelny.

Zebranych w biurze mężczyzn wyraźnie poruszyła ta spokojna wiadomość Cesara. Spojrzeli na siebie bystro jakby każdy sprawdzał czy inni też to usłyszeli. Herr Svenson wyglądał na kogoś obeznanego z dziczą. Ale co tam skrywał pod naszyjnikiem zrobionym z jakichś kłów trudno było Cesarowi ocenić.

- Rozumiem, że w waszym kraju może takie sprawy załatwia się inaczej. Ale tutaj opłatę dokonuje się w całości i na miejscu. - Herr Anderson odezwał się pierwszy przyjmując na siebie rolę negocjatora i pośrednika pomiędzy stronami. Bo szef tropicieli coś zrobił się jawnie podejrzliwy. Rzucał nerwowo głową po zebranych twarzach jakby ktoś tu próbował go oszukać. Pewnie dlatego przedstawiciel biura aukcyjnego przybrał taki pojednawczy ton.

- To prawda. Tak to właśnie tutaj załatwiamy. - Tramiel pokiwał swoim turbanem na znak potwierdzenia słów urzędnika.

- Dlatego jesteśmy zmuszeni prosić o uiszczenie całej kwoty. Inaczej ofertę będziemy musieli uznać za nieważną i aukcja zostanie wznowiona. - Herr Anderson pokiwał głową informując jaka jest alternatywa jeśli opłata nie zostanie uiszczona na miejscu.

Brew Cesara uniosła się na takie postawienie sprawy. Towar aukcji zostawał u sprzedającego, niemałe zabezpieczenie również. A ci ludzie sprawiali wrażenie jakby ktoś ich próbował oszukać. Przecież nawet jeśli nie uiszczą opłaty to i tak aukcja zostanie wznowiona… A towar zostanie sprzedany po niższej cenie. Spojrzał na baronessę. Być może ona lepiej trafi do tych ludzi.

- Panie Svenson - baronessa zwróciła się do łowcy, bo Anderson, który jawnie ją obraził sugerując, że może niedotrzymać umowy, nie wydawał się odpowiednią osobą do rozmowy. Zwłaszcza, że nie popisał się nie uprzedzając wszem i wobec, że bajońskie sumy, które miały paść na owej aukcji należy nosić przy sobie by narażać się na atak złodziei.

- Amazonka należy do Pana, zatem Pan decyduje. Albo poczeka pan kilka godzin, aż przygotuję te pięć tysięcy, pozostawiając pańską własności pod kluczem tutaj, albo dostanie Pan nie więcej niż cztery i pół tysiąca.

- Ale dostanę te 4 i pół tysiąca tu i teraz milady. - przypomniał jej szef myśliwych wskazując wzrokiem na sumę leżącą na stole jaka zdecydowanie nie umywała się do tego co za ścianą oferowała mu konkurencja. Ale pozostali czekali na jego decyzję bo jako dotychczasowy właściciel miał głos decydujący. Więc czekali. A myśliwy podrapał się po zarośniętym policzku zastanawiając się co tu począć z tym fantem. Wyraźnie miał trudny orzech do zgryzienia. Podszedł do ściany i machinalnie zaczął skrobać ją paznokciem obracając w myślach tą ofertę.

- Jak to będzie wyglądać jak bym poczekał do wieczora? - zapytał Andersona a ten pośpieszył z odpowiedzią.

- Jeśli sobie pan życzy możemy przetrzymać Amazonkę tutaj. Może ją pan oczywiście też zabrać ze sobą jeśli taka pańska wola. Do czasu sfinalizowania umowy jest pan legalnym właścicielem tej dzikuski. - odparł przedstawiciel handlowy widocznie biegły także i w prawie oraz zwyczajach handlowych jakie tu obowiązywały.

- A inni? - myśliwi wskazał kciukiem gdzieś za ścianę tam gdzie była scena i cała reszta jaka tam została.

- Na to już nie mamy wpływu proszę pana. To są wolni ludzie i mogą robić co chcą. - handlarz rozłożył ręce na znak, że takie sprawy pozostają poza wpływem.

- Oczywiście nie musisz sprzedawać niczego dzisiaj. Można spróbować za tydzień. No ale przyznam, że trudno będzie zgromadzić tak liczną publiczność i potencjalnych kupców. - Tramiel wtrącił swoje trzy grosze też widocznie mając wprawę w takich układach. Traper westchnął ciężko i sięgnął po kubek z winem dla zwilżenia gardła. Znów zrobił kilka kroków gorączkowo zastanawiając się nad tym wszystkim.

- Dobrze. Poczekam do wieczora milady na tą brakującą sumę. Aż do fajerwerków. Jeśli się pani nie zjawi z obiecanymi pieniędzmi to ogłoszę, że Amazonka znów jest na sprzedaż. - myśliwy w końcu podjął decyzję i zwrócił się bezpośrednio do jedynej kobiety w tym gronie. W końcu jeśli miała te pieniądze u siebie to do wieczora było aż nadto czasu by je tutaj dostarczyć.

Baronessa wyciągneła przed siebie rękę by tradycyjny uścisk dłoni przypieczetował transakcję.


Rozmowa z kapitanem se Riverą


- Pan de Rivera, cóż za miła niespodzianka - Iolanda powiedziała to w taki sposób jakby naprawdę to była miła niespodzianka. - Porozmawiać z dżentelmenem zawsze warto.

- Ja zawsze jestem chętna do współpracy - nie dodała głośno, że dwa razy tę współpracę proponowała i dwa razy pirat ją odrzucał. - Zwłaszcza jeśli chodzi o wyprawę w głąb dżungli - posłała w kierunku kapitana uroczy uśmiech. - Nim jednak przejdziemy do omawiania szczegóły racz mi panie wyjawić jak zamierzałeś ową Amazonkę do współpracy przekonać. Bo mieć ją to jedno. A nakłonić do tego by wykonała swoje zadanie to drugie.

- Zapewne. - kapitan zgodził się grzecznie z tą chęcią współpracy okazywaną dotąd przez szlachciankę ale sądząc po spojrzeniu jakim okrasił tą zdawkową wypowiedź to zapewne inaczej to oceniał. Nie roztrząsał więcej tego więc widocznie miał inne priorytety na tą rozmowę.

- A z tą Księżniczką Dżungli mam nadzieję porozmawiać jak będę miał okazję. I z tego co wiem o nich i o okolicy wydaje mi się, że nie mógłbym stracić na takiej rozmowie. Stawką jest czy uzyskam trochę więcej czy trochę mniej. Optymalny wariant to taki w którym ona podejmuje się roli przewodniczki. Ale jeśli to nie wypali to też można rozegrać tą kartę w inny sposób. - estalijski oficer odparł szybko i bez wahania jakby miał całkiem sprecyzowane plany na spożytkowanie tej dzikuski. Ale skoro mówił tak oględnie to widocznie nie miał ochoty zdradzać szczegółów komuś kto mógł się okazać konkurentem a nie sojusznikiem jego wyprawy.

- Konkrety panie de Rivera poproszę. Nie zamierzam panu mówić jak dowodzi się ludźmi. Skoro podjął się pan tego zadania, to znaczy że musi pan mieć ku temu predyspozycje. Chcielibyśmy przyłączyć się do pańskiej wyprawy. Proszę jasno włożyć swoje propozycje. O Amazonce za chwilę. Jeżeli ma się pojawić w tym partnerstwie ktoś trzeci, kto po kilku miesiącach dostanie całość choć włoży tylko część muszę wiedzieć, że to mi się opłaca.

- Otóż to. Proponuje jej pan dobrowolne zostanie przewodniczką ekspedycji i na koniec nagrodzi ją etatem w zamtuzie? - Cesar mimo epatującego przekonaniem tonu kapitana czuł, że oficer nadal zwyczajnie ich wodzi za nos grzecznym tonem i ujmującym uśmiechem, które wymierzone musiały być w baronessę. - Konkret z naszej strony jest następujący: Łączymy siły w ekspedycji. Nie przyjmujemy od pana rozkazów. Tym bardziej jeśli w grę mają wchodzić łowy na niewolnice. A pan ponieważ, jak sam Pan zauważył, prowadzi znacznie większą grupę, wnosi znacznie większy wkład. Zalicytował pan 3800 zanim zaczęto Pana wspierać. Nie oczekujemy więcej niż to ile i tak był pan gotów wydać. W zamian ma Pan swoją Amazonkę. I wdzięczność Pani Eliany.

- Nie przyjmujecie ode mnie rozkazów na mojej wyprawie? - brwi kapitana powędrowały do góry dając znać, że nie jest to co chciał usłyszeć. - A więc chcecie być wspólnikami na partnerskich warunkach tak? Dobrze. Co poza wspólnym zakupem Amazonki planujecie wnieść w poczet takiej wyprawy? Ja oferuję jakieś 60 mułów, pół setki tragarzy, podobną ilość eskorty, może nawet setkę. Na tą chwilę bo zakupy i poszczególne negocjacje są jeszcze w trakcie. W Festag powinien się wykrystalizować odpowiedni skład. Jak mam kogoś traktować po partnersku oczekuję podobnego wkładu w wyprawę. Kogoś kto będzie mi partnerem a nie obciążeniem pasożytującym na moich zasobach. Więc? Na co mogę liczyć z waszej strony? - oficer przeszedł szybko do konkretów jakimi zasobami dysponuje na tą chwilę i oczekiwał tego samego od potencjalnych partnerów.

- Chwila panowie - odezwała się Iolanda. - Mam nieodparte wrażenie, że mówimy w dwóch różnych językach. Jeszcze raz powtórzę. Akceptujemy pana jako, hmmm… kapitana tej wyprawy. I jak z kapitanem okrętu nie wykłócamy się o kurs, który obrał czy warty, które rozstawił, tak i z panem nie będziemy. Nasi ludzie w tym względzie będą wykonywać przydzielone im zadania. Za signore Arrarte powtórzę, że godność estalijskiego szlachcica nie pozwala mi brać udział w polowaniach na niewolników. Nie pozwolę również na to moim ludziom. Jak i na pilnownanie ewentualnie schwytanych. Jeżeli jest to ta kość niezgody, której nie może pan przełknąć tędy nie mamy już o czym rozmawiać.

Cesar przeniósł wzrok na baronessę gdy ta mówiła tym razem już innym i wyraźnie pojednawczym tonem. Potem znów spojrzał na towarzyszącego im kapitana.
- Jest pan Signor znany w całym Porcie. I ma tu pan jak najlepszą opinię. Wiemy o tym i nie kwestionujemy tego. Ponadto stoi za panem słowo wicehrabiny. Ale musi pan zrozumieć nasze obawy jako nowoprzybyłych. Choć jest nam pan krajanem, to nie znamy pana. A tam - Novareńczyk ruchem głowy wskazał kierunek przeciwny do morza - w pana układzie będziemy zdani tylko na pańskie rozkazy. Czy pan też by tak lekko zawierzył życie i honor nieznanej osobie?

De Rivera spojrzał uważnie na każde ze swoich rozmówców chyba nieco zaskoczony taką zmianą w tonie rozmowy. Ale widocznie wziął to za dobrą monetę. - Cieszą mnie wasze słowa milady i kawalerze. - skinął im obojgu głową. Zastanawiał się chwilę.

- Jeśli tylko o to chodzi zapewniam, że moim celem nie są żadne łowy na niewolników a już na pewno nie na plemię kobiet jakie w tej dziczy mogą się okazać naszymi sojusznikami. Bez nich zapewne też wyprawa może liczyć na sukces ale z nimi szanse na ten sukces są znacznie większe. Dlatego nie mam w planie zrażać ich do siebie póki nie jest to koniecznie. To nie byłoby zbyt roztropne z mojej strony. A z umową z lady Elianą liczę, że dojdziemy do jakiegoś porozumienia. - estalijski oficer całkiem szybko przeszedł do rzeczy i mówił jakby ten aspekt też już miał całkiem dobrze przemyślany i zaplanowany.

Iolanda uśmiechnęła się słysząc wypowiedź kapitana.
- Nie mogę nie przyjąć twej propozycji kapitanie, odnośnie wspólnego zakupu przewodniczki. Byłoby to po prostu z mojej strony niegrzeczne. Dlatego zgadzam się byś ze swoją wspolniczką włożyli kwotę, którą zaproponowaliscie na licytacji.
Cesar uznał, że pula kurtuazyjnych uśmiechów została wyczerpana i tylko pokiwał głową.

- Rozumiem. W takim razie nie zostaje mi nic innego jak podziękować za tą ciekawą konwersację i przyjemność oglądania twoich wdzięków milady. A teraz pozwólcie, że wrócę do swoich obowiązków. - kapitan bez zgrzytu przyjął taką decyzję estalijskiej szlachcianki i skinął głową, uchylił ronda trógraniastego kapelusza i pożegnał się z dwójką rozmówców. Wraz z nim odeszła jego pstrokata świta.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline