Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2021, 07:35   #116
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Pomysł by przywlec ciało zbrojnego szybko został wprowadzony w życie. Widać mimo przekonania co tego, że pułapka, nawet jeśli jest w tym miejscu, straciła z racji czasu na użyteczności, wędrujący podziemiami woleli nie sprawdzać na własnej skórze tych teorii. Jak również wywodów naukowych Bombastusa, który upierał się, że na suficie to rdza a nie krew ani cokolwiek pochodzenia organicznego. Trudnych słów używał medykus, ale wniosek z nich płynął jasny: „mechanizm pułapki jest stary, skorodowany, nie będzie funkcjonował właściwie.” Właściwie, czyli jak? Nikt nie chciał się tego przekonać na własnej skórze a Jonas Schwarzbalder nawet jeśli zdanie w tej materii jakieś miał, zachował je dla siebie. Tyle, że trzeba go było wlec po korytarzu. Ale byli i tacy, których ucieszyło to zadanie, dało bowiem okazję. Hans ze znawstwem zważył sakiewkę Jonasa, nim skrył ją w jednej z wielu kieszeni swej kapoty. Na dokładniejsze badania będzie czas później, ale łup mu się udał.

Do stłoczonych przed pułapką kompanów Semen i Hans doszli sapiąc obficie, ale z „kompanem saperem”, którego wnet mężnie posłali w bój. Efekt przyszedł natychmiast. Kurz nie zdążył opaść wzbity upadkiem ciała Jonasa, gdy sufit opadł o niespełna metr i zatrzymał się z piskiem świdrującym uszy. Mechanizm okazał się być zardzewiały, zgodnie z zapowiedzią Bombastusa. Choć pewności co do tego nadal nie miał żaden z nich. Krasnolud coś tam mamrotał po swojemu pod nosem o pospolitości ludzkiej roboty i ogólnej niedbałości ludzi o szczegóły ale stało się jasne, że udało im się uruchomić pułapkę a ta nie zadziałała.

Hans pierwszy zebrał się na odwagę. Od jakiegoś już czasu był pierwszy we wszystkim i solennie sobie obiecał, że zmieni ten stan rzeczy, bo bycie pierwszym zwykle szkodziło. Ale z drugiej strony ktoś musiał. A na razie ta wyprawa opłaciła mu się solennie. Poprosił kompanów by się mu z drogi usunęli pod ściany co też uczynili skwapliwie. Wziął rozbieg i skoczył…

Wylądował dalej w tumanie wzbitego kurzu, zapalając kolejną lampę kryształową w suficie. Ale za nim nie wydarzyło się nic. Pułapka pozostała na swoim miejscu podobnie jak ciało Jonasa. To ośmieliło pozostałych kompanów. Zwłaszcza jak raz jeszcze dokładnie obejrzał sobie miejsce pułapki z drugiej strony. Przechodzili po kolej, w ustalonym wcześniej szyku. Uspokojeni tym, że poprzednikom się powiodło. Tym bardziej, że z mroku spowijającego korytarze rozjaśnianego blaskiem kryształów i latarni, wyłaniała się przed nimi okrągła komnata o regularnych kształtach z jakąś studnią o wysokiej do pasa cembrowinie na jej środku. To było coś nowego i myślami już byli w tym miejscu, kiedy idący na końcu Bombastus i Bigdebin usłyszeli zgrzyt mechanizmu i wyczuli drgnienie posadzki.

To był ułamek chwili, mgnienie oka, i naraz posadzka pomknęła ze zgrzytem na spotkanie sufitu wynoszona jakąś pradawną siłą. Krasnolud zdołał jedynie przysiąść a Bombastus idący przed nim skoczył w przód modląc się o cud. I cud ten nadszedł w postaci krasnoludzkiej broni, która niesiona przez Bigdebina na plecach w specjalnym uchwycie stanęła przypadkiem na sztorc i zblokowała sufit i posadzkę, które zbliżały się do siebie gwałtownie. Medyk wypadł na posadzkę poza działaniem pułapki starszy o lat kilka, ale krasnolud utknął trzymany w pozycji siedzącej przez niesioną na plecach tarczę i topór, oba blokujące zbliżającą się do sufitu posadzkę. Wszyscy jak jeden mąż rzucili się by mu pomóc, ale i on nie próżnował, tylko wyswobodziwszy się z uprzęży wytoczył się na „bezpieczną” część posadzki. Złorzecząc gburliwie, po swojemu. Oczom zaś wszystkich ukazała się ogromna, pordzewiała sprężyna, która od spodu wyciskała posadzkę w kierunku sufitu. Ta wymyślna prasa na szczęście jednak zardzewiała. Gdyby nie to, pewnie ich grupa uszczupliła by się znowu. Topór i tarcza trzeszczały, ale trwały w miejscu. Dając żywy dowód na to, że krasnoludzka robota jest coś warta.

I pewnie kontemplowali by ten wykwintny mechanizm dłużej, gdyby nie podobny do skowytu dźwięk, który nakazał im się odwrócić w kierunku „studni”. „Studni” z której teraz wysuwała się jakaś postać. O szponiastych, uzbrojonych w pazury łapach, które wieńczyły żylaste, wręcz nieludzko umięśnione kończyny. Wychodziła niespiesznie, jakby była na jakim pokazie, wysuwając pierw skąpaną w długich siwych włosach głowę o szczękach szczerzących się zębiskami i ociekających śliną, później tors, chudy nad podziw, o sterczących żebrach i sinym niezdrowym ciele i w końcu nogach muskularnych i potężnych, ale zakończonych również szponiastymi łapami. Przysiadła na ziemi w przykucu, ale nawet z tej odległości kilkunastu kroków widać było, że gotuje się do skoku. Świadczyły o tym jej napięte do granic możliwości mięśnie, wyszczerzone ostrzegawczo szczęki i coś jeszcze, coś nieuchwytnego. Coś co żaden z nich nazwać by nie potrafił, ale wiedział że jest. Jakby tylko czekała…


***

Teraz bezwzględnie proszę o 5K100
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline