Adam w pierwszej chwili coś krzyczał do Feliksa. Wybaczał mu i mieszał polski z angielskim. Było głośno i dramatycznie. Wnet jednak Wakfield kompletnie niespodziewanie wyciągnął swoją kartę i zaczął wzywać Lucyfera. To było niespodziewane i szalone. Najwyraźniej zupełnie i ostatecznie postradał zmysły. Wtem drobna strużka krwi poleciała z jego nosa i opadł bezwładnie na podłogę karetki. Ślinił się obficie. Wydzielina dziwnie połyskiwała, jak gdyby pełna drobnych, lśniących drobinek.
- Adam?! - krzyknął Feliks. - Adaś!
Opadł na kolana. Wnet zapomniał o swoim bólu i krwawieniu. Zaczął potrząsać Wakfielda, ale bez żadnych skutków.
- Łukasz! Maja! - wrzasnął. - Coś się z nim dzieje! Pomóżcie mu!
Wnet zauważył coś jeszcze… wyciągnął dłoń i starł palcem wskazującym nieco śliny Adama z podłogi. Podniósł dłoń i obejrzał płyn pod skąpym światłem jarzeniówek. Ciężko westchnął.
- O nie… - mruknął pod nosem. - Tylko nie to. Tylko nie Arkadia…
- Potem, teraz mam większy problem - Łukasz zignorował Feliksa, hamując przed tłumem. Po chwili wcisnął blokadę drzwi od swojej strony i rzucił się na drugi bok, chcąc zrobić to samo od strony pasażera. - Kurwa, zamknijcie tylne drzwi! Drzwi! Tam musi być jakaś blokada!
Maja tymczasem kompletnie nie orientowała się w sytuacji i to zupełnie zbiło ją z tropu. Z szokiem i niedowierzaniem patrzyła przez załzawione oczy na tłum ludzi, nie rozumiejąc skąd u nich taka panika. Przecież to ich klasa zaliczyła dzisiaj dwa wypadki drogowe, podduszanie i ataki szalonego jeźdźca. A bolesne efekty tego ostatniego dziewczyna wyraźnie teraz odczuwała. Ból przynajmniej przywoływał ją do rzeczywistości i kazał przytrzymywać zgarnięty opatrunek do rany, aby ta nie krwawiła.
Niestety dziewczyna była w złym stanie i w danej chwili nie miała głowy aby cokolwiek zrobić.
Feliks ustawił Wakfielda na bok. Tak, aby chłopak nie udławił się własną śliną. Zrobił to w ułamku sekundy i niezbyt ostrożnie, w wyniku czego z łuku brwiowego Adama poleciała krew. Następnie dopadł do drzwi i przytrzasnął je własnym ciężarem. Tyle że te były w trakcie otwierania przez osobę z zewnątrz. Rękę innej osoby zagłębiała się do środka, ale przez działania Feliksa została przytrzaśnięta.
- Spierdalaj! - Trzebiński krzyknął. - Wypierdalaj z tą ręką!
Osoba po drugiej stronie nie mogłaby tego zrobić, nawet gdyby chciała. Krzyczała boleśnie. Nic dziwnego, cała jej dłoń momentalnie zaczerwieniła się po tym nagłym ataku.
Łukasz panikował. O ile wcześniej udawało mu się jako tako utrzymać w ryzach, to teraz stres i zmęczenie kumulowały się. Z tyłu umierają, na zewnątrz tłum, a w ośrodku, w ośrodku… jakieś kilkumetrowe coś, nie z tego świata. Jakby Beksiński albo Yerka zaczęli bawić się rzeźbą. Nieważne, przez łeb Łukasza przelatywały kolejne myśli, te o tym co ma dalej robić, co chciał zrobić i to co teraz widzi krzyżowały i plątały się ze sobą. Wrzucił bieg i ruszył do przodu. Zmienił zdanie, już nie chciał jechać do ośrodka, tam musiało być jeszcze gorzej. Wjedzie do ośrodka, zawróci i ruszy w miasto. Z Rowów nie wyjadą, ważne żeby przetrwali do rana i najlepiej jeszcze dłużej. Rzucił jeszcze do tyłu, na rannych i dodał gazu:
- Trzymać się! - chciał oddalić się od tego co się tutaj działo i jako tako spokojnie ich opatrzyć.
Ringing of Division Bell has begun.