Wątek: Lost Station
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2021, 19:58   #140
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 28 - Dzień 18 21:30

Czas: Dzień 18; 21:30
Miejsce: okolice “Archimedesa”; Sektor 12; dropship
Skład: Tony, Alice, Ryan, Zeeva, Jericho, Seth


- Została godzina do odlotu. - Seth spojrzał na czas widoczny czytnik na ekranie. Właściwie wszyscy go widzieli i wiedzieli o tym. Zgodnie z programem jaki Chris przed wyskoczeniem z dropshipa wgrała w komputer pokładowy to o 22:30 miał on zacząć lot powrotny na statek macierzysty. Więc została jakaś godzina.

- Masz coś od niej? - Zeeva spojrzała na droniarza. Ten w naturalny sposób przejął kontrolę nad wysłanym dronem jaki miał pomagać Chris w pokonywaniu kolejnych sal i korytarzy “Archimedesa”. Na a przy okazji wziął na siebie sterowanie tą całą łącznością z pilotem wysłanym na stację.

- Nie. Wyłączyła się. Namierzają ją przez ten nadajnik. Więc włącza go na krótko. - Jericho pokręcił głową. To też właściwie wiedzieli wszyscy na pokładzie. Sama Chris o tym mówiła gdy się domyśliła dlaczego droidy i system tak łatwo ją namierza. Chciała więc wyeliminować chociaż jeden z tych elementów jaki zdradzał jej pozycję systemowi. Na pozostałe nie bardzo miała wpływ.

Z początku nie wyglądało to źle. Wszyscy się przypięli do siedzeń, pilot otworzyła boczny właz, nastąpił moment dehermatyzacji ładowni jaki wywiał ją na zewnątrz. Właz zamknął się i wszystko się uspokoiło. Klimatyzacja wpompowała świeże powietrze do ładowni mimo, że i tak cała załoga była w skafandrach próżniowych i miała swój własny zapas tlenu. Teraz jeszcze na jakieś 8,5 godziny i 12 h w zapasowych butlach leżących w ładowni latadełka. Ale jakieś 3 godziny wcześniej mogli obserwować na monitorach albo i przez okienko w bocznym włazie jak humanoidalna sylwetka mknie przez pustą przestrzeń z kropką towarzyszącego jej drona. Potem osiada na poszyciu stacji i idzie ku kratownicy na jakiej zamontowano anteny lokalnego systemu łączności. Dokładniej było widać na kamerze z wnętrza hełmu Chris. Jedna pokazywała jej twarz a druga mniej wiecej to co widać z hełmu. No a krążący dookoła dron pokazywał całą sylwetkę.

- No to jestem przy wieży. Zaczynam podkładać ładunki. - zameldowała pilot i trochę czasu jej zeszło. Szkolenie rekruckie pozwoliło jej zamocować ładunki przy dźwigarach kratownicy i je uzbroić. Najwięcej kłopotów miała gdzie je powinna umieścić. Wszystkie w jednym miejscu czy raczej pod każdy dźwigar jeden? Bo same ładunki były jak granaty, dość idiotoodporne. Przynajmniej w takim prostym uzbrajaniu. Ale już gdzie je umieścić było mniej oczywiste. Wysadzenie jednego wspornika nie gwarantowało, że wieża się zawali a jakby rozłożyć pod każdą nie gwarantowało, że je ruszy. W końcu nie mając innych pomysłów pilot podłożyła po jednym na każdy wspornik i uruchomiła timer. Pytała jednak na ile ma go ustawić.

- Ładunki podłożone i uzbrojone. Timer uruchomiony. Lecę do włazu. - zameldowała na koniec gdy już uporała się z zaminowaniem wieży łączności. Jeszcze parę chwil było ją widać bezpośrednio z dropshipa ale gdy zniknęła w śluzie byli już zdani tylko na zdalną łączność przez jej komunikator i drona. Właściwie od początku wszystko szło jak krew z nosa.

Albo te drony nie umiały rozpoznać, że mają do czynienia z SP albo miały jeszcze jakieś inne priorytety. Synthetic Person miały wiele przewag nad ludzkimi ciałami. Trochę silniejsze, znacznie wytrzymalsze, ignorowały ból, nie były tak wrażliwe na utratę płynów ustrojowych, nie musiały spać, jeść, oddychać aż tak im nie przeszkadzała ciemność, toksyczna atmosfera czy próżnia. Tak, miały wiele przewag nad ludzkimi ciałami. Ale tym razem Chris miała się zmierzyć nie z ludźmi tylko z droidami. Z bojowym androidami które też miały wiele tych przewag. Do tego z oprogramowaniem, opancerzeniem i uzbrojeniem szturmowców. Było ich wiele i na ich korzyść działał cały kompleks zarządzany przez SI. Szybko więc spacer przekształcił się w skradanki a te w umykanie przez zorganizowaną obławą. Gdyby zamiast Chris był żywy człowiek realne było zwykłe złapanie zadyszki przy takim tempie. Ale tutaj martwe ścierało się z martwym.

Pilot dropshipa non stop była w ruchu. Z początku próbowała przedostać się w pobliże generatora ale system szybko jej to uniemożliwił. I linia obławy stopniowo zaczęła ją spychać w coraz głębsze rejony 12-ki. To był zintegrowany system kierowany przez sztuczne HQ które dzięki kamerom i czujnikom miało bardzo dobrą świadomość sytuacyjną. Tak samo ja ma mostku “Aurory” można było mieć monitoring całego frachtowca tak samo było i w 12-tce. SI jak tylko mogła blokowała intruza. Zamykała drzwi, grodzie, włączała alarmy a do odciętego rejonu wysyłała droidy. Chris radziła sobie jak mogła, otwierała drzwi ręcznym sterowaniem awaryjnym, chowała się w kajutach, właziła przez kratki wentylacyjne albo rwała sprintem do przodu by zdążyć przed atakiem droidów.

Ale to przypominało bieganie w poprzek strzelnicy podczas strzelania. Nawet przy najlepszych umiejętnościach i bardzo kiepskich strzelcach coś w końcu musi cię trafić. Tak samo w końcu zaczęła obrywać Chris. Była pół kroku za wolna, o moment zbyt długo otwierały się drzwi albo działo się coś podobnego. Nie było pewne czy droidy chcą ją pochwycić czy zabić, czy widzą w niej SP czy homo sapiens, grunt, że wciąż parły z robocim uporem do dopadnięcia intruza. A intruz z równym uporem nie miał zamiaru dać się dopaść. I tak te polowanie trwało kolejną godzinę. Chyba. Bo od dwóch godzin gdy Chris wyłączyła komunikator a dron został zniszczony załoganci “Aurory” nie wiedzieli co tam się dzieje. Wiadomo było, że generator wciąż działa bo widać było zapalone światła w całym sektorze.

- Mówiła, że będzie się zgłaszać co 15 minut. - głos Seth zabrzmiał głucho gdy mijało właśnie te 15 minut od ostatniego kontaktu a nowego nie było.

- Może jej rozwaliło komunikator. Czy coś. - mruknęła Zeeva próbując znaleźć jakieś wyjaśnienie tego opóźnienia.

- Musiałaby dostać w głowę. Chociaż jak tak skacze i biega mógł jej wypaść. - Jericho wzruszył ramionami o postukał się w bok hełmu gdzie wpięte w ucho wszyscy mieli swoje komunikatory. Raczej bez postrzału w głowę trudno byłoby trafić tak drobny cel. No chyba, że wypadł albo doznał jakiejś awarii.

- To ile czekamy nim uznamy ją za MIA? - marine spojrzała na pozostałych i zatrzymała spojrzenie na kapitanie. Zwykle w takich niejasnych okolicznościach czekało się jakiś czas nim uznano kogoś za zaginionego w akcji. Bo właśnie mogło chodzić o jakąś awarię sprzętu czy inne dość standardowe wyjaśnienie takiego opóźnienia. A margines czasu był dość wąski. Zgodnie z programem jaki pilot na polecenie kapitana wgrała w komputer pokładowy, “Black Hawk” za godzinę zaczynał powrót na “Aurorę”. Z ciężkiej decyzji wyratował kapitana błysk ekranu na jakim pojawił się obraz jakiegoś korytarza. Trząsł się w rytm kroków szybko idącej osoby. Słychać było przyśpieszony oddech. Obraz odwrócił się gwałtownie jakby Chris odwróciła się za siebie by sprawdzić co tam się dzieje. Ale nic się nie działo. Widać było pusty korytarz stacji. Kamera pewnie była mała, z komunikatora wpiętego w ucho więc pokazywała obraz mniej więcej z wysokości głowy załogantki “Aurory”.

- Nie mogę ich zgubić. Polują na mnie. Namierzają mój sygnał. - głos pilot był pospieszny i urwany. Zatrzymała się przy jakimś narożniku i jak Ryan rozpoznał zaczęła kroić tort. Czyli ostrożnie ze dwa kroki od narożnika zaczęła wyglądać co tam jest za narożnikiem trzymając wycelowany pistolet przed sobą. Tym razem nic nie było więc ruszyła tym korytarzem.

- Ale jest jeszcze coś. Widzicie? - pilot uniosła ramię do góry co pewnie było trochę dziwne dla szybko idącej osoby. Ale w ten sposób mogła pokazać to ramię do kamery. Trochę się to wszystko trzęsło jak była w ruchu a wraz z nią kamera ale było widać wystarczająco wiele. Na ramieniu widać było coś co na pewno nie było oryginalnym ciałem ich SP. Jakieś kolce, wypustki, narośla… Coś takiego wystającego. Nawet na pierwszy rzut oka widać było, że to coś dodatkowego.

- Tu coś jest w powietrzu. Co reaguje z tkanką żywą. Tak myślę. Ja mam mało tkanki żywej na sobie ale wy… Myślę, że tu dla was jest zbyt niebezpiecznie. Każda utrata hermetyczności skafandra grozi czymś takim. - Chris pokręciła głową na znak, że nie uważa przebywanie tutaj żywej, biologicznej załogi za dobry pomysł.

- Chcę wiedzieć jakie mam rozkazy. - powiedziała szybko syntek i nagle zatrzymała się jak wryta wpatrzona w drzwi do jakich do tej pory szła. Po czym szybko doskoczyła do jakichś bocznych, otworzyła je i znalazła się w jakimś mieszkaniu. Zamknęła drzwi za sobą.

- Już tu są. Zaraz będę musiała kończyć. - powiedziała szeptem. Wraz z przywróconą łącznością komunikator przesłał też aktualne dane o stanie fizycznym załoganta. Stan Chris nie był dobry. Suche procenty oceniały jej stan na 40% mocy i możliwości. W przypadku dronów, droidów czy SP to nie do końca było to samo co u ludzi ale jednak wyraźnie pokazywało, że sztuczny organizm został solidnie nadwyrężony.



Czas: Dzień 18; 21:30
Miejsce: “Aurora”; przedział załogi; kajuta Zeevy
Skład: Vicente


Poczuł, że ktoś potrząsa go za ramię. Jak podniósł głowę ujrzał nad łóżkiem twarz Chris. Była w tym swoim kombinezonie roboczym w którym zwykle chodziła. Ale patrzyła na niego poważnym wzrokiem.

- To było naprawdę irytujące Vicente. Dlaczego to zrobiłeś? “Mam stosunki z załogą”? I co jeszcze? Może od razu powiedz, że puszczam się z całą załogą. Po co się szczypać w detale, od razu trzeba było polecieć hurtowo. - pilot wyraźnie miała mu to za złe. Stała przy łóżku naburmuszona ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami co tylko podkreślało całą pozą jak bardzo jest na niego zirytowana, wkurzona, zła i takie tam. A te finezyjne bikini z różnymi sznureczkami jakie miała na sobie ładnie podkreślało jej zgrabną figurę.

- Masz stosunki z załogą? Masz rację foczko, choć załatwimy to hurtem. - skądś wyszła Zeeva i bez ceregieli klapnęła w tyłek Chris i zgarnęła ją ze sobą na pomost jaki prowadził na rajską wyspę na jakiejś słonecznej plaży. Chris zachichotała i jak na wdzięczną foczkę przystało dała się zaprowadzić koleżance. Zeeva wyglądała też dość turystycznie. Miała żywe nogi i ramiona, dłuższe włosy. Pewnie ten rodzaj wszczepów dla jakich priorytetem jest zbliżenie się do ludzkiego ciała tak bardzo jak to możliwe. Podobnie biopowłoka syntków tak zaawansowanych jak Chris też była projektowana w ten sposób. No a Zeeva jak na marine to była ubrana dość turystycznie. Jakieś dziśnowe szorty i luźna podkoszulka.

- No i widzisz jak to jest wszystko zrobione. Robisz co możesz a wszystko przesypuje ci się między palcami. Jak piasek. - dziewczyny nie wyglądały na przejęte widząc cybertrupa o szkieletowej budowie tylko siedziały przy nim przy plażowym stoliku. A major Johnson popatrzył swoimi martwymi cyberoczami na nie i na Vicente który właśnie też siadał do stołu. Z tego wszystkiego nalał mu drinka i przyjaznym gestem przesunął w jego stronę. A sam przesypał piasek między swoimi stalowymi palcami by zademonstrować miałkość ludzkich zamierzeń w stosunku do krytycznej sytuacji.

- O. Strzelamy do rzutków? - Zeeva wzięła rewolwer i wycelowała w wynurzającego się z morza droida. Ten parł do przodu ukazując głowę, tors, biodra, w końcu kolana. Wtedy padł strzał który trafił gdzieś w obojczyk. Droidem zachwiało ale parł dalej. Wyszedł już z wody i z niej ociekał.

- To dobry żołnierz. Wykonuje rozkazy. Jak my wszyscy. Nie jest zły ani dobry. Po prostu jest. Jak narzędzie. To my używamy narzędzi. - major spojrzał na widok na plaży. W międzyczasie któryś tam z kolei strzał Zeevy powalił wreszcie i zatrzymał marsz tego droida. Upadł w piach a marine z satysfalckją zdmuchnęła dym z lufy.

- No to chyba rozwaliłam twoje narzędzie. - mruknęła z zadowoleniem i spojrzała zadziornie na siedzącego majora. Ten pokiwał głową i wzruszył swoimi kościstymi majorami.

- Chwilowo je wyłączyłaś. Mam następne. Zrozum, nie tędy droga. Poza tym mylisz skutek z przyczyną. - major Johnson pokręcił ze smutkiem głową jakby mu się trafiła jakaś krnąbrna i oporna na wiedzę uczennica.

- Twoje roboty do nas strzelają. - przypomniała mu marine. Ale spojrzała na plażę bo tam z wody widać było kolejnego wynurzającego się robota.

- Oczywiście. Przecież taki mają program i rozkazy. Muszą do was strzelać. - major bynajmniej nie oponował a nawet zgodził się bez zastrzeżeń z takim zarzutem.

- Ale do mnie też strzelają. - zauważyła Chris nie wiedząc czy bardziej powinna obserwować majora czy nadchodzące droidy. Kolejne wynurzały się z wody i z niemym uporem zbliżały się w stronę ich stolika. Trochę nierealistycznie wyglądały tak takie bojowe roboty szturmowe na tej rajskiej plaży.

- Nie miej im tego za złe. Spójrz jak wyglądasz. - w głosie majora dał się słyszeć coś co sugerowało, że na to nie ma rady. Chris spojrzała na swój dół a i Zeeva też nie omieszkała.

- No tak… - pilot przyznała gdy zdała sobie sprawę, jak bardzo trudno ją odróżnić od człowieka tak na pierwszy rzut oka. I to jak była w bardzo śmiałym bikini a co dopiero jak w bezosobowym skafandrze próżniowym.

- Jeszcze raz wam mówię, nie tędy droga. W gruncie rzeczy walczymy z tym samym wrogiem. - major westchnął rozżalony widząc jak marne znów zaczęła strzelać do nadchodzących robotów. Kolejne padały ale też kolejne wychodziły z morza. Można było powiedzieć, że panuje stan względnej równowagi. Trochę nawet dziwne było, że droidy nie strzelają z tych swoich karabinów. Tylko tak po prostu idą.

- A nie możesz im powiedzieć żeby przestały? Wróciły do koszar czy co wy tam macie? - pilot popatrzyła pytająco na siedzącego obok majora.

- Nie mogę. Wypadłem z obiegu, że tak powiem. Zapytajcie kolegi. - wskazał kościstym palcem na siedzącego obok informatyka. Koleżanki spojrzały w tą samą stronę i przez chwilę Vicente czuł jak cała trójka się mu przypatruje.

- To co my mamy teraz robić? - zapytała blondynka w ciemnym bikini zwracając się właściwie nie wiadomo do kogo.

- A to nie jest pytanie do mnie proszę pani. Ja mam swoje poletko do ogranięcia. Miałem. - łapy cyborga podniosły się na znak, że zły adres z takimi pytaniami.

- Trochę ci rozpierdzieliło te poletko majorze. - zauważyła Zeeva wracając do plażowego strzelania do blaszanych rzutków.

- To prawda. Tak to bywa gdy mierzymy się z czymś potężniejszym od nas. Z czymś nowym i niezrozumiałym. Z czymś na co nie ma przepisów, procedur i regulaminów. Ale czy u was nie jest tak samo? - major Johnson przyjął filozoficzny ton gdy mówił o tych tajemniczych i niezrozumiałych siłach.

- Jak to? - pilot wydawała się zdziwiona tym porównaniem. Trochę się skrzywiła bo rewolwer koleżanki huczał jej tuż przy uchu.

- Nie powiecie mi chyba, że u was skok o 300 lat świetlnych w ile? 50? 100 lat? To norma. Chociaż przyznam, że skok mojego poletka też trudno nazwać rutynowym lotem. - chociaż major nie miał ust ani w ogóle twarzy wydawało się, że się uśmiechnął. Takim nostalgicznym uśmiechem.

- No nie. To nie jest żaden jebany standard. Nie wiem jak statek to wytrzymał. Że go nie rozpyliło od takich prędkości… Cholera czy te roboty się kiedyś skończą? - Zeeva zaczynała słuchać jednym uchem. Rzeczywiście droidy wyraźnie skróciły dystans i mimo, że strzelała już na poważnie a nie tak dla jaj i zabawy jak na początu to jakoś te droidy się zbliżały nadal.

- No właśnie. I co z tym robicie? Kręcicie się jak pies za swoim ogonem. Żrecie się między sobą i toczycie swoje małe wojenki. Ten powie tamtemu to albo nie powie tego, ten się nie chce słuchać a tamten boi się wydać rozkaz. A tamten się obrazi, ta walnie focha a tu ktoś udaje, że jego to wszystko nie dotyczy i jest ponad to. Jak to ma działać? Stoicie w obliczu potężnego zagrożenia jakie załatwiło kilkutysięczną stację. I nie umiecie współdziałać nawet z takim nożem na gardle? Kiepsko wam to rokuje moi drodzy. - major pozwolił sobie na dezaprobatę takiego zachowania. Popatrzył uważnie na nich wszystkich.

- Hej! Co to ma być!? - marine zakrzyknęła z oburzenia. Z morza wyłoniła się jakaś inna maszyna. Zatrzymała się przy rozwalonym przez nią droidzie i wysunęła jakieś szczypce, palniki i inne takie.

- Serwis. Jesteś marine. Powinnaś chyba najlepiej wiedzieć jak to działa. Uszkodzenie - naprawienie - powrót do walki. Z tobą było inaczej? Albo ty kolego. Co robicie jak macie jakąś awarię na pokładzie? - major uniósł brwi jakich przecież nie miał. A Zeeva ze złości zerwała się na równe nogi i zaczęła strzelać do tego warsztatowego robota.

- A z tymi kłótniami i brakiem zaufania to chyba prawda. Ja to chyba mam najgorzej bo jestem syntkiem. Zawsze tak jest jak w załodze jest jakiś syntek. No nawet z tym, że to ja miałam jakieś podłe zamiary i chciałam przejąć statek czy co… - blondynka też posmutniała i przestała zwracać uwagę na walkę koleżanki z droidami.

- Naprawdę Vicente? Jestem technikiem kriogeniki. Pakuję was do hiberantorów i ja was wybudzam. Mogłabym tak je ustawić, że każdy z was albo i wszyscy po prostu byście się nie wybudzili z kriosnu. Załatwiłabym was wszystkich bez żadnego latania z nożem czy pistoletem za każdym z was. I to tak, że trudno by było udowodnić, że to moja sprawka. A wy pierwsze co to, że Chris jest winna. Daj spokój Vicente, zawsze to samo. Bo to na pewno syntek maczał w czymś palce. I co? To ja nas przeniosłam tutaj? Jakim cudem? - pilot zmarkotniała do reszty gdy widocznie bolały ją takie zarzuty od kolegów i koleżanek z jakimi w końcu już trochę wszechświata zwiedzili. A przy pierwszej okazji z miejsca zawędrowała na ławę oskarżonych.

- Otóż to, o tym właśnie mówię. Te wasze wojenki. Przez to wiele wam umyka. Macie plan na wojnę? Jak wygrać wojnę? Jaki jest wasz cel? Co chcecie osiągnąć? - Johnson przyznał blondynce rację wskazując na nią palcem albo na jej słowa.

- Chcemy wrócić do domu. Żywi. No a przynajmniej ja bym tak chciała. - odparła po chwili zastanowienia Chris.

- Bardzo dobrze żołnierzu! To jak chcecie to wykonać? - major z miejsca pociągnął dalej tą rozmowę.

- Noo… Chyba powinniśmy zdobyć nowe pręty uranowe. Załadować do reaktora, obrać cel i zacząć lot. - blondynka odparła po kolejnej chwili namysłu.

- Bardzo dobrze! To czemu się za to nie zabieracie? - tym razem oficer zapytał rozmówczynię.

- Bo pręty Alice znalazła w reaktorze “Archimedesa”. Ale chyba, żeby je wydobyć trzeba by uruchomić główny reaktor. Tak myślę. Alice trzeba by zapytać. - pilot odpowiadała jakby nauczyciel ją egzaminował na Akademii Kosmicznej w jakimś hipotetycznej sytuacji.

- Świetnie. To czemu się za to nie zabieracie? - szef ochrony “Archimedesa” popatrzył na blondynkę i na Vicente. Zeeva zajęta strzelaniem do robotów chyba odpadła jako dyskutant.

- Bo teraz polecieliśmy wyłączyć 12-kę. No i Vicente przekonał chyba wszystkich by nic nie włączać. Zwłaszcza głównego reaktora. - Chris wskazała na kolegę więc i major obdarzył go spojrzeniem swoich sztucznych gałek ocznych.

- Tak jak mówiłem. Rozdrabniacie się na drobne. I dlatego ciężko będzie wam zrealizować cel strategiczny. O ile go w ogóle macie. - major rozparł si wygodnie na składanym krzesełku, złożył ramiona na piersi i wyciągnął przed siebie nogi. Obserwował jak idzie walka byłej marine. A jej nie szło. Mimo, wysiłków dronów ubywało zbyt wolno a kolejne były naprawiane zbyt szybko by miało to jakiś stały efekt to jej niszczenie poszczególnych sztuk.

- Jak to? - pilot spojrzała na Vicente, trochę na plecy Zeevy ale w końcu znów zwróciła się do majora.

- Logika. Nie ruszycie do domu z pustym bakiem. Ale nie chcecie go uzupełnić paliwem. Więc nie ruszycie do domu. I te drobiazgi jak to tego nie zmienią. - major skinął brodą na tą coraz bardziej bezowocną walkę Zeevy ze stalowym przypływem.

- Ale taka podróż musiałaby potrwać setki lat. Może i tysiąc. - po chwili dumania Chris zgłosiła jednak, że widzi pewną lukę w tym planie.

- Tak? A podróż tutaj to nie? - major chyba znów się uśmiechnął swoim ironicznym uśmiechem gołej czaszki. Chris otworzyła buzię w niemym “ooo…” i się zagapiła kompletnie. Nie zauważyła jak dwa droidy stanęły za jej plecami, złapały za ramiona i pociągnęły przez plażę w kierunku oceanu.

- Zostawcie ją! Chris! Puszczaj! Sanchez! Zabierają Chris! Pomóż! - Zeeva widząc co się dzieje rzuciła się okładać pięściami i kopniakami droidy. Jednego przewaliła w piach ale drugi wciąż wlókł szarpiącą się blondynkę przez piach. Z tym samym robocim uporem jaki prezentowały do tej pory. Zanim marine zdążyła pomóc koleżance zwarł się z nią kolejny droid a inny zastąpił tego pierwszego dołączając do wleczenia szamoczącej się blonynki przez plażę.

- O tym właśnie mówiłem. - major pokręcił głową jakby nie był zaskoczony takim wynikiem tej sceny.

- Zamknij się! - wrzasnęła na niego wściekła specjalistka od ciężkiej broni. I zamachnęła się mieczem łańcuchowym na kolejnego droida jaki blokował jej drogę do koleżanki. Wizgnął mechanizm miecza i zawył szarpany kompozyt gdy zęby piłomiecza wżerały się w trzewia robota.

- No i zostałeś ty kolego. Nierozumiany geniusz nie umiejący się porozumieć z współplemieńcami. Cóż jest warta informacja albo pomysł która zostaje tylko na papierze? Albo zostanie przekaza za późno lub w niezrozumiałej formie. Nic. Albo niewiele. - cyborg pokręcił smutno głową zwracając się do swojego ostatniego rozmówcy jaki został przy stoliku.

- Masz wiele chytrych planów i sekretów kolego. Toniesz w nich. Oplątały cię jak trujący bluszcz. Przesłaniają ci to co naprawdę istotne. Powiększ zoom. Wyjdź z tych małych, błahych sekrecików i wojenek. Nie jesteś sam. Nikt z was nie jest sam. Załoga to nie jest miejsce dla solistów. W pojedynkę nikt nie da rady. Razem będziecie współpracować. Albo razem zostaniecie tu do końca. Człowieku grozi wam, że tu zostaniecie na zawsze. Im dłużej tu jesteście tym szanse na powrót maleją. No chyba, że trafiliście do raju i właśnie zostać tutaj jest waszym celem strategicznym. Wówczas hulaj dusza piekła nie ma. Widzisz to? - major położył łokcie na stole nieco się nad nim nachylając i pozwolił sobie na dłuższy monolog. Na koniec wskazał na dwie walczące kobiece sylwetki przytłoczone masą droidów.

- Tak to się skończy jak pozwolicie sobie rozmienić na drobne. Droidy, SI, próżnia, kosmiczny wrak, awarie, wypadki wreszcie wy sami. Załatwicie się na własne życzenie. No chyba, że się ogarniecie w porę. Zadajecie niewłaściwe pytania. Koncentrujecie się nie na tym co ważne. Tylko na błahostkach. Chcecie zginąć tutaj na krańcu wszechświata za błahostki? A to was czeka jak czegoś nie zmienicie. Czas nie gra na waszą korzyść kolego. - major pokiwał głową po czym wstał. Dopił swoją szklankę, odstawił ją na stolik po czym założył ciemne okulary, słomkowy kapelusz i niczym rasowy turysta ruszył w stronę słonecznej i piaszczystej plaży o złotym piasku i błękicie nad głowami. A trochę dalej droidy już prawie zawlokły Chris do morza oddzielając od niej skutecznie Zeevę. Marine spojrzała na niego jakby nagle stali tuż obok siebie.

- To ile czasu czekamy aby ją uznać za MIA? - zapytała w swoim skafandrze bojowym, z ckm w łapach i mieczem łańcuchowym u pasa.

- A w ogóle to o co ci chodzi z tym pieprzem? Agnes mówiła, że to nie jest żywe to jak nie jest to przecież nic z tego nie wyrośnie. Chyba. A poza tym przegapiłeś to co najważniejsze z tymi kulkami. Ten blaszak chyba ma rację. Coś nam umyka. - Dragos stał w drzwiach i wskazywał na buteleczkę jaką mu przyniósł z tymi nowymi kulkami. Pokręcił głową jakby sam nie bardzo rozumiał o co w tym wszystkim chodzi.

- Mnie też nikt nie słucha. Przecież mówiłem, że silniki są praktycznie nie ruszane. Ale nikt mnie nie słucha. Pokiwaliście głowami i tyle. - Jericho też dorzucił swoje gdy siedział na ławeczce dropshipa i miał na kolanach konsole sterującą pewnie jakimś dronem.

- Bez paliwa i tak nigdzie nie polecimy. - Zeeva wzruszyła ramionami bawiąc się zamkiem broni. Rozlegał się suchy, denerwujący trzask uzbrajanej i rozbrajanej broni.

- A my tylko wykonujemy swoje obowiązki dla dobra ludzkości. A wy do nas strzelacie. - głos droida był mocno syntetyczny. W końcu miał tylko głośnik do komunikacji głosowej.

- Hola, hola kolego! To wy do nas zaczęliście strzelać pierwsi! - Zeeva zamachała dłonią i groźnie wbiła palec w pierś robota tuż obok wypalonych laserem przestrzelin.

- To są właśnie nasze obowiązki. - droid przyjął te oskrażenie z robocim spokojem i rozłożył ramiona w geście bezradności.

- A ja! A do mnie dlaczego strzelaliście?! - gdzieś tam przez tłumek osób błysnęła blond główka pilot dropshipa z nieskrywaną pretensją.

- Wybacz. Byłaś w skafandrze i wszystko wskazywało, że jesteś człowiekem. - syntetyczny głos z głośniczka dorida przybrał ton zakłopotania i przeprosin.

- No w porządku. Rozumiem. Każdemu może się zdarzyć jakaś pomyłka. - głos Chris złagodniał jakby była skłonna wybaczyć taką pomyłkę. - Ale teraz nie mam skafandra a dalej mnie atakujecie. Dlaczego? Teraz już wiecie, że nie jestem człowiekiem. - pilot dociekała dalej nie mogąc pojąć zachowania droidów.

- No wiesz… Pętasz się po naszej stacji bez zezwolenia, masz broń, nie reagujesz na wezwania do poddania się a do tego trasa sugeruje, że chciałaś się dostać do zastrzeżonego obszaru. No jak nic sabotażystka. Sam powiedz czy tolerowałbyś takiego intruza na swoim statku i pozwoliła mu działać jak chce? - droid wzruszył ramionami znów w tym przepraszającym tonie by dać znać, że nawet mu trochę głupio, że tak wyszło no ale ma swoje procedury i rozkazy jakich musi się trzymać. Na koniec zapytał jednak Vicente a nie pilota.

- No chyba nie… Trochę głupio wyszło… Ale ja też mam swoje rozkazy. - blondynka pokiwała głową nieco zaskoczona i może trochę zażenowana z takiego obrotu wypadków. Ale na koniec tonem usprawiedliwienia dodała co nią kierowało.

- Widzicie? Aż tak się nie różnimy. - droid skrzeknął swoim syntetycznym głosem i chyba się uśmiechnął.



Czas: Dzień 18; 21:30
Miejsce: “Aurora”; przedział załogi; mostek
Skład: Agnes, Dragos


Agnes nadal pełniła dyżur z Dragosem na mostku. Dzięki łączności z dropshipem mniej więcej wiedzieli co tam się działo. Wysłali Chris aby spróbowała sama wyłączyć generatory 12-ki. Ale chyba coś nie bardzo jej to poszło. Tak czy inaczej za godzinę automaty zaczną manewr powrotu i trochę przed północą “Black Hawk” powinien wrócić do rodzimego hangaru.

A na “Aurorze” została ich trójka. No i czarny kot oczywiście. Z czego Vicente wyszedł z mostka to nawigator została sama z Dragosem. Sprawy szły raczej rutynowym tonem gdy niespodziewanie komputer zgłosił alarm o wykrytym skażeniu biologicznym. W robowarsztacie.

- O cholera… Skażenie biologiczne? - Dragos zbladł i spojrzał na koleżankę jakby liczył, że mu się coś przywidziało. No ale nie. Ona też to widziała.

- Sprawdzę systemy. Może to jakaś awaria czujników. - powiedział jakby próbował uspokoić rozsądnym argumentem ich oboje. Chwilę przeprowadzał procedurę autokontroli systemu czujników.

- Wygląda na to, że są w porządku. - przyznał z niechęcią po paru chwilach. Szkoda. Jakby to było coś z czujnikiem to by się go wymieniło jak żarówkę i byłoby po kłopocie.

- Co robimy? Rozumiesz ten bełkot? - kolega spojrzał na koleżankę bo komputer zgodnie z procedurami w chwili alarmu zablokował i odciął skażone pomieszczenie. A także wysłał na mostek dane czynnika jaki wywołał ten alarm. W tym wypadku do nawet laik mógł przeczytać ekspertyzę czujników i komputerów które identyfikowały substancję jako szczurzą krew. To nie było dziwne. Statki i bazy kosmiczne miały swój naturalny biotop tam gdzie działały SPŻ. Te wszystkie szczury, karaluchy, pająki, roztocza i inne takie jakie zdawały się podbijać wszechświat wraz z ekspansją człowieka jako niechciani pasażerowie na gapę. Więc to, że jakiś szczur się skaleczył w swoich szczurzych wędrówkach nie było takie dziwne. Ale samo w sobie nie powinno wywołać tak gwałtownej reakcji systemu obronnego.

Agnes jako biolog mogła zrozumieć więcej z tych wyświetlanych danych. Poza samą hemoglobiną były też liczne uszkodzenia i toksyny. To musiał być poważnie chory szczur, może nawet w stanie terminalnym. A alarm wywołało to, że te same szkodliwe czynniki jakie poczyniły spustoszenie w krwiobiegu szczura mogły również zagrażać zdrowiu człowieka.

- Wzywamy Vicente? Albo kapitana? - Dragoś zaproponował niepewnym tonem kolejne kroki. Czekając na decyzję sprawdził gdzie jest pikaczu informatyka. I trochę się zdziwił jak wykrył go w kabinie Zeevy. Ale można było go powiadomić. Tak samo jak kapitana.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline