11-02-2021, 16:55 | #31 |
Reputacja: 1 | Pozostawieni na pastwę losu napastnicy nie byli już tacy chętni do bitki, gdy otoczył ich z towarzyszami. Wysłuchał, co mają do powiedzenia, po czym splunął obok jednego z nich. - Nie wierzę w ani jedno słowo tych psów - mruknął do tana Ingdanu. - Chcą osłabić naszą czujność, pewnie myślą, że ktoś im przyjdzie z ratunkiem. Tan Undcight dobrze prawi... trochę ich podpiec, palce poodcinać, zęby na żywca powyrywać... i zaczną gadać. - Zarechotał ponuro. Potem El Kethrys krzyknął coś o leśnym żarłaczu. Thrud odwrócił się w stronę, w którą wskazywał, ale niczego nie dostrzegł. Na razie nie zamierzał się ruszać w tamtą stronę, chyba, że stwór rzeczywiście się pokaże i będzie można go zaatakować. Wspomógł tana Ingdanu przy krępowaniu więźniów, stając nad nimi i przytykając im ostrze swego wielkiego miecza do szyi. Każdemu po kolei. |
13-02-2021, 01:27 | #32 |
Reputacja: 1 | Więźniowie byli już spętani jak szynki do uwędzenia więc Gerard schował szable. Wtedy Kethrys zaczął wrzeszczeć w orklashu o żarłaczu. Leśnym, dodajmy. Malauk westchnął ciężko i dobył szabel ponownie. - Ojcze Gorlamie, jak mi się nie chce pracować - sapnął - Kethrysie, dobądź łuku z sajdaka i stań za mną - zaproponował giermek życzliwie - szyj, a ja cię zasłonię.
__________________ Myśląc nigdy nie doszedłem do żadnych wniosków. Ale to nie powód by nie myśleć. Zdrajca, obciąć mu jajca! Tchórz, wsadzić mu nóż! Kiep, pałą przez łeb! Hejt? Kijem przez grzbiet. |
15-02-2021, 08:14 | #33 |
Reputacja: 1 | To że ją zobaczyli było… niepokojące. Bestia wiedziała, że może zostać zaatakowana a na otwartej przestrzeni nie lubiła toczyć bojów. Lubiła móc zaskakiwać swoje ofiary. Tak ją nauczyła macierz. I takie rozkazy wydawała wszystkim swoim … istnieniom. Wiedząc, że musi skryć się w leśnej głuszy przyspieszyła swój ruch zła sama na siebie, że zmieniła się we wzór tego pełzającego robala. Mogła pozostać trawiastym kobiercem, choć w tamtej formie trudniej jej było obserwować swe przyszłe ofiary. Traciła mnóstwo ze swej wrodzonej percepcji na korzyść mimikry. Coś za coś. Dla tego słysząc nawoływania tych, którzy ją dostrzegli, bestia czuła że wybrała źle. I dla tego musiała się spieszyć… *** Tan Ingdanu nie poświęcił większej uwagi odkrytej przez półorka bestii. Póki co miał bliższy cel. Z tego też względu zajął się jeńcami. Bajka schwytanych złoczyńców jakoby mieli być podwładnymi samego księcia Tan Urgoth-Arr Dina zdawała się niezwykle mało prawdopodobna. Co prawda Ingdanu słyszał o tym, że kilka lat temu któryś z kuzynów miłościwie panującego Katana nabył w okolicy ziemie, może nawet wykupił zamki Przeklętej Baronii w Nowej Puszczy, ale czy mogła być to prawda? Nawet jeśli, to z całą pewnością szlachetny książę nie wysyłał by swoich podwładnych na gościńce i trakty, by napadali na podróżnych. Myśli te przelatywały jedna za drugą, kiedy Ingdanu pętał pokonanych. Musiał to czynić własnoręcznie, bo ze wszystkich kompanów przy nim ostał się wyłącznie Thrud, ale tez zajęty był zastraszaniem pokonanych przy użyciu swego wielkiego miecza. Może i była to metoda, ale Ingdanu czuł, że przydała by mu się pomoc. Zwłaszcza, że półork znów coś wywęszył i uruk czuł, że pole bitwy nie zostało jeszcze opanowane. Kethrys krzyknął na swoich towarzyszy zwracając ich uwagę na pełzającą na skraju polany maszkarę. Ale nie miał zamiaru poprzestać na krzyku. Schował szablę, po czym skupił się na sztuce. Czymś, co przychodziło mu z niejakim trudem i zwykle wyczerpywało, ale było po stokroć bardziej satysfakcjonujące. Wypowiadane przezeń słowa inkantacji zlały się w jedno z kształtowanymi w umyśle formułami. Kethrys poczuł towarzyszące zwykle zaklęciu zimno, po czym z jego palców wystrzelił mknący w uciekającą z polany bestię pocisk. - Co widziałeś? - zapytał elf a półork dziękował Katanowi, że uczynił to w tej chwili. Moment wcześniej a mógłby go zdekoncetrować. To zaś mogło by mieć dla niego opłakane skutki. Półork wyciągniętym palcem wskazał na skraj polany, gdzie w gęstwinie coś się wiło poruszając paprociami i poszyciem. Coś długiego, i błyszczącego zielonkawym blaskiem. Malauk dobył szabel i wystąpił przed Kethrysa a Undcight zaczął się wypatrywać zagrożenia, którego nie mógł dostrze. - Ojcze Gorlamie, jak mi się nie chce pracować. Kethrysie, dobądź łuku z sajdaka i stań za mną szyj, a ja cię zasłonię. - powiedział gromko Malauk. To ostrzegło Ingdanu o innym niebezpieczeństwie. Odwrócił się na moment, by zobaczyć czy aby jemu nic nie grozi. Ta chwila wystarczyła. Ingdanu był urukiem. Już samo to sprawiało, że to co robił, robił dobrze. Ale sam nie był w stanie sprawnie i skutecznie spętać trzech więźniów, nawet z wydatną pomocą przykładającego im do gardzieli miecz Thruda. Kiedy Ingdanu się odwracał, zdawało mu się, że wszystko jest pod kontrolą. Jednak kiedy usłyszał jęk półolbrzyma zrozumiał, że nie było. Odwrócił się błyskawicznie z powrotem i zdołał powstrzymać przedramieniem cios, który powalony zbir wyprowadził dobytym skądś ostrzem. Thrud już siedział ze zdziwieniem spoglądając na krew, która tryskała mu z przeciętego uda. Jak ze źródła. Ingdanu widział, że tamtemu potrzebna jest pomoc, ale i on miał ręce pełne roboty, bo powalony jeniec jął się cofać pełznąc. Wyraźnie starając się dać nogę. Dwaj pozostali, już spętani, zaczęli się miotać, jakby miało im to coś pomóc. Skoncentrowani na uciekającej w gęstwinę leśną bestii usłyszeli w końcu zamieszanie przy jeńcach. Rzut oka wystarczył by dostrzec, że jeden z jeńców próbuje zbiec, choć ma uruka na karku. I że coś stało się Thrudowi, bo oklapł, siadł na trawie wsparty na mieczu obok rzucających się jeńców. Rozdarci raz jeszcze spojrzeli na kraj lasu, ale tam już jedynie chwiały się paprocie. *** Dziesiątki istnień formuł mniejszych od szczura, skrytych pod postaciami różnych zwierząt na polanie, poczuło nagle słabnięcie więzi z macierzą i coś, jak radość związaną z tym faktem. Każda dostrzegła w tym swą szansę, na objęcie pozycji dominanta. Straciły zupełnie zainteresowanie obserwacją tych na polanie, bo zaczęły wypatrywać na wzajem siebie. Byle znaleźć i pożreć dość ofiar, by zwiększyć swą masę i poznać nowe wzory. Największy, skryty pod wozem wąż, rzucił się naraz na swego pobratymca i dwa zielone gady z sykiem splotły się w śmiertelnej walce. *** Chyba tylko wybitnie czułym zmysłom Kethrys i Aleen zawdzięczali fakt, iż dostrzegli dwa zielone węże, które pod wywróconym wozem rzuciły się na siebie z niespotykaną agresją. Aleen zaś nie mógł się nadziwić obu gadom, bowiem takich jeszcze nie widział. Podobnych do znanej mu kobry, ale tak intensywnie zielonych. Takiego umaszczenia nie miał żaden znany mu wąż. Proszę Quantuma o nie postowanie [formalność] .
__________________ Bielon "Bielon" Bielon |
15-02-2021, 11:55 | #34 |
Reputacja: 1 | Tan Ingdanu dobył broni i skoczył na uciekiniera. Miał nad nim przewagę, robak pełzał w pyle, na dokładkę jego nóż był o wiele krótszy. Pomny swych obietnic nie chciał zabić łotra, a jedynie zatrzymać, dlatego też ciął po nogach. Potem jak się już uporają ze wszystkim sprawi, iż jeniec będzie umierał dostatecznie długo. Nie pokrzykiwał by jeniec rzucił broń, to już powiedziane zostało wcześniej. Teraz pozostawało tylko wyegzekwować wcześniejsze groźby. |
15-02-2021, 12:15 | #35 |
Reputacja: 1 | Aleen ujrzawszy walczące węże rzekł - Dzieją się tu dziwne sprawki... Czuję, że warto udać po poradę mądrzejszego od nas i... - tu lekko się zawahał - żeby zabrać na to spotkanie tych gagatków. Po tej mowie wskazał na to co się dzieje pod wozem i rzekł - Pomóżcie dopaść te węże. - a następnie podszedł na bezpieczną odległość, aby móc wymierzyć strzał w jednego z gadów.
__________________ Szukam tajemnic i sekretów. |
15-02-2021, 17:31 | #36 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
16-02-2021, 12:07 | #37 |
Reputacja: 1 | Zamieszanie poczynione przez pół-orka odciągnęło Undcighta od pętanych więźniów. Co to była za dziwna maszkara, która umykała w las? Czy miała coś wspólnego z tymi zbójami? Bardziej prawdopodobne że był to jakiś drapieżnik, którego przyciągnął rozlew krwi. Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 16-02-2021 o 12:10. |
18-02-2021, 00:35 | #38 |
Reputacja: 1 | Jeden z tych plebsów zadał Thrudowi śmiertelny cios. Na widok tan Torassa i tana Gorru śpieszących by wymierzyć sprawiedliwą karę malaucki giermek mógł tylko rzucić: - Nie przeszkadzajcie sobie. Sam zaś schował swe klingi z nieśmiałą nadzieją, że przez jakiś czas nie będzie musiał dobywać ich ponownie. W międzyczasie uwaga reszty członków grupy skupiła się na dwójce walczących węży. - No węże, co się dziwicie? Pewnie walczą o samicę, parol daję. Ktoś chce postawić zakłady?
__________________ Myśląc nigdy nie doszedłem do żadnych wniosków. Ale to nie powód by nie myśleć. Zdrajca, obciąć mu jajca! Tchórz, wsadzić mu nóż! Kiep, pałą przez łeb! Hejt? Kijem przez grzbiet. |
19-02-2021, 09:04 | #39 |
Reputacja: 1 | Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Jakby śmierć Thruda była impulsem niezbędnym do tego, by ich mała grupa zaczęła działać składnie, zsynchronizowanie jak dobrze naoliwiony mechanizm. Tan Ingdanu na próbę ucieczki więźnia zareagował pierwszy, miał przecież najbliżej. I zupełnie nie miał zamiaru rozpraszać się jakimiś innymi zdarzeniami na polanie. Ani też okazywać jakiegokolwiek miłosierdzia. Ono było dla słabych. Dłuższe ostrze uruka gwarantowało mu przewagę a tę potrafił wykorzystać. Dopadł niedoszłego jeńca i ciął brutalnie, po nogach. Jeniec miał gadać, nogi nie były mu potrzebne do niczego. Krzyk rannego zlał się w jedno z wyciem drugiego, który też już się niemal wyswobodził. tyle, że jego z kolei dopadł półork a miał w sobie wściekłość niespotykaną. Jakby starał się nadrobić jakieś braki. Udało mu się skoczyć na pierś więźnia, który korzystając z zamieszania już wyswobodził swoje ręce i sięgał do porzuconej przez Thruda broni. Tyle, że Kethrys był szybszy. Przydusiwszy kolanem przeciwnika szybkimi ruchami dłoni uzbrojonej w kordelas pozbawił ofiarę obu uszu, nie zważając na jej wycie. “Jeśli nie słuchasz słów płynących z ust znamienitego tana, uszy ci do niczego niepotrzebne!” - Krzyknął w gniewie nie zważając na krew, która plamiła jego dłonie. W oczach więźnia, zielonych jak wszystko niemal na tej cholernej polanie, zalęgła się jakaś uległość, może słabość. Przestał wierzgać unosząc oba ramiona za głowę. Tak jakby chciał je unieść w górę, tyle że leżał. Dawał jednak jasny sygnał, że nie ma zamiaru już stawiać oporu. Dobrze uczynił. Ten, do którego dopadł Tan Undcight nie miał tyle szczęścia. Maczuga, dwuręczna ciężka bojowa broń, która w rękach kogoś postury półolbrzyma musiała mieć druzgocącą siłę, opadła na nogi szarpiącego się, ostatniego z jeńców. Roztrzaskując je w akompaniamencie głośnego chrupnięcia i wycia ofiary. Ale to był dopiero pierwszy cios. Z serii, jaką Gorru Meher spuścił na swą ofiarę. Nie bacząc na jej błagania o miłosierdzie. Błagania, które wnet przybrały bełkotliwą formułę, po tym jak półolbrzym wbił bijak młota w pierś ofiary. Ofiary, którą dosłownie wtłukł w leśne runo. Dając kres wszelkiemu oporowi niedoszłych uciekinierów. *** Zbolała dziwnym cierpieniem, które spłynęło na nią wraz z nagłą eksplozją zimnej energii, bestia … uciekała. To zdarzyło się jej po raz pierwszy. Zaniepokojona nowym doświadczeniem wysłała stosowny komunikat do macierzy. Wiedziała, że wiedza ta służyć będzie kolejnym jestestwom. Może nawet i ona sama dostanie stosowną formułę ze źródła istnienia. Jednocześnie poznawała ten dziwny wzór, który uderzył w nią raniąc boleśnie, choć nie dotkliwie. Aby móc kontrolować tę moc, zgłębić jej dziwną formułę, musiała przyjrzeć się jej twórcy. A najlepiej było by wchłonąć jego strukturę. Kierowana tą myślą bestia zatrzymała się w gęstwinie i chwilę rozważała możliwości. Dopiero po dogłębnej analizie, kopiując cały czas poznane wzory aby nie zatraciły się w morzu doznań, bestia podjęła decyzję. Jej kilkudziesięciocetnarowe ciało przeszył dreszcz, po czym zaczęła się ona zmieniać, dzielić. I choć podział był odwrotnością stanu idealnego, do którego każda część macierzy zmierzała, uznała że teraz jest to właściwa do realizacji jej planu formuła. *** Elf i malauk stali obserwując zmagania dwóch gadów pod wozem. Zaskoczeni zajadłością starcia. Dziką pierwotną siłą natury. Malauk nawet rzucił uwagę proponując zakład o zwycięstwo, ale było na to za późno. Dwa gady splecione w uścisku mocowały się o prymat na polanie. Sycząc wściekle walczyły na śmierć i życie, nie zważając na to, że są obserwowane. Aleen cały czas trzymał łuk w pogotowiu, ale udzielił mu się dystans malauka. Wiedząc, że reszta kompanów opanowała sytuację z niedoszłymi jeńcami, mogli sobie pozwolić na tę chwilę rozrywki. I tylko uwadze z jaką przyglądali się starciu zauważyli obaj coś, co nie znajdowało usprawiedliwienia w żadnych prawach natury i zwyczajach gadów. Coś co nie miało prawa się wydarzyć. Jeden z wężów, ten mniejszy o intensywnej, wręcz hipnotyzującej zieleni łuki naraz wypuścił ze swego ciała setki, tysiące cieniutkich włosków, pokrywając się sierścią niczym liszka. A włoski te wdarły się w ciało jego przeciwnika, który przeszyty paroksyzmem bólu jął się miotać jak szalony. Przez krótką chwilę, nim oba gady naraz zlały się w jedno ciało! Tego elfowi było za wiele. Kto jak kto, ale on się znał na przyrodzie i to co widział nie miało prawa się zdarzyć. Uniósł łuk i błyskawicznie posłał strzałę w rozrośniętego nagle gada przeszywając go na wylot i przyszpilając do piasty koła wozu. Tyle, że zdało się to na nic, bowiem bestia spłynęła ze strzały, jak bryła rzadkiego błota, jakby dzieląc się na dwie części tylko po to, by uwolnić się z matni pocisku. Jednak nie rzuciła się na elfa. Raz, że był za daleko, a dwa że pocisk najwidoczniej uczynił jej krzywdę. Starała się uciec na drugą stronę wozu, skryć się przed przeciwnikiem, który mógł do niej szyć z bezpiecznej odległości. Nie zdążyła tego zrobić. Elf posłał jeszcze dwie strzały a wszystkie przeszywały węża na wskroś. Ten drugi strzał był chyba śmiertelny gad bowiem zatrzymał się i zwinął w kłębek, jak zwykły czynić jego naturalni pobratymcy. Tyle ostało mu się z prawdziwej natury węża. Giermek i elf ostrożnie podeszli do dziwnego gada. Z dobytą bronią. Gotowi na ewentualny atak z zaskoczenia. Można by rzec, że bestia zaskoczyła ich, choć w sposób, na jaki nie sposób było znaleźć orężnej odpowiedzi. Zaskoczyła, bowiem w miejscu gdzie powinno znajdować się jej przeszyte strzałą ciało znajdowała się już tylko zielona breja. Jakby ciało węża zlało się, stopiło niczym wosk. Powoli wsiąkając w glebę. Wycie rannych przycichło. Dwóch, którzy przeżyli swą nieudaną ucieczkę. Obaj klęli pod nosem, ale w języku którego ani uruk, ani jego towarzysze nie znali. Wyraźnie jednak stracili oni ochotę do dalszego oporu. Jeden pozbawiony obojga uszu aż się zapluł cały. Drugi, ten co dostał po nogach, leżał tylko krwawiąc z przeciętej łydki. Ale i on stracił wolę oporu a staranne więzy jakie tym razem założył im półork pod baczną uwagą asekurującego go uruka i półolbrzyma, uniemożliwiały mu jakikolwiek ruch. Obaj jeńcy nie stawiali już jednak oporu, bo zdawali sobie sprawę ze swego szczęścia. Ich nie obezwładniał Tan Undcight. *** .Jak zwykle proszę o 5k100. Wiecie, robię pracę licencjacką ze statystyki i mi to bardzo się przyda.
__________________ Bielon "Bielon" Bielon |
19-02-2021, 11:43 | #40 |
Reputacja: 1 | - Masz Tanie tę swoją samicę... - warknął zirytowany elf, a gdy ochłonął z pierwszego wrażenia zaczął się zastawiać na głos- A może rzeczywiście to ma jakiś związek z rozmnażaniem? Szybko jednak odezwał się do reszty kompanów - Chłopaki! Na prawdę wygląda na to, że trzeba zabrać tych gagatków do Tana Querry! - następnie kucając rzucił z zainteresowaniem czar Rozpoznanie trucizny na zieloną breję która została po wężu. *** Jeśli mam osobisty PM to korzystam z niego, jeśli nie to z amuletu. Za nim ruszymy chciałby uzupełnić jeszcze zapas strzał. ***
__________________ Szukam tajemnic i sekretów. |