Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2021, 11:39   #45
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Czas akcji: 2525.XII.01 mkt; popołudnie
Miejsce akcji: Port Wyrzutków, Przystań Żeglarza



Kiedy szlachcic z kapłanem wchodzili do przystani Żeglarza Friedrich już tam był i siedział w spokoju nad kubkiem jakiegoś płynu. Sama przystań była dość klasycznym miejscem jak tego typu przybytek. Nie był to luksus, a bardziej proste i przyziemne miejsce spotkań ludzi wszelkich klas… a w szczególności podróżników i innych ludzi powszechnie uznawanych za tych szukających guza, choć nikt nikomu póki co w mordę nie dawał i śladów krwi nie było nigdzie widać. Siedzieli więc i rozmawiali w zatłoczonym przybytku.

- Byliście może już Panowie może w tej całej dżungli? - Bertrand zadał pytanie, popijając łyk lekkiego estalijskiego wina. W tej karczmie jak zdążył już zauważyć mieli jedno z lepszych.

- Obawiam się, że nie. Mało kto tam idzie, a z dłuższej wycieczki nikt jeszcze zdaje się nie wrócił. Przynajmniej o nikim nie wiem. - odpowiedział Friedrich popijając z kolei miód.

Bertrand zmarszczył brwi na słowa o nie powracających wyprawach.
- Czyli jeśli chodzi o miejscową florę i faunę nie będziecie zbytnio pomocni? Ja ze swojej strony zasięgnąłem nieco informacji w Domu Łowców. Jutro wyruszam z Łowczym Holtzem na jednodniową wyprawę do dżungli, siostrę też zabieram, zobaczymy jak sobie poradzi….

- Posiadamy informacje o tym co na obrzeżach. Co dalej, nikt nie wie. Dlatego przyznam, liczyłem, że uda nam się zdobyć tą Amazonkę… - stwierdził popijając złoty płyn mag - Niestety nie wiem, co chce osiągnąć baronessa… na czym w sumie stanęło tam na targu?

- Jeśli chodzi o baronessę to dobre pytanie bo wcześniej planowała przyłączyć się dla planowanej przez Riverę eskpedycji. Chyba toczy się tutaj jakaś gra pomiędzy nimi, podejrzewam że przerwa w aukcji może wynikać z tym że Iolanda nie zgromadziła wystarczająco dużo środków, więc pewnie i tak będzie musiała się z nami porozumieć. Planuje się z nią spotkać jeszcze przed aukcją i rozeznać w sytuacji.

- Obawiam, że w takim razie straciliśmy Amazonkę jeśli to prawda. - orzekł Friedrich - Chyba, że się ugnie, bo jeśli naprawdę nie ma monet to Arab ma dość czasu by zmobilizować środki. Nie znam sytuacji, ale pogódź się, że wszyscy umrzemy bez dzikiej przewodniczki. Tak to już jest gdy pycha i duma paniusi z salonów co nie rozumie w jak świat rządzący się odmiennymi prawami wkroczyła. Świat w którym jej urodzenie nic nie znaczy.

Upił miodu. i uśmiechnął się z lekka pogardliwie.
- Najlepsze jest to, że to pozorne zwycięstwo w aukcji które odniosła w najlepszym wypadku zniszczy jej relacje z kapitanem, gdyby się dogadali, a w najgorszym ośmieszy ją przed wszystkimi w Porcie i sprowadzi na nią gniew kapitana. Może nawet wicehrabiny. Oczywiście mogę się mylić.

- Oczywiście wszyscy możemy się mylić. Ja przyznam, że nie brałem udziału w badaniu interioru tutejszego kontynentu ale jestem go bardzo ciekawy. O ile mi obowiązki kapłańskie pozwolą chętnie bym się wybrał zbadać te tajemnice. Ale propo obowiązków służbowych na mnie już pora. Muszę przygotować dzisiejszą mszę na jaką was panowie serdecznie zapraszam. W końcu to wielki dzień jaki jest tylko raz w roku. A teraz z bogami panowie. Służba wzywa. - Gerchart, dotąd raczej milczący, zabrał w końcu głos. Ale widocznie po to by się pożegnać. Wstał od stołu, skłonił się towarzyszom i pozwolił sobie odejść gdy wezwały go jego obowiązki świątynne.

- Oczywiście Wielebny. - odpowiedział Zimmer kapłanowi i skinął mu głową by odprowadzić go wzrokiem. Spojrzał na jakiegoś mężczyznę który stał przy barze. Tak, ten widocznie nie był zadowolony z obecności Ubera... ale czarodziej posłał mu lekki uśmiech.

- Zatem Panie de Truville… - powiedział spoglądając na swojego rozmówcę - ...jak myślicie?

Jakaś dość urocza i niska, bardzo niska i drobna ruda dziewczyna zerkała z zaciekawieniem na nich roznosząc płyny. Zdawała się bardziej skupiać na Bertrandzie. Friedrich raz jeszcze upił ze swojego kubka, a sądząc po przechyle niewiele mu zostało.

Bertrand posłał delikatny uśmiech dziewczynie i poprosił o kolejny kubek. Postanowił sobie, że ostatni, było w sumie jeszcze w miarę wcześnie na większe picie, a on ostatnio pił za dużo.
-Poczyniłeś Panie Friedrichu parę założeń, co do których nie jestem przekonany. Po pierwsze, że bez przewodnictwa nieznanej nam i tajemniczej dzikuski wszyscy zginiemy. Po drugie, że baronessa nie będzie w stanie porozumieć się z nami, z tego co wiem nie jest ona, jak to określiłeś - szlachcic skrzywił się - “paniusią z salonów”, ale doświadczoną w podróżach kobietą z dobrego rodu.

I młodzieniec poprosił o jeszcze jeden kubek.
- Zatem jej współczuję... - powiedział smutno mag - ...ale to dłuższy temat i nic nie jest pewne. Swoje widziałem. Tak czy inaczej, dla mnie nie ma większego znaczenia stan społeczny. Nie liczy się kim się było i co się robiło w tych stronach. Liczy się kim się jest, a to drugie spotkanie z jaśnie panią które miałem nie napawa mnie optymistycznie do jej osoby. Być może dlatego, bo jej nie znam.

- Nie mogę powiedzieć, że dobrze znam baronessę, ale myślę że ostatecznie uda nam się porozumieć. Jeśli faktycznie bez Amazonki będzie nam tak trudno jak sugerujesz, to przecież nie mamy wyboru, prawda? - wyszczerzył się nieco ironicznie.

- Jestem prostym człowiekiem Panie de Truville. - powiedział spokojnie i uprzejmie Friedrich - Jednak jeśli mógłbym coś doradzić, to być wyjątkowo ostrożnym w kontaktach z baronessą. Jak już mówiłem, nie wzbudza we mnie zaufania, a jeśli naprawdę nie ma pieniędzy na zakup Amazonki… - pokręcił głową dezaprobująco
- Tak czy inaczej, dzikuska jest kluczem. Bez niej ilość problemów których moglibyśmy uniknąć urośnie w zatrważającym tempie. Zgadnij, kto będzie winny śmierci ludzi? Nie de Rivera. Niestety, aby Amazonka chciała z nami współpracować potrzebny jest czas i dobra wola, a czasu nie ma ma. Przelatuje nam jak piach między palcami, a każda chwila zwłoki zwiększa ryzyko. - Friedrich uniósł pytająco brew. - Pytanie więc… na czym jej naprawdę zależy?

Delikatny uśmiech zawitał na ustach czarodzieja.
- Jesteś dobrym człowiekiem i cieszę się, będę z uśmiechem wspominał nasze spotkanie. Mogę mieć tylko cichą nadzieję, że i mnie kiedyś wspomnisz.



Dziewczyna przyniosła napitek i nachylając się kusząco podała kielich estalijczykowi zawieszając na nim oko. Proste przyjemne dla ucha pytanie padło z jej ust.

- Może coś jeszcze?

Friedrich upijając miodu spojrzał na bok na rozgadanych bywalców omawiających wydarzenia aukcji.

Bertrand rozproszył się na moment, zawieszając spojrzenie na biuście nachylającej się nad nim rudej dziewki:
- No… może prosiłbym o ostatni kubek wina, niestety będę musiał się za chwilę zbierać z powodu innych zobowiązań - westchnął i przeniósł spojrzenie na dziwnie wygadanego maga.

- Pana życzenie jest moją przyjemnością… - odpowiedziała cicho i miło kelnerka i odeszła lekko kołysząc pełnymi bioderkami..

- Myślę że będziemy jeszcze mieli okazję się napić na spokojnie Panie Friedrichu, spróbuje spotkać się z baronessą jeszcze przed wieczorną aukcją żeby załagodzić sytuację. A co myślisz o Carlosie de Rivera?

- Zdaje się być odpowiednim człowiekiem na odpowiednim stanowisku. Jednak mam wrażenie, że jest bardziej skomplikowany niż wygląda. Dowiem się później. - odpowiedział mag spoglądając na szlachcica - Rozumiem, że jesteście blisko z baronową? Lustria to… specyficzne miejsce… Pana siostra nie powinna być w rodzimych stronach z małżonkiem?

Bertrand zmarszczył brwi, przeszywając wzrokiem czarodzieja, który balansował na granicy bezczelności. Mimowolnie pogładził rękojeść swojego rapiera. Dawno już nie miał okazji go dobyć, może podczas wyprawy będzie miał ku temu okazję.
- Magistrze, nie wiem co rozumiesz przez “bliską znajomość”, przed chwilą mówiłem że nie jestem dobrym znajomym baronessy. Co do mojej drogiej siostry, nie jest ona mężatką, ja jestem aktualnie jej opiekunem, a w Lustrii pozostaniemy jakiś czas z przyczyn politycznych. Czyżbyś martwił się o jej bezpieczeństwo?

Brew Friedricha powędrowała ku górze.
- Obawiam się drogi Panie de Truville, że zaszło tu nieporozumienie. - powiedział łagodnie - Proszę mi wierzyć, że niemalże każdy z obecnych tu w Porcie wolałby być gdzie indziej. Z tego też powodu proszę nie dziwić się mojemu zdziwieniu.

Upił lekko z kubka.

- Co do baronessy mogło mi to umknąć. Jak by nie było martwię się o los wyprawy i zaprząta mi to głowę. Niestety nic nie mogę zrobić. To nie moja batalia i mogę tylko pokładać nadzieje w kapitanie de Rivera.

Bertrand rozluźnił się nieco, biorąc łyk wina.
- Myślę że z organizacją wyprawy sobie poradzimy. Na Pana wsparcia liczymy w mniej.. przyziemnych kwestiach. - skwitował.

- W istocie. Nie nasze zmartwienie. - odpowiedział łagodnie czarodziej - Nie ma co się martwić na zapas. Swoją drogą… - jego wzrok powędrował dyskretnie znad kubka na rudowłosą, która roznosiła jadło i napoje - ..możemy nie wrócić z tej wyprawy, a tutejsi ludzie, społeczeństwo… nie jest jak tam za wodą....myślisz, że byłoby to dobre?

- Przepraszam, że co byłoby dobre?

Friedrich skupił się na szlachcicu i uśmiechnął się lekko.
- Wygląda na to, że chyba skorzystam z zaproszenia Wielebnego. Najpierw jednak sprawdzę co nieco na targu. Lubię to miejsce, dość często tu przesiaduję, gdy słońce zachodzi. Można odpocząć w względnej ciszy.

- Tak, mogę sobie wyobrazić….. ja częściej przebywam w Torto al pomodoro, przyjemne miejsce dla relaksu i mają interesujące gry hazardowe. Jak mówiłem, dzisiaj nie mam zbyt wiele czasu na rozrywki, ale myślę że przed wyruszeniem ekspedycji moglibyśmy się jeszcze spotkać…

- Oczywiście. Będzie jeszcze dużo czasu. Być może odwiedzę was w Torto. Mnie osobiście zajmuje głowę sprawa Amazonki… gdyby nie ona, z chęcią wybrał bym się z wami w dzicz. Jeśliby sprawy nie potoczyły się gładko w tej materii dzisiaj… myślisz, że mógłbym do was dołączyć? Wierzę, że Pańska siostra sobie da radę.

- Umówiliśmy się bezpośrednio z łowczym, który będzie naszym przewodnikiem, więc musiałbyś z nim potwierdzić, ale zakładam że towarzystwo jeszcze jednej osoby nie powinno być problemem… - zastanowił się szlachcic.

Mag pokiwał głową i upił z kubka.
- W takim przypadku proszę poratuj i powiedz mi skąd i o której wyruszacie? Nie mogę nic obiecać, ale przyznam, że jest to zawsze jakieś wyjście. Choć obiecać nic nie mogę.

- Umówilismy się z samego rana w Domu Lówców, gospodarz ma czekać do ósmego dzwonu. A ja niestety muszę się już zbierać - odparł Bertrand.

- Oczywiście, Panie de Trouville. - odpowiedział Magister Druid wstając - Niech się darzy i dobre Bogi będą z wami.

************************************************** **********

Późne popołudnie, rezydencja baronessy de Azura

Isabella miała już okazję poznać salonik, w którym baronessa przyjmowała gości. Małe, kameralne pomieszczenie tak pomyślane by mogło służyć i za jadalnię i za miejsce popołudniowych spotkań.
- Isabello - Iolanda z niekłamaną radością powitała pannę de Truville. - Panie de Truville - tu nie było może tyle wylewności, ale i Bernard mógł się czuć mile widzianym gościem. - Cóż za miła niespodzianka. Siadajcie proszę. Napięcie się czegoś?

-Droga Iolando, cieszy mnie że możemy znów się zobaczyć. - Przywitał się Bertrand siadając.
- Może jakiegoś lekkiego drinka, jutro wyruszamy na całodniową wycieczkę w dżunglę i musimy być wypoczęci. Zapewniłaś nam dzisiaj sporo wrażeń na aukcji Amazonki, liczę że finał również będzie interesujący.

Gospodyni kiwnęła na służącą, która zaczęła coś szykować dla gości.
- Cała przyjemność po mojej stronie - kobieta dygnęła lekko i z gracją dziękując w ten sposób za swego rodzaju komplement. - Choć muszę przyznać, że jestem nieco rozczarowana poziomem prezentowanym przez prowadzących - tu dało się wyczuć pewną nutę tego rozczarowania. - Będę musiała zapakować, żeby omijać ich szerokim łukiem.
Napoje zostały podane i tak goście jak i baronessa mogli zwilżyć gardła.

- Dobrze że pokrzyżowaliśmy plany temu arabskiemu tłuściochowi, tylko teraz trzeba zakończyć sprawę….. czemu Pani jesteś rozczarowana prowadzącymi? - Bertrand zdecydował się pociągnąć temat.
- Ich aparycja. Podejście. Ach, szkoda strzępić sobie języka takimi sprawami - Iolanda machnęła ręką jakby chciała odgonić jakiegoś natrętnego komara. - Opowiedzcie lepiej o waszej jutrzejszej wyprawie. Brzmi interesująco - starała się zmienić temat.

-Och, wybieramy się z łowczym na cały dzień do dżungli. Nawet spodnie sobie kupiłam! - oznajmiła entuzjastycznie Isabella.
-Brawo moja droga - baronessa odpowiedziała z równym entuzjazmem. - Tylko daj się wykazać mężczyznom - puściła oko do młodszej szlachcianki.

Bertrand chrząknął:
- Jeśli jednak możemy jednak wrócić na chwilę do tematu aukcji, to przyznam że wspomogłem nieco finansowo Riverę, który pragnie żeby Amazonka służyła nam jako przewodnik w wyprawie. Pozwolę sobie zapytać, czy masz Pani masz podobne zamiary?
- Jak już mówiłam, interesuje mnie wyprawa do serca tego lądu, także mając to na uwadze przystąpiłam do tej gry. Choć ja tylko jako przewodnika chcę ją wykorzystać, a de Rivera do innych celów.

Szlachcic pogładził się po elegancko przyciętej bródce, zastanawiając się nad słowami baronessy:
- To interesujące co mówisz, bo to właśnie Rivera mówił że wiedza tej Amazonki przyda się nam podczas wyprawy. Czyżbyś Pani planowała jednak własną niezależną ekspedycję? Wydawało mi się, że mądrze byłoby połączyć siły w tej obcej i tajemniczej krainie.
- Dwakroć de Rivera odrzucał propozycję współpracy. Cóż mam na to rzec panie de Truville? - Baronessa spojrzała pytająco na swojego gościa.

- Trudno mi się wypowiedzieć, ponieważ nie znam przyczyn dla których Carlos odrzucił Pani propozycję, natomiast ja się już z nim wstępnie porozumiałem, więc jeśli mógłbym jakoś pomóc chętnie to uczynię. Czy rozważasz w takim razie samodzielną wyprawę? W świetle tego że poprzednia wyprawa nie powróciła, połączenie naszych sił i środków wydaje się być jednak rozsądnym rozwiązaniem. Nie wiemy do końca jakie zagrożenia tam się kryją - Bertrand odłożył kieliszek i rozłożył ręce akcentując wagę swoich słów.
- Dziękuję panie de Truville. To bardzo miłe z Pana strony, że oferuje mi Pan swoją pomoc, to naprawdę wiele dla mnie znaczy - lekkim ruchem głowy wyraziła swoją wdzięczność. - Samodzielna wyprawa to szaleństwo. Musiałabym zwerbować ludzi. Poczynić starania o prowiant, mapy i tak dalej. To sporo zachodu, którego można uniknąć, jak Pan to słusznie zauważył, łącząc siły. Pozostaje mieć nadzieję, że mądrość Vereny udzieli się nam.

Bertrand skinął głową, próbując skupić myśli.
- Carlos jest dumnym człowiekiem, ale nie jest głupcem. Dlaczego nie chcę się zgodzić na współpracę?
- Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć - przyznała z rozbrajającą szczerością estalijska arystokrata.

-Czyli po prostu odmówił? - zdziwił się szlachic.

- Oh, to jakieś nieporozumienie, może to ja porozmawiam z Carlosem? - wtrąciła się Isabella.
- Nie zawracaj siobie tym głowy moja droga - odpowiedziała jej Iolanda. - To źle mogłoby wpłynąć na twoje relacje z kapitanem.
Baronessa przeniosła następnie wzrok na pana de Truville.
- Sam pan powinien ocenić jego zachowanie na aukcji. Ale spokojnie. Osiągnęliśmy pewien kompromis. Jeżeli obu stronom zależy na współpracy, to zawsze jest płaszczyzna do porozumienia.

Bertrand podniósł brew, zaskoczony że baronessa zmieniła ton, naglę mówiąc o kompromisie z de Riverą. Może w takim razie powinien pozwolić im samym dojść do porozumienia?

- Rozumiem, cieszę się że Pani widzi możliwość porozumienia, jeśli mogę w tym pomóc to oczywiście chętnię to uczynię….

- Dziękuję panie de Truville. To dla mnie naprawdę wiele znaczy. Wasza gotowość do pomocy, do tego by służyć za pośredników - Iolanda położyła dłoń na wydekolotowanej piersi i westchnęła - jestem wzruszona. Przywracacie mi nadzieję, że nie jest koniec cywilnego świata i że można tu spotkać ludzi szlachetnych.

Bertrand uśmiechnął się, połechtany słowami baronessy. Wstał zdejmując kapelusz, ukłonił się i z gracją złożył pocałunek na jej dłoni.
- Dziękuje, mam nadzieję że okaże się godny tych słów. A teraz Pani wybaczy, musimy jeszcze załatwić parę spraw na targu.

************************************************** ***********

Czas: 2525.XII.01 mkt; zmierzch
Miejsce: Port Wyrzutków, Plac Targowy, targ
Warunki: zmrok, gwar i tumult, pogodnie, umi.wiatr,umiarkowanie



- Nie muszę chyba ci mówić co masz założyć? Jesteś dorosła, jak często zauważasz. - odparł siostrze Bertrand, przerywając na chwilę jej trajkotanie - No, chyba te spodnie będą bardziej przyzwoite, ale zawsze możesz wsiąść też spódnicę na zmianę. - sam też kupił sobie praktyczne ubranie podróżne wraz z Emilio i Guido, który mieli też udać się z nimi na jutrzejszą wyprawę. Za radą Łowczego zaopatrzyli się też w kilka płaszczy na deszcz, dwa hamaki do zawieszania na drzewach i kilka racji żywnościowych.
- Co do Amazonki to podzielam twoje zaciekawienie nią, choć o ożenku nie myślałem.... - słyszałem plotkę, że one porywają mężczyzn jako niewolników i zmuszają do płodzenia im dzieci. W każdym razie pospieszmy się na finał aukcji, może jeszcze zdążę zamienić słowo z Riverą, aczkolwiek możliwe że sam się już porozumiał z baronessą. - Przyznał nieco niechętnie, gdyż ta konkluzja nie stawiała go pośród rozgrywających w tej całej rozgrywce która toczyła się wokół dzikuski.

Och, Iolanda na pewno wie co robi, a myślisz bracie że ten czarodziej z nami jutro pójdzie? Jest młody, wygadany i całkiem przystojny, nie tak sobie wyobrażałam magów! - Odparła Isabella.

- Zakładam że nie każdy mag rodzi się jako zgrzybiały od ślęczenia nad księgami starzec, a on jest też momentami nieco bezczelny... - Odpowiedział szlachcic, patrząc na siostrę nieco podejrzliwie.

- Zobaczmy więc jak skończy się aukcja, a potem połóżmy się wcześniej by wstać rano, dzisiaj nie będziemy się już bawić - Powiedział bardziej do siebie niż do siostry, wypił już trochę w Przystani Żeglarza i u baronessy, więc wieczór w karczmie mógłby się nie skończyć pomyślnie biorąc pod uwagę ich plany na jutrzejszy dzień...


 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 30-01-2021 o 11:48.
Lord Melkor jest offline