Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2021, 11:38   #124
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Alan + Amanda cz. 2

Alan siedział z kwaśną miną, nie sądził, że głupie karty mogą wywołać w nim jakieś emocje, przecież w to nie wierzył, śmiał się z wróżek i ich klientek, to tylko jakiś zbiór obrazków dla naiwniaków. A jednak boleśnie przekonał się tej nocy, że Tarot ma moc. Wszystko co odrzucał całe życie okazywało się prawdą.
- Ci Ceynowie to jacyś idioci. W ogóle nie znają się na ludziach – rzucił krótko, jakby trochę urażony, być może dlatego, że wiele rzeczy się zgadzało, faktycznie rozmyślał nad swoimi problemami. Ale kto by nie rozmyślał, kiedy próbują go zabić a dziewczyna jego najlepszego kumpla przestała mu być obojętna? W taką ramę można wcisnąć każdego i będzie pasować, przekonywał sam siebie. Wskazał na kartę Amandy – A ta Papieżyca? Że to niby ty? Wygląda jak ta stara wiedźma, która nakarmiła Martę ziemniakami. Jakie głupoty ci tam wysmarowali?

- Też z rana wyglądam jak stara wiedźma - skomentowała żartobliwie - No nie wiem czy chcesz tego słuchać… Długie. Karta ta jest kojarzona z uczuciem miłości do drugiego człowieka, a przede wszystkim ze zrozumieniem dla jego problemów. Oznacza też wrażliwość i intuicję, pójście za głosem serca. W położeniu odwrotnym karta symbolizuje obojętność na problemy innych, zarozumialstwo i poczucie wyższości. Karta Papieżycy symbolizuje także dziewictwo i spokój. Papieżyca w negatywnym aspekcie może przedstawiać kochankę lub zdradzającą swojego męża kobietę. Osoba pokazana kartą Papieżycy nigdy nie odkryje całej prawdy przed innymi, potrafi być nad wyraz romantyczna, nie lubi zmieniać zdania, a do celu może iść nawet po trupach. Jej osoba będzie owiana zawsze mgiełką jakiejś tajemnicy - Amanda parsknęła. - To naprawdę może pasować do każdego, wystarczy sobie dobrze upatrzyć i połowa lasek pewnie taka będzie - podsumowała krótkim westchnięciem zobojętnienia i zamknęła książeczkę, przenosząc spojrzenie z powrotem na Alana. Zrobiło jej się ciepło, gdy zaczęła mu się przyglądać, dlatego w końcu wstała z krzesła, aby odłożyć książkę do bagażu Adriana. Może uda mu się wrócić… Ponoć miał wrócić. Tylko Amanda nie wierzyła, że ktoś taki jak Wiesław próbował kogoś uratować. Zdawało się jednak, że nie mieli z nim najmniejszych szans. Byli tylko dzieciakami, nie władali żadnymi mocami. Jedyne co mieli, to mętlik w głowie.

- Sama widzisz, to jakieś brednie dla naiwnych dzieciaczków – rzucił z niezbyt wielkim przekonaniem.
Przyglądał się kartom i przypomniał co powiedziała Ceyn. Do czego służyły. Jak próbował spalić Błazna. Nagle opuścił go dobry humor. Fajnie było sobie pomarzyć o powrocie do Warszawy, ale musiał spojrzeć prawdzie w oczy. Te potwory nie puszczą ich stąd żywych. Cokolwiek miało wydarzyć się rano, napełniało go koszmarnym przeczuciem, że skończy się to źle. Wiaderny znalazł się jak to określiła Katia w rodzinie, a co z Amandą? Co z resztą jego kolegów i koleżanek? Chłopak wstał z krzesła i podszedł do okna. Wyjrzał na zewnątrz.
- Jak się trochę uspokoi wrócę po Matiego i przeniosę go do któregoś z pustych domków – powiedział i westchnął. – Nie przekonam chyba Ceyn, żeby zdjęła klątwę. Musimy znaleźć inny sposób. Pomyślałem, żeby zabrać się stąd taksą do Rowów i namierzyć tych Zdunków. Jeśli w biurze Halmann jest telefon, to może jest i książka telefoniczna z adresami. Przydałoby się też znaleźć jakąś tancbudę albo bar i pogadać z miejscowymi zadymiarzami tylko najpierw muszę ogarnąć bankomat. Te wieśniaki może i potrafią latać na miotłach, ale ja też mam supermoc. Jestem bogaty – spojrzał na nią z błyskiem w oku- Masz ochotę wybrać się w miasto?

Amanda wstała na równe nogi i westchnęła. Posmutniała już na samo wspomnienie o Mateuszu. Dalsze rewelacje na temat Ceynów i klątwie sprawiły, że wróciła do rzeczywistości.
Dziewczyna zbliżyła się do Alana nie pozostawiając między nimi zbytniej odległości. Zadarła łebek w górę zawieszając na Wiadernym spojrzenie smutnych, niebieskich oczu.
- Spróbujemy, jeśli masz pomysł. Ufam ci. - odpowiedziała na pytanie o miasto. Poruszyła smutno wargami na boki, ocierając je o siebie nawzajem - Alan…a mogę się do ciebie przytulić? - zapytała ściszonym, słodkim głosem. Wydawało się, jakby wcale nie miała nadziei na lepsze jutro. Po prostu lubiła marzyć o tym, że jest to możliwe.

Gdy stanęła przy nim, tak blisko, za blisko, niemal poczuł ciepło i gładkość jej skóry, jej cudowny zapach. Oszałamiająco piękna. Cudowna. Tyle zdążył pomyśleć, zanim położył dłoń na jej twarzy a potem przyciągnął ją do siebie i po prostu pocałował. Nie zamierzał już uciekać, trzymać na dystans, choć wiedział, że jeśli to zrobi, może nie mieć już siły opuścić tego domku. Czy przyjmie jego pocałunek czy nie, czy odepchnie czy spoliczkuje, chciał na moment zatopić się w jej ustach i spić z niej odrobinę słodyczy.


Zachowanie Alana można było odebrać jako egoistyczne. Inną myślą było, że cały stres źle na niego wpłynął. Być może, tak jak Amanda, też nie miał na to wszystko sił czy nadziei na przetrwanie. Przez głowę dziewczyny nie przeszło wiele myśli, na których mogłaby się skupić. Były bardzo chaotyczne, a jedna potrafiła zaprzeczyć drugiej. Gdy poczuła jego dłoń na swoim policzku myślała, że po prostu się zgodzi i będzie mogła się przytulić, uspokoić trochę i odrzucić z myśli tą totalną beznadziejność, jaką czuła. Jednak kiedy ją pocałował, przestraszyła się. W pierwszym odruchu poczuła strach, jej ciało gwałtownie się spięło, usta zamarły i zdawało się, że dziewczyna prędzej ucieknie z płaczem niż przystanie na to. Pierwsze sekundy przeminęły bez jej odwzajemnienia. Zanim jednak chłopak się poddał i zrezygnował z dalszych prób i przedłużania czegoś, czego zdawało się Amanda wcale nie chciała, ta niespodziewanie owinęła ręce wokół jego szyi. Delikatna dłoń dziewczyny wplotła się w jego jasne włosy z tyłu głowy i przyciągnęła Alana mocniej do siebie, rozpierając usta i nie tylko przyjmując kolejne pocałunki, ale i pogłębiając każdy kolejny. Być może to miał być ostatni pocałunek w jej życiu. Samotna łza spłynęła niewidzialnie po policzku, który wciąż był czule gładzony przez kciuk chłopaka.

Miał wrażenie, że na początku mu się opiera, zaskoczył ją, może nawet przestraszył. Ale zamiast się wycofać przyjęła czułość z jaką smakował jej usta, posuwała się dalej niż on by się odważył, przyjął więc tą namiętność i odwzajemnił się tym samym. Czuł jakby to robił po raz pierwszy i jeśli magiczne karty mogą spętać ciało człowieka, nie wiedział jak nazwać to co przeżywał w tamtej chwili, gdy miał ją tak blisko siebie, gdy zawiesiła się na nim oddając pieszczotom. Nagle poczuł, że jest spragniony nie tylko jej duszy, że ta bliskość stała się niebezpieczna. Nie wiedział ile trwał pocałunek. Znowu, tak jak w Otchłani stracił rachubę czasu. Gdy oderwał w końcu usta od jej warg popatrzył na nią zmieszany, jak chłopiec, który znów nabroił.
- Sorry…nie powinienem…po prostu….eehhh…nie wiem co sobie wyobrażałem.
Nie wiedział co jeszcze ma powiedzieć. Czuł się podle bo straciła chłopaka, walczyła o życie, a teraz myślał tylko o tym, żeby nie wypuszczać jej z objęć. Zawsze był egoistą, ale teraz przekraczał wszelkie granice. Nic nie mógł na to poradzić. Amanda starała się zrozumieć jego rozchwianie. Nie potrafiła nawet ukryć, z jakim smutkiem się od niego oderwała. Potrzebowała teraz tego. Niekoniecznie pocałunków, po prostu bliskości.
- Odprowadzę cię do domku, wezmę szybki prysznic, żeby zmyć ten syf z nogi a potem wrócę i pójdziemy do biura Halmann – zaproponował próbując złapać oddech. Musiał ochłonąć, jeśli ona zaraz stąd nie wyjdzie, nie da rady się kontrolować- Albo zaprowadzę cię do Julki i Jacka jeśli wciąż się gdzieś tu kręcą.

Blondynka posłała mu subtelny uśmiech. Starała się pokazać wdzięczność, jednak nie potrafiła wciąż ukrywać wszystkiego, co ją przytłoczyło. Wtuliła po prostu buzie w jego tors i objęła go w pasie, przyciskając się ciasno do jego ciała.
- Dziękuję. Że jesteś przy mnie. Że w ogóle chcesz wciąż być - Amanda wzięła głęboki, uspokajający wdech i niespiesznie wypuściła powietrze, które wzdęło jej klatkę piersiową.
- Jeśli obiecam, że będę grzeczna, to mogę po prostu na ciebie poczekać? Napiszę do Julii, że spotkamy się później, że jest wszystko ok, żeby po prostu się nie martwili. Może podładuję telefony, twój i swój. - jej głosik był ściszony, jakby zgaszony, ale wciąż brzmiał słodko. Amanda zdawała się być zbyt krucha na to wszystko, jednak zdawała się być silniejsza niż pozory na to wskazywały. Wciąż nie przestała się do niego tulić.

Kiedy wtuliła się mocno w jego pierś, poczuł całym sobą jej kobiece krągłości, ocierające się o jego rozgrzaną skórę. Miał ochotę znów się rzucić na nią, ale tym razem zasmakować czegoś więcej niż ust, jak wampir rozkoszował kształtem jej szyi, zastanawiając się jak smakuje. Nie chciał by zorientowała się, co w nim zbudziła, a mogło się tak stać, gdyby pozwolił jej zostać w objęciach . Pomyślał, że teraz tylko zimny strumień puszczony z deszczownicy prysznica pomoże mu ochłonąć i zebrać myśli.
Zagryzł wargi, ujął ją delikatnie za ramiona i odsunął o pół kroku. Uśmiechnął się.
- Dobra, podładuj telefony, wrócę za pięć minut. Gdyby coś się działo, krzycz. Trzymam za słowo, masz być grzeczna.
Gdy odsuwał się od niej czuł jednocześnie frustrację jak i ulgę. Podszedł do torby, zabrał ręcznik, kosmetyczkę, ciuchy na zmianę. Zrzucił z siebie t-shirt, odsłaniając dziarę na plecach, przedstawiającą kartę pik z maską Guya Hawkesa
Gdy znalazł się w łazience, otworzył kabinę, odkręcił prysznic i zaczął się rozbierać. Spojrzał na swoją nogę, do której przyczepiła się czarna maź przypominająca trochę obcy symbiot. Brzydziła go, ale i trochę fascynowała. Wszedł do kabiny prosto w strumień ciepłej wody. Próbował nie myśleć teraz o Amandzie, skupić na czymś innym, niż ten zmysłowy pocałunek i to co poczuł gdy zbliżyła się do niego za blisko. Rozkrzyżował ręce, oparł dłonie na ścianach kabiny, pozwalając by kaskady wody spływały mu po włosach i plecach.

Kiedy zniknął jej z oczu, dziewczyna zastanawiała się, co zrobiła źle. Wcisnęła ręce w rękawy bluzy, którą dostała od Alana i poszukała w torbach ładowarek. Przez chwilę się bała, że to co zrobił chłopak, było jakimś głupim testem, że być może znowu się bawił i wydurniał, tak jak zwykł to robić razem z Mateuszem. Sprawdził po prostu jaka jest i jak zareaguje. Zawiódł się i dlatego tak szybko odszedł. Z drugiej jednak strony oni naprawdę nie mieli na to wszystko czasu. Mogli nie przeżyć, nigdy nie wrócić do domu i Alan miał rację, że Katia i reszta tak łatwo ich stąd nie puszczą. Chyba jednak wciąż była zbyt głupia, aby zrozumieć, po co są im potrzebni jacyś licealiści. Naprawdę tylko po to, żeby ładować energią głupie karty? Mogli to przecież zrobić ze szkolnych ławek.

Sabotowska westchnęła głośno, kiedy podłączyła telefony do ładowania. Zawsze to pięć minut, choć baterie były w dobrych kondycjach. W uszach szumiał jej dźwięk lejącej się pod prysznicem wody. Wsłuchiwała się w niego tępo i znowu poczuła, że chce jej się płakać. Przez to wszystko, co tu się wydarzyło, miała po prostu dosyć. Chciała już wrócić do domu, albo zwyczajnie w świecie się obudzić. Zaszlochała głośniej będąc pewna, że woda i tak zagłuszy jej głośny płacz. Naciągnęła przydługie rękawy bluzy na dłonie i schowała w nich twarz. Aktualnie bolało ją nawet odtrącenie Alana. Chciała go zrozumieć, ale za bardzo skupiła się na sobie. Większość negatywnych myśli, które trenowała ze swoim psychologiem, po prostu wróciły i przez to miała wrażenie, że to jej wina, że zrobiła coś nie tak. Nie pomogła Matiemu, nawet nie zerwała z nim normalnie, więc w sumie pewnie chłopak do końca myślał, że ma kogoś bliższego u boku. To przez nią też zginęła Ali, może gdyby Amanda nie podeszła, wszystko byłoby ok? Ale z drugiej strony mogło zginąć więcej osób, po prostu ktoś inny… Na pewno mogła rozegrać to inaczej. Nie powinna też zachowywać się tak w stosunku do Alana, a teraz pewnie i jego uwagę straci.. Właściwie to dzisiejszego dnia nie zrobiła dobrze ani jednej rzeczy.

Prysznic orzeźwił Alana. Wyszedł, przebrał się zakładając czarny longsleeve a na niego białą koszulkę. Zapiął bojówki, odgarnął z czoła mokre włosy w tył po czym wyszedł z łazienki. Od razu zauważył, że coś się stało, serce na chwilę się zatrzymało. Płakała. Nie wiedział dlaczego, mógł się tylko domyśleć. Kto by się nie złamał po takim parszywym dniu. Poczuł się winny, że zostawił ją samą, przypomniał sobie, że próbowała się do niego przytulić, a on zamiast ją pocieszyć pocałował a potem uciekł, nie mogąc znieść tej bliskości, która sprawiała, że krew płynęła mu szybciej w żyłach. Czy wiedziała, że nie jest mu obojętna? Musiała. Dawał jej to do zrozumienia.
Widząc, że płacze podszedł do niej z ciężkim sercem. Objął czule ramieniem i przytulił tak mocno jak potrafił. Dotknął jej podbródka, podniósł głowę, by mogła spojrzeć mu w oczy.
- Amanda. Cokolwiek się stanie, będę przy tobie, nigdzie się nie wybieram, rozumiesz? Jeśli będzie trzeba oddam za ciebie życie, zrobię wszystko, żeby cię stąd wydostać. Niczego tak nie pragnę, jak tego byś bezpiecznie wróciła do domu. Jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym i chce żebyś o tym pamiętała.
Jej łzy łamały mu serce. Pocałował ją czule w policzek, położył rękę na jej włosach i przytulił do piersi.
Blondynka czuła się zmieszana. Wiedziała, że nie może sobie teraz pozwolić na takie słabości, że powinni chociaż próbować udawać, że są silniejsi niż to wszystko, zachować się normalnie w tej nienormalnej sytuacji. Bliskość Alana była dla niej ważna. Zbyt wiele osób już straciła. Bała się samotności w tym piekle.

- Przepraszam - pociągnęła nosem. Łzy spływające po jej lewym policzku wchłonęły się w materiał jego koszulki. Łzy z drugiego scałował Alan. Amanda pewnie uśmiechnęłaby się teraz, ale jakoś nie potrafiła. W sumie to od dłuższego czasu wymuszała na sobie dobrą minę do tej jakże tragicznej i koszmarnej gry. Po chwili odsunęła się od niego i spojrzała w jego oczy. Jakby odruchowo jej usta nabrały kształtu uśmiechu. Był to jednak widok przygnębiający, a nie pocieszający, bez względu na to, jak bardzo się starała.
- Jest ok, to nic takiego. Ale nie chcę żebyś za mnie umierał. Nie chcę aby już nikt więcej umarł na moich oczach. Jeśli będzie coś źle… Jeśli będzie szło nie tak, proszę, obiecaj mi, że… Że po prostu zmierzymy się z tym razem. Że nie odepchniesz mnie tylko po to, abym była cała, ok? Nie chcę patrzeć jak umierasz - z drżącą piersią nabrała powietrza i wyciągnęła kartę tarota Ali. Podała ją Alanowi - Katia mówi, że wchłania z kart energię. Może ty też możesz, aby być silniejszy? No i… Przy niej powinniśmy się zachowywać inaczej. Nie ufam jej. Jeśli zobaczy, że za bardzo o siebie dbamy nawzajem, myślę… Że obróci to przeciwko nam. Więc jeśli powiem kiedyś głośno coś złego o tobie, to chcę żebyś wiedział, że to nieprawda… Zależy mi na tobie. - Amanda wzruszyła jednym ramieniem i zatrzymała je chwilę w górzę, spuściła wzrok - Później rozgryzę co to tak naprawdę znaczy. Teraz nie potrafię myśleć, ok? - nie potrafiła pozbyć się chaosu z głowy. Starała się, ale przerastało ją to teraz. Powstrzymała dalszy potok łez poprzez zmianę toru myślenia. Skupiła się na planie Wiadernego, w którym chciała uczestniczyć. Dla niego musiała się skupić, aby ci z klasy, którzy przeżyli, mogli bezpiecznie opuścić Rowy.

Alan słuchał w skupieniu tego co mówiła, ale wiedział, że nie będzie w stanie spełnić jej prośby, więc po prostu milczał. Nawet nie spojrzał na kartę, którą trzymała w ręku. Nie potrzebował ich, przez nie znaleźli się w tej koszmarnej sytuacji. Nawet jeśli nie był już do końca człowiekiem, nie zamierzał korzystać z przywilejów i potęgi tych potworów. Sprzedał swoją duszę, tylko po to, żeby ochronić ich przed gniewem Katii. Nie pragnął jej mocy.
Gdy przeszukiwali wcześniej plecak Adriana zauważył opakowanie poloplastrów. Wiaderny spakował na wycieczkę butelkę whisky i kabanosy na zagryzkę, Fujinawa okazał bardziej praktyczny. Zabrał plastry, wrócił do Amandy i usiadł na krześle.
- Pomożesz mi? – poprosił podając jej kilka plastrów do ręki. Amanda przytaknęła i zaczęła ze starannością pomagać mu przy próbie zatuszowania tego, czego chyba nienawidził z całego serca.
Odwijał taśmę i kolejno zaczął zaklejać palce zasłaniając swoje czarne paznokcie. Po wszystkim będzie wyglądać jak Charlie z „Lost”, ale podobało mu się to. Chciał, żeby stanowiło jakiś symbol. Bo wbrew temu co mówiła Katia, ona i Alan nie byli rodziną. Jego rodziną była Amanda i wszyscy, którzy przyjechali tu z nim do Rowów.
- Widziałaś mój tatuaż na plecach? – zaczął zaklejając kciuk - Chciałem zrobić sobie Tupaca, ale obejrzałem pewien film, który jest dla mnie bardzo ważny. To film o facecie, który się nie poddał, mimo, że go złamano. Stanął sam przeciwko całemu światu i odpłacił wszystkim tym, którzy go skrzywdzili. Zniszczyli jego świat.
Chłopak mówił zaklejając kolejne palce.
- Zauważyłam.
Zawahał się na moment. Spojrzał na Amandę.
- Nie sam – poprawił się – On miał swoją Evey a ja mam ciebie. Dziękuję za to, że jesteś.

Sabotowskiej lekko drgnęły kąciki ust.
- To ja dziękuję. Wiele to dla mnie znaczy. Moja koleżanka kiedyś też tak zaklejała palce, bo obgryzała paznokcie. Chciała się pozbyć złego nawyku i przy okazji zakryć to, co było niezbyt ładne - zagaiła ujmując jego dłoń, większą od swojej i naklejając plasterek z zaangażowaniem i skupieniem. Być może ta czynność jakoś pomagała jej się ustabilizować, była dość mechaniczna i jednostajna.
- I wystarczy, że uda nam się przetrwać. Nie musimy wszystkiego niszczyć. Nawet nie wiem, czy mamy tyle sił, aby tego dokonać. Byśmy musieli wykorzystać konflikt dwóch stron o których mówiła Katia i ich napuścić na siebie. Jeśli zniszczą się nawzajem, wtedy mamy szansę. Chyba. - uniosła głowę spoglądając na Alana. Poczuła jak serce przyspiesza swoją pracę. Wolałaby chyba tak tu z nim zostać i nacieszyć się ostatnimi chwilami życia, ale… Ale jeśli istniała szansa, że nie będzie to ich ostatni moment, to musieli spróbować. Nie mogąc się powstrzymać uniosła się lekko aby sięgnąć jego ust i pocałować go krótko, po czym z powrotem usiąść. - Nie wiem jak to wszystko się skończy. Trochę mnie to przytłacza, chyba jestem na to za głupia po prostu - przyznała jakby chcąc usprawiedliwić swój czyn. W końcu zrobiła coś, co właściwie było tutaj zbędne. I jeszcze odciągało myśli.

Alan uśmiechnął się gdy cmoknęła go w usta, to było niespodziewane, spontaniczne i urocze, takie niewinne. Zapragnął mieć to na co dzień. Wrócić z nią do Warszawy, umawiać na randki. Skończył zaklejać ostatni palec po czym wyciągnął z kieszeni długopis i zaczął kreślić na plastrach grube kreski.
- Proszę, nie mów tak. Poznałem w życiu wiele idiotek, ty znajdujesz się na drugim biegunie, wiem co mówię.
Nie była do końca przekonana, że to co mówi jest prawdą. W sumie chyba zawsze większość ludzi w szkole uważało ją za głupią, bo ubierała się jak lalka, wyglądała jak lalka i jeszcze lubiła Kucyki Pony, Hello Kitty i Pusheena. Z pozorów nawet nie sprawiała wrażenia mądrej. Chłopak raz zerkał na Amandę, raz na dzieło, które powstawało na jego dłoni.
- Kiedy Ceyn poprosił, żebym was zabrał do obozu, pomyślałem, że w końcu raz mogę zrobić coś dobrego dla innych. To zajebiście miłe uczucie, być za kogoś odpowiedzialnym, spodobało mi się to. Tylko, że źle to rozegrałem, nastraszyłem was, Ceyn zginął a potem to już wszystko się zesrało. Wtedy, w domku próbowałaś mnie stopować a ja się nakręciłem jak spanikowana panienka.. chciałem zrobić to sam i wyszło jak wyszło…Przeze mnie zginął Mateusz a Adrian zamienił w jakiegoś potwora.
Alan ciężko westchnął, to wciąż bolało, uwierało go i gdyby nie ona, siedziałby teraz pijany użalając się nad sobą.
- Teraz to widzę wyraźnie, jesteś brakującym elementem. Przy tobie czuje się mocniejszy i wiem, że razem możemy zdziałać więcej.. Nie jesteś damą w opałach, żaden macho nie musi ratować cię z opresji i strasznie mi się to w tobie podoba, ta twoja siła. Wiem, że jesteś niezłomna, tylko nie rozumiem dlaczego w siebie nie wierzysz. Ja to w tobie widzę. I podziwiam.

- Wcale tak nie jest, przecież ciągle ryczę - zaprotestowała przecierając dłonią policzki. Chwyciła go za rękę i ścisnęła lekko, patrząc na niego - I to wcale nie była twoja wina. Jeśli nie dopadłyby ich wtedy, to zrobiłyby to kiedy indziej, a jak nie one, to ktoś inny. I być może nas czeka to samo, może wszystkich… - zawiesiła na chwilę głos i spuściła wzrok, zawieszając spojrzenie na dłoniach splecionych w uścisku -... To jaki jest teraz plan?

Chłopak chciał znów zaprotestować na je słowa, ale tylko westchnął. Zastanowił się przez chwilę, żeby zebrać myśli.
- Pójdziemy do biura Halmann. Poszukamy książki telefonicznej, znajdziemy numer na taksówki. Spróbujemy się stąd wydostać, bo sama widzisz, że wszystko co mówił Ceyn to jakieś bzdury. Znajdziemy bankomat, wyciągnę trochę kasy a potem w jakimś barze albo innej spelunie popytam o chłopaków, którzy zgodzą się robić za naszą ochronę, gdy już tu wrócimy po Julkę, Jacka, Agatę i Berenikę. Sprawdzimy też gdzie mieszkają ci Zdunkowie. Ta baba, z która poszła Marta to mogła być jedna z tych Trzech Kurw o których wspominała Ceyn. Nie znam tak dobrze Marty jak ty, ale przecież ona by się nie oddaliła tak po prostu od wycieczki. Ja, Mati, Agata…rozumiem, ale ona? Ta starucha musiała jej coś zrobić. To co powiedziałem Adrianowi było prawdą, ja naprawdę chcę, żeby wszyscy wrócili do domu. Chcę spróbować znaleźć Martę i ściągnąć ją tutaj. A jak wrócimy po ciało Matiego, sprawdzę co jest w składziku. Jeśli znalazł pistolet na gwoździe, przysięgam, że wystawię mu pomnik pod Pałacem Kultury
Alan uśmiechnął się sam do siebie wyobrażając monument przyjaciela, po czym kontynuował nie puszczając dłoni Amandy.
- Jeśli w składziku jest jakieś paliwo, możemy spróbować zrobić koktajle mołotowa. Potrzebujemy broni. Są tu lasy, więc może w okolicy jest nadleśnictwo, albo chociaż jacyś myśliwi, którzy mają strzelby. Tylko, że…raczej nie zechcą oddać ich dobrowolnie, ale to biorę na siebie. Jak będziemy w Rowach, popytam w barze, może ktoś ma jakieś kontakty i zgodzi się załatwić na szybko klamkę. Nigdy nie strzelałem, ale…chyba to nie jest takie trudne. Wiem jedno, Ceyn nie jest szybsza od kuli. Gdyby tak było, to z tymi Zdunkami biłaby się o Waszyngton a nie jakieś zjebane Rowy.
Tak, pomimo tego co tej nocy doświadczył Alan, wciąż wierzył w potęgę ludzkiej myśli i nic tego nie zmieni. Kątem oka zerknął na radiomagnetofon Agaty.
- Chce zrobić coś jeszcze…dla Mateusza…ale, nie wiem czy w biurze Halmann jest radiowęzeł.
Spojrzał na Amandę odgarniając jej czule kosmyk włosów z czoła.
- Sam nie wiem jak to wszystko wyjdzie, na razie skupmy się na tym, żeby się wydostać z obozu zanim te potwory nas pozabijają, dobrze?

Blondynka przytaknęła grzecznie. Sama nie wymyśliłaby i tak nic lepszego. W zasadzie, to nie wymyśliłaby totalnie nic. W głowie miała pustkę, w której przeplatała się tylko myśl o tym, co w danej chwili czuje i jakie emocje nosi w sobie. Nie umiała się skupić, wokół widziała tylko zło i zagrożenie, martwe twarze, zawiedzione spojrzenia, a w tej całej pożodze Alana, który potrafił stać się dla niej opoką. Gdyby nie on, na pewno stałaby w miejscu.
- To chodźmy. Pewnie nie mamy wcale tyle czasu, ile nam się wydaje - oznajmiła puszczając jego dłoń, aby odpiąć telefony. Schowała też karty tarota, mogła mieć przy sobie dwie, a nawet i trzy, jeśli Wiaderny chciałby swoją gdzieś zostawić. Miała wrażenie, że mogą mieć znaczenie i wolała nosić je przy sobie. Miała tylko nadzieję, że nie działają one jak pożeracze i nie wyssą z niej energii.

Alan dokończył ostatni fragment napisu na plastrach. Na palcach jednej dłoni utworzył nakreślony grubymi, nieco koślawymi kreskami napis FREE na drugiej DOM.

Freedom

W to wierzył, za to był gotów walczyć i umrzeć. Pomimo tego co mówił Lufycer, upadły anioł wcale nie był orędownikiem wolności, piewcą wolnej woli. Gdyby nim był, nie zmuszałby swoich córek by sypiały z ludźmi, którzy uścisnęli mu dłoń. Nie istniała we wszechświecie taka siła, takie bóstwo, które mogło by zniewolić Wiadernego. Choć być może Alan się mylił. Przypomniał sobie pocałunek i to uczucie, gdy trzymał ją w ramionach. Tak, możliwe, że jest moc, której chłopak zgodziłby się poddać. Ale tylko dlatego, że sam tego pragnie i chce. Sprawdził godzinę i schował telefon do kieszeni. Noc wciąż była długa, ale Amanda miała rację. Czas mijał szybko. Zbyt szybko. A oni musieli się stąd wydostać zanim na wschodzie pojawią pierwsze promienie słońca.
 
Arthur Fleck jest offline