Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2021, 22:45   #122
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Z udziałem Ombrose

Przez całą drogę Jacek maszerował w nabożnym milczeniu. Od czasu do czasu zerkał niespokojnie w stronę obwiniającej się Julii. Nie wiedział co powiedzieć. Nie znał się na dzieciach, nie znał się na kobietach. Nie znał się nawet na mówieniu. Przez moment wyglądał tak, jakby chciał rzec coś na pokrzepienie, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Zaraz potem Katia prawie się wywróciła, więc skupił się na wsparciu czarownicy. Być może wcześniejszy buziak od Julii rzeczywiście zaczął wyrabiać w Gołąbku jakąś odporność, gdyż blady uśmiech dziewczyny zakłopotał go dopiero z opóźnieniem. Jąkała rozmasował skronie. Zdawał sobie sprawę, że musi coś zrobić ze swoją nieśmiałością. Od dzisiaj znajdował się w jakimś innym świecie, gdzie otaczały go całkiem ładne dziewczyny. I to takie grubo powyżej jego ligi! Musiał się zaadaptować do nowych warunków.

Zaczął rozmyślać o tym jak przy treningu z ciężarami stopniowo zwiększał ciężar. Przecież nie podszedł za pierwszym razem do sztangi i nie podniósł od razu 100 kilo, prawda? Także w przypadku dziewczyn musiał rozpisać sobie jakiś solidny plan treningowy - taki, który stopniowo wystawi go na stresor. Powziął postanowienie, że nawiąże na kilka sekund kontakt wzrokowy z Katią, a potem zapyta ją o godzinę, jak gdyby nigdy nic. Taka niezobowiązująca konwersacja powinna pomóc mu się przełamać…

Spojrzał na Katię. Wytrzymał sekundę. Zaczął mamrotać jakieś pytanie o godzinę, ale tak niemrawo, że bardziej przypominał wariata gadającego do siebie pod nosem. Katia zapewne uznałaby go za idiotę, gdyby akurat jej uwagi nie pochłonął osobliwy nowotwór, który wyrósł w Rowach. Jacek momentalnie przypomniał sobie, że powinien planować jak przetrwać, a nie jak przełamywać nieśmiałość do dziewczyn. Pytanie o godzinę nagle wydało mu się niedorzeczne w tych okolicznościach.
- Nie patrz! - krzyknęła Katia. - Odwróć wzrok! Spierdalamy!

No to spierdalał.

***

Zapach rzygowin w chatce sprawiał, że Jackowi również chciało się rzygać. Nie spodziewał się zastać niczego przyjemnego. Nie po słowach, które przekazał Sebastian Ceyn. Mimo wszystko obraz przerośniętych larw pożerających ludzkie kończyny nadal był wstrząsający. Na pewne sytuacje nie można było się przygotować.
- Czy… Czy… Czyja ta ręka? - zapytał Katii, zasłaniając usta i z trudem powstrzymując odruch wymiotny. Zaraz jednak chwycił pewniej siekierę, widząc jak jedna z kreatur zaczyna pełzać w ich stronę.

Ceyn spojrzała na Larwę, a potem na Gołąbka.
- Jakiegoś bezdomnego - powiedziała. - Nie trzeba zimy, aby znaleźć w rowach martwych i nieprzytomnych żuli. To znaczy zarówno w rowach, jak i w Rowach - uśmiechnęła się lekko. - A zwłoki to zwłoki. Ważne, aby były ludzkie. Nasze Larwy muszą się nimi żywić - mruknęła. - Inaczej by zginęły. To właśnie dla nich są wasze karty Tarota - powiedziała Katia.
Julia zerknęła na nią.
- Nie rozumiem… - powiedziała. - Na co larwom jakieś karty?
- Planowaliśmy po dobie zebrać je od was. Stanowiły idealnie dobraną mieszankę najróżniejszych psychicznych aromatów oraz energii. To naprawdę nie przypadek, że akurat wy zostaliście połączeni w jedną klasę. Każdy uczeń po kolei został uważnie dobrany i skompletowany. Jeżeli brakowało nam odpowiednich charakterów lub umiejętności, to szukaliśmy kolorytów po innych szkołach. Stąd też proponowaliśmy różnym uczniom stypendia. Ciężko było odmówić nauki w liceum o takiej renomie, dlatego wszyscy się zgodzili. Dodaliśmy jeszcze do mieszanki pewnych nauczycieli - mruknęła Ceyn. - Pełen bukiet. Idealne połączenie 23 kart Wielkich Arkan. Wszystko miało pójść dobrze. Nie spodziewaliśmy się jednak efektów ubocznych przebicia przez was bariery…
Julia spojrzała na Jacka.
- Rozumiesz coś z tego? - zapytała.
Sama zdawała się nieco zgubiona.

Jacek odwzajemnił zaskoczone spojrzenie i zaraz jego oczy powróciły do Katii. O dziwo spoglądał na czarownicę bez strachu, a nawet z pewnym obrzydzeniem. Jakby nieśmiałość poszła na chwilę w odstawkę. Karmienie robali bezdomnymi? Wciąganie ich w pułapkę? Traktowanie jak instrument do przebijania magicznych barier? A przy okazji jak cholerne ładowarki na baterię? Nagle przypomniał sobie o osobliwej kopercie, którą dostał na początku wycieczki. Wydobył pognieciony papier z saszetki. Ku zaskoczeniu chłopaka, znalezisko zapłonęło żywym ogniem, prezentując kartę tarota w pełnej okazałości.


Cytat:
SIŁA.
Karta ta kojarzy się z siłą i witalnością, a także z aktywnością fizyczną. W poszczególnych położeniach ma jednak przeciwny sens – "prosta" oznacza pracowitość i dbałość o stan fizyczny, zaś "odwrócona" brutalną walkę, a nawet sadyzm.

- Wy… Wy… Wy… - Gołąbek jąkał się, błądząc spojrzeniem między Katią, Julią, kartą tarota, a czerwem. - Wy zwariowaliście. Wszy… Wszy… Wszyscy.
Poczuł, że aż zaswędziała go dłoń, w której spoczywał trzonek siekiery… Przez moment nie był pewny w co lub kogo uderzyć.
- Pas… Paskudztwo… - wydyszał wściekle. Nie wiadomo czy bardziej mówił o Ceynach czy o larwie. - Ce… Ceyn mówił, że mam to zje… zjeść…
Nagle krzyknął agresywnie i wziął ogromny zamach. Obuch narzędzia poszybował w stronę zbliżającego się czerwia. Jacek włożył w cios tak wiele sił, jakby próbował zabić co najmniej byka, a nie paskudnego robala.

To, co się następnie zdarzyło… było niezwykle osobliwe.
Jacek rzucił całkiem sprawnie. Czerw nie był wcale szybko poruszającym się potworem. Wręcz przeciwnie. Stanowił całkiem łatwy cel. Gołąbek był silny i bez problemu udałoby mu się trafić w robaka. Ale wtedy Katia zareagowała.
- Nie, durniu! - wrzasnęła.
Wyciągnęła dłoń z talią kart Tarota. Już chciała ich użyć, ale siekiera trafiła ją w nadgarstek. Co gorsza, narzędzie obróciło się wokół własnej osi w powietrzu i uderzyło nie obuchem, ale ostrzem. Wnet prawa ręka Ceyn została odcięta. Strugi krwi wypłynęły z odsłoniętej kończyny. Ból był tak oszałamiający, że dziewczyna już nawet nie krzyczała. Zrobiło jej się słodko i opadła na podłogę. Jej karty rozproszyły się szerokim wachlarzem po podłodze chatki.
- Tak! - Julia wrzasnęła. - Dobrze robisz! Wykończ ją! Wykończ!
Ulyanova chyba chciała po prostu krwi. Nie myślała o tym, że nawołuje do śmierci siostry ojca jej dziecka. Bała się wszystkich i wszystkiego, oprócz Jacka. Obecność Katii wcale jej nie uspokajała.
Aaliyah po prostu wrzeszczała, ale w tym nie było akurat nic nowego.

Jacek zdębiał. Katia nie wzbudziła w nim do tej pory sympatii, ale bez przesady - na razie nie palił się do rozsmarowywania jej ciała po całej chacie. A tu cyk, okazało się że odciął jej dłoń. Krew sikała po podłodze, a Julia dopingowała krwiożerczo. Gołąbek spojrzał na Rosjankę i sugestywnie popukał się po głowie.
- Wa… Wa… Wam tu wszystkim już o… o… o…. odbiło! - wyjąkał głośno, wyraźnie zniecierpliwiony. Sytuacja coraz bardziej wymykała się spod kontroli. Gołąbek zdjął bluzę ABIBASA, by czym prędzej zwinąć ją i przyłożyć do krwawiącej rany czarownicy.
- Ja już nie mogę normalnie, co tu się wyprawia z tymi dupami, to nawet ja nie… - nawijał przez moment płynnie, sam do siebie. Widok krwi chyba uzdrawiał jego wadę wymowy. Albo solidny zastrzyk adrenaliny.
- Katia, nie śpij. Mów co z tym robalem, bo nas zajebią wszystkich. Miałem przekłuć to cholerstwo i jeść to po co się wtryniasz?
Chłopak zaczął szukać po saszetce bandaża.

Ceyn była cała blada. Zachwiała się i upadła.
- Karty, podaj mi moje karty - poprosiła.
Były wszędzie na całej podłodze. Chyba chciała ich bardziej niż bandaża. Następnie przeturlała się w stronę jednego z paskudnych robaków. Chwyciła go i spojrzała w rozdziawioną paszczę. Następnie zasadziła ją na własny nadgarstek. Czerw momentalnie przyssał się do uciętej kończyny. Tamował jej krwotok, nawet jeśli jednocześnie spożywał to osocze. Na szczęście nie miał nieograniczonego żołądka i Katia liczyła, że to był jednak najlepszy ruch. Wyglądała na niezwykle zmęczoną i osłabioną. Blada i spocona, doczołgała się do ściany domku i o nią oparła. Czerw wił się z rozkoszą, przyssany do jej nadgarstka. Powoli zabarwiał się na różowo.
- Nie można ich pozabijać - powiedziała. - Muszą być silne. Muszą przejść transformację i wykluć się. To jedyny sposób, aby zniszczyć Prastare Drzewo Trzygłowa - jęknęła. - Źródło jego mocy. Bez niego Słowianie upadną… Nawet jeśli mam stracić rękę za te Czerwy… to jestem gotowa to uczynić - mruknęła, choć chyba jednak nie okaleczyła się celowo. - Dlaczego chcesz je zjeść? Jesteś kurwa głodny? - zapytała.
Przymrużyła oczy bardziej ze słabości niż złości.
Tymczasem Julia wycofała się w róg pomieszczenia. Milczała, zszokowana. Nawet dziecko w jej ramionach nie łkało już tak mocno. Chyba i ono nie miało do tego dość siły.

Jacek wypuścił z ręki bluzę, z przerażeniem obserwując jak Katia przykłada czerwia do rany. Nie mógł uwierzyć, że jeszcze kilka godzin temu jego myśli zaprzatał spływ kajakowy i publiczne wystąpienia przed grupą… Znalazł się w samym środku horroru. Nerwowo zerknął w stronę odciętej dłoni czarownicy. Bił się z myślami. W umyśle cały czas rozbrzmiewało jedno, podstawowe pytanie: co robić? Jak wyjść z tego wszystkiego cało? Jak ochronić Julię z wrzeszczącym dzieckiem na ramieniu? Od chwili, gdy Rosjanka wzięła to przeklęte niemowlę, opcja ukrywania się i skradania całkowicie wzięła w łeb. Teraz każde potencjalne zagrożenie, każdy drapieżnik czy inny psychol mógł ich usłyszeć w promieniu stu metrów.
- Chyba jestem odrobinę gło...dny… - odparł w końcu Jacek, snując się po pomieszczeniu. Mowa chłopaka nie była już tak płynna jak przed momentem, choć nadal lepsza niż zazwyczaj. Bez pośpiechu zbierał wypuszczone przez czarownicę karty tarota. Kiedy miał już je wszystkie, spojrzał na ranną dziewczynę, mrużąc oczy.
- Dla...czego ma mnie to obcho...dzić? Ten trzy...głów?
Jacek włożył wszystkie karty do tylnej kieszeni spodni, najwyraźniej nie zamierzając się nimi dzielić z Katią. Z początku był przerażony faktem odcięcia komuś ręki, ale z drugiej strony… Chyba zaczynał odpowiadać mu ten stan. Siostra Ceyna była bardzo niebezpieczna. Lepiej trzymać ją na kolanach.
Chłopak ruszył w stronę ściany, gdzie utknęła rzucona wcześniej siekiera. Jednym silnym ruchem wydobył narzędzie. Krew Katii nadal spływała po ostrzu. Wzrok Jacka spoczął na jednej z paskudnych larw.
- Twój bra...t. Kazał prze...kłuć pę...cherz czerwia. I zjeść. Czemu?

Katia spojrzała na niego dłużej.
- Oddawaj karty, to ci powiem - powiedziała. - Potrzebuję ich, żeby zregenerować się. Tak jak uleczyłam twojego kolegę Alana - mruknęła. - Jeszcze zdołam przyspawać rękę… może… ale tylko teraz, kiedy rana jest świeża - jęknęła. - Proszę.
Przetarła rękawem czoło.
- A Trzygłów to bóstwo słowian. To przez niego roztrzaskał się wasz autobus. To on zabrał wam tę grubą cukrzyczkę. Swoją drogą lepiej jej unikaj, to nie jest już twoja przyjaciółka - mruknęła.
Ciężko jej było się skoncentrować i trzymać tematu.
- Ciotka specjalnie wybudowała ośrodek na terenie świętego Parku Narodowego, w którym znajduje się to jebane drzewo. Chciała wkurwić słowian. Tak bardzo chciała, że aż nazwała Ośrodek… Ośrodkiem Słowianie - Katia uśmiechnęła się pod nosem, ale cierpko. - I udało się. Teraz ci słowianie są cholernie wkurwieni i pozabijają was wszystkich tylko dlatego, bo to my was tu sprowadziliśmy. Choć nie wiem, czy powinniśmy teraz martwić się nimi, czy może raczej tym grzybem nie z tego świata. Co to kurwa jest? - spojrzała na Jacka tak, jak gdyby wiedział na ten temat więcej niż ona.
Tymczasem Julia wyciągnęła telefon i zaczęła SMSować prawą dłonią. Lewą podtrzymała podsypiające niemowlę. Katia nie zwróciła na to uwagi.

Jacek otarł ze skroni kropelkę potu. Czuł, że zaczyna dusić go ta klaustrofobiczna atmosfera. Ciasne pomieszczenie w połączeniu ze smrodem krwi, zwłok, robali i rzygowin nie poprawiały sytuacji.
- Mnie… Mnie pytasz? - zapytał retorycznie chłopak, błądząc spojrzeniem od Katii do Julii. Poziom stresu rósł do niebezpiecznie wysokiego poziomu. Kiedy patrzył na twarz Rosjanki, niespodziewanie przed oczami stanął mu koszmar, który przyśnił w autokarze. Nie chciał sobie przypominać wizji, w której trzymał Ulyanovą za włosy i tłukł jej głową o posadzkę. Umysł płatał jednak bezlitosne figle…
Otrząsnął się, mrugając oczami. Poczuł się dziwnie zdenerwowany i sfrustrowany tym, że Katia nie odpowiedziała na pytanie. Czy ta ładna dziewczyna myślała, że może zrobić z nim co chce? Tak jak wszyscy inni, którzy śmiali się z niego w szkole? Nie, nie tutaj. Tutaj był inny świat. Jacek również miał wrażenie, że staje się kimś innym i po raz pierwszy czuł, że zyskuje kontrolę. Kiedy jego koledzy tracili głowę lub ginęli, on trzymał się twardo na nogach i parł do przodu. Nawet Julia go teraz dostrzegała, pomimo jąkania się i ciuchów z lumpeksu. Nie. Nie odda już tego, co zdobył.
- Odpo...wiesz te...raz - warknął Gołąbek, nonszalancko trącając odciętą dłoń w stronę pozostałych larw. Jedna z kreatur zaczęła już podążać w stronę świeżutkiego skrawka młodego ciała. - Albo poży...wią się tobą, jak tymi bez… bezdomnymi.

Katia próbowała udawać spokój, ale była wyraźnie zdenerwowana. Spoglądała na Jacka z niedowierzaniem, ale długo milczała. Chyba wpierw chciała opanować furię, która kłębiła się w niej. Znienacka stała się bezsilna i nienawidziła tego uczucia. Żałowała, że pomogła temu blond dzieciakowi, bo osłabiło ją to okropnie. Być może gdyby Alan nadal miał złamaną nogę, jakiś przychlast z Warszawy nie dręczyłby ją w tej chwili.
- Po pierwsze, nie możesz zabić larwy. Tylko wprowadzić ją do swojego przełyku. Ma być żywa. Będzie czołgała się przez twój przełyk i wreszcie dojdzie do żołądka, z którym się chwilowo zespoli. Bardzo lubi kwaśne środowisko.
Ceyn przez chwilę milczała. Może zrobiło jej się słabo, albo starała się sobie przypomnieć resztę szczegółów.
- Wejdziecie w symbiozę. Ty będziesz jej żywicielem, a ona będzie wypuszczać do twojego krwioobiegu substancje, które wzmocnią twoje ciało. Staniesz się silniejszy, ale prawdziwym plusem będzie regeneracja - mruknęła. - Wyobraź sobie coś w stylu… Wolverine’a. Tylko bez pazurów.
Katia westchnęła ciężko.
- Sama bym to zrobiła, żeby odzyskać rękę, jednak energia moja i wszystkich Satanistów kłóci się z Czerwami. Można powiedzieć, że to trochę jak magnesy. Dwa dodatnie bieguny się odpychają. Rozumiesz już? - mruknęła zirytowana.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3V9zxXN1rx0[/MEDIA]

Jacek słuchał uważnie satanistki, jakby starał się oszacować czy mówi prawdę. Czuł, że triumfuje. Zmusił Katię, by nagięła się do jego woli. W głowie mu się teraz nie mieściło, dlaczego do tej pory bał się tych wszystkich pięknych i popularnych dziewczyn. Ceynowa leżała bezradna, zaś Julia spoglądała na niego jak na ostatnią deskę ratunku. Dlaczego miałby się ich obawiać? Powinno być odwrotnie…
- Zuch… dziewczyna - oznajmił Gołąbek, po czym kopnął odciętą dłoń w stronę jej właścicielki. Katia ją od razu pochwyciła i schowała do kieszeni.
- Tylko się nie spuść - odpowiedziała pod nosem.
Jacek uśmiechnął się pod nosem, po czym powędrował w stronę jednego z czerwii - tego, który próbował dobrać się wcześniej do świeżutkiej ręki. Paskudztwo wiło się u stóp chłopaka i wprawiało w obrzydzenie. Nie wyobrażał sobie jak miałby pochłonąć takiego przerośniętego pędraka.
- Jak niby mam zmieś...cić to bydlę w gę...bie?
- Często pytasz o to swoich chłopaków? - odparła Katia. - Dasz radę. Nie będzie przyjemne, zaczniesz się krztusić, ale uda ci się. Te robaki są bardzo plastyczne, wbrew pozorom - mruknęła. - Tylko musisz im pozwolić, aby w ciebie weszły, bo inaczej wybuchną ci w pysku. Kto wie, jakie to będzie miało dla ciebie konsekwencje - powiedziała. - Nie wiem czemu Sebastian w ogóle ci o nich powiedział. Najwyraźniej ludziom na łożu śmierci jebie się w mózgu. Ale skoro to było jego ostatnie życzenie, to trudno. Jednego Czerwia można ci odpuścić - dodała. - Swoją drogą ja nigdy przy tym osobiście nie byłam. Słyszałam tylko pogłoski o tej metodzie. Nie na co dzień staramy się dawać zwykłym śmiertelnikom nadnaturalne zdolności.

Jacek posłał Katii spojrzenie, które bez dwóch zdań świadczyło o tym, że nie spodobał mu się ani żart, ani ton czarownicy. Wyczuwał jednak jej strach, niczym zwierzę. Wiedział, że stał się panem sytuacji i uszczypliwościami nie mogła wytrącić go z równowagi. Śmiejący się z niego ludzie to był chleb powszedni Gołąbka. Codziennie w szkole słyszał przynajmniej jedno szyderstwo na swój temat. Miał kilka lat na zbudowanie odporności. Obecnie złośliwości odbijały się od niego, niczym morska fala od skały.
- Julia - zwrócił się do Rosjanki, rzucając pod jej nogi siekierę. - Jeśli tego nie przeżyję, rozwal jej łeb. Pod żadnym pozorem nie dawaj kart. A potem… Ratuj się.

Katia już powoli nie wytrzymywała.
- Wy to naprawdę jesteście po kolei ślepi, co nie? - zapytała. - Nie jestem waszym wrogiem. Mój brat wręcz dał ci karty, a tobie tę wskazówkę o Czerwach - powiedziała, patrząc najpierw na Julię, a potem na Jacka. - Jedyne, czego od was chcieliśmy, to żebyście nosili przy sobie te karty przez dobę i potem je oddali. A przy okazji cieszyli się ze wspaniałych wakacji. Nic wam nie zrobiliśmy… - powiedziała. - Ani też nie chcieliśmy uczynić.
- Zabiłaś Mateusza! - Julia wreszcie odzyskała głos. - Widziałam jego ciało w kantorku!
- Bo nas okradał, kurwa. I byłam pewna, że to on zabił mojego brata. Ojca twojego dziecka. Miałabyś choć trochę lojalności względem rodziny.
- Nie jesteście moją rodziną - załkała Ulyanova. - Yatsek moya sem'ya. I ostal'nyye moi odnoklassniki.
Rosjanka podeszła do Gołąbka i położyła mu rękę na ramieniu.
- Nie waż się nawet mówić, że nie przeżyjesz - powiedziała. - Bo jak ty nie przeżyjesz… to dla mnie nie będzie najmniejszych szans. Jesteś moją ostatnią deską ratunku. Ty moy spasitel!

Jacek zachowywał się tak, jakby nie docierały do niego słowa Katii. Nawet na nią nie patrzył. Czuł większą więź z pożeranymi przez larwy resztkami bezdomnego, niż z satanistką. Łączyła ich jedna, podstawowa cecha: obaj byli pionkami w oczach siostry Ceyna. Użytecznymi figurkami, które można odpowiednio rozstawiać po mapie i znaleźć dla nich zastosowanie. Właściwie nie tylko w oczach Katii był pionkiem… Zamyślił się na moment, przypominając sobie jak Alan starał się pozyskać jego pomoc, zaraz po wypadku. Przecież nigdy wcześniej nie chciał mieć z nim nic wspólnego, a nagle dostrzegł w nim cennego sojusznika… A Jacek ucieszył się, że będzie mieć kolegę. Dotarło do niego nagle, jakim był idiotą. Czy Julia chciała mieć z nim do czynienia kiedykolwiek wcześniej? Również nie. A jednak teraz nazywała go “spasitelem”.
Chłopak kiwnął głową Rosjance. Rzeczywiście miała niewielkie szanse na przeżycie bez niego, ale nie zamierzał jej utwierdzać w tym przekonaniu. Decydował się właśnie na krok ostateczny i desperacki. Wiedział, że nie przetrwają, jeśli on nadal pozostanie Jackiem Gołąbkiem. Musiał przestać nim być zarówno cieleśnie, jak i psychicznie.

Jąkała odwrócił się ponownie w stronę rannej satanistki.
- To ty jes...teś śle...pa - oznajmił ze stoickiem spokojem. - Ale dam ci szan...sę.
Po tych słowach chłopak postąpił kilka kroków w stronę sunącego po ziemi czerwa. Klęknął na jedno kolano, spoglądając na jedno z najobrzydliwszych stworzeń, jakie wydała matka Ziemia. Stworzenie, które miał umieścić w swoim przełyku…
“Nie musisz tego robić” - słowa Julii rozbrzmiały nagle w umyśle Jacka. Jego mózg najwyraźniej starał się odwieść go od straszliwego rytuału. Rozpaczliwie szukał wymówek, by wycofać się w ostatniej chwili. Dlaczego miałby strugać bohatera? Dlaczego w ogóle miałby przejmować się tym wszystkim? Julią, której odbiło na punkcie jakiegoś demonicznego niemowlaka i noszącą kolejne dziecko Szatana w brzuchu?

Czerw zaczął poruszać się w stronę Jacka, który drgnął, lecz się nie wycofał. Zawsze poszukiwał siły, która pozwoli mu się oprzeć przykrej rzeczywistości. Dlatego od lat wyciskał na siłowni coraz większe ciężary, chcąc zapewnić sobie tę iluzję potęgi. Teraz w zasięgu ręki pojawiała się niezwykła moc, która już nigdy nie pozwoli mu być szarą myszką, schowaną pod miotłą. A on nie chciał się chować - nawet w obliczu końca świata. Chciał wiedzieć, że cokolwiek w niego nie uderzy, on da radę to przetrwać. Mentalnie i fizycznie.
- Muszę - oznajmił głośno, choć dialog prowadził jedynie z samym sobą.

Jacek wyciągnął ramiona, chwytając oślizgłe ciało. Stanął twardo na nogach, unosząc kreaturę wysoko nad głową. Przyglądał się. Przez moment miał pokusę, aby zamknąć oczy. Nie patrzeć na paskudztwo, które go czekało… Zwalczył tę chęć. W pewnym momencie z oczu chłopaka zniknął strach, zastąpiony przez bezgraniczną determinację. Jacek otworzył usta, powoli zbliżając do nich czerwa. Wiedział, że dzisiaj zaszła w nim już znaczniejsza przemiana. Nie taka, która daje nadludzką siłę czy zdolności regeneracyjne.

Taka, która zachodzi w głowie.
 

Ostatnio edytowane przez Bardiel : 07-02-2021 o 22:58.
Bardiel jest offline