Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2021, 03:23   #313
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Łowczyni posłuchała zaleceń Kojiro i zostawiła wszelki oręż u wejścia do jaskini. Nie wypadało drażnić Kami, u których się szukało pomocy.
Powoli zeszła po wyrzeźbionych w kamieniu schodach.






Ukryta w głębokiej jaskini świątynia, tchnęła spokojem. I chłodem i czymś jeszcze czego Maruiken nie potrafiła określić. Ale nie było to wrogie.

Gdy Ayame się pojawiła, okazało się że źródłem tego czegoś jest… beczkowaty stworek na jej ramieniu.
Korogi ziewnęła na powitanie. Było wyraźnie zmęczona. Leczenie rannych musiało być wyczerpujące.

Maruiken przesunęła spojrzeniem po cudacznej kreaturce i.. postanowiła zrezygnować z poznawania szczegółów kryjących się za tym widokiem. Powinna już przestać się dziwić napotykanym bestiom i stworkom, w końcu tak wiele ich spotykała na ziemiach klanu. I czyż jedną z jej najbliższych sojuszniczek nie była tsuchigumo ze swoją pajęczą armią? Poszukiwania siostrzyczki wywracały do góry nogami wszystko dotąd Leiko znała i na czym polegała w życiu.

-Ciężka noc, Ayame-chan? -zapytała z uśmiechem bardzo subtelnie unoszącym kąciki jej warg. Wprawdzie mała miko nie brała udziału we wczorajszych walkach, ale jej moce okazały się równie niezastąpione jak maboroshi Pajęczycy czy talent ronina.

- Hai. Hai. Ciężka i wyczerpująca dla mnie…- odparła mała miko z uśmiechem. Nieco bladym i słabym. Usiadła zresztą szybko na pobliskim kamieniu.- Ty chyba ranna nie jesteś, ne?

-Iye. Już nie
-odparła Leiko wyciągając przed siebie ręce i przyglądając się swym dłoniom. Po oparzeniach, ranach i złamaniach nie została nawet jedna pamiątka mogąca blizną oszpecić jej gładką skórę. Jednak ani esencja zabitych Oni, ani moce miko nie potrafiły uleczyć ran zadanych słowami Gozaemnona, przez które teraz krwawiło jej serce i łkała dusza. A szkoda.
-Miło, że chociaż nasze dziedzictwo budzi w mnichach tak niezdrową fascynację, to jest także jednym z powodów, dzięki którym nie mogą nas schwytać - koniuszkiem palca ostrożnie musnęła nadpaloną wstążkę przewiązaną na swym nadgarstku - Być może pozostawiona w Shimodzie trójka też zdołała wyślizgnąć się swoim porywaczom..

- Być może. Wszak zapanował chaos
.- odparła Ayame, po czym się zreflektowała.- Chcesz się tego ode mnie dowiedzieć? Cóż… teraz tej kwestii nie ustalę. Potrzebuję wszystkich swoich sił, jeśli twój towarzysz został ranny tak poważnie, jak twierdziła Sakusei.

-Oh..
-łowczyni zamrugała gwałtowniej, ale zaraz krańcem rękawa przesłoniła swe wargi rozchylające się w uśmiechu rozbawienia -Iye, iye. Właśnie się zastanawiałam, w jaki sposób poprosić Cię o tę przysługę i uratowanie mojego partnera, ale widzę, że droga Sakusei zrobiła to już za mnie. Zatem od razu możemy porozmawiać o mojej wdzięczności..
Skrzyżowała ręce na piersi i unosząc łagodnie brwi skupiła spojrzenie na małej miko - Na ziemiach Sasaki weszłam w posiadanie.. wyjątkowej broni, która reaguje na dotyk naszego dziedzictwa i pod wpływem samej myśli zmienia swój kształt. Chciałabyś ją później obejrzeć, Ayame-chan?

- Hai… z chęcią ją obejrzę, acz…
- miko spojrzała w oczy Leiko dodając cicho. -... acz pamiętaj Maruiken-san, że nie jestem Kami. Nie mogę wskrzesić z martwych, a i żywym tylko do pewnego stopnia jestem w stanie pomóc. Nie każdą ranę uleczę i ta... twojego kompana może okazać się ponad moje siły. Postaram się go uratować, a i z pomocą…- podrapała po “pyszczku” stworka na jej ramieniu.-... miejscowego duszka może nawet zdołam. Ale nie mogę ci zagwarantować że go uratuję, przykro mi.

-Hai, rozumiem. Ale nawet jeśli szansa na przywrócenie mu sił jest niewielka, to i tak warto spróbować, ne?
-spokojem w głosie Leiko starała się zagłuszyć własne zmartwienia oraz szumiącą w jej uszach złość na klan i mnichów. Wszakże to z ich powodu przyszłość Płomyczka była teraz tak bardzo.. bardzo niepewna.
-To nie była jego walka, chciał tylko mi pomóc i bez niego ta noc mogłaby się całkiem inaczej potoczyć -napięcie w jej ciele znalazło ujście w postaci cichego westchnienia, któremu towarzyszyło też pokręcenie głową w rozgoryczeniu -Kirisu-kun zasłużył na więcej niż śmierć z rąk pupilka mnichów.

- Zrobię co w mojej mocy.
- obiecała cicho miko uśmiechając się ciepło i starając się pocieszyć łowczynię.

A ta tylko skinęła głową w odpowiedzi. Z natury była pragmatyczna i osiągała cele korzystając z własnych talentów, nie polegała na kurczowym trzymaniu się nadziei i pocieszeniu spływającym z cudzych ust. Jednak teraz.. była bezsilna. Nie potrafiła pomóc Płomyczkowi.
Pocieszenie małej miko było jedynym co teraz miała.






* * *





Shimoda była cicha i cuchnęła krwią.

Teraz, gdy Leiko odesłała swojego pajęczego yojimbo wraz z cennym pakunkiem, ta cisza była dojmująca. Tym bardziej że łowczyni nie znała cichej Shimody. Gdy tu przybyła, osada tętniła życiem, a i wczorajsza noc z pewnością cicha nie była. Teraz jednak cisza zalegała na ulicach niczym gęsta mgła.

Po dotarciu do placu odkryła, że szukanie swojej parasolki będzie nieprzyjemnym zadaniem. Obecnie bowiem leżały tu poćwiartowane zwłoki Oni i ludzi, resztki nieumarłych… jucha lepiła się do geta na jej stopach. I niestety też do palców, bo aby znaleźć swój skarb musiała przewracać martwe ciała i odrzucać szczątki.




Parasolka nie była jednak tym co odnalazła na samym początku. Iye, tym były zwłoki Shiso... Shisu… właściwie to nie pamiętała jego imienia. Zapamiętała jedynie twarz i fakt, że stanął u boku Marasakiego i niej, gdy weszła w konflikt z mnichem i samurajem Hachisuka. Ich znajomość była intensywna, ale jakże krótka. Odczuła nawet za nim żal, wszak przez tych kilka chwil był jej towarzyszem broni, a nie kolejnym sługą mnichów, jak z początku podejrzewała. Zasłużył na coś więcej niż zostanie zapomnianym pod stertą martwych ciał. A ona nawet nie zapamiętała jego imienia.

Nie znalazła trupa mnicha, nie znalazła zwłok Kumy. Za to widok martwego samuraja był powodem lekkiego, sarkastycznego uśmieszku na twarzy łowczyni.

Wreszcie po długim szukaniu znalazła swoją parasolkę, brudną i lepiącą się od krwi oraz wnętrzności. Kilka silnych trzepnięć pozwoliło ją oczyścić z co większych i bardziej obrzydliwych skrawków, ale i tak materiałowi należało się porządne wymycie. Na razie tyle musiało jej wystarczyć.
Potem zaczęło się mozolne szukanie ostrza, które w niej pierwotnie tkwiło. Nie była to może trudna i niebezpieczna robota, ale nużąca i paskudna w swojej naturze. Ugh… od takich rzeczy wszak byli eta, a nie ona.

Niemniej cierpliwość i systematyczność w poszukiwaniach w końcu pozwoliła jej skompletować całą broń. Rozłożyła ją szeroko i skryła się w znajomym cieniu.




* * *




Świątynia się zapadła. Budynek był obecnie rumowiskiem pośrodku zwłok olbrzymich Oni, bo tylko te największe i najsilniejsze mogły tu dotrzeć i umrzeć. Prawdopodobnie z ręki jej jasnowłosego “krewniaka”.

Gdy podeszła do świątyni dostrzegła, że pod rumowiskiem była dziura, ale to nie było dla Leiko zaskoczeniem. Bądź co bądź, już tam była. Wyglądało na to, że to miejsce już całkiem zostało opuszczone przez mnichów. Nie spełniło swojego zadania, więc straciło ich uwagę.
Tak jak tereny dotąd zarezerwowane tylko dla mnichów. Nikogo już tam nie było. Shimoda została przez nich wykorzystana i porzucona. Zapomnieli o niej lordowie klanu. Pozostały z niej tylko szczątki, uliczki wypełniała śmierć.

Tak przynajmniej sądziła, do czasu aż dotarła do gospody. To wokół niej zebrała się spora grupka niedobitków świętująca z resztek zapasów przeżycie całej nocy. Część z nich stanowili łowcy, reszta to służba, chłopi i pomocnicy. Ci którzy przybyli tu wraz z samurajami i w przeciwieństwie do swoich panów… przeżyli. Pili, jedli i bawili dziękując Kami za przetrwanie tej nocy.
Maruiken łatwo było ocenić, czemu akurat oni przeżyli. Na ganku gospody siedziała znajoma jej osoba.






Sakura.
Leiko nie dziwiło, że akurat ona przeżyła. Jednoręka łowczyni, mimo swojego kalectwa, dorównywała w walce najlepszym szermierzem i łowcom. I przewyższała resztę talentem. Teraz była traktowana przez służki i sługi niczym sam daimyo. Jej miseczka z sake nigdy nie była pusta, a jej kaprysy były spełniane od razu. Niewątpliwie to jej zawdzięczali przeżycie tej nocy.

Maruiken nie dostrzegła tam jednak innych znajomych twarzy. Gdzie byli Sagi i Kuma? Czy przeżyli? Szczególnie niepokoił ją los tego ostatniego. Czapla mógł się gdzieś skryć z wdzięczną służką, może nawet dwoma, ale rubasznego Niedźwiedzia zawsze było widać i słychać. Nie było w jego naturze rezygnować z takiego pijaństwa, tym bardziej kiedy było ono zorganizowane kosztem jakże hojnego klanu.
Gdzie się zatem podziewał?






* * *





W swej wędrówce po Shimodzie dotarła też do starego młyna, gdzie Setsuko przyzywała ją na sekretne pogawędki, a Amiko-chan spędzała gorące wieczory w objęciach łowców lub bushi. Ale dzisiaj Leiko nie natrafiła tutaj ani na jedną, ani na drugą. Niedźwiedzia też nie znalazła. Za to spotkała kogoś innego.

Nie rozpoznała go. Nie od razu. Znikła gdzieś chorobliwa bladość. Ciało nabrało masy, włosy blasku jak i oczy. Takami Kohen przetrwał tą noc i odpoczywał przy ognisku. Nie był już schorowanym czarownikiem jakiego znała. Cała bitwa pełna umierających Oni napełniła jego ciało energią, która uwolniła go od choroby. Przynajmniej na jakiś czas. Leiko dobrze to wiedziała. Jej ciało również wypełniała energia zabitych potworów i mimo ciężkiej nocy, nie czuła zmęczenia. Dziś. Jutro już nie będzie śladu po tym nadmiarze sił. Te bowiem znikały bardzo szybko z ciała. Kohen pewnie był tego boleśnie świadom, dlatego też korzystał z tej chwili, gdy ciało miał zdrowe i mocne. I zamiast ziół popijał shochu, na swój sposób świętując przetrwanie nocy.

Dotąd Maruiken skutecznie unikała spotkań z ocalałymi łowcami. Wielu z nich było zbyt ciekawskich, a niektórzy, jak choćby Sagi, byli wręcz dociekliwi. Gdyby nie była przy nich uważna, to mogliby przejrzeć przez jej kłamstewka. A nie miała sił na bycie uważną i radzenie sobie z kłopotliwymi pytaniami.

Jak przetrwała noc?
Gdzie zniknęła?
Gdzie jest Kirisu?
Czy wraca z nimi do Miyaushiro?

Braciszek Takami nie był znany z gawędzenia. Szanował swoje sekrety, jak zresztą i cudze. Niektóre nawet współdzielili. To wszystko czyniło z niego jedną z nielicznych osób w Shimodzie, przed którymi Leiko gotowa była zdradzić swoją obecność. Tym razem.

-Dobrze wyglądasz, braciszku - najpierw rozległ się jej głos podszyty figlarną nutą, a dopiero potem nieśpiesznym krokiem wyłoniła się spomiędzy pobliskich chatek służących jej za kryjówkę przed wzrokiem łowcy. Z zaintrygowaniem mrużącym jej oczy przyglądała się tej nowej, przynajmniej dla niej, posturze dotąd schorowanego czarownika -Posłużyła Ci wczorajsza uczta z ginących Oni, ne?

Czy tak wyglądał dawniej, zanim choroba zaczęła trawić jego ciało? Czy teraz, gdy zasmakował w sile i zdrowiu, nie zachłyśnie się masakrowaniem demonów, aby podtrzymywać ten efekt na dłużej? Wszak nawet ona wiedziała, jak łatwo było popaść w nałóg tej słodyczy. Jak wielka i nęcąca była to pokusa.

- Hai… posłużyła.- zgodził się nią yōjutsusha przyglądając się jej z delikatnym uśmiechem, gdy się do niego zbliżała.- Myślę że starczy na kilka-kilkanaście dni. Do następnego nowiu zapewne.
Skinął głową witając się z nią.- Dobrze cię widzieć w zdrowiu. Tej nocy łatwo było o śmierć… nawet ja się o nią otarłem.

-Oh? I jaką twarz przybrała Twoja śmierć?
-zapytała łowczyni ciekawa innych zwierzaczków wysłanych wczoraj na polowanie przez mnichów -W moim przypadku jedna ukrywała się za stalowym dziobem, drugą zaś okalały śnieżnobiałe włosy. Obie wyglądały też zadziwiająco ludzko, przynajmniej do czasu aż zdarły maski bushi i pokazały swoje prawdziwe oblicza bestii.

- Moja była mała, zwinna i odporna na ogień… I szybka.
- zadumał się Takami. - I radziła sobie z moją magią zaskakująco dobrze.

-Nie odniosłeś wrażenia, że była trochę zbyt dobrze przygotowana do walki właśnie z Tobą? I może wyjątkowo skupiała się akurat na Tobie, pomimo innych łowców również strzegących pieczęci?
-swoimi pytaniami Maruiken próbowała nie tylko zaspokoić własną ciekawość, ale także sprawić, aby mężczyzna dostrzegł pewne zależności pomiędzy wydarzeniami ostatniej nocy. Sama też poszukiwała potwierdzenia, że Ptaszek nie był jedynym wysłannikiem mnichów spuszczonym wczoraj z łańcucha.
Na jej wargi przybłąkał się gorzkawy uśmiech -Nasz samuraj wręcz zakazał swoim ludziom pomagania mi w walce z moją bestią. A nie było łatwo.

- Mój samuraj nie interweniował, skupiony przede wszystkim na obronie pieczęci. To był priorytet dla niego, moje życie nie.
- ocenił Kohen wspominając i zastanowił się.- Przyznaję że to było odrobinę podejrzane, acz… ciężkie do pokonania potwory się zdarzają.

-Hai, to prawda
-przytaknęła kobieta, choć w duchu trochę zazdrościła mu życia w niewiedzy oraz tego.. braku doświadczenia z intrygami, które wszak szczególnie na tych ziemiach czyhały prawie na każdym kroku - Mam jednak podejrzenia, że takich bestii wczoraj była przynajmniej czwórka.. ale dla pewności musiałabym porozmawiać z Sogetsu i Akado..
Splotła ręce na piersiach i brwi zmarszczyła pod wpływem swych strapionych myśli - Pierwszego w ogóle dzisiaj nie widziałam, a drugi opuścił Shimodę w bliskim towarzystwie mnichów. Sprawiał wrażenie dobrze wychowanego młodziana, więc zadziwia mnie, że odszedł tak bez pożegnania..

- Cóż… ja również nie widziałem Sogetsu od czasu rozpoczęcia się bitwy.
- stwierdził Kohen rozmyślając nad jej słowami. - A akurat on powinien przeżyć tę noc. Był z nas najsilniejszy… przynajmniej fizycznie.

-Jeśli już mówimy o sile, to nie widziałam też Kumy, ani Sagiego i Jednookiego Wilka..
-mruknęła Leiko, której strapienie zniknięciem łowców było tym bardziej podsycane przez rolę, jaką odegrała we wczorajszych wydarzeniach -Mam nadzieję, że po prostu znaleźli tutejszy składzik sake i zapomnieli o reszcie świata. Ciężko mi uwierzyć, aby akurat któryś z nich ugiął się pod falą Oni..
Ona sama marzyła o ukryciu się przed pytaniami, przed rozmowami, przed własnymi myślami oraz nie odstępującym jej ani na krok poczuciem winy. Sake nie była jej niezbędna, choć z pewnością ułatwiłaby ucieczkę przed troskami.

Kobieta westchnęła i lekko pokręciła głową -Co za noc.. mówiono, że przybędzie tu cała horda demonów, jednak nie spodziewałam się, że staniemy naprzeciw istnej armii tych bestii. Jakaż musiała być natura tego rytuału, że tak wiele ich przybyło do Shimody..

- Miała wypędzić Oni z ziem Hachisuka, możliwe że dlatego przybyły tak licznie. By nas powstrzymać. I wygląda na to, że im się udało. W jednej chwili wszystkie kekkai upadły i olbrzymia horda spadła na nas jak piekielny deszcz. To był…. koszmar i dobry sprawdzian mojego talentu.
- ocenił czarownik, upił nieco shochu i podał buteleczkę łowczyni. - Jak ci się udało przetrwać? Nie masz w sobie macho… ni siły Sogetsu.

-Hai, to prawda. Jednak mam w zanadrzu kilka własnych sztuczek, Kohen-san
-mówiąc to kobieta uprzejmie, choć nie bez zaskoczenia, przyjęła od czarownika butelczynę alkoholu i przysiadła wygodnie koło ogniska.
-Ale nawet z nimi nie było łatwo i kilka demonów znalazło się zbyt blisko pozbawienia mnie głowy. Wdowa Sakuno okazała się niezastąpioną sojuszniczką, również przyjemnością było oglądanie wielkiego tygrysa miażdżącego Oni pod swoimi łapami -kąciki jej wargi uniosły się w subtelnym uśmiechu, oczy przymrużyły się w kocim wyrazie zadowolenia. Wczoraj jej ścieżki rozminęły się z tymi obranymi przez Gōsuto tora, ale z łatwością potrafiła sobie wyobrazić jego ostre szpony rozszarpujące gardziele coraz to kolejnych demonów. I być może nie tylko ich.
-Miałeś okazję go zobaczyć? -delikatnym ruchem dłoni wprawiła butelkę w kołysanie oraz zafalowanie wypełniającej ją cieczy, aż w końcu zdecydowała się upić niewielki łyk -Także i on musiał usłyszeć zew Shimody, skoro przybył tutaj z ziem Sasaki..

- Hai… i wydawał tu się nie pasować. Nie był Oni jak reszta.
- zadumał się Kohen wspominając.- Ten tygrys…. jaki miałby powód by zawędrować aż tutaj? Zwykle są to istoty bardzo terytorialne.

-Ziemie Sasaki są opustoszałe. Nie ma rodziny, którą Gōsuto tora mógłby chronić, a tamtejsi zmarli nareszcie zaznali spokoju. Nie zdziwiłabym się, gdyby wyruszył na poszukiwanie nowego terytorium i nowego celu swojego istnienia
- powiedziała Leiko z nieco melancholijną nutą w głosie - Ale oprócz niego w Shimodzie były też te przerośnięte pająki.. tsuchigumo, ne? One tworzyły osobną armię od hordy Oni -oblizała wargi z reszteczek smaku pozostawionego na nich po kolejnym, zdecydowanie większym, łyku alkoholu upitym z butelki. Spojrzeniem rzucanym spod ociężałych powiek objęła najbliższy krajobraz zniszczony wczorajszą bitwą - Można pomyśleć, że same ziemie klanu próbowały się chronić przed rytuałem..

- Nie odniosłem takiego wrażenia. Wydawało mi się raczej że Shimoda była martwym jeleniem, a Oni… wszystkie Oni przyszły tutaj wyszarpać kawałek padliny niczym stado skłóconych wilków. Nie zauważyłem armii tsuchigumo… choć walczące tutaj tsuchigumo pośród innych potworów widziałem. Nie wiem czemu odniosłaś takie wrażenie.
- odparł z uśmiechem Kohen i spytał. - Co teraz planujesz uczynić? Udasz się do stolicy klanu po zapłatę?

-Powinnam. Byłoby wielką szkodą, gdyby moja zapłata miała się zakurzyć w ich skarbcu
-powiedziała kobieta z wesołym uśmiechem. Ten jednak dość szybko ustąpił miejsca zadumie, w której przetańcowała palcami po trzymanej butelce - Nie miałam okazji porozmawiać z samurajami klanu, nie wiem w jakich nastrojach opuszczali Shimodę razem z mnichami - pochyliła się ku „braciszkowi” i wyciągnęła ku niemu rękę z shōchū - Czy powinniśmy świętować nie tylko nasze przeżycie, ale również powodzenie rytuału? Z samej świątyni niewiele zostało..

- Nie wyglądali na szczególnie zadowolonych, a sądząc po tym jak wszystkie kekkai zawiodły jednocześnie, coś złego stało się na miejscu rytuału.
- zadumał się Takami i ostrożnie wziął butelkę z dłoni Maruiken, by napić się mocnego alkoholu.-Wydaje mi się więc, że zawiódł. Pewności jednak nie mam.
Następne oddał ją z powrotem w dłonie łowczyni. - Mnisi wyjechali w pośpiechu, więc nie było okazji się zapytać. A ja miałem wczorajszej nocy większe zmartwienia niż kwestia rytuału. Podobnie jak ty, ne?

-Hai, niestety
- westchnienie wyrwane z piersi łowczyni tylko potwierdziło, jak wiele prawdy kryło się w podejrzeniach mężczyzny. A jednocześnie jak mało i jak jeszcze o wiele więcej jej zmartwień przetrwało mrok nocy, żeby nawiedzać ją nawet w świetle dnia.
-Moja śmierć o stalowym dziobie zawiodła w swych próbach dopadnięcia mnie, ale w zamian dotkliwie raniła Płomyczka. A chociaż jest teraz w najlepszych rękach jakie znam, to.. nic nie jest pewne -łykiem alkoholu zapiła wzbierające w niej kolejne westchnienie - Jakże łatwe były nasze łowy w Nagoi, pamiętasz?

- Hai, pamiętam. Niemniej, nie zebraliby jednak tylu łowców, gdyby nie zdawali sobie sprawy ze zagrożeń. I cóż...wielu zginęło. Z mojej grupy tylko ja przetrwałem. A jak z resztą twojej grupy?
- zapytał Kohen cicho, znów pożyczając na moment buteleczkę by uronić łyka. Leiko czuła zaś lekki zawrót głowy. To była mocna shochu, nawet jeśli nie było jej na tyle, by upić się do nieprzytomności.
Nie była Sakurą, w jej żyłach nie płynęła sake, ale pod wpływem alkoholu nawet ona poczuła wyraźną falę satysfakcji oraz ulgi. Uderzające jej do głowy shochu było uczuciem wiele przyjemniejszym od ciągłego ścisku ponurych myśli i zmartwień. Trunki zwykle wykorzystywała do poluźniania cudzych języków, ale może tym razem to ona mogła odszukać w nich odrobiny odprężenia.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem