Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-01-2021, 20:56   #71
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Miami; Downtown; dom gościnny Cantano

- Niestety nie mam u siebie tego leku. - Roxie zamyśliła się. - Po trasie zostały mi głównie środki odkażające i jakieś opatrunki. Jeszcze nie wiem czy gdzieś tutaj można uzupełnić zapasy.

Lekarka powróciła do śniadania i porannej kawy od czasu do czasu zerkając na roznegliżowaną dziewczynę. Festiwal mógł mieć swoje plusy. Przynajmniej nie dziwne było, że w mieście pojawili się nowi. Pewnie sporo ludzi z okolicy zjeżdżało na tą imprezę. Musiała jednak przyznać, że z ulgą przyjęła odejście Andy. Jeśli Rita chciała iść na imprezę… cóż… jej sprawa. Roxy wolała się skupić na tym za co jej płacono. Tu na szczęście włamywaczka przedstawiła konkrety i to co udało im się odkryć.

- Yhym… czyli mamy udawać nawiedzonych. - Mruknęła nieco niechętnie, ale zgodziła się z tym planem. - Jasne mogę się nie odzywać. - Wzruszyła ramionami przyjmując dla siebie tą prostą funkcję i zastanawiając się po co dokładnie Cantano ją najął, no ale… zawsze mogło to wyjść w praniu.


Południe, okolice Miami Beach, zamieszkałe korty tenisowe, Miami.

Roxy słuchała bełkotu Rity z odrobiną niedowierzania. Starała się jednak wpatrywać z zachwytem w włamywaczkę, jakby to co mówiła była właśnie tym co cisnęło się na usta Bryant. Skąd w ogóle pomysł, że ta banda gadała w ten sposób? Dobra niby reszta była tu już na zwiadzie. Więc mogli usłyszeć to coś. Roxy miała jednak spore obawy, że jeśli to był sposób w jaki komunikowali się w tej sekcie to istniała spora szansa na to iż wspomagali się jakimiś używkami.

Na razie nie pozostało jej nic innego jak trzymać się lekko z tyłu i zostawić tą grę Jamesowi i Ricie. Postanowiła skorzystać z tej okazji i porozglądac się uwaznie po miejscu, do którego starali się dostać i w sumie, z którym miała po raz pierwszy do czynienia.
 
Aiko jest offline  
Stary 23-01-2021, 02:26   #72
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 13 - 2051.03.05; nd; przedpołudnie

Czas: 2051.03.05; nd; przedpołudnie
Miejsce: Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta
Warunki: stołówka, jasno, cisza na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, łag.wiatr, ciepło


Wszyscy



Co prawda gdy pod przewodem Rity weszli na teren kortów to tego pochmurnego ale ciepłego dnia zastali tam kilka osób. Wszystkie były ubrane w coś podobnego do habitów. Lub podobnie wyglądające, luźne ubrania. W taki ciepły dzień to nawet było to całkiem odpowiednie odzienie. Ale gdy Rita odezwała się jako pierwsza to wśród tych paru widocznych osób rozmowę podjął ten do jakiego odezwała się pierwsza.

- A witam, witam bracia i siostry. Zaprawdę ckny to dzień powitać nowych braci i siostry. - przy czym na sylwetce Jamesa zatrzymał się z niewiadomych powodów nieco dłużej.

- Zaiste wielki to jest dzień, wielki. Jam jest brat Ambrozjusz. A was jak zowią? - zapytał o imiona całej trójki. Po czym zaprosił ich do środka. Przez te same drzwi jakie wczoraj w tej burzy i wichurze oglądała Rita i były zamknięte na cztery spusty. Za to teraz w dzień były otwarte na oścież więc weszli przez nie i brat poprowadził ich jak się okazało do jakiejś większej sali. Sprawiało wrażenie stołówki lub podobnego miejsca przeznaczonego dla wielu osób przebywających razem. Ale teraz było tu prawie pusto. Czasem ktoś przeszedł i posłał im zaciekawione spojrzenie ale nie nagabywał póki rozmawiali z ich bratem.

Właściwie to nawet po szkoleniu Tybalda nie bardzo było wiadomo co miała na celu ta rozmowa jaką przeprowadził z nimi Ambrozjusz. Bo dało się wyczuć, że próbuje się zorientować z kim ma do czynienia skoro widział ich pierwszy raz w życiu. No i jak to u nich z edukacją o egzogenezie. Ale czy to tak ci sekciarze ze wszystkimi robili czy to ten nowy dla nich brat miał jakieś podejrzenia względem nich trudno było mniemać. Niemniej szkolenie w tych naukach jakie wczoraj odbyli u Tybalda jednak nie okazało się bezowocne. Nie poszło im gładko z tymi odpowiedziami ale chyba na tyle dobrze by jako neofitom Ambrozjusz wybaczył im pewne pomyłki i dukania.

Rita zacięła się na pytaniu o przekłamańcach. Za cholerę z tych nerwów nie mogła sobie przypomnieć kim ci sekciarze nazywali przekłamańców? To pytanie prawie ją pogrzebało. A może nie. Ale na minie Ambrozjusza zaczął wychodzić mars gdy prawie w ostatniej chwili przypomniała sobie, że chodzi o mutanty. Tak sekciarze mówili na odmieńców. To już dalej poszło łatwiej oczywiście, że nie można było zostawić przekłamańców gdyż azaliż są oni pełni wciórności! No i brat wówczas pokiwał głową z zadowoleniem.

James wciąż obolały od nafaszerowania brzucha ołowiem nie był w pełni swoich sił i w ogóle formie. Trudno mu było się skupić i coś wyłowić z tego bełkotu. Ale jemu na szczęście dla niego trafiły łatwiejsze pytania niż Ricie. Bo to, że Eliasz był trzy razy wyganiany ze sprawiedliwej ziemi nim brzemienna mowa przemówiła do ciemnego ludy to Tybald tłumaczył wczoraj na samym początku i nawet mówił, że często to pytanie jest zadawane neofitom.

Niestety Ambrozjusz nie oszczędził też Roxy. Ta nie była wczoraj na treningu z egzogenezy i jedynie podłapała tyle co jej dziś na stołówce i po drodze przekazali James i Rita. Ale miała taki fart, że chociaż nie bardzo wiedziała co powiedzieć na to o co ją Ambrozjusz pytał to chociaż uratowała się symbolicznym pytaniem o imię prawowitego dziedzica dziedzictwa Eliasza. Chodziło oczywiście o Amosa który stał na szczycie sekciarskiej hierarchii. No i ten wstęp chyba wystarczył aby zapewnić im dalszy pobyt w tym przybytku prawdziwej egzogenezy wyznawców Rebisu.

- Tak, to teraz chodźcie za mną. Pokażę wam wasze pokoje. - niespodziewanie Ambrozjusz oedzwał się całkiem ludzkim językiem. Wstał i poprowadził ich na górne piętro. Tu widocznie były pokoje sióstr i braci.

- To ty będziesz tutaj. Bracia są teraz na dole ale tamto łóżko jest wolne. Zostaw swoje rzeczy i włóż to. I zdejmij kapelusz. Prawdziwy elianin nie chodzi ubrany jak jakiś sodomita. - Ambrozjusz pouczył nowego adepta prawdziwej wiary otwierając drzwi do pokoju z czterema łóżkami z czego jedno było bez pościeli. A sodomitami kultyści nazywali wszystkich innych grzesznych i niegodnych. Czyli większość populacji poza sektą. Ale po obiedzie będzie czas by pobrać nową pościel. Za to od ręki dostał te habitopodobne, prawie białe ubranie w jakie miał się przebrać jak każdy dobry elianin.

- O. Siostro Samantho. Przywitaj się z nowymi dyskursami. To jest siostra Samantha będziecie razem mieszkać. - starszy brat powiedział im mniej więcej to samo co korytarz wcześniej James’owi. Też dostały habity do przebrania się i pokój też wyglądał podobnie jak ten u braci w wierze. Tyle, że tu była jakaś młoda dziewczyna o spokojnej twarzy. Posłusznie przyjęła polecenia od ojca przełożonego i niejako przejęła obie nowe siostry w opiekę.

- Cześć. Jestem Samantha. Te dwa łóżka są wolne. - gospodyni siedziała na swoim łóżku nad jakimiś brulionami jak weszły ale teraz wstała i przywitała się z nowymi. Pokazała na tą wolną połowę łóżek jakie mogły sobie wybrać. Też była ubrana habit i sandały jak i reszta bractwa.

- Jak się nazywacie? - zapytała z nieukrywaną ciekawością patrząc to na jedną, to na drugą koleżankę. Jej habit nie miał żadnych ozdób więc jeśli nie była nowicjuszką to nadal musiała stać dość nisko w hierarchii kultu. Dało się też zauważyć dziurę pod sufitem od środka zapchaną jakimiś papierami czy czymś podobnym. Całkiem możliwe, że to ta sama dziura a więc i pokój jaką wczoraj podczas burzy oglądała Rita. Tylko po ciemku i od zewnątrz. Z tego co po drodze na piętro mówił Ambrozjusz to nie mieli zbyt wiele czasu bo niedługo będzie obiad. Potem czas na medytację na oczyszczenie ciała i umysłu. A potem się zacznie uroczystości związane z Dniem Pamiątek po czcigodnym proroku Eliaszu.


_______________________

Mecha 13

wiedza o egzogenezie; Rita: Kostnica 0 suk > remis
wiedza o egzogenezie; James: Kostnica 2 suk > remis
wiedza o egzogenezie; Roxy: Kostnica 2 suk > remis
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 24-01-2021, 19:18   #73
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Przedpołudnie, siedziba Kultu Zaginionego Miasta, Miami Beach, Miami.

Popis dobrej mowy w wykonaniu złodziejki artefaktów zapewnił trójce wstęp. Sekciarz powitał ich i poprosił ich o imiona.
Zowię się Sabatea, czcigodny bracie Ambrozjuszu — odparła gorliwie brunetka.
Ucieszyła się, że na razie szło gładko. Jednak krótko trwała jej radość, ponieważ po przedostaniu się przez otwartą bramę, której wczoraj niedane było jej sforsować, dziwak poprowadził ją i pozostałych do dużej, dość opustoszałej sali, gdzie zaczął wypytywać o religijne brednie. Nie łatwo było się domyślić, że chce ją sprawdzić. Na początku szło jej nieźle, dopiero przy pytaniu o jakichś zasranych „przekłamańców” Ambrozjusz ją zagiął. Przez dłuższy moment nie mogła sobie przypomnieć, kim do cholery mogli być. W końcu jednak, zanim tamten stracił cierpliwość, przypomniał jej się fragment bełkotliwego wykładu Tybalda i wypowiedziała gotową formułkę o mutantach. Trafnie, jak się okazało. Czubek dał jej spokój i zajął się pozostałymi. Ritę martwiło, jak pójdzie Roxy, ponieważ nie była na wykładzie apostaty. Odetchnęła jednak z ulgą gdy obojgu towarzyszy udało się udzielić poprawnych odpowiedzi. To musiało wystarczyć odpytującemu, ponieważ zmienił ton i zaczął prowadzić ich do pokoi członków kultu.

Korzystając z okazji, Rita zapytała Ambrozjusza o proroka Eliasza.
Długo już nie promieniuje pośród dziatwy syjońskim jestestwem? Gdzie poniósł ślady sandałów?
Parę gniazdowań bielika minęło, odkąd ku niebiosom skierował swe wzniosłe golenie. Pierzasty całun objął jego duchomięsną powłokę. I takoż nas, rebisu łaknących, ostawił. Sromotny to czas był, zaiste, sromotny — odparł rozmówca w opasce.
Łowczyni artefaktów więcej już nie pytała, bo ciężko było zrozumieć tę „Dobrą Mowę”. A i nie bardzo wiedziała o co. W każdym razie jeśli Eliasz zniknął dawno temu, to szukanie go w mieście nie miało sensu. Pozostawało mieć nadzieję, że zostawił swoim pomylonym kolegom mapę, dzięki której będzie można odszukać go i jego „Zaginione Miasto”... W międzyczasie Ambrozjusz wyjaśnił, że nie mają zbyt wiele czasu dla siebie przed główną ceremonią, ponieważ niedługo miał być podany obiad. Po nim zaś sekciarze ustalili grupową medytację oczyszczającą ducha i ciało. I dopiero gdy ta dobiegnie końca, zaczną się uroczystości związane z Dniem Pamiątek po czcigodnym proroku Eliaszu. Po tym wyjaśnieniu kultysta wprowadził fałszywych neofitów na górę.


Na górze okazało się, że dla kobiet i mężczyzn wydzielone są odzielne pokoje, więc Rita i felczerka rozstały się z Jamesem. Wewnątrz dormitorium dostały do przebrania sekciarskie habity z prześcieradeł. Przy okazji przedstawiono je Samancie, która wskazała im dwa wolne łóżka, po czym zapytała o imiona.
Jam jest siostra Sabatea. Miło mi cię poznać Samantho — powiedziała uprzejmie ekspertka od zabezpieczeń.
W międzyczasie zaintrygowała ją znajdująca się pod sufitem dziura zapchana bodajże jakąś makulaturą. Najprawdopodobniej będąca otworem, który udało jej się wczoraj odkryć w poszyciu dachu. Gdy Ambrozjusz sobie poszedł, zwróciła się do współlokatorki. Jako że miała do czynienia z kimś niżej, darowała sobie nadużywanie słabo opanowanej Dobrej Mowy.
Siostro Samantho, jesteśmy świeżymi neofitkami tej cudownej religii. Czy mogłabyś nam co nieco powiedzieć o naszym zborze, żeby pomóc nam się trochę oswoić się z tym wszystkim? Chociaż... — przerwała na moment, oglądając ubranie rozmówczyni. — Jak długo ty tu jesteś? Bo sądząc po twojej szacie, to niewiele dłużej niż my. Ale raczej na pewno zdążyłaś się zorientować, jak tu się żyje. Poza tym, jak dotychczas ci się tu podoba?
Jestem dość krótko. Około miesiąca. Do tej pory byłam najmłodsza stażem, więc w pełni rozumiem wasze pytania i obawy. — odparła dość lakonicznie kultystka.
A ilu mamy współwyznawców? Budynek wygląda na duży, więc chyba sporo... Wszyscy będą na Święcie Pamiątek? W ogóle mogłabyś mi powiedzieć, jak wygląda ceremonia? Wybacz, że tak dopytuję, ale pierwszy raz będę brała udział, a słyszałam o niej niewiele, zaledwie kilka zdań od brata Tertuliana.
Na uroczystości będą wszyscy. A ogółem jest nas dość dużo, lecz nie krępujcie się niepotrzebnie tym, że nikogo nie znacie. Zaś podczas samej ceremonii będą rozdawane pamiątki po proroku Eliaszu. Każdy otrzyma możliwość ich dotknięcia, czyli szansę na to, że spłynie na nań natchnienie od arcywielebnego w niebie, dzięki któremu uda się zdradzić przeznaczenie ów artefaktu. Mam nadzieję, że może w tym roku na kogoś spłynie łaska proroka i uda się odnaleźć drogę do Zaginionego Miasta.
Rita kiwając głową wysłuchała odpowiedzi, po czym podziękowała Samancie za pomoc. Zapytała się jeszcze szybko czy ma prawo poruszać się po budynku. Na co tamta udzieliła jej pozytywnej odpowiedzi, przypominając jedynie o zbliżającym się obiedzie. Okularnica odparła na to, że Samantha nie musi się o nic martwić, po czym wyszła z pomieszczenia, uprzednio zostawiwszy cały swój arsenał pod przydzielonym łóżkiem. Chciała się jeszcze rozejrzeć po budowli. Najpierw postanowiła sprawdzić drzwi prowadzące na zewnątrz. Czy były zamykane na zasuwy, czy też na klucze? A jeśli to drugie, to kto mógłby je mieć. Zastanawiała się też, czy starczy jej czasu przed obiadem na zlokalizowanie przechowalni pamiątek oraz zapoznanie się z ogólnym planem budynku. Myślała już o planie B, na wypadek jakby ceremonia nie poszła nie po jej myśli. Interesowało ją również, czy sekta posiada jakichś uzbrojonych ochroniarzy i ile osób mogłaby liczyć ta formacja, o ile w ogóle istniała, bo w jej oczach religioci zdecydowanie nie wyglądali na bojowo nastawionych osobników.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 17:57.
Alex Tyler jest offline  
Stary 29-01-2021, 18:54   #74
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta

- Zaiste wielki to jest dzień, wielki. Jam jest brat Ambrozjusz. A was jak zowią? - zapytał o imiona całej trójki.

No i tyle zostało z tego gadania Rity. Roxy była ciekawa czy złodziejka przewidziała taki scenariusz. No ale cóż… trzeba było spróbować. Bryant poczekała aż Rira się przedstawi, a nie teraz to już Sabatea. Trzeba by to zapamiętać skoro już mieli odgrywać tych świrów. Roxy uśmiechnęła się do Ambrozjusza.

- Mnie czcigodny bracie na imię Emma. - Przedstawiła się z uśmiechem.

A potem to już się zaczęło. Roxy słyszała, że pozostała dwójka przeszła jakieś szkolenie, ale ta cała egzogeneza sprawiała, że coś ją skręcało w żołądku. Czasem ze śmiechu, a czasem z mdłości. Słyszała o tych wszystkich nowowiarach, które rozmnożyły się niczym grzyby po deszczu w tych dziwnych czasach, ale nigdy się nie spodziewała, że przyjdzie jej z jakąś obcować i to tak bezpośrednio. Wsłuchiwała się w wypowiedzi Rity i Jamesa starając się załapać ton ich wypowiedzi, a już przede wszystkim te pokraczne układy i składy zdań. No i szło jej.. Fatalnie!

- To może powiedz mi chociaż siostro kto jest prawowitym dziedzicem dziedzictwa Eliasza?

Roxy z trudem powstrzymała westchnienie ulgi. O tym co nieco napomknęli jej Rita i James.
- No… ten… odkąd ku niebiosom skierował swe wzniosłe golenie Eliasz. Radiację oświecenia zesłał na Amosa… swego dziedzica.


Udało się! Byłam w tym całym pokoju z Ritą i jakąś wyznawczynią. Z zaciekawieniem rozejrzała się po pomieszczeniu, które nieco przypominało jej obskurną szpitalną salę. No ale… teraz trzeba było co nieco poodgrywać.

- Cześć. Ja jestem Emma. - Roxy z zaciekawieniem zerknęła na bruliony, które miała na kolanach Samantha nim weszły. Gdy Rita zagaiła rozmowę podeszła do jednego z łóżek i podniosła habit. Przysłuchując się rozmowie, zabrała się za przebieranie. Spacer nie brzmiał źle. Informacje, które zebrała o tym dziwnym kulcie były dosyć szczątkowe, a tak będzie miała okazję by się zapoznać z tym jak tu życie wygląda. Założyła habit czując się nieco jak w fartuchu lekarskim. Chciała już coś powiedzieć, ale zająknęła się gdy Rita wyszła. To… została sama. Uśmiechnęła się nieco niepewnie do dziewczyny.

- Wybacz… Sabatea trochę lepiej się w tym wszystkim orientuje, ja… jestem świeża.. No w sensie. Bardzo chciałabym się nauczyć. - wskazała na notatki, które trzymała Samantha nim weszły do pokoju z Ritą. - Czy miałabyś chwilę by pokazać mi to miejsce i nieco opowiedzieć o Dobrej Mowie i Egzogenezie?

- Oczywiście. Daj mi tylko chwilkę.


Roxy zaczekała aż Samantha zbierze swoje notatki i wspólnie wyszły z pokoju.

- Czym są te pamiątki? To musi być wielki dar. - Bryant spróbowała zrobić uduchowioną minę.

- Różne rzeczy. - Samantha zawahała się. Widać było, że sama nie jest pewna co też mogą dostać na tej całej ceremonii. - To pamiątki jakie prorok Eliasz przyniósł z Zaginionego Miasta. Wierzymy, że to klucz do rozszyfrowania prawdziwej mapy jaka prowadzi do tego miasta.

- Tak… oczywiście. Czy ktoś wyprawiał się już by je odnaleźć?
- Roxy spojrzała na towarzyszkę z zainteresowaniem gdy szły korytarzem.

- Tak. - Samantha przytaknęła szybko. - I nikt nie wrócił.

Bryant przytaknęła ruchem głowy. Była bardzo ciekawa tych pamiątek. Na razie nie wyobrażała sobie by coś innego niż mapa, mogło wskazać drogę. Teraz jednak skupiła się na zadawaniu pytań dotyczących samego miejsca kultu, wyglądu ceremonii i Dobrej Mowy. Musiała przyznać, że tu wyszła na wierzch jej ciekawość, bo wielce ją interesowało jak też działała ta społeczność. Czy zdarzało się, że niewierni włamywali się na korty? Czy wychodzą czasem na zewnątrz? Roxy pytała z zainteresowaniem wsłuchując się w odpowiedzi swojej towarzyszki.
 
Aiko jest offline  
Stary 30-01-2021, 09:55   #75
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Rita była bezbłędna. Sabatea. Przepięknie, myślał kurier i wyszczerzył się do zasrańca, który ich odpytywał. W sumie nawet jej to pasowało, czego na głos już nie powiedział, bo musiałby się roześmiać.
- Jam jest Gideon sprawiedliwy bracie - przedstawił się, puentując w ten sposób zadane przez wariata pytanie. Szczęśliwie dostał bardzo proste. james dziwił się, czemu ten psychol nie zapytał ich o broń, i ranę postrzałową od której czasem twarz kuriera przecinał spazm bólu. Być może mieli to gdzieś, bo cała ich grupa była u nich nowa. Albo też byli czubami do których strzelano całkiem regularnie i wzięli i się przyzwyczaili.
Oba powody wyglądały bardzo słabo, bo potencjalnie fundowały im całkiem niezłych problemów.

- Azaliż nasz prorok zabronił koedukacynych dormitoriów? Nie zgłębiamy egzogenezy wraz z naszymi sprawiedliwymi siostrami bracie? Pewnie aby jakieś wciórności nie sprowadzały nas na drogę sodomii?- James miał nadzieję, że ironia w jego głosie nie była aż tak wyczuwalna, choć braciszek najpewniej nieco obruszony zostawił go w tym pomieszczeniu, przypominającym raczej blok więzienny, niż sypialnię.
Ale nie można było narzekać. Prycza była. Ściany były. Okna były. Nawet dali materac, więc było to znacznie lepsze od nocowaniu w jakimś namiocie.
“Surwensyn” pomyślał, kiedy porąbany klecha kazał mu zostawić kapelusz. Ale zacisnął zęby i go zdjął. Przebrał się nawet w łachy kultu, niedopasowane i nieforemne jak każdy kostium czubka.
“Tylko związać rękawy. Z tyłu” skwitował w myślach i pierwsze co zrobił, to zrzucił materace na wolne, jęczące od starości łóżko. Sprężyny, nieco zardzewiałe jednak wytrzymały cieżar materaca. O dziwo potem Jamesa, choć wiedział, że będzie musiał spać w jednej pozycji, bo przy każdym poruszeniu zdezelowany mebel wydawał dźwięki. Podobne, kiedy Jeep miał awarię sprzęgła. Albo kiedy blacha błotnika się zadarła i tarła o przednią oponę.

Zero broni. Po moim trupie, myślał, ale zostawił strzelbię i swoje rzeczy pod łóżkiem, ale pod tą dziwną szatą zostawił jednak nóż tego meksykańca, a jego giwerę, zabezpieczoną wsadził w pasek spodni. Co prawda mogło nieco potrwać, aby w czasie jakiejś draki się do tego wszystkiego dogrzebał, bo jego “powłóczysta” szata skutecznie krępowała dostęp do paska i czegokolwiek co miał. Na przykład kieszeni spodni i fajek.

Potem zaś, spokojnie, nie spiesząc się wyciągnął się na skrzypiącym łóżku, przykrył twarz kapeluszem i się zdrzemnął. Co prawda planował zrobić mały rekonesans i sprawdzić, gdzie jest stołówka, ale stwierdził, że najpewniej wieczorem nawiedzą go jego nowi, porąbani koledzy i trzeba będzie robić z siebie idiotę. A do kuchni i jadalni zawsze może trafić po zapachu jedzenia, idąc za głosem swojego głodnego żołądka.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 30-01-2021, 19:30   #76
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 14 - 2051.03.05; nd; popołudnie

Czas: 2051.03.05; nd; popołudnie
Miejsce: Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta
Warunki: sala gimnastyczna, jasno, cisza na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, łag.wiatr, ciepło


Rita



Dał się słyszeć potrójny gong. Z tego co mówił Ambrozjusz i zresztą Samantha też to ten potójny gong miał oznaczać wezwanie na medytację. Dopiero co skończył się obiad. Głównie ryby i owoce. Świeże i całkiem smaczne. A, że był wyjątkowy dzień to i jakaś sałatka się trafiła i kurczak, zupa no człowiek raczej nie wychodził głodny z takiego obiadu. Chociaż z tego co mówiła Sammy to raczej wyjątek a nie norma. Zwykle były tylko owoce i ryby, trochę placków w roli pieczywa. Więc raczej żywot i dieta kultysty pomagał zachować szczupłą sylwetkę jak sobie pozwoliła zażartować. Rzeczywiście coś grubasów tu nie było zbyt wielu.

Samantha jako nowicjuszka o nieco tylko dłuższym stażu siedziała przy obiedzie razem z nimi. Do tego dwóch braci. Z czego jeden jakiś głupkowaty o mentalności niezbyt rozwiniętego dziecka. Drugi zaś korzystał z okazji by najeść się jak najwięcej i nie zdradzał zainteresowania nowymi. Z całej trójki więc Samantha wydawała się najnormalniejsza i najbardziej przyjazna.

Z wycieczkami jakie przed obiadem urządziła sobie Rita wyszło dwojako. Z jednej strony właściwie tak jak zapewniali ją i Ambrozjusz i potem Samantha nie było kłopotów z wycieczkami. Po budynku czy na zewnątrz. Tylko jakby chciała wyjść poza korty no to trzeba było komuś powiedzieć, najlepiej Ambrozjuszowi bo on się zwykle zajmował nowymi. Chociaż Sammy nie bardzo widziała chyba sens wycieczek poza korty skoro niedługo miał się zacząć obiad. I rzeczywiście się zaczął.

Więc pod względem swobody wycieczek raczej nie było tak źle. To nie było więzienie ani fort, zwłaszcza jak większość drzwi była otwarta lub zamknięta tylko na klamkę. Natomiast wszelkie myszkowanie utrudniały dwie rzeczy. To, że był środek dnia więc wszędzie ktoś się kręcił i to, że była nowa więc każdy zwracał na nią uwagę. A nawet zatrzymywał, pytał kim jest, jak się nazywa i tak dalej. W większości wypadków raczej tak ze zwykłej ciekawości. Może w kilku wypadkach bracia z sekty wydawali się zaciekawieni Sabteą nie tylko jako nową koleżanką w ich grupie ale też tak chyba nawet nieco bardziej prywatnie. To wszystko nie było jakieś szczególnie trudne ale zbiorczo było upierdliwe i mocno krzyżowało plany myszkowania po obiekcie. Zwłaszcza, że na ograniczonej przestrzeni chyba już się rozniosło, że przyszli jacyś nowi.

Niemniej udało jej się obejrzeć te frontowe drzwi. Solidne. Powinny sporo wytrzymać w razie siłowego forsowania. Miały zamek na klucz ale oczywiście bez klucza. Z tym jeszcze mogła sobie poradzić jak choćby ostatniej nocy. Ale niestety drzwi miały też solidną sztabę w poprzek. No nawet jakby otworzyć zamek to drzwi dalej były blokowane przez tą sztabę. I z zewnątrz właściwie nie dało się jej ruszyć bo nie było do niej dostępu. Jak była założona to można ją było zdjąć tylko od wewnątrz.

Za to nie spotkała żadnego ochroniarza. Albo w ogóle kogoś z bronią. Z drugiej strony kto wie co kto miał pod tymi prześcieradłami. Nóż czy pistolet pewnie bez kłopotu można by tam ukryć. Ale pewnie sięganie pod coś pod tym habitem nie byłoby ani szybkie ani proste. Chociaż społeczność wydawała się dość pacyfistyczna i raczej niezbyt chętnie sięgająca po przemoc. Chociaż kto wie? Tybald wczoraj wspominał coś o wojnie religijnej gdy po śmierci Eliasza nastąpił rozłam i bracia solidnie wzięli się za łby i habity. Leciały zęby, w ruch poszły pięści, księgi i sandały. Ale dzisiaj jakoś nikogo nie widziała co by się zachowywał agresywnie w stosunku do niej czy w ogóle do kogoś.

Podczas wędrówki po budynku znalazła jakieś drzwi tu i tam gdzie albo ktoś akurat stał, albo do niej zagadał, albo były zamknięte a nie miała okazji sprawdzić co tam jest. Czy jakieś biura, gabinety, magazyny czy zwykłe pokoje mieszkalne. No a już wezwano na obiad no i w sali jadalnej, tej samej gdzie niedawno przyjął ich i rozmawiał brat Ambrozjusz podano obiad. W samą porę bo od śniadania serwowanego przez Jenny zdążyła już zgłodnieć. Na obiedzie jakoś mimochodem zorientowała się, że sylwetka brata Gideona za jakiego podawał się James zarabia sporo krzywych spojrzeń i uwag. I coś mogło w tym być, James niezbyt się starał o bycie wzorowym elianinem albo chociaż porządnym neofitą. Na razie nikt nic nie mówił ani nie reagował na głos no ale…



Roxy



Samantha całkiem chętnie zgodziła się pospacerować na zewnątrz. Zaprowadziła blondynkę do całkiem spokojnego miejsca. Przewrócony pień palmy nieźle sprawdzał się w roli ławki a rosnące palmy dawały przyjemny cień. Sammy jak pozwoliła do siebie mówić okazała się całkiem miła i sympatyczna. Przede wszystkim nie używała dobrej mowy więc z miejsca rozmawiało się z nią bardziej naturalnie niż w tym dziwnym slangu jaki wypracowała sobie sekta.

Też była nowa i uczyła się tych wszystkich zasad i dobrej mowy. Jednak wiedziała już na tyle, że mogła pomóc jeszcze świeższej koleżance w zdobywaniu tej wiedzy. Częściowo mówiła podobne rzeczy jak lekarka zdążyła z rana usłyszeć od Rity ale teraz była okazja by o coś się dopytać czy pogadać. Nowa koleżanka zabrała z pokoju swoje bruliony w których jak się okazało zapisywała sobie różne notatki o egzogenezie, Rebisie, Eliaszu no i tej całej teologii sekty. Całkiem sympatycznie się rozmawiało z życzliwą brunetką no ale gong wezwał je w końcu do głównego budynku na obiad.

Przy okazji z rozmowy wyszło, że Sammy jest tutejsza z miasta. I wstąpienie do sekty uznała za bezpieczniejszą perspektywę niż wstąpienie do jakiejś bandy czy gangu. Wyznawcy Rebisu i Zaginionego Miasta wydawali się nie używać przemocy. Warunki bytowe nie były najgorsze, własne łóżko pod własnym dachem, trzy posiłki dziennie, skromne ale jednak pozwalały przegnać głód. I w miarę bezpieczna kryjówka.

- Wcześniej lubiłam tańczyć i chodzić na plażę. Słyszysz? Festyn. Zabawa. No ale my mamy dzień pamiątek. - brunetka uniosła głowę i nasłuchiwała chwilę. Rzeczywiście gdzieś od strony miasta dochodziło echo muzyki i zabawy. Ale tutaj było cicho i spokojnie. Samantha mówiła to tak jakby wolała być tam a nie tu. No ale co zrobić? Takie były nakazy grupy do jakiej się przyłączyła. Wszędzie były jakieś nakazy prawda?

Przy okazji też jak spotykały innych członków grupy to Samantha pełniła rolę gospodyni. Przedstawiała Emmę innym a tych innych Emmie. Co jakoś pomagało płynniej wejść do tej grupy, zwłaszcza jak prezentacji dokonywała tak życzliwa osoba jak Sammy. A Emmie tłumaczyła co jest co. Tam są schody na górę do pokojów mieszkalnych a tu jest składzik na szczotki czyli sprzęt do czyszczenia podwórka. To właśnie część doli nowicjusza jednak dzisiaj był wyjątkowy dzień więc jak posprzątali rano po śniadaniu to był już z tym spokój.

I tak we dwie wróciły do jadalni na ten obiad gdzie koniec końców znalazła się też Rita i James oraz dwóch tubylców jacy wedle słów Samanthy byli trochę dłużej od niej ale wciąż uważano ich za akolitów dlatego siedzieli razem. Przy okazji Samantha przywitała się z Gideonem bo wcześniej nie miała okazji i przedstawiła dwójkę nowych dla nich braci. Dało się zresztą poznać, że wiele głów odwraca się ku nim z zainteresowaniem. Jak to zwykle było gdy do jakiejś grupy dochodził ktoś nowy. No może poza Gideonem właśnie. Czy jak gdy stali w kolejce czy jak wracali do stołów coś jego bezpośredni i drwiący sposób bycia wydawał się drażnić wiele spojrzeń. Albo co u niektórych nawet wzbudzać podejrzenia. Ale na razie jakoś obeszło się od bezpośrednich uwag. A potem obiad, całkiem smaczny i sycący się skończył. I z tego co mówiła Samantha zaraz miała się zacząć medytacja przed okazaniem pamiątek. Jak to wyglądało tego dziewczyna nie wiedziała bo święto było raz do roku a ona była może 4 czy 5 tydzień. Znała to więc tylko z opowiadań starszych kolegów. Była więc ciekawa a nawet podekscytowana co to mogą być za pamiątki. A te miał pokazać mistrz Amos już po tej obowiązkowej medytacji.



James



- Zaprawdę powiadam ci bracie, że brzemienny będzie twój pobyt tutaj jeśli będziesz chował w sercu i umyśle takie wciórności. - Ambrozjusz nim odszedł chyba nie zrozumiał żarciku Detroitczyka albo zrozumiał ale mu się nie spodobał. W każdym razie odpowiedział jak najbardziej poważnie nim odszedł. Ale dzięki temu James, znaczy teraz brat Gideon, miał pokój i łóżko dla siebie. Nawet całkiem przyjemnie się na nim zległo. A i pora dnia była w sam raz na sjestę. Gdzieś tam za oknem docierał do niego wytłumiony ale wciąż słyszalny pomruk zabawy i muzyki. Festyn. No tam gdzieś za murami był festyn. I tak do tego pogłosu jakoś zasnął.

---


- Witaj bracie. Azaliż miło nam powitać nowego dyskursa. Ależ zbudź się albowiem czas na posiłek się zbliża. - jakoś w tym stylu obudziło go lekkie potrząchnięcie za ramię. Przy jego łóżku stał jakiś kolega w podobnym habicie z prześcieradła jak on. A nieco dalej dwóch innych. Pewnie jego współlokatorzy których do tej pory nie było w pokoju. Wydawali się w kwiecie wieku ale więcej przez te luźne i obszerne szaty ciężko było coś więcej powiedzieć. Poza tym, że chodzili obuci w zwykłe sandały.

- To prawda. Czas na nas. - dopowiedział drugi potwierdzając słowa kolegi. I tak we czterech zeszli na dół. Przy okazji nowi koledzy nawet wspomnieli o nowych niewiastach jakie widocznie już musieli spotkać albo chociaż widzieć i chyba zrobiły na nich dobre wrażenie. W takim całkiem normalnym sensie w jakim zwykle atrakcyjna kobieta może zrobić wrażenie na mężczyźnie. Ale jednak w wykonaniu dobrej mowy to jak tak James słuchał o niewiastach, bezliku, cknieniu, wciórnościach i brzemienności to nie bardzo mógł się połapać co jest co. Sam ton i temat rozmowy wydawał się naturalny i intencje czytelne ale wykonanie brzmiało obco i dziwnie. Nie do końca był pewny o czym ci trzej tak sobie pytlują jak schodzili po schodach a potem szli korytarzem. Dopiero na tej sali jadalnej jakby sobie przypomnieli o obecności neofity który nie był atrakcyjną neofitką.

- Aha a neofici siadają tam. - ten co go obudził wskazał mu na jeden z pustych jeszcze stołów. Dało się wyczuć lekki ton wyższości starszego stażem i stopniem kolegi. Taki co oznaczał, że on już przestał być neofitą i teraz może zasiadać gdzie indziej a brat Gideon dopiero otwiera sobie ten rozdział. Chociaż jak już odstał swoje i szedł do tego stołu to i tak już widział jak siedzi tam jakichś dwóch oraz obie jego koleżanki. No i jakaś trzecia między nimi jakiej nie znał. Nawet żadna brzydula z twarzy o całkiem sympatycznym uśmiechu i jak się potem okazało życzliwa dla nowych.

Obiad okazał się całkiem syty i smaczny. Jeśli w stołówce naprawdę zebrał się cały zbór albo chociaż znaczna większość to mogło ich być ze trzy, może cztery dziesiątki. Pół setki to chyba nie. W Detroit to byłby całkiem spory gang. Taki co mógłby rządzić całą ulicą, enklawą czy kwartałem. Mieliby pewnie skórzane kurtki albo garnitury, spluwy i łomy. No i fury. A ci tutaj? No nie wiadomo co tam mieli pod szatami ale pierwsze wrażenie było takie, że chyba by nie zrobili kariery w Det. Przynajmniej w polityce dziel i rządź. Chyba, że byli jakimiś szaleńcami co po pstryknięciu odpowiedniego pstryczka w głowie zmieniali się w jakichś berserkerów czy co. Takie historie o pozornej normalności skrywającej mroczny sekret też krążyły. I morał był taki, że zwykle ofiary dowiadywały się gdy były krojone do gotującego się gara, sprzedawane w niewolę czy zakopywane do płytkiego grobu. Problem w tym, że był tutaj zbyt krótko by to sprawdzić. A mimo wszystko to były tylko historie z pustkowi. Ci tutaj wydawali się raczej nieszkodliwi. Przynajmniej jak na razie. Ale czy mu się wydawało czy z parę razy wyłapał jakieś krzywe spojrzenia? Ale może mu się wydawało? W końcu siedział obok dziewczyn i tych dwóch. Może to chodziło o kogoś z nich?

- Siostro Samantho. Po obiedzie weź wskaż drogę światłości naszym nowym dyskursom i azaliż nie zważając na przygody spraw by prezentowali się godnie na dzisiejszej uroczystości. - jak jeszcze kończyli obiad podszedł do nich Ambrozjusz i zwrócił się do Samanthy. Ta skinęła posłusznie głową, tak samo jak wówczas gdy przyprowadził dwie nowe do jej pokoju. A gdy odszedł przetłumaczyła nowym na bardziej zrozumiały język.

- No tak, bo dzisiaj jest święto. Trzeba ubrać odświętną szatę. Mamy kilka zapasowych to powinno udać się coś wam znaleźć. - powiedziała pogodnie zgadzając się na rolę przewodniczki. Był w sam raz czas aby się przebrać w tą uroczystą szatę i udać na salę gimnastyczną gdzie miała być ta medytacja no a potem samo rozdawanie pamiątek.



Wszyscy



Sala gimnastyczna w jakiej odbywała się ceremonia chyba tak jak niedawno na obiedzie tak i teraz zebrała się większość sekty albo i wszyscy. Tak na oko. Wszyscy byli w tych odświętnych szatach. Czyli w czymś w rodzaju tuniki obwiązanej sznurkiem w pasie. Przez co klamka czy nóż wetknięte za pas mogły już odznaczaćsię charakterystycznym kształtem bo tunika nie była tak obszerna jak szaty w jakich kultyści chodzili na co dzień. Była za to zaskakująco biała i czysta. A z pomocą Sammy trójka neofitów też mogła przystroić się tak jak inni.

Ich przewodniczka pomogła im zająć odpowiednie miejsca. Bo jak się okazało każdy kultysta miał dość dokładnie przydzielone miejsce. Na przeciwległym krańcu siedzieli ci z opaskami na głowach i w ogóle najzacniejsi w hierarchii. No a neofici siedzieli naprzeciwko tej osi hierarchii. Każdy siedział obok siebie na swojej ławeczce a za plecami miał własną szafkę. Zwykłą szafkę sportową jaką pewnie przywleczono gdzieś z jakichś szatni czy czegoś podobnego. Najpierw była z godziną modłów i medytacji z prośbą o natchnienie zesłane przez samego proroka Zaginionego Miasta. Przez ten czas sala gimnastyczna przypominała modły w jakiejś świątyni. Ale wreszcie ten czas się skończył i dało się wyczuć poruszenie. Coś tam skrzypnęło i otwarły się jakieś drzwi które dotąd były zamknięte. Przez nie wjechało chyba szpitalne łóżko. Tak można było sądzić po kształcie i po kółkach na jakich jechało. Zwłaszcza, że było prowadzone przez doktora. Znaczy mężczyznę w białej tunice jaka z daleka nawet była trochę podobna do lekarskiego fartucha a do tego miał chirurgiczną maseczkę na twarzy.

~ To on, to mistrz Amos. ~ szepnęła neofitom Samantha. I trochę zbladła bo w miarę jak dystans do guru sekty się skracał i widać było coraz więcej detali to wyglądało jakby wiózł coś przykryte prześcieradłem. Sammy się tego chyba nie spodziewała bo nerwowo oblizała wargi. W końcu zwykle na takich łóżkach, pod takimi prześcieradłami przewożono trupy. Ale widzieli to łóżko od przodu bo Amos pchał je w stronę całej sekty.

Dla neofitów to nawet mogło być łatwiej jak byli na samym końcu tej kolejki. Bo przy okazji mogli popatrzeć co się dzieje i co kto robi. Ostatecznie pod tym prześcieradłem chyba raczej jednak nie było żadnego trupa. Bo szef sekty zatrzymywał się na środku sali i po kolei wzywał wyznawców do siebie. Ci uroczyście wstawali, podchodzili po czym z namaszczeniem oglądali sufit przy okazji wsuwając dłoń pod prześcieradło aby wylosować jakiś fant. Gdy to taki zrobił oglądał tą rzecz po czym głośno obwieszczał wszystkim co to jego zdaniem jest i jaka to może być wskazówka do rozszyfrowania Prawdziwej Mapy. Jaka wskaże wiernym drogę do tego rajskiego Rebisu.

Jednym z pierwszych a więc najważniejszych był brat Ambrozjusz. Trafiła mu się noga. Pewnie sztuczna jak od jakiegoś manekina albo podobna. Ze swojego miejsca neofici nie widzieli jej zbyt dokładnie. Ale za to widzieli jak Ambrozjusz ją uważnie studiuje po czym obwieszcza co mu podpowiada mądrość prawego elianina i duch jedynego prawdziwego proroka.

- Azaliż zaprawdę powiadam wam bracia i siostry! To oczywiste i brzemienne w skutkach! Nasz miłościwy prorok udał się do Rebisu a jako istota doskonała nie potrzebował obu nóg więc odrzucił zbędny balast! Ale zostawił nam ją ku przestrodze! Albowiem na drodze do Rebisu czyha wiele niebezpieczeństw i drabi! I wybrańcowi pisane jest stracić nogę! Ale nie martwcie się! Właśnie dlatego nasz genialny prorok zostawił nam tą oto wspaniałą i jakże użyteczną nogę! Gdy wybraniec straci własną, ta tutaj mu ją zastąpi i tak dotrze do naszego ukochanego Rebisu! - Ambrozjusz miał gadane i prawił swoje objawienie jak prawdziwy kaznodzieja. Dostał owacje od współbraci i brawa i okrzyki zapału dla jego mądrości. Tylko mężczyzna w masce chirurgicznej zachował spokój. Pokiwał głową i zapisywał słowa mądrości. Jak się potem okazywało zapisywał słowa każdego proroctwa licząc, że przez nie przemówi ich duchowy ojciec i przewodnik wskazując drogę do Rebisu.

Ale nie wszystko szło tak pięknie i gładko. Na przykład brat Filister, już w dość poważnym wieku i jego księżycowy dysk. Wyciągnął jakiś błyszczący krążek ale znów noefici nie do końca widzieli co to właściwie jest. Za to Filister wiedział całkiem dokładnie. To był księżycowy dysk! Gdy ich mistrza w drodze do Zaginionego Miasta otoczyli drabi to ten pomodlił się o cud. Chmury przejaśniły się i w jeziorze ukazało się odbicie Księżyca. Wówczas czcigony Eliasz chwycił ten dysk, rzucił i dysk jednym ruchem pozabijał wszystkich drabi. Niestety tylko prorok umiał rzucać tym księżycowym dyskiem i może jego wybraniec który nadejdzie by poprowadzić wiernych do Rebisu. Wszystko brzmiało składnie i pięknie, przynajmniej w uszach wyznawców do czasu gdy brat Filister w zapale wiary nie zademonstrował rzutu tym artefaktem proroka. Ku osłupieniu wszystkich dysk świsnął w powietrzu i to z takim impetem no i odrobiną pecha, że roztrzaskał się o szafki w drobny mak. Przez jakieś uderzenie serca cała sala zamarła. Wszystkich zamurowało.

- Ty zdrajco! Heretyku! Bluźnierco! Zaprzańcu! Sodomito! - Amos gdy chyba dotarło do niego co się właśnie stało zdzielił na odlew brata Filistera. A zaraz spadł na niego gniew współwyznawców. Oberwał kuksańce, kułaki i kopniaki nim w hańbie przegnano go precz za takie zniszczenie pamiątki po ich ukochanym proroku. A resztki pamiątki upadły niedaleko ławki neofitów. Na oko to chyba to był jakiś dysk DVD czy coś podobnego. Teraz połamany po tym niefortunnym zderzeniu z szafką. Ale gdy winowajca zniknął z sali i widoku to mistrzowi znów udało się zaprowadzić porządek.

Znów kolejni wyznawcy podchodzili do łóżka zakrytego prześcieradłem, zadzierali głowę w stronę sufitu i sięgali pod prześcieradło. A potem mniej lub bardziej udanie tłumaczyli co natchnienie proroka mówi im na temat tej pamiątki jaką zostawił swoim dzieciom. A Amos to wszystko skrupulatnie zapisywał w swoim notesie. W końcu przyszła kolei i na neofitów. Po kolei wstawali, podchodzili do tego łóżka przykrytego prześcieradłem i jak poprzednicy musieli coś wylosować z tej już znacznie uszczuplonej puli i powiedzieć co im podpowiada duch prawdziwego elianina.

---


Losowanie artefaktu 1k20:

01 - 05 czarno białe zdjęcie
06 - 10 licznik Geigera
11 - 15 tabletki z żółwiem
16 - 20 biblia
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 01-02-2021, 22:16   #77
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Po południu, siedziba Kultu Zaginionego Miasta, Miami Beach, Miami.

Poruszanie się po terytorium sekty okazało się wręcz bezproblemowe dla neofitki „Sabatei”. W zasadzie mogła wejść do każdego miejsca, bo prawie wszędzie witały ją otwarte drzwi. A jeśli nawet któreś z nich były zamknięte, to nie na klucz. Z kolei jak już ktoś zwracał na nią uwagę, to raczej z racji tego, że była nową twarzą w zborze, albo po prostu interesowała go w bardziej „przyziemny” sposób. Widocznie w tej sekcie celibat nie obowiązywał, choć oddzielne dormitoria dla każdej z płci musiały nieco przeszkadzać...

Po jakimś czasie eksplorowania siedziby elianinów złodziejka artefaktów zaczęła nawet podejrzewać, że są oni zbyt głupi lub beztroscy, by troszczyć się o swoje dobra i tajemnice. Tym, co zapewniało klaunom namiastkę prywatności i bezpieczeństwa, była ich liczebność i wścibskość. Niestety, mimo pozornie sprzyjających okoliczności ograniczony czas i częste nagabywanie nie pozwoliły jej dotrzeć wszędzie, gdzie by chciała. Natrętni pomyleńcy stanowili niemożliwą do ominięcia przeszkodę, a każdemu starała się poświęcić nieco uwagi, aby nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń. Do tego czasami durnie blokowali przejścia, co w połączeniu z nieubłaganie płynącym czasem i rozmiarem obiektu sprawiło, że pozostało jej kilka zamkniętych wejść, których nie zdążyła sprawdzić. Finalnie jedyną użyteczną informacją, jaką zdobyła, było to, że drzwi wejściowe zamykane są od wewnątrz na zasuwę. Zatem jedynym sensownym wejściem z zewnątrz była dziura w dachu, prowadząca do sypialni neofitek.

Idąc na obiad, brunetka rozmyślała nad osobliwym faktem, że nie spotkała jeszcze żadnego czubkowego ochroniarza. W ogóle kogoś uzbrojonego. Potencjalnie obszerne szaty z prześcieradła mogły dobrze skryć broń palną krótką albo białą. Na przekór temu zdawało się świadczyć to, że społeczność elianinów wydawała się nader pacyfistyczna i stateczna. Aczkolwiek przypomniało się jej, jak poprzedniego dnia Tybald wspominał coś o wewnętrznej wojnie religijnej w wydaniu tych świrów. Miała nastąpić w wyniku schizmy po śmierci Eliasza, wtedy to bracia wbrew duchowi ekumenizmu wymienili między sobą teistyczne uwagi za pomocą pięści. Po skonfrontowaniu jej z rzeczywistością specjalistkę od zabezpieczeń trochę dziwiła ta relacja, jak dotąd nie widziała nikogo, kto by się zachowywał w najmniejszym stopniu agresywnie. Z drugiej strony przewędrowała całą Amerykę i wiele widziała, a jeszcze więcej słyszała, dlatego mimo wszystko ciężko było jej uwierzyć w takie zachowanie bez cienia podejrzliwości. Luźno przypuszczała, że ten ostentacyjny spokój kultystów może mieć jakieś drugie dno. Sekciarze czubami byli bez wątpienia, ale czy kryło się za tym coś więcej? W świecie, gdzie nierzadko umierało się za łyk wody lub garść naboi, gdzie para niepozornych staruszków mogła trzymać w piwnicy ludzi na ubój, a matki sprzedawały własne dzieci i nawet dobrotliwi kapłani otwarcie nosili nabitą broń, pozorna normalność wydawała się bardzo nienormalna, wręcz osobliwa. Czujne spojrzenie szafirowych oczu wychwyciło spod cienia lustrzanek, że frajerom nie trzęsły się ręce, więc na pewno nie byli ludojadami. Ale mogli składać krwawe ofiary swojemu prorokowi, zmuszać do rytualnych samobójstw, handlować członkami własnego kultu i robić wiele innych, pojebanych rzeczy. W każdym razie Rita i tak nie zamierzała się co do tego upewniać i zostawać dłużej. Planowała zatrzymać się na tyle, ile wydawało się jej konieczne, czyli do końca Święta Pamiątek. Poza tym, miała już opracowany plan ucieczki.


Obiad odbywał się w tej same sali jadalnej, gdzie przesłuchiwał ją wcześniej brat Ambrozjusz. Przy stole w jej sąsiedztwie zasiadła „Emma” (Roxie) i Samantha oraz dwóch nieciekawych braciszków, zapamiętywaniem imion których nie zamierzała się kłopotać, więc na szybko określiła ich w myślach jako „głupol” i „żarłok”. Nietrudno domyślić się, dlaczego. Obiad, całkiem niezły i suty, uznała za swego rodzaju błogosławieństwo, ponieważ od śniadania zaserwowanego przez Jenny zdążyła już porządnie zgłodnieć. A była jedną z tych kobiet, która lubi sobie w tym względzie pofolgować, choć sylwetką tego w żaden sposób nie zdradzała. W czasie posilania się łowczyni skarbów mimowolnie zauważyła, że jej towarzyszka, a zwłaszcza ona sama, budzi spore zainteresowanie wśród zgromadzonych szajbusów. Nieco przeciwnie rzecz się miała z Jamesem, vel „Gideonem”, na którego, owszem, też często zerkali, jednak wyłącznie krzywo, wymieniając przy tym jakieś potencjalnie nieprzyjemne uwagi za pomocą szeptu. Dopóki jednak nie mieli zamiaru ich ekskomunikować za jego krnąbrną postawę, to miała to głęboko w dupie. Poza tym, jej uwadze nie umknęło również to, że w stołówce zebrał się chyba cały zbór, albo przynajmniej jego znaczna część. Nie liczyła dokładnie, ale pospiesznie oszacowała liczbę zgromadzonych na trzydzieści do pięćdziesięciu dusz. Postarała się zapamiętać tę liczbę.

Niedługo po tym jak skończyła jeść, dało się słyszeć trzy uderzenia w gong. Co, jak szybko jej wyjaśniono, zwiastowało porę na medytacje.


Pomieszczenie przeznaczone do uroczystości i medytacji stanowiła sporawa sala gimnastyczna. Na miejscu okularnica zauważyła, że wszyscy zgromadzeni przywdziali coś w stylu „odświętnych szat”. Wniosek ten nasuwał się sam, głównie z racji zbliżającej się uroczystości oraz tego, że akurat te ubrania były lepiej wykonane i ozdobione. Po zajęciu ściśle wyznaczonych miejsc, plecami do jakichś szatnianych szafek, rozpoczęła się godzina niezwykle idiotycznych i bełkotliwych modłów oraz medytacji z prośbą o natchnienie, które miał zesłać sam prorok Zaginionego Miasta. A że jednymi z ostatnich rzeczy, jakie można by było rzec o Ricie to, że była cnotliwa, uduchowiona i potrafiła długo usiedzieć w jednym miejscu, dlatego też czas płynął dlań niezwykle wolno, a cała szopka była niezwykle uciążliwa. Udawała jednak zapamiętanie w sakralnych czynnościach, by wyglądać jak inni, choć z trudem powstrzymywała potrzebę wiercenia się w krześle oraz zażenowanie i mdłości wynikające ze słuchania sekciarskich głupot.

W końcu jednak skończyły się jej męczarnie, a jedne z zamkniętych dotychczas drzwi otworzyły się na oścież. Zaraz potem wjechało przez nie... szpitalne łóżko? Prowadzone było przez jakiegoś kolesia z pozoru przypominającego typowego lekarza z przedwojennych gazet i filmów. Samantha wyjaśniła jej i pozostałym towarzyszom, że to jest ten słynny Amos, następca Eliasza. Typek bez wątpienia miał coś na tym łóżku, ale przykryte było prześcieradłem. Biorąc pod uwagę okoliczności ocaleńczyni uznała, że są to pewnie te pamiątki, o które było tyle szumu. Po zatrzymaniu się na środku sali Amos zaczął po kolei wzywać do siebie współwyznawców. Tamci zaś po wywołaniu ceremonialnie wstawali z krzeseł i podchodzili do guru, po czym dostawali jakieś namaszczenie i jopiąc się w sufit wsuwali łapę pod prześcieradło w celu wylosowania jakiegoś fantu. Tak też cyrk religiotów trwał w najlepsze, wszyscy po kolei, jeden po drugim wyciągali jakiś badziew i w sekciarskim uniesieniu głośno proklamowali, co on niby oznacza i w jaki sposób pomoże rozszyfrować prawdziwą mapę prowadzącą do tego mitycznego Rebisu. Dla brunetki wszystkie te „objawienia” były zwykłym stekiem bzdur, który można było o kant dupy potłuc. Z kolei Amos musiał mieć wręcz odwrotnie, bo skrupulatnie notował je wszystkie, co do słowa.

Ceremonia była nudna i strasznie się dłużyła, ale przebiegała bez zakłóceń. Przynajmniej do momentu aż jakiś brat Filister nie wyciągnął „srebrnego krążka”. W podnieceniu wyrzekł on swe proroctwo i cisnął niebacznie przedmiotem, roztrzaskując go o jakąś szafkę. Jako doświadczona hakerka, Rita z trudem powstrzymała wybuch śmiechu, gdy dostrzegła, że ten wielki artefakt kultu to zwykły dysk DVD. Ale nie to było w tym wszystkim najlepsze. Należytym zwieńczeniem szaleńczej głupoty i kuriozalności tej sytuacji okazała się histeryczna reakcja tłuszczy, która zaczęła za przykładem swego duchowego przywódcy okładać w furii „heretyka”, który zniszczył jej cenny relikt. Jednak Tybald miał dzień wcześniej rację. W spokojnych sekciarzach było nieco ikry, pozwoliła sobie skonstatować Rita, śmiejąc się w duchu.

Po widowiskowym i brutalnym przegnaniu nieszczęśnika uroczystość wznowiono. W końcu też przyszła kolei na neofitów. Pierwsza z ekipy pracującej dla Cantano okazała się szafirowooka. Ta z udawaną rewerencją podeszła do prześcieradła i ostrożnie włożyła dłoń pod płachtę. Z początku wymacała, jakieś urządzenie z klawiszami. Coś jakby... telefon? Postanowiła jednak szukać dalej, więc wkrótce trafiła palcami na coś w stylu opakowania po tabletkach. Ono również nie wydało jej się interesujące, biorąc pod uwagę cel poszukiwań. Ponowiła więc szperanie. Na szczęście, zanim zgromadzeni zaczęli się niecierpliwić, trafiła na jakąś grubą księgę. Uznała, że właśnie ten przedmiot najlepiej będzie wyciągnąć. Tom mógł być jakimś altasem albo przynajmniej zawierać zapisane przez sekciarza uwagi i zagadki, ewentualnie pokręconą mapkę, na której mogła być zaznaczona poszukiwana lokacja. Choć „Sabatea” szczerze wątpiła, żeby to było takie proste. Biorąc pod uwagę ekscentryzm sekty, równie dobrze mapą, czy też wskazówką, co do lokalizacji Zaginionego Miasta mogło być coś całkiem absurdalnego, co zupełnie nie przywodziło na myśl standardowej mapy.

W każdym razie po wydobyciu książki spod narzuty okazało się, że dziewczyna trzyma w rękach egzemplarz biblii króla Jakuba. Trochę zużyty i poplamiony, ale kompletny. Po przewertowaniu stron spostrzegła również, że między kartkami wciśnięte jest jakieś zdjęcie, prawdopodobnie używane kiedyś jako zakładka. Nie wyciągając go ze środka, obejrzała je dokładnie. Było ono czarnobiałe i przedstawiało coś, co wyglądało jak schodkowa piramida, wykonana w stylu architektonicznym któregoś z dawnych ludów Mezoameryki. Zdjęcie zrobione było z poziomu gruntu, a centralny obiekt ustawiony był na tle dżungli i pogodnego nieba. Czyżby to było te Zaginione Miasto? Zadumała się przez moment czarnowłosa. Zaraz jednak przypomniało jej się, że bacznie zerka na nią Amos i reszta religijnych popaprańców. Zamknęła więc księgę, nabrała powietrza i zaczęła bełkot.
Zaiste, pozbawion jest wciórności syjoński majestat arcywielebnego w niebie! — podniosła głos i ręce w górę odwracając się ku reszcie — Na ów schronozagrodę spłynęło najznamienitsze światło radiacji oświecenia, iż sandał jego postawił tu drzewiej stopę, ostawiając trzodę tak nielichej dziatwy, niestrudzenie łaknącej egzogenezy! Ja, trzymając ten święty artefakt, czuję się niemożebnie prawdowzmocniona. Hosanna, bracia i siostry. Hosanna! To darowyznaczanie odmieni oblicze ziemi, TEJ sodomskiej ziemi! Ale zaraz! Słyszę... SŁYSZĘ bowiem głos proroka, spływa on na me uszęta niczym kojący balsam, powabem swem we wstydzie pozostawiając nawet śpiew rajskiego ptaka! Niesie się wprost z Zaginionego Miasta. Głosi on, iż stronice tego świętego tomu zawierają istotne wskazówki jak je odnaleźć, jak nas uratować. To krok milowy, tu nirvana homo est! Czas paruzji nadchodzi! A gdy nasz exodus się zakończy Wieża Babel z kłamstw wszetecznych runie, przekłamańcy odzyskają radość człowieczej formy, Sodoma Syjonem się stanie, egzogeneza napełni serca ludzi, a wciórność zaniknie, jak zły sen. TAK, JESTEŚMY URATOWANI! Przemówił, ON PRZEMÓWIŁ! Zaprawdę powiadam wam, mnie wyznaczył na bycie Prorokinią Drogi. Tą, która odszyfruje jego wskazania, zawarte w tej stronicownicy. Tak było, ongiś bowiem spaplał: „Przybędzie dziewczę czyste o włosach jak heban i czterech oczach dwóch szafirem błyszczących, dwóch o mroku obsydianowym, ono was poprowadzi do Ziemi Obiecanej, Rebisem niczym manną was zaspokoi. Ono będzie Prorokiem Drogi!”
Padła na kolana, a następnie przechyliła się do tyłu i rozłożyła ręce na znak krzyża. Jej głos nieco osłabł, ale wyrzekła jeszcze:
Oto słowo naszego Pana. Eliaszowi niech będą dzięki!

Losowanie artefaktu: 19

 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 17:57.
Alex Tyler jest offline  
Stary 05-02-2021, 22:55   #78
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta

Roxy korzystała z okazji by wypytać Sam o wszystko czego nie zdążyła się dowiedzieć przed przybyciem na korty. Musiała też przyznać, że po niedawno zakończonej trasie takie spacerowanie czy gadanie o bzdurach, bo jakieś ciężko jej było inaczej myśleć o Egzogenezie i Dobrej Mowie, było bardzo przyjemną odmianą. Czas w końcu nieco zwolnił, choć Roxy czuła, że nie powinna pozwalać sobie na rozleniwienie.

- Hm.. tańce… - Spojrzała z zaciekawieniem na Samanthę. - Nie chciałabyś kiedyś do tego wrócić? W sensie… Tu nie wolno tańczyć?

Chwilę porozmawiała jeszcze z akolitką nim obie udału się w kierunku jadalni. Nie spodziewała się, że ich obecność będzie przyciągała aż tyle uwagi. Niby mieli teraz to ważne święto noi pewnie nieco kultystów się zjechało, prawda? Nie pozostało jej nic innego jak usiąść i zjeść coś. Podróż nauczyła ją, że trzeba jeść jak jest okazja bo nigdy nie wiadomo kiedy będzie kolejna. Przedstawiła Samanthcie Jamesa jego przybranym na tą okazję imieniem i z zaciekawieniem wypytywała ją o to co już słyszała o święcie pamiątek, by się jakoś na nie psychicznie przygotować.


Cała ceremonia była z początku potwornie… pokraczna. Roxy miała nieco wrażenie jakby to wszystko było jedynie jakimś niezbyt śmiesznym przedstawieniem. Tylko powaga innych uczestników zdradzić mogła, że to co właśnie ma miejsce to nie jest cyrk, a coś w co ci ludzie naprawdę wierzą. Gdy na salę wjechało szpitalne łóżku poczuła jak cała ta atmosfera zaczyna się robić nie tyle karykaturalna co niepokojąca. Znała tego typu meble. Ba! Jeszcze w Teksasie zdarzało się jej z podobnych korzystać, nikt jednak nie uznałby tamtych łóżek za obiekty mogące stanowić podstawę kultu. Zerknęła niepewnie na swych towarzyszy.

No a potem rozpętało się to szaleństwo. Roxy patrzyła z przerażeniem jak pobito Filistera. Chciała pobiec mu na pomoc, osłonic przed tymi ludźmi… wariatami. Zacisnęła jednak dłonie na szacie. Tak mogłaby wszystko popsuć. Wszystkie te przygotowania poszłyby na marne. Oby tylko udało się jej znaleźć tego człowieka i mu pomóc.

Zamieszanie sprawiło, że nawet nie zauważyła gdy nadeszła ich kolej. Na szczęście Rita wyszła pierwsza i odstawiła tą szopkę. Ech… że też ona nie miała takiego gadanego… a raczej… niezbyt jej szło kłamanie. Dłonie lekarki zacisnęły się na szacie tak mocno, że aż pobielały jej knykcie. Starała się sobie poukładać w głowie te wszystkie bzdury, które usłyszała od swoich towarzyszy i Samanthy. Pewnie nie da rady odegrać tego tak… ale moze… co nieco....

Powoli podniosła się i podeszła powoli do łóżka. Spoglądając na sufit sięgnęła pod pościel czując przerażenie mieszające się z obrzydzeniem. Poczuła twardy lekko śliski papier i wyciągnęła go. Było to czarno - białe zdjęcie. Roxy spoglądała na grupkę, utrwalonych na nim, ludzi ubranych w białe fartuchy, maseczki chirurgiczne i gumowe rękawiczki (w pewnym sensie świąteczne szaty kultystów są podobne). Stali w jakimś pomieszczeniu na tle szafki z jakimiś naczyniami laboratoryjnym. Na ścianie za nimi znalazła się ucięta kadrem tabliczka z końcówkami napisów:

Cytat:
...dowa
...ncja
...gii
...owej
...ium 18
Roxy wpatrywała się w zdjęcie na chwilę zapominając gdzie się znalazła. Jej głowa odruchowo zaczęła przyporządkowywać końcówki do różnych układów wyrazów. Dowa… sodowa… narodowa… międzynarodowa… Ncja… Agencja… Potem poszło. Narodowa Agencja Energii Atomowej… Laboratorium 18.

Jakiś pomruk wyrwał ją z zamyślenia i nagle dotarło do niej, że powinna też coś powiedzieć. Odchrząknęła niepewnie i uniosła zdjęcie.

- Bracia i siostry…. To… wielki dar… najznamienitsze światło. - Starała się używać zwrotów, które zastosowała Rita. - Arcywielebny w niebie wskazał nam, że czas wyruszyć w drogę. Pokazał nam oblicze Ziemi Obiecanej… wskazał drogę ku oświeceniu i egzogenezie. Grupie braci i sióstr przyjdzie wyruszyć w drogę by uwolnić nas z tej wieży Babel.

Opuściła zdjęcie i spojrzała na nie ponownie z zaciekawieniem przyglądając się naukowcom. Kim byli? Ile lat temu zmarli? Jej palce przesunęły się po kostiumach, które tak łudząco podobne były do strojów zgromadzonych tu kultystów, a o ile więcej sensu miały w tamtym miejscu i czasie. Powoli wróciła na swoje miejsce. Jeśli… to zdjęcie miało być wskazówką… to ona już podejrzewała czego ma szukać.
 
Aiko jest offline  
Stary 07-02-2021, 17:49   #79
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Ze snu wyrwał go ból. Coś solidnie uderzyło go w głowę, a James, jak to James, zareagował dokładnie tak, jak reagowałby każdy na jego miejscu. Rzucił się z pięściami na napastnika. Którego oczywiście nie było, co dotarło do niego po chwili. Po dłuższej rozmasował czoło, w które sam sobie przylutował, wymazując jakiś krwawy ochłap. Po chwili rozpoznał w niej coś, co wydawało się pluskwą lub sporym komarem.

- Co do huja… - mruknął i od razu zapragnął ugryźć się w język. Obok stali owi “adepci” którzy tak krytycznie ocenili jego pytanie o “koedukacyjne” dormitoria.
“Dają na sztywno, z kołkiem w tyłku” pomyślał i od razu przygotował się do mordobicia. Stwierdził, że temu przy łożku da od razu po jajcach z buciora, a temu za nim wyjedzie z barbarki. Na tego trzeciego pomysłu nie miał, więc postanowił improwizować.
Plan niestety runął, bo jego “oponenci” nazwli go “dyskursem” i nawet ciepło powitali. Znaczy, mordobicie mogło poczekać.

- Normalka - ziewnął i zwlekł się z posłania, poprawiając dziwaczny strój i sprawdzając, czy wszystkie graty są na miejscu i czy broń którą miał za paskiem wciąż tam jest. Była, więc nie było jeszcze tak źle.
- Powitać, bracia, powitać. Zaiste, sprawiedliwy człek jak głodny, to i wciórności się go trzymają. A jak sobie podje, to i do Rebisu mu bliżej - mrugnął okiem do jednego z nich i poprawił jeszcze raz dla pewności swój strój. W sumie to nie wiedział, czy zaprowadzą go do stołówki, czy do jakiejś ciupy, w której dostanie solidny łomot, ale postanowił zaryzykować. W sumie był jedynie neofitą, a taki błądził pewnie “niemożebnie”. James uznał, że korzystnie będzie być korygowanym przez swoich starszych rangą kolegów. To wyglądało logicznie i dawało pewne perspektywy. Po pierwsze, skrócony kurs tej popieprzonej mowy. Neofita się nie zna, więc na bieżąco zbiera cięgi i ewentualne pociski. James znał to z pod Illinois, gdzie będąc w woju pewnego faszystowskiego zjeba zbierał po karku regularnie. Nauczka jakaś była, choć jakość wiedzy nie była imponująca. Po drugie, edukując go, prowadzili go gdzieś, i żadne kontrole, bramki czy inne środki bezpieczeństwa się go raczej nie imały. Choć w sumie to nie miało znaczenia, bo po prostu szli do stołówki, czyli pewnie miejsca, gdzie dojdzie byle frajer, pod warunkiem, że nie jest bez nóg. W każdym razie złota zasada, że zawsze opłaca się grać idiotę, bo zgrywać inteligenta potrafi byle parch sprawdzała się w tej sytuacji znakomicie. O ile chciało się podsłuchiwać. A James chciał, i ochoczo to robił.

Jego koledzy wydawali się nieźle świrnięci, ale instynkty mieli w sumie zdrowe. James upewnił się, że samiec pozostanie samcem i żadne, absolutnie żadne nawiedzone pierdoły nie wybiją z niego pierwotnych instynktów. Wciórności, bezliki, brzemienności i niewiasty kojarzyły się z kilkoma rzeczami, które najpewniej robili akolici młodym i ładnym neofitom, co wydawało się w sumie normalne. O ile ktoś lubił hipokryzję, ale to było wspólne wszelkim religioidiotom.
“W sumie mógłbym z nimi wychlać…” pomyślał i zaraz zapragnął walnąć się w czoło, bo kopnąć w tyłek nie mógł.
“O ile by mnie pojebało…”

Kiedy James wylosował tabletki z żółwiem, omal nie parsknął śmiechem. W sumie ten towar był dostępny na większości targowisk, i kurier nie widział w tym nic świętego. Chyba, że Ci idioci tego nie wiedzieli.
“W sumie, co mi kurwa zależy, może im się spodoba…” pomyślał i zaczął opowieść poważnym, podniosłym głosem, starając się brzmieć jak pewien kaznodzieja z Salt Lake, który pod Ilinois nawracał jakichś zjebów. Mówił do rzeczy, ale w końcu dostał kulkę. Cóż, takie życie.

- Zaprawdę powiadam wam bracia, że długa i niebezpieczna jest droga do Rebisu. Mistrz dotarł na skraj bagniska, wielkiego i zielonego. Takoż i niebo było nad nim, świecącozielone, zesłane przez wszechdraba, największego z drabi aby mistrzowi jego drogę do egzogenezy poplątać, i do sodomi go przywieść. Błąkał się tedy mistrz na bagniska skraju, drogi szukając. Aż spotkał wielkiego żółwia, któren na pancerzoskorupie leżał. Mistrz, sprawiedliwym będąc, żółwia odwrócił, a ten w podzięce prawdziwie mu rzekł: James zrobił dramatyczną pauzę, podnosząc napięcie i suspens w opowieści.
- Rebisu szukasz, to i sprawiedliwym będąc go znajdziesz.Wszechdrabi na pancerzoskorupę mną rzucił, i na powolne zdychanie niecnie skazał. Wolnyś od wciórności, to powiadam Ci, weź bobków moich tuzin i trzy, z błotem i liśćmi tymi zielonymi zmieszaj, a ja łapą moją je opieczętuje. Spożywaj jedną dziennie, przez bagnisko idąc a w tuzin i dni trzy je przejdziesz. Tak też mistrz sprawiedliwym będąc uczynił, i bagnisko w drodze do Rebisu przeszedł -

Zakończył opowieść, wylewając na nich odrobinę swojego humoru z Detroit. Wolał nie dodawać morału, bo słaby był. Mieszanie żółwiego gówna z czymkolwiek mogło jedynie doprowadzić do rozwolnienia, nie Rebisu. Chyba, że o to chodziło.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 09-02-2021, 12:23   #80
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 15 - 2051.03.05; nd; zmierzch

Czas: 2051.03.05; nd; zmierzch
Miejsce: Miami; Downtown; siedziba Kultu Zaginionego Miasta
Warunki: stołówka, jasno,gwar rozmów na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew, ciepło


Wszyscy


- Ojej ale wy pięknie mówiliście. Ja to chyba tak nie potrafię. A jestem tu dłużej od was. - mistrz kultu zarządził przerwę. Trójka neofitów właściwie była na samym końcu tej popołudniowej uroczystości więc gdy wygłosili swoje objawienia nastąpiła przerwa. Wszyscy a przynajmniej spora część kultystów opuściła salę gimnastyczną aby się przejść i rozprostować kości. Część wróciła do stołówki aby zwilżyć gardło lub skorzystać z pater z owocami i tace z kanapkami.

Samantha okazała się nie być aż tak uduchowiona jak bardziej zaawansowani koledzy z kultu. Albo po prostu nie miała takiej fantazji na prowadzenie takich przypowieści bo jej wypowiedź była dość prosta. Chyba jedna z krótszych jakie padły dzisiejszego dnia. Nie bardzo miała wenę wymyślić w zgrabny sposób jak wylosowany przez nią licznik Geigera mógłby wskazać drogę do Rebisu. Ale i ją mistrz Amos skrupulatnie zapisał. Z pozostałych neofitów James i Roxy uzyskali podobne oklaski pozostałych sióstr i braci. Z bliska James miał wrażenie, że gdy skończył to mistrz obdarzył go uważnym spojrzeniem i zmarszczył brwi. Ale na głos nic nie powiedział tylko jego ołówek śmigał w notatniku zapisując jego słowa. Za to siostra Sabatea to chyba zrobiła wrażenie nie współbraciach. Dostała brawa i okrzyki łączące się z nią w wierze a i Amos z uznaniem pokiwał głową a nawet jakby uśmiechnął. Chociaż tego nawet z bliska nie była pewna przez tą maseczkę chirurgiczną jaką nosił.

- Dobrze bracia i siostry! A teraz czas na przerwę! Za godzinę gong wezwie nas na sąd boży! Okaże się czy w tym roku nasz ukochany prorok przemówił do kogoś z nas aby wskazać nam drogę do Rebisu! - krzyknął godnie i dumnie gdy już wszyscy znaleźli się na swoich miejscach. I tak zaczęła się ta przerwa na symboliczną kawę, herbatę i papierosa. Ludzie w białych szatach zaczęli z wolna rozchodzić się z sali gimnastycznej i więkoszość skierowała się do jadalni aby zwilżyć gardło i coś przetrącić przed kolacją.

- A co wylosowaliście? Bo ja nie widziałam zbyt dokładnie. Ja to miałam jakieś pudełko. Chyba jakieś urządzenie. Nawet nie wiem dokładnie co to było. - zapytała z zaciekawieniem obierając jakąś mandarynkę. To rzeczywiście był pewien problem. Neofici zajmowali najdalsze miejsca od centrum sceny przy szpitalnym łóżku więc o ile to nie była jakaś sztuczna noga czy coś równie pokaźnego to nie było widać zbyt dobrze co kto właściwie wylosował spod tego prześcieradła. Więc nawet jak widzieli, że Roxy oglądała jakieś zdjęcie, Rita książkę ze zdjęciem jako zakładką a James jakieś tabletki to nie było wiadomo co to właściwie było.

Z tego co wcześniej Sammy rozmawiała z Roxy przed uroczystościami wynikało, że lubiła tańczyć, bawić się i dzisiaj słysząc te dźwięki barwnego festynu dochodzącego z miasta pewnie wolałaby być właśnie tam. Tutaj może nie było to jakoś zakazane ale jakoś po prostu nikt tego nie robił.

- Ale nie jest tak źle. Nikt nie próbuje cię okraść ani zamordować ani pobić. No i dają jeść i masz gdzie spać. - mówiła jakby chciała przekonać i Roxy i siebie, że tutaj jest bezpieczniej niż gdzieś na zewnątrz. To akurat była częsta postawa w ZSA. Wielu wybierało bezpieczeństwo nawet za cenę pewnych niewygód czy wyrzeczeń. W pojedynkę trudno było przetrwać nie tylko na Pustkowiach. A większa grupa zapewniała zwykle większe bezpieczeństwo i możliwości. Chociaż nadal podczas poprzedniej rozmowy dziewczyna miała minę jakby wolała być tam, na placu z festynem i resztą rozbawionego i roztańczonego tłumu.

- Teraz po przerwie mistrz Amos wszystko przemyśli i przyniesie mapę. Ciekawe czy nam pokażą. Jeszcze jej nie widziałam. No i może uda się odnaleźć drogę do Rebisu. - powiedziała biorąc do ust ćwiartkę mandarynki wracając nieco do roli przewodniczki trójki kolegów i koleżanek o jeszcze krótszym od niej stażu.


---


Mecha 15

Rita; przekonywanie o pamiątkach (CHA + Blef); rzut: Kostnica 4 suk > ma.suk

James; przekonywanie o pamiątkach (CHA +Blef); rzut: Kostnica 5 por > ma.por

James; przekonywanie o pamiątkach (CHA +Blef); rzut: Kostnica 2 suk > remis
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172