Krasnolud wycofał się jako ostatni, ale to co widział wystarczyło mu aż nadto. Człeczyny, jak zawsze pełne obawy o swoje cenne życie. Nawet ten wygadany ojciec, który winien strzec swe szczenięta, pierwszy pomknął w głąb dającego nadzieję na ocalenie tunelu. Jakie to było podłe. Jakie … ludzkie.
Bigdebin nie miał wątpliwości co do tego, że zejście w głąb lochów jest drogą do ocalenia. Choć pod ziemią czuł się jak w porzuconym przed laty domu, te tutaj kamienie dotknięte były klątwą. I choć precyzja spasowania kamieni potwierdzała opowieść klanową, że to krasnoludy budowały te lochy. Krasnolud schodził uważnie wypatrując znaków cechowych i innej, umykającej ludziom symboliki. Kto jak kto, ale on z całą pewnością mógł rzec o sobie, że jest w domu. - Właściwie... skoro już tu jesteśmy to w głębszych podziemiach moglibyśmy dotrzeć do legendarnych skarbów jakie tutaj przez wieki uzbierano... podobno strzeże ich potężna magia...- Krasnolud zszedł w samą porę by usłyszeć ludzkie bajanie o niebotycznych skarbach i złocie skrytym w głębi lochu. Co z nimi było nie tak, że żądza złota gnała ich w niegościnne dla nich przestrzenie? Byli tacy słabi, co zresztą pokazali umykając na widok byle bestii, które chciały wydrzeć im serca. Bigdebin słuchając mimochodem ludzkiego biadolenia i niestworzonych opowieści o skarbach rozglądał się czujnie po katakumbach. Od czasów jego dziada nie postała tu krasnoludzka noga. On był pierwszym potomkiem rodu Durendin, który tu wkroczył. Do domu. -...Tylko trza patrzeć pod nogi by się nie wjebać w jakaś dziurę. Kleryki często chytrze bronią dostępu do swoich katakumb... - ten przynajmniej się orientował w istnieniu potencjalnego zagrożenia. Bigdebin ukontentowany oględzinami wyjść i ścian podszedł do rozmawiających ludzi. Wiedział, że musi ich stąd wyprowadzić, bo siedząc tutaj i węsząc byli zagrożeniem. Dla skrytej w mroku przeszłości.
-...tam na dole podobno są niebotyczne skarby... - Krasnolud odchrząknął i splunął na ziemię. Z pogardą. Skarby, złoto, klejnoty. A to ich, krasnoludów posądza się o żądzę bogactwa. Smutne oczy spoczęły na ludziach. Wiedział, że ciężko mu będzie ich przekonać, ale musiał spróbować. - Tam na dole czeka was śmierć. Wszystkich. Mnie może też. To miejsce jest przeklęte. Jeśli chcecie ujść z życiem, szukajmy wyjścia. I lepiej się pospieszmy, tamci na górze nie będą czekać. - Jakby na potwierdzenie słów Bigdebina z góry dał się słyszeć huk, jakby ktoś walił w klapę. Krasnolud miał nadzieję, że ludzie zrozumieją, iż muszą uciekać a nie brnąć w lochy. Przecież byli tacy... słabi. Nieprzygotowani. Wystarczyło by zgasić latarnię by pogrążeni w mroku oszaleli ze strachu. A to był tylko przedsionek piekła jaki ich mógł spotkać w podziemiach. |