Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2021, 21:56   #957
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Co prawda oficer uznał Roz za mało pomocną w kwestii Gustawa, ale pozostałe informacje przekazane przez nią były najbardziej rzeczowe i dokładne. Otrzymała więc kwit do płatnika, na którym oprócz liczby "90" i liter "ss" (pięć koron minus podatek) znalazł się nieczytelny podpis oraz została poproszona by pozostała do dyspozycji sztabu.

Wyjaśnienia Loftusa były - Ciekawe. Nadzwyczaj ciekawe - a przynajmniej tak stwierdził Biały Czarodziej.
- Chłopi, którzy uciekli z Przełęczy na własne oczy widzieli Mistrza Tivoli podczas rokowań. A przynajmniej kogoś, kogo tak nazywano. Podszywanie się pod Szarego Maga jest surowo karane... ale cóż, jest karane przez nich, nie przeze mnie. Co do kontaktu... W Akademii mawiano, że to nie ty ich szukasz, ale że to oni sami ciebie znajdują. Możesz próbować, młody kolego, armijnymi posłańcami, ale na odpowiedź w ten sam sposób bym nie liczył. Mnie interesuje demon... - dodał, skupiając się ponownie na głównym celu swojej misji. Był zaskoczony faktem, że Loftus nie ma przy sobie gwoździa. Pozostałe wyjaśnienia przyjął. Ich dalszą rozmowę przerwał zdenerwowany młody porucznik, który bardzo pilnie bardzo mocno o coś bardzo ważnego chciał Mistrza prosić. Loftus był mniej lub bardziej wolny. Choć miał przeczucie, że jest obserwowany i jeśli zrobi coś dziwnego, jego status może ulec zmianie.

***

Na Posterunku robiło się coraz luźniej. Najpierw odeszli Graniczni Wernickiego. Potem Gustaw odesłał także Kompanię Brocka, jakby zapominając, że obiecał im ochronę i bycie zatrudnionym przez Imperium. Krasnoludy także nie czekały na Armię Wissenlandu, choć Galeb został niemal do ostatnich chwil. Gdy byli już w zasięgu słuchu "podesłał" im Magrittę von Liebwitz oraz "podarunek" dla maga. Nędzne resztki "Armii Ludowej" najchętniej także by spieprzyły, ale nie bardzo miały gdzie, chłopi udawali więc, że ich nie ma.
I tylko Gustaw to siadał, to podnosił się, to wrócił się do Detlefa, to wyszedł naprzeciw zbliżającej się Armii. Ostatecznie usiadł i z rezygnacją patrzył na świat, zastanawiając się, co tez przyniesie mu najbliższa przyszłość i miał nadzieję, że przede wszystkim chwilę wytchnienia.

Khazadzi ledwo zdążyli wycofać się przed czołówkami oddziałów idącymi górskimi ścieżkami. Ten dowódca widać zadbał o lokalnych przewodników. Co prawda nie wyglądało na to by Imperialni mieli atakować, ale broń trzymali w pogotowiu.

Przez Przełęcz przeszli zwiadowcy. Potem zaroiło się na niej od piechoty.
Żołnierze wychodząc z założenia, że sprawa "magicznego prezentu od krasnoludów" jest wyraźnie powyżej poziomu kompetencji za jaki im płacą trzymali się z dala od magicznego gwoździa. Nie żeby wiedzieli, że był w nim demon. Ba, nie wiedzieli nawet że jest to gwóźdź ze złota. Co było zresztą dobrym zabezpieczeniem, dla złota mogliby uznać, że aż tak bardzo to się czarów jednak nie boją. Niemniej, ponieważ krasnoludy nie są znane z zamiłowania do magii, za to do prochu, min przeciwpiechotnych i niechęci do magów słyną szeroko, czarodziej także nie palił się do sprawdzenia co to tam jest. W końcu wołający krasnolud całkiem niedawno przyznał, że był przy śmierci Tivoliego. Na szczęście był w okolicy ktoś, kto mógł się tym zająć i całkiem niedawno poproszony został, by trzymać się blisko. Roz. Loftus byłby pewnie nawet lepszą osobą do tego zadania, ale sprawiał wrażenie, że coś ukrywa w związku z Tiviolim i nie zamierzano ryzykować, że dokumenty rzucające nowe światło na te wydarzenia spłoną w ognisku, kopnięte przypadkiem przez "niezdarnego" młodzieńca.
- Zidentyfikować i przynieść wszystkie przedmioty przy tym ognisku. Nie czytać dokumentów. - krótkie i proste zadania. I płatne według normalnych stawek. Sytuacja, w której wszyscy wygrywają. Chyba, że się coś posypie, ale wtedy lepiej stracić przypadkowego cywila, choćby i agenta niż mieć opinię dowódcy, co niepotrzebnie ryzykuje życie swoich ludzi.

Magrittę von Liebwitz szybko otoczyła grupa oficerów i służących im ordynansów. Ich opiekuńczości dorównywało jedynie zdolność do ignorowania jej słów. Zapewnienia, że już jest bezpieczna, choć twierdziła, że cały czas była, współczucie, że musiała spędzić tyle czasu w obozie pełnym żołnierzy, choć upierała się, że też jest jednym z nich, oburzenie, że krasnoludy trzymały ją jako zakładnika, choć prostowała, że chroniły ją... Jak się okazuje, czasem nawet nic nie trzeba robić by zapunktować. Gustaw von Grunnenberg był jedyną osobą, która do tej pory traktowała ją jak człowieka z krwi i kości, a nie jak porcelanową lalkę. I nawet dawał jej prawdziwe zadania jak dla prawdziwego żołnierza. Był to też jeden z powodów, dla których strasznie się oburzyła widząc, co z nim się właśnie dzieje.

Gustawa dla odmiany większość nowo przybyłych ludzi ignorowała. Widocznie chciał być pozostawiony w spokoju, nikomu nie zagrażał, siedział sobie grzecznie. Ot, typowy oficer przy pracy. Do czasu.
Magnus von Rudger, kiedy w końcu się zjawił, podszedł do niego od razu.
- Nie, nie. Nie ma sensu ścigać nieprzyjaciela. Wernicky ma za dużą przewagę, a między nim a nami jest jeszcze Brock ze swoją Kompanią, któremu obiecano nietykalność. Poza tym cztery, góra pięć godzin stąd jest miejsce, w którym dwa tuziny dobrych ludzi może opóźnić armię o trzy dni - wyjaśnił jeszcze swoim porucznikom, pełnym teraz dobrych rad.

- Von Grunnenberg - przywitał się z Gustawem i odwzajemnił jego salut - Nie, nie. Nie zadawajcie sobie trudu ze składaniem kolejnego raportu. Mój oficer wywiadu, von Richthoffen najadł się już wystarczająco dużo wstydu przez Wasze raporty. Wiem, wiem. Czekacie na zwolnienie Was z obrony Przełęczy i nowe rozkazy. Zapomnieliście tylko dodać, o czyje rozkazy chodzi. Nie, nie. Nie tłumaczcie się. Zastanówcie się raczej nad linią obrony podczas czekającego Was procesu przed wojskowym Trybunałem. Zwykłego zdrajcę ukarałbym na gardle od razu, ale szlachta, nawet taka, co od sierżanta zaczyna, musi mieć proces. Zatem Wasz wyrok śmierci zapadnie po uczciwym i rzetelnym procesie. Choć krótkim, obawiam się.
Zdrada, spisek, tchórzostwo w obliczu wroga
- wymieniał zarzuty. Wszystkie były najcięższego kalibru.
- Sierżancie, zabrać mi tego zdrajcę sprzed oczu - rzucił do sierżanta sztabowego, który czekał już w pogotowiu ze swoimi ludźmi.

- Radziłbym się nie opierać i oddać broń - spokojnie powiedział sierżant, trzymając linę - Nie chcemy przecież nikogo wiązać i w ogóle - dodał.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline