Pozostawieni na pastwę losu napastnicy nie byli już tacy chętni do bitki, gdy otoczył ich z towarzyszami. Wysłuchał, co mają do powiedzenia, po czym splunął obok jednego z nich.
- Nie wierzę w ani jedno słowo tych psów - mruknął do tana Ingdanu. - Chcą osłabić naszą czujność, pewnie myślą, że ktoś im przyjdzie z ratunkiem. Tan Undcight dobrze prawi... trochę ich podpiec, palce poodcinać, zęby na żywca powyrywać... i zaczną gadać. - Zarechotał ponuro.
Potem El Kethrys krzyknął coś o leśnym żarłaczu. Thrud odwrócił się w stronę, w którą wskazywał, ale niczego nie dostrzegł. Na razie nie zamierzał się ruszać w tamtą stronę, chyba, że stwór rzeczywiście się pokaże i będzie można go zaatakować. Wspomógł tana Ingdanu przy krępowaniu więźniów, stając nad nimi i przytykając im ostrze swego wielkiego miecza do szyi. Każdemu po kolei.