Bigdebin z zaskoczeniem przyjął fakt, że człek otworzył drzwi, co do których runy mówiły wprost, wręcz ostrzegały, "Droga przeklętych". Jednak słowa mocy padły a później było już za późno. Zwłaszcza, że na górze coś solidnie wzruszyło murami, jakby naraz zwaliła się na nie góra. Do tego ta magia uruchomiona przez człeka o szczurzym pysku. A drugi o tym opowiadał z taką lekkością, jakby magia była czymś powszednim. Krasnolud nie miał zamiaru tego komentować, skoro los chciał by szli pod ziemię, pójdzie. Wiedział jednak, że wrócą z tej wyprawy nieliczni. O ile ktokolwiek ujrzy jeszcze światło dnia. Jeśli jednak miał znaleźć sobie miejsce na umieranie stara sztolnia przodków zdawała się odpowiednim miejscem. - Uważaj pod nogi, człeczyno. Nie myl użyteczności z gościnnością. Nie jesteś ani ty, ani żaden z twoich pobratymców, w tym miejscu mile widziany. - warknął, po czym wyjął miecz i ruszył z innymi starając się zamykać pochód. Wolał mieć ręce wolne, bo wiedział, że mogą mu być potrzebne. |