Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2021, 22:16   #77
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Po południu, siedziba Kultu Zaginionego Miasta, Miami Beach, Miami.

Poruszanie się po terytorium sekty okazało się wręcz bezproblemowe dla neofitki „Sabatei”. W zasadzie mogła wejść do każdego miejsca, bo prawie wszędzie witały ją otwarte drzwi. A jeśli nawet któreś z nich były zamknięte, to nie na klucz. Z kolei jak już ktoś zwracał na nią uwagę, to raczej z racji tego, że była nową twarzą w zborze, albo po prostu interesowała go w bardziej „przyziemny” sposób. Widocznie w tej sekcie celibat nie obowiązywał, choć oddzielne dormitoria dla każdej z płci musiały nieco przeszkadzać...

Po jakimś czasie eksplorowania siedziby elianinów złodziejka artefaktów zaczęła nawet podejrzewać, że są oni zbyt głupi lub beztroscy, by troszczyć się o swoje dobra i tajemnice. Tym, co zapewniało klaunom namiastkę prywatności i bezpieczeństwa, była ich liczebność i wścibskość. Niestety, mimo pozornie sprzyjających okoliczności ograniczony czas i częste nagabywanie nie pozwoliły jej dotrzeć wszędzie, gdzie by chciała. Natrętni pomyleńcy stanowili niemożliwą do ominięcia przeszkodę, a każdemu starała się poświęcić nieco uwagi, aby nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń. Do tego czasami durnie blokowali przejścia, co w połączeniu z nieubłaganie płynącym czasem i rozmiarem obiektu sprawiło, że pozostało jej kilka zamkniętych wejść, których nie zdążyła sprawdzić. Finalnie jedyną użyteczną informacją, jaką zdobyła, było to, że drzwi wejściowe zamykane są od wewnątrz na zasuwę. Zatem jedynym sensownym wejściem z zewnątrz była dziura w dachu, prowadząca do sypialni neofitek.

Idąc na obiad, brunetka rozmyślała nad osobliwym faktem, że nie spotkała jeszcze żadnego czubkowego ochroniarza. W ogóle kogoś uzbrojonego. Potencjalnie obszerne szaty z prześcieradła mogły dobrze skryć broń palną krótką albo białą. Na przekór temu zdawało się świadczyć to, że społeczność elianinów wydawała się nader pacyfistyczna i stateczna. Aczkolwiek przypomniało się jej, jak poprzedniego dnia Tybald wspominał coś o wewnętrznej wojnie religijnej w wydaniu tych świrów. Miała nastąpić w wyniku schizmy po śmierci Eliasza, wtedy to bracia wbrew duchowi ekumenizmu wymienili między sobą teistyczne uwagi za pomocą pięści. Po skonfrontowaniu jej z rzeczywistością specjalistkę od zabezpieczeń trochę dziwiła ta relacja, jak dotąd nie widziała nikogo, kto by się zachowywał w najmniejszym stopniu agresywnie. Z drugiej strony przewędrowała całą Amerykę i wiele widziała, a jeszcze więcej słyszała, dlatego mimo wszystko ciężko było jej uwierzyć w takie zachowanie bez cienia podejrzliwości. Luźno przypuszczała, że ten ostentacyjny spokój kultystów może mieć jakieś drugie dno. Sekciarze czubami byli bez wątpienia, ale czy kryło się za tym coś więcej? W świecie, gdzie nierzadko umierało się za łyk wody lub garść naboi, gdzie para niepozornych staruszków mogła trzymać w piwnicy ludzi na ubój, a matki sprzedawały własne dzieci i nawet dobrotliwi kapłani otwarcie nosili nabitą broń, pozorna normalność wydawała się bardzo nienormalna, wręcz osobliwa. Czujne spojrzenie szafirowych oczu wychwyciło spod cienia lustrzanek, że frajerom nie trzęsły się ręce, więc na pewno nie byli ludojadami. Ale mogli składać krwawe ofiary swojemu prorokowi, zmuszać do rytualnych samobójstw, handlować członkami własnego kultu i robić wiele innych, pojebanych rzeczy. W każdym razie Rita i tak nie zamierzała się co do tego upewniać i zostawać dłużej. Planowała zatrzymać się na tyle, ile wydawało się jej konieczne, czyli do końca Święta Pamiątek. Poza tym, miała już opracowany plan ucieczki.


Obiad odbywał się w tej same sali jadalnej, gdzie przesłuchiwał ją wcześniej brat Ambrozjusz. Przy stole w jej sąsiedztwie zasiadła „Emma” (Roxie) i Samantha oraz dwóch nieciekawych braciszków, zapamiętywaniem imion których nie zamierzała się kłopotać, więc na szybko określiła ich w myślach jako „głupol” i „żarłok”. Nietrudno domyślić się, dlaczego. Obiad, całkiem niezły i suty, uznała za swego rodzaju błogosławieństwo, ponieważ od śniadania zaserwowanego przez Jenny zdążyła już porządnie zgłodnieć. A była jedną z tych kobiet, która lubi sobie w tym względzie pofolgować, choć sylwetką tego w żaden sposób nie zdradzała. W czasie posilania się łowczyni skarbów mimowolnie zauważyła, że jej towarzyszka, a zwłaszcza ona sama, budzi spore zainteresowanie wśród zgromadzonych szajbusów. Nieco przeciwnie rzecz się miała z Jamesem, vel „Gideonem”, na którego, owszem, też często zerkali, jednak wyłącznie krzywo, wymieniając przy tym jakieś potencjalnie nieprzyjemne uwagi za pomocą szeptu. Dopóki jednak nie mieli zamiaru ich ekskomunikować za jego krnąbrną postawę, to miała to głęboko w dupie. Poza tym, jej uwadze nie umknęło również to, że w stołówce zebrał się chyba cały zbór, albo przynajmniej jego znaczna część. Nie liczyła dokładnie, ale pospiesznie oszacowała liczbę zgromadzonych na trzydzieści do pięćdziesięciu dusz. Postarała się zapamiętać tę liczbę.

Niedługo po tym jak skończyła jeść, dało się słyszeć trzy uderzenia w gong. Co, jak szybko jej wyjaśniono, zwiastowało porę na medytacje.


Pomieszczenie przeznaczone do uroczystości i medytacji stanowiła sporawa sala gimnastyczna. Na miejscu okularnica zauważyła, że wszyscy zgromadzeni przywdziali coś w stylu „odświętnych szat”. Wniosek ten nasuwał się sam, głównie z racji zbliżającej się uroczystości oraz tego, że akurat te ubrania były lepiej wykonane i ozdobione. Po zajęciu ściśle wyznaczonych miejsc, plecami do jakichś szatnianych szafek, rozpoczęła się godzina niezwykle idiotycznych i bełkotliwych modłów oraz medytacji z prośbą o natchnienie, które miał zesłać sam prorok Zaginionego Miasta. A że jednymi z ostatnich rzeczy, jakie można by było rzec o Ricie to, że była cnotliwa, uduchowiona i potrafiła długo usiedzieć w jednym miejscu, dlatego też czas płynął dlań niezwykle wolno, a cała szopka była niezwykle uciążliwa. Udawała jednak zapamiętanie w sakralnych czynnościach, by wyglądać jak inni, choć z trudem powstrzymywała potrzebę wiercenia się w krześle oraz zażenowanie i mdłości wynikające ze słuchania sekciarskich głupot.

W końcu jednak skończyły się jej męczarnie, a jedne z zamkniętych dotychczas drzwi otworzyły się na oścież. Zaraz potem wjechało przez nie... szpitalne łóżko? Prowadzone było przez jakiegoś kolesia z pozoru przypominającego typowego lekarza z przedwojennych gazet i filmów. Samantha wyjaśniła jej i pozostałym towarzyszom, że to jest ten słynny Amos, następca Eliasza. Typek bez wątpienia miał coś na tym łóżku, ale przykryte było prześcieradłem. Biorąc pod uwagę okoliczności ocaleńczyni uznała, że są to pewnie te pamiątki, o które było tyle szumu. Po zatrzymaniu się na środku sali Amos zaczął po kolei wzywać do siebie współwyznawców. Tamci zaś po wywołaniu ceremonialnie wstawali z krzeseł i podchodzili do guru, po czym dostawali jakieś namaszczenie i jopiąc się w sufit wsuwali łapę pod prześcieradło w celu wylosowania jakiegoś fantu. Tak też cyrk religiotów trwał w najlepsze, wszyscy po kolei, jeden po drugim wyciągali jakiś badziew i w sekciarskim uniesieniu głośno proklamowali, co on niby oznacza i w jaki sposób pomoże rozszyfrować prawdziwą mapę prowadzącą do tego mitycznego Rebisu. Dla brunetki wszystkie te „objawienia” były zwykłym stekiem bzdur, który można było o kant dupy potłuc. Z kolei Amos musiał mieć wręcz odwrotnie, bo skrupulatnie notował je wszystkie, co do słowa.

Ceremonia była nudna i strasznie się dłużyła, ale przebiegała bez zakłóceń. Przynajmniej do momentu aż jakiś brat Filister nie wyciągnął „srebrnego krążka”. W podnieceniu wyrzekł on swe proroctwo i cisnął niebacznie przedmiotem, roztrzaskując go o jakąś szafkę. Jako doświadczona hakerka, Rita z trudem powstrzymała wybuch śmiechu, gdy dostrzegła, że ten wielki artefakt kultu to zwykły dysk DVD. Ale nie to było w tym wszystkim najlepsze. Należytym zwieńczeniem szaleńczej głupoty i kuriozalności tej sytuacji okazała się histeryczna reakcja tłuszczy, która zaczęła za przykładem swego duchowego przywódcy okładać w furii „heretyka”, który zniszczył jej cenny relikt. Jednak Tybald miał dzień wcześniej rację. W spokojnych sekciarzach było nieco ikry, pozwoliła sobie skonstatować Rita, śmiejąc się w duchu.

Po widowiskowym i brutalnym przegnaniu nieszczęśnika uroczystość wznowiono. W końcu też przyszła kolei na neofitów. Pierwsza z ekipy pracującej dla Cantano okazała się szafirowooka. Ta z udawaną rewerencją podeszła do prześcieradła i ostrożnie włożyła dłoń pod płachtę. Z początku wymacała, jakieś urządzenie z klawiszami. Coś jakby... telefon? Postanowiła jednak szukać dalej, więc wkrótce trafiła palcami na coś w stylu opakowania po tabletkach. Ono również nie wydało jej się interesujące, biorąc pod uwagę cel poszukiwań. Ponowiła więc szperanie. Na szczęście, zanim zgromadzeni zaczęli się niecierpliwić, trafiła na jakąś grubą księgę. Uznała, że właśnie ten przedmiot najlepiej będzie wyciągnąć. Tom mógł być jakimś altasem albo przynajmniej zawierać zapisane przez sekciarza uwagi i zagadki, ewentualnie pokręconą mapkę, na której mogła być zaznaczona poszukiwana lokacja. Choć „Sabatea” szczerze wątpiła, żeby to było takie proste. Biorąc pod uwagę ekscentryzm sekty, równie dobrze mapą, czy też wskazówką, co do lokalizacji Zaginionego Miasta mogło być coś całkiem absurdalnego, co zupełnie nie przywodziło na myśl standardowej mapy.

W każdym razie po wydobyciu książki spod narzuty okazało się, że dziewczyna trzyma w rękach egzemplarz biblii króla Jakuba. Trochę zużyty i poplamiony, ale kompletny. Po przewertowaniu stron spostrzegła również, że między kartkami wciśnięte jest jakieś zdjęcie, prawdopodobnie używane kiedyś jako zakładka. Nie wyciągając go ze środka, obejrzała je dokładnie. Było ono czarnobiałe i przedstawiało coś, co wyglądało jak schodkowa piramida, wykonana w stylu architektonicznym któregoś z dawnych ludów Mezoameryki. Zdjęcie zrobione było z poziomu gruntu, a centralny obiekt ustawiony był na tle dżungli i pogodnego nieba. Czyżby to było te Zaginione Miasto? Zadumała się przez moment czarnowłosa. Zaraz jednak przypomniało jej się, że bacznie zerka na nią Amos i reszta religijnych popaprańców. Zamknęła więc księgę, nabrała powietrza i zaczęła bełkot.
Zaiste, pozbawion jest wciórności syjoński majestat arcywielebnego w niebie! — podniosła głos i ręce w górę odwracając się ku reszcie — Na ów schronozagrodę spłynęło najznamienitsze światło radiacji oświecenia, iż sandał jego postawił tu drzewiej stopę, ostawiając trzodę tak nielichej dziatwy, niestrudzenie łaknącej egzogenezy! Ja, trzymając ten święty artefakt, czuję się niemożebnie prawdowzmocniona. Hosanna, bracia i siostry. Hosanna! To darowyznaczanie odmieni oblicze ziemi, TEJ sodomskiej ziemi! Ale zaraz! Słyszę... SŁYSZĘ bowiem głos proroka, spływa on na me uszęta niczym kojący balsam, powabem swem we wstydzie pozostawiając nawet śpiew rajskiego ptaka! Niesie się wprost z Zaginionego Miasta. Głosi on, iż stronice tego świętego tomu zawierają istotne wskazówki jak je odnaleźć, jak nas uratować. To krok milowy, tu nirvana homo est! Czas paruzji nadchodzi! A gdy nasz exodus się zakończy Wieża Babel z kłamstw wszetecznych runie, przekłamańcy odzyskają radość człowieczej formy, Sodoma Syjonem się stanie, egzogeneza napełni serca ludzi, a wciórność zaniknie, jak zły sen. TAK, JESTEŚMY URATOWANI! Przemówił, ON PRZEMÓWIŁ! Zaprawdę powiadam wam, mnie wyznaczył na bycie Prorokinią Drogi. Tą, która odszyfruje jego wskazania, zawarte w tej stronicownicy. Tak było, ongiś bowiem spaplał: „Przybędzie dziewczę czyste o włosach jak heban i czterech oczach dwóch szafirem błyszczących, dwóch o mroku obsydianowym, ono was poprowadzi do Ziemi Obiecanej, Rebisem niczym manną was zaspokoi. Ono będzie Prorokiem Drogi!”
Padła na kolana, a następnie przechyliła się do tyłu i rozłożyła ręce na znak krzyża. Jej głos nieco osłabł, ale wyrzekła jeszcze:
Oto słowo naszego Pana. Eliaszowi niech będą dzięki!

Losowanie artefaktu: 19

 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 17:57.
Alex Tyler jest offline