Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2021, 08:49   #114
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Arthur, Bardiel, Ombrose, Nami - wspólny doc, część 1

Alan szybko zapomniał o uleczonej nodze, czarnych paznokciach i złowieszczym uścisku dłoni, który przypieczętował jego los. Zastanawiał się, ile w stanie jest znieść ludzki umysł, jakie są granice gdy człowiek staje się obłąkany. Martwy Mateusz, żądna zemsty satanistka, diabeł któremu sprzedał duszę, nie zdążył jeszcze tego przetrawić gdy na jego oczach rozegrał się kolejny horror. Nie próbował zrozumieć, nie zastanawiał dlaczego Ali leżała martwa w trawie a potem zamieniła w ognistego smoka, dlaczego z gęby Fujinawy wystrzeliły gadające macki a Czartoryski zamiast spierdalać się na nie gapi. Wiaderny po prostu patrzył na to wszystko otępiały a wiedźma latająca na miotle tylko pogłębiła stan odrętwienia. Stał za plecami Katii, więc przeniósł wzrok z rozgwieżdżonego nieba gdzie toczyła się walka na kark dziewczyny. Widział każdy pieprzyk, każdy włosek, i najmniejszą wypukłość na jej smukłej szyi. Zastanawiał się czy chrupot kości w skręconym karku brzmi tak samo jak na filmach. Miał ją na widelcu, była teraz całkowicie bezbronna, jak Mateusz. W ręku trzymała karty, ale czy zdąży ich użyć? Alan nieznacznie wyciągnął ręce do przodu. Nigdy nie zabił człowieka i przez moment wydawało mu się to kurewsko proste. Tyle, że Szatan odebrał mu nie tylko jego duszę, ale też ten gniew, którym się pompował. Z nim byłoby mu łatwiej, nie pojawiłby się skurcz w żołądku a gardło nie podeszło żółcią. Obok stała Amanda. Czy chciałby, żeby zobaczyła, jak z zimną krwią morduje człowieka? Bo Katia Ceyn, wbrew temu co wyobrażał sobie nastolatek, była jednak człowiekiem. Gdy się przebudził zachowała niemal jak podlotek, zmieszała, tak po ludzku, jak niektóre laski w szkole, do których uśmiechał się mijając je korytarzem. Nie wiedział, gdzie się podziała psychopatka, która próbowała ich pozabijać, ale przypomniał sobie swoje groźby rzucane Szatanowi. W tamtym momencie naprawdę miał zamiar zrobić czystkę, każdy w obozie był zamieszany w ich porwanie i zasługiwał na śmierć. W Alanie wszystko się kotłowało, od przerażenia zjawiskami wykraczającymi poza ludzki rozum, po bardziej przyziemne emocje targające (przeklętą) duszą nastolatka. Gdy szatan wspomniał imię Amandy, opowiedział mu, jak próbował opętać dziewczynę chłopak zrozumiał, że to na niej najbardziej mu teraz zależy z wszystkich osób, które dotarły do obozu „Słowian”. Że jej krzywda, przeraża go bardziej niż macki i ognisty smok. Nie potrafił zrozumieć kiedy i jak to się stało, ale Amanda nie była mu obojętna. Poszła z nim szukać Mateusza, uratowała ich przed gniewem Katii, wyprosiła ją by zajęła się jego złamaną nogą. Była przy nim, gdy czarownica odprawiała rytuał. Kiedy się budził trzymała go za rękę. Czuł, że Amanda jest światłem, a Katia ciemnością, jedna rozświetli jego duszę, druga sprowadzi na nią wieczny mrok.
Wyciągnął rękę w stronę córki szatana i złapał ją za dłoń, w której nie trzymała swoich przeklętych kart. Potrzebował jej. Potrzebował informacji, by zakończyć ten horror. Inaczej jego umowa z diabłem stanie się całkowicie bezwartościowa, całe to poświęcenie pójdzie na marne.
- Katia, nie pomożesz siostrze – odezwał się zaskoczony, że w swoim głosie usłyszał współczucie. Zauważył krople krwi pod jej nosem. – Wiem, że chcesz, ale jeśli włączysz się do walki, skupisz na sobie i na nas uwagę tych potworów. One są za potężne a ty wyglądasz źle, jesteś osłabiona po rytuale. Musimy stąd uciekać, teraz, już. Jeśli zginiemy, wszystko co zbudowaliście, przepadnie. Nadia powiedziałaby ci to samo. Wiesz, że mam rację. Zaufaj mi.
Alan odwrócił się do Amandy, Jacka i Julki. Dziewczyny na coś patrzyły, ale w tamtym momencie chłopak nie zastanawiał się nad tym co tak skupiło ich uwagę.
- Uciekajmy stąd zanim nie jest za późno. Chyba, że macie jakiś lepszy pomysł?

Kiedy Amanda ujrzała Julię, zerwała się do biegu. Nie potrafiła zrobić nic innego, niż po prostu rzucić się Rosjance na szyję i mocno ją przytulić. Przycisnęła się ciasno do jej ciała i wtuliła twarz we włosy. Chciała płakać, ale nawet nie potrafiła. Już nie.
- Wiesiek… Zabił Aaliyah… Chciał zabić nas wszystkich. Nie powstrzymałam go w porę. Miał nóż - blondynka przytuliła się jeszcze silniej. Julia była teraz jej jedynym oparciem, którego była na sto procent pewna. Nie kryła się z tym, co właśnie powiedziała, nie szeptała. Każdy w pobliżu mógł to usłyszeć. Pony wyglądała jak dziewczyna, którą ktoś naprawdę mocno skrzywdził, a jej wdzięk i uroda dodawały temu dramatyzmu. Była po prostu zbyt urocza, aby postronna osoba nie poczuła wewnątrz współczucia.

Zupełnie nagle, na niebie zaczął rozgrywać się horror. Nadnaturalne zdolności, mistyczne istoty nie z tego świata, być może z innych wymiarów lub kosmosu, chore akcje nie mieszczące się w głowie. Amanda naprawdę przestała już to wszystko odczuwać. Zdawało się wręcz, że derealizacja w tym przypadku była naturalną reakcją obronnym psychiki. Co niby miała myśleć o tym wszystkim? Że przy wspólnym ćpaniu halucynacje są identyczne dla każdego? Zastanawiała się nad tym parę sekund, ale i tak nie potrafiła skupić myśli, więc szybko to porzuciła. Tęskniła za poczuciem czegoś naturalnego, normalnego, codziennego... Za zwykłą herbatą, zjedzeniem obiadu, pójściem do kina, całowaniem się. Za wszystkim co charakteryzowało codzienność. Pomyślała nawet, że chętnie poszłaby na spacer na plażę. Wszystko to jednak aktualnie wydawało się puste, głupie i trywialne.

Sabotowska automatycznie odwróciła głowę w kierunku Wiadernego, gdy ten rzucił swoją propozycję. Amanda zauważyła, że Alan chwycił Katię za rękę. Ściągnęła brwi i przeniosła spojrzenie na ich twarze. Poczuła wewnątrz siebie jakieś drobne ukłucie. Nie potrafiła dokładnie go określić, ale chyba ją to zabolało. Nie chciała dopuścić do siebie tej myśli. Nawet nie powinno być to teraz istotne. Nie tak dawno sama trzymała go za rękę, zależało jej, aby komuś pomóc… Pomóc jemu. Ale nie oszukiwała się. To nie ona mu pomogła, tylko Katia. I to Katia była od niej silniejsza. Po prostu lepsza.

- Nie możemy, tam jest dziecko - rzuciła wskazując palcem miejsce, w którym leżało niemowlę. Spojrzała na Julię, jakby upewniając się, że muszą po nie pójść razem. Że Ulyanova nie zostawi jej teraz samej, że pomoże… Ale jeśli nie? Co powinna zrobić? Jej wzrok zaczął błądzić między Julią a Jackiem, przelotnie spojrzała na Alana. Gdy ich spojrzenia zetknęły się na sekundę, poczuła coś, czego nie umiała określić. Jakby zrobiła coś źle.

Jacek tymczasem trzymał się nieco z tyłu, może pół metra za Julią. Wyglądał tak, jakby pilnował Rosjanki. W prawicy dzierżył siekierę, zaś lewą pięść okalał kastet. Gdy tylko jąkała zrozumiał, że Amanda nie jest opętana i nie zamierza zaatakować jego towarzyszki, zaczął rozglądać się po okolicy. A atrakcji było co niemiara! Latające baby na miotle, ogniste feniksy, oślizgłe macki przerośniętych ośmiornic, a na środku bobasek. Stopień absurdu wywalił poza skalę… Jacek czuł, że od tego momentu już nic go nie zdziwi.
- A… A… A to nie czary? - zapytał Amandy, kiedy ta zaczęła o dziecku. W pierwszym odruchu chciał rzucić się niemowlęciu na ratunek, ale zatrzymał się. Wszystko było jakieś surrealistyczne. Podejrzewał, że to co się dzieje, musi stanowić jakąś iluzję, która ma za zadanie wciągnąć ich w pułapkę. Tym bardziej, że niedaleko bobasa stał Wiesław, którego Amanda właśnie oskarżyła o morderstwo. To było już zbyt dużo do przeprocesowania. Plan Alana podobał mu się najbardziej.
- U… U… Uciekajmy stąd - zwrócił się do Julii. Gdyby nie był pierdołą, po prostu przerzuciłby ją przez ramię i stąd wyniósł.
Ale jednak był.

Amanda ściągnęła brwi po słowach Jacka. Zrozumiała, że jest głupia i naiwna, przecież tutaj działy się takie rzeczy, że to dziecko faktycznie mogło nawet nie być dzieckiem. Jacek mógł mieć rację. Pewnie ją miał. Sabotowska nie chciała narażać innych. Tyle, że coś wewnątrz podpowiadało jej, że to jest właściwe, że nie mogą uciec. Była jednak w kropce i wolała poczekać, co odpowie Julia. Na szczęście ta miała własne zdanie i nie pozwoliła na siebie czekać, rozmowa przebiegała sprawnie. Nie marnowali czasu.

Katia westchnęła ciężko. Przez moment pozwoliła Alanowi trzymać swoją dłoń. Chyba nie czuła się z tym komfortowo, ale wiedziała, że trzeba się oswajać. Za kilka godzin miało dojść do znacznie bardziej konkretnego dotyku. Jeśli teraz ucieknie, to jak wtedy będzie gotowa do przeprowadzenia rytuału? Mogła być Satanistką, ale to nie znaczyło, że z łatwością przychodziło jej sypianie z każdym. Wręcz przeciwnie, Ceyn miała bardzo wygórowane kryteria. W jej oczach Alan ich nie spełniał. Ale czy to znaczyło, że Szatan miał je na dużo niższym poziomie? To był temat na głębsze przemyślenia, ale nie było na to czasu.
- I tak musimy tam iść - powiedziała Katia. - Musimy wydobyć Kartę spośród popiołów - powiedziała. - Kartę Aaliyi. Kojarzycie to, o czym mówią te wszystkie zjebane wróżki z Ezo TV? Zanim zaczniesz wróżyć, musisz przynajmniej dobę spędzić ze swoją talią kart. Musisz się z nią przespać, trzymajac ją pod poduszką. No i wasze karty miały takie właśnie zadanie. Nie minęła jeszcze doba, ale wciąż są cenne. Musimy zebrać je wszystkie! Niczym pokemony. W sumie jesteście takimi pokemonami. A w każdym razie trzeba mieć z sobą ich większość. Te karty mają w sobie wielką moc… którą chcieliśmy zniszczyć źródło mocy Słowian. Aby wreszcie Pomorze przeszło z rąk Zdunków do Ceynów. Tak jak było przed wiekami. Karta Aaliyi ma na pewno ogromne znaczenie, biorąc pod uwagę choćby to, że właśnie lata jak najebana w ciele ognistego ptaka, próbując rozkurwić mi siostrę...

Tymczasem Julia odnalazła rękę Amandy i chwyciła ją mocno.
- Ya tak boyalsya poteryat' tebya! - jęknęła. - Nie byłam na to przygotowana. Nie wiem, ile zniosę. Najpierw śmierć S-sebastiana… a teraz to… - westchnęła ciężko i pokręciła głową.
Spojrzała na niemowlę.
- To może być pułapka, Jacek ma rację. Ale ja nie mogę pozwolić na śmierć kolejnego dziecka. Część… była z mojej własnej winy… - jęknęła. - Jeśli teraz będę mogła temu zapobiec… to muszę spróbować.
Tak mówiła, ale trochę się bała. W tej chwili nie decydowała jedynie za siebie. Miała w sobie ostatnią pozostałość po Sebastianie. Ulyanova wiedziała, że jak umrze, to ten ułamek Ceyna umrze razem z nią. Rozumiała dobrze, że powinna wycofać się. Uciec. Nawet nie tyle dbać o siebie, co o to nienarodzone dziecko.

Jednak nie mogła też pozwolić zginąć temu, które już znalazło się na tym świecie.
Spojrzała po pozostałych. Dłużej zawiesiła wzrok na Jacku.
- Będziesz mnie ubezpieczać? - zapytała. - Pozhaluysta, moy otvazhnyy drug...
Mimo wszystko ciężko jej było przełamać się, aby w samotności wskoczyć na pole bitwy. Nie przywykła do czegoś takiego.

Jacek powiódł wzrokiem po pozostałych, aż wreszcie przyjrzał się Julii dokładniej. Wyglądała na bardzo zdeterminowaną. Cholernie nie podobała mu się ta akcja. Niemowlę pojawiające się znikąd na środku pobojowiska musiało być przecież jakąś diabelską sztuczką. Najwyraźniej jednak nie potrafił odmówić Rosjance. Miała nad nim nieuczciwą przewagę urody oraz charyzmy. On z kolei nie potrafił stać z boku i spokojnie patrzeć, kiedy inni działali.
- Da - odparł lakonicznie, podrzucając w ręku siekierę. Ruszył przodem, zakładając że Julia będzie zaraz za nim. Poszedłby sam, ale ktoś musiał nieść dziecko. On wolał nie zajmować własnych, uzbrojonych ramion…
Nie miał pomysłu jak radzić sobie z feniksami i ośmiornicami, ale liczył że Fortuna nagrodzi męstwo.

Julia wydawała się bardzo zdziwiona. Rozwarła na moment swoje pełne, kuszące usta. Spojrzała na Jacka… aż ten poczuł się nieswojo. To był potencjalnie pierwszy raz, kiedy dziewczyna spojrzała na niego z taką uwagą. Na dodatek tak atrakcyjna. Oczy Ulyanovej zdawały się nie z tego świata. Przypominały dwa wspaniałe ciała niebieskie o nieskończonej grawitacji. Wszystko wokół sprowadzało się do jej wzroku. Który teraz był skoncentrowany tylko i wyłącznie na Gołąbku.
- Nie jesteś taki jak Alan - powiedziała cicho. - Nie masz jasnych, blond włosów. Nie przykuwasz do siebie spojrzeń wszystkich, kiedy tylko wejdziesz do pomieszczenia. Kiedy się wypowiadasz, nie brzmisz tak charyzmatycznie. Twój śmiech tak nie buduje.
Chyba chciała go zniszczyć. Ale wnet kontynuowała.
- Ale masz coś, czego Alan nigdy nie będzie miał… - zawiesiła głos. - Jesteś dobry i można na tobie polegać. Jesteś jak kolumna, która podpiera fundamenty. Nikt nie zwraca na nią uwagi, ale bez niej wszystko zawaliłoby się. Ale teraz cię dostrzegam. I dziękuję ci za twoją pomoc. Byłeś przy mnie przy Ortyszy. Potem Berenika mnie opuściła… ale ty wciąż byłeś obok. Teraz zamierzam ruszyć na głupią, samobójczą misję dla dziecka, które może w ogóle nie istnieć… a ty wciąż jesteś. Jesteś przy mnie. Choć nie masz powodu. Ty ochen' khoroshiy chelovek, Yatsek - westchnęła Ulyanova. - I cieszę się, że jesteś przy mnie.

Zerknęła w bok na Amandę. Blondynka posłała jej lekki uśmiech i pogładziła kciukiem trzymaną rękę brunetki. Cieszyła się, że w takiej chwili nie musi być całkiem samotna. Trochę ją zdziwiły słowa Julii skierowane do Jacka, ale nie komentowała ich. Zamiast tego zerknęła na Alana. Nie zgadzała się z przyjaciółką. Dla Amandy Alan był oparciem… Może po prostu nie było tego widać, może jeszcze nie do końca umiała to zaakceptować, może była naiwna. Jednak Julia nie wiedziała o niczym, co się tu wydarzyło. Nie mogła znać aktualnych uczuć i przemyśleń Amandy.

Gołąbek mógł być prawdziwym gołąbkiem pokoju zesłanym z niebios, ale Julia chciała mieć też wsparcie przyjaciółki. Alana i Katii bała się. Obydwoje sprawiali wrażenie postaci, które nie wiązały z sobą niczego dobrego. Julia również czuła się taką osobą. Miała o sobie bardzo małe mniemanie, od czego chciała uciec bogatym życiem erotycznym. Dlatego też tak bardzo zaprzyjaźniła się z Adamem.
Jednak teraz Adama nie było.
Byli Jacek i Amanda i to na nich liczyła najbardziej.

Jacek zaś zatrzymał się w pół drogi i spalił buraka. Zerkał to na Julię, to na Amandę, po czym opuścił wzrok. Nic nie powiedział. Chyba nagłe wyznanie Rosjanki go zatkało. A może po prostu nie chciał psuć chwili swoim przeklętym jąkaniem…

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Odgarnęła pasemko włosów za ucho. Przysunęła się i lekko pocałowała go w policzek.
- Zdaje się, że chcę, żebyś padł tutaj na zawał - zaśmiała się przy jego uchu. - Albo żebyś się nieco uodpornił.

- Da… - potwierdził Jacek i jakimś cudem stał się jeszcze bardziej czerwony. Chyba odpłynął myślami gdzieś bardzo daleko. Pierwszy raz pocałowała go dziewczyna, nawet jeśli był to tylko zwyczajny cmok w policzek. Świat był niesprawiedliwy. Niektórzy tylko odpowiednio zagadali i już mieli całusy, a może nawet więcej. Jacek musiał ryzykować życiem.
Chłopak potrząsnął mocno głową, co mogło wydać się groteskowe. Czuł jednak, że kompletnie traci koncentrację - a to mogło kosztować życie. Klepnął się lekko po twarzy.
- Trza... Trza… Trza ruszać… - wydukał nieśmiało. Nie śmiał spojrzeć Julii w oczy.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline