Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2021, 19:33   #118
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
WCZEŚNIEJ

- Yyymm - mruknęła Maja, odwracając głowę i przez okno samochodu dostrzegając Martę Wiśniak, która z nieznanych powodów opuściła ambulans. Oznaczało to, że wszyscy uczniowie którzy nim jechali, zostali teraz w miasteczku bez nadzoru żadnego z nauczycieli. Wszyscy, ale bez niej. No cóż, następnym razem.
- Ale skąd mnie znasz? - spytała zdumiona Maja, uważnie przyglądając się dziewczynce.

Dobrawa uśmiechnęła się do starszej dziewczyny.
- Przyśniłaś mi się - odpowiedziała. - Zostałyśmy przyjaciółkami. Bo ja się łatwo zaprzyjaźniam. To dlatego, bo jestem bardzo miła.
Zastanowiła się przez moment. Następnie wsunęła rękę do kieszeni i wyjęła z niej rogalika. Nie był w nic zapakowany. Wyglądał nawet całkiem apetycznie i świeżo, choć na pewno nie był higienicznie przechowywany.
- Chciałabyś się może poczęstować? - zapytała. - Marta woli bardziej ziemniaki, ale ja przepadam bardziej za słodyczami. To mój ostatni rogalik. Możemy podzielić się nim. Tak aby było dla mnie, dla ciebie i dla króliczka. Choć Gniewko nie lubi za bardzo moich wypieków. Bo to ja sama piekłam!

- Króliczki to wolą raczej marchewkę i liście mlecza - odpowiedziała spokojnie Maja, uśmiechając się delikatnie do rozmówczyni.
- Chętnie spróbuję - odpowiedziała na propozycję. Nie po to dziecko zajęło się wypiekami, aby teraz odmawiać mu satysfakcji z pochwalenia się swoim dziełem.
- A skąd znasz Martę? - spytała Maja. Owszem, Perec pogoniła za nieznajomą i ziemniakami, ale skąd Dobrawa o tym wiedziała?

Dziewczynka podała Krawiec wypiek. Rogalik wyglądał bardzo apetycznie, choć drobinki cukru pudru w zdecydowanej większości opadły z niego.
- Marta co roku przyjeżdża tutaj na wakacje - odpowiedziała Dobrawa. - Bardzo lubi wędrować po lesie i już jako dziewczynka dotarła do chatki mojej, Ratusia i babć. Ja wtedy byłam taka malutka! Zaprzyjaźniłyśmy się od razu. Odkąd sięgam pamięcią znałam Martusię. Czasami jest dziwna, na przykład czuje bardzo dziwny apetyt na nasze kartofle. To smaczne kartofle, ale nie są takie słodkie. Jak czekolada. Albo żelki. Ale babcie nie pozwalają mi jeść żelków. Ani niczego, co jest sprzedawane w sklepie. Mówią, że to jest zatrute. Myślisz, że jest zatrute, Maju? - zapytała Dobrawa. - Kupiłabyś mi żelki? - dziewczynka wydęła usta i spojrzała wyczekująco na Krawiec.

Wyjaśnienia Dobrawy zaspokoiły ciekawość Mai i dziewczyna dała się skusić na spróbowanie rogalika własnej roboty.
- Zatrute to może lekka przesada, - zaczęła spokojnie Maja, - ale szkodliwe są na pewno - przyznała. - Są smaczne więc ludzie je kupują, ale szkodzą na zdrowie, zwłaszcza jeśli się zje za dużo na raz - wyjaśniła dziewczynce, podjadając rogalika.
- Możemy się spotkać i pójść na coś słodkiego - obiecała wstępnie, nie widząc w tym nic złego. - Teraz ciężko mi cokolwiek powiedzieć, bo to bardzo zwariowany wieczór, ale jutro przed południem powinniśmy być z klasą na plaży, wtedy będę wiedziała - powiedziała.

- A czy mogłabym pojechać z tobą do waszego ośrodka? - zapytała Dobrawa. - Mogłybyśmy zrobić dziewczyńską imprezę! Taką z gazetami… i rozmawianiem o chłopakach… i z żelkami oraz z czipsami. Na pewno je macie! Albo lody… ale jeśli nie chcesz, abym pojechała z tobą… to zrozumiem. Nie obrażę się - powiedziała i spuściła wzrok, głaszcząc króliczka. - Gniewko też nie. Możesz nas wysadzić gdzieś po drodze… - westchnęła zaniepokojona, że Maja faktycznie podejmie taką decyzję.
Gniewko położył uszka smutno.

- Damy radę - odpowiedziała z uśmiechem Maja, - jeśli nie będziesz mieć potem kłopotów za późny powrót do domu, to spoko, zrobimy imprezkę - dokończyła. Nie wiedziała jakie warunki panują w domu dziewczynki, ale jeśli Dobrawa cieszyła się swobodą i mogła wychodzić, to Maja nie widziała problemów. Przecież nie da dziecku wina i skręta, tylko normalne ludzkie słodycze! Choć z dostępnością lodów może być problem i Maja nie wiedziała jak z żelkami, ale jakiś bufet powinien tam być. Chipsy i M&M’sy z pewnością się znajdą - to drugie Maja sama miała, nawet chyba przy sobie. W ośrodku też nikt nie powinien robić problemów. No co? Gości nie można przyjąć? Zresztą z tego co Maja wiedziała, część klasy i tak już zrobiła sobie wagary na wieczór. Ciche spotkanie w domku, w ośrodku w którym wszyscy powinni być, to przecież nic złego.
- A wiesz, że moja pani nauczycielka nazywa się Królik? - spytała z lekkim uśmiechem, delikatnie wskazując na jadącą z nimi poszkodowaną.

- O, to cudownie! - Dobrawa ucieszyła się. - Ostatnio w okolicy wszystkie króliki padają, Gniewko pozostał jako ostatni. Dobrze, że przynajmniej teraz nie będzie samotny! - zaśmiała się lekko.
Wreszcie dojechali do drogi EuroVelo10. Była to ścieżka pomiędzy lasem i zabudowaniami. Karetka zatrzymała się dalej musieli już pójść pieszo…



NADAL WCZEŚNIEJ, PRZED ATAKIEM
Maja, Feliks, Adam, Łukasz, Olga

- Maja! - krzyknął Feliks. - Co tu robisz? - zapytał. - Jak dobrze, że cię widzę... bałem się, że Marta Wiśniak zmiotła was spod plebanii... tak jak samą plebanię... Ale widzę, że wy... po prostu uciekliście...

Maja nie była pewna o czym dokładnie mówi Feliks. Kto uciekł? Kiedy?
- To Feliks, z naszej klasy - przedstawiła spokojnie kolegę, spoglądając z lekkim uśmiechem na Dobrawę.
- Jakiej plebanii? - rzuciła w jego stronę, nieco zdezorientowana. - Nasz ambulans miał stłuczkę i Pani Królik ucierpiała - wyjaśniła, nieznacznie wskazując dłonią Panią Anię. - Marta opuściła ambulans na miejscu wypadku, choć nie wiem dlaczego, a resztę gdzieś wywiało - zdała krótką relację, mając nadzieję, że to wyjaśni coś Feliksowi.
- To jest Dobrawa. I Gniewko - przedstawiła zarówno dziewczynkę jak i jej królika, - Co jest grane? - spytała w końcu.

Feliks zaniósł się głośnym śmiechem, który zasugerował, że nie był w zbyt dobrym stanie psychicznym. Pokręcił głową i westchnął.
- W skrócie… pamiętasz nasz sen w autobusie? Ten, w którym wszyscy zasnęliśmy? Otóż napotkaliśmy wiedźmy, które go na nas rzuciły. Znajdowały się w plebanii. Wszystkie przy tym zginęły, bo je… zatłukliśmy. Tak. Zatłukliśmy! Ale nie waż się nas oceniać! - Feliks powiedział dość agresywnie, po czym westchnął i złagodniał. - Proszę. To było konieczne.
Następnie pokręcił głową. Przeniósł wzrok na Dobrawę oraz Gniewka. Dziewczynka wyskoczyła dopiero po chwili z karetki. Była mała i słodka. Trzymała w dłoniach uroczego, puchatego, białego króliczka.
- A jeżeli ta mała jest słowiańską wiedźmą, to ją też trzeba zabić - Feliks dodał z mordem w oczach.
Bez wątpienia nie był w zbyt dobrym stanie psychicznym.
- Ej no, wyluzuj - rzuciła Maja. Cokolwiek zrobili z pewnością mieli ku temu dobre powody i jak dla niej wcale nie musieli się z tego tłumaczyć. Ale dziewczynka była w porządku.
Dobrawa rozpłakała się i uczepiła Krawiec, a ta objęła ją delikatnie ręką.
- Maju! - krzyknęła. - To twoi przyjaciele? Nie podobają mi się… - jęknęła.
No cóż. Trudno, żeby mieli jej się podobać, skoro wyraźnie deklarowali chęć zabicia jej...
- Nie bój się, on tylko tak żartował - Maja starała się uspokoić zarówno dziecko, jak i samą siebie.
Nie mógł przyjąć do wiadomości że jego ukochany chce zabić dziecko, krzywda dzieci była czymś na co nie mógł się zgodzić ale nie mógł też odmówić racji argumentom Felka uciekł więc od przykrej rzeczywistości w świat absurdu.
- It’s the Rabbit of Caerbannog! - Krzyknął Adam naśladując głos Johna Cleese - Olga szykuj święty granat ręczny z Antiochii! - Dodał z szaleństwem w oczach, oraz głosie najwyraźniej będąc zupełnie poważnym i w niezbyt dobrym stanie emocjonalnym podobnie jak Feliks.
- To była dobra scena - przyznała Maja. - To z takiego filmu - wyjaśniła dziewczynce.

- Odpieldol se slowianska kulwo od mojej Mai! - zaryczała Olga z nienawiścią w oczach na widok znajomej ślicznej, małej dziewczynki. Dzieci… Dzieci kurwa są najgorsze...
- To ty byłaś przed kościołem! - Łukasz przypomniał sobie tą dziewczynkę - gdzie jest ten drugi?! - Łukasz nie zamierzał do niej mówić jak do małego dziecka.
- Maju, Maju! - dziewczynka po prostu rozpłakała się, ciągnąc Krawiec za rękaw. - Boję się! Uratuj mnie… Czemu oni na mnie krzyczą?! Boję się!
Gniewko również zakwilił.
Maja kucnęła lekko, aby znaleźć się niżej, twarzą w twarz na poziomie dziewczynki, nadal wspierając ją moralnie przyjacielskim ramieniem.
- Spokojnie Dobrawo, myśmy mieli wypadek i bardzo szalony dzień - pospieszyła z wyjaśnieniem - ale teraz zjemy sobie coś słodkiego, mam takie czekoladki i może jakieś żelki znajdziemy - Maja starała się uspokoić dziewczynkę, nie rozumiejąc co wstąpiło w jej kolegów.
- Maja, nie wierz jej, w Rowach nie możemy nikomu ufać! - wybuchnął Łukasz - autobus nie miał wypadku ot tak sobie, karetka też nie!
- Majka oni zabili Piotrka! Uciekaj! - dorzuciła Olga.
- “RUN AWAY! RUN AWAY!” - Dorzucił Adam wciąż cytując legendarny skecz Monty Pytona.

Maja doceniała próby Adama i jego parodiowanie sytuacji, ale pozostali traktowali to wszystko zbyt poważnie.
- Ludzie spokój, bez krzyków, po co tak straszycie - powiedziała, stając w obronie dziecka i starając się uspokoić wszystkich. - Ktoś celowo spowodował oba wypadki? Jak? - spytała spokojnie i z wyraźnym sceptycyzmem. - Zaraz, Piotrek nie żyje? Serio? - wyrwało jej się, bo to było już całkiem nie na miejscu.
- Co się stało? - spytała, licząc na normalną ludzką rozmowę.

 
Mekow jest offline