Rita była bezbłędna. Sabatea. Przepięknie, myślał kurier i wyszczerzył się do zasrańca, który ich odpytywał. W sumie nawet jej to pasowało, czego na głos już nie powiedział, bo musiałby się roześmiać.
- Jam jest Gideon sprawiedliwy bracie - przedstawił się, puentując w ten sposób zadane przez wariata pytanie. Szczęśliwie dostał bardzo proste. james dziwił się, czemu ten psychol nie zapytał ich o broń, i ranę postrzałową od której czasem twarz kuriera przecinał spazm bólu. Być może mieli to gdzieś, bo cała ich grupa była u nich nowa. Albo też byli czubami do których strzelano całkiem regularnie i wzięli i się przyzwyczaili.
Oba powody wyglądały bardzo słabo, bo potencjalnie fundowały im całkiem niezłych problemów.
- Azaliż nasz prorok zabronił koedukacynych dormitoriów? Nie zgłębiamy egzogenezy wraz z naszymi sprawiedliwymi siostrami bracie? Pewnie aby jakieś wciórności nie sprowadzały nas na drogę sodomii?- James miał nadzieję, że ironia w jego głosie nie była aż tak wyczuwalna, choć braciszek najpewniej nieco obruszony zostawił go w tym pomieszczeniu, przypominającym raczej blok więzienny, niż sypialnię.
Ale nie można było narzekać. Prycza była. Ściany były. Okna były. Nawet dali materac, więc było to znacznie lepsze od nocowaniu w jakimś namiocie.
“Surwensyn” pomyślał, kiedy porąbany klecha kazał mu zostawić kapelusz. Ale zacisnął zęby i go zdjął. Przebrał się nawet w łachy kultu, niedopasowane i nieforemne jak każdy kostium czubka.
“Tylko związać rękawy. Z tyłu” skwitował w myślach i pierwsze co zrobił, to zrzucił materace na wolne, jęczące od starości łóżko. Sprężyny, nieco zardzewiałe jednak wytrzymały cieżar materaca. O dziwo potem Jamesa, choć wiedział, że będzie musiał spać w jednej pozycji, bo przy każdym poruszeniu zdezelowany mebel wydawał dźwięki. Podobne, kiedy Jeep miał awarię sprzęgła. Albo kiedy blacha błotnika się zadarła i tarła o przednią oponę.
Zero broni. Po moim trupie, myślał, ale zostawił strzelbię i swoje rzeczy pod łóżkiem, ale pod tą dziwną szatą zostawił jednak nóż tego meksykańca, a jego giwerę, zabezpieczoną wsadził w pasek spodni. Co prawda mogło nieco potrwać, aby w czasie jakiejś draki się do tego wszystkiego dogrzebał, bo jego “powłóczysta” szata skutecznie krępowała dostęp do paska i czegokolwiek co miał. Na przykład kieszeni spodni i fajek.
Potem zaś, spokojnie, nie spiesząc się wyciągnął się na skrzypiącym łóżku, przykrył twarz kapeluszem i się zdrzemnął. Co prawda planował zrobić mały rekonesans i sprawdzić, gdzie jest stołówka, ale stwierdził, że najpewniej wieczorem nawiedzą go jego nowi, porąbani koledzy i trzeba będzie robić z siebie idiotę. A do kuchni i jadalni zawsze może trafić po zapachu jedzenia, idąc za głosem swojego głodnego żołądka.