Pieśń Gléowyn znakomicie zwieńczyła pierwsze dobre wrażenie, jakie biesiadnicy do tej pory wywarli na gospodarzach. Wszystkim udzielał się dobry nastrój.
Król jednak bardziej od małżonki zdawał się być pogrążonym w rozmyślaniach, jakgdyby coś ważnego nie pozwalało mu w pełni oddać się beztroskiemu ucztowaniu.
- Thèodenie. - odezwał się do milczącego do tej pory królewicza. - Niezbyt często jadamy przy stole z tyloma w jednym miejscu walecznym i uczonymi gośćmi, podróżnikami, mieszkańcami odległych krain, czy miłośnikami pieśni, w których jakże często zawarte są mądrości ludowe. Czy jest jakieś pytanie, które chciałbyś synu zadać naszym gościom? Dowiedzieć się czegoś?
Król popijając z kielicha obserwował syna.
Uważnie słuchający dotychczas wszystkich chłopiec, wyglądający wiekiem na mniej więcej tuzin wiosen, zamyślił się na chwilę.
- Interesuje mnie dyskusja o cnotach. Która jest najwyższą i najbardziej pożądaną? Która jakość czyni Wolnych Ludzi Śródziemia wyjątkowymi?
Morwen wychyliła się zza króla i z uśmiechem rzekła się do syna tonem delikatnego pouczenia.
- Thèodenie, nasi goście słusznie mogą czuć się nie na miejscu przy królewskim stole instruować Władcę Marchii o najwyższym atrybucie.
- Oh, nie! - Thengel machnąwszy udźcem wszedł w słowo gotowemu do zabrania głosu synowi. - Nikt wszak nie jest aż tak mądry, aby nie poznać nowych prawd lub do nich się przekonać. Czy to dziecko, czy król. Odpowiedzcie śmiało i szczerze przyjaciele. Co waszym zdaniem świadczy o największej wartości? Będzie męstwo nią może, czy raczej mądrość? Hojność, czy prawdomówność? Lojalność, a może szlachetna duma, czy inna jeszcze cnota?