Gdy transfer z Black Hawka został przerwany, Vicente oparł się ciężko o pulpit i zwiesił głowę.
- Robowarsztat odcięty? - upewnił się cicho.
- Tak - odparł Jericho. - Systemy odcięły pracownię gdy tylko wykryły skażenie.
Informatyk oderwał się od blatu. Ręce mu się trzęsły.
- Dobrze. - Przeniósł wzrok na dziewczynę, po czym wybuchł z wyrzutem. - A ty zrób z tym coś kurwa!
Zabrał wycelowany w nią palec, po czym energicznym krokiem ruszył w stronę wyjścia. Nim opuścił mostek usłyszeli jeszcze:
- Ja pierdolę! Wszystkim muszę...
Resztę zdania odcięły zamykające się grodzie.
Wszystko się jebło w jednej chwili. Plany wyrwania się z tej dziury, powrotu do domu. Wszystko! Już myślał, że widzą światełko w tunelu gdy ktoś wepchnął w odbyt wielkie czarne dildo wpychając ich w jeszcze większe gówno. Mieli przesrane.
Jeszcze kilka minut temu miał plany, nadzieję że z tego wyjdą, nadzieję że przechytrzyli Wielkiego Programistę gdy chwilę potem wszystko legło w gruzach. Wszystko spełzło na niczym. Co mu pozostało?
Chwilę potem siedział na wyrze Zeevy i opróżniał jej żelazne zapasy alkoholu.
Szturmowiec znalazła go już mocno znieczulonego. Miał przebłyski jej zeźlonej twarzy. Szarpaniny. Chyba się stawiał. Próbował się kłócić. Nie był pewien czy zrozumiała coś z jego pijackiego bełkotu.
Poranek był ciężki. Dopadł go jak głodna hiena padlinę. Złapał za żołądek i ścisnął tak, że wyrzygał resztki wczorajszego posiłku, a potem było jeszcze gorzej. Potem sobie przypomniał jak głęboko są w dupie.
__________________ LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |