Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2021, 21:28   #47
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Zaginiona scena negocjacji z elfami (Iolanda, Cesar & Ekthelion)

Baronessa powitała swojego, właściwie ich gościa gdyż razem z signore Arrarte przyjmowali Ektheliona, władcę na Tor Dranil, Lothian i dziedzica Caer Muir. Towarzyszył mu już poznany wcześniej, postawny rudzielec. Oba elfy najwyraźniej zdążyły się przebrac w nieco luźniejsze i na pewno świeższe ubranie. Przybytek prowadzony przez rodzinę niziołków nie było żadnym pałacem, ale oferował prywatne pomieszczenia, w których można było porozmawiać w spokoju.
Do jednej z takich żal oboje estalijscy szlachcie zaprowadzili swojego gościa. Na stole czekał już posiłek, który cieszył oczy swym wyglądem, a zapachem łechtał tak, że miało się ochotę usiąść do stołu by spróbować tych smakołyków.
Gdy wszyscy zajęli już miejsca, a służąca o nietypowej urodzie rozlała wino Iolanda uniosła kielich
- Cieszy mnie panie Ekthelionie, żeś raczył przyjąć zaproszenie. Muszę przyznać, że słowa twoje przekazane mi przez twego sługę były równie niespodziewanie jak wasze pojawienie się na miejscu aukcji. Prawie skradliście szoł Tramielowi - powiedziała żartem.
- Zwykle nie zwracamy na siebie nadmiernej uwagi i teraz również nie było to naszym zamiarem. Naszą zaś przykuł pewien blondwłosy młodzieniec. Jego sprawą już ktoś się zajmuje. Tymczasem pan Arrarte wspomniał coś o długu wobec damy? - Ekthelion upił niewielki łyk wina. Ambrath zaś wypił swój puchar niemal jednym haustem.
- Tak się składa, że wcześniej w ogóle nie interesowaliśmy się tą kobietą. Teraz tak, ale wciąż nie jesteśmy zainteresowani jej zakupem, ani wsparciem w takowym, o ile pani powody są takie same, jak kapitana de Rivery. Ambrath potwierdził, że są, co powoduje, że nasza sakiewka jest chwilowo tam, gdzie była. Samo jednak spotkanie na targowisku, jak i obiad w państwa towarzystwie otwiera pewne...możliwości. Nic wszak nie dzieje się bez przyczyny - powiedział elf patrząc z uwagą na baronową.
- Ach ci blondwłosi młodzieńcy - baronessa zaśmiała się. - Dziś taki jeden zaczepił nas na targu, pamiętasz Pilar? - Zapytała służki a ta kiwnęła głową na potwierdzenie. Sama baronessa podała zaś opis odpowiadający Zimmerowi - Wypytywał czy jestem zainteresowana. I o de Riverze wspomniał, - coś nagle dotarło do niej. - Że nie liczy na jego wygraną. Wybaczcie panie - Iolanda zreflektowała się, że na głos wyraża swoje myśli.
- Wbrew temu co przekazał panu Ambrath, powód zakupu Amazonki z całą pewnością nie jest taki sam jak w przypadku tego… oficera. Nawet jeśli na paru płaszczyznach jest zbieżny. Ale dość o tem. Rzekłeś Signor Ekthelion o możliwościach. Raczyłbyś rozwinąć temat?
Novareńczyk sprawiał wrażenie może nie zniecierpliwionego, ale dość konkretnego. A w każdym razie w przeciwieństwie do baronessy nie rozbawionego.
Elf uśmiechnął się jednak. Lekko i niemal niedostrzegalnie, ale wyglądał na zadowolonego - Od razu do rzeczy? Dobrze więc. Jestem przekonany, że baronowa nie zaoferowałaby tak wielkiej sumy za amazonkę gdyby nie miała jakiegoś planu. Znamy już warunki de Rivery, najpewniej pani baronowa również je zna. Albo robi to, aby w swoim przypadku je zmienić i wynegocjować lepszy układ, albo sama ma ambicje stać na czele wyprawy. Wszak jeśli panuje w osadzie przekonanie, że kto ma amazonkę, ma większą szansę w dżungli, mając ją, ma się większe poparcie potencjalnych uczestników wyprawy. A więc autorytet. To, panie Arrarte, jest właśnie jedna z tych możliwości. O kolejnej powiem za chwilę, ale najpierw chcielibyśmy poznać warunki, jakie zaoferowałaby baronowa, jeśli sama chciałaby poprowadzić ekspedycję. Co prawda do festag jest jeszcze kilka dni, a na podejmowanie takich decyzji jest jeszcze czas, możliwość taką można już rozważyć - wyjaśnił spokojnym tonem Ekthelion, bawiąc się pucharem wina.
- W jednym na pewno masz panie rację. Amazonka może być przewodnikiem po dżungli. W takim celu ją nabyłam. Co do ambicji by stanąć na czele wyprawy - Iolanda kiwnęła lekko głową w kierunku swego gościa i napiła się trochę wina. - Czyż chcąc brać udział w balu ma się ambicje by pouczać kucharzy czy ochmistrzynię? - Tu kobieta zrobiła krótką przerwę. -Wybacz mi panie, waszych zwyczajów nie znam. Ale żaden z de Azuarów nie poucza swego ekonoma jak zarządzać majątkiem. Tak i ja nie mam zamiaru de Rivery w tym pouczać. Jeżeli wierzyć plotkom świetnie się do tego nadaje.
Elfy spojrzały po sobie, jakby nie rozumiejąc.
- Nie o to pytaliśmy. Co do amazonki, uważam, że jest najgorszym przewodnikiem po dżungli, jaki istnieje w Porcie Wyrzutków. Nie chcemy też pouczać, ani Ciebie pani, ani kapitana. Każdy ma swoje powody i intencje. Wiemy, jakie kapitan oferuje warunki, jeśli pójdziemy w dżunglę pod jego przywództwem. Fakt, że zdecydowała się pani licytować przeciwko niemu świadczy, że panią owe warunki niezadowalają, i chciała je pani zmienić. Lub je ustalać. - Wyjaśnił Ekthelion, starając się tym razem mówić nieco mniej zagadkowo
- De Rivera żadnych warunków nam nie przestawił - mówić "nam" wskazała na siebie i Cezara. - Mnie interesuje odbycie podróży do serca tego lądu. Dlatego chciałam przyłączyć się do wyprawy organizowanej przez wiceharbinę de Limę. Dwie wyprawy w jednym czasie to oczywiście podbieranie sobie uczestników i sprzętu. Ale cóż - rozłożyła ręce w geście bezradności. - De Rivera chyba tego nie zrozumiał.
- De Rivera ma jasno sprecyzowane podejście do tego, ile wypraw powinno wyjść do dżungli, i kto ma je fundować i nimi dowodzić. Jeśli jest pani w stanie zmusić go, by zmienił warunki na jakich odbędzie się podział łupów, być może otwiera się przed nami kolejna możliwość - elf spojrzał na baronesse i ponownie lekko się uśmiechnął - Amazonkę, możecie mieć za darmo.
Estalijski szlachcic uważnie słuchał słów elfa wspierając podbródek o ręką łokciem opartą o blat i co i rusz przejeżdżając dłonią po zaroście. Wzrok miał utkwiony na wejściu do salki, ale gdy elf wypowiedział ostatnie słowa, uniósł pytająco brwi.
- Jaka konkretnie zmiana warunków de Rivery by Was interesowała Signor Ekthelion? I co oferujesz w zamian?
- Nas zmiana warunków nie interesuje, panią zaś tak. Nie jesteśmy kupcami ani dyplomatami aby kłócić się o procenty od złota, którego jeszcze nie zdobyliśmy. Dżungla rozsądzi, kto ile wart i ile zostanie do podziału. Skoro pani de Azuara nie chce przejąć roli od kapitana i wicehrabiny, nasz układ z kapitanem obowiązuje i nas zadowala. Oferuję jednak zawsze i niezmiennie elfie miecze i łuki, nie sakiewkę bo tą łatwiej dysponować niż krew przelewać. Kapitan zaś, jeśli przypomni sobie, że nie sakiewki powinien gromadzić, a wojowników, weźmie to, na czym mu zależy, przy wsparciu tych, którym na tym zależy.-
Ekthelion zerknął na Ambratha i zawiesił głos dając do zrozumienia, że mówi o elfach - A przypomnieć mu o tym może nie kto inny, jak ty pani, która pokonałaś na targowisku nie tylko kapitana, ale i pana Baszira. Pod tym jednak warunkiem ,że ona wolna w dżunglę odejdzie.. - Ekthelion upił nieco wina z pucharu -...lub będzie martwa - dodał beznamiętnie, wbijając wzrok w baronową.
- Dlaczego zależy ci panie na wolności tej istoty? - Iolanda odwzajemniła spojrzenie.
- Bo wiedząc o niej, może, zaznaczam może, da się namówić do współpracy. To wojowniczka, więc od losu jaki jej gotują śmierć byłaby lepsza. I myli się pani. Nie zależy mi na niej ani jej wolności. Baszir może ją sobie kupić. Ale jeśli de Rivera, dowódca wyprawy ma popełnić błąd, i jej zaufać, niech lepiej będzie miała chociaż jeden powód, by być wiarygodna.
- Nie pochwalam i nie zamierzam brać udziału w łapaniu niewolników. Nie podoba mi się również pomysł de Rivery by oddać tę wojowniczkę, jak raczyłeś określić ją panie, do domu uciech po całej wyprawie -
powiedziała gospodyni tego małego spotkania.
- Nie wiedziałem, że ambicje kapitana są tak niskie. - pokręcił głową Ekthelion, a Ambrath jedynie parsknął zniesmaczony - Tym bardziej bez szans. Nie idzie się za wściekłym wilkiem, by łapać jego watahę. Idiotyzm - dodał rudowłosy wojownik i nalał sobie wina - Już rozsądniej byłoby wyjść w małej grupie. Skrycie. Bez amazonek i innych problemów - dodał i wzruszył ramionami, zabierając się za leżące na talerzu danie zaś Ekthelion popatrzył na baronową i pana Arrarte - Co państwo zamierzają?Pytam z ciekawości, bo widać, że podobnie problem widzimy - tym razem to elf zaczął wyglądać na zamyślonego, podobnie jak towarzyszący baronowej medyk.
- Nie, nie zamierzamy. To byłaby obraza dla naszego honoru. - odpowiedziała baronessa. Być może jej goście nie wiedzieli, że estalijska szlachta gardzi takim procederem.
- Naszego również. Całe to zamieszanie z niewolnictwem jest haniebne. Ze wszystkich rozumnych istot, parają się tym jedynie zielonoskórzy, plugawi wyznawcy chaosu, i druchii - potwierdził Ekthelion skinieniem głowy
- I piraci - dodał Ambrath żując jakiś kęs - Zdaje się, to oni założyli tę malowniczą dziurę? - pokiwał twierdząco, jakby samemu odpowiadając sobie na pytanie i zajął się sosem, który wybierał z talerza za pomocą skórki od chleba.
- Ilu ludzi zamierza pani zabrać na wyprawę? - elf powiedział to tonem sugerującym, że miał pewien pomysł.
- Zabiorę całą swą świtę. Poza Pilar - baronessa wskazała na kobietę, która im usługiwała - reszta to zbrojni, czyli 10 osób.
- Ze mną jest tylko dwójka -
powiedział Cesar bębniąc palcami po karczemnym stole - I może ktoś jeszcze… Muszę się z nim spotkać. A co z Amazonką?
- Nic z amazonką signore Arrarte. Na cóż nam ona gdy nie idziemy. A nie pójdziemy, gdy zostaniemy sami -
tu spojrzała na swojego gościa. - Pobudki de Rivery uważam za niskie. Ale jego przygotowania są zaawansowane. Na jego nieko korzyści przemawia też jego butna natura. Jeżeli zatem chcesz panie Ekthelion z nami ruszyć w dżunglę, to muszę wiedzieć to teraz. Ale uprzedzam, że rezygnuję z nabycia tej wojowniczki. Mogę spróbować stworzyć ci szansę na drugi sposób jej ratunku.
- Amazonka jest kluczowa -
odparł Cesar - Przyznaję, że przymuszona wojowniczka to zły przewodnik. Ale mamy przed są połacie nieprzebytej gęstwy wielkości całego Imperium. Nie możemy ich na ślepo przeczesywać. A Amazonka to jedyna w Porcie osoba, która widziała serce dżungli. Prawie jedyna. - wzniósł rękę i podrapał się po skroni jednocześnie pukając w nią wymownie - Plotka w Porcie niesie, że w ręce kapitana wpadł ktoś kto wrócił z dżungli. Nie pomnę mienia, ale brzmiało rodzimie. Według mnie to jeden z konkwistadorów z ostatniej misji kapitana Rojo. I od niego de Rivera dowiedział się o osadach Amazonek i zapewne morzach złota. Jego metody nie muszą się nam podobać. Ale jeśli chcemy iść w głąb tego lądu mając na celu cokolwiek poza gęstwą samą w sobie, musimy się z nim dogadać. A oddzielić się dopiero gdy naprawdę zajdzie taka konieczność. Być może nawet większą już teraz ustaloną i przygotowaną na to grupą?
Mimo że wcześniej mówił przede wszystkim do baronessy to ostatnie pytanie padło wyraźnie do Ektheliona.
- Czy masz zatem Signor pomysł jak uwięzionej Amazonce zaproponować wolność i zwiększyć jej wartość?
- Kluczowa może w zamyśle pana de Rivera, który jeśli amazonki pożąda, mógłby ją mieć za darmo. Skoro jego przygotowania są zaawansowane, dysponuje odpowiednią siłą. A jeśli nieodpowiednią, zawsze mógłby sprawdzić ile warte są deklaracje tych, co już otwarcie go poparli. Czymże warta jest polityka, jeśli nie jesteśmy w stanie wymusić pewnych decyzji, które nie wszystkim się spodobają? Szczęśliwie, to jest kraniec cywilizacji, i wymusza ten, kto może. Jednakże, panie Arrarte, baronowa ma rację. W sprawie amazonki można nie robić nic, i przyjąć to, co przyniesie los. Pańska zaś propozycja jest -
Ekthelion zawiesił głos aby dolać sobie wina - kolejną możliwością która się otwiera.
- Proszę -
Cesar dolał też wina baronessie i sobie - Niech pan kontynuuje Signor.
Wyglądał na szczerze zaintrygowanego.
- Wpierw musiałbym wiedzieć konkretnie, ilu byłoby zainteresowanych taką...możliwością i czym dysponują. Sprzęt, zwierzęta, tragarze, prowiant...tymczasem zaś, jedynie dyskutujemy sobie swobodnie o możliwościach - Ekthelion uśmiechnął się do Cezara.
- Uwzględniając nas około 15 osób jak już powiedziane zostało. Z miesięczną aprowizacją i adekwatną ilością mułów i szerpów - odparł Cesar - Ale to bez znaczenia bez przewodnika. Czy twoja grupa Signor Ekthelion - spojrzał na pałaszującego z apetytem obiad Ambratha. Bez cienia sceptycyzmu. Raczej badawczo - zapuszczała się tak głęboko w dżunglę? Zna jej sekrety? Dlatego pytam o możliwość jaką proponujesz dla oswobodzenia Amazonki z losu kariery nałożnicy, który nie ułatwi jej współpracy.
- Mówiłeś też pani, że już pewne ustalenia poczyniłeś z de Riverą. Czy to nie byłoby niehonorowe zerwanie owych ustaleń? -
Zapytała Iolanda.
- Tak. Byłoby. Wstępnie przyjęliśmy jego warunki, ale festag jest daleko i nie przybiliśmy jeszcze umowy do końca. Więc jedynie możemy porozmawiać o możliwości zaproponowanej przez pana Arrarte. Póki co żadna oferta z jego strony nie padła, z pani strony też nie, co upewnia mnie, że to jedynie luźna rozmowa, bez konkretów. Jeśli pyta pan, panie Arrarte, czy moja grupa była głęboko w dżungli, odpowiem, że nie. Ale to nie jest największy problem dla elfów, które docierały już wcześniej do złotych miast w głębi dżungli. Jeśli pyta pan, czy moja grupa utrzyma towarzyszących im piętnastu ludzi, odpowiem, że tak. Jeśli pyta pan, czy zdecyduję się na to już teraz, odpowiem, że nie. W sprawie amazonki wyraziłem się bardzo jasno. Kapitan, lub dowolna osoba chcąca oswobodzić amazonkę, ma nasze poparcie. Łuki i miecze. Nie sakiewki - Ekthelion prawie nic nie jadł, popijał jedynie małymi łyczkami wino trzymane w pucharze. Ambrath zaś nieco mniej się krygował i szykowało się, że jego dowódca całkiem szybko będzie musiał odstąpić mu swoją porcję.
- W przypadku amazonki miecze i łuki nie pomogą. Przynajmniej nie teraz - odezwała się baronessa, która z wdziękiem i gracją, wrodzoną ale i podszlifowaną przez lata, posilała się. - Nie zaproponuję więcej niż de Rivera i de Lima. Mi zależy na szybkim wyruszeniu. Także wyprawa, która szykuje się teraz jest dla mnie interesująca. A skoro i ty panie jesteś wstępnie po słowie z de Riverą, to tym bardziej mogę się radować, że w tak zacnym towarzystwie wyruszymy.
Elf kiwnął głową - Same miecze i łuki nie. Potrzeba jeszcze sojuszników. Pani ludzi na przykład. Sam pan de Rivera musi też zadać sobie pytanie, czy wciąż jest kupcem, czy wojownikiem. -Ekthelion zakończył temat amazonki - Będzie nam również bardzo miło. Bezpieczeństwo w liczbie, jak to mówią, choć z drugiej strony, niewielki oddział w takim terenie jak dżungla to też zaleta.
- Jeśli chcemy się szybko przemieszczać i nie brać łupów, na które de Rivera liczy. I nie tylko on - odpowiedziała Iolanda.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline